Moonlight Lovers Wiki
Moonlight Lovers Wiki
Hej![]

Skoro wyszła już gra, to jadę dalej z tłumaczeniem :). Na razie dysponuję tylko połową nagranego przez Melionę (<3) odcinka z Beliathem (z filmu lepiej się spisuje jak z gry xD), mam nadzieję, że w międzyczasie ktoś nagra całość. EDIT: Skończone! UWAGA: Rozwijana lista z tłumaczeniami na górze strony tymczasowo nie jest aktualizowana, ale spokojnie, wszystkie linki znajdziecie na dole każdego wpisu z tłumaczeniem, po kliknięciu na rubrykę "Rozdziały". Przepraszam za utrudnienia! <3

Jak zwykle na początku uprzedzam że: 1. to nie jest solucja, 2. tłumaczenie jest kompletnie amatorskie, także mogą się w nim trafić drobne błędy, czy jakiś niefortunny dobór słów 3. zastrzegam sobie prawo lekkiej modyfikacji zdania, jeśli uznam, że napisane inaczej wyraża to samo co oryginał, ale lepiej brzmi po polsku.


Mała legenda:[]

- informacje, gdzie jesteśmy, co się dzieje na ekranie -
[moje uwagi do tłumaczenia, ewentualnie śmieszki]
Jak nie będę pewna, jaka forma tłumaczenia jest najbardziej akuratna, drugą umieszczę obok po /.


Miłej lektury! <3


- mamy ciemno przed oczami -
E: Moje ciało było ociężałe/ciężkie. Tak ociężałe/ciężkie, że samo pomyślenie o poruszeniu nim wydawało się niemożliwe. Dryfowałam, pozwalając moim myślom płynąć, bez skupiania się na niczym konkretnym.
E: Stopniowo pewna myśl wyłaniała się w moim umyśle. Jeśli jestem świadoma... to znaczy, że żyję, prawda?
E: Krok po kroczku, zaczynałam z powrotem czuć kończyny i odzyskałam kontrolę nad nimi., tak jakby moja krew znowu zaczęła w nich płynąć. Za moimi zamkniętymi powiekami, ciemność zdawała się wzrastać. Zaczęłam sobie uświadamiać, że leżałam na czymś całkiem wygodnym. Nawet miękkim. Jak... kanapa?
- pojawia się tło pokoju z kominkiem -
E: Ta informacja przekonała/zachęciła mnie do otwarcia oczu, choć było to dla mnie ogromnym wysiłkiem/co sporo mnie kosztowało.
E: (Wow... wszystko mnie boli. Gdzie jestem?)
E: Zmusiłam się do podparcia się na łokciach i rozejrzenia wokoło. 
E: (To wygląda jak... rezydencja?)
E: Obrazy zaczęły wracać do mnie tak szybko i były takie szczegółowe, że na chwilę zrobiło mi się słabo. Upadek. Okno, szkło, krew...
E: Ci mężczyźni...
E: Całkiem otrzeźwiała/rozbudzona, usiadłam nagle, a moje zmysły były w stanie gotowości/były wyostrzone. 
E: (Co się stało? Powinnam nie żyć! Po upadku takim jak ten... nie mogę... czułam jak odchodzę! I straciłam tyle krwi!)
E: Uderzył mnie wtedy pewien szczegół. Opuściłam wzrok i spojrzałam na swoje ręce. Nic już mnie nie bolało.
E: I na moich rękach były tylko drobne blizny...
E: (Ja... to szalone. Pamiętam wszystko i nie ma szans, żebym to sobie wymyśliła. Szkło przebijające moją skórę, cięcia, uderzenie w ziemię... Wiem, że to się wydarzyło. Więc jak mogłam się z tego "wyleczyć"?)
E: A może byłam nieprzytomna znacznie dłużej, niż mi się to wydaje?
B: Hej, czy ty mówisz do siebie, kochanie? [Eloise jeszcze nie wie, kto to jest, ale my już wiemy xD] Myślałem, że taki zwyczaj mogą mieć tylko takie stare zrzędy jak Aaron.
E: Nagły zastrzyk adrenaliny sprawił, że odwróciłam się szybko i niemal spadłam z kanapy. Instynktownie rozejrzałam się za czymkolwiek, czym mogłabym się osłonić. Nie znalazłam niczego takiego. 
E: Uśmiechający się szeroko mężczyzna stanął przede mną. Mężczyzna, którego mogłabym uznać za całkiem czarującego... gdybym tylko nie była taka przerażona.
- pojawia się wreszcie Beliath i ała, moje oczy - [wiem, powtarzam się, ale to serio boli na tym ciemnym tle XD]
B: Och, wybacz, być może powinienem najpierw uprzedzić o mojej obecności, ale jeszcze parę minut temu byłaś ciągle oszołomiona, więc...
E: Pozostałam sparaliżowana paniką jeszcze przez parę sekund, nie mogąc się zdecydować, jak się zachować. Poznawałam tego mężczyznę.
E: To on się pochylił nade mną... żeby ocalić moje życie?
- tutaj jest wybór między agresywną serią pytań, agresywną agresją i po prostu serią pytań xD Meliona wybrała to pierwsze! xD -
E: Kim jesteś?! Co ty tu robisz? Ty... co ty mi zrobiłeś?
B: Taka ostrożna wobec kogoś, kto ocalił ci życie... spodziewałem się odrobinę więcej wdzięczności, kochanie. Nawet zasługuję na całusa za to, co dopiero co zrobiłem...
E: Co? O czym do cholery ty mówisz?
B: Cóż, przynajmniej nie straciłaś swojego ciętego języka. Nie jestem fanem nieśmiałych, małych dziewczynek. Och, potrafią być bardzo namiętne, gdy już się przełamie lody, ale zbudowanie ich pewności siebie wymaga tyle wysiłku...
E: Zmarszczyłam brwi. Strach zaczął ustępować wstrętowi. Jego sposób traktowania kobiet...
E: Poważnie? Emanujesz tak wielką pewnością siebie, że jestem zdziwiona, że nie przekazujesz jej swoim podbojom tylko samym patrzeniem na nie.
E: Byłam ostrzejsza, niż zamierzałam i momentalnie się spięłam. W co ja się wmieszałam?
E: Niespodziewanie dla mnie, po początkowym zaskoczeniu, nieznajomy wybuchł śmiechem... Po czym podszedł bliżej.
- tutaj jest kilka wyborów dialogowych, które właściwie są do siebie podobne xD -
E: (Muszę chociaż trochę odzyskać kontrolę nad sytuacją.)
E: (Jeśli nadal będę pasywna, to będzie tylko gorzej. Powinnam stawić mu czoła i popatrzeć mu prosto w oczy.)
E: (W mgnieniu oka usiadł koło mnie?! Jak on może tak szybko się poruszać?)
E: Twarz tego mężczyzny była teraz naprawdę blisko mnie. Szeroki uśmiech rozciągnął się na jego przyjemnej twarzy, na którą z wystudiowanym wdziękiem opadł niesforny kosmyk. Wbrew sobie pomyślałam, że jego wysoka, smukła sylwetka i wyraz twarzy kojarzyły mi się z kotem gotowym do zabawy z myszką.
E: Sprawiał wrażenie zdecydowanego, żeby ze mną się zabawić w ten sam sposób...
B: Tak, osobowość... osobowość i urok... Może nie będziesz aż takim ciężarem, jak sądziłem....
E: Uniósł rękę, żeby ją położyć na moim policzku, przez co skamieniałam. Palcami zaczął się bawić moimi włosami, gładząc moje ramię tak, jakbym należała do niego. Jego uśmiech się rozszerzył. [jak będzie chciał wyszczerzyć się jeszcze bardziej, to zostanie mu już chyba tylko dopomóc sobie nożem]
B: Więc? Zapomniałaś języka w buzi? [chciałam tu dać "odjęło ci mowę?", bo to brzmi lepiej po polsku, ale zaraz się dowiecie, dlaczego musiałam z tego zrezygnować] Nie martw się, będę wiedział, jak odpowiednio go wykorzystać... [D:]
E: Gdy się nachylił do mnie, wszystko we mnie zaczęło krzyczeć/było zaalarmowane. Adrenalina dała mi takiego kopa, że nagle zeskoczyłam z kanapy i cofnęłam się o kilka metrów.

E: Cała spięta patrzyłam na tego mężczyznę. To mi się nie wydawało, on próbował mnie pocałować! [chyba już wiem, dlaczego na ścieżce Vladimira mi ulżyło, gdy Beliath zapowiedział, że nie zamierza podbijać do Eloise xD]
E: (Chcę uciec, ale biorąc pod uwagę, jaki on jest szybki, wątpię by był sens chociaż próbować! Nie wiem co robić... Chyba zaraz eksploduję![!!111])
- znowu wybory dialogowe, które sens mają ten sam, ale różnią się stopniem agresji XD -
E: Dość tego, natychmiast! Nie odpowiedziałeś na moje pytanie!
E: Tylko się bawisz i próbujesz zdobyć przewagę. Chcę odpowiedzi.
B: Albo co?
E: Jego rozbawiony uśmiech przywodził mi na myśl przebiegłego lisa. Przeszedł mnie dreszcz, gdy sobie uświadomiłam, że wyglądał jakby go to wszystko... bawiło. Ale nie zamierzam mu pozwolić bawić się mną. Muszę być chytra.
E: Ty mi powiedz. Zachowujesz się, jakbyś mi zrobił wielką przysługę, jakbyś... mnie znał. Ale ja nigdy wcześniej cię nie widziałam. Nawet nie wiem, kim jesteś.
B: Och, mówiąc szczerze, to już mnie widziałaś, kochanie, i niedługo poznam cię lepiej/bardziej intymnie niż ktokolwiek, kiedykolwiek wcześniej. Ale masz rację w jednej sprawie. To bardzo niegrzeczne nie znać imienia osoby, z którą się rozmawia. I ty nie powiedziałaś mi swojego.
E: (Co do... czy to żart?)
- znowu wybory różniące się tylko stopniem agresji xD -
E: (Sprawiał wrażenie zdecydowanego, żeby mnie wyprowadzić z równowagi. Równie dobrze mogę mu po prostu dać to, czego chce i pójść dalej/dać sobie z tym spokój.)
E: W porządku, jak chcesz. Faktycznie zachowałam się niegrzecznie. Jak ci to brzmi? Czy teraz mi powiesz, kim jesteś?
B: Rany, ale się na to uparłaś... W porządku, niech tak będzie. Skoro umierasz z ciekawości, to przedstawię się. 
B: Nazywam się Beliath i jestem jednym z fantastycznych mieszkańców tej rezydencji. Pomiędzy mą i tobą nie ma żadnego porównania. Wybrałaś najlepszy możliwy rocznik [w sensie jak przy winie].
E: (Mieszkańców?)
E: (Miałam nadzieję, że źle pamiętałam... ale nie... Naprawdę jest ich tam kilku.)
E: (Co ja teraz zrobię?)
B: Czy teraz zamierzasz zdradzić swoją tożsamość, kochana?
E: Ja... Hmm... nazywam się Eloise.
B: Więc, miło cię poznać, Eloise. Jestem podekscytowany poznaniem twojego imienia od kiedy, no cóż, będziemy spędzać sporo czasu razem... i jestem pewny, że znajdziemy kilka bardzo przyjemnych sposobów, by spędzić ten czas.
E: (On mnie przeraża...)
E: Nie będziemy nic robić, dopóki mi nie wytłumaczysz, co tu się dzieje. I nie jestem ci nic winna!
B: Och, nie bądź taka pewna... Mogę się trochę wysilić, ale nie przyzwyczajaj się do tego. Co chcesz wiedzieć?
E: (Wreszcie!)
E: Co... Co się wydarzyło? [dałam wcześniej "co-co się stało", ale miałam skojarzenia XD] Pamiętam, że zostałam zaatakowana i że wypadłam przez okno... spadłam na podwórze...
E: Moja historia wypowiedziana na głos zabrzmiała dziwnie, niemal naciąganie. Poczułam, że moje policzki zaczęły płonąć. W obliczu drwiącego uśmieszku tego mężczyzny, miałam wrażenie, że wszystko co mówiłam, było głupie.
E: Byłam ranna... Umierałam...
E: Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Odgoniłam to od siebie, bo nie chciałam o tym znowu myśleć.
E: I ty tam byłeś... wraz z innymi ludźmi... Nie pamiętam zbyt dobrze, co mówiliście, ale poprosiliście mnie o wybór... a ja wybrałam ciebie.
E: Jego twarz nie drgnęła/nie zmieniła się, podobnie jak jego uśmiech. [w tłumaczeniu Vladimira, to ja tak tylko żartowałam, że usta nie są częścią twarzy, ale najwidoczniej ktoś w Beemoovie naprawdę tak uważa XD] Czułam się coraz bardziej i bardziej niekomfortowo, ale skoro nic nie mówił, to dokończyłam moją opowieść.
E: Nie wiem, co zrobiłeś... ale wszystko pochłonęła ciemność, a potem obudziłam się na tej kanapie.
B: Cóż za historia, co nie? [Trudno się pozbyć tego skojarzenia , nawet Beliath jest trochę podobny xD] Najprawdopodobniej wstrząsająca bardziej niż cokolwiek, co dotychczas doświadczyłaś w swoim życiu. A to dopiero początek.
- tutaj wybór dialogowy -
E: ("Początek"? Początek czego? Co tu się do cholery dzieje?)
E: Nie, mam nadzieję, że nie. Prawdę powiedziawszy, mam tego już dość na całe życie. Moje życie już jest dostatecznie skomplikowane i bez tego.
B: Och, wybacz! Musisz być prawdziwie udręczoną, buntowniczą księżniczką. Na pewno to cię doprowadziło do odwiedzenia tej przerażającej, opuszczonej rezydencji, czy mam rację?
E: Poważnie, dlaczego jesteś taki? Nic ci nie zrobiłam!
E: Nagle straciłam cierpliwość. Ta słowna potyczka mnie wyczerpywała i miałam wrażenie, że mogła trwać w nieskończoność. Nie dowiedziałam się niczego nowego i ten mężczyzna ciągle mnie przerażał.
E: Chciałam stąd wyjść. Im wcześniej, tym lepiej.
E: (Lepiej trzymać głowę nisko. Nie wiem, czego on chce, więc równie dobrze mogłam udawać, że się poddałam i szybko stąd wyjść.)
E: Słuchaj. Nie powinnam tutaj przychodzić i nie wiedziałam, że rezydencja jest zamieszkana, dobra?
E: (Zamieszkana przez dzikich lokatorów... Nie będziesz zachowywał się tak dumnie, gdy tu wrócę i cię stąd wyrzucę.)
E: Zamierzam stąd wyjść. Przepraszam za wszelkie niedogodności. Dzięki za... pomoc. Już sobie idę.
E: Odwróciłam się na pięcie i skierowałam do drzwi, które zobaczyłam, mając nadzieję, że prowadziły do holu, który pamiętałam. To będzie długi spacer do Miasteczka [mają tu nie tylko Las, ale też Miasteczko][w zasadzie to powinna być Wioska, ale Miasteczko ładniej brzmi :D]. Im szybciej stąd wyjdę, tym lepiej się poczuję.
E: Ale ciasny uchwyt zamknął się na moim ramieniu i zatrzymał mnie. Odwróciłam się, a moje serce biło mocno/dziko. Ten mężczyzna znowu się koło mnie zmaterializował.
E: Jego dłoń pewnie otaczała moje ramię, jak łańcuch, którego kłódka właśnie się zamknęła.
B: Słuchaj, mam do powiedzenia ci sporo rzeczy, ale od kiedy wszedłem, patrzysz na mnie jak owca spodziewająca się pożarcia. To nie w moim stylu, słodziutka. [no bo swoim zachowaniem wcale nie stawiasz tej biednej dziewczyny pod ścianą, heh...]
E: Zagiętym palcem zaczepił o moją brodę i pociągnął za nią do góry, aż spotkały się nasze spojrzenia. Jego uśmiech nie zniknął. Przesunął palec i musnął nim moje usta. [to obowiązkowa rzecz, jaką należy zrobić przed tym, gdy się chce komuś coś wyjaśnić, wiadomo! Wy tak nie robicie?]
B: Nie sądzę, byś mogła teraz odejść. Ale moglibyśmy pójść w jakieś bardziej zaciszne/intymne miejsce... by o tym porozmawiać. Zrobię ci małą wycieczkę. Zobaczysz, niedługo poczujesz się tu komfortowo.
E: Jego uśmiech się powiększył, odsłaniając przy tym zęby, po czym odwrócił się i pociągnął mnie w stronę drzwi, które wcześniej zamierzałam otworzyć. Mogłam tylko za nim podążać.
E: Ale uderzył mnie pewien szczegół. Szczegół tak niedorzeczny, że mogłam go tylko sobie wymyślić.
E: (Jego zęby... wyglądały, jakby miał... kły?)
- idziemy do holu -

E: (Wejście... Rozpoznaję je teraz.)
E: (Czuję się naprawdę niekomfortowo. Wspomnienia wracają na powierzchnię... Obawiam się tego, co mi się przypomni w innych pokojach.)
E: (Co z tym chłopakiem, który mnie zaatakował? Kim się stał?)
- tutaj jest wybór dialogowy, jak podpytać Beliatha o Ivana -
E: (Nie czuję się bezpieczna, wolałabym wiedzieć, gdzie on jest.)
E: Tak przy okazji... Ten chłopak, który... Znaczy ten, który mnie zaatakował, czy on ciągle jest gdzieś w pobliżu?
E: Będziesz miała mnóstwo czasu później, by się tym martwić, kochana. Obecnie jednak to ja potrzebuję twojej pełnej uwagi. Tak, jak ty masz moją...
E: Mruczący ton jego wypowiedzi sprawiał, że czułam się coraz mniej komfortowo... I nagle poczułam, jak jego ręka zsunęła się w kierunku moich pleców, na sukienkę. Na szczęście odgłos kroków dał mi powód do rozproszenia. Rozejrzałam się i odsunęłam się od niego.
- pojawia się Raphael -
R: Już zaczynasz, Beliath? Ta młoda dama spędzi z nami trochę czasu i powinieneś ją tu komfortowo wprowadzić, zamiast się zachowywać jak świnia [to moja interpretacja, bo Raphael mówi o zachowywaniu się jak szynka, a od szynki do świni niedaleko XD][a tak w ogóle, to Rafciu, kochany jesteś <3]
E: (Och...)
E: Ten mężczyzna zdawał się zupełnie inny od Beliatha. Tylko przez jego pojawienie się, naszło mnie poczucie spokoju. Wspomnienia o nim wróciły do mnie we fragmentach... Sprawiał wrażenie miłego. Odprężyłam się nieco.
E: Dzień dobry...
E: (Albo dobry wieczór?)
B: Och, odczep się Raphaelu. Doskonale o nią zadbałem, nie martw się. Poza tym, w końcu to mnie wybrała. Jesteś zaznajomiony z moim królewskim urokiem.
R: Och, tak, tak jak my wszyscy tutaj i wszystkie kobiety w promieniu pięćdziesięciu mil stąd. Właśnie dokładnie dlatego ci przypominam o tym, jak powinieneś się zachować. [jeśli Raphael będzie na swojej ścieżce choć w połowie tak dobry, jak na ścieżkach innych, to chyba będę w Beemoov rzucać pieniędzmi, aż uzbieram wszystkie ilustracje z nim, serio]
E: (Hehe... Myślę, że zaczynam doceniać tego gościa.)
B: A teraz nam wybacz, ale właśnie zamierzałem pokazać tej uroczej młodej damie jej pokój...
R: Jej pokój, czy twój?
E: (Chwileczkę, jak to "twój"?)
E: (Patrząc po tym, jak Beliath się skrzywił, Raphael najwidoczniej trafił w dziesiątkę. O rany... muszę nieustannie uważać.) 
B: Jej, oczywiście. Boli mnie, że tak we mnie wątpisz!
R: Tak, pewnie. Przy okazji, Vladimir też miał niedługo schodzić, bo chce z tobą porozmawiać. Trafisz na niego, jeśli pójdziesz na górę. 
B: Świetnie. Co tym razem nasz arystokrata zamierza mi powiedzieć?
E: ("Vladimir"? Który to może być?)
E: (Oby to nie był ten, który mnie zaatakował... Nie wiem, jak bym zareagowała, gdybym go spotkała.)
- jest wybór między zapytaniem o to Beliatha albo Raphaela, albo próbą ucieczki. -
E: Przepraszam, ale... ten Vladimir, kto to jest?
B: Niedługo się tego dowiesz. Są sprawy ważniejsze od tego, kochanie.
E: W tym momencie poczułam ramię Beliatha wsuwające się pod moje, w ruchu, który normalnie uznałabym za uprzejmy... gdyby miał inny kontekst. Poczułam się znowu złapana, jak więzień zaborczego ramienia, gdy Beliath z dumą uniósł brodę.
R: Nie ma sensu się zachowywać, jakbyśmy zamierzali ci ją ukraść, Beliath. Jest twoim Kielichem, nie naszym. Vladimir bardzo dobrze o tym wie.
E: (Hę? Kielichem? O czym on mówi?)
B: To go nie powstrzyma przed uczynieniem mojego życia nieszczęśliwym/przed utrudnianiem mi życia.
R: Tak czy siak spotkasz go za parę minut, równie dobrze sam ci to wyjaśni.
B: Dobra, wystarczy! Vladimir, kochanie, całkowicie panuje nad tą rezydencją. Jest przekonany, że zarządza nią po mistrzowsku.
E: To znaczy?
R: Gdyby Beliath mógł odsunąć na bok swoją zgorzkniałość choć na chwilę, wtedy by ci powiedział, że Vladimir jest tym, który jako pierwszy się wprowadził do tej rezydencji, osiemnaście lat temu. My trafiliśmy tutaj później... Ale sądzę, że dowiesz się o nas więcej, mieszkając tutaj.
E: (Osiemnaście lat temu? Zaraz, to znaczy, że przybył tutaj w podobnym czasie jak moi rodzice umarli?) [przypadeg?]
E: Widząc przed oczami moich rodziców, otworzyłam usta, by zadać więcej pytań, ale wtedy Beliath pociągnął mnie w stronę schodów, prowadzących na piętro. Próbowałam się odwrócić, by spojrzeć na Raphaela... ale bezskutecznie.
B: Zajmiemy się tym później i tak. Widzę twarz Vladimira dostatecznie często, by móc sobie odpuścić robienie o nim wykładu.
E: Beliath odwrócił się do mnie i zamarłam, zaskoczona widoczną złością w jego oczach.
E: (Tym razem nie żartuje... Nie wiem, co się dzieje między nimi, ale Beliath sprawia wrażenie, że go nienawidzi.)
B: Jeśli chodzi o mnie, to im mniej widzę Vladimira, tym lepiej i tego samego oczekuję od ciebie. Czy wyraziłem się jasno?
- tu jest wybór między buntem, dziwieniem się, o co Beliathowi chodzi i nie wychylaniem się, żeby go nie drażnić -
E: (Na litość boską, kim on myśli, że jest? Nie jestem jego rzeczą!)
E: Nawet nie znam tego gościa i już zabraniasz mi spotykania się z nim? Nie należę do ciebie!
B: W ogóle nie potrzebujesz nic wiedzieć na ten temat. Po prostu bądź posłuszna i wszystko będzie dobrze.
E: Wtedy równie nagle jak się zdenerwował, tak uśmiech rozświetlił jego twarz i drapieżne spojrzenie zostało zastąpione zagrożeniem, które z niego wcześniej sączyło/wydzielało [yyyy... to brzmi tak... fizjologicznie :v. umówmy się, że nic nie wydzielał, tylko emanował, okej?]
B: Chodź, z odrobiną szczęścia będę mógł w spokoju pokazać ci twój pokój. Zobaczysz, spodoba ci się.
E: (Wątpię w to... i nie zamierzam zostać tu długo.)
E: (Więc, tutaj też nic nowego. Ale jeśli będziemy szli dalej, na trzecie piętro, to mi to pasuje. To jest bliżej do wyjścia) [jestem ciekawa, jakim cudem trzecie piętro jest bliżej wyjścia, ale dunno, może Eloise spodobało się wychodzenie oknem?]
- przenosimy się na korytarz na piętrze -

B: Więc, na tym piętrze nie będziesz samotna, słodziutka.
- tu jest wybór między poproszeniem, żeby przestał ciągle ją jakoś nazywać i klnięciem sobie na to pod nosem -
E: Słuchaj, mógłbyś przyhamować z tym nazywaniem mnie [inaczej jak po imieniu]
E: Znasz moje imię i myślę, że ono jest najodpowiedniejsze, więc go używaj.
B: Ach, im więcej protestujesz, tym chętniej będę cię inaczej nazywał, kochana. Lubię kobiety z charakterem. Nie zmieniaj się. [jak to ma się do żądania sprzed chwili, by była posłuszna? xD]
E: (Fuj... możesz śnić dalej.) [podejrzewam, że ta odpowiedź była skrojona pod jakiś inny wybór dialogowy, bo pasuje tutaj jak pięść do oka xD]
E: Dobrze, to gdy powiedziałeś, że nie będę tu sama, to co miałeś na myśli? Zamierzasz rozbić obóz na korytarzu?
B: To byłoby diabelnie niewygodne i totalnie bez klasy. Tym bardziej, że wystarczy ci tylko kilka kroków, żeby trafić do mojego pokoju...
E: Co?
B: Pokażę ci.
B: Więc, mój pokój jest tutaj. Oczywiście, gdybyś chciała wpaść i mnie odwiedzić, to się nie krępuj... Pokażę ci wszystkie zakamarki [normalnie nie używam fejsbukowych emotek, ale po tym tekście od razu pomyślałam o tej]
E: Na razie mi wystarczy, dzięki.
B: Po drugiej stronie korytarza jest pokój Aarona. Wysoki, ciemnoskóry gość z rękami jak pnie drzew. Często bywa na zewnątrz, ale pewnie niedługo go spotkasz.
B: Następne drzwi należą do Ethana. Mała porada - im rzadziej będziesz z nim przebywać, tym lepiej. Nie jest w ogóle poruszony twoim przybyciem.
E: To dobrze. Jestem w tej kwestii równie rozentuzjazmowana co on. Pewnie się dobrze dogadamy, nie sądzisz?
B: Ethan jest dość... można powiedzieć asocjalny. Właściwie to ledwie znosi ludzi i lubi testować ich reakcje.
E: (Ludzi? Co to ma znaczyć?)
E: Wrócił do mnie obraz jego kłów. Odgoniłam to szybko od siebie, ale gdzieś głęboko we mnie zaczęła się rozgaszczać wątpliwość, której ciągle nie chciałam słuchać. Byłam już za stara na wiarę w zjawiska nadprzyrodzone.
E: (Ale... jeśli...)
E: (Nie. Stop. To szalone.)
V: W końcu udało ci się ją przekonać, żeby się zamknęła, Beliath? [hę? przyznaję się, że nie do końca rozumiem wtf] Słyszałem twój głos przez całą noc i nie jestem pewny, czy długo zniosę paplaninę waszej dwójki.
E: Szybko się odwróciłam, by zobaczyć nowoprzybyłego. Poczułam się urażona, bo wystarczy mi już samego udręczania przez Beliatha.
- na ekranie pojawia się Vladimir -
E: (Och... Tego się nie spodziewałam. Wygląda jak dżentelmen z epoki wiktoriańskiej. Biorąc pod uwagę jego agresję, wyobrażałam go sobie inaczej. Ten gość jest prawdziwym arystokratą.)
E: (Chwileczkę. Arystokrata? Jak niesławny Vladimir?)
B: Vladimir! Nie bądź taki mściwy, wiem jaki jesteś zagubiony beze mnie...
V: Taaak, oczywiście. Co tutaj robisz, nie miałeś przypadkiem jej pokazać należącego do niej pokoju?
B: Jeśli nie zauważyłeś, to jest już na końcu korytarza. Nie martw się, już jej odradziłem spędzanie czasu z twoim zakurzonym, starym truchłem. Wszystko, czego potrzebuje, znajdzie u mnie.
V: Najprawdopodobniej najpierw dorobi się wrzodów. Zachowaj sobie moje uwagi/ostrzeżenia, Beliath. Kielich nie jest zabawką do twojej dyspozycji. Nie zgodziliśmy się na to rozwiązanie, żeby ona skończyła jako twoja niewolnica.
E: (Ej, stop!)
- tutaj jest wybór spytania Vladimira albo Beliatha, albo ogółem poruszenia tematu Kielicha -
E: Poczekajcie chwilę! Już kilkukrotnie słyszałam o "Kielichu" i o czymś, co sprawia, że należę... do tego mężczyzny? To niedorzeczne! Nie należę do nikogo!
V: To jeszcze nic jej nie wyjaśniłeś? To o czym, do cholery, tak głośno gadałeś? Zamiast flirtowania, wykonaj swoje zadanie!
B: Ej, to ja mam to zrobić i nie potrzebuję do tego twoich porad, Vladimir. Po prostu zejdź mi z drogi i pozwól pokazać jej pokój, gdzie będę mógł z nią o tym porozmawiać.
V: W porządku, po prostu wiedz, że mam cię na oku.
B: Tak, tak, cokolwiek.
E: Mocne popchnięcie z tyłu zmusiło mnie do pójścia do przodu. Dłoń Beliatha została na moich plecach. Zmuszona do przejścia obok Vladimira, zesztywniałam. Obserwował nas bez słowa, podczas gdy my szliśmy do mojego osławionego pokoju.
E: (Dobra, teraz muszę przyznać, że zaczynam naprawdę mieć ochotę w nim odpocząć...)
- wchodzimy do POKOJU RÓŻ -

E: (Och... Cóż... w sumie jest ładny! Spodziewałam się raczej jakiejś rudery... albo czegoś naprawdę przerażającego.)
E: (W świetle dnia pewnie jest nawet ładniejszy.)
B: Oto twój pokój, kochanie. Jest cały twój.
E: Ledwie przekroczyliśmy drzwi i zniknął Vladimir, Beliath powrócił do swoich manier Don Juana. Zauważyłam już parę szczegółów, takich jak to, że gdy jest poważny, to nie używa w moim kierunku tych nieznośnych pseudonimów. Na razie jednak wcale tak nie jest.
B: Czarujący, prawda? Widzisz, nie jestem katem. Chcę dla ciebie wszystkiego co najlepsze, kochanie... Jestem tutaj dla ciebie.
E: (Co ty wiesz?!)
- tu jest wybór -
E: Więc na pewno masz teraz niewątpliwą chęć odpowiedzi na wszystkie moje pytania? Na przykład o co chodzi z tym Kielichem?
B: Dojdziemy do tego, kochanie, nie powinnaś być taka niecierpliwa. Wszystko w swoim czasie.
E: (Zejdź na ziemię. Takie coś mówi mi ktoś, kto dopiero co chciał mi pokazać swój pokój?)
B: Teraz jest pora na rozmowę o poważnych sprawach.
E: Byłam zaskoczona. Spodziewałam się więcej dokuczania albo kolejnego podrywu i już się zastanawiałam, jak przed tym uciec, ale on wrócił do powagi, którą okazywał przy pozostałych mieszkańcach rezydencji.
E: Zastanawiałam się, czy jedna z tych dwóch stron jego osobowści była fałszywa, a druga prawdziwa...
E: Niemniej ożywiłam się, bo wreszcie mieliśmy przejść do sedna spraw.
E: Tak, to świetnie. Mam nadzieję, że masz świadomość, że to wszystko jest szalone? Tak naprawdę to nie zamierzasz mnie zatrzymywać w tej rezydencji, prawda? To byłoby nielegalne.
E: (Znaczy... tak mi się przynajmniej wydaje.)
B: Wyjaśnijmy sobie parę rzeczy, kochanie.
E: Nie podobał mi się ten jego uśmiech. Zupełnie jakby to był jakiś żart, który tylko on rozumie.
B: Świat i ludzkie zasady nie mają nic do powiedzenia w tej rezydencji. Mogłabyś tego uniknąć, gdybyś nie była taka głupia, by się tu zapuszczać i skończyć naprzeciwko Ivana.
E: (Jak się domyślam, chodzi o mojego napastnika. Najchętniej kazałabym mu się wynosić, ale potrzebowałam odpowiedzi.)
B: Wypadając przez okno, spadłaś w coś więcej jak powietrze. By cię uratować, musiałem użyć sposobu, który był... dość niekonwencjonalny.
E: Jego uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej. Moje serce zaczęło bić szybciej [ale nie z miłości].
E: Nie ma wątpliwości, jego kły są o wiele dłuższe niż u przeciętnej osoby.
E: Ale tak nie mogło być... o czym ja myślę. To niemożliwe. Mimo że przez całe życie byłam zanurzona w zjawiskach nadprzyrodzonych i pasjonowałam się wyimaginowanymi światami oraz fantastycznymi stworzeniami, to ciągle znałam różnicę między fantazją a rzeczywistością. Między mitem a prawdziwym życiem.
B: Myślę, że zaczynasz rozumieć. Trafiłaś do świata, do którego drzwi zazwyczaj są zamknięte. Dla ludzi nie ma tu miejsca, chyba że w ich podstawowej roli, jeśli można to tak ująć.

- tu jest wybór -
E: Roli? Jaka roli? Nie zamierzam grać żadnej roli w tej historii, niezależnie od tego, co masz na myśli, tak mówiąc.
E: (Bardzo dobrze wiem, że zostanę tu tylko na trochę... On mnie przeraża. Naprawdę mnie przeraża. Nienawidzę jego głosu i uśmiechu. Bawi się ze mną.)
B: Och, proszę cię, wiesz tak samo dobrze jak ja, że już poznałaś odpowiedzi na twoje pytania. Więc, podejdź do mnie bliżej, kochanie... Mogę dać ci mały przedsmak świata, do którego otworzyłaś drzwi.
E: Beliath w uśmiechu odsłonił zęby i zbliżał się do mnie, demonstracyjnie pokazując, że miał... kły!
E: (Nie ma mowy! Jego kły są naprawdę prawdziwe? [bohaterka naprawdę tak pomyślała, także to nie jest z mojej strony przypadkowy pleonazm xD] Ale chyba mnie nie ugryzie, prawda?)
E: (Mam tylko chwilę, żeby się na coś zdecydować! Co powinnam zrobić?!)
- jest wybór między uniknięciem Beliatha, odepchnięciem go i staniem w miejscu, padło na odepchnięcie -
E: (Nie ma mowy, bym pozwoliła mu się tak traktować. Nieważne, jakie będą konsekwencje, nie dam mu się dotknąć!
E: Beliath był już naprawdę blisko mnie. Bez zawahania, wyciągnęłam ręce do przodu i odepchnęłam go na kilka kroków, Trzymałam ręce nisko, ale dłonie zacisnęłam w pięści, a brodę uniosłam wyzywająco.
E: Nie wiem, co zamierzasz zrobić, ale możesz śnić dalej. Nie jestem kruchą, małą dziewczynką, z którą można robić co się chce.
B: No proszę, niezłe pchnięcie! Więc lubisz na ostro, kochanie? Postaram się to zapamiętać. [jak się wybierze unik, to reakcja jest podobna, ale Beliath komentuje zwinność bohaterki i stwierdza, że ma parę pomysłów, jak to później wykorzystać]
E: Wygląda na wstrząśniętego moim oporem, nawet jeśli udało mi się go odepchnąć tylko parę kroków. Jest o wiele silnieszy, niż można by przypuszczać po jego smukłej sylwetce.
E: (Nie wygląda, by mu to przeszkadzało... Wygląda na to, że ta sytuacja bardzo go bawiła.)
E: Patrzeliśmy na siebie przez kilka sekund. Beliath przesunął powoli językiem po swoich kłach, co sprawiło, że nieświadomie zadrżałam. Dotknął ostrych końcówek i przycisnął do nich język, ani na chwilę nie spuszczając ze mnie wzroku, jakby to miała być jakaś groźba.
E: Po tym jego drapieżne spojrzenie zniknęło i pojawił się z powrotem czarujący uśmiech.
B: Szczerze, to obawiałem się, że będę z tobą strasznie się nudził, ale chyba się pomyliłem. Jesteś niesłychanie zadziorna. Lubię kobiety z mocnym charakterem.
E: Więc po prostu idź i znajdź sobie jakąś!
B: Nie wyglądasz na wrażliwą, to doskonale. Myślę, że gdybyś zaczęła płakać po tym, jak się zorientowałaś, że od teraz będziesz mieszkać w rezydencji pełnej wampirów, to mimo najszczerszych chęci, nie mógłbym się napić twojej krwi, bo byłaby zupełnie bez smaku jak woda.
E: Zamarłam. Czas się zatrzymał w miejscu.
E: Mój mózg znowu odpłynął, próbując zrozumieć, co ja właśnie usłyszałam. Próbowałam się uspokoić, być racjonalna, ale świat nieustannie kręcił się w mojej głowie.
E: Wampir. Wampir. Wampir.
E: I ten jego uśmiech, który z każdą sekundą robił się coraz większy [przez ten nieustannie rozszerzający się uśmiech Beliatha mam reminescencje jak z Wietnamu, tylko że ze sceny seksów Gardii z Ezem, gdy ona ciągle coraz bardziej i bardziej zaciskała uda -,- znowu słyszę ten gruchot miażdżonych kości]
B: Tak, dobrze usłyszałaś, właśnie tym jesteśmy. Zupełnie tak jak w książkach... albo prawie jak. Ale będziemy mogli znowu porozmawiać o tobie. Teraz chyba rozumiesz, dlaczego twoja obecność tutaj była bardziej niż kłopotliwa.
E: W... Wa... ale... one nie istnieją...
B: Jeszcze tylu rzeczy nie wiesz. Nawet więcej, bo w nowoczesnych czasach zupełnie stracono całą wiarę w zjawiska nadprzyrodzone i magię. Cóż, to z magią jest usprawiedliwione... ale reszta... twoi przodkowie zostawili ci mnóstwo dowodów.
- tu jest wybór dialogowy -
E: To są tylko legendy i zabobony, jak możesz to traktować jako dowód?
E: Są dziesiątki fanatyków, którzy biorą się za takie rzeczy [tłumaczenie niepewne]. Więc, udowodnij mi, że jesteś... wampirem. Nie uda ci się to, ponieważ nie ma czegoś takiego.
B: Taka jesteś tego pewna? Ludzie zawsze się bali nocy i ciemności. Zawsze walczyliście z ciemnością ogniem i zamykaniem drzwi. Miasta teraz są rozświetlone przez całą noc, by chronić was przed wszystkim, co mogłby się kręcić w okolicy.
E: To nic nie znaczy!
B: Naprawdę? Jestecie takimi dumnymi istotami, zaplątanymi w swoich przekonaniach. Wielu z nas po przemianie zachowuje tę cechę. Zauważysz to, spędzając czas z innymi.
E: Przemianie? "Przemieniacie" ludzi?
B: Oczywiście. Kły nie są tylko dekoracją. Mamy wielkie moce, a przemiana jest prawdopodobnie największą z nich, nawet jeśli używamy jej bardzo rzadko, bo ma zbyt wiele ograniczeń. Czy myślisz, że gdybym miał wybór, to obciążyłbym się tobą?
E: Zimny pot spłynął po moich plecach.
E: Byłam pewna, że umierałam. Pomimo moich wątpliwości, zdezorientowania i pomieszanych wspomnień, nigdy nie zapomnę tego bólu, który czułam, ran na rękach i połamanych przez upadek kości.
E: Kiedy dokonałam wyboru, co tak naprawdę zrobiłam? Co się stało?
E: Co ty... co ty mi zrobiłeś?
B: Och, zmieniasz strategię? Domyślam się, że masz na myśli swój upadek. W każdym razie cieszę się, widząc, że wyzdrowiałaś. Znałem teorię przekształcania kogoś w Kielich, ale szczerze, to nie sądziłem, że to naprawdę się uda.
E: Spojrzałam w dół na moje ręce. Blizny, które jeszcze godzinę temu były lekko zaczerwienione, teraz już właściwie zniknęły.
E: Czy to, że nie mogłam wstać i się ruszać, było związane z procesem... leczenia? Moje ciało samo się naprawiało?
E: Jak mogłeś... Powinieneś zabrać mnie do szpitala! To był jedyny sposób!
B: Albo i nie, jak widzisz. Nie żebym się z tego cieszył, ale Vladimir się nie mylił. Lepiej, że żyjesz, bo to oznacza dla nas wszystkich mniej problemów. Dla wszystkich, oprócz mnie.
E: W mojej głowie kawałki układanki zaczęły składać się w całość. Wraz z tym słowem, które ciągle bezlitośnie wracało.
E: Kielich...
E: Ciągle powtarzasz to słowo... Kielich. I odnosisz je do mnie. Czy ty mnie zmieniłeś... czy ja...
E: Zapiekły mnie policzki. Czułam się groteskowo, ale nieświadomie uniosłam rękę do piersi, wstrzymując oddech. Po tym się odprężyłam.
E: Moje serce biło, więc byłam żywa. [ja jeszcze bym się nie cieszyła, bo bicie serca nic nie oznacza, skoro tutejsze wampiry potrafią się rumienić :O]

B: Och, dochodzimy już do najlepszej części. To serce naszego nowego związku, kochanie. Nie sądziłem, że kiedyś w coś takiego się zaangażuje, no ale zobaczymy jak to będzie...
E: Co to znaczy?
B: Umierałaś. Nie było mowy o tym, żebyśmy skończyli ze zwłokami w naszych rękach. Musielibyśmy się pozbyć twojego ciała i niewątpliwie policja trafiłaby tutaj w trakcie poszukiwań.
B: Więc żeby tego uniknąć, podjęliśmy trudną decyzję, która była jedynym sposobem, by cię uratować. Ugryzłem cię, żeby cię zmienić w Kielich. Spokojnie, nie jesteś wampirem... ale nie jesteś już także człowiekiem.
- tu jest wybór między dopytywaniem, a sarkazmem xD -
E: Tak, oczywiście. Może to właśnie w taki sposób podrywasz dziewczyny?
E: Mówiąc im, że są tak niesamowite i tak ci się spodobały jako wampirowi, że już nie są ludźmi, bo przemieniłeś je w "Kielich"? [ta linijka jest tak bezużytecznym wydatkiem PA, że aż mi smutno]
B: Ach, lubię kąśliwą ironię, ale zapominasz o jednej rzeczy, kochanie. Skąd się wzięło to twoje cudowne ozdrowienie?
E: To... to...
B: No dobra, posłuchaj mnie teraz. Przemiana kogoś w Kielich jest dość zawiła. Nawet nie byliśmy pewni, czy rzeczywiście przeżyjesz. To wymaga przywiązania człowieka... do wampira. To wyjątkowa i bardzo silna więź, która nie może być przerwana, i która będzie nas łączyć już do końca życia. W moim przypadku, całą wieczność.
E: (Czy to oznacza, że naprawdę jestem... "jego"? Na zawsze?!)
B: To oznacza, że od teraz twoje życie jest całkowicie zależnie ode mnie. Żyjesz, tylko po to by wypełniać obowiązki wypływające z tej więzi. Będę się tobą karmił i z tobą zabawiał. Jak widzisz, łączy nas coś intymniejszego niż zwykłych kochanków.
E: Tyle, ile zdążyłam się zorientować, jesteś ekspertem w tym temacie.
B: To jest mój magnetyzm/urok osobisty. Szybko się nauczysz.
E: (Nie mogłam wyczuć, czy nie dostrzegł sarkazmu w mojej wypowiedzi, czy sam również odpowiadał mi z sarkazmem.)

B: W skrócie, zawdzięczasz mi życie i z tego powodu należysz teraz do mnie. Nie możesz opuścić tej rezydencji. Twoje dawne życie się skończyło, zapomnij o nim. [tę linijkę przez przypadek przeklikałam i już myślałam, że przepadło, ale z odsieczą przybyła Deviss, dzięki! <3]
E: Wściekła, otworzyłam usta, by znowu zaprotestować, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Beliath stanął przede mną i położył palec na moich ustach. Zamarłam jak jeleń w światłach nadjeżdżającego samochodu.
E: Coś w głębi mnie krzyczało, żebym nie ruszyła się nawet o milimetr.

B: Shhh... [takie uciszające] Później będziemy mieli czas, by o tym porozmawiać. Nie zamierzam dla ciebie zmieniać moich przyzwyczajeń, więc skoro już cię umieściłem w twoim pokoju, to teraz będziesz miła i trochę odpoczniesz. Jutro wrócimy do tej rozmowy.
E: Ale... [bardzo dobrze wydane 30 PA xD]
E: Beliath zabrał palec z moich ust, ale pochylił się tak bardzo, że przez chwilę myślałam, że zamierzał mnie pocałować, on jednak tylko tak stał z twarzą blisko mojej, jakby się napawał tym, że może tak nade mną dominować.
B: Jutro. Teraz śpij. Przyda ci się.
E: Palcem przesunął w dół mojego policzka, w geście władczości [nie wiem, jak to ująć jednym słowem, to miał być taki gest podkreślający, że Eloise należy do niego xD może potem coś lepszego przyjdzie mi do głowy, to poprawię <3]. Po tym najwyraźniej prezentacja się zakończyła, bo odwrócił się na pięcie i odrzucił włosy do tyłu, po czym krokiem zdobywcy wyszedł z mojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.
E: Ani razu nie obejrzał się przy tym.
E: Wreszcie byłam... sama.
E: (Czułam się, jakbym teraz rozumiała jeszcze mniej z tego, co się tu dzieje. Muszę sobie zorganizować ucieczkę, bo to wszystko jest po prostu niemożliwe. Muszę pójść na policję i odzyskać moją własność.)
E: (Muszę się wykraść, kiedy oni wszyscy będą spać... znaczy, jeśli naprawdę są wampirami, to jutro rano.)
E: (Właściwie to równie dobrze mogłam pójść za poradą tego wysokiego szalonego gościa i spróbować się przespać. Nie czuję się najlepiej...)
E: Po dwukrotnym przekręceniu klucza w zamku w moich drzwiach, wyczerpana wsunęłam się pod kołdrę, szczęśliwa z tego powrotu do odrobiny normalności i komfortu. Wtuliłam i ukryłam twarz w poduszcze... to zawsze dla mnie było swego rodzaju schronieniem.
E: Wiedziałam, że zasnę, jak tylko opadnie ze mnie adrenalina po rozmowie twarzą w twarz z Beliathem i weźmie nade mną górę zmęczenie. Powtarzałam ciągle w głowie tę rozmowę. Mój umysł się w tym plątał i gubił. Nie wiedziałam już w co wierzyć i co myśleć.
E: Ale, pomimo wszystko, jeden szczegół mnie męczył.
E: Jak się wyleczyłam? Jak udało mi się przeżyć?
E: Zasnęłam bez poznania odpowiedzi na to pytanie, będąc nawiedzaną przez obraz długch kłów, które Beliath obnażył w drapieżnym uśmiechu, powodującym u mnie dreszcze.

E: (Moja głowa... Czuję się, jakbym spała cały dzień... Kręci mi się w głowie) [kac po za długiej drzemce to najgorsza rzecz na świecie :x]
E: (Zaraz... Nadal jest ciemno?)
E: Zawsze miałam dar bardzo szybkiego rozbudzania się i teraz nie było dla niego wyjątku. Natychmiast usiadłam prosto na łóżku, a moje zmysły były zaalarmowane.
E: Nie miałam wątpliwości, że wystrój wokół mnie był dokładnie taki sam jak w chwili, gdy przykładałam głowę do poduszki. Miałam wrażenie, że to się wydarzyło ledwie chwilę temu.
E: Ale... to niemożliwe. Jestem pewna, że śniłam, bo pamiętam strzępki [snu]... i myślę... że się obudziłam w pewnym momencie.
E: Moje serce zamarło. Przypomniałam sobie.
E: Pod wpływem dziennego światła wybudziłam się na chwilę, bo przeszkadzała mi ta jasność. Ale kiedy się odwróciłam, z powrotem zapadłam w sen.
E: Mój boże.
E: Nieprawdopodobne... Przespałam cały dzień! Nie obudziłam się! Nadal tu jestem!
E: Wątpię, by ten cały Beliath pozwolił mi się wymknąć. Chyba że oni wszyscy jeszcze śpią?
E: (Cóż, nie mam czasu do stracenia, być może mam jeszcze szansę. Muszę się pospieszyć!)
- wychodzimy na korytarz -
E: (Korytarz jest całkowicie opustoszały. No to idę, z odrobiną szczęścia...)
- pojawia się Vladimir -
E: (Och nie... Nie. To nie ma sensu. Tam stoi ten mężczyzna z wczoraj, którego Beliath nienawidzi... Jak on się nazywał?)
V: Och, obudziłaś się? Niezła synchronizacja, zwykle to ja jestem pierwszy. Widzę, że twoje rany już właściwie zniknęły. To dobrze.
E: Spojrzałam w dół na moje ręce. Całkowicie zapomniałam o moich bliznach i to nie bez powodu, bo tak wyblakły, że trudno je teraz odróżnić od żył [yyy... ciało Eloise goi się jakoś dziwnie, skoro blizny jaśnieją do stanu, w którym przypominają żyły XD]
E: Och, tak... racja...
E: (Co mogę mu powiedzieć? Czyż nie wyglądam sprytnie, tak stojąc, gdy mój plan miał polegać na ucieczce. Może nadal mogę się koło niego prześlizgnąć?)
- tu jest wybór między podpytaniem Włodka o zwyczaje, a przyznaniem, że ciągle się jeszcze gubi w rezydencji -
E: Ja... um... Ciągle się gubię w tej rezydencji, nie przyzwyczaiłam się jeszcze do niej...
V: Nie martw się, szybko się przyzwyczaisz. Powinnaś trochę tu pochodzić/pozwiedzać.

V: Dopóki Beliath nie zejdzie, to korzystaj z wolności. To nie potrwa długo. [w sensie to nie groźba, tylko Beliath niedługo ma wstać xD]
E: (Mam nadzieję, że tym razem nie będzie się spieszył... Może powinnam spróbować dowiedzieć się paru rzeczy?)
- tu jest wybór -
E: (Teraz albo nigdy, może to mi się przyda...)
E: Hej, mam wrażenie, że nie dogadujecie się zbyt dobrze z Beliathem. Czy jest ku temu jakiś powód?
- pojawia się Raphael -
R: Dobry wieczór, młoda damo.
E: Zaskoczona głosem, który rozpoznałam, prawie dostałam ataku serca. Przerażona odwróciłam się szybko, nie zwracając już uwagi na Vladimira.
E: Na szczęście to był tylko ten mężczyzna, którego spotkałam wczoraj...
E: Ja... Tak... Dobry wieczór.
E: (Nie ma sensu, jest ich już za dużo. Może i jest ślepy, ale to nie znaczy, że nie ostrzeże innych, gdy usłyszy, że uciekam) [a bohaterka powinna się tego obawiać, bo przecież gdy Raphael to robił w prologu, to wszyscy się go słuchali... xD]
E: Dobry wieczór, Raphaelu... [chyba zacznę prowadzić ranking najbardziej bezużytecznych wydatków PA]
R: Czy wszystko w porządku? Sprawiasz wrażenie dość zmęczonej.
V: Miałbym taki sam wyraz twarzy jak ona, gdybym utknął z Beliathem na wieczność.
R: Nie utrudniaj/pogarszaj jej sytuacji, Vladimirze. To także nasza rola, by jej pomóc przyzwyczaić się do Beliatha. Dzięki temu nam wszystkim będzie łatwiej.
V: Jeśli to oznacza mówienie miłych rzeczy o tym aroganckim pawiu, to ja pasuje. Dzisiaj nawet nie mam na to siły.
R: W takim razie ja dzisiaj się tym zajmę, Vlad, ale ona na pewno później będzie cię potrzebować.
V: Zobaczymy.
E: Zostałam sama z Raphaelem. Znowu na mnie spłynęło wrażenie głębokiego spokoju. Nie byłam w stanie tego zrozumieć... ale czułam się komfortowo w towarzystwie tego mężczyzny.

R: Więc... Skoro to twój pierwszy dzień, to myślę, że możemy zacząć powoli i spokojnie. Co o tym myślisz? [Rafcio tutaj dosłownie pyta "jak się czujesz", ale do kontekstu bardziej mi pasuje to, co wpisałam] Jeśli Beliath jeszcze tego nie zrobił, to mogę cię oprowadzić po rezydencji.
- tu jest wybór -
E: No nie przejął się tym specjalnie.
E: Przynajmniej pokazał mi mój pokój, gdzie mogłam trochę odpocząć, ale jeśli mam być szczera, to jakoś nie czuję się specjalnie wypoczęta.
R: Więc moim obowiązkiem jest pokazać ci miejsca, gdzie będziesz mogła znaleźć odrobinę ciszy i spokoju. Wiem, że rezydencja na pierwszy rzut oka może robić niepokojące wrażenie, ale to cudowne miejsce do życia. Idziemy?
E: Nie ma szans, by udało mi się teraz przekraść. O kolejną noc muszę odłożyć moje nadzieje na odzyskanie wolności...
E: Ujęłam ramię, które mi zaoferował. Nie mógł mnie widzieć, ale i tak uśmiechnęłam się sztucznie.
E: Z przyjemnością. [ogółem bawi mnie koncepcja bycia oprowadzaną przez niewidomego, ale Rafcio jest w tym taki kochany, że aż mi głupio choćby się zaśmiać xD]
E: (Przynajmniej dzięki temu najprawdopodobniej nie wpadnę od razu na Beliatha...)
- schodzimy na dół do holu -
R: Pewnie pamiętasz hol. Masz stąd dostęp na górę, ale również do głównych pokojów. Nic albo prawie nic jeszcze nie widziałaś, prawda?
E: Oprócz saloniku, w którym się obudziłam i tego co widziałam podczas... napaści na mnie...
R: Porozmawiamy o tym trochę później... Na razie chciałbym, żebyś poczuła się tu komfortowo. To nam ułatwi akceptację tych wszystkich zmian i... pomoże ci poradzić sobie z tym, co się stało.
- tu jest wybór między podpytaniem o Ivana, a złośliwością wobec Beliatha xD -
E: Ten chłopak, który mnie zaatakował... nie ma go tutaj, prawda?
E: Ponieważ tak szczerze, to wątpię by Beliath mógł zareagować i mnie obronić, gdyby ponownie doszło do podobnej sytuacji.
R: Hmm... Wiesz, to jest trochę bardziej skomplikowane. Mogę ci tylko powiedzieć, że na razie nie ma takiego zagrożenia i że Beliath nie jest taki, jak próbuje to pokazać. Potrzebujesz jednak czasu, by dostrzec, co się w nim kryje. [jeżu, serio, Raphael to bohater, którego potrzebujemy, ale na którego nie zasługujemy xD]
E: Zapewniam cię, że nie zamierzam oczekiwać na ten moment [w sensie, gdy go lepiej pozna]. Im mniej wiem, tym lepiej.
R: Tak przy okazji, czy lubisz czytać?

- tu jest wybór dialogowy między ucieszeniem się, a przyznaniem, że nie, bo nie miało się kasy na książki - [nie wiem, dlaczego brak kasy = nie czytanie książek, skoro są biblioteki, ale to może dlatego, że z zawodu jestem bibliotekarzem... xD]
E: Szczerze, to nie bardzo.... Nie było mnie stać na kupowanie książek.
R: W takim razie myślę, że mam coś, dzięki czemu będziesz mogła to nadrobić, jeśli będziesz chciała. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
R: Proszę, czy mogłabyś otworzyć drzwi po lewej?
E: (Ciekawe, co znajdziemy tym razem...)
- pojawiamy się w bibliotece -
E: (Och!) [och! zupełnie się nie spodziewałam, że przyjdziemy właśnie tutaj! :O][btw, kolejny wartościowy wydatek PA, niech ich kule biją]
E: (O mój boże!) [... mój czujnik bezużytecznych linijek zaczyna wyć]
E: Urzekło mnie piękno i spokój tej wspaniałej Biblioteki [ciągle zapominam, że wszystkie miejsca tutaj muszą być pisane wielką literą xD], czego nie byłam w stanie odpowiednio docenić, gdy przyszłam tu pierwszy raz.
E: Teraz mogłam zobaczyć, że półki były nie tylko dobrze zaopatrzone, ale także pełne starodawnych tekstów w kilku różnych językach. Uśmiech sam wpłynął na moje usta.
R: Nie mogę zobaczyć wyrazu twojej twarzy, ale mam nadzieję, że podoba ci się tutaj. Spędzam tu sporo czasu, podobnie jak Vladimir. To byłoby całkiem miłe, gdybyśmy mieli nowego towarzysza do czytania.
- tu jest wybór dialogowy między podpytaniem o Włodka, a stwierdzeniem, że Beliath chyba by na to nie pozwolił -
E: Jesteś bardzo miły, Raphaelu, ale nie jestem pewna, czy Vladimir by się z tobą zgodził. Nie sprawia wrażenia, by mnie lubił.
R: Vladimir jest człowiekiem pełnym przyzwyczajeń, których nie lubi zmieniać. Nie powstrzymało go to jednak przed przywitaniem nas tu wszystkich po kolei i przyzwyczajenia się do nas. Zobaczysz, do ciebie też się przyzwyczai.
R: Jeśli chcesz, to po skończeniu oglądania reszty rezydencji możemy tutaj wrócić, to wybiorę dla ciebie parę książek. Nadal potrzebujesz odpoczynku i byłaby szkoda, gdybyś się przy tym nudziła.
E: To bardzo miłe z twojej strony, dziękuję!
E: (Niemal czuję wyrzuty sumienia, że chcę stąd uciec... Szkoda mi go, ale wiem, co muszę zrobić.)
R: Choć, pokażę ci pokoje dzienne [powinnam napisać "nocne", ale wiecie chyba o co chodzi XD]. Pewnie przegapiłaś sporo szczegółów i mogę przy okazji wyjaśnić ci nasze zwyczaje.
- przechodzimy do holu -
R: Myślę, że najlepiej ci będzie odpocząć w Saloniku [to pokój z kominkiem]. Jeśli pamiętasz, to tam się właśnie obudziłaś. Z ładnym stosikiem książek, od razu zrobi ci się lepiej/od razu wszystko pójdzie gładko.
E: (Coś do jedzenia i picia też by mnie nie zabiło.)
E: (Jakby tak się zastanowić... to dziwne. Musiało już minąć więcej jak dwadzieścia cztery godziny od czasu, gdy ostatnio jadłam... a ja nie jestem głodna.)
E: (To pewnie przez szok. Nie powinnam się dziwić, że czuję się teraz taka słaba...)

- pojawia się Beliath -
B: Przepraszam, Raphaelu, czy wam w czymś przeszkadzam? Gdybym nie znał cię tak dobrze, to pomyślałbym, że jesteś dumny ze zdobywania sympatii mojego Kielicha!
E: Mój żołądek się ścisnął i całkiem zapomniałam o moim pragnieniu jedzenia. [wat? aż sprawdziłam wczorajsze linijki i tam nic nie było o pragnieniu jedzenia, a właśnie o jego braku! XD O ile ja przez cały dzień mogłam zapomnieć, co tam sobie Eloise myślała, to jej chyba nie wypada mieć tak krótkiej pamięci na przestrzeni kilku linijek XD] On jest tutaj.
R: Dobry wieczór, Beliath. Po prostu znam twoją reputację śpiocha. Uważałem, że zostawienie twojej przyjaciółki samej byłoby niegrzeczne.
B: Tak długo jak nie zajmuje się nią ten stary, napuszony arystokrata Vladimir albo nasz kochany pies tropiący [Beliath dosłownie tu mówi o psie szukającym trufle, ale myślę, że "pies tropiący" oddaje sens, a brzmi lepiej], to dla mnie w porządku.
R: Nie powinieneś mówić o innych taki sposób, tylko niepotrzebnie szukasz kłopotów...
B: Wyluzuj, Raph... ale naprawdę, myślę, że mogę ją już przejąć. Musiałaś za mną tęsknić jak cholera, prawda kochanie?
E: (Znowu zaczyna...)
E: Już prosiłam cię, byś tak do mnie nie mówił. I może wolałabym zostać z Raphaelem. Skoro utknęliśmy ze sobą na wieczność, to nie ma co się spieszyć, prawda?
E: Z rozkoszą obserwowałam, jak Beliathowi zrzedła mina, po czym zmarszczył brwi. Najwidoczniej nie lubił, gdy ktoś preferował inne towarzystwo niż jego.
B: Dlaczego wolałabyś Raphaela ode mnie? Jesteś moim Kielichem. To moja rola, by o ciebie zadbać. Nie ma nad czym tu dyskutować.
R: Beliath, wiesz, że nie mam nic przeciwko, ale panienko, jeśli mogę... to prawda, że nie jesteś moim, tylko Beliatha Kielichem. To byłoby rozsądne, żebyś to z nim dokończyła zwiedzanie rezydencji. Potrzebujecie poznać się lepiej.
E: (Ugh... powinnam to lepiej rozegrać. Teraz muszę wybierać między nimi.)
- tu jest wybór między Raphaelem a Beliathem -
E: (Pff... Ten wieczór dobrze się zapowiadał, ale czuję, że jeśli zostanę z Raphaelem, to tego gorzko pożałuję. Lepiej nie denerwować Beliatha. I na pewno uda mi się dowiedzieć o nim coś więcej.)
E: Dobrze już dobrze... pójdę z tobą. Przepraszam, Raphaelu, musimy to odłożyć na później/kiedy indziej, ale dziękuję za zajęcie się mną.
R: Cała przyjemność po mojej stronie i nie martw się tym. Zapewniam cię, że wszystko będzie w porządku także z Beliathem [w sensie w jego towarzystwie]. W końcu jesteś jego Kielichem.
E: (Przy nim na pewno o tym nie zapomnę.)
B: No i to jest mądra decyzja, słodziutka. Cieszę się, że nie zapomniałaś o tym, co ci powiedziałem wczoraj.

E: Z przykrością i dreszczem lęku puściłam opiekuńcze ramię Raphaela, i skierowałam się do Beliatha. Moje pragnienie ucieczki rosło z każdym krokiem. Jeszcze tylko jedna noc i uwolnię się z tego piekła.
E: Dobrze... pójdę z tobą.
E: Mieliśmy odwiedzić teraz Salon. To w tę stronę, prawda?
R: Dokładnie. Drzwi po prawej. [a on skąd wie, który kierunek wskazuje bohaterka? xD]
E: (Cóż, pora iść...)
- przenosimy się do salonu -
E: (Znowu jestem z nim sam na sam... Muszę się uspokoić i jeszcze raz się nie wychylać. To są ostatnie chwile, jakie z nim spędzam.)
B: Dokonałaś właściwego wyboru, kochanie. Wiesz, masz mnóstwo czasu, by się zaprzyjaźnić z Raphaelem. Jeśli szybko się przyzwyczaisz, to będzie oznaczało mniej problemów dla wszystkich.
E: (Zwłaszcza dla ciebie, cholerny egoistyczny dupku.)
E: Ciągle mnie dziwi, że jesteś tak ostry względem Vladimira, że nawet nie pozwalasz mi spędzać z nim czasu, a z drugiej strony... jesteś całkiem przyjacielski wobec Raphaela.
B: Z tego co słyszałem, to ty też wolisz naszego drogiego Raphaela od naszego wspaniałego "szefa".
E: (Szczerze, to i tak wolałabym cię wymienić na Vladimira...)
E: Nie rozumiem cię... wygląda na to, że nie lubisz, gdy pozostali są blisko mnie, ale z drugiej strony sprawiasz wrażenie, że zupełnie cię nie obchodzi mój los.
B: Och, naprawdę? A skąd masz takie wrażenie, słodziutka?
E: (Czy on tak na poważnie?)
- tu jest wybór dialogowy -
E: No proszę cię, czy widzisz, jak się wobec mnie zachowujesz? Nie da się przejmować się mniej...
E: Po prostu mi mówisz, czego chcesz. Nie pozwalasz mi robić pewnych rzeczy, śmiejesz się ze mnie...
B: Och, to moja wina, powinienem wyrazić się jaśniej.
E: Co masz na myśli?

E: Instynktownie cofnęłam się o krok, zaskoczona jego przeklętym, drapieżnym uśmiechem, który zapowiadał paskudne dręczenie.
B: Kielich nie jest partnerem [tzn. wampir i Kielich nie są równi]. Nie mam żadnych zobowiązań w kwestii twojego dobrego samopoczucia. Oczywiście byłoby mi wygodniej, gdybyś ogółem czuła się lepiej, ale to jest jak... jak opiekowanie się zwierzątkiem, wiesz? Naturalnie, zamierzam o ciebie dbać, ale jeśli oczekujesz pochlebstw... to musisz ich poszukać gdzieś indziej. [na przykład u Rafcia! xD]
E: Poczułam się, jakbym połknęła kamień. Uczucia, które myślałam, że pogrzebałam głęboko w sobie, utknęły teraz w moim gardle.
E: On był podły. Nie wiedziałam, czy to co powiedział, było prawdą, ale co do jednej rzeczy miałam pewność... był nieskończenie rozbawiony moją reakcją. A także moją rozpaczą.
E: (Co ja tu robię.... jak mogłam pomyśleć, że będzie chciał tak po prostu ze mną porozmawiać? Nic go nie obchodzi, po prostu zachowuje się jak cholerny właściciel. Nic więcej.
E: Tak właściwie, to każda kolejna minuta spędzona z Beliathem wysysała ze mnie energię, którą udało mi się w sobie zebrać wstając z łóżka. Pomyślałam, że miałam już tego wszystkiego dość już w chwili obudzenia się...
E: To nie ma znaczenia, czy rzeczywiście była między mną a Beliathem jakaś więź i czy Beliath naprawdę uratował mi życie. Zaczynałam rozumieć, że wybierając go, zrobiłam błąd. Straszny błąd, który właśnie mnie pożerał.
E: Nie było sensu się opierać. Od mojego celu dzieliła mnie jedynie jedna noc i nie zamierzałam jej spędzić na byciu manipulowaną czy na wychodzeniu na głupka. Chciałam tylko jednej rzeczy - zebrać siły na to, co mnie czekało.
E: (Muszę teraz znaleźć jakąś wymówkę. Ma pecha, jeśli mu się to nie spodoba.)
E: Beliath, posłuchaj, przepraszam, ale nie wiem, czy dam radę iść dalej. Nie czuję się za dobrze. Właściwie to myślę, że nie powinnam w ogóle wstawać.
B: Co? Żartujesz chyba? Noc dopiero się zaczęła, kochanie! Zaplanowałem tyle rzeczy... i pierwszą rzeczą na liście miało być kontynuowanie naszej rozmowy ze wczoraj.
E: Chyba będzie lepiej, jeśli to zrobimy, gdy nie będą mi się oczy same zamykać, prawda? Czuję się naprawdę źle. Ale jeśli nie przeszkadza ci wycieranie moich wymiotów albo podnoszenie mnie, gdy zemdleję...
E: Uderzyłam w czułą strunę. Niemal z dziecinnym wstrętem Beliath zmarszczył nos, a ja musiałam powstrzymać się od uśmiechu. Opiekowanie się chorą osobą zdecydowanie mu nie odpowiadało.
B: W porządku, niech będzie... jeszcze by mi tego brakowało, żeby ktoś mnie oskarżył, że to moja wina, że przy tym wszystkim, co się teraz dzieje, jeszcze dodatkowo się rozchorowałaś. Dobrze, idź trochę odpocząć. Porozmawiamy o wszystkim jutro.
E: Ku mojemu zdziwieniu, wydawało mi się, że usłyszałam troskę w jego głosie... Ale to było tak absurdalne i dziwne, że musiało mi się wydawać.
E: Poza tym, w głębi duszy tylko jedna rzecz miała znaczenie... jedno pragnienie się we mnie zakorzeniło.
E: Pragnienie odejścia/ucieczki.

E: Do zobaczenia, Beliath. Miłej nocy.
E: (Mam nadzieję, że mówiłam to ostatni raz.)

- wracamy do pokoju -
E: (To.. to było krótkie, ale intensywne...)
E: (Czułam się nieszczęśliwa... Nie tego się spodziewałam, gdy tu przybyłam. Pomyśleć tylko, że zamierzałam tu odnaleźć moje dziedzictwo, zacząć nowe życie i dowiedzieć się czegoś o moich rodzicach...)
E: (A zamiast tego, znalazłam... to wszystko.)
E: (Gdybym tylko dzisiaj opuściła to miejsce, to udałoby mi się uniknąć tego uczucia, ale teraz już było za późno. Teraz musiałam być dostatecznie odważna, by to zakończyć najszybciej jak to możliwe.)
E: Ale pomimo mojej niechęci do Beliatha i pomimo gderliwego zachowania Vladimira... Nie mogłam zapomnieć jaki kochany i miły był Raphael, ani faktu, że mieszkały tutaj też inne osoby.
E: Niedługo ich wyrzucę z ich domu.
E: (Ale o rany, przecież to w końcu mój dom!)
E: (Powinnam przestać się zadręczać. Rozwiążę to jutro przy pomocy policji, a sprawiedliwość zajmie się resztą.  Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by tym zarządzać. [w sensie rezydencją] Mam swoje życie... nie mogę się martwić życiem innych. Czekałam osiemnaście lat, by móc żyć dla siebie...)
E: (Dobra... już wystarczy. Pora do łóżka.)
E: (Jutro... Jutro będzie po wszystkim.)
- zrobił się dzień -
E: (Ugh...)
E: (Co mnie tym razem obudziło?)
E: (Proszę, niech to będzie... o boże, tak!)
E: W podobnym ruchu, jaki wykonałam ledwie dwanaście godzin temu, wyskoczyłam z łóżka jak sprężyna, z mocno bijącym sercem.
E: Słońce! Obudziło mnie słońce! Jasne słońce oświetliło mój pokój, dając mi wrażenie, że wróciłam do życia.
E: Moja wieczna noc miała niedługo się skończyć. Mogłam odzyskać wolność. Uciec...
E: (Szybko, bo mogę nie mieć już lepszej okazji. To jest ten moment!)

E: (W porządku, obym tylko nie trafiła na nikogo, oby wszyscy jeszcze spali... proszę...)
- przechodzimy do holu -
E: Rezydencja wyglądała okropnie pusto w świetle dnia. Mój entuzjazm opadł, zgaszony tą ciszą jak w kościele. Byłam wyczulona na każdy najmniejszy hałas.
E: Odgłos moich własnych kroków sprawił, że moje serce zaczęło szybciej bić. Byłam przekonana, że usłyszałam kogoś jeszcze i byłam zdenerwowana jak gryzoń przypatrujący się drapieżnemu ptaku.
E: (Oddychaj... Jeśli to wszystko to prawda... Jeśli oni naprawdę są wampirami... to nie będą w stanie pójść za mną.)
E: (Mam nadzieję, że już nigdy więcej nie będę do tego wracać. Najchętniej zobaczyłabym się z psychiatrą... To, co się tu przytrafiło nie było zbyt zdrowe...)
E: (W każdym razie, nikogo nie ma w okolicy... Pora sprawdzić, czy drzwi nie są zaryglowane!)
E: Nic nie zatrzymało klamki, gdy ją przekręciłam. Albo moi sekretni najemncy nigdy nie mieli kluczy, albo mam niewiarygodne szczęście.
E: Pociągnęłam za ciężkie, rzeźbione dębowe drzwi. Tak ciężkie i masywne, że potrzebowałam przesadnie użyć siły, zanim udało mi się je otworzyć z potwornym skrzypnięciem i wpuścić przez nie słońce. Światło oślepiło mnie na kilka sekund.
E: (Te drzwi narobiły tyle hałasu, że jeśli oni jeszcze spali, to nie potrwa to długo! Pora iść!)
- wychodzimy przed rezydencję -
E: Nie miałam czasu podziwiać widoków i położenia [rezydencji]. Adrenalina dała mi takiego kopa w tyłek, że pomimo moich niezdarnych nóg, wystrzeliłam z rezydencji jak dziki królik.
E: Każdy krok, który mnie oddalał od rezydencji, zdawał się coraz bardziej niższyć mój łańcuch, dzięki czemu oddychałam swobodniej.
E: Kiedy dotarłam wreszcie do bramy, nie powstrzymywałam się już dłużej. Zaczęłam biec z pełną prędkością, zostawiając za sobą to miejsce i wtapiając się w Las.
E: (Muszę pamiętać, by zatrzeć moje ślady w Lesie, ale wkrótce trafię z powrotem do cywilizacji!)
- przechodzimy na ścieżkę do Miasteczka -
E: (To musi być jakiś żart, nie pamiętam, żeby to było tak daleko... Ale w sumie po drodze byłam zajęta szukaniem rezydencji, więc tamten spacer mógł mi się wydawać szybszy/krótszy.)
E: (Nie mogę się doczekać, aż trafię do Miasteczka... wrócę między normalnych ludzi, do mojego świata! Tam jest moje miejsce, a nie w rezydencji z tymi... ludźmi.)
E: (Nie chcę o nich myśleć jak o wampirach... Ja... po prostu nie mogę.)
E: (Znowu zaczynam się czuć niekomfortowo... Rusz się. Wiem, że to już niedaleko.)
- docieramy do Miasteczka -
E: Gdy dotarłam do Miasteczka, przez chwilę myślałam, że się rozpłaczę z ulgi, ale byłam taka szczęśliwa, że radość wygrała ze łzami.

E: Tłumy! Sklepy, tętniące życiem ulice, światło słoneczne! Wow, to zawsze było dobre!
E: (Nigdy więcej mrocznej rezydencji, nigdy więcej kompletnie szalonych gości i opowieści o wampirach. Znowu będę mogła decydować o swoim życiu!)
E: Z zamkniętymi oczami stałam przez chwilę w słońcu, ciesząc się otoczeniem. Po dwóch nocach ciszy i strachu, czułam się jakbym właśnie całkowicie się odrodziła.
E: Ciepło słońca na mojej twarzy, odgłosy ludzkiej aktywności, śmiechy, krzyki, rozmowy, świeże powietrze, którym oddychałam... Wróciłam do światła. Byłam wolna!
E: (W każdym razie... wolna, ale chwilowo goła. Nie wiedziałam, co oni zrobili z moją torebką i nie zabrałam niczego ze sobą. Powinnam czym prędzej znaleźć policjanta, żeby pomógł mi ogarnąć ten bałagan.)
E: O dziwo, wkrótce pośród tłumu nieznanych, energicznych twarzy zaczęłam się czuć niezsynchronizowana i chora [nie umiem tego ładnie przetłumaczyć bez pisania tego zdania od zera, chodzi po prostu o to, że Eloise czuje, że nie pasuje do tłumu]. Zawsze byłam trochę inna, nieco oderwana... i nawet jeśli cieszyłam się, że wróciłam do mojego "świata", to zaczęłam ponownie czuć tę inność. Inność, która towarzyszyła mi przez całe życie.
E: Cichy, nieprzyjemny głos zaczął we mnie szeptać, że może ci mężczyźni w rezydencji byli bardziej tacy jak ja niż sądziłam [...]
E: (Nie... To niedorzeczne. Oni nie są tacy jak ja. Dopiero co spędziłam dwa dni w piekle. Muszę to zakończyć.)
E: Na szczęście, w końcu zobaczyłam policjanta, zajętego dawaniem wskazówek jakiemuś wyraźnie zagubionemu przechodniowi. Rozluźniłam się i uśmiech sam pojawił się na moich ustach. Denerwowałam się rozmową z nieznajomym, ale... on na pewno mi pomoże.
E: (Poczekam aż skończy i pójdziemy na posterunek.)
E: Po prostu czekałam cierpliwie, pochylając się przy witrynie sklepowej z założonymi rękami. W tym samym czasie, nie czułam się zbyt dobrze i pragnęłam, by ktoś się mną trochę zaopiekował.
E: To kolejne uczucie, które towarzyszyło mi przez większość życia... Ale to nie był czas na opuszczanie gardy/rozpraszanie się.
E: (O, wreszcie ten gość odchodzi. Czas na mnie!)
E: I wtedy, gdy układałam sobie w myślach, co powiem na głos... moje stopy odmówiły posłuszeństwa.
E: Stałam tam sparaliżowana. Nie mogłam się ruszyć.
E: I nie mogłam się odezwać.
E: (Co do... co się dzieje?)

E: Z paniką przewróciłam oczami, próbując przyciągnąć uwagę. Bezskutecznie. Ludzie przechodzili przede mną, zupełnie mnie nie widząc, nawet jeśli stałam tutaj, jakbym się przemieniła w słup soli.
E: To było jak... gdy się przygotowywałam do powiedzenia o rezydencji... wszystko we mnie martwiało.
E: (Och nie... co mi się dzieje? Co... Co ja teraz zrobię?)
E: I nagle, bez ostrzeżenia pogrążyłam się w głębokiej, beznadziejnej rozpaczy.
E: Już nic nie rozumiem. Nic nie rozumiem. Zorganizowałam ucieczkę z rezydencji, by zerwać moje łańcuchy, czymkolwiek by one były, z tymi osobami. Byłam gotowa o tym wszystkim opowiedzieć i wtedy... moje ciało przestało mnie słuchać.
E: Co oni mi zrobili w tej rezydencji? Co się ze mną stanie?
E: (Oni mi coś zrobili... Czy to jest połączone z moim uzdrowieniem? O rany, to jest szalone, totalnie szalone. Bezsensowne! Dlaczego nie mogę mówić?
E: Łzy napłynęły mi do oczu.
E: I obojętność wszystkich nagle mi przypomniała, dlaczego w rzeczywistości nigdy tak naprawdę nie udało mi się odnaleźć swojego miejsca w tym gigantycznym tłumie.
E: Nie czułam się na swoim miejscu... być może nigdy.
E: (Wystarczy... muszę się uspokoić. Może jestem w jakimś szoku. Przejdzie mi. Muszę wziąć się w garść.)
E: (Przejdę się tutaj wokoło, uspokoję się... i wtedy zobaczymy. Już. Nie mogę pozwolić dać się przytłoczyć. Potrzebuję zachować trzeźwy umysł. W każdym razie mogę tylko liczyć na siebie...)
E: (Pójdę się przejść, a resztą zajmę się później.)
E: Moja euforia ostatecznie wyparowała gdy zapadła noc.
E: Nic się nie wyjaśniło. Tułałam się po okolicy przez cały dzień, chodziłam w kółko, na końcu chętniej szukając ciszy i spokoju niż kontaktu z tłumem... Dopóki nie trafiłam do alejki na uboczu, gdzie pod koniec dnia znalazłam schronienie.
- przenosimy się do ciemnej alejki -
E: Jednak w ciemności zaczęła mi się wydawać mniej uspokajająca.
E: (Nic... Nic nie zadziałało...)
E: (Nie udało mi się z nikim porozmawiać. Ilekroć tylko próbowałam poprosić o pomoc i powiedzieć komuś, co się stało... Moje ciało zamierało. Jak to możliwe?)

E: Czy ja zaczynam wariować? O nie... co się ze mną stanie?
E: Teraz dominowała nade mną chęć rozpłakania się. Ani nie wiedziałam co robić, ani gdzie iść. Nie miałam nic. Ani pieniędzy, ani dokumentów. Nic, żeby udowodnić, kim jestem. A o tej godzinie mój sierociniec był zamknięty... i tak czy siak, ze względu na wiek nie mogłam już tam wrócić.
E: [bohaterka zapomniała wspomnieć, że się gdzieś skuliła pod murem] Kolana, które mocno podciągnęłam do siebie, otoczyłam ramionami i ukryłam w nich twarz. Moje ramiona drżały, a temperatura spadała.
E: Jestem sama na tym świecie.
B: Nie, jeśli ja tu jestem, by się tobą zaopiekować, kochanie.
E: Głos Beliatha uderzył mnie jak postrzał.
- pojawia się Beliath -
B: Hej, można by pomyśleć, że wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. Chyba nie sądziłaś, że twoja nieobecność w rezydencji może pozostać nie zostać niezauważona?
E: Skamieniałam. To zdecydowanie był on. Stał w tej alejce, z rękami opartymi na biodrach i z typowym dla niego uśmieszkiem na ustach. A ja siedziałam przytłoczona strachem.
- tu jest wybór między paniką, zdziwieniem a struganiem głupa -
E: Jak... jak mnie znalazłeś?
B: Czuję twoją obecność, słodziutka. Cóż, słabo ją czułem z rezydencji, ale wystarczyło, bym mógł podjąć trop. Jesteśmy połączeni - to mówię tak na wypadek, gdybym nie powtórzył tego już dostatecznie wiele razy. I zdecydowanie moje moce działają.  
E: Więc przyszedłeś, żeby mnie zabrać z powrotem?
B: A niby z jakiego innego powodu? I powiedzmy, że potrzebne jest małe wyjaśnienie, ponieważ nie zamierzam cię szukać każdej nocy, więc równie dobrze mogę ci powiedzieć. Ewidentnie nie pamiętasz wszystkiego, co sobie powiedzieliśmy.
E: Tym razem nie potrzebowałam zbyt wiele czasu, by dostać zastrzyk adrenaliny.
E: Zamierzał zabrać mnie z powrotem. Zamknąć mnie. Musiałam uciekać!
E: Wstałam szybko, ale drżąc, nie wyglądałam zbyt dumnie. Śmiech Beliatha z tego był dla mnie jak cios w twarz.
B: Więc teraz, kochanie? Wcześniej wyglądałaś odważniej. Nie drżałaś nawet gdy byłem naprawdę blisko ciebie, a teraz, gdy stoję kilka metrów dalej, wyglądasz jakbyś była o krok od upadku/zemdlenia.
E: Nie potrafiłam stwierdzić, czy słyszałam w jego głosie aprobatę czy drwinę, ale czułam jak moje nadzieje się rozwiewają w obliczu bezlitosnego spostrzeżenia: byłam słaba. Wykończona. I... samotna.

B: Naprawdę mi nie uwierzyłaś, gdy ci powiedziałam, czym się stałaś?
E: W ciemności, będąc w swoim żywiole, Beliath wznowił kocie ruchy [XD], które już widziałam u niego wcześniej [tak było, nie zmyślam XD]. Wkroczyłam na teren, na którym nie miałam kontroli nad niczym.
E: Byłam niczym.
E: Coś zimnego dotknęło moich pleców i zrozumiałam, że nieświadomie cofnęłam się pod ścianę. Utknęłam, uwięziona.
E: Beliath był teraz bardzo blisko mnie. W świetle księżyca jego całkowicie białe ubranie wydawało się promieniować czymś w rodzaju nierealnego światła.
B: Myślę, że mogę to zrozumieć... Niewielu ludzi jest w stanie znieść odkrycie, że istnieje inny świat. Krwawa, niebezpieczna, równoległa rzeczywistość, gdzie nieważne kim są... dla nas i tak będą tylko jedzeniem.
E: Uniósł rękę i przeczesał nią moje włosy, podczas gdy drugą oparł się o ścianę tuż przy mojej głowie. Skuliłam się, słuchając uważne każdego jego słowa.
E: (Czy on... czy to ostrzeżenie?)
B: Dla mnie to jest jednak coś bardziej wyrafinowanego. Tak po prawdzie to nie piję krwi tylko dla samego pożywienia się. Lubię ten cały rytuał z tym związany. Samo złapanie ofiary, wzięcie od niej tego, czego się chce i wymknięcie się... to jest godne czasów Aarona. Nie tak to się teraz robi.
- tutaj jest wybór co robić -
E: (To szalone... i nikt nie idzie... muszę grać na czas, dopóki ktoś nie przejdzie w pobliżu. Klub nie może być zbyt daleko!)
E: Czy Aaron jest jednym z mężczyzn w rezydencji? Dlaczego teraz o nim mówisz? Co to ma wspólnego ze mną?
E: (Znowu patrzy na mnie jak kot na ptaszka w klatce.)
B: Teraz jest tylko jedna rzecz, o której musisz pamiętać. Jesteśmy połączeni. Związani czymś bardzo potężnym. Czymś tak intymnym, że tacy jak ja ogółem unikają uciekania się do takich rozwiązań.
E: Czy ty... znowu mówisz o tej całej sprawie... z Kielichem?
B: Zaczynasz coraz szybciej rozumieć. Tak będzie dla ciebie lepiej. Komfort twojego nowego położenia zależy od tego, jak szybko się przystosujesz. Ponieważ szybko się zorientujesz, że mój apetyt jest... dość nienasycony.
[ILUSTRACJA]
E: Jego ręka opuściła moje włosy i objęła moją talię. Lekko, ale jego dotyk zdawał się mnie palić przez materiał sukienki. Mogłam poczuć jego oddech na twarzy...
E: ... i zobaczyć oświetlony księżycem kształt kłów wystających z jego ust.

B: Jestem ze świata nocy, kochanie. Nadszedł czas, abym dał ci prawo do przejścia.
E: Beliath złapał mnie jedną ręką w talii, a drugą ujął moją szyję [choć myślę, że chodzi tu o kark; przy tłumaczeniu Eldki zauważyłam, że Francuzi wszystko nazywają szyją, nawet kark XD] i przechylił moją głowę na bok, a ja nie mogłam mu stawić oporu. W sekundę zostałam uwięziona w jego ramionach, przyciśnięta do piersi i pochłonięta jego ciepłem i zapachem.
E: Jego wysokie, smukłe ciało było o wiele silniejsze, niż sobie wyobrażałam. Przez cienki material ubrania mogłam wyczuć silnie mięśnie, a tak bliski kontakt z jego skórą sprawił, że moja twarz płonęła. Jego oddech prześlizgnął się w dół mojej szyi, pod moje włosy, koło mojego ucha... 
E: Co ty... co ty chcesz...
B: Shh... rozluźnij się...
E: Jego język na krótko musnął moją skórę tuż przed tym, gdy poczułam jego usta i czubki kłów na moim gardle... 
B: Kiedy jest się zrelaksowanym, zawsze jest znacznie przyjemniej. [ofiary gwałcicieli pewnie słyszą podobne teksty :|]
E: Ugryzienie przebiło moją skórę tak nagle, że mimo wszystko wyrwał mi się okrzyk. Ból, który po tym nastąpił, sprawił, że zupełnie zapomniałam o wszystkim, co się wokół nas działo.
E: Dwie ostre igły zanurzyły się w zagięciu mojej szyi, blisko obnażonego ramienia. Beliath zsunął stamtąd materiał, gładząc kciukiem krzywiznę mojego ramienia.
E: Czułam jak jego usta wolno ssały ciepły, lepki płyn, którego drobne krople zaczęły kapać na mój obojczyk.
E: Od bólu rozpraszającym się w moim ciele, zaczęły zbierać mi się łzy w oczach. Byłam zupełnie sparaliżowana w jego ramionach i zdana na jego łaskę. Chciałam krzyczeć, walczyć, odepchnąć go.
E: Ale to było tak, jakby moje ciało przestało należeć do mnie. Mogłam tylko pozwolić sobie dać się porwać rytmicznym łykom Beliatha i ruchom jego rąk, które mnie pojmały i pozbawiły siły woli.
E: Próbując znieść ból, zacisnęłam mocno powieki i szczęki, ale na próżno. Zimny pot zaczął spływać po moim ciele
E: Palcem wskazującym Beliath zebrał krople krwi, które spłynęły w dół mojej szyi. Czubkiem palca przejechał po krzywiźnie moich piersi, aż nakreślił długi, szkarłatny ślad. Jego usta przestały ssać moją szyję, a ja zaczęłam łykać powietrze jak tonący, który znowu wynużył się ponad powierzchnię wody.
B: Jesteś moim Kielichem, kochanie. Będziesz mnie odżywiać, karmić moje ciało i duszę. Zaplanowałem dla ciebie wiele rzeczy. I bądź spokojna... spodobają ci się. 
E: Uśmiechając się, Beliath przycisnął kły do jego palca wskazującego. Zadrżałam gwałtownie, gdy nagle go ugryzł zanim wycofał swoje [wampirze] kły, sprawiając że wytrysnęło parę kropel krwi. Cienka strużka, którą utworzyły, połączyła się z moją krwią, która wciąż była na jego palcu. [zrobił to tak na wypadek, jakby tych parę linijek wcześniej nie było dostatecznie zwyrolskich...]
B: Dzisiaj miałaś jedynie przedsmak tego, co będzie. Musimy teraz wrócić do domu, kochanie, ale przed tym...

E: Eleganckim ruchem Beliath lekko przyłożył swój palec wskazujący do moich ust. Poczułam, jak krew sączyła się delikatnie, zwilżając moje suche wargi. Mocny smak rdzy i soli wdarł się do moich ust... doprawiony nutą, której nie umiałam rozpoznać.
E: Przyjemne uczucia od razu sprawiły, że zakręciło mi się w głowie, jakbym była pijana. Ból zelżał, a moje ciało się rozluźniło. Drżąc i dygocząc pozwoliłam sobie opaść na pierś Beliatha.
E: Rękami objął mnie w pasie, a kciukami pogładził moje biodra. Byliśmy skąpani w upiornej poświacie księżyca.
B: Nasze noce będą długie, kochanie... Witaj w moim świecie.
[ZAKOŃCZ ODCINEK]

[wzdryg]




Przetłumaczone Rozdziały

Prolog
Prolog
Aaron
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IX
Beliath
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X
Ethan
Ścieżka czeka na swoją premierę
Ivan
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X
Raphael
Rozdział IRozdział IIRozdział III
Vladimir
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X



Polecamy przy czytaniu skorzystać z opcji Reader View.