Moonlight Lovers Wiki
Advertisement
Moonlight Lovers Wiki

Hej!

Tłumaczenie powstało na podstawie nagrania z discorda ML.

Standardowo parę uwag na początek: 1. to nie jest solucja, 2. tłumaczenie jest kompletnie amatorskie, także mogą się w nim trafić drobne błędy, czy jakiś niefortunny dobór słów 3. zastrzegam sobie prawo lekkiej modyfikacji zdania, jeśli uznam, że napisane inaczej wyraża to samo co oryginał, ale lepiej brzmi po polsku.


Rog-ramka-lg


Mała legenda:[]

- informacje, gdzie jesteśmy, co się dzieje na ekranie -
[moje uwagi do tłumaczenia, ewentualnie śmieszki]
Jak nie będę pewna, jaka forma tłumaczenia jest najbardziej akuratna, drugą umieszczę obok po /.

Rog-ramka-pd

RI


- ciemny ekran -
E: W powietrzu wisiał zapach mocnych i uderzających do głowy perfum.
E: To była dziwna mieszanka kwiatowych woni, która zawierała niepokojącą, metaliczną nutę. Zaczęłam słyszeć dźwięki, które wydawały się pochodzić z bardzo daleka, prawie tak, jakby moje zmysły były odrętwiałe. [próbuję sobie teraz wyobrazić odrętwiały słuch xD]
E: I wtedy dreszcz przebiegł mnie po plecach.
E: Jak tonący, który wreszcie sięgnął powierzchni, powoli otworzyłam oczy. [a ja naiwnie myślałam, że priorytetem wyłaniającego się z wody tonącego jest złapanie oddechu]
- pokazuje się tło ogrodu - [tak, zostawili ją w ogrodzie XD]
E: (Wow... wow!)
E: (Co... co się stało?)
E: (Gdzie ja jestem?)
E: Mimo że wszystko bardzo mnie bolało, usiadłam i rozejrzałam się wokoło.
E: Leżałam pośród kwiatów na grządce. Patrząc po spłaszczeniu gałązek, już trochę tutaj leżałam. Ale gdy się przyjrzałam... Zauważyłam, że wiele roślin było połamanych a kwiatów oderwanych. [dziwne, że Włodek nie dostał zawału]
E: To było jasne, że nie ucięłam sobie tutaj drzemki. Wydarzyło się tutaj coś brutalnego.
E: (Zaraz... Zaczynam sobie przypominać... Mężczyźni w rezydencji, moja ucieczka... i wtedy wypadłam przez okno!)
E: Pamiętałam odłamki szkła w mojej skórze, strach jaki czułam, pustkę i przerażenie tym wszystkim. A potem ciemność.
E: Pozostałe szczegóły były nadal niewyraźne. Pamiętałam głosy i twarze, ale nie mogłam ich połączyć z tym, co wydarzyło się potem.
E: Tylko wiedziałam... że myślałam, że umrę. I pozbycie się tego okropnego wrażenia, tego uczucia pierwotnego lęku, było dla mnie niemożliwe.
E: (Chwila... moje ręce!) [jeszcze nie wyśmiałam, że zostawili Eloise tak jak leżała, bo czekam na potwierdzenie, że wokół niej leży szkło XD]
E: Szybko spojrzałam w dół, by zbadać obrażenia.
E: Moja sukienka była rozerwana w kilku miejscach i moja skóra była pokryta krwią. Wszędzie były siniaki, ale wydawały się blednąć.
E: Ale ogółem... moja skóra wyglądała nieźle. [w sensie nie że Eloise się tu chwali jedwabistą skórą, tylko jak na to, czego się spodziewała, to jest nawet spoko XD][nawet nie wspomniała, że jest blada, doceńmy to!]
E: (Co do...)
E: (Co mi się przytrafiło? Co to wszystko znaczy?)
E: (To mi się nie przyśniło! Nie zgadzam się na uwierzenie, że to był tylko sen! To było zbyt okropne. Nie mogę przestać myśleć o tym, jak tamten gość mnie gonił, jak rzucił się na mnie i wypchnął przez okno!)
E: (Ale... jak przeżyłam upadek? I jak to jest możliwe, że mogę nadal używać rąk, mimo że są pokryte krwią?) [ale że taka gruba jest jej warstwa, że ma w czymś przeszkadzać, czy co?][dobra, dobra, wiem, o co jej chodziło, ale nie mogłam się powstrzymać :<]
E: (O co tu chodzi?)
E: Nagle mnie zemdliło i schowałam głowę między rękami. Byłam na krawędzi ataku paniki. Musiałam się z tego otrząsnąć.
E: (W żadnym wypadku nie mogę iść do Miasteczka przez Las w środku nocy.... i nie zamierzam kręcić się też tutaj.)
E: (Muszę to wyjaśnić... Muszę wrócić do rezydencji i odkryć, co tu się dzieje...)
E: Podniesienie się jednak zajęło mi chwilę. Czułam się słabo i niepewnie na nogach, jakbym jeszcze się kurowała. [ech, czyli chyba jednak chłopcy byli na tyle uprzejmi, że przenieśli Eloise z jednej rabatki na drugą xD][czyli tak jakby jest pszczółką? XD yay, znalazłam easter egga tam, gdzie go nie ma!]
E: I najgorsze było to, że moja pamięć nadal była zamglona.
- Wracamy do rezydencji -
E: (Z powrotem w holu.)
E: Pamiętam ten pokój i to, jaki wydawał mi się wielki i majestatyczny, gdy po raz pierwszy tu przyszłam. To piękne miejsce miało być moim dziedzictwem.
E: To znaczy, byłoby, gdyby tamci goście go nie przejęli...
E: (Czy coś mnie ominęło? Czy oni mają w ogóle prawo tu być? Może prawnik się pomylił... Co jeśli moi rodzice nic mi nie zostawili?)
E: Zaczęło kręcić mi się w głowie, gdy rozważałam tę możliwość. Całe lata na to czekałam... i teraz nagle się czułam, jakbym miała to wszystko stracić.
E: (Nie. Uspokój się. Nie masz pojęcia, co tu się dzieje.)
E: (Muszę zachować spokój i odkryć, gdzie ci goście się chowają. Muszą mi wytłumaczyć, co oni tu robią.)
E: (Musi być jakieś wytłumaczenie dla tego wszystkiego... Po prostu musi.)
E: Nie myślałam już racjonalnie. Dopiero co zostałam zaatakowana. Powinnam spróbować uciec.
E: Ale mój instynkt mi podpowiał, żeby zostać i poszukać tych mężczyzn, których tu widziałam. Trudno było wyjaśnić to uczucie... ale nie mogłam się mu oprzeć.
E: Czy zaczynam wariować?
E: (i przede wszystkim, wydaje mi się, że nie słyszę nikogo w rezydencji... To nie może być prawda...)
- tu mamy wybór między dyskrecją a próbą nawołania chłopaków -
E: (Widziałam już dość filmów i przeczytałam dość książek by wiedzieć, że nigdy dobrze się nie kończy dla bohaterek krzyczenie ile sił w płucach, by dać wszystkim znać, gdzie się znajduje.) [a ja już jestem po prologu i wiem, że twoja wiedza filmowo-książkowa jest nic nie warta, bo i tak się do niej nie stosujesz]
E: (Po prostu muszę szukać dalej. Może uda mi się ich wziąć z zaskoczenia.)
- na ekranie pojawia się Raphael -
R: Ach, nasz gość już się obudził? Zaczynałem się już o ciebie martwić, młoda damo...
E: (O... mój... boże.)
E: Zamarłam w bezruchu.
E: Ktoś stał na dole schodów. Rozpoznałam w nim jednego z mężczyzn, których widziałam wcześniej.
E: Pomylenie go byłoby niemożliwe. Był ubrany w staromodny strój i jego oczy zasłaniała opaska... i... wyglądało na to, że do jego paska był przytwierdzony miecz. [litościwie dla Eloise zmieniłam padającą w oryginale "szlufkę paska" na sam "pasek"]
E: Nagle sobie przypomniałam, że nie miałam broni. [szok]
E: (Ok, weź głęboki wdech. Chciałaś przecież znaleźć tych gości, którzy cię zaatakowali, tych dzikich lokatorów. Teraz jest czas by to załatwić raz na zawsze. Wszystko będzie dobrze.)
E: (... a przynajmniej mam taką nadzieję.)
- tu mamy wybór, czy się zachowywać przyjaźnie czy się wkurzyć, że Rafcio się zachowuje jakby był u siebie -
E: Do... domyślam się, że powinnam zacząć od powiedzenia "cześć"? Przepraszam, nie mam pojęcia kim jesteś i...
R: Możemy zacząć od przedstawienia się. Mam na imię Raphael. Mieszkam tutaj... czego z pewnością już jesteś świadoma. Ale... nadal nie znam twojego imienia.
E: W porządku... Cóż... Eloise. Mam na imię Eloise.
E: Poświęciłam chwilę, by przyjrzeć mu się uważniej.
E: To było naprawdę niekomfortowe. To było dziwne, jak uprzejmie i przyjaźnie się zachowywał. Ta cała sytuacja wydawała się... surrealistyczna. [nie chcę wiedzieć, co się działo w sierocińcu, skoro zwykły akt uprzejmości jest dla Eloise dziwny i surrealistyczny]
E: Ale przynajmniej jednej rzeczy mogłam być pewna: to wszystko mi się nie przyśniło...
E: Posłuchaj... nie wiem, co tutaj robisz, ale nie sądzę, byś miał prawo tu przebywać... i przede wszystkim jeden z twoich przyjaciół próbował mnie zaatakować!
E: Instynktownie skrzyżowałam ręce. Nagle ten mężczyzna wydał się o wiele mniej przyjazny. To było prawie tak, jakby był... zirytowany.
R: Tak... zeszłej nocy wydarzyło się coś okropnego. Nikt z nas się tego nie spodziewał, ale teraz wygląda na to, że jesteśmy na siebie skazani.
E: Co masz na myśli, że jesteśmy na siebie "skazani"? O czym ty mówisz? Jesteś jedynym, którego tutaj teraz widzę i nie zamierzam tu zostać dłużej.
R: Właściwie to może być bardziej skomplikowane, niż myślisz...
- pojawia się Ethan -
Et: Więc się obudziła? I przetrwała? Cholera, to oznacza, że znowu wiszę Beliathowi hajs!
E: Następny z nich. Ten gość w ogóle nie przypominał tego pierwszego [pod względem zachowania]. Instynkownie zrobiłam krok w tył.
E: Dwóch przeciwko jednej... Mieli przewagę liczebną. I ten gość... było w nim coś takiego, że stawałam się w jego towarzystwie nerwowa.
R: Vladimir już wam powiedział, żebyście zaprzestali tych niemądrych zakładów. To niezbyt produktywne spędzanie czasu i zawsze się kończy na tym, że narzekasz, gdy przegrywasz.
Et: Vladimir poprosiłby nas o zaprzestanie oddychania, gdyby ten odgłos mu przeszkadzał. Jest fizycznie niezdolny do bawienia się. Z kolei ona... Czuję, że z nią będziemy dobrze się bawić! [ale ma niezadowoloną minę, więc to chyba miał być sarkazm]
- tu mamy wybór w jaki sposób chcemy się wkurzyć na Ethana -
E: (Nie pozwolę mu tak o sobie mówić.)
E: "Dobrze się bawić"? Za kogo ty się masz? I może mi powiesz, co cię tak śmieszy? Może ja też się pośmieję. [yyy... czyli to wyżej to chyba jednak nie był sarkazm, tylko Ethan po prostu śmieje się śmiertelnie poważnie]
Et: Proszę, proszę. Jesteś zadziorna. Szkoda, że nie wybrałaś mnie. Z przyjemnością dałbym ci nauczkę.
R: Ethan...
E: Co masz na myśli, że kogoś wybrałam? O czym ty mówisz?
E: Jak tak stałam i rozmawiałam z nimi, to narastało we mnie poczucie, że to się nie skończy dobrze.
E: I teraz ściśnięty żołądek podpowiadał mi, by nie ufać początkowemu instynktowi, który mnie zaprowadził z powrotem do holu.
E: Poczułam się, jakby to zamglenie w mojej głowie zaczęło się stopniowo rozpływać. Wspomnienia z poprzedniej nocy zaczęły do mnie wracać...
R: Eloise, miałaś... okropny wypadek. Jeden z naszych przyjaciół... stracił kontrolę nad sobą i zaatakował cię...
E: Mogłam sobie wyobrazić młodego mężczyznę, stojącego w bezruchu... jego oczy były pomarańczowe...
E: Tak. Tak, zaczęłam sobie przypominać tego gościa bardziej szczegółowo.
R: Wypadłaś przez jedno z okien na górze. To był upadek z drugiego piętra i byłaś poważnie ranna... [właśnie sobie przypomniałam i zarazem uświadomiłam, że amerykanie mają dziki zwyczaj liczenia pięter już od parteru i przez to w poprzednich tłumaczeniach źle pisałam, że Eloise wypadła z trzeciego piętra, bo tak naprawdę wg naszej numeracji wypadła z drugiego... oh geez, trzeba będzie to poprawić ;_;]
Et: Ta, i mielibyśmy ucztę, gdyby Vladimir nie nalegał, by cię uratować. [już słyszę tę przepychankę chłopaków: - "ja biorę nogę", - "a ja zaklepuję cycki" - "Beliath!", - "no co?" - "..." - "no dobra, nie róbcie już takich min, podzielę się! :<"]
R: Ethan!
E: Ucztę?
R: Ostatecznie... jak się okazało... musieliśmy podjąć drastyczne środki, by cię uratować.
E: Znowu spojrzałam w dół na moje zakrwawione ręce... które jednak nie wyglądały na poranione...
Et: Nie ta część ciała, kochanie. Powinnaś sprawdzić tutaj.
E: Przymrużyłam oczy. Miał [w sensie Ethan] uśmieszek na twarzy i wskazywał palcem na swoją szyję. Uniosłam dłoń, by dotknąć mojego gardła i szyi w poszukiwaniu ran.
E: I wtedy nagle się zatrzymałam.
E: Wyczuwałam na szyi dwie równoległe wypukłości. Prawie jak... nie...
Et: Nie martw się, twoje włosy zasłonią ślady po ugryzieniu. I dość szybko się zagoi.
E: Wy... Co... Co mi zrobiliście?
Et: Ja nic nie zrobiłem. Raph również nie. To nie nas wybrałaś. Musisz mieć naprawdę nie po kolei w głowie, skoro wybrałaś szaleńca, który...
R: Przestań, Ethan! Wiesz, że nie powinniśmy obwiniać Ivana za jego zachowanie!
Et: Taa, cóż, teraz to jest tak, jakbyśmy utknęli z bezpańskim psem, którego nie może kontrolować. Dzięki, ale nie. Wiesz, że to nie jest miejsce dla ludzi.
E: Ta rozmowa robiła się coraz dziwniejsza. Powoli zaczął mnie opanowywać strach. Miałam coraz wyraźniejsze przebłyski z poprzedniej nocy. Upadek z okna...
E: Powinnam uciec z tej szalonej rezydencji, kiedy tylko miałam okazję! [już wiadomo, że to nic by nie dało, ale szanuję za tak trzeźwe spostrzeżenie]
E: Gdy zrobiłam krok do tyłu, wpadłam na twardą powierzchnię. Była zimna.
???: A ty dokąd się wybierasz, mała dziewczynko?
E: Szybko się odwróciłam i okazało się, że stałam twarzą w twarz z trzecim mężczyzną. Patrzył na mnie jak kot gotowy do skoku na swoją ofiarę.
R: Zostaw ją, Beliath. Nie miałeś przypadkiem mieć na oku na Ivana?
- wreszcie pojawia się Beliath -
B: Jakbyś nie zauważył, to właśnie przygotowywała się do wyślizgnięcia się stąd. Powinieneś mi podziękować.
Et: Daj spokój, przecież wiesz, że nawet jeśli spróbowałaby uciec, to więź ją zatrzyma. I tak, co tu robisz?
B: Jeśli chcesz wiedzieć, to Ivan szukał jej, żeby ją przeprosić...
B: Miałem pójść i zgarnąć naszą Śpiącą Królewnę stamtąd, gdzie ją zostawiliśmy... ale wygląda na to, że czuje się już znacznie lepiej, co?
Et: Przeprosić ją? Ta, jasne! Kto mógłby wybaczyć komuś takiemu jak Ivan?
B: Ta sama popaprana/porąbana dziewczyna, która wybrała gościa, który ją zabił. W każdym razie, nie obchodzi mnie to. Lepiej porozmawiajmy o pieniądzach, które mi wisisz.
- tu mamy wybór w jaki sposób chcemy się zdenerwować za gadkę chłopaków -
E: (Nie zamierzam tu tak stać i tego słuchać!)
E: (Lepiej spróbować się wycofać. Jest ich teraz trzech i nie chcę wiedzieć, co planują ze mną zrobić. Wynoszę się stąd!)
E: Ten gość z ciemnymi włosami - Beliath? - wydawał się rozproszony. To była moja szansa, by go wyminąć i udać się prosto do drzwi, które były uchylone. Byłam tak szybka i zwinna, że ledwie miał czas by...
B: Hej, gdzie ty się wybierasz?
E: Wtedy poczułam żelazny uścisk na tyle mojej sukienki. To wszystko się wydarzyło w mgnieniu oka.
B: Będzie ciężko jej wytłumaczyć zasady. Równie dobrze możemy teraz wyjaśnić parę spraw.
R: Może być ciągle w szoku...
B: Cóż, to powinniśmy mieć to już za sobą, prawda? Jeśli nie chcesz, to ja...
???: Na litość boską, Ivan, wracaj tutaj!
E: To brzmiało, jakby na górze trwał jakiś popłoch. Było słychać, że ktoś się potknął, ale nie przewrócił.
E: Trzech mężczyzn wymieniło spojrzenia. [dopiero podczas poprawiania tekstu dotarło do mnie, że Ethan i Beliath wymienili spojrzenia z Rafciem XD] Po tym ten z mieczem zaczął iść w górę schodów.
E: I wtedy zauważyłam sylwetkę stojącą na szczycie schodów.
E: To był on. Ten mężczyzna z pomarańczowymi oczami, który mnie zaatakował.
E: I wypchnął przez okno... [i uratował, he he]
- na ekranie wreszcie pojawia się Ivan -
E: Odejdź! Nie zbliżaj się!
E: Natychmiastowo cofnęłam się o krok, niezdolna do kontrolowania swojego strachu. Przed odejściem dalej powstrzymał mnie mężczyzna z ciemnymi włosami, który mnie złapał za ramię. Miał niesamowicie silny uścisk. Nie mogłam się ruszyć.
B: Ivan, nie sądzę, by to był dobry moment. Jest naprawdę w kiepskim stanie, a ty...
I: Muszę jej powiedzieć! Beliath, muszę jej powiedzieć, że nie chciałem tego! I że jest mi przykro, tak bardzo przykro... Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić!
Et: Wiesz, nie jest głucha. Dobrze cię słyszy.
Et: I na litość boską uspokój się. Robi mi się niedobrze jak widzę, jaki jesteś spięty.
R: Wystarczy już tego, od was obu! Ivan, musisz się uspokoić. Słyszałem, że Vladimir i Aaron cię wołali. Zamierzam...
I: Nie! Najpierw muszę jej powiedzieć!
E: Widziałam jak potykając się szedł po schodach w moją stronę. Jego ruchy były nierówne, a jego twarz ociekała potem. Wyglądał jakby był na krawędzi załamania nerwowego.
E: Wtedy zauważyłam zaschniętą krew w kącikach jego ust... Tymczasem ten ciemnowłosy gość ciągle mnie trzymał i nie zamierzał puścić.
- tu mamy wybór co chcemy zrobić -
E: (Posłucham, co ma do powiedzenia.)
E: A czy mam w ogóle jakiś wybór? W każdym razie nie mogę odejść, nawet jeśli bym chciała. Powiedz, co masz do powiedzenia i odejdź stąd!
I: T... Tak. To nie zajmie długo, ale mimo wszystko dziękuję ci, dziękuję ci za...
B: Daj już nam spokój i przejdź do sedna, Ivan.
I: W porządku... więc... po prostu mnie posłuchaj, proszę. Błagam cię!
E: Zwróciłam wzrok, by spojrzeć mojemu napastnikowi w oczy. Byłam zła i przerażona, ale brzmiał na tak zdesperowanego, że nie mogłam się powstrzymać przed wysłuchaniem go.
E: Ale miałam wrażenie... że w tym kryło się coś więcej.
I: Wiem. Wiem, że zrobiłem coś okropnego. Wiem też, że nawet jeśli mnie wybrałaś, to nie usprawiedliwia tego, co zrobiłem.
I: Może przez uratowanie twojego życia, namieszałem w twojej przyszłości... ale nie miałem takiego zamiaru.
E: Co...
I: Nie byłem w stanie się kontrolować. Próbowałem, naprawdę próbowałem, ale od wielu dni nie widziałem człowieka...
I: Potrzebowałem być sam, żebym mógł... się uspokoić. [powiedział to tak, jakby to "uspokojenie się" miało oznaczać masturbację XD] I wtedy się pojawiłaś...
Et: Już minęło z osiem lat, a my nadal tu sterczymy...
R: Zamknij się, proszę!
I: Straciłem panowanie. Pragnienie było zbyt silne i im bardziej się mu opierałem, tym stawało się gorsze. Wiem, że powinienem się powstrzymać! Naprawdę próbowałem...
I: I wtedy zrobiłem tę okropną rzecz...
- ekran się zaciemnił -
E: Pamiętałam bieg do góry po schodach i znalezienie się w pomieszczeniu z ogromnym oknem.
E: Pamiętałam tłuczące się szkło, odłamki wbijające się w moje ciało, krew lejąca się z moich żył. [swoją drogą ciekawe, czy zamówili szklarza do wymiany tej szyby czy coś? nocami na tym korytarzu z oknem może trochę pizgać...]
E: I upadek, który wydawał się trwać wieczność...
E: A potem uderzenie i całkowita ciemność.
- ekran się rozjaśnia i znowu mamy przed sobą Ivana w holu -
I: Wiem, że nie chcesz mnie wysłuchać. Musisz myśleć, że jestem jakimś psychopatą... Od teraz będę trzymał dystans, dobrze? Potrzebujemy...
I: Jesteśmy teraz ze sobą związani, ale mimo to... Zamierzam zostawić cię samą, i...
Et: Czy oczekujesz, że wykonamy za ciebie brudną robotę? Nie licz na mnie, że będę ją wtajemniczał.
E: (Co on ma na myśli, mówiąc o "wtajemniczaniu"?)
B: To dobrze, że nikt cię o to nie poprosił, Matko Tereso.
Et: Daj spokój, ty też nie chcesz tego robić...
I: Moi przyjaciele lepiej się tobą zajmą niż ja. Oni ci pomogą, dobrze? Wpadnę i zobaczę się z tobą, gdy... poczujesz się lepiej. I wtedy porozmawiamy, dobrze? [ta wypowiedź brzmi dość zabawnie w kontekście rozmowy Beliatha i Ethana sprzed chwili]
- tu mamy wybór jak zareagować -
E: (Spróbuję to przeciągnąć/grać na zwłokę.)
E: (Czy to się kiedykolwiek skończy? Dlaczego tak trudno im zrozumieć, że chcę odejść? Ugh... Wygląda na to, że muszę ich przechytrzyć...)
E: Dobrze, dobrze, rozumiem! Więc porozmawiamy o tym później, dobrze? Mimo że w tym momencie nie bardzo mam ochotę zobaczyć cię ponownie.
I: Och... w porządku! Mimo to dzięki... Zostawię cię w spokoju!
R: Ethan, czy możesz odprowadzić Ivana z powrotem do Vladimira i Aarona? [swoją drogą czemu go nie gonili?] Mogą być zbyt zajęci kłótnią, żeby przyjść po swojego podopiecznego... [ok, nie było pytania]
Et: Ta, dobra, zajmę się tym. To cześć, kochanie. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy... to mnie nie szukaj. [hah, to prawdopodobnie najśmieszniejsza wypowiedź Ethana od wyjścia tej gry XD]
E: (Nie martw się, to się nie wydarzy.)
E: Nerwowo obserwowałam, jak gość z białymi włosami odprowadzał swojego przyjaciela. Gość z pomarańczowymi oczami ciągle wydawał się mieć problem z chodzeniem. Gdy szedł jego ruchy były nierówne.
E: Gdy weszli na górę i skręcili za róg, zostawiając mnie samą z Żartownisiem i Panem Białą Piżamką, przyszło mi coś do głowy. [yyy, przez chwilę miałam wrażenie, że to Ethan a nie Rafcio został, bo choć dotychczas zaprezentowane na różnych ścieżkach poczucie humoru Rafcia jest bez zarzutu, to tutaj ani razu go nie zaprezentował, przez co nie zasłużył na podobny tytuł]
E: Czy on jest naćpany?
E: To wiele by tłumaczyło...
B: Niezły strzał, który wiele by tłumaczył, ale przykro mi, kochanie, nie o to chodzi. Wytłumaczenie jego stanu jest bardziej nadzwyczajne.
E: Jego stanu? Jakiego stanu?
R: Porozmawiamy o tym innym razem... jak już będziesz miała okazję odpocząć. Jestem pewny, że chciałabyś się umyć i położyć na trochę, czyż nie?
E: (Nie wierzę... czy oni naprawdę przetrzymują mnie tu jak więźnia?)
E: Nie. Jedyne czego chcę, to wrócić do Miasteczka. Rozumiesz?
B: Żebyś mogła nas zgłosić na policję, czyż nie?
R: Nie ma potrzeby być agresywnym, Beliath. Eloise, zanim podejmiesz jakąś decyzję, potrzebujemy porozmawiać. Czy miałabyś coś przeciwko zostaniu tutaj, tylko na jedną noc? Będziesz miała swój pokój z zamkiem... i odrobiną ciszy i spokoju. [oj Rafciu, nieładnie tak kłamać, że tylko na jedną noc :<]
E: Przełknęłam ślinę. Mężczyzna nadal nie puścił mojego ramienia. Było już późno w nocy i byłam sama. Nie miałam żadnego pojazdu ani możliwości obrony... i na dodatek rezydencja leżała w środku lasu.
E: Czy naprawdę miałam jakiś wybór?
E: W porządku. I tak nie mam innych możliwości.
B: Najwyższy czas.
R: Dziękuję bardzo, Eloise. Wiem, że to musi się wydawać bardzo nietypowe, a nawet... dziwaczne. Jesteśmy ci winni wyjaśnienia i obiecuję, że udzielimy ci ich w odpowiednim czasie.
B: Mężczyzna za mną parsknął sarkastycznie. To wyglądało jak zły znak.
R: Beliath, czy możesz mi pomóc z oprowadzeniem jej?
B: Tak, tak... ale zróbmy to szybko. Później wychodzę z Ethanem. Nie zamierzam rezygnować z moich planów tylko dlatego, że Ivan znowu namieszał.
R: Czy Vladimir wie?
B: Tylko jeśli mu się wygadasz. Poza tym, robię co chcę.
R: Rozumiem. Cóż... tędy, Eloise. Twój pokój jest na górze.
E: (Co odkryję jako następne?)
- idziemy na pięterko -
E: (Na razie nic, czego wcześniej bym nie widziała.)
R: To pierwsze piętro. Już spotkałaś Beliatha i Ethana; z tego korytarza można się dostać do ich pokojów. Aaron również ma tu swój pokój. Niedługo go poznasz.
E: (Mam nadzieję, że nie.)
R: Pierwsza łazienka jest na końcu tego korytarza. Wszyscy jej używamy. A po tej stronie...
- przenosimy się dalej na korytarz z pokojem Eloise -
E: Szłam za Raphaelem. Beliath ciągle pewnie trzymał rękę na moim ramieniu. Bolało mnie to i zaczęłam się martwić, że będę miała siniaka.
R: To będą twoje kwatery. Tam jest łóżko i oddzielna łazienka. Mam nadzieję, że to będzie dla ciebie odpowiednie.
B: A jeśli nie, to jak widziałaś, moja sypialnia nie jest daleko.
R: Czy ty kiedykolwiek przestaniesz? [uwielbiam, jak Rafcio w tym odcinku jest już znużony Ethanem i Beliathem XD]
- tu mamy wybór czy spiąć zad, czy nie ustąpić pola Beliathowi -
E: (Och, skoro chce się bawić, to będę się bawić!)
E: Och, wątpię byś chciał, żebym przyszła do twojego pokoju. Chyba że masz ochotę cierpieć. Mimo wszystko nie wydajesz się zbyt twardy.
B: Chwila, wygląda na to, że Ivan znalazł sobie zadziorny Kielich! Nie kuś mnie, kochanie, bo jeszcze może skorzystam z twojej propozycji.
E: (K... Kielich?)
E: (Usłyszałam, jak Raphael westchnął.) [wyobrażam sobie, że zrobił to myśląc "jestem już na to za stary..."]
R: To twoja sypialnia, Eloise. Rozgość się...
- wchodzimy do pokoju róż, czy jak mu tam -
E: Och!
E: Spodziewałam się, będzie tu ciemno i mrocznie. Że to będzie tego rodzaju pokój, który sprawi, że będę chciała uciec w przeciwnym kierunku.
E: Ale nie spodziewałam się czegoś tak... przytulnego?
R: Nikt z nas obecnie nie używa tego pokoju, więc od teraz możesz uważać go za swój. Wierzę, że przyniosłaś tu ze sobą jakiś dobytek. Przyniesiemy ci go niedługo.
E: Uch... dzięki?
R: Jeśli poczujesz się dzięki temu lepiej, to tak jak wspominałem, drzwi są na zamek. Damy ci trochę czasu, żebyś się tu zadomowiła.
B: Ale nawet nie myśl o tym, żeby się wymknąć. Frontowe drzwi są zamknięte.
R: Beliath!
B: Nie ma sensu tego ukrywać, czyż nie? A tu masz moją radę: weź prysznic. Wcześniej Ivan był zbyt zdezorientowany, by to zauważyć, ale jeśli nie zmyjesz tej krwi, to będzie problem.
E: Niemal zapomniałam, jak wyglądałam. Zaczęłam się rumienić, gdy sobie uświadomiłam, że prawdopodobnie również nie pachniałam zbyt ładnie.
R: W szafie są czyste ubrania i wszystko czego potrzebujesz znajdziesz w łazience. Odpocznij trochę, dobrze? Porozmawiamy jutro. [z ciekawości zajrzałabym do szafy, żeby zobaczyć, co to za ubrania tam czekają]
B: W porządku, wygląda na to, że zakończyliśmy wycieczkę...
E: Beliath wreszcie puścił moje ramię i chwilę później już go nie było. Spodziewałam się, że Raphael zostanie trochę dłużej... ale uśmiechnął się i wyszedł bez mówienia nic więcej.
E: W końcu... byłam sama.
E: (Wreszcie...)
E: (To była najdziwniejsza, najbardziej stresująca i przygnębiająca noc w moim życiu.)
E: (To było jak koszmar.)
E: Wszystko wydawało się takie surrealistyczne. I nawet w tym przytulnym pokoju czułam się ciągle niekomfortowo. Chciałam już tylko wziąć prysznic, paść na łóżko i zapomnieć o wszystkim, co się właśnie wydarzyło.
E: (Równie dobrze mogę pójść do łóżka. Im szybciej zasnę, tym prędzej zdam sobie sprawę, że to wszystko to był tylko zły sen... a przynajmniej mam taką nadzieję.)
E: (Powiedział, że łazienka była niedaleko pokoju, czyż nie? Pora to sprawdzić.)
- przenosimy się do łazienki -
E: (Och... Jest naprawdę miła. Zawsze uważałam wanny za urocze. Ta łazienka wydawała się... ciepła i przyjazna.)
E: Nawet z zamkniętymi drzwiami, czułam się trochę bezbronna, gdy się rozbierałam. Wydawało mi się, że mężczyźni żyjący tutaj mogli wejść w każdej chwili. I na dodatek słyszałam w oddali odgłosy ich kroków niosących się po rezydencji.
E: Zazwyczaj uwielbiam brać kąpiel, ale tym razem po prostu chcć mieć to już za sobą.
E: Po znalezieniu się w wannie, zmywając z siebie krew, poświęciłam chwilę na obejrzenie swojego ciała.
E: Nic. Nie było żadnych śladów po ranach, innych niż siniak na ramieniu w miejscu, gdzie tamten brutal tak mocno mnie trzymał.
E: (Co za kretyn. Myśli, że jest taki wspaniały...)
E: (Ten drugi wydawał się milszy. Ale o co chodzi z tymi jego ubraniami, opaską na oczach i mieczem?)
E: (Z pewnością są dziwną bandą.)
E: Ostrożnie zbadałam dwie wypukłości na szyi. Nie mogłam się powstrzymać przed ściśnięciem ich, by sprawdzić, czy nadal bolą.
E: Wtedy nagle wróciło do mnie wspomnienie twarzy Ivana.
E: Moje serce zaczęło mocniej bić. Szybko odsunęłam rękę. [z szyi]
E: (Co się stało?) [hahaha "co się stało" w połączeniu z wanną budzi we mnie jednoznaczne skojarzenia XD][wtf, nie idzie znaleźć na yt tej sceny z Klanu bez przeróbek :O, co za czasy]
E: (Naprawdę potrzebuję się stąd wydostać...)
E: Pospieszyłam się i dokończyłam kąpiel. Poczułam się trochę lepiej, gdy się wysuszyłam i wyczesałam włosy. Moja sukienka była w kiepskim stanie, ale może była jakaś czysta w sypialni.
E: Zebrałam swoje rzeczy i udałam się do pokoju.
E: (Porządny sen. Wreszcie.)
- wracamy do sypialni -
E: (I już! Teraz już tylko się przebiorę w czyste ubrania i wskoczę do łóżka.)
E: Złapałam pierwszą lepszą koszulę nocną, jaką zobaczyłam w szafie i przygotowałam się do nocnego pobytu w rezydencji. [ej, naprawdę jestem ciekawa, co w rezydencji pełnej facetów miałyby robić czyste damskie ubrania, w tym koszule nocne][zastanawiam się teraz, do którego z chłopaków by mi pasowała słabość do przebierania się w damskie ciuszki] Wolałam nie brać z tego miejsca więcej, niż potrzebowałam.
E: Gdy już miałam się położyć do łóżka, przypomniałam sobie, że w drzwiach był zamek.
E: (Chyba że mnie okłamali... Sprawdźmy to.)
E: Włożyłam klucz do zamka i nacisnęłam na klamkę, by to sprawdzić. [jakby ktoś pytał to nie, pomiędzy wsadzeniem klucza do zamka a naciśnięciem klamki nic nie ma]. Wyglądało na to, że działał.
E: (Więc nie kłamali... ale...)
E: Ale nagle przyszło mi do głowy, że to mogła być pułapka. W końcu prawdopodobnie mieli drugi komplet kluczy i mogli otworzyć drzwi do mojego pokoju, kiedy tylko będą tego chcieli.
E: Ale przynajmniej w ten sposób będą wiedzieli, że im nie ufam. [no i chyba o to chodzi, nie?]
E: Czy byłam zbyt ostrożna? Albo chcieli, żebym za to później zapłaciła? [ale byłby zonk, jakby następnego dnia jej wystawili rachunek za nocleg]
E: (Co powinnam zrobić? Czy powinnam zamknąć drzwi? To sprawi, że poczuję się bardziej komfortowo, ale nie chcę narobić sobie problemów, jeśli to odkryją...)
- tu mamy wybór, czy chcemy się zamknąć czy nie -
E: (Zostawię drzwi otwarte.)
E: (To okropne, ale to naprawdę nie robi różnicy, czy będą zamknięte czy nie.) [a co jeśli ci powiem, że to jednak robi różnicę?][po prostu nie wierzę, jaki tu się odprawił intelektualny fikołek]
E: (Obawiam się tego, jak mogliby zareagować, jeśli zamknę drzwi... Nie ufam im i nie wydają się racjonalnymi ludźmi. Może tylko czekają na pretekst, by mnie o coś oskarżyć.
E: (W każdym razie, prawdopodobnie będą w stanie otworzyć sobie te drzwi niezależnie od tego, czy będą otwarte, czy nie) [oczywiście, ale tu chodzi o to, by dać sobie czas na ewentualną reakcję, lol]
E: (Byłabym jeszcze bardziej zestresowana, gdybym je zamknęła...) [myślałam, że to ja mam skłonności do przesadnego rozkminiania wszystkiego, a jednak muszę uchylić czoła przed Eloise, która najwidoczniej ma już co najmniej doktorat z dorabiania filozofii do nic nieznaczących rzeczy]
E: Wahałam się przez kilka sekund z ręką na kluczu. Marzyłam o tym, żeby go przekręcić i usłyszeć zamykające drzwi kliknięcie. [czej, czyli ona naprawdę tylko wsunęła klucz do zamka i na tej podstawie stwierdziła, że działa? ...]
E: Ale ostatecznie zabrałam rękę, zostawiając klucz w zamku.
E: To było bezcelowe, naprawdę. [zupełnie jak ta cała rozkmina]
E: (Cholera... mam nadzieję, że robię dobrze.) [nie, ale nie uprzedzajmy faktów]
E: (W każdym razie, nie ma sensu się torturować. Chcę już tylko iść spać; jeśli tylko będę w stanie.)
E: (Zobaczymy, co się stanie.)
E: Będąc nieco spokojniejszą, schowałam się w pościeli, która była przyjemnie miękka i chłodna. Przytulność tego pokoju pomogła mi się trochę zrelaksować. Moje myśli zaczęły wędrować.
E: Czułam się pusta i wyczerpana.
E: Ale najgorsza była niewiedza, czego jutro się spodziewać...
E: Na szczęście byłam zbyt zmęczona, by się zastanawiać. Przestałam się opierać i poczułam wreszcie, jak odpływam w sen.
- ekran się zaciemnia -
E: Zasnęłam, z obrazem dwóch błyszczących pomarańczowych oczu w głowie...
- pojawia się dzienne tło -
E: (Hmm...) [ciekawe jakiego rodzaju było to "hmm"]

E: Otworzyłam oczy do połowy. Czułam się zamroczona, jakby ktoś mnie obudził z głębokiego snu.
E: Pokój był wypełniony delikatnym, złotym światłem.
E: (Już wstało słońce? Czyżbym spała tak krótko? Nic dziwnego, że nadal czuję się zmęczona.)
E: Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. To wtedy się zorientowałam, że to nie jest ranek. Światło w pokoju pochodziło z zachodzącego słońca.
E: (Wow, przespałam cały dzień jak kłoda.)
E: (I... jest tak cicho.)
E: To było zaskakujące, szczególnie po tych wszystkich hałasach i zamieszaniu z zeszłej nocy. Czyżby wszyscy opuścili rezydencję?
E: (To może być moja szansa na ucieczkę... albo przynajmniej rozejrzenie się wokoło.)
E: (Ubiorę się i dowiem się, o co tu chodzi... przynajmniej nikt nie próbował dostać się do mojego pokoju, gdy spałam.) [albo po prostu o tym nie wiesz, bo przecież spałaś jak kłoda...]
E: Przygotowałam się i uważnie nasłuchiwałam przy drzwiach w poszukiwaniu oznak życia. Wyglądało na to, że było czysto.
- wychodzimy na korytarz -
E: (Nie ma nikogo w pobliżu. Nie wiem, czy powinnam się tym martwić, czy się rozluźnić i cieszyć.)
- idziemy dalej, do korytarza z pokojami chłopaków -
E: Ostrożnie zeszłam w dół do korytarza. Trochę mnie zdenerwowało to [ale nie w sensie złości, tylko niepokoju], że wszystkie drzwi do sypialni były zamknięte.
E: (Może śpią... w końcu wszyscy byli na nogach w środku nocy. Co za ludzie są aktywni w nocy i śpią w ciągu dnia? Może artyści? Albo imprezowicze?
E: (Sprawdzę dół. Może znajdę coś do zjedzenia.)
E: (To dość dziwne - nie byłam głodna, mimo że nie jadłam niczego od zeszłej nocy. Coś musiało zabić mój apetyt.) [nawet nie wie, jak blisko jest prawdy xD]
E: Zanim zeszłam na dół, spojrzałam na schody i poczułam ściśnięcie w żołądku. Ale w końcu zebrałam się w sobie i zeszłam na parter.
E: W świetle dnia rezydencja wyglądała mniej imponująco. Było tu znacznie cieplej, gdy była oświetlona w nocy. Teraz wyglądała niemal na opuszczoną.
E: Ścisnęło mnie w gardle, gdy pomyślałam o wszystkim, co się wydarzyło. O tym, jak mężczyźni z rezydencji się zachowywali. I o tym jednym, który mnie skrzywdził.
E: Beliath, ten z ciemnymi włosami, wspomniał, że frontowe drzwi były zamknięte.
E: (A co, jeśli blefował?)
E: (Sprawdzę to...)
E: Moje serce zaczęło bić szybciej. Czułam się, jakbym naruszała jakieś prawo.
E: Spojrzałam w lewo, a potem w prawo. Miałam sucho w gardle. Zaczęłam iść w stronę drzwi, starając się zachowywać naturalnie.
E: Położyłam dłoń na klamce. Jeszcze raz się rozejrzałam dla pewności, że nikogo tu nie było. Wreszcie nacisnęłam ją i pociągnęłam z całej siły, próbując otworzyć ciężkie drewniane drzwi.
E: Ku mojemu zaskoczeniu okazały się otwarte! Skrzypienie ich zawiasów pewnie dało się usłyszeć w całej rezydencji. [używają tych drzwi raz na rok, czy co, że tak skrzypią?]
E: (Cholera!)
E: (Kłamali!)
E: Przed drzwiami zobaczyłam rozciągającą się ścieżkę. Słońce zachodziło w oddali, niemal znikając za drzewami.
E: (Wygląda na to, że nikogo tu nie ma...)
E: (Czy to może być moja szansa, żeby uciec?!)
E: Zamarłam w bezruchu. Wyobraziłam sobie, co się wydarzy jako następne. Oczami wyobraźni widziałam, jak biegłam przez Las, dopóki nie dotarłam do Miasteczka. Do wolności. I potem wróciłam do rezydencji, by ich stąd wyrzucić i odebrać to, co do mnie należy!
E: Ale... słońce już prawie zaszło, co oznaczało, że będę musiała iść przez Las po ciemku. A co jeśli mnie złapią? I jeśli któryś z nich spróbuje mnie znowu zaatakować?
E: Czy byłoby lepiej, gdybym spróbowała z nimi negocjować, żeby mnie wypuścili?
E: (W najbliższym czasie to mogła być moja jedyna szansa. Muszę podjąć decyzję.)
- tu mamy wybór czy uciekać, czy zostać; ten wybór ma wpływ tylko na to, kto znokautuje Eloise xD -

WYBÓR 1: ZOSTANIE W REZYDENCJI:
E: (Nie, to zbyt ryzykowne.)
E: (Co jeśli ucieknę i mnie złapią? Co jeśli będą mnie gonić przez Las? Znają okolicę lepiej ode mnie.)
E: (Cholera, nie cierpię perspektywy pozwolenia im dyktowania mi, co mam robić. Ale czy naprawdę mam jakiś wybór? Jeśli ucieknę teraz, prawdopodobnie złapią mnie zanim dostanę się do Miasteczka. Znają drogę przez Las lepiej ode mnie.)
E: (I po tym mogą zdecydować, by tym razem naprawdę mnie zamknąć...)
E: Zacisnęłam zęby i mocniej ścisnęłam klamkę. Byłam wściekła. Droga do wolności rozciągała się przede mną, ale stawało się dla mnie jasne, że to tylko iluzja.
E: Uciekanie byłoby jak umieszczenie tarczy [takiej do strzelania] na moich plecach i czekanie, aż we mnie strzelą.
E: Byłam w niekorzystnej sytuacji. Oni nadal mi nie ufali.
E: (Nigdy nie będę w stanie ich pokonać. Jedyny sposóby, bym się stąd wydostała to taki, że oni zdecydują się pozwolić mi odejść.)
E: (To mnie tak złości... ale zamierzam z nimi negocjować.) [no chyba że podobnie jak z ucieczką, w trakcie negocjacji stwierdzisz, że to nie ma sensu... xD]
E: Pomyślałam, że podjęłam właściwą decyzję, ale i tak czułam gotującą się we mnie wściekłość. Tak długo czekałam, by odziedziczyć tę rezydencję. Wreszcie miałam uzyskać niezależność i nagle to wszystko zostało mi odebrane.
E: Powoli zamknęłam drzwi z ciężkim łomotem. Poczułam się, jakbym się zamykała we własnej klatce.
E: (Równie dobrze mogę się przejść po rezydencji, podczas gdy oni będą decydować, co ze mną zrobią...)
- idziemy do biblioteki -
E: Po zamknięciu drzwi byłam w paskudnym nastroju. Weszłam do pierwszego lepszego pokoju, licząc, że tam się trochę uspokoję.
E: Mimo że już wcześniej się tutaj kryłam, to nie zaprzątałam sobie wtedy głowy tym, by się jej przyjrzeć...
E: (Wow, jaka kolekcja!)
E: Biblioteka miała staromodny urok. Nagle sobie przypomniałam, że ta kolekcja książek mogła należeć do moich rodziców. Zaczęłam przeglądać tytuły na półkach, z zapałem poszukując wskazówek.
E: (Wiele książek jest w obcych językach i jest też tu trochę naprawdę starych ksiąg...)
E: Zaintrygowana przekartkowałam parę książek. [nie wiedzieć czemu, ta scena skojarzyła mi się z klasyczną scenką z adsf movie pt. "nie potrafię czytać" XD]
E: Większość z nich była o nauce albo biologii. Nawet jeśli nie znałam łaciny, czy innych języków, w których były napisane, to mogłam to rozpoznać [w sensie ich naukowość] po zawierających się w nich tabelach klasyfikacji, tłoczonych roślinach i anatomicznych modelach ludzi oraz zwierząt.
E: Ale były też inne...
E: (Te książki wyglądają, jakby traktowały o okultyzmie i rzeczach nadprzyrodzonych...)
E: Przeszukałam strony w poszukiwaniu szczegółów. Widziałam formuły, pentagramy, opisy kamieni szlachetnych i ziół... ale były też rozdziały o potworach, demonach, wilkołakach, banshee, wampirach i smokach...
E: Co to miało być? [ale bym się śmiała, jakby rodzice Eloise po prostu zbierali książki fantasy stylizowane na prawdziwe księgi xD]
E: (Znalazłam już trzy książki na ten temat. Czy moi rodzice interesowali się fantastycznymi istotami?)
E: Tyle że te księgi były zaskakująco naukowe. Zaczęłam się czuć niekomfortowo, więc zagubiona w swoich myślach, odłożyłam księgi na półkę. Zauważyłam też, że w rogu stało biurko.
E: (Prawdopodobnie powinnam je sprawdzić. W szufladach może być coś ciekawego. Może coś, należącego do moich rodziców.)
- tło zmieniło się na nocne -
E: Poświęciłam chwilę na nasłuchiwanie za podejrzanymi odgłosami. Ostatnie promienie słońca znikały za horyzontem.
E: Gdy usłyszałam odgłos kroków, nagle poczułam się pokonana. Więc jednak nie opuścili rezydencji. Po prostu byli w swoich sypialniach...
E: (Cóż... to nie jest warte robienia sobie kłopotów [w sensie to szperanie w szufladach]. Wrócę tutaj, gdy będę miała okazję...) [nie zdziwię się, jeśli zapomni o tym na następne osiem czy dziewięć odcinków]
E: (Zobaczmy, co mają mi dzisiaj do powiedzenia...)
- wychodzimy do holu -
E: (Cóż, mogło być gorzej.)
E: To było jasne, że niektórzy mężczyźni z rezydencji mnie nie lubili, ale dwóch z nich wydawało się przynajmniej rozsądnych.
- na ekranie pojawia się Rafcio i Aaron -
E: Cześć...
E: (Wyglądają na zaskoczonych znalezieniem mnie tutaj.)
A: Cześć... nazywasz się Eloise, tak? [chciałabym wiedzieć, dlaczego Aaron tak często się rumieni w zupełnie przypadkowych momentach opowieści; spędził pincet lat z samymi facetami, czy co?]
R: Jak cię czujesz? Udało ci się odpocząć?
- tu mamy wybór czy się zachowywać uprzejmie czy nie -
E: Wydaje mi się, że dobrze...
E: Mimo że to nijak nie przypominało moich wyobrażeń, jak spędzę pierwszą noc w moim nowym domu.
A: Wierz nam, że też chcielibyśmy, żeby to tak nie wyglądało.
R: Przepraszam, ale co miałaś przez to na myśli? [Rafcio szybciej łączy fakty xD]
E: Wiecie, że wasze mieszkanie tutaj jest nielegalne, prawda? Zajmujecie czyjąś własność.
R: To prawda, ale... Vladimir powiedział nam, że to nie problem.
E: (Co? Jak mógł coś takiego wam powiedzieć?)
E: Okoliczności zniknięcia moich rodziców nadal były niewyjaśnione... Czy Vladimir wie coś, czego ja nie wiem?
E: Cóż, możesz mu powiedzieć, że w takim razie popełnił wielki błąd. Widzisz, to miejsce należało do moich rodziców i teraz jestem jego prawowitą właścicielką. Więc może powinniście spróbować pozostać ze mną na dobrej stopie, gdy będziemy to wszystko załatwiać.
E: Nie chciałam, by to zabrzmiało aż tak ozięble. Pewnie pomyśleli, że jestem wielkim snobem, a mi po prostu kończyła się cierpliwość. I miałam ku temu dobry powód!
E: Aaron spojrzał na Raphaela, który stał z zasłoniętymi oczami. [ta część po przecinku jest kompletnie bez sensu, kolejny dowód dla teorii, że w Beemoovie płacą od literek]
A: To trochę zmienia, czyż nie?
R: To by sporo zmieniało, gdyby Ivan nie przemienił jej w swój Kielich... Czego od nas teraz oczekujesz?
A: Nie mam pojęcia. Ale może powinniśmy przestać się zachowywać jak brutale... Jeśli naprawdę jest właścicielką tego miejsca, to powinniśmy jej okazać trochę więcej szacunku.
E: Zaczęłam robić sobie nadzieje, mimo że nieco mnie zmieszało słowo "Kielich". Nie rozumiałam, co mieli przez to na myśli.
R: Nie jestem pewny, czy pozostali się z nami zgodzą. Ona jeszcze nawet nie zna prawdy o nas.
E: Wiesz, słyszę was. Mówicie mi o tym ciągle od wczoraj i zaczyna mnie to przerażać. O czym wy mówicie?
A: Nie naszą rolą jest ci to wytłumaczyć. To obowiązek Ivana. To on... cię w to wpakował.
E: Ciągle unikają odpowiedzi! [wcale nie unikają, przecież oznajmił wprost, że ci nie powie xD]
E: Czy to jakiś żart? Albo rodzaj usprawiedliwienia tego, że trzymacie mnie tu zamkniętą?
R: To jest bardziej skomplikowane, niż ci się wydaje. Będziesz teraz z nami bardzo mocno związana. Nie możemy nic zrobić, by to zmienić.
E: Oczywiście. I to dlatego nie mogę odejść, co?
E: Miałam już dość.
E: Odwróciłam się na pięcie i z determinacją zaczęłam iść w stronę drzwi.
A: Eloise? Dokąd idziesz?
- tu jest wybór -
E: (Gdzie mogłabym teraz pójść?)
E: Idę zrobić zakupy dla wszystkich, potem prawdopodobnie pościelę wam łóżka i przygotuję pyszne jedzenie. Co ty na to? [jeśli to miał być sarkazm, to chyba nie wyszło]
A: Nawet nie myśl o opuszczaniu rezydencji!
E: Albo co?
A: W każdym razie nie będziesz w stanie otworzyć...
E: Otworzyłam drzwi na oścież, ciesząc się dźwiękiem skrzypienia zawiasów i czując lekki powiew wiatru na twarzy.
A: Drzwi nie są zamknięte? Beliath miał je zamknąć!
R: Myślę, że zrobił to specjalnie, Aaronie.
E: (Wygląda na to, że niektórzy mieli nadzieję, że odejdę... Spełnię więc ich życzenie.)
E: Wyszłam na zewnątrz i z determinacją zaczęłam iść w dół ścieżki. Nie odwracałam się za siebie. Musieli zrozumieć, że zatrzymywanie mnie było bezcelowe. [aha, czyli na pewnym poziomie wkurzenia nocna wyprawa przez las nagle się robi spoko pomysłem?]
A: Ugh, nie wierzę w to!
E: Poczułam uścisk na ramieniu tak mocny, że wyrwał mi się okrzyk. To była mieszanka bólu i wściekłości. Próbując się uwolnić, zachwiałam się niebezpiecznie w stronę schodów. [yyy... na chwilę się zwiesiłam "jakich schodów, skoro wyszła?" ale na tle rezydencji przy drzwiach widać kilka schodków]
E: Ostry ból, błysk światła, ciemność i ledwo słyszalne głosy w oddali.
R: Na litość boską, Aaron! Nie musiałeś być wobec niej taki brutalny! Wystraszyłeś ją! [wyobrażam sobie, jak Rafcio sobie teraz myśli "zdecydowanie jestem już na to za stary..." xD]
A: Przepraszam, siła nawyku!
R: Domyślam się, że nie powinienem być zaskoczony... Zanieś ją do jej pokoju. Po takim ciosie będzie otumaniona przez następnych parę godzin.
A: W porządku. I musimy porozmawiać z Ivanem. Nie możemy jej trzymać na smyczy, to nie nasza rola.
R: Masz rację. Ale nie wszystko na raz.
E: Zupełnie straciłam kontrolę. Poczułam rękę wsuwającą pod moje kolana i drugą podtrzymującą moje plecy. Byłam wiotka jak szmaciana lalka i zanim straciłam świadomość, ktoś mnie podniósł.

WYBÓR 2: UCIECZKA

E: (Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że dałoby się z nimi negocjować? Dlaczego miałabym pozwolić, by mi dyktowali, co mam robić?)
E: (Niech spróbują mnie złapać. Zobaczymy, kto jest szybszy!)
E: Odwróciłam się i spojrzałam z powrotem na rezydencję. Będę musiała zawalczyć bardziej niż się spodziewałam, by otrzymać swoją własność.
E: Ale byłam gotowa. Byłam pełna gniewu. Chciałam wszystko naprawić. I nie zamierzałam pozwolić sobą pomiatać.
E: (Następny przystanek: Miasteczko. Tak szybko, jak tylko nogi mnie poniosą.)
E: Wreszcie byłam w stanie ruszyć nogami, jedna za drugą. Uczucie zastygnięcia w bezruchu powoli odpuszczało. Z każdym krokiem czułam się coraz silniejsza i szybsza. [Na podstawie podanych informacji, oblicz, ile Eloise musi zrobić kroków, by osiągnęła prędkość światła]
E: I wtedy pobiegłam w Las tak szybko, jak tylko mogłam, zostawiając za sobą rezydencję i jej ciężkie drzwi.
E: (Myślę, że to w tę stronę... Cholera, mam taką nadzieję!)
E: Pobiegłam ścieżką tak szybko, jak tylko byłam w stanie, nie oglądając się za siebie. [powtarza się z tym jak zdarta płyta -,-] Płuca mnie paliły. Gałęzie zahaczały o moją sukienkę i raniły moje nogi, gdy pędziłam, bez patrzenia, gdzie w ogóle biegłam.
E: Chciałam się znaleźć najdalej od rezydencji, jak tylko mogłam przed zmierzchem.
E: (Ile czasu zajmie mi dotarcie do Miasteczka? Co jeśli mnie złapią?)
E: Było bardziej prawdopodobne, że mnie znajdą, jeśli zostanę na ścieżce. Będą widzieli moje ślady. To jest najbardziej oczywista droga do Miasteczka i zarazem najdłuższa...
E: (Las nie wygląda na aż tak gęsty. Jeśli zrobię sobie przez niego skrót, to będę mogła znowu znaleźć ścieżkę, gdy już będę dalej. To mi kupi trochę czasu i może ich zmyli. Liczyła się każda chwila.)
E: Skręciłam ostro i zaczęłam przeskakiwać nad konarami i przewróconymi pniami drzew, jakie stawały mi na drodze. Byłam w całkiem niezłym stanie. Mogłam biec dłuższy czas i nawet się gdzieś wspiąć, jeśli byłaby taka potrzeba. Ale musiałam być ostrożna.
E: (Jeśli skręcę kostkę, to po mnie...)
E: Robiło się coraz ciemniej. Na szczęście wieczór był bezchmurny i dzięki światłu księżyca, widziałam, gdzie szłam.
E: Mimo to Las wywoływał u mnie gęsią skórkę...
E: (Ta okolica wygląda dość dziko... Czy to ciągle część terenów należących do rezydencji? Cholera, a co jeśli gdzieś tu jest jakieś ogrodzenie? Czy będę w stanie się na nie wspiąć?) [jeszcze chwilę temu byłaś gotowa na coś się wspiąć w miarę potrzeby, więc w czym problem?]
E: Zaczęłam zwracać uwagę na otaczające mnie dźwięki Lasu. Zwierzęta, ptaki [tak, dobrze widzicie, ptaki są wyliczone osobno], gałęzie szeleszczące na wietrze... i potem naszło mnie niejasne uczucie paniki. Nieważne jak próbowałam, nie mogłam się pozbyć tego instynktownego strachu przed ciemnością i przed nieznaną okolicą, która się przede mną rozciągała.
E: (Uspokój się i przejdź kawałek... złap oddech...)
E: Wiedziałam, że najlepszym sposobem na przebycie długich dystansów było bieganie i maszerowanie na przemian. Ale nie obchodziło mnie to. Po prostu chciałam biec i zabrać się stąd tak szybko, jak tylko mogłam.
E: (Czy się już zorientowali, że uciekłam?)
E: Znowu zwiększyłam tempo. Wraz z odgłosami lasu, słyszałam pękające pod moimi stopami gałązki. Czułam się, jakby ktoś mógł mnie usłyszeć i podążyć za mną, gdyby chciał.
E: Usłyszałam dźwięk rozdzieranego materiału, gdy przeskoczyłam nad pniakiem i natychmiast się zatrzymałam. Moja sukienka zaczepiła się o korę i po częściowym rozdarciu się, utknęłam w miejscu.
E: (Cholera! Dlaczego nie mogli mi dać do ubrania jakichś spodni zamiast tego? Ugh!) [hmmm... o ile się nie mylę, to sama sobie wybrałaś ubranie]
E: Uwoliłam materiał tak szybko jak tylko mogłam [argh, ileż można?!]. Poczułam koło siebie coś jakby obecność, jakby coś się poruszało. Czy to było zwierze? Czy moja wyobraźnia? W tym momencie to nie było ważne.
E: Znowu zaczęłam biec. Daleko i tak szybko jak to możliwe. [chyba im się popsuła maszyna losująca, bo ciągle wypluwa ten sam zwrot]
E: Ale tym razem szeleszczący odgłos wydawał się za mną podążać.
E: (Co to jest?! To brzmi, jakby było blisko...)
E: Przyspieszyłam, ale ciągle słyszałam ten odgłos.
E: Raz zmieniłam kierunek, a potem znowu.
E: Ale to ciągle tam było [za mną]. [ale bym się śmiała, gdyby to był bardzo szybki jeż]
E: (Nie, nie może być! Kimkolwiek jesteś, idź sobie! Zostaw mnie! Daj mi wrócić do...)
E: Nagle poczułam, że coś się rozbiło o moje plecy. Potknęłam się i upadłam do przodu. Przez chwilę czułam, jak moje ciało leciało.
E: Upadłam głową do przodu. Przez kilka sekund byłam zbyt oszołomiona, by się ruszyć. Mimo że leżałam na brzuchu, to kręciło mi się w głowie i nie wiedziałam, którędy do góry, a gdzie w dół.
???: Jeszcze kawałek i udałoby się jej dotrzeć do tego obskurnego małego Miasteczka! Dobrze, że się zorientowaliśmy, że zniknęła.
???: Taa, i co gorsza, ten idiota nie użył mocy więzi. Teraz, gdy mamy Kielich na wolności, to będziemy musieli się trzymać jej blisko! [ewentualnie: ją pilnować]
???: Więź jest ciągle słaba, ale się wzmocni. Musi.
???: Lepiej, żeby to się stało już wkrótce. Nie zamierzam biegać po lesie każdej nocy za tym króliczkiem! Jedyna dobra rzecz, jaka wynika z tej cholernej więzi - nie musisz cały czas biegać za jedzeniem!
E: Mój wzrok zaczął się z powrotem wyostrzać, ale nie musiałam sprawdzać, kto mnie powalił.
- na ekranie pojawia się Beliath -
B: Dobra, nie będziemy tu siedzieć całą noc. Wstawaj króliczku, zabawa się skończyła.
- tu mamy wybór, w jaki sposób chcemy zaprotestować -
E: (Co teraz?)
E: Nie chciałam przed sobą przyznać, że mnie złapali i byłam teraz otoczona. Musiał być jakiś sposób, by ich ominąć...
B: Widzę, że się rozglądasz za drogą ucieczki. Jeśli spróbujesz znowu uciec, złapiemy cię, zanim zdążysz się oddalić. Nie ma sensu, byś się męczyła. Równie dobrze możesz nam oszczędzić trochę czasu.
- na ekranie obok Beliatha pojawia się Ethan -
E: Nie zgadzam się na powrót z wami do rezydencji!
Et: Co za bachor...
B: Czyli taka jak lubisz. Powinna ciebie wybrać. Dobra, nie spędźmy tutaj całej nocy.
E: Wtedy poczułam, że ktoś mnie unosi w powietrze. Krzyknęłam zaskoczona.
E: Plecy Beliatha wypełniły moje pole widzenia. W mniej niż sekundę przerzucił mnie sobie przez ramię jak worek ziemniaków. Trzymał mnie pewnie za nogi, uniemożliwiając mi poruszanie się.
B: Jeśli będziesz dalej się wiła, krzyczała albo próbowała uciec, to nie będę się wahać przed zrobieniem wszystkiego co w mojej mocy, byś się zamknęła. Rozumiesz? Mogę cię zapewnić, że to ci się nie spodoba [to co jej wtedy zrobi].
Et: I ty się mnie czepiałeś, że nie załatwiłem tego delikatnie?
B: Prowadź do rezydencji. To powinno cię zająć.
- tu znowu mamy wybór, jak chcemy zaprotestować xD -
E: (Ach tak, chcesz bym się uspokoiła i się dobrze zachowywała?)
E: Byłam rozwścieczona tym, że mnie traktował tak przedmiotowo. Kopnęłam go mocno w żebra i okładałam jego plecy pięściami.
E: Wiedziałam, że to raczej nie poprawi mojej sytuacji, ale nie ma mowy, bym pozostała bierna... to wykluczone.
B: Jaka zadziorna!
Et: Czyli taka jak lubisz, co?
B: Zamknij się.
B: Nie można tu liczyć ani na chwilę spokoju... Ethan, gdy dotrzemy do rezydencji, to chcę, żebyś ją zabrał do jej pokoju.
Et: To twój worek ziemniaków, nie mój!
B: Dokładnie. Zaciągnę ją z powrotem, a ty dokończysz robotę.
E: Po tym wszystko się rozmazało. Poczułam jak coś uderzyło mnie w bok szyi, obok ucha i zaczęłam widzieć mroczki. Czułam ostry ból w bębenkach [w uszach] i zakręciło mi się w głowie...
E: Kilka sekund później straciłam przytomność.

DALEJ DLA OBU WERSJI TAK SAMO

- budzimy się w swoim pokoju -
E: (Moja głowa...)
E: Z trudem otworzyłam oczy. Czułam się, jakbym miała kaca.
E: Leżałam z twarzą w pościeli. [to tyle jeśli chodzi o to aaronowe okazanie odrobiny szacunku XD]. Wszystko było ciemne. Przetoczyłam się na plecy, krzywiąc się, gdy poczułam ostry ból w skroniach.
E: Byłam z powrotem w sypialni.
E: Nagle sobie przypomniałam, co się wydarzyło.
E: (Ten podły... nie no, naprawdę?)
E: Natychmiast usiadłam na łóżku i zakręciło mi się w głowie. Byłam zbyt zła, by się przejmować bólem głowy.
E: (Więc mnie znokautowano i przyniesiono tutaj z powrotem? Czy oni sobie myślą, że to jest jakiś młodzieżowy horror?)
E: Wstałam i zgrzytając zębami zaczęłam krążyć po pokoju. Ciągle trwała noc, ale nie umiałam powiedzieć, czy od momentu mojej utraty przytomności nie zdążył już minąć dzień.
E: (Więc chcą zgrywać twardzieli, co? Czy oni sobie myślą, że jestem słabą dziewczyną, która nie jest w stanie uciec?)
E: (Szkoda. Im więcej osób mnie nie docenia, tym bardziej chcę im udowodnić, że się mylą.) [na razie tylko udowadniałaś, że mają rację XD]
E: Usiadłam po turecku na podłodze, patrząc przez okno na okolicę. Próbowałam usłyszeć jakiekolwiek odgłosy w rezydencji: urywki rozmów, kroki po drewnianej podłodze, ludzi chodzących po różnych piętrach.
E: To nie był najlepszy moment na ucieczkę.
E: (Wygląda na to, że wszyscy spali w ciągu dnia. Muszę po prostu poczekać na świt i wtedy się wymknąć niepostrzeżenie.)
E: Wyciągnęłam szyję, by zerknąć na zewnątrz. Poczułam się lepiej, gdy daleko na horyzoncie zaczęło różowieć niebo. To była pierwsza oznaka świtu. Nie będę musiała długo czekać.
E: (Dodatkowo nie muszę niczego ze sobą zabierać. Prawnik ma kopię aktu własności posiadłości. Muszę tylko go pokazać policji i oni zajmą się resztą.)
E: (Nadal nie mogę uwierzyć, że nikt się nie zorientował, że mieszkają tutaj ludzie!)
E: Ale wtedy sobie przypomniałam, co powiedział prawnik. Znał moich rodziców.
E: Powiedział, że byli wspaniali i czarujący... ale również bardzo skryci i nie lubili się socjalizować. To dlatego skończyłam w sierocińcu, a nie u członka rodziny albo ich przyjaciół.
E: Nieszczególnie idealne dzieciństwo.
E: (Czy naprawdę byłam jedyną osobą wymienioną w testamencie moich rodziców? Czy byli aż takimi samotnikami?)
E: Nie... nie samotnikami.
E: Mieli siebie. Przynajmniej tego byłam pewna. Mogłam to stwierdzić po dokumentach, jakie mi zostawili.
E: Czy któregoś dnia też znajdę kogoś, z kim będę dzielić swoje życie? Czy będę tak zakochana, że już nigdy nie poczuję się samotna, nawet jeśli cały świat będzie przeciwko mnie?
E: To wszystko wydawało mi się takie odległe.
E: (I bądźmy poważni, teraz mam ważniejsze sprawy, z którymi muszę się uporać.)
E: Spojrzałam na drzwi, zastanawiając się, czy powinnam je zamknąć czy nie. Ostatecznie zdecydowałam się na to samo, co zrobiłam poprzednim razem. Może to kwestia psychologii, ale to mi pomogło poczuć się trochę lepiej.
E: Miałam zwrócić się z powrotem do okna, ale usłyszałam w oddali odgłos pośpiesznych kroków.
E: Wydawały się pochodzić z góry. Ktokolwiek to był, zbliżał się.
E: (O co tym razem chodzi?)
E: Spodziewałam się, że ta osoba odwróci się i zejdzie po drugich schodach, ale zamiast tego wydawała się zmierzać korytarzem w kierunku mojego pokoju.
E: (Co to?!)
E: Instynktownie zrobiłam kilka kroków w tył, aż moje plecy zetknęły się ze ścianą.
E: Już nie miałam wątpliwości - ten ktoś był przed moimi drzwiami!
E: (Drzwi! Nie zamknęłam ich!) [heh]
E: Zaczęłam panikować, gdy zobaczyłam przekręcającą się klamkę. Drzwi otworzyły się tak gwałtownie, że uderzyły w ścianę.
E: Zobaczyłam stojącego tam Ivana, który wyglądał na zagubionego. Spojrzał na mnie, a potem odwrócił się do drzwi. Wydawał się wahać.
E: Zamarłam w bezruchu z plecami przy ścianie.
- na ekranie pojawia się Ivan -
E: Czego chcesz?!
E: Mój głos musiał być piskliwy, bo Ivan podskoczył zaskoczony i znowu zaczął na mnie patrzeć.
I: Drzwi... nie były...
E: Zamknięte? Nie, nie były. Ale najwyraźniej powinny być! [wow, eureka] Jak mogłam być tak głupia, że myślałam, że zostawicie mnie w spokoju? [też zadaję sobie to pytanie][nawet mi jej nie żal]
E:  Ivan podskoczył jeszcze raz. Ku mojemu zaskoczeniu wydawał się zraniony [jej słowami], albo przynajmniej trochę smutny. To wtedy zauważyłam, jak wyglądał okropnie. Ociekał potem i jego włosy plątały się przy skroniach.
E: Miał sińce pod oczami i jego skóra znowu zrobiła się trupio szara.
E: I jego dłonie się trzęsły.
E: Słuchaj, przerażasz mnie. Chcę zostać sama. Odejdź!
E: Znowu podskoczył zaskoczony. W tym momencie wyglądał na naprawdę zakłopotanego. Tak jakby bez powodzenia próbował się skoncentrować na moim głosie.
E: Gorączkowo rozejrzał się po moim pokoju, zanim jego wzrok spoczął na mnie. [o jezu, ile jeszcze razy i na ile sposobów zostanie wspomniane, że na nią spojrzał? -,-]
E: Ivan?
E: Zaschło mi w ustach.
- tu mamy wybór jak wobec niego się zachować -
E: (Spróbuję być miła wobec niego.)
E: Nie wyglądasz dobrze... Nie powinieneś tu zostać. Musisz stąd wyjść. Rozumiesz?
E: Próbowałam mówić do niego tak spokojnie i delikatnie jak to tylko możliwe. Ivan głośno przełknął ślinę. W jego oczach były łzy.
I: Nie mogę... Potrzebuję cię... Chcę cię...
E: Wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegł dreszcz.
E: Nie miałam czasu ani odwagi, by grać w gierki. Musiałam stąd wyjść najszybciej, jak to tylko możliwe.
E: Kosztowało mnie sporo wysiłku odepchnięcie się od ściany i ruszenie powoli w jego kierunku [Ivana]. Walczyłam ze sobą, by pozostać spokojną i powstrzymać moje ręce oraz nogi przed trzęsieniem się.
E: Zamarł w bezruchu, gdy zobaczył, co robię. Ciągle mnie obserwował, ale ku mojej rozpaczy, nie poruszył się. Niezmieniający się wyraz jego twarzy był niemożliwy do zdefiniowania. I teraz całkowicie blokował sobą drzwi.
E: Postanowiłam spróbować ostatni raz. Uniosłam dłoń i wykonałam uspokajający gest.
E: Ivan, naprawdę powinieneś...
E: Wtedy rzucił się na mnie i przez siłę tego uderzenia przeturlałam się po podłodze. [to ja teraz]
E: Próbowałam się podnieść, ale Ivan przygwoździł mnie do podłogi ciężarem swojego ciała. Mocny zapach jego potu zmieszany z czymś metalicznym uderzył w moje nozdrza.
E: Zejdź ze mnie! Nie, proszę, nie...
E: Kątem oka zobaczyłam jego złote oczy. [chyba ktoś podczas pisania tej sceny się skapnął, że pomarańczowe oczy nie są zbyt klimatyczne i zmienił je na złote] Ponownie zobaczyłam, że wahał się przez chwilę.
E: Wtedy jego płaszcz ześlizgnął się z niego, wyraz jego oczu przybrał surowości i pochylił głowę.
E: Zaczęłam krzyczeć ile sił w płucach.
E: Ból był gorszy niż wtedy, gdy wypadłam przez okno.
E: Nadal przygważdżał mnie do ziemi i teraz miałam otwartą ranę na szyi, z której zaczęła skapywać krew na moje garło i ramię.
E: Walczyłam desperacko, by zrzucić z go z siebie. Mój wzrok zaczął się zamazywać. Im więcej się ruszałam, tym boleśniejsze się to stawało.
E: Co on mi robi?!
[ILUSTRACJA][ta ilustracja jest chyba najbliższa opisowi ze wszystkich dotychczas widzianych w tej grze XD brakuje jej tylko rany i wszechobecnej krwi xD]
E: Przestań, to boli!!
???: Ivan, zostaw ją!
E: Poczułam ostry ból, gdy ktoś zszarpnął ze mnie Ivana. Znowu krzyknęłam... i wtedy wreszcie nastąpił koniec.
E: Aaron, mężczyzna z ciemno opaloną skórą, otoczył Ivana ramionami i odciągał go do tyłu. Młodszy mężczyzna krzyczał i potrząsał głową jak dzikie zwierze.
E: Poczułam falę mdłości, gdy zobaczyłam, że jego usta... były pokryte krwią.
A: Nie wierzę! Uspokój się i weź się w garść! Rany, zobacz co narobiłeś!
E: Pulsujący ból w szyi wzmacniał się z każdym uderzeniem serca. Łapiąc powietrze, ociekając potem i trzęsąć się na całym ciele, przycisnęłam dłoń do otwartej rany.
E: Nie minęło długo, zanim pokryła się krwią.
E: Moja własna krew. Ta sama krew, która była na ustach Ivana.
I: Puść mnie! Potrzebuję więcej!
A: Nie jesteś zwierzęciem! Jeśli nie możesz sam się uspokoić, to ja to zrobię za ciebie!
E: Byłam przerażona, gdy zobaczyłam, jak Ivan obrócił głowę jak wąż i wbił kły w ramię Aarona.
E: Jego kły były niezwykle długie i ostre.
A: Nie ma mowy! Nie wierzę w to. Będziemy musieli sobie z tym radzić przez wiele dni! Nie pozostawiasz mi wyboru!
E: Nie spodziewałam się, że Aaron zareaguje w ten sposób.
E: Pchnął Ivana na ścianę i zablokował go ramieniem. Ivan walczył o uwolnienie się.
E: Po tym Aaron głęboko zatopił zęby w jego szyi. Chłopak ryknął głośno, ale Aaron trzymał go mocno na miejscu. Wyglądali jak dwa wilki walczące o dominację.
E: Ivan zaczął powoli się uspokajać. Wydawał się coraz mniej kontrolować swoje ruchy. Aż wreszcie, po minięciu cały wieków... Ivan całkowicie przestał się ruszać.
E: Aaron wycofał zęby z szyi Ivana i po tym powoli poluzował uścisk. Nieprzytomny chłopak upadł na podłogę.
E: Byłam w szoku, gdy Aaron się do mnie odwrócił.
E: Wytarł usta wierzchem dłoni. Zauważyłam jego ostre, błyszczące kły, które były pokryte krwią. Ku mojemu obrzydzeniu, splunął na podłogę.
E: Ale to nie była ślina. Tylko krew.
A: Nie sądziłem, że w taki sposób powita cię w naszym świecie... Tak mi przykro, Eloise. Nadejdą lepsze dni i mam nadzieję, że przyzwyczaisz się do swojego nowego życia tutaj... Teraz przynajmniej wiesz, z czym masz do czynienia. To jest to, czego możesz się spodziewać od grupy wampirów...
[ZAKOŃCZ ODCINEK]



Ornamentation title


Przetłumaczone Rozdziały

Prolog
Prolog
Aaron
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IX
Beliath
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X
Ethan
Ścieżka czeka na swoją premierę
Ivan
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X
Raphael
Rozdział IRozdział IIRozdział III
Vladimir
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X



Polecamy przy czytaniu skorzystać z opcji Reader View.

Advertisement