Moonlight Lovers Wiki
Moonlight Lovers Wiki

Hej!

Tłumaczenie powstało na podstawie nagrania z discorda ML. EDIT: Skończone! <3

Standardowo parę uwag na początek: 1. to nie jest solucja, 2. tłumaczenie jest kompletnie amatorskie, także mogą się w nim trafić drobne błędy, czy jakiś niefortunny dobór słów 3. zastrzegam sobie prawo lekkiej modyfikacji zdania, jeśli uznam, że napisane inaczej wyraża to samo co oryginał, ale lepiej brzmi po polsku.


Mała legenda:[]

- informacje, gdzie jesteśmy, co się dzieje na ekranie -
[moje uwagi do tłumaczenia, ewentualnie śmieszki]
Jak nie będę pewna, jaka forma tłumaczenia jest najbardziej akuratna, drugą umieszczę obok po /.



- jesteśmy w ogrodzie za dnia -
E: (To jest szalone.)
E: (Totalnie szalone.)
E: To był jedyny sposób, w jaki umiałam opisać to, co mi się przytrafiło. Te same słowa powtarzały się w mojej głowie na okrągło w ciągu ostatnich 24 godzin.
E: Odkąd ten psychol zatopił zęby - albo powinnam powiedzieć "kły" - w mojej szyi i zobaczyłam, jak inny mężczyzna zrobił mu to samo, próbując go uspokoić...
E: Ciągle próbowałam znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie tego wszystkiego, jakkolwiek pokręcone by ono nie było. Nie chciałam uwierzyć, że miałam do czynienia z czymś nadprzyrodzonym.
E: Bo wiedziałam, że to nie mogło istnieć.
E: (To się nie dzieje!)
E: Złapałam się za głowę i próbowałam się powstrzymać od krzyczenia z frustracji.
E: Wyszłam do ogrodu, by się trochę przewietrzyć, mimo że to miejsce przywoływało okropne wspomnienie. Trudno było zapomnieć w trzy dni, jak prawie tu umarłam.
E: Ale teraz przynajmniej wiedziałam, co zrobili, by "uratować" mi życie. Cóż...
E: (Nie, to nie może być prawda...)
E: (Wampiry.)
E: (Czuję się, jakbym żyła w powieści Anne Rice albo w najnowszej serii urban fantasy [by być dokładnym, to pada tu nazwa "Bit-Lit", która się odnosi do literatury o wampirach i wilkołakach żyjących w naszych czasach, ale w języku polskim ona nie ma równie zgrabnej nazwy, więc użyłam "urban fantasy"]. Ale takie rzeczy się nie dzieją w prawdziwym życiu. Szczególnie takim biednym dziewczynom jak ja, którym nigdy nic się nie przytrafia!)
E: Ale nie mogłam przestać ciągle odtwarzać tej sceny w głowie. Wyraźnie pamiętałam wszystkie szczegóły i rana na mojej szyi była ciągle obrzmiała. [uwielbiam wybiórczość mocy regeneracji Eloise - obrażenia po upadku z drugiego piętra? nie no, luzik, parę godzin i z głowy; ugryzienie w szyję? no ni cholery, co najmniej trzy dni, szybciej się nie da! o, nawet mema zrobiłam z tej okazji]
E: Ivan odwalił tak paskudną robotę, że jeden z pozostałych [wampirów] musiał zdezynfekować moją ranę. [znaczy co, Ivan nie umył przed tym zębów, czy jak? bo jakby się tak zastanowić to niezależnie od poziomu rozharatania ugryzienia, każde powinno być zdezynfekowane, bo nie wiadomo co taki wąpierz hoduje w ślinie :v]. Ciągle mi powtarzał, że "Kielicha" nie powinna dopaść infekcja.
E: Powiedział, że Ivan szybko straci cierpliwość, jeśli znowu spróbuję się mu opierać.
E: To był ten gość z krótkimi, srebrnymi włosami. To wtedy zdecydowałam, że oficjalnie go nie cierpię.
E: (Czy on naprawdę myśli, że wmieszanie się w ten bałagan to był mój wybór? I na litość boską, dlaczego do licha ciągle mówią o "Kielichach"?)
E: Ale odkrycie, co to słowo oznaczało było moim najmniejszym zmartwieniem. To nieważne, kim albo czym byli ci goście, ale wyraźnie byli niebezpieczni [szczególnie w prologu - zagrożenie gdzieś na poziomie szczeniaka akity], szczególnie ten, który miał być za mnie "odpowiedzialny".
E: Oczywiście w najbliższym czasie nie będę w stanie stąd uciec. Ale chciałam ich unikać jak to tylko było możliwe... Więc spędzałam dni na wędrówkach po rezydencji, starając się zapamiętać ułożenie różnych pokoi. Któregoś dnia to mogło się przydać. [różnych rzeczy można dokonać siedząc całymi dniami w domu; Eloise najwidoczniej postanowiła zostać mistrzynią w chowanego]
E: (Biedna dziewczyno. Unikałaś ich w nocy, a to dokładnie to, czego oni chcieli.)
E: (Ale przynajmniej to oznaczało, że nie musiałam ich widywać.)
E: (Hm... Co mogę zrobić?) [nie żebym coś sugerowała, ale byłaby wielka szkoda, gdyby ktoś wszedł wszystkim wampirom po kolei za dnia do sypialni i poodsłaniałby im okna, naprawdę]
E: Stopą przewróciłam kamyk i kopnęłam go w dół ścieżki. Podskoczył kilka razy, zanim uderzył w następny kamyk, który potoczył się aż do otaczającego posiadłość muru.
E: Kiedy tylko uderzył w mur z cichym stuknięciem, usłyszałam inny odgłos.
E: Zupełnie jakby dwa kawałki materiału ocierały się o siebie.
E: (Czy ktoś tam jest?)
E: Nagle poczułam jednoczesny przypływ nadziei i strachu. Odkrywanie, że się jest samemu z kimś obcym, jest zawsze trochę niekomfortowe, ale jeśli ci goście byli naprawdę... tym, czym mówili, że są... wtedy żaden z nich nie mógł wywołać tego odgłosu.
E: To musiał być ktoś ze świata zewnętrznego.
E: (Dobra, oddychaj. Nie daj się ponieść.)
E: (Już miałam dość nieprzyjemnych niespodzianek. Czułabym się głupio, gdyby to był tylko włóczęga. Powinnam spróbować się nie wychylać.)
E: Ześlizgnęłam się z ławki tak cicho, jak to tylko możliwe, ostrożnie wsuwając balerinki z powrotem na stopy.
E: Trawa stłumiła odgłos moich kroków, gdy skradałam się z powrotem do drzwi wejściowych, starając się pozostać ukrytą za kwitnącymi krzewami.
E: Właśnie wtedy ktoś się pojawił znikąd. Spłaszczyłam się za jednym z krzewów, który na szczęście był dość duży, by mnie całą zasłonić.
E: (Dobra, pora by pokazał swoją twarz. To dziwne, że ten gość idzie prosto do ogrodu. Dlaczego nie sprawdził najpierw rezydencji?) [ta linijka jest trochę niepewna]
E: Obcy poruszał się szybko. Zmieniałam pozycję, więc mogłam obserwować go przez prześwity w krzewach i czekałam aż wejdzie w moje pole widzenia. Wtedy wydawało mi się, że zobaczyłam... wielką czarną pelerynę.
E: Wyglądało na to, że próbował się ukryć, przez co zaczęłam się zastanawiać, jakie miał zamiary. Oczywiście byłam zawiedziona, ale zmusiłam się do zostania w miejscu, aż będę mogła mu się przyjrzeć.
E: (Jeszcze tylko trochę i... oto jest!)
E: Musiałam się powstrzymać przed krzyknięciem z zaskoczenia.
E: Nie dało się nie rozpoznać twarzy pod kapturem.
- na ekranie pojawia się Ivan -
E: (To on?! Co do...?)
E: Wyglądał na tak samo chorego i rozgorączkowanego jak zeszłej nocy. Miał tak samą szarą cerę i podkrążone oczy. I jego chód był tak samo nierówny/niestabilny.
E: Odgłos jego pośpiesznych, nierównych kroków szybko ucichł. W jednym imponującym skoku, dosięgnął szczytu muru i przerzucił się przez niego. Po tym ruszył w Las.
E: Odszedł.
E: (Byłoby miło, gdyby sobie odszedł na dobre...)
E: (Ale... na litość boską, co on tu robił? Jeśli historie o wampirach były prawdziwe, to nie powinien móc wychodzić na zewnątrz w środku dnia.)
E: Naprawdę miałam nadzielę, że to wszystko się okaże jakimś żartem, ale nie byłam całkowicie przekonana...
E: I zobaczenie z bliska mężczyzny, który mnie zaatakował, sprawiło, że poczułam się bardzo niekomfortowo. Na początku, gdy go zobaczyłam, to nie byłam wystraszona, ale teraz poczucie niepokoju z każdą sekundą robiło się coraz gorsze...
E: (Gdzie on poszedł? Czy mnie szukał?)
E: Nie sądzę. Jeśli dobrze zrozumiałam, to między nami był jakiś rodzaj więzi. Nie wiedziałam, co z tym zrobić, ale gdyby to naprawdę istniało, to nie minąłby mnie tak, gdy znajdowałam się tylko parę kroków dalej.
E: A poza tym, to wyglądał, jakby wyruszał z jakimś zadaniem.
E: Ale co to mogło być? I dlaczego?
E: (Muszę to rozgryźć... i dowiedzieć się, co naprawdę się tu dzieje.)
E: (I dlaczego tak się przekradał przez ogród? Próbował coś ukryć przed pozostałymi? Może będę mogła wykorzystać tę informację do zdobycia przewagi.)
E: Moje szanse były niewielkie, ale przynajmniej dało mi to jakieś zajęcie.
E: Nie czułam się już bezpiecznie w ogrodzie, więc wyczołgałam się z ukrycia i zaczęłam iść z powrotem do rezydencji.
- tło się zmienia na czarne -
E: Jeśli miałam przeprowadzić własne małe śledztwo, to potrzebowałam nieco się przespać, żebym mogła potem siedzeć do późnia tej nocy.
- pojawia się tło naszego pokoju nocą -
E: Zamierzałam przespać tylko parę godzin...
E: Ale po obudzeniu się byłam tak oszołomiona, że zrozumiałam, że przespałam mniej więcej całą noc.
E: (Czy poproszenie o budzenie to za dużo? Ci dzicy lokatorzy mają tu nieźle. Jestem zaskoczona, że nie mają alarmów... [albo budzików]). [ta linijka i powyższa może być trochę dziwna, ale trochę nie nadążam za sposobem myślenia Eloise. chyba faktycznie jest jeszcze zaspana... albo może to ja jestem? xD]
E: Chciałabym się rozbudzić kąpielą, ale już słyszałam odgłosy poruszających się osób po schodach. Niezbyt podobał mi się pomysł wpadnięcia na któregoś z nich w łazience. [wyobraziłam sobie teraz, że Eloise ładuje się do łazienki, a tam Włodek w samym czepku w kwiatuszki piskliwym głosem krzyczy, że zajęte]
E: (Dobra... Równie dobrze mogę wykorzystać tych kilka godzin, które mi zostały. Pora wstawać. W tym domu była przynajmniej jedna osoba, która odpowie na moje pytania.)
- idziemy do holu -
E: (Głowa mnie boli... Oby nie byli totalnymi dzikusami [w sensie mieszkańcy rezydencji] i uda mi się znaleźć tutaj trochę kawy.)
E: Znalazłam kuchnię, gdy pierwszy raz oglądałam rezydencję, ale nie odważyłam się otworzyć żadnej z szafek. Minęły dwa dni, a ja nadal nie miałam apetytu, co zaczynało mnie martwić.
E: Może to przez to przez ten cały stres. Może byłam w szoku.
E: (Kuchnia jest naprawdę zaniedbana... Obawiam się, co może się kryć w szafkach.) [szeroki wachlarz pajęczyn, a jak xD do wyboru, do koloru!]
E: (W każdym razie nikogo tu nie ma. Zacznę od próby znalezienia kawy. Musi gdzieś tu być.)
- przenosimy się do kuchni -
E: Kuchnia wyglądała na trochę mniej zakurzoną niż w ciągu dnia, ale nadal nie stanowiła miejsca, w którym chciałabym gotować.
E: Mimo to zaczęłam szukać opakowania z kawą. Otwierałam po kolei szafki, ale znajdowałam w nich tylko... więcej kurzu.
E: (Poważnie?)
E: Przeszukałam całą kuchnię, ale znalazłam w niej tylko kurz, małą warstwę brudu i zadziwiającą liczbę pustych szafek.
E: To niemożliwe! To musi być jakiś żart!
???: Czy musisz tak krzyczeć? Ostrzegam cię, nie będę się zastanawiał dwa razy nad uciszeniem cię raz na zawsze.
E: Byłam na czworakach przy jednej z szafek, gdy usłyszałam ten głos i uniosłam głowę tak szybko, że uderzyłam w drewnianą szufladę z głuchym łupnięciem. Ze łzami w oczach wstałam, pocierając głowę. Rozpoznałam ten głos. [nie da się napisać gry otome bez głównej bohaterki, która o nic nie walnie łbem, ani o nic się nie potknie, no po prostu się nie da]
E: (To znowu on!)
- na ekranie pojawia się Ethan i mamy wybór, jak zareagować -
E: (Nie ufam mu. Lepiej, żebym go dalej nie prowokowała.)
E: (Jeszcze dobrze go nie znam.)
E: Cześć... Jesteś Ethan, prawda?
Et: Łał, potrafi jednak mówić, a nie tylko ciągle skomleć. W sumie może nie będę musiał ukręcić ci szyi.
E: Nie podobały mi się jego groźby, ale coś mi mówiło, że blefował. Odmówiłam wycofania się.
E: Gdy ostatnio sprawdzałam, to twój szef wydawał się chcieć zrobić wszystko, by utrzymać mnie przy życiu. Prawda? Więc rzucanie czczych pogróżek nie ma sensu. I na pewno nie chciałabym, żebyś naciągnął mięsień.
E: Obserwowanie jak jego twarz pochmurnieje było niesamowicie satysfakcjonujące.
E: Co tu robisz?
Et: Mieszkam tutaj. [w kuchni?] To więcej, niż można powiedzieć o tobie, ty mała wścibska złodziejko z szafek. [żeby ten przytyk miał sens, to w tych szafkach jeszcze coś musiałoby się znajdować]
E: Mam większe prawo, by tu przebywać niż ty. I w tych szafkach nie ma nic, co można by ukraść. Racjonujecie swoją żywność, czy co?
E: Jego głośny, pogardliwy śmiech wywołał u mnie dreszcz. Co będzie dalej?
Et: Nadal nie wierzysz, że to prawda, czyż nie? Wiem, że Aaron powiedział ci wszystko. I wiem, że ten kłębek nerwów, Ivan, znowu cię ugryzł.
Et: Spójrz prawdzie w oczy, kochanie: jesteś obiadem. Przyzwyczaj się do tego.
???: Ethan, wystarczy tego!
Et: Och, wszystko w porządku, Raph. Przyzwyczai się do tego. To nie tak, że ma jakiś wybór!
- pojawia się na ekranie nasz Pan i Zbawca Raphael -
R: Poszłuchaj, wiem, że współczucie nie jest twoją mocną stroną, ale proszę cię, być choć trochę się wysił. [Eloise] Nie znalazła się w tej sytuacji dobrowolnie.
Et: Jakie to rozważne z twojej strony...
R: Ethan, nie miałem na myśli, że powinieneś...
Et: Zapomnij o tym. Idę stąd. W każdym razie i tak właśnie planowałem stąd wyjść. Jest cała twoja, Panie Rycerzu w Lśniącej Zbroi. [mogłabym nawet chodzić za Rafciem i stukać połowkami kokosów, by naśladować odgłos końskich kopyt]
E: Zanim zdążyłam zrozumieć, o czym mówili, zostałam sama z Raphaelem. Ethan wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.
E: Czułam się trochę niezręcznie, ale byłam wdzięczna, że ktoś stanął w mojej obronie.
E: Hej... dzięki?
R: Nie musisz mi dziękować. To nic takiego... Nie poradziłem sobie z Ethanem zbyt dobrze. Mogłem być trochę delikatniejszy.
- tu mamy wybór czy chcemy się zastanowić, czemu Ethan był taki wkurzony, czy nie -
E: (Zastanawiam się, dlaczego Ethan był taki zdenerwowany...)
E: Jaki on ma problem? Czy zawsze jest taki agresywny i wredny?
R: Wiem, że Ethan potrafi być trudny, ale spróbuj go nie oceniać, dopóki nie poznasz go lepiej. Sporo przeszedł i jego życie miało kilka... komplikacji. Ale w głębi serca jest dobrą osobą.
E: Nie byłam o tym przekonana, ale nie chciałam być niegrzeczna wobec jedynej osoby, która była tutaj dla mnie miła.
E: W porządku... przy okazji, szukałam czegoś do jedzenia, ale nie mogłam nic znaleźć...
E: Raphael lekko się zawahał.
R: Cóż... To może być trochę skomplikowane. Nie zastanowiłem się nad tym logistycznym szczegółem.
E: Tak, to prawda, że coś tak trywialnego jak "jedzenie"...
R: Chodzi o to, że... nie jemy tego samego co ty.
E: Znowu się zaczyna...
E: Zaczęło mi się robić niedobrze.
E: Więc wtedy byliście poważni...
R: Tak, na to by wyglądało. Naprawdę nie mamy wyboru. Zrozumiem, jeśli nie masz ochoty o tym rozmawiać. To trudne dla nas i wyobrażam sobie, że to może być jeszcze trudniejsze dla człowieka...
E: To prawda, naprawdę nie miałam ochoty o tym rozmawiać, ale nic nie mogłam poradzić na to, że pamiętałam o tym, co widziałam wcześniej. Jeśli chciałam odpowiedzi, to musiałam złapać byka za rogi i zadać pytanie.
E: Hm. Przypuśćmy, że wierzę w ten cały nonsens. [chwila, a gdzie się podziała niechęć do bycia niegrzeczną wobec jedynej osoby, która jest dla ciebie miła?] Że jesteście... tym, kim twierdzicie, że jesteście. [że ona po tej scenie z Aaronem i Ivanem w swoim pokoju jeszcze wątpi... po czymś takim, to chyba już bym wolała, żeby naprawdę byli tymi wampirami, bo każde inne potencjalne rozwiązania są tylko gorsze]
E: Na razie nie było szans, żebym wypowiedziała słowo "wampir".
E: Czy to jest tak jak w legendach? Wiesz, to wszystko o krwi, czosnku, krzyżach, kołku w sercu, nietoperzach, funkcjonowaniu w nocy i byciu spalonym przez światło słoneczne...
E: Próbowałam zachowywać się swobodnie, ale mój głos brzmiał trochę dziwnie. Na szczęście Raphael wydawał się myśleć, że byłam po prostu skrępowana/nieporadna.
R: Rzeczywistość nie do końca jest taka... ekstrawagancka. Ale właściwie to jest w tym trochę prawdy.
E: Co masz na myśli? [już chciałam otwierać szampana, by oblać padnięcie tej frazy pierwszy raz na ścieżce Ivana, ale się skapnęłam, że już zdażyła to powiedzieć w pierwszym odcinku xD; cholera, przegapiłam]
R: Trzy czwarte folkloru to czysty nonsens. Wiele z tego zostało wymyślone przez przesądnych łowców wampirów. Prawda jest znacznie mniej... egzotyczna.
E: Mimo wszystko poczułam się nieco zawieziona. Ale to przynajmniej oznaczało, że nie musiałabym nosić czosnku dookoła mojej szyi...
R: Co do reszty, to nie przeżyjemy zbyt długo bez głowy - jak większość ludzi. I nie możemy się wystawiać na światło słoneczne. Myślę, że to jedyne przypadki, gdy mity mówiły prawdę.
E: Zauważyłam, że był dość ogólnikowy, gdy przyszło do wyliczenia, co mogło zabić wampira. [a co, miał sobie narysować na ciele tarczę z punktacją?]
E: Czy to dlatego, że nie mogłam ich skrzywdzić? Albo martwili się, że znajdę sposób?
E: Ale wiedziałam, jak zadać mu pytanie, które mi ciążyło.
E: Więc w ogóle nie możecie wychodzić? Czy to też mit? Czy prawda jest znacznie mniej ekstremalna?
R: To prawda, że słońce jest dla nas zabójcze. To znaczy, nie zmienimy się w dym, gdy dosięgnie nas promień światła, ale staramy się unikać ryzyka tak bardzo, jak to możliwe.
E: Więc jesteście aktywni tylko w nocy?
R: Tak. Możemy się ukrywać przed słońcem, ale wychodzenie w środku dnia jest zbyt ryzykowne. I kosztuje nas sporo wysiłku pozostanie wtedy przytomnym. Nasze ciała ewoluowały, by spać w ciągu dnia. To mechanizm obronny. [tak się zastanawiam, na czym polega mechanizm obronny w przymusowym śnie w ciągu dnia... jak zamknę oczy i nie będę widzieć słońca, to słońce też nie będzie mnie widziało?]
E: Rozumiem...
E: Wyobrażałam sobie Ivana zgarbionego pod peleryną z kapturem. Ostrożnie się owinął częściami ubrania, żeby mieć pewność, że ani kawałek jego skóry nie był odsłonięty.
E: Byłam zmieszana. Jeśli to naprawdę było tak niebezpieczne, to wychodzenie w ciągu dnia nie miało sensu dla Ivana.
E: Dlaczego Ivan opuścił rezydencję?
E: (Jeśli znowu na niego wpadnę, to może będę mogła to jakoś wykorzystać. To byłoby naprawdę przydatne.)
E: W porządku, dzięki. Nie będę cię dłużej zatrzymywać.
R: Nie musisz być wobec mnie taka formalna... Spędzimy ze sobą sporo czasu, więc równie dobrze możemy się do siebie przyzwyczaić. [w angielskiej wersji tego nie widać, ale we francuskiej wersji Eloise prawdopodobnie użyła wobec Rafcia ichniej formy grzecznościowej, coś w rodzaju naszego "pan/pani"]
- tu mamy wybór jak się zachować; ha ha, Eloise jeszcze się łudzi, że uda się jej z tego wyrwać XD -
E: (Podejmę jego gierkę.)
E: (Nie ma sensu go prowokować. Jest jedyną miłą osobą, którą jak dotąd spotkałam w rezydencji. Powinnam się trochę postarać.)
E: Dobrze... Nie obiecam ci, że się do tego przyzwyczaję w ciągu jednej nocy, ale masz rację, Raphaelu... To znaczy, Raph. W każdym razie, nie mam innego wyboru, prawda? [i to ma być ta nieprowokująca odpowiedź? XD]
E: (Dobra, teraz pewnie myśli, że jestem zgorzkniała. Cóż, ma rację.)
R: Wydajesz się naprawdę miła.
R: Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe, ale jestem pewny, że nauczymy się żyć razem w pokoju.
R: Od razu spróbuję coś zrobić ze sprawą jedzenia. Jestem pewny, że Ethan i Beliath będą w stanie przynieść go trochę. Czy na razie będzie z tobą w porządku?
E: Jeszcze raz, czy naprawdę mam jakiś wybór?
E: Naprawdę mnie wkurzało to, jak oni ciągle odmawiali przyznania, że byłam ich więźniem. [bo Ethan wcale nie powiedział ci wprost, że nie masz żadnego wyboru XD cóż, najwidoczniej już zdążyła to wyprzeć] Ale nowe zadanie pomogło mi się pozbyć mojego złego nastroju.
E: Zachowanie Ivana było zdecydowanie dziwaczne. Musiałam się dowiedzieć czegoś więcej o tym.
E: Właściwie to chciałabym wiedzieć, czy chodzenie teraz po domu jest dla mnie bezpieczne. Czy powinnam się obawiać wpadnięcia na jakiegoś psychola, który od razu będzie chciał się dorwać do mojej tętnicy szyjnej?
R: Jeśli masz na myśli Ivana, to on trzyma dystans. Myślę, że stara się uniknąć podobnej sceny jak ostatnio. Nie będę cię prosić, byś mu wybaczyła albo go zrozumiała... Ale miej świadomość, że nigdy nie zamierzał cię skrzywdzić.
E: Spróbowałam powstrzymać sarkastyczny śmiech.
E: Miałam to, czego potrzebowałam. Tak jak się spodziewałam, wychodzenie w środku dnia było dla Ivana nielogiczne. Działo się tu coś dziwnego.
E: Mogłam już tylko wrócić do mojego pokoju i czekać na świt.
E: Miłego wieczoru, Raphaelu.
E: (W co ja się pakuję? ... Jeśli to będzie w ciągu dnia, to przynajmniej będę mogła się bronić. Oby.) [oczywiście, że nie, ale nie uprzedzajmy faktów]
- przenosimy się do naszego pokoju -
E: (I przynajmniej miałam jakieś zajęcie. Zamierzałam właściwie rozegrać moje karty, bo inaczej sytuacja mogła się pogorszyć.)
- tło się zmienia na dzienne -
E: (Mam nadzieję, że tym razem podjęłam dobrą decyzję.)
E: Czekałam od dwóch dni, aż Ivan się obudzi i wyjdzie na zewnątrz, ale bez powodzenia. Nigdzie go nie było i zaczynałam się martwić.
E: Czy jego ostatnia mała dzienna wycieczka była czymś jednorazowym? Czy miałam szansę się dowiedzieć, co planował?
E: Zaczynałam tracić nadzieję i się robić coraz bardziej sfrustrowana.
E: (Cóż, mam już tego dość. Zamierzam dzisiaj ponownie na niego uważać i jeśli nic się nie wydarzy, to wymyślę inny plan. Zmarnowałam już dość czasu.) [skoro minęły dwa dni, to czy Rafcio ogarnął ci to jedzenie czy nie? xD][no co? jestem ciekawa xD]
E: Ubrałam się i wyszłam na mój codzienny spacer po rezydencji.
- wychodzimy na korytarz -
E: (A co to?)
E: Jak tylko wyszłam z sypialni, to usłyszałam, że ktoś chodzi na parterze.
E: To musi być on!
E: (Wreszcie! Mam nadzieję, że uda mi się pójść za nim!)
- schodzimy do holu -
E: Ostrożnie zeszłam po schodach, licząc, że nikt mnie nie usłyszy. Jestem pewna, że Ivan wiedział, że spędzałam dni na chodzeniu po rezydencji. Musiał mnie szukać. [w sensie sprawdzał, czy ona go nie widzi]
E: (Tam jest...)
E: Drzwi frontowe się zamykały i miałam dość czasu, by zauważyć mignięcie jego peleryny, gdy wychodził na zewnątrz. Zamknął drzwi tak delikatnie, że ledwie się dało usłyszeć kliknięcie zatrzasku.
E: (Założę się, że zamierza przejść przez ogród. Jeśli wyjdę przez kuchnię, to będę mogła iść za nim w bezpiecznej odległości.)
- wychodzimy do ogrodu -
E: (Powolutku... nie chcę, by mnie zauważył.)
E: Trzymałam bezpieczną odległość, obawiając się, że może mnie zauważyć. Nigdy wcześniej nie robiłam czegoś takiego.
E: Tak jak widziałam parę dni temu, Ivan przemierzył ogród, zmierzając w stronę kamiennego muru. W parę sekund go przeskoczył.
E: Pognałam przez ogród, aż dotarłam do muru i zawahałam się tam na moment. Powinnam się po nim wspiąć? Nie byłam pewna, czy mogłam.
E: A może lepiej było pobiec do głównej bramy, nawet jeśli mogłam stracić Ivana z oczu?
- tu mamy wybór, co zrobić -
E: (Dobra, spróbuję!)
E: (Cholera, okaż odrobinę odwagi! Jeśli sobie zadrapiesz kolana, to co z tego? Potrzebujesz się dostać na drugą stronę!)
E: W rzeczywistości nie byłam taka pewna siebie. Wiedziałam, jak się wywinąć z trudnych sytuacji [prolog jest najlepszym tego dowodem, kek], ale nie byłam alpinistką. Istniało prawdopodobieństwo, że przez jakiś czas będę tylko machać nogami w powietrzu, aż w końcu stwierdzę, że nie dam rady się wspiąć.
E: Ale nie miałam czasu do stracenia. Musiałam spróbować.
E: Wzięłam głęboki oddech, po czym wzięłam rozbieg, bo tak widziałam, że robią inni ludzie. Po kilku szybkich krokach skoczyłam na kamienną powierzchnię.
E: Byłam zaskoczona jak łatwo moje palce i ręce mnie wsparły... I jak po paru sekundach się wciągnęłam na górę i wylądowałam po drugiej stronie.
E: (Łał, nie wiem, skąd mi się wziął ten przypływ energii, ale właśnie tego potrzebowałam...)
E: (Gdzie ten idiota mnie prowadzi?)
- tło się zmienia na jakieś leśne -
E: (Tam!)
E: (Szczęście, że udało mi się wspiąć na ten mur. W przeciwnym razie na pewno by mnie zauważył.)
E: Nie żałowałam, że zaryzykowałam, bo to mi się opłaciło. Nadal nie wiedziałam, skąd miałam tę umiejętność wspinania się, ale odkryłam ją w odpowiednim momencie.
E: Widziałam pelerynę Ivana, gdy przemykał między drzewami. Unikał ścieżki i trzymał się zaciemnionych miejsc, poruszając się od drzewa do drzewa.
E: (Teraz muszę tylko trzymać dystans i postarać się nie skręcić kostki...)
- kolejne tło z leśnej ścieżki -
E: Ivan poruszał się tak powoli, że łatwo się za nim szło. Nie byłam pewna, czy to prawda, że światło słoneczne było dla niego niebezpieczne, ale w każdym razie był ostrożny i trzymał się cieni. [Eloise ma tak wysoki poziom wyparcia, że ja nawet nie...]
E: To był pierwszy raz, gdy odeszłam tak daleko od tej głupiej rezydencji, odkąd tam trafiłam. Już nie wiedziałam, co o tym myśleć.
E: Wcześniej bałam się uciec, bo oni mogli mnie znowu złapać... ale teraz to się wydawało takie łatwe...
E: Czy była w tym jakaś pułapka?
E: Gdybym tylko mogła dotrzeć do Miasteczka. Mogłabym znaleźć policję i im powiedzieć [o wszystkim].
E: Czy to naprawdę mogło być takie proste? Pozwoliłam im sobą manipulować przez cały ten czas, jak jakaś idiotka?
E: (Dowiem się, gdy dotrę do Miasteczka. I może nawet będę mogła wydać od razu tego psychola. Jeszcze tylko kilka godzin i będę wolna!)
- docieramy do Miasteczka -
E: (Cholera, to świetne uczucie!)
E: Poczułam się bardziej żywa, gdy dotarłam do skraju Miasteczka. Słońce, świeże powietrze, ćwiczenia! Odgłosy miejskiego życia i ludzi! Normalnych ludzi!
E: Mimo to musiała być ostrożna, żeby Ivan mnie nie zauważył, dopóki nie będę miała okazji, by pójść na policję. Już się cieszyłam każdą sekundą mojej wolności tutaj.
E: (Muszę mieć pewność, że nie zobaczy, jak idę na policję. W przeciwnym razie cały wysiłek pójdzie na marne...)
E: Na razie podążałam za Ivanem, trzymając dystans między nami [TAK, TRZYMASZ DYSTANS, ZAŁAPAŁAM! ILE RAZY JESZCZE TO POWTÓRZYSZ W TEJ SCENIE?!], na wypadek gdybym musiała uciekać. W ten sposób mogłam go wskazać policji. Nie obchodziło mnie, co tu robił. Już nie będzie długo w moim życiu.
E: (Nie jest szczególnie dyskretny chodząc w tej pelerynie...)
E: Nie było dzisiaj bardzo gorąco, ale słońce świeciło i było dostatecznie ciepło, by chodzić bez kurtki albo płaszcza. Ivan trzymał się markiz sklepowych i przytulał się do murów, gdziekolwiek poszedł.
E: Od czasu do czasu przystawałam przy witrynie sklepowej, by zostawić między nami trochę miejsca. [... powtarzam się jak Eloise, ale znowu to napiszę - scenarzystom Beemoovu na bank płacą od literek; każde "trzymałam między nami dystans" to pewnie 0,05 euro więcej na koncie autora]
E: Po kilku chwilach się zorientowałam, że się zatrzymał.
E: Robił to samo co ja.
E: Zaczęłam panikować. Zauważył mnie? Zrobił się podejrzliwy?
E: (Nie teraz! Posterunek policji jest zbyt daleko! Jeśli mnie złapie, to jestem ugotowana!)
E: Schowałam się za stojakiem sklepowym. Ivan wpatrywał się intensywnie w witrynę innego sklepu. To było dziwne, ale wydawał się nie móc odwrócić wzroku. Właściwie, to nie ruszył się przynajmniej od minuty. Na co tak patrzył?
E: Ostrożnie prześlizgnęłam się za grupę nastolatków, która przechodziła przez ulicę i podeszłam nieco bliżej, aż zobaczyłam witrynę sklepową.
E: Było tam kilka manekinów; nic interesującego, naprawdę. Ale z drugiej strony...
E: W oknie mogłam zobaczyć odbicie małej kawiarni z patio.
E: (Hę?)
E: Czy patrzył na coś innego? Odwróciłam głowę i obserwowałam klientów kawiarni. Było piękne popołudnie i to miejsce było pełne. Niemożliwym było stwierdzić, czy Ivan kogoś szukał. Może to była moja szansa by się wymknąć, podczas gdy on był rozproszony. [aż do teraz nie okazał w żaden sposób, by sobie zdawał sprawę, że ktoś za nim idzie, mogłaś sobie pójść w każdej chwili :v]
E: Właśnie wtedy grupa osób wstała, by odejść. Ciągle rozmawiali, gdy płacili rachunek. Po tym poprzytulali się nawzajem i porozchodzili w różnych kierunkach.
E: Trudno było to stwierdzić przez odległość, jaka nas dzieliła i kaptur, ale myślałam, że widziałam, jak Ivanowi zmienia się wyraz twarzy. A po tym znowu zaczął iść.
E: (Czy on właśnie próbuje iść za kimś?)
E: Ku mojemu przerażeniu, zobaczyłam, że zaczął iść w przeciwnym kierunku niż komisariat policji [i na czym polega problem, byś sobie po prostu odeszła? jak policja nie dorwie Ivana w mieście, to dorwie go potem w rezydencji, lol]. Teraz musiałam iść za nim. I może w trakcie odkryję, kogo on śledził.
E: (Jeśli prześladował kogoś innego, to będziemy mogli razem go wydać, wraz z innymi!)
E: W ten sposób moja historia będzie bardziej wiarygodna.
E: Z ponownym zainteresowaniem przeszukałam tłum, by zobaczyć, czy rozpoznam kogoś z tej grupy z kafejki. Były tam trzy kobiety i dwóch mężczyzn.
E: Ivan nadal szedł. Po przejściu na drugą stronę ulicy miałam lepszy widok, mimo że byłam trochę dalej.
E: Zatrzymał się ponownie. I gdy to zrobił, miałam okazję, by się rozejrzeć. Wreszcie rozpoznałam jedną osobę z kafejki.
E: (Myślę, że to ona... To ona zabrała rachunek.)
E: Tak się złożyło, że była jedyną osobą, której udało mi się przyjrzeć dość długo, by zapamiętać jej twarz.
E: Była ładną, dość młodą blondynką. Zatrzymała się, by przejrzeć wystawę zabytkowych książek, w tym kilka ksiąg o botanice. Mogłam zauwazyć całkiem sporo szczegółów, nawet z odległości. To było wręcz niepokojące, jaki dobry miałam wzrok. To nawet nie wydawało się w ogóle możliwe.
E: Nie miałam idealnego punktu obserwacyjnego, ale gdy spojrzałam z powrotem na Ivana, to nie miałam już żadnych wątpliwości.
E: Patrzył na nią przez szybę [w sensie przez odbicie]. Nagle zapomniałam o moim dziwnie wyostrzonym wzroku.
E: Na litość boską... czy będzie jego następną ofiarą?
E: (Czy pozostali wysłali go do Miasteczka, by śledził ludzi? Nie podoba mi się to. To wszystko jest takie dziwaczne. Nieważnie, dlaczego próbuje ją śledzić, to po prostu jest złe.)
E: Gdy blondynka odłożyła książkę i poszła dalej, uświadomiłam sobie, że kończył mi się czas, by się zastanawiać nad sytuacją. Zaczęłam szukać Ivana tak dyskretnie, jak tylko mogłam.
E: Ale ku mojemu zaskoczeniu... zniknął. Jeszcze chwilę temu stał przed sklepem po drugiej stronie ulicy.
E: Naszło mnie jednocześnie poczucie ulgi i paniki. Nie miałam pojęcia, dlaczego odszedł. Albo to był łut szczęścia, albo znak, że już o mnie wiedział i tylko czekał na okazję, by zaatakować.
E: Byłam całkiem sama i nagle poczułam się bezbronna.
E: Ale ta kobieta tam była!
E: (Muszę z nią natychmiast porozmawiać!)
E: Nie miałam nic do stracenia. Przebiłam się przez tłum, by ją dogonić. Mogłam zobaczyć jej szczupłą sylwetkę, migającą między ludźmi i martwiłam się, że ją zgubię.
E: Wreszcie ją dogoniłam. Bez zastanawiania się, złapałam ją za nadgarstek.
- na ekranie pojawia się portret tej blondynki; z plików gry już wiadomo, że się nazywa Constance, ale na razie jej imię będę oznaczać znakami zapytania -
E: (Jest naprawdę ładna.)
E: Była trochę starsza ode mnie; mogłybyśmy być siostrami. Obie byłyśmy niskie i szczupłe.
???: Um... tak? W czym mogę ci pomóc?
E: Wzdrygnęła się lekko, gdy ją dotknęłam, ale wydawało się, że się uspokoiła, gdy zauważyła, że byłam tylko dziewczyną. Rozumiałam, jak musiała się czuć.
E: W przeszłości zyskałam niechcianą uwagę od mężczyzn i teraz byłam uważna, ilekroć przebywałam w miejscu publicznym.
E: Ale Ivan i pozostali goście z rezydencji byli całkowicie inną historią...
E: Przepraszam, że ci przeszkadzam...
- tu mamy wybór czy owijać w bawełnę, czy mówić wprost -
E: (Ujmę to delikatnie.)
E: (Nie powiem jej tego od razu... pomyśli, że jestem dziwna.) [spokojnie, ona już tak myśli]
E: Widziałam cię wcześniej w kawiarni i... jeden z twoich przyjaciół coś zostawił. Kelner zapytał, czy ktokolwiek widział, jak wychodziliście. Tylko ciebie udało mi się rozpoznać, więc...
???: Och, naprawdę? To takie miłe z twojej strony, że kłopotałaś się znalezieniem mnie!
E: Przepraszam, że cię tak zaniepokoiłam...
???: Nie martw się. Wydajesz się miła. Wyglądasz, jakby coś cię martwiło. Czy wszystko jest w porządku?
E: Właściwie... to wydaje mi się, że widziałam, że ktoś za tobą szedł.
???: Ktoś za mną szedł? Co masz na myśli?
E: Był taki mężczyzna w pelerynie, który nie spuszczał cię z oka. Widzisz, wyglądał podejrzanie i...
E: Wtedy moje gardło się ścisnęło.
E: Miałam właśnie opisać Ivana bardziej szczegółowo i nagle straciłam głos. Spróbowałam ponownie.
E: Ale moje usta były zaciśnięte.
E: (O co chodzi? Co się ze mną dzieje?)
E: Nie mogłam nic powiedzieć ani nawet otworzyć ust!
E: Młoda kobieta zdawała się nie zauważyć, co się działo. Prawdopodobnie pomyślała, że byłam po prostu uprzejma i czekała, by się upewnić, czy będę kontynuować. Wydawała się poruszona moimi staraniami i posłała mi ładny uśmiech.
???: Czy to prawdziwy powód, dlaczego do mnie podeszłaś? Miałam rację, co do ciebie, jesteś naprawdę miła. Zwykle ludzie nie zwracają uwagi na takie rzeczy... Obiecuję, że będę na niego uważała.
E: Wzięła moją dłoń w swoje i uścisnęła ją delikatnie. Jej skóra była tak blada jak moja. [oho, czyżby konkurencja? w tej grze jest miejsce tylko dla jednej trupio bladej kobiety! xD]
???: Mieszkam niedaleko stąd. Nie martw się, na ulicy nadal jest sporo ludzi o tej porze dnia. Dzięki, że zboczyłaś ze swojej drogi, by mnie ostrzec o tym gościu.
E: Proszę.
E: Znowu mogłam mówić?!
???: Często jestem w Kawiarni na Głównej Ulicy z moimi przyjaciółmi. Gdybyś miała kiedyś ochotę wpaść, to chciałabym postawić ci kawę! Dzięki jeszcze raz!
E: Uśmiechnęła się i pomachała mi na pożegnanie tuż przed obróceniem się, by odejść w swoją stronę [myśląc pewnie "ouf, pozbyłam się wariatki"]. Zanim się zorientowałam, zniknęła w tłumie.
E: Zastygłam w bezruchu. Nie mogłam zrobić kroku ani niczego powiedzieć.
E: Nie byłam w stanie nic zrobić.
E: (Ale dlaczego?! Poważnie, co się ze mną dzieje? Dlaczego nie byłam w stanie jej nic powiedzieć?)
E: Czy to był strach? Panika? Czy to mogłoby mnie tak sparaliżować? Wątpiłam w to.
E: (Nie dowiedziałam się zbyt wiele. Może mogłaby być świadkiem, gdybym poszła na...)
E: Okropny ból wykręcił mi rękę i wyrwał mi się okrzyk. Próbowałam się odsunąć, ale brutalne pchnięcie zmusiło mnie do pójścia naprzód i zniknęłam z tłumu, idąc w kierunku Lasu.
- przenosimy się na leśne tło i przed nami pojawia się Ivan -
I: Co ty tu robisz?
E: Ivan. [trochę jak w kawale o Stirlitzu: "Ivan" - pomyślała Eloise. "Tak, to ja" - pomyślał Ivan.][XD]
E: Wiedziałam, że to on od chwili, gdy mnie dotknął, jeszcze zanim zobaczyłam jego twarz. Czułam to w kościach. [no i znasz tylko jednego psychola, który akurat był w mieście i gdzieś ci zniknął z pola widzenia, więc tu nie była potrzebna jakaś nadludzka intuicja XD]
E: Pamiętałam ten przerażający wyraz jego twarzy z pierwszej nocy, gdy pojawiłam się w rezydencji. Chciałam uciec, ale nie wypuszczał mnie z uścisku.
I: Odpowiedz mi! I to teraz!
- tu mamy wybór, czy mieć pretensje do siebie, do niego, czy pomyśleć o ucieczce -
E: (Muszę od niego uciec!)
E: Puść mnie! Robisz mi krzywdę, ty zbirze!
E: Nie zastanowiłam się przed tym, jak zaczęłam na niego krzyczeć. Ale ku mojemu zaskoczeniu, to zadziałało. Ivan otrzeźwiał i mnie puścił. Na moim nadgarstku został paskudnie wyglądający ślad.
I: Nie chciałem...
E: Oczywiście. Myślisz, że możesz robić ze mną co tylko zechcesz?
E: Byłam teraz trochę spokojniejsza. Przynajmniej mnie puścił.
E: Możesz mi grozić, ile chcesz, ale na koniec dnia jesteś bardziej winny niż ja. [brzmi dziko, ale to dlatego, że tłumaczenie niepewne :v]
I: Czy myślisz, że to jest jakiś żart? Od teraz nie możesz tu przebywać. Nie bez mojej zgody!
E: Naprawdę? Tym razem nie potrzebowałam twojej zgody.
I: O czym ty mówisz? [nie martw się, ja też się gubię w tej rozmowie]
E: Ledwie powstrzymałam swoją radość. Najwidoczniej nie zauważył, że go śledziłam odkąd wyszedł z rezydencji.
E: Najwyraźniej byłam mądrzejsza, niż sądził.
E: Kto wie, jak długo tu byłam? Może widziałam więcej, niż ci się wydaje. [może i jesteś mądrzejsza niż mu się wydaje, ale na pewno jesteś głupsza niż tobie się wydaje]
I: Czy ty naprawdę mi grozisz?
E: A co jeśli tak? Byłbyś zszokowany i oburzony? Byłbyś poniżony? Och, czekaj. To prawie tak, jak ja się teraz czuję. [to byłoby całkiem błyskotliwe przeciwko komuś, kto umie nad sobą panować]
I: Ale... Nie próbuję cię wykorzystać czy upokorzyć! To nie tak jak...
E: Żartujesz? Czy masz pojęcie, przez co przechodzę odkąd przyszłam do tej rezydencji?
E: Jesteście tacy tajemniczy. I gdy postanawiacie się do mnie odezwać, to zwykle mówicie coś okropnego! Słyszałam historie o wampirach i "Kielichach", cokolwiek to oznacza i wszyscy o tym mówią oraz o naszej "więzi". A potem widzę, jak znikasz w Lesie!
E: Teraz mój porywacz wydawał się przytłoczony tą sytuacją. Wyglądał na tak zagubionego, że na chwilę zapomniałam, że się bałam. [w którym momencie się bałaś? musiałam przegapić]
E: Nie mam pojęcia, co się dzieje, ale jedna rzecz jest jasna: jesteście niebezpieczni i obłąkani. Ty, Ivan, w szczególności!
I: To nieprawda! Cóż, może jestem trochę inny... ale nie masz prawa w taki sposób myśleć o pozostałych! Albo o mnie! Jesteś moim Kielichem!
E: Więc myślisz, że prawie zabicie kogoś a potem więzienie go jest normalne? [w sumie w świetle tego, co się dowiadujemy później o Ivanie to faktycznie jest dla niego normalne XD]. To jest nawet gorzej, niż myślałam.
I: To nie jest kwestia bycia "normalnym" i tu nie chodzi o to, co uważasz za dobre albo złe. Mamy swoje kodeksy, reguły i prawa. Jesteś teraz częścią tego świata i musisz po prostu się do tego przyzwyczaić!
E: Oczekujesz, że kupię tę całą gadkę o "wampirzych" kodeksach? Cóż, możesz tu skończyć. Mam dowód, że to wszystko to nonsens.
E: Pokazałam na niego palcem.
E: Chodzisz po Miasteczku w środku dnia i nie widziałam, żebyś kogoś ugryzł! Naprawdę myślisz, że jestem tak naiwna? [mam wrażenie, że gdyby Eloise na własne oczy zobaczyła scenę z hotelowego korytarza z Hellsing Ultimate (uwaga na lekkie gore), to też by się upierała, że Alucard nie jest wampirem, tylko żołnierze po prostu nie trafiali!]
I: Nie masz pojęcia o czym mówisz!
E: Nagle przestałam być taka pewna.
E: Ivan już nie wyglądał na zmieszanego czy niezdecydowanego. Jego twarz wykrzywiła się w wyrazie, który miał mojej pierwszej nocy w rezydencji. Znowu złapał za mój nadgarstek i pociągnął mnie do siebie. Krzyknęłam, ale wydawał się tym nie przejmować.
E: Byłam bardzo blisko. W cieniu noszonego przez niego kaptura mogłam zobaczyć jego zapadnięte oczy, woskową skórę i napięcie, które z niego emanowało.
E: Na jego ramieniu były pęcherze.
I: Poszłaś za mną jak mały szpieg. Nie wiem, jak mogłem nie zauważyć cię wcześniej i nie obchodzi mnie to. Nieważne, co widziałaś albo co myślałaś, że widzisz.
E: Jego twarz była o centymetry od mojej.
E: Nie mogłam przestać się gapić na jego zęby, gdy otwierał i zamykał usta. Jego kły były niezwykle spiczaste...
I: Nie obchodzi mnie, czy nam wierzysz, czy nie. Naprawdę nie myślałem, że utkniemy tak razem i ani trochę mi się to nie podoba! Ale zaakceptowałem to i po prostu musisz się mnie słuchać.
I: Nie mów nikomu, co dzisiaj zobaczyłaś. Albo... albo tego pożałujesz.
E: Wykręcił moją rękę mocniej, jakby chciał podkreślić swoje słowa. W moich oczach pojawiły się łzy i miałam problem z oddychaniem. Doświadczałam takiego emocjonalnego rollercoasteru, że nawet nie wiedziałam, jak odpowiedzieć.
E: Wydawał się wahać przez chwilę, ale wiedziałam, że naprawdę miał na myśli to, co powiedział. W którymś momencie przekroczyłam granicę i będę musiała zapłacić za to cenę.
E: Ale może był na niego jakiś sposób. Co mogę zrobić albo powiedzieć, by się z tego wydostać?
- tu mamy wybór jak się zachować -
E: (Nie mogę mu pozwolić, by tak mną pomiatał!)
E: (Może tak dla odmiany powinnam mu zagrozić... To dobrze, że znam jego sekret. Zawsze się zachowuje, jakby mógł robić, co chce... Może jest sposób, by go powstrzymać przed skrzywdzeniem mnie znowu.)
E: Mimo to żołądek miałam zawiązany na supeł ze strachu.
E: Nie mogłam zapomnieć, jaki był brutalny, gdy mnie zaatakował. Był poza wszelką kontrolą. I teraz znalazłam się w tym całym bałaganie, bo gonił mnie tamtej nocy i wypadłam z okna... [nie zapominaj, że twoje serce go wtedy wybrało! xD]
E: Znałam jego sekret, ale nie byłam pewna, czy to wystarczy, by się ochronić. Ale przynajmniej to było lepsze niż nic.
E: Pożałuję tego? I co potem? Zamierzasz mnie pobić do nieprzytomności? Albo trzymać mnie pod kluczem, aż uschnę?
E: Musiałam brzmieć na zgorzkniałą. Myślałam, że będzie na mnie wściekły, ale on raczej się wydawał smutny.
I: Nie... przestań! Nie jestem taki...
E: To nieprawda. Już dwukrotnie prawie umarłam. Nie jestem głupia. Możesz mnie zabić, jeśli chcesz, ale znam twój sekret.
I: Dlatego nie zamierzam cię zabić! I dlatego potrzebuję, byś milczała. Nie chcę cię skrzywdzić i obiecuję, że nie zrobię ci krzywdy, ale musisz się trochę postarać!
E: Czułam się taka zmieszana. Wydawał się zdesperowany jak dziecko, które próbowało się zrozumieć. W ogóle się nie zachowywał jak mężczyzna, który mnie zaatakował.
E: Ale rzeczywistość była taka, że nadal nie puścił mojej ręki i że ciągle robił mi krzywdę.
E: Równie dobrze mogę spróbować się dowiedzieć czegoś więcej. Co mi zrobisz następnym razem, jeśli znowu cię nie posłucham? [ona sama się prosi o wpiernicz; zauważyła wcześniej, że uderzanie w ton "aj aj, to boli" na niego działa i zamiast tego próbować, to ona dalej go dźga XD nawet nie będzie mi jej żal]
E: Może posunęłam się tym razem zbyt daleko, próbując go sprowokować. Ponownie jego twarz pociemniała.
I: Nie żartowałem. Zakazuję ci próbowania jeszcze raz czegoś takiego jak to. Nie zmuszaj mnie... To, co robiłem we wcześniejszym życiu to nie jest twoja sprawa! Szanowałem twoją prywatność, czyż nie? [nie? XD]
E: Uniosłam brew. Co miał na myśli przez "wcześniejsze życie"? [no nie wiem, na przykład mógł mieć na myśli życie, które miał przedtem, ale tak tylko strzelam]
- tu mamy wybór, czy dalej na niego naciskać, zastanowić się, co może wiedzieć o nas albo stwierdzić, że dalsza rozmowa i tak nie ma sensu -
E: (Co on o mnie wie?)
E: Spróbuj wszystkiego, czego chcesz! Nie mam czego się wstydzić, gdy chodzi o moją przeszłość!
I: A co z tym, że wychowałaś się w sierocińcu? [a co ma być? w jak ciemnej, umysłowej dupie trzeba siedzieć, żeby w ogóle myśleć, że to jakiś powód do wstydu?]
E: Moja twarz zrobiła się jasnoczerwona i zaniemówiłam. Po tym Ivan zaczął się rumienić i próbował wyjąkać przeprosiny, ale było już za późno.
I: Jest mi przykro... Cóż, nie, jednak nie jest mi przykro. Teraz widzisz, jakie to jest dla mnie trudne! [... oni oboje są siebie warci XD]
I: Jestem już zmęczony powtarzaniem się! Tak po prostu jest. Podjąłem decyzję. Jesteś moim Kielichem i musisz robić to, co powiem!
E: Ivan z każdym słowem stawał się coraz bardziej wściekły. Unosił głos i wykręcał moją rękę jeszcze mocniej. [a ona to ma tę rękę wkręconą na gwint, że jej jeszcze niczego nie zwichnął?]
E: Gdy się zorientowałam, że nie zamierzał przestać, to zaczynałam coraz bardziej się bać. Czułam, że moje ramię lada chwila się złamie, a Ivan nie wydawał się przejmować tym, że krzyczałam z bólu. [a to przepraszam]
E: Całkowicie straciłam ducha walki. Przełknęłam dumę i zaczęłam błagać.
E: Dobra, załapałam! A teraz przestań! Proszę, błagam cię, nie łam mi ręki!
E: Wtedy poluzował uścisk. Poczułam natychmiastową ulgę, mimo że moja ręka nadal bolała. Trzęsłam się cała, ale mogłam zobaczyć, że jeszcze ze mną nie skończył.
E: Ale przynajmniej wydawał się zszokowany moją reakcją.
I: P... Przepraszam, nie zauważyłem... Musisz już przestać, rozumiesz? Jeśli nie przestaniesz, to również nie będę w stanie się powstrzymać. Po prostu nie mogę!
E: Dobór słów Ivana wydał mi się trochę dziwny. Wtedy zauważyłam, że ociekał potem. I wyglądało na to, że tu chodziło o coś więcej niż zdenerwowanie naszą rozmową.
E: Wydawał się walczyć ze swoimi pragnieniami. To było przerażające. Wiedziałam, że to jeszcze nie był koniec.
E: Posłuchaj, ja... naprawdę nie rozumiem, co tu się dzieje, ale jestem pewna, że możemy coś z tym zrobić. Nikomu nie powiem o tym, co zobaczyłam dzisiaj. Ale t-ty... musisz się postarać.
E: Moje serce biło z prędkością kilometra na minutę, a włosy na karku miałam wilgotne od potu. Ivan wyglądał na rozgorączkowanego, gdy odwrócił się do mnie przodem.
I: Chcesz, żebym się postarał?
E: C... ciągle mówisz, że nie chcesz mnie skrzywdzić, ale prawie złamałeś mi rękę i to nie pierwszy raz, gdy mnie zaatakowałeś. Wiem, że zamierzasz mnie zabrać z powrotem do rezydencji.
E: Co chcesz ze mną zrobić?
E: Coś wydawało się go niepokoić.
I: Obawiasz się, że cię znowu skrzywdzę? Obawiasz się mnie?
E: Czy to był jakiś żart? Musiał wiedzieć, że byłam przerażona, ale za każdym razem, gdy próbowałam mu wytłumaczyć, jak się czuję, to jego wybuch gniewu wymykał się spod kontroli. [obstawiam, że to ma coś wspólnego z tym, w jaki sposób próbujesz mu to tłumaczyć, ale nie bierz tego do siebie, wcale nie uważam, że zachowujesz się, jakbyś nie miała instynktu samozachowawczego XD]
E: Jak mogłabym się ciebie nie bać? Niewiele rozmawialiśmy od kiedy mnie zaatakowałeś i ja nadal nie wiem, co tu się dzieje. Jestem całkowicie sama [z tym wszystkim]. A wy zasadniczo kontrolujecie moje życie... szczególnie ty.
E: Po prostu przełknął ślinę.
E: Nie wiem, czego chcesz albo kim naprawdę jesteś, ale nie chcę więcej znosić twoich huśtawek nastroju.
E: Nieważne, co się dzisiaj wydarzyło. Obiecuję nie wspominać o tym nikomu. Ale w zamian obiecaj mi, że będziesz się kontrolować, gdy jesteś w pobliżu mnie.
E: Po tym sobie uświadomiłam, że nadal byliśmy bardzo blisko siebie. Tak blisko, że znowu zaczęłam zauważać jego kły, ilekroć otwierał usta.
E: Jego kły były niezwykle długie. [już to mówiłaś i to prawie tymi samymi słowami; Moonlight Lovers jest tak pisane, że czasem mam wrażenie, że da się palcem wskazać momenty, w których zmieniają się osoby piszące daną scenę...] I już zostawiły ślad na mojej szyi.
E: Te słowa, których nie chciałam wypowiadać na głos, zostały zapisane w moim umyśle ognistymi literami.
E: Wampir. Ugryzienie.
E: Żądza krwi.
E: Ivan zaczął oddychać ciężko i szybko. Patrzył się na krople potu na mojej szyi. [a skąd Eloise wie, że nie patrzył po prostu na szyję?]
I: N... nie wiesz, o co mnie prosisz.... Chciałbym, naprawdę chciałbym... nie chcę cię skrzywdzić.
E: Spojrzałam mu prosto w oczy. Były zdziczałe ze strachu. Zanim udało mi się przed tym powstrzymać, otworzyłam usta, by coś powiedzieć. [taki tekst nie może zapowiadać czegoś dobrego xD]
E: Udowodnij to.
E: Jego reakcja była ekstremalnie gwałtowna.
E: Ivan nagle poddał się swoim pragnieniom. Skuliłam się ze strachu, gdy zbliżył się prosto do mojej szyi.
E: (Nie!)
E: Próbowałam krzyczeć, ale nie wydałam z siebie żadnego dźwięku.
E: Poczułam znajome uderzenie bólu, gdy wbił kły w moje ciało. Niejasne i przerażające wspomnienie pierwszego ataku zalało mnie jak powódź.
E: Zacisnęłam zęby z bólu. Łzy zaczęły mi ciec po twarzy, gdy próbowałam się mu opierać... ale byłam bezsilna.
E: (Nie znowu... nie...)
E: Nie miałam nawet siły, by uderzać pięściami w jego klatkę piersiową i ledwie byłam w stanie zachować między nami jakąś przestrzeń.
E: Nie miało to znaczenia, bo jego zęby pewnie wbiły się w moją szyję, gdy pochylił się nade mną.
E: Czułam się dokładnie tak, jak za pierwszym razem, mimo że ten atak był znacznie mniej brutalny.
E: Nie robiło to jednak żadnej różnicy. Ból był okropny. Tak sparaliżował mnie strach, że nie byłam w stanie płakać, czy wydać z siebie jakiegoś odgłosu. [i cyk, chyba znowu się zmieniła osoba przy klawiaturze]
E: Ból był wszechogarniający.
E: Ponownie spróbowałam go odepchnąć. I gdy myślałam, że nie miałam już w sobie w ogóle siły, ból nagle ustąpił. To było prawie tak, jakby moja reakcja sprawiła, że Ivan otrzeźwiał. Stał się delikatniejszy wobec mnie i wyciągnął kły z mojego ciała.
E: Powoli wyciągnął je z mojej szyi i wreszcie mogłam znowu oddychać.
E: Ale to nie był jeszcze koniec. Ponownie się pochylił do mnie, tym razem nawet bardziej. Próbowałam go od siebie odepchnąć, ale nie byłam w stanie. Ciśnienie ciągle rosło i krew dalej wypływała z mojej szyi.
- wow, dali Ivanowi sprite z zakrwawionymi ustami -
E: Proszę, przestań, Ivanie... Przestań natychmiast!
E: Wypowiedziałam jego imię w nadziei, że to go otrzeźwi i mnie zostawi.
E: Ale było na odwrót.
I: Poczekaj... Jeszcze trochę... jeszcze tylko trochę... [to brzmi jak mój codzienny poranny monolog nad budzikiem]
E: Zaczęłam znowu panikować. Nie kontrolował się, jak narkoman próbujący się przekonać, że wszystko będzie dobrze.
E: Poczułam ostry ból w szyi i Ivan nagle otoczył mnie ramionami. Trzymał mnie blisko siebie i nie chciał puścić.
E: Jego kły zatopiły się we mnie jeszcze głębiej i zaczął pić moją krew dużymi łykami. Cały czas się czułam, jakby powoli mnie dusił.
E: Myślałam, że złamie mnie w pół. [to złamie czy udusi? zdecyduj się]
E: Otworzyłam usta, by krzyknąć, ale na próżno, bo z moich ust wydobył się jedynie słaby jęk. Gdy mój wzrok się powoli zaciemniał, zaczęłam widzeć gwiazdy. Było mi trudno się skoncentrować.
E: Ivan... błagam cię...
E: Krew płynęła po mojej szyi i przyklejała mi się do włosów. Osunęłam się na ziemię. Nie miałam już siły i już ledwo odczuwałam ból.
E: Moja głowa opadła bezwładnie na bok i na chwilę uniosłam mój pozbawiony życia wzrok na Ivana [by spojrzeć mu w oczy].
E: Zajęło mi chwilę zrozumienie, że już nie boli.
E: Zostałam otoczona ciemnością. Nie potrafiłam stwierdzić, czy traciłam przytomność, czy po prostu zapadała noc. Nie byłam w stanie iść, ale czułam się, jakby ktoś mnie podtrzymywał.
[ILUSTRACJA] [ładna, ale podobałaby mi się bardziej, gdyby w następnym odcinku Ivan miał naprawdę poranioną skórę; zresztą nie czaję, czemu tak nie zrobili, bo akurat sprite'y poparzonego Ivana już mają przygotowane :v]
E: Czułam chłodną trawę pod plecami. Dłoń niezdarnie wycierającą krew z mojej szyi zwojem materiału. [i coś jakby pieczonego kurczaka]
E: Spróbowałam otworzyć oczy.
E: Uświadomiłam sobie, że leżałam na ziemi, a Ivan się nade mną pochylał. Widziałam jego sylwetkę na tle wieczornego nieba. Ściągnął swoją pelerynę i mnie nią otoczył. W jego jasnych, pomarańczowych oczach był niepokój. [o, chyba wrócił scenarzysta odpowiedzialny za pierwszą połowę pierwszego odcinka Ivana, bo tam też miał pomarańczowe oczy, później już miał złote XD]
E: Jego twarz przybrała okropny wyraz zaniepokojenia i krew ciągle kapała z jego ust i brody.
E: Wtedy dotknął dłonią mojej twarzy. Nie będąc już w stanie utrzymać otwartych oczu, przestałam walczyć i pozwoliłam sobie stracić przytomność.
[ZAKOŃCZ ODCINEK]




Przetłumaczone Rozdziały

Prolog
Prolog
Aaron
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IX
Beliath
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X
Ethan
Ścieżka czeka na swoją premierę
Ivan
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X
Raphael
Rozdział IRozdział IIRozdział III
Vladimir
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X



Polecamy przy czytaniu skorzystać z opcji Reader View.