Moonlight Lovers Wiki
Moonlight Lovers Wiki

Hej!

Tłumaczenie powstało na podstawie nagrania z discorda ML. EDIT: Skończone! <3


Standardowo parę uwag na początek: 1. to nie jest solucja, 2. tłumaczenie jest kompletnie amatorskie, także mogą się w nim trafić drobne błędy, czy jakiś niefortunny dobór słów 3. zastrzegam sobie prawo lekkiej modyfikacji zdania, jeśli uznam, że napisane inaczej wyraża to samo co oryginał, ale lepiej brzmi po polsku.


Mała legenda:[]

- informacje, gdzie jesteśmy, co się dzieje na ekranie -
[moje uwagi do tłumaczenia, ewentualnie śmieszki]
Jak nie będę pewna, jaka forma tłumaczenia jest najbardziej akuratna, drugą umieszczę obok po /.



- jesteśmy w pokoju Eloise -
Et: To naprawdę paskudne.
E: Nic nie odpowiedziałam. Z wściekłym wyrazem twarzy przechyliłam głowę na bok, by dać Ethanowi oczyścić rany na mojej szyi, mimo że był nieznośny.
E: Uparcie odmawiałam patrzenia na Ivana, który się osunął na podłogę nieopodal drzwi.
E: Ethan starał się przerywać panującą w pokoju niekomfortową ciszę.
Et: Ivan, jesteś idiotą. Mam na myśli, kto je dwa razy z tego samego talerza bez umycia go w międzyczasie?
E: Tak przy okazji, to ja ciągle tu jestem.
Et: Tak, wiem, bo słyszę twoje jęczenie [w sensie narzekanie]. Gdybym nie utknął tutaj przy opiece nad tobą, to robiłbym coś o wiele bardziej interesującego. A teraz przestań się ruszać, bo to tylko pogorsza sprawę.
E: Musiałam przyznać, że ta mokra gaza, której używał, by oczyścić moją szyję, robiła mi dobrze. I napój, jaki mi dał, naprawdę pomógł mi odzyskać siły, mimo że miał lekko metaliczny posmak. [grunt, że nie pachniał jakby mokrą mąką, he he]
E: Ivan ciągle nic nie powiedział. Tylko gapił się w podłogę. [dopiero co mówiłaś, że w ogóle na niego nie patrzysz, to skąd wiesz, co właściwie robi?] Ethan mu nie odpuszczał.
Et: Ugryźć kogoś dwa razy w to samo miejsce... Ten obiad musiał naprawdę ci smakować. Nawet rana się nie zagoiła! Wiem, że zjadłbyś cokolwiek, ale mógłbyś być trochę bardziej ostrożny z tak ślicznie bladą skórą.
E: Kończyła mi się cierpliwość, więc szybko kopnęłam go w żebra. [a nie wygodniej sprzedać mu kuksańca? po co jakieś wygibasy z kopniakami]. Ku mojej satysfakcji, usłyszałam, jak krzyknął.
Et: Ej!
E: Domyślam się, że czekasz na swoją turę, co?
Et: Wybacz, moja droga, ale nie ma dość ciała na twoich kościach, by mnie skusić. [czy to znaczy, że Ethan woli dziewczyny plus size?] Obawiam się, że utknęłaś z tamtym o leszczem i po prostu będziesz musiała się do tego przyzwyczaić.
E: Tym razem nie mogłam się powstrzymać przed spojrzeniem na Ivana, który obejmował kolana rękami. Nadal miał twarz skierowaną w dół i przygarbione ramiona.
E: Teraz wyglądał raczej jak smutne małe dziecko niż oszalały wampir, którego widziałam wcześniej.
E: Ale gdy uniósł głowę, to byłam zniesmaczona, widząc, że nadal miał krew na brodzie. MOJĄ krew, której ciągle nie wytarł. [jakby ktoś był ciekawy, to o dziwo uwzględnili na jego portrecie krew na twarzy, tyle że nie na brodzie, a na ustach XD nic nie mogą zrobić dobrze XD]
E: Nie byłam pewna, jak długo byłam nieprzytomna, ale pamiętam obudzenie się, gdy Ethan stał przy moim łóżku.
E: Początkowo byłam wystraszona i skonsternowana. Myślałam, że znowu zostanę ugryziona, ale się okazało, że Ivan go wezwał, by się zajął moimi ranami.
E: Bardzo mnie bolało i czułam się, jakby kły Ivana ciągle były wbite w moje ciało.
I: Przepraszam...
E: To była jedyna rzecz, jaką zdołał powiedzieć odkąd się obudziłam.
- tu mamy wybór jak ostro chcemy go potraktować -
E: Tak, tak, wiem. To nie pierwszy raz, gdy to słyszę. Na razię wolę się skupić na wydobrzeniu.
Et: I wydobrzejesz, moja droga, dzięki moim nadzwyczajnym medycznym umiejętnościom.
I: Przestań ją tak nazywać!
E: Ethan wydawał się uważać huśtawkę nastrojów Ivana za zabawną. Zaprzestał wykonywanej właśnie czynności i na chwilę obrócił się w stronę chłopaka siedzącego na podłodze.
Et: Poważnie? Strzelam, że czujesz się jak pan świata, skoro masz swój prywatny bufet i już nie musisz polować? Nie ma powodu, by się tym chwalić. [niby nie ma czym się chwalić, a tyłek Ethana jednak piecze xD]
E: Wskazywał palcem na moją szyję, która była już czysta. Ale ciągle czułam ból i nie mogłam nic poradzić na to, że pamiętałam, jak poważne były te rany.
Et: Nawet nie zadałeś sobie trudu, by się kontrolować przy swoim Kielichu. Zawsze byłeś śmieciem, ale teraz przynajmniej nie będziemy musieli za tobą chodzić, by się upewnić, że nie zabijasz swoich ofiar.
E: Twarz Ivana zrobiła się czerwona. Wyprostował o ścianę swoją umięśnioną sylwetkę i skoczył na nogi. [przepraszam, że tak koślawo, ale Eloise nie mogła bardziej zamotać informacji, że Ivan wstał; aż dziw, że zmieściła się z tym w jednej linijce]. Z wygiętymi do góry plecami i płonącymi wściekłością oczami przypominał mi dzikiego kota.
I: Wiem, że mnie nienawidzisz. Wiem to od jakiegoś czasu, ale nie wiem, dlaczego mnie traktujesz jak śmiecia. Może to dlatego, że przypominam ci, jak to było po przemianie?
E: Uwagi Ivana były wyraźnie bolesne/krzywdzące. W każdym razie Ethan przestał się uśmiechać.
E: (O-oł...)
E: Zastanawiałam się, jak Ethan zareaguje.
E: Przeleciał przez pokój i złapał Ivana za kołnierz jego koszulki. [w polskim powiedzielibyśmy raczej, że złapał go za "przód koszulki"]. Po tym natychmiast go podniósł i przycisnął do ściany. Podskoczyłam na odgłos ciała Ivana uderzającego o ścianę w głuchym łupnięciem.
Et: Za kogo się masz, ty mały gnojku? Dlaczego się nie wytłumaczysz przed swoim człowieczkiem?
E: Jego głos był pełny nienawiści. Mimo to Ivan nie odwrócił wzroku. Ciągle trzymał pięści Ethana, patrząc na niego wyzywająco.
E: Chłodna i opanowana postawa Ivana w ogóle nie przypominała tego, co dotąd u niego widziałam.
I: I dlaczego miałbym to zrobić? Nie potrzebuje, żebym jej objaśniał, że jesteś brudnym szczurem.
Et: Przestań albo się popłaczę. A nie, czekaj, płakanie to twoja specjalność, ty biedny mały kotku ze złamanym sercem. Kto wie, może ona ci pomoże wyleczyć twoje rany? Chciałbyś, żeby wytarła twoje łzy i zabrała cię do łóżka? Poczułbyś się dzięki temu lepiej?
E: Wszystko się wydarzyło w mgnieniu oka. Głowa Ethana odskoczyła do tyłu. Zatoczył się i puścił Ivana, gdy upadł na podłogę.
Et: Cholera!
E: Ethan krwawił z nosa. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie wściekłości.
Et: Ty sukinsynie, złamałeś mi nos!
I: Wyluzuj, księżniczko. Nie jest złamany, tylko po prostu krwawisz jak świnia. Zatkaj nozdrza jakąś chusteczką i potrzymaj je tam trochę.
E: Kilka chwil po tym wybuchu przemocy, Ivan był chłodny i opanowany. Stał prosto i patrzył lodowato na Ethana. Jego dłoń nadal była ściśnięta w pięść i kostki wyglądały na zadrapane.
E: Wstrzymałam oddech, czekając aż Ethan mu odda. Jednak zamiast tego się pozbierał i gwałtownie splunął Ivanowi w twarz, ale ten w ostatniej chwili zdążył się uchylić i krwawa ślina rozbryzgła się na ścianie.
Et: Wal się! Powodzenia w radzeniu sobie z tą ciotą.
E: Przemierzył pokój w trzech krokach i wyszedł za drzwi, trzaskając nimi za sobą z głośnym skrzypnięciem zawiasów.
E: Zostałam sama z Ivanem. [czy to już moment, w którym mogę napisać, że Ivan - Ethan 1:0?]
I: Um... cóż... domyślam się, że powinienem dokończyć.
E: Wydawał się teraz mniej pewny siebie. Szybko podszedł do mojego łóżka i stanął w tym samym miejscu, w którym wcześniej stał Ethan.
E: Mimowolnie się spięłam. Sprawiał, że czułam się naprawdę nieswojo.
E: Ale... zaciekawiona.
- tu mamy wybór, w jaki sposób chcemy zagadać o sprawę z Ethanem -
E: Hm... czy wszystko jest w porządku?
I: Słucham?
E: Zamarł. Wydawał się nieco zagubiony.
E: Domyślam się, że uderzyłeś go, bo zranił twoje uczucia.
I: Ach... właściwie to nie powinienem tak tracić panowania nad sobą...
E: (Zastanawiałam się, co w niego wstąpiło...)
E: Ethan wspomniał coś o "złamanym sercu". Czy mówił o jednej z twoich byłych...?
E: Pomyślałam o tej dziewczynie z minionego dnia.
E: (Hmm...)
E: Ostry ból przywrócił mnie do rzeczywistości. Ivan zaczął czyścić moje rany.
E: Niezdarnie usunął zakrwawioną gazę i zastąpił ją świeżym bandażem zamoczonym w roztworze dezynfekującym Ethana. Nie spieszył się i jego dotyk był delikatny. Wydawał się niemal zaniepokojony.
E: Przechyliłam głowę bez odzywania się i pozwoliłam mu delikatnie dotykać zranionego miejsca szczypcami, w których trzymał gazę. 
E: W każdym razie nie było już tam wiele do zrobienia. Ethan go poinstruował, by usunął bandaże, by rana mogła oddychać.
E: A moje "moce Kielicha" zrobią resztę...
E: (Kielich... Kielich wampira...)
E: Przestałam już walczyć z tą nową rzeczywistością. Nie mogłam już dłużej wypierać nadprzyrodzonego obrotu wydarzeń, który przewrócił moje życie do góry nogami. Moja przyszłość nie wyglądała zbyt obiecująco...
E: Wyglądało na to, że Kielich nie był niczym więcej niż bufetem dla wampira.
E: Niestety nie wiedziałam o tym nic więcej.
I: Czy ja... Czy wszystko w porządku?
E: Najwidoczniej nie potrafił się zmusić do powiedzenia "czy cię krzywdzę?" Miał zmartwiony wyraz twarzy, gdy mi się przyglądał.
E: Wzruszyłam ramionami.
E: Chyba tak... Odkąd rana jest czysta, czuję się lepiej. Już nie boli.
E: Żadne z nas nic nie powiedziało. Nie mieliśmy za bardzo, o czym rozmawiać i to była naprawdę niezręczna sytuacja.
E: Myślałam o tym, co się właśnie wydarzyło. Gdy Ivan uderzył Ethana, to był inny niż wtedy, gdy to mnie zaatakował. Był zły, ale w pewnym sensie powściągliwy i zdystansowany.
E: W ogóle się nie zachowywał jak dzikie zwierze, jakim go poznałam.
E: Zaczęłam go obserwować. Jego broda była ciągle pobrudzona krwią i wyglądał na wyczerpanego. Ale przynajmniej się kontrolował i jego ruchy były pewne oraz celowe.
E: Wzięłam materiał, którym oczyszczał moją ranę i wytarłam nią jego brodę. [to chyba niezbyt higieniczne? nie wspominając już o tym, że wcześniej czyścił ranę "gazą", z której nagle zrobił się "materiał"]
E: Sparaliżowało go.
I: Co... co ty...
E: Jesteś brudny. Daj mi to zrobić.
E: Bez słowa niespiesznie usunęłam każdą kroplę krwi z jego twarzy. Patrzyłam na jego brodę, gdy ją wycierałam, a gdy skończyłam, to uniosłam wzrok.
E: Ivan patrzył na mnie, gdy pracowałam. Wydawał się nieśmiały, niemal przerażony. Pot ciągle perlił mu się na skórze.
E: Nagle poczułam pokusę wytarcia reszty jego twarzy. Przesunęłam materiałem po smukłej krzywiźnie jego szczęki i szyi, jego prostym nosie, surowych kościach policzkowych...
E: Ciągle miał ciemne kręgi pod oczami, ale teraz zauważyłam zadrapania na jego czole, które wcześniej zakrywały jego włosy. Zastanawiałam się, skąd one się wzięły.
E: Gdy skończyłam, zebrałam brudne szmatki i wrzuciłam je do miski przy łóżku. 
E: Ivan nic nie powiedział. Zaczął zbierać narzędzia Ethana. [po co były w sumie te narzędzia, skoro trzeba było tylko oczyścić i zdezynfekować ranę?] Początkowo podszedł do tego spokojnie, ale zaczął panikować, gdy sobie uświadomił, że musi je jeszcze wyczyścić.
E: Po chwilowym zawahaniu, wrzucił je wszystkie do torby, po czym ją zamknął i wstał, żeby wyjść.
E: ... Do zobaczenia.
E: Ivan zatrzymał się w półkroku.
I: ... Do zobaczenia jutro.
- ekran się zaciemnił -
E: Wyszedł w pośpiechu bez oglądania się. Będąc samą w pokoju, odpłynęłam w sen.
- tło się zmienia na Salonik -
E: (Hmm...)
E: Leżałam rozciągnięta na sofie, ze stopami skrzyżowanymi na podłokietniku i czytałam starą książkę, którą znalazłam na podłodze przed moją sypialnią. Nie mogłam się skoncentrować.
E: Aaron zostawił ją dla mnie z krótką notatką, że ma nadzieję, że to mi pomoże się "oderwać od wszystkiego".
E: Jego gust książkowy wydawał się tak przypadkowy jak jego pismo.
E: (Zastanawiam się, co takiego zabawnego widzi w tych niekończących się opowieściach o średniowiecznych bitwach.)
E: To było bardzo opiekuńcze z jego strony, ale byłam nieco zmieszana. Na marginesach niektórych stron napisał entuzjastyczne komentarze do swoich ulubionych fragmentów. Większość z nich zawierała dekapitacje lub krwawe amputacje.
E: (Miło. Jakie czarujące.)
E: Przynajmniej oderwałam się myślami od Ivana i kłującego bólu w szyi od gojenia się rany.
E: Gdy przewracałam stronę, kartka papieru wypadła z książki. Podniosłam ją i spojrzałam na pismo. Spodziewałam się znaleźć więcej napisanych jak kura pazurem notatek Aarona.
E: Oczom nie mogłam uwierzyć.
E: W dolnym rogu strony był podpis mojej matki.
E: (Co do...?)
E: Kruchy, pożółkły papier musiał utknąć pomiędzy dwoma stronami książki Aarona. Było możliwe, że nigdy jej nie znalazł [mam uwierzyć, że taki rozentuzjazmowany czytelnik jak Aaron nie zauważył, że skleiły mu się dwie strony? I że teraz tak bez niczego się rozkleiły? No bez jaj...]. Serce zaczęło szybciej mi bić, gdy pośpiesznie czytałam, co tam było napisane.
E: Niestety atrament zblakł pod wpływem czasu i niektóre litery były rozmazane czymś, co wyglądało jak krople wody. Ale nadal mogłam odczytać część tekstu.
E: ("Męski Alfa może być zabity tylko przez dekapitację. Jeśli głowa nie jest całkowicie odcięta, ciągle jest możliwa reanimacja przy pomocy innych członków tego rodzaju...")
E: Co to wszystko znaczyło?
E: ("Jednak młodsze osobniki są bardziej narażone na rany śmiertelne zadane przez ludzi. Wydają się stawać odporniejsze z wiekiem, ale przez pierwsze lata po transformacji są bardzo podatne. Do celów tego badania, takie osobniki będziemy nazywać Betami albo Omegami.")
E: Reszta tekstu była zbyt uszkodzona, by ją rozczytać.
E: Co to wszystko znaczyło? Nie tylko rozpoznałam podpis mojej matki, ale mogłam również stwierdzić, że reszta tekstu też została napisana jej ręką. [ciekawi mnie, czy matka Eloise podpisywała wszystkie swoje notatki, czy tylko tę, która akurat wpadła w ręce Eloise]
E: Ślęczałam nad listami moich rodziców dość długo by być tego pewną. Nie było żadnych wątpliwości, kto napisał te notatki badawcze. [to to były jakieś "listy" a nie po prostu jeden list? Oo]
E: Nagle usłyszałam stukanie pochodzące z pokoju obok. Szybko złożyłam kartkę papieru i wsunęłam ją do kieszonki w mojej sukience. [gdzie ona niby ma tę kieszeń?]
E: Nie byłam pewna, czy powinnam to schować czy nie, ale coś mi mówiło, że to nie była tylko jakaś nieszkodliwa notatka...
E: (Co się dzieje w pokoju obok?)
E: Miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Zamknęłam książkę, zostawiłam ją na stole i poszłam do Salonu.
- przenosimy się do Salonu, na ekranie wyskakuje nam Beliath -
B: Żartujesz? Oczywiście, że będziemy musieli tu przyciemnić światła!
- pojawia się też Ethan -
Et: To niedorzeczne! Powinniśmy z tym poczekać przynajmniej do późnego wieczoru! Obawiasz się, że nie uda ci się poderwać żadnych lasek przy włączonym świetle, czy co?
B: Moje podejście [do kobiet] jest znacznie subtelniejsze niż twoje, mięczaku. Wiem, że sztuka uwodzenia wymaga odpowiedniej atmosfery i nieco czasu.
E: Na środku pokoju Beliath i Ethan prowadzili ożywioną rozmowę. Raphael słuchał ich ze swojego krzesła, a siedzący obok Vladimir obserwował całą tę scenę z grymasem na twarzy. Aaron wyglądał, jakby miał zaraz przysnąć na fortepianie.
E: Nigdzie nie było śladu po Ivanie.
E: Wampiry były zbyt zajęte kłóceniem się między sobą albo nadążaniem za rozmową, że nie zauważyli mojego przyjścia. Niemal mogłam sobie wyobrazić, jak Vladimir i Raphael prowadzili punktację jak w meczu tenisa.
V: Czy to w ogóle ma znaczenie?
B: Ugh! Nic nie wiesz, Vlad. Zresztą i tak się pokażesz na sam koniec wieczoru, jak zwykle!
Et: Ej, jestem pewny, że Raph nie będzie miał na ten temat zdania.
R: Dzięki za subtelne przypomnienie, że jestem ślepy, Ethanie.
E: Próbowałam się powstrzymać od śmiechu. Ethan naprawdę nie miał zahamowań. Nagle wszyscy zauważyli, że tu byłam i w jednej chwili zwrócili ku mnie twarze.
E: Byli jak grupa kotów, które zauważyły, że ich właściciel przyszedł z torbą karmy. 
E: Stałam tam z zakłopotanym uśmiechem na twarzy. To było dla mnie za dużo uwagi na raz.
E: Cześć...
R: Dobry wieczór, Eloise. Może podzielisz się z nami swoją opinią na pytanie, które spowodowało taki wyłom w naszej grupie.
Et: Ej, kogo tak naprawdę obchodzi, co ona myśli?
- tu mamy wybór czy chcemy mu odszczeknąć czy przemilczeć sprawę -
E: Cóż, to trochę jak z tobą, Ethan. Tak naprawdę nikt nie chce cię słuchać, ale nadal musimy cię znosić.
E: Może byłam zbyt bezczelna, biorąc pod uwagę, że nie zostałam jeszcze w pełni zaakceptowana przez grupę. Ale sądząc po uśmiechach na ich twarzach, wiedziałam, że powiedziałam właściwą rzecz.
Et: Za kogo ty... [śmieszki się skończą, gdy znowu będzie potrzebowała lekarza xD]
V: Uspokój się Ethan.
B: Planujemy przyjęcie i jak zwykle muszę tu być strażnikiem dobrego smaku. [twój strój mówi tyle o twoim dobrym smaku, że nikt nie pozwoliłby ci zorganizować nawet przyjęcia karnawałowego w przedszkolu :v]
Et: Powiedział gość, który jest zainteresowany tylko poderwaniem najgorętszych lasek na przyjęciu!
B: Gdybyś im się ciągle nie narzucał, to byłbyś w stanie podpatrzyć mistrza w akcji.
E: Uniosłam brew. Czy ktoś powiedział "przyjęcie"?
E: Czy planujecie przyjęcie?! Ale... kogo zapraszacie?
E: Wszyscy wydawali się zaskoczeni moim pytaniem, które było równie naiwne jak szczere. Oczywiście, miałam pewne podejrzenia, ale obawiałam się zmierzenia z prawdą.
A: Um... gości?
E: Oczywiście. Ale myślałam, że wolicie to zachować dla siebie. [w sensie tę rezydencję]
E: Nigdy nie rozmawiałam z nimi o tym wprost, ale miałam wrażenie, że nie chcieli, by ktokolwiek wiedział o tym, że tu są.
E: I nadal nie rozumiałam, dlaczego straciłam głos tamtego dnia, gdy byłam w Miasteczku i dlaczego nie mogłam nic o nich powiedzieć...
V: Oczywiście. Ale musimy jeść, a najłatwieszy na to sposób jest taki, że jedzenie mamy dostarczone prosto do domu, że tak powiem. Mimo to nadal od czasu do czasu wychodzimy.
E: Przełknęłam ślinę.
Et: Nie rób takiej miny, kochanie. Tym razem nie jesteś w menu. Jedyną osobą, która może cię spróbować, jest ten bezpański pies, którego lubimy nazywać Ivanem.
V: Mówiłem ci już, żebyś był wobec niego bardziej uprzejmy, Ethan.
Et: Śnij dalej, Vlad. To nie mój problem, że polubiłeś tego dzieciaka. Ale już znasz moje zdanie w tej kwestii.
E: (Myślę, że to jest jasne dla wszystkich tutaj.)
E: Więc planują ucztę. Nie byłam pewna, czy podobało mi się to, dokąd to zmierzało. Czy zamierzali zwabić do rezydencji ludzi takich jak ja, żeby mogli ich wyssać do sucha... i zamienić w wampiry? [to już trzecie przyjęcie w tej grze i dopiero teraz uderzyła mnie myśl - po co w ogóle organizują takie niebotyczne przyjęcie, skoro na ich potrzeby wystarczyłoby im zwabienie max 15-20 osób? XD]
E: Um... Czy to oznacza, że będą kolejne... "Kielichy"?
E: Wymienili spojrzenia, po czym Vladimir zwrócił ku mnie twarz.
V: Nie. Wiem, że nigdy z tobą o tym nie rozmawialiśmy i jest mi naprawdę przykro. Miałem nadzieję, że Ivan weźmie na siebie "wyedukowanie" cię co do twojej nowej roli, ale nie wydaje się do tego szczególnie chętny. Czy się pomyliłem?
- tu mamy wybór, czy pożałować Ivana, czy mu dowalić -
E: (Biedny Ivan. Nie chciałabym go przytłaczać...)
E: Ivan ma trudności z kontrolowaniem się, gdy jest w pobliżu mnie. Wątpię, by miał czas się zastanowić nad tym, jak mi to wszystko wytłumaczy.
E: Zarumieniłam się, gdy zobaczyłam zaskoczenie na twarzy Vladimira. Nie miałam powodu, by bronić Ivana, ale nie mogłam się powstrzymać przed zrobieniem tego. [syndrom sztokholmski już chyba z buta wjeżdża do jej głowy] Przygotowałam się na kłótnie, ale Vladimir po prostu wzruszył ramionami.
V: Być może. W końcu nie wie zbyt dużo na ten temat. [... ale i tak oczekiwałeś od niego, że to ogarnie... xD]
V: Widzisz, przemiana człowieka w Kielich wiąże się z poważnymi konsekwencjami. Ale podjęliśmy tę decyzję by uratować ci życie i jednocześnie chronić siebie. 
E: Chronić siebie?
E: (Więc ratowanie mojego życia nie było waszym priorytetem... Ostatecznie po prostu próbowaliście ocalić swoją skórę.)
R: Jesteśmy wampirami. Kiedyś było nas o wiele więcej i nasza siła tkwiła w liczbach. Ale te czasy już dawno minęły. I teraz, by przetrwać, musimy się ukrywać i uważać, by nikt się o nas nie dowiedział.
A: Przez ostatnich parę stuleci wiele wampirów zostało zabitych. Te, które przetrwały musiały znaleźć sposób, by się zaadaptować do nowoczesnego życia. Kiedy to możliwe, próbujemy pomagać sobie nawzajem i żyć razem w harmonii. Tak jak to robimy w rezydencji.
V: Bez wątpienia jesteś świadoma, że odkrycie ciała młodej kobiety przyciągnęłoby uwagę do starej rezydencji w lesie.
E: Właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że wyglądało na to, że nikt nie zauważył mojego zniknięcia. Poczułam, że zaschło mi w gardle. [w zasadzie to jest jedna z większych dziur fabularnych - Eloise miała jakieś koleżanki i wszystkie wiedziały, dokąd poszła, a nikt się nie zainteresował nagłym urwaniem kontaktu; dziwne też, że jako Kielich kompletnie zapomniała o używaniu telefonu :v]
E: Zawsze się uważałam za niezależną osobę, ale uświadomienie sobie, jaka stałam się odizolowana, wywołało we mnie uczucie tonięcia.
E: Dlaczego po prostu mnie nie zabiliście... i nie ukryliście mojego ciała tutaj? [żeby im nie śmierdziało? xD]
E: Nadal przy nikim nie wspomniałam o wypadku. Rozmawianie o tym, co się wydarzyło powodowało u mnie dyskomfort.
B: Zbyt ryzykowne, księżniczko. Gdyby twoi przyjaciele albo rodzina zaczęli cię szukać, to bardzo szybko znaleźlibyśmy się w nieciekawej sytuacji.
R: Ciągle żyjesz, co oznacza, że zawsze w razie potrzeby możesz się spotkać z ludźmi. Potrzebowaliśmy, żebyś przeżyła. A twoje obrażenia były tak poważne, że jedynym sposobem na uratowanie cię była przemiana w Kielich. [niespodziewanych oślnień ciąg dalszy - a nie mogliby po prostu zahipnotyzować ewentualnych poszukiwaczy Eloise, że się z nią widzieli i wszystko jest w porządku? xD Eloise jest odcięta od świata i większość dni przesypia, więc nawet jakby ktoś przyszedł do rezydencji, to by o tym nie wiedziała i nie mogłaby robić za przykrywkę, zatem jej użyteczność jest na takim poziomie, że równie dobrze mogłaby być martwa][wow, ta gra naprawdę nie ma sensu XD]
E: (W końcu coś się wyjaśnia.)
E: Jaką to robi różnicę?
V: Teraz dzielisz ścisłą/intymną więź z wampirem, który cię przemienił. Właściwie to nie jesteś już człowiekiem, ale nie jesteś też wampirem. Więc zasadniczo... twoją rolą jest karmienie go. 
E: Może wyczuł gotującą się we mnie wściekłość, bo gdy dokańczał swoje wyjaśnienie, to opuścił wzrok.
E: Więc domyślam się, że to mnie czyni otwartym barem 24/7?
Et: I jest to ten typ baru, który moglibyśmy zdemolować, gdybyśmy chcieli i nikogo by to nie obeszło.
E: Popatrzyłam na niego ze sztyletami w oczach. Coś w jego tonie pchnęło mnie w niewłaściwą stronę. I nie podobało mi się to, co sugerował swoją uwagą.
E: A co jeśli odmówię?
B: Cóż, po pierwsze to Ivan nieszczególnie się przejmuje otrzymaniem twojej zgody, co już mogłaś zauważyć. Ma problemy z... kontrolowaniem się. Tak to już jest, kochanie. Nie możesz nic z tym zrobić.
R: Staraj się przez cały czas być blisko niego. I nigdy nie wspominaj o nim, gdy rozmawiasz z innymi ludźmi. Musisz utrzymać jego stan w tajemnicy. Was oboje łączy głęboka i złożona więź, która z czasem będzie stawała się silniejsza.
E: Zebrało mi się na wymioty. Aż do teraz nie myślałam o mojej przyszłości. Zimny pot zaczął mi się zbierać na plecach.
V: Co do reszty, to odkryjecie to razem. Nie możesz tracić nadziei, że wasz związek zmieni się z czasem. Bo żadne z was w tej kwestii nie ma wyboru.
E: I pozwoliliście mu mnie przemienić, dobrze wiedząc, że nie się nie kontroluje?! [a to jest akurat bardzo dobre pytanie xD]
R: Liczymy, że mu to pomoże przekierować swoją energię... Zobaczymy.
E: Przełknęłam swoją złość. Nikt nie wydawał się przejmować tym, czego ja chciałam. Ale wiedziałam, że mówienie czegokolwiek było bezsensowne i stawałam się coraz bardziej rozgoryczona. [też jesteście zdziwione, że nikt nie zaśmieszkował, że Rafcio powiedział "zobaczymy"?]
E: Byłam tu, by im służyć i uczynić życie Ivana łatwiejszym. Wszystko inne - moje marzenia, pragnienia, tożsamość - nie miały już najmniejszego znaczenia.
B: I chociaż raz będziemy mogli się bawić na przyjęciu bez przejmowania się kontrolowniem go! [boże, ale oni wszyscy na tej ścieżce są podli xD]
E: Miałam ochotę udusić Beliatha. Nie byłam niańką, nie zamierzałam dać temu dzieciakowi butelki, żeby go uspokoić.
E: Przypuszczam, że będzie przyczepiony do mojej szyi przez całą noc albo przynajmniej między tańcami?
B: Ivan i taniec? Chyba żartujesz. Nigdy nie dałby rady, jest zbyt spięty. Czasem pojawia się na koniec nocy po jakieś resztki. W przeciwnym razie przyprowadzamy mu kogoś do pokoju. [mniej więcej tak ominął Beliatha sens wypowiedzi Eloise xD]
Et: Widzisz, nie jest najweselszym gościem, jakiego kiedykolwiek spotkałaś.
E: Och, dobra. Najwyraźniej ty i on nie macie ze sobą nic wspólnego.
E: Szyderczy uśmieszek nagle zniknął z twarzy Ethana.
Et: Czy ktokolwiek pytał cię o zdanie?
E: Wyprostowałam się i uniosłam brodę. Nie pozwoliłam mu się zastraszyć.
E: Przecież to cię nie obchodzi. Czy w ogóle dbasz o kogoś poza sobą?
E: Aaron próbował zainterweniować, ale było już za późno. Ethan już zmierzał w moim kierunku i instynktownie zrobiłam krok do tyłu. Zaschło mi w ustach.
Et: Domyślam się, że zrobiłaś się pewniejsza siebie po tym, co się stało, hę? Myślisz, że teraz się pojawi i cię uratuje? Będzie się napawał tym, jak cię obronił poprzednim razem?
- tu mamy wybór w jaki sposób chcemy z niego zakpić -
E: Gdybym chciała cię spławić, to nie potrzebowałabym niczyjej pomocy. [ciekawostka: tutaj fantastyczny tłumacz z Beemoovu, któremu płacą za tę robotę, DOSŁOWNIE PRZETŁUMACZYŁ FRANCUSKI IDIOM XD]
E: Zrobiłam kolejny krok do tyłu, gdy Ethan znowu się do mnie zbliżył. Plecami praktycznie już stykałam się ze ścianą.
Et: Możesz się na mnie zamachnąć, jeśli chcesz, ale w zamian będziesz miała złamaną szczękę.
A: Hej, co cię napadło?
E: Gdy tylko Ethan zaczął unosić pięść, Aaron położył mu rękę na ramieniu.
Et: Czy ktokolwiek cię prosił o mieszanie się, Aaronie?
A: Myślałeś, że będę tylko tak stał i dam ci stracić panowanie nad sobą? Dlaczego właściwie jesteś taki wściekły? My również się z tobą droczymy, a nie reagujesz w taki sposób. To, że jest człowiekiem nie jest powodem, by traktować ją inaczej. Jeśli jesteś wobec niej złośliwy, to ma prawo ci odpowiedzieć w ten sam sposób.
B: Nie jest jedną z naszych ofiar, kolego!
Et: Cholera, Beliath, zawsze musisz dołożyć swoje trzy grosze!
E: Byłam zaskoczona tym, że stanęli po mojej stronie. Ale spodziewałam się, że chodziło tu bardziej o to, by dać Ethanowi w kość, a nie by mnie obronić...
A: Więc jaki jest problem? O czym mówiłeś, Ethan?
E: Oczy Ethana zaczęły błyszczeć w taki sposób, że poczułam się strasznie nieswojo.
Et: Eloise jest dzisiaj całkiem rozgadana. Może ona wyjaśni, co się wydarzyło?
E: Zmarszczyłam brwi. Do czego on zmierzał?
E: Wtedy mnie olśniło.
E: Ethan zdecydowanie nie pochwalał ciągłych wybuchów Ivana i wyglądało na to, że w rezydencji to był drażliwy temat. Gdybym powiedziała pozostałym o tym, co się wydarzyło, to mimo że Ivan wtedy panował nad sobą... to Ethan mógłby tego użyć jako dowodu, że Ivan był niestabilny i niebezpieczny. [tak jakby już tego nie wiedzieli, bo przecież np. ugryzł Aarona XD]
E: W każdym razie sprawiłby, że pozostali pomyśleliby, że ta ich mała bójka była kolejnym przykładem tego, jaki Ivan był dziki.
V: Co to niby miało znaczyć?
E: Teraz wmieszał się w to jeszcze Vladimir. Był kimś w rodzaju lidera tej grupy. W tym momencie musiałam już coś powiedzieć.
E: Na twarzy Ethana widniał wymowny uśmieszek.
E: Czy powinnam powiedzieć im prawdę o tym, co się wydarzyło? Może to zrozumieją. Czułam się nieco nieswojo z myślą, że nie opowiadając im całej historii, będę bronić Ivana.
E: Mimo to... Mogłam zrozumieć, dlaczego Ivan był taki wściekły. A przynajmniej tak sądziłam. Ale czy zgodziliby się ze mną? I jak zinterpretowaliby jego zachowanie?
E: (Odkąd się przejmuję tym, co oni myślą o tym gościu? No dalej, muszę podjąć decyzję!)
- tu wreszcie mamy wybór, czy powiedzieć całą historię, czy zachować to dla siebie -
E: (Nie mam teraz ochoty się tym dzielić.)
E: Ethan dał się ponieść emocjom.
V: Cóż, więc co masz do powiedzenia?
E: Wydawał się nie doceniać zachowania Ivana i zdenerwował się na niego.
A: Co masz na myśli? Co się stało?
E: Musiałam ostrożnie dobierać słowa.
E: Ivan próbował się kontrolować, gdy mnie gryzł, ale ostatecznie trochę oszalał. Więc poprosił Ethana o pomoc w opatrzeniu moich ran.
Et: "Trochę oszalał"? To była krwawa łaźnia! Musiał pomyśleć, że ugryzienie jej w jedno miejsce dwa razy to dobry pomysł. Zemdlała przez to. [a jakby ją ugryzł za drugim razem trochę niżej to byłoby już spoko? xD bo w sumie nie czaję, czemu on się czepia tego gryzienia w jednym miejscu, gdy tu przecież chodzi o to, że straciła za dużo krwi xD]
E: Skrzywiłam się, gdy usłyszałam, jak to powiedział. Wolałabym pominąć tę część.
V: Czy było aż tak źle?
Et: Zobaczcie sami. Nieprędko się jej to zagoi, mimo że dałem z siebie wszystko, by opatrzyć jej rany. [swoją drogą to ciekawe, że dotychczas nikt nie zwrócił uwagi na jej szyję xD]
E: Nagle poczułam na sobie pięć par oczu. [to ja , próbująca się doliczyć, jakie pięć par oczu na nią patrzy, bo chyba nie powinniśmy liczyć Raphaela? XD][To zdanie powinno brzmieć "nagle poczułam na sobie cztery pary oczu i jedną parę uszu" xD] W odpowiedzi posłałam im miażdżące spojrzenie.
E: Czy chcecie, żebym się rozebrała, byście mogli sprawdzić, czy zranił mnie też w innych miejsach?
B: Cóż, jeśli to coś pomoże, to z pewnością nie miałbym nic przeciwko zbadaniu cię całkowicie.
V: Przestań, Beliath. Nie będziemy jej do niczego zmuszać.
E: Wielkie dzięki. O ile się nie mylę, to mnie powinieneś o to pytać. [tłumaczenie niepewne] Nienawidzę bycia Kielichem i nie mogę znieść bycia ciągle gryzioną. Ale Ivan przynajmniej przyprowadził mnie do Ethana, żeby mógł się mną zająć.
E: Ciągle nie zmieniłam mojego zdania o Ivanie, ale pomyślałam, że powinnam o tym wspomnieć. Przynajmniej to było lepsze od zostawienie mnie tam jak jakiś worek ziemniaków.
E: Nie byłam pewna, czy to znak, że mu się poprawiało, czy to był kolejny dowód na to, jaka stałam się żałosna.
A: Więc przynajmniej był w stanie się ogarnąć i poradzić z sytuacją. Pomyślałbym, że raczej jest typem, który się uchyla od odpowiedzialności.
V: Dokładnie... Ale nie podoba mi się to, że on ciągle walczy o kontrolę nad sobą, nawet jeśli chodzi o jego własny Kielich.
Et: I nie usłyszeliście nawet połowy tego. To nie tylko jego Kielich...
E: Moje serce zaczęło bić mocniej. Jeśli szybko czegoś nie zrobię, Ethan opowie im własną wersję tego, co się wydarzyło.
E: Nie dałam mu dojść do słowa. [to takie luźnie tłumaczenie tego, co Eloise tu mówi, bo tak mi najlepiej brzmiało]
E: A czy to twoja sprawa? Myślałam, że od teraz radzenie sobie z nim to moja robota.
E: Zaskoczyłam Ethana i na chwilę odebrało mu mogę. Tyle narzekałam w przeszłości na Ivana, że nie sądziłam, by się spodziewał, że zmienię o nim zdanie.
Et: Co? Czekaj chwilę, dlaczego miałabyś się przejmować tym, co...
E: Masz prawo do uważania, że jest, że tak powiem, "krwiożerczym" zwierzęciem, ale nie zapominaj, że to ja jestem na pierwszej linii frontu. Niezależnie od tego, czy się kontroluje czy nie, to ja będę musiała sobie z nim radzić. I nie prosiłam cię o pomoc.
Et: Ale to nie jest to, co...
V: Wystarczy, Ethanie.
E: Ku mojej uldze, Vladimir przerwał mu w połowie zdania tą zjadliwą uwagą.
V: Nie jesteśmy tutaj, by kogokolwiek potępiać. [no racja, przyszliście tu omówić przyjęcie xD] Ivan mierzy się z tymi problemami już od jakiegoś czasu i nie zamierzam dodatkowo go krytykować, jeśli jego Kielich nie zamierza tego robić.
E: Próbowałam się nie uśmiechnąć. Ethan wydawał się gotować ze wściekłości.
Et: Cholera, po prostu daj mi skończyć, co...
V: Nie chcę już słyszeć ani słowa od ciebie. Już ci powiedziałem, że niekiedy uważam twoje postępowanie wobec Ivana za agresywne i nie mam ochoty się powtarzać.
E: Zobaczenie, jak ktoś w końcu tak stawia Ethana do pionu było przyjemnością... Ale zaczęłam się martwić.
E: Reakcja Vladimira wydawała mi się nieco przesadna. Wiedziałam, że traktowanie Ethana jak dziecko tylko jeszcze bardziej go wkurzy i skończy się na tym, że wyładuje tę złość na mnie albo pozostałych.
V: Nie chcę już słyszeć ani słowa więcej na ten temat, dobrze?
V: W każdym razie nie podoba mi się, jak brutalnie ją gryzie. Jeśli znowu się to stanie, prawdopodobnie będziemy musieli porozmawiać z Ivanem. Możemy po przyjęciu zdecydować, co robić dalej.
Et: A dlaczego mielibyśmy czekać do... [kolejne bardzo dobre pytanie, scenarzysta musi być w formie xD]
V: Podejmiemy wspólną decyzję, gdy już będziemy mieli czas się uspokoić. Nie warto dyskutować na ten temat, gdy emocje sięgają zenitu. [oj tam, przyznaj po prostu, że jesteś głodny i z pustym żołądkiem trudno się myśli]
E: Ethan teraz wyglądał na wyraźnie zirytowanego i przez chwilę wydawało się, że rzuci wyzwanie autorytetowi Vladimira. Ostatecznie niechętnie się zgodził poczekać. Ale gdy spojrzał na mnie, to było jasne, że mamy pewne niedokończone sprawy między sobą.
E: Cóż, dam wam dokończyć planowanie waszego małego przyjęcia...
E: Nie miałam ochoty już tu dłużej zostawać. Ta dyskusja sprawiła, że czułam się naprawdę nieswojo. Nawet nie czekałam na ich odpowiedź. Zamiast tego, odwróciłam się i poszłam do Saloniku, chcąc zostać samej z książką.
- wracamy do Saloniku -
E: (Dobrze, ciągle tu jest. [a co, miała dostać nóg i sobie gdzieś pójść? ta rezydencja nie jest aż tak dziwna] Równie dobrze mogę ją zanieść do Biblioteki.)
E: Na ten moment miałam dość konfliktów. I nadal nie wiem, co zrobić z notatkami badawczymi mojej matki.
E: Moje serce przestało bić, gdy usłyszałam otwierające się za mną drzwi. Odwróciłam się, przytulając mocno do piersi książkę.
- pojawia się Beliath -
B: Przepraszam, zaskoczyłem cię?
E: Musiałam wyglądać, jakbym zobaczyła ducha, bo zaczął się śmiać.
B: Taa. W każdym razie, słuchaj, chciałem tylko powiedzieć, że jesteś bardziej niż mile widziana na przyjęciu.
E: Co?
B: Ivan prawdopodobnie się nie pokaże, ale nie pozwól, by to cię powstrzymywało. To nie będzie ostatnie przyjęcie, jakie organizujemy w rezydencji, a poza tym, musimy się przyzwyczaić do mieszkania razem. Więc jeśli będziesz chciała się oderwać od wszystkiego, to zawsze możesz wpaść chociaż na chwilę.
- tu mamy wybór zgodzić się albo być niepewną -
E: (Jasne, dlaczego by nie?)
E: Och... Cóż, dzięki. Może być miło poznać nowych ludzi... zmienić otoczenie.
B: Tak trzymać! A teraz przestań się tyle martwić. Kobiety są znacznie piękniejsze, gdy się uśmiechają.
E: Powiedział jak prawdziwy kobieciarz. Spojrzałam na niego z przymrużonymi oczami.
B: Cóż, idę. Do zobaczenia!
E: Beliath się obrócił, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć i poszedł do Salonu.
E: Stałam w tym pokoju przez kilka minut z książką w rękach. Potrzebowałam czasu, by dojść do siebie po niespodziewanym zaproszeniu przez Beliatha.
E: Miałam wrażenie, że nikt się mną nie przejmuje. I niezależnie od tego, czy wezmę udział czy nie... wydawało się, że próbowali do mnie dotrzeć. [chyba w sensie "zaprzyjaźnić się"]
E: (Hm... Mam nadzieję, że będę dobrze się bawić, jeśli zdecyduję się pójść... Poza tym, już zostałam przemieniona w Kielich. Jak może być jeszcze gorzej?)
E: Ciągle przytulałam książkę do piersi. Zdecydowałam, że zaniosę ją do Biblioteki, a potem pójdę do mojego pokoju, by pobyć samej ze swoimi myślami.
- idziemy do Biblioteki -
E: (Teraz muszę tylko znaleźć, gdzie powinnam...)
E: Zatrzymałam się nagle w przejściu do Biblioteki. Czułam w pobliżu czyjąś obecność.
E: (Mam po prostu paranoję, czy...?)
E: Wtedy właśnie zauważyłam jego pelerynę szeleszczącą w cieniach w głębi pokoju.
E: (Co on tu robi?)
E: Nie byłam pewna, co robić. Nienawidziłam tego, jak sprawy między nami się układały i nie miałam chęci spędzać z nim czasu.
E: Ale...
E: (... cholera!)
- wreszcie pojawia się przed nami Ivan -
E: Cześć, Ivan.
E: Jego kaptur zafalował, gdy skoczył do przodu. Wyglądał jak zawsze na nieco strapionego, ale był w lepszej formie niż przy tych kilku ostatnich razach, gdy go widziałam. Przynajmniej nie wyglądał jak zombie.
I: Ach... Um... Cześć, Eloise.
E: Gdy patrzyłam na jego pelerynę, zapadła niezręczna cisza. Umierałam z ciekawości.
- tu możemy zapytać o to, jak się czuje albo czemu nosi pelerynę -
E: (Zapytam go, jak się czuje.)
E: Hej, czy wszystko jest... w porządku?
E: Wydawał się zaskoczony moim pytaniem.
I: ... Tak? Cóż, tak myślę... Nie zamierzam znowu się na ciebie rzucić, jeśli o to pytasz!
E: To było jakby coś wzbudziło w nim panikę. Uniosłam rękę i wykonałam uspokajający gest.
E: Uspokój się. Nie chciałam zabrzmieć tak agresywnie. Czy mógłbyś przynajmniej ściągnąć kaptur, żebym mogła widzieć twoją twarz?
E: Ivan nerwowo naciągnął kaptur jeszcze niżej. Przypominał mi dziewczynkę chowającą się za grzywką.
I: Słuchaj, to nie twoja sprawa, że chcę nosić pelerynę wewnątrz rezydencji, dobra?
E: A co gdy jesteś na zewnątrz?
E: To po prostu wymsknęło mi się z ust. Niemal natychmiast poczułam, jak w Ivanie wzrósł niepokój.
I: Nic im o tym nie wspomniałaś, prawda?
E: Potrząsnęłam głową.
E: Nie. Znaczy się, daj spokój, nie jestem idiotką, wiesz. Teraz gdy rozumiem, czym jesteście, to wiem, że to co robiłeś tam na zewnątrz nie jest... normalne. [w zasadzie to śledzenie kogoś i bez bycia wampirem nie jest normalne]
E: Nie mogłam się zmusić do wypowiedzenia słowa "akceptowalne". Ivan odwrócił wzrok.
I: Nie mam ochoty o tym rozmawiać, dobra? Jeśli zobaczysz, że coś robię, to po prostu zostaw mnie samego. Nie robię nikomu krzywdy. To wszystko, co mogę ci powiedzieć.
E: Nie byłam przekonana, ale nie było mowy, żebym się z nim o to kłóciła. Nadal nie miałam dowodu na to, że coś knuł, więc naprawdę nie miałam jak go nacisnąć, żeby coś mi powiedział.
E: Skoro tak mówisz. Ale nadal nie rozumiem, jak udaje ci się kontrolować w takim tłumie, kiedy nawet nie jesteś w stanie brać udziału w przyjęciach tu w rezydencji.
E: Podskoczył, gdy to powiedziałam.
I: O czym ty mówisz? Kto ci powiedział?
E: Najwidoczniej jutro wieczorem planują wydać przyjęcie. Co, nikt ci nie powiedział?
E: Poznałam odpowiedź, gdy tylko zobaczyłam jego minę. Może nie powinnam była o tym wspominać.
I: ... zawsze dają mi o tym znać w ostatniej chwili i mówią, żebym został w pokoju. Więc domyślam się, że nie powinienem być zaskoczony.
E: Ach... ale czy to ci przeszkadza? Chciałbyś, żeby cię uwzględnili?
I: A jaką robiłoby to różnicę?
E: Znowu zapadła niezręczna cisza. Wierciłam się z książką, próbując wymyślić coś do powiedzenia.
E: Osobiście chciałam zobaczyć to przyjęcie i to co sobie o tym myślał naprawdę nie grało żadnej roli. Ale... mimo to...
E: Miałam ochotę znowu sobie walnąć. Dlaczego tak bardzo się przejmowałam Ivanem? Ugh... Nie miałam już pojęcia, co czułam.
- tu mamy wybór czy być miłą dla Ivana, czy go olać xD -
E: Może ich zapytasz, czy będziesz mógł tym razem do nich dołączyć?
I: Słucham?
E: Pożałowałam powiedzenia tego, ale już było za późno.
E: Cóż, jestem twoim Kielichem, a to oznacza, że nie będzie cię kusiło, by ugryźć kogoś innego. Więc może wszystko byłoby w porządku, gdybym poszła z tobą. Prawda?
E: Ivan był kompletnie zaskoczony moją propozycją. Właściwie to z trudem sama w to wierzyłam... [może się odezwał w tobie instynkt macierzyński XD]
E: Ale wyglądało na to, że przez to poczuł się nieswojo.
I: ... Nie chcę cię prosić o zrobienie tego. Znam siebie. Z tymi wszystkim ludzi wokoło po prostu muszę stracić kontrolę. [nadal pozostaje na stole pytanie, jak w takim razie wytrzymuje w takim samym tłumie w mieście xD]. I jeśli wtedy sięgnę do twojej szyi... Cóż, oboje wiemy, jak to się skończy.
E: Nieświadomie dotknęłam swojej szyi. Wydawał się to zauważyć.
I: Właśnie tak. Więc... wolę nie ryzykować skrzywdzeniem kogoś. Szczególnie ciebie.
E: Między nami pojawił się moment zawahania. Nie wiedząc, co robić, spróbowałam znaleźć puste miejsce na półce dla mojej książki. Nieważnie gdzie. [nieważne gdzie? NIEWAŻNE GDZIE?! słuchaj, ty mała.... *mamrot wkurzonego zawodowego bibliotekarza*]
E: Cóż... Liczę nadal, że rozważysz moją propozycję, dobrze? A co do tego, co się stało ostatnim razem... Wiem, że próbowałeś się kontrolować.
E: Znowu na mnie spojrzał ze zdziwieniem. Ostatni raz, gdy mnie ugryzł, był nieprzyjemnym doświadczeniem dla nas obojga. Ale w porównaniu do pierwszego razu... to była mała, ale zauważalna różnica. I w każdym razie zaczynałam się już przyzwyczajać do faktu, że prędzej czy później znowu mnie ugryzie.
E: Ale co, gdyby spróbował ugryźć mnie teraz?
E: Spanikowałam i zaczęłam się cofać tyłem w kierunku drzwi. Co mnie napadło?
E: Do zobaczenia później, dobra?
E: Chciałam już tylko wrócić do swojego pokoju i zamknąć drzwi. Trochę czasu na osobności dobrze mi zrobi.
E: (I muszę zacząć się zastanawiać, w co się ubiorę na jutrzejsze przyjęcie...)
- ekran się zaciemnia -
E: (... Mam nadzieję, że będę dobrze się bawić.)
- pojawia się tło łazienki -
E: (Cóż, no dobra.)
E: Stanęłam na palcach i spojrzałam na swoje odbicie w małym lustrze.
E: Naprawdę nie byłam w imprezowym nastroju.
E: (Zresztą... Czy naprawdę było warto się wysilać, żeby wyglądać ładnie?)
E: W każdym razie jako "Kielich", wątpiłam, bym miała wiele okazji to poznania kogoś nowego.
E: Ale w końcu dlaczego miałabym próbować zrobić na kimkolwiek wrażenie? Jeśli mam ochotę się ubrać seksownie, to zrobię to dla siebie i dla nikogo innego.
E: (I hej, chciałabym zobaczyć ich miny, gdy zobaczą mnie, jak wchodzę.)
E: Z odnowioną determinacją rozłożyłam sukienkę, którą ze sobą przyniosłam i wzięłam moją torbę z kosmetykami do makijażu, której nie otwierałam, odkąd przybyłam do rezydencji.
E: Z biegiem czasu i po skoncentrowaniu się na tym, co robiłam, zaczęłam się czuć coraz lepiej.
E: Gdy byłam gotowa, miło było się poczuć, jakbym znowu kontrolowała sytuację. Wszyscy w rezydencji zawsze o mnie myśleli jak o ofierze. Nie widzieli mnie inaczej niż jako Kielich.
E: Naprawdę miałam nadzieję, że jeśli pokażę im moje inne oblicze, to mogą mnie zacząć uważać za coś więcej niż "Kielich Ivana".
E: Na litość boską, byłam sobą. Nie byłam tylko dodatkiem dla ich młodego, niekontrolowanego wampira. I zdecydowanie nie byłam dla niego workiem do bicia [w sumie tak pomyślałam, że tu bardziej pasowałoby "chłopcem do bicia", ale jakoś tak nie mogłam się przemóc, by to tam napisać XD], by mógł wyładować złość.
E: (Zastanawiam się, czy Ivan zobaczy mnie tak ubraną...)
E: Stałam naprzeciwko lustra.
E: Dlaczego w ogóle się przejmowałam Ivanem? Poza tym wyraził się jasno, na temat niechęci do wzięcia udziału w przyjęciu. Albo przynajmniej tak się wydawało.
E: Zatrzasnęłam pokrywkę mojej szminki.
E: Obejrzałam się w lustrze. Moja sukienka była dość prosta, ale była prawie nowa i podkreślała moją figurę. Nie nosiłam jej za dużo.
E: Nie byłam pewna, co zrobić w włosami, więc by coś zmienić związałam je w prosty kok. Moja szyja była wyeksponowana.
E: Ku mojemu zaskoczeniu, okropne ślady po kłach Ivana zniknęły... [czy ktoś poza Eloise jest zdziwiony?] i skóra już zaczęła się zabliźniać. Jedyne co zostało po ataku to dwa słabe siniaki. [to wszystko zniknęło, rana zaczęła się zabliźniać, czy zostały tylko siniaki? mam sobie wybrać? zdecyduj się na coś, lol]
E: (Och...)
E: Wzięłam głęboki wdech. Moje włosy i makijaż były gotowe, i wyglądałam ładnie, w subtelny sposób. Byłam... gotowa. [dlaczego "gotowej" nie przerzucili do następnej linijki? Zaczynam się martwić o scenarzystę, może był chory?]
E: (Może jest nadal trochę za wcześnie... ale przynajmniej jestem gotowa.)
E: (Już czas. Pora iść.)
- wychodzimy na korytarz przy pokoju Eloise -
E: (Wow, właściwie to jest już tutaj sporo ludzi!)
E: Tkwiłam przez chwilę na szczycie schodów. Nie spodziewałam się, że hol będzie taki zatłoczony.
E: Gdzie oni znaleźli tych wszystkich ludzi?
- ni stąd ni zowąd pojawia się Raphael -
R: Większość z nich to znajomi Beliatha i Ethana, i podejrzewam, że rozpowszechnili informację o tym przyjęciu.
E: Podskoczyłam zaskoczona. Nie słyszałam nadejścia Raphaela. Musiałam nieświadomie wypowiedzieć na głos swoje pytanie. [tak sobie to tłumacz, ja i tak wiem, że Rafcio po prostu usłyszał twoje myśli xD]
E: Och... cześć, Raphael. Czy oni naprawdę znają tylu ludzi?
R: Całkiem sporo. Widzisz, Beliath i Ethan pod każdym względem są stworzeniami nocy. Uwielbiają chodzić do barów i klubów nocnych w okolicy, szczególnie do tego w Miasteczku, nazywającego się "Moondance". Więc to naturalne, że po drodze zawarli kilka przyjaźni.
E: A czy ci ludzie często się pokazują na waszych przyjęciach? Myślałam, że chcieliście, by wasza obecność pozostała tajemnicą...
R: Zazwyczaj zjawiają się falami i zawsze są jakieś nowe twarze. Zrozumiesz to na koniec wieczoru. Naprawdę nie mamy czym się martwić.
E: Naprawdę nie byłam zbyt chętna, by odkryć, o czym Raphael mówił.
E: Czułam się trochę onieśmielona. Miałam trudność ze zdecydowaniem, czy powinnam zejść na dół. Raphael położył dłoń na moim ramieniu, jakby dla uspokojenia mnie.
R: Nie jestem wielkim fanem tłumów, ale te przyjęcia to zawsze dużo zabawy. Jestem pewny, że wyglądasz zachwycająco. Chciałabyś, żebym cię odprowadził na dół?
- tu mamy wybór, czy się zgodzić czy nie -
E: (Kusi mnie, by powiedzieć tak, ale...)
E: Dziękuję, Raphaelu, ale wolę zaliczyć samodzielne wejście. To sprawa honoru.
R: Rozumiem. Zawsze myślałem, że jesteś takim trochę wolnym duchem. Pokornie będę szedł z tyłu.
E: Zaśmiałam się cicho i zaczęłam schodzić na dół tak pewnie, jak tylko mogłam. Próbowałam ignorować spojrzenia ludzi z tłumu.
- schodzimy do holu -
B: Beliath czekał na mnie na dole schodów. Wyciągnął do mnie rękę, by pomóc mi pokonać ostatni schodek, ostrożnie mnie przy tym oglądając.
B: Piękna młoda pani bez dżentelmena, który by jej towarzyszył? Będziemy musieli coś z tym zrobić...
E: Delikatnie odepchnęłam jego dłoń zanim dokończył zdanie.
E: Dzięki, Beliath. Poradzę sobie.
E: Wygląda na to, że przyjęcie już się rozkręciło!
E: Raphael wydawał się uważać za zabawne to, że ignorowałam Beliatha. Minęłam go i przyjrzałam się tłumowi. Ludzie przechodzili do innych pokojów albo zostawali w holu, by kontynuować ożywione dyskusje.
E: Kilkoro ludzi miało już w rękach drinki i mogłam poczuć chwytliwy bas w muzyce, która grała w tle.
E: Właściwie to muzyka jest niezła. Przynajmniej nie jest to coś, czego się spodziewałam po starszym towarzystwie.
B: Kogo nazywasz starym?
R: Cóż, w moim przypadku z pewnością ma rację. I nie zapominaj, że jesteś znacznie starszy od Ethana i Ivana.
E: Niech zgadnę, Ethan wybierał muzykę?
B: Ivan zajął się muzyką, właściwie to z odrobiną mojej pomocy. Ten dzieciak ma świetny słuch do rytmu i ogółem do muzyki. Cóż, czy mogę zaproponować ci drinka?
E: Zgodziłam się. Informacja od Beliatha mnie zaskoczyła. Miałam problem z uwierzeniem, że ktoś tak ponury i cichy jak Ivan mógł się interesować muzyką i tańcem. [hej, hej, wstrzymaj się, dziewczyno, nikt tu nie mówił o tańcu, kek]
E: Beliath już mnie prowadził do Salonu, a Raphael szedł tuż za nami.
- przenosimy się do salonu -
E: (W takim razie...)
E: Pokój był zatłoczony. Muzyka tutaj była głośniejsza i stół był zastawiony imprezowymi przekąskami i butelkami z alkoholem. Ludzie dobrze się bawili.
B: Czego chciałabyś się napić?
- tu mamy wybór czy chcemy się napić czy nie -
E: (Nie mam pojęcia. Poczekam i zobaczę, co mi zaproponuje.)
E: Zaskocz mnie. Poproszę nic zbyt mocnego. Nie przyszłam tutaj, żeby się spić.
B: Chociaż mogłoby być fajnie, gdybyś trochę rozpuściła włosy...
E: Z wymownym uśmiechem, podał mi musujący napój. Ostrożnie powąchałam klarowny płyn. Wydawał się niezbyt mocny, więc wzięłam mały łyk.
B: Wyluzuj, kochanie. Nie zamierzam cię zaciągnąć w ciemny róg. Tej nocy już jestem dość zajęty.
E: Więc ostatecznie postanowiliście nie przyciemniać świateł? [zapamiętajcie tę informację]
R: [Zrobiliśmy to] Tylko w Saloniku. To teren Beliatha. Pozostali z nas zwykli zostawać w przestronnym Salonie i holu.
B: Cóż, kiedy Vlad się pokaże, to prawdopodobnie zabierze kilka swoich ofiar do Biblioteki. I wiem, że tobie też zawsze się udaje znaleźć miejsce. Podobnie jest z Ethanem i Aaronem.
- pojawia się Aaron -
A: I wygląda na to, że z Ivanem też.
E: Zaskoczyła mnie nagła obecność Aarona. Ledwie dało się usłyszeć jego nadejście.
E: Jakoś popsuł nastrój.
B: Że co proszę?
A: Wpadłem na Ivana trochę wcześniej tego wieczoru. Nie został na długo, ale powiedział, że może wróci później.
B: Żartujesz?
E: Własnym uszom nie wierzyłam, szczególnie po rozmowie, którą odbyłam z Ivanem w Bibliotece.
A: Nie, to prawda. Wydawał się sobie radzić. Nie wiem, co spowodowało zmianę jego nastroju, ale wyglądał na spokojnego i kontrolującego się. Być może trochę zmęczonego... ale tego można się spodziewać [w jego sytuacji].
B: Cóż, mam nadzieję, że zostanie w swoim pokoju. W ten sposób nie popsuje przyjęcia!
- tu mamy wybór, czy wziąć Ivana w obronę czy nie -
E: (Biedny Ivan. Prawdopodobnie powinnam go bronić.)
E: Hej, nie sądzisz, że trochę cię poniosło, Beliath? Zawsze próbujesz go wykluczyć, a nie jest winny wszystkich twoich problemów!
E: Wszyscy trzej spojrzeli na mnie zaskoczeni [szczególnie Rafcio był zaskoczony, że w ogóle patrzył]. Aaron wydawał się popierać to, co powiedziałam.
A: Masz rację. Eloise i ja jesteśmy prawdopodobnie najlepsi w odczytywaniu Ivana... i szczerze wierzę, że radzi sobie lepiej. Jeśli zaczyna się starać nad sobą kontrolować, to nie zamierzam go powstrzymywać przed przyjściem na przyjęcie.
A: Tak czy siak, jeśli zdarzy się, że na niego wpadniesz, to daj mu spokój. Jeśli jest to jakiś problem, to będę miał go na oku.
E: Po tym Aaron zniknął w tłumie tak cicho, jak się pojawił.
E: Cóż, to ja już sobie pójdę... [w sensie zostawi Beliatha i Rafcia]
E: Zanim ktokolwiek mógł mnie powstrzymać, wślizgnęłam się w tłum.
E: Czy Ivan naprawdę może tu być?
E: Ale dlaczego? Co go napadło? To niesamowicie ryzykowne. Nawet on to wie! [wyobrazi sobie, że wcale nie jest w tłumie ludzi w rezydencji, tylko jest w tłumie ludzi w Miasteczku i już, po kłopocie!]
E: (Powiedział mi, że tylko on może pić moją krew. Ale co z nim? Czy może pić krew innej kobiety?) [czemu od razu innej kobiety? czemu nie faceta?! co za rażący brak tolerancji]
E: O dziwo, przeszkadzała mi myśl o tym, że mógłby to robić. Czy stałam się nagle zazdrosna? Dlaczego tak się czuję?
E: (Czy naprawdę uważałam możliwość poszarpania mojej szyi za osobisty przywilej?)
E: Westchnęłam, dotykając palcami blizn na mojej szyi, które ciągle były wrażliwe. [stan jej szyi jest chyba zależny od tego, jak scenarzyście pasuje do opisu :v] W tym samym czasie obserwowałam roztaczające się przede mną morze ciał w ruchu.
E: Goście zaczęli się mieszać, napędzani lejącymi się strumieniami napojami i głośną muzyką. Mogłam już zobaczyć rozwijającą się chemię między pewnymi parami i w powietrzu wisiała euforia.
E: Z jakiegoś powodu czułam się lekko niezgrana ze wszystkimi innymi ludźmi. Zupełnie jakbym była sama w tłumie. Jak tylko mogłam, próbowałam ignorować to uczucie. Nie chciałam wyjść na arogancką lub nie na miejscu.
E: Ale po prostu nie dało się zaprzeczyć temu, że czułam się jakaś... inna.
E: Więc nawet nie próbowałam zaczynać rozmów z żadnym z gości.
E: (Zachowywanie się jak jakaś ślicznotka przez całą noc jest dla mnie głupie.) [tam gdzie napisałam "ślicznotka", Eloise używa określenia na osobę, z którą przychodzi się na przyjęcie, by się z nią pokazać, bo jest bardzo ładna/majętna/ważna... ale dlaczego to robi w tym kontekście, to nie wiem]
E: Wtedy nagle stanęłam na baczność. Dreszcz przebiegł mi w dół ramion.
E: Ze wszystkimi zmysłami w stanie gotowości, odwróciłam się by zobaczyć, co było za mną.
E: Za mną stał mężczyzna. Był wyższy ode mnie i miał szczupłą budowę ciała. Wydawał się nerwowy.
E: Ivan. [jeżu nazareński, dlaczego nie mogłaś od razu powiedzieć "za mną stał Ivan"? ja pierniczę, weź zabierz swój mózg na przegląd, nikt normalny widząc kogoś znajomego nie zaczyna od opisywania go w taki sposób]
- pojawił się przed nami Ivan i to bez peleryny, jestem z niego taka dumna -
E: Przez chwilę tak staliśmy w bezruchu i patrzyliśmy się na siebie. Nasze oczy się spotkały, ale żadne z nas nic nie powiedziało. To był pierwszy raz, gdy byłam w stanie spojrzeć na niego wprost. [nie wiem jak to jest, ale wszyscy chłopacy mają podkreślone grubą kreską oczy, ale tylko u Ivana jest to tak zrobione, że wygląda, jakby rzeczywiście się pomalował eyelinerem XD]
E: Och... cześć.
E: Ostatecznie to ja przełamałam lody. Ivan wydawał się nieswój i nie na miejscu.
E: Przynajmniej nie miał na sobie tej okropnej peleryny.
I: Cześć...
E: Więc w końcu postanowiłeś przyjść? [I: Nie, przyszedłem tylko po miskę orzeszków, już sobie idę, nara]
E: Nie byłam pewna, czy był zadowolony z tego, że się tu pojawił. W końcu to ja mu powiedziałam, by przyszedł... i nadal nie mogłam zrozumieć dlaczego.
E: Teraz faktycznie przede mną stał i mogłam mieć coś wspólnego z jego decyzją o przyjściu.
E: Ivan się do mnie uśmiechnął. Wtedy zrozumiałam, że nie wydawał się taki nerwowy jak zwykle. Bez skulonych ramion wydawał się wyższy i mowa jego ciała wydawała się przyjaźniejsza, niż ją zapamiętałam. To było tak jakby się pozbył ciężaru, który ciągle nosił.
I: Nadal nie jestem pewny, czy podjąłem właściwą decyzję i czy będę w stanie się kontrolować do końca wieczoru... ale tak, jestem tutaj. To co powiedziałaś mi wcześniej... [AWWWW, zarumienił się xD]
E: Zawahał się na chwilę, zanim zaczął mówić dalej.
I: Nie wiem. Chyba pomogło mi to zdać sobie sprawę, że po prostu zaakceptowałem rzeczy, które nigdy się nie zmienią. I aż dotąd nigdy nie miałem powodu by sądzić, że się zmienią. A także... [tak tu namotał, że serio nie wiem, co on chciał powiedzieć xD]
E: Spojrzał mi prosto w oczy.
I: Żadne z nas tak naprawdę nie miało wyboru w tym, co się nam przydarzyło. Ale teraz jest inaczej. Mogę wybrać nic nie robienie, albo mogę zmienić pewne rzeczy w swoim życiu. Cóż... przynajmniej mogę próbować.
E: Jego głos był pełen emocji. Miałam problem ze zrozumieniem, jak dokładnie się czuł, ale wydawał się szczerze poruszony. Co do mnie, to czułam się z tym wszystkim dziwnie. Może właśnie otworzyłam puszkę Pandory...
E: Ale wyglądało na to, że robiliśmy postęp.
E: Cóż... mam nadzieję, że ten dzisiejszy test da ci odpowiedzi, których szukasz.
E: Naprawdę przepraszam, że o to cię pytam, ale... czy czujesz się dobrze? Cóż... Myślę, że wiesz, co mam na myśli.
E: Instynktownie zaczęłam się odsuwać od tłumu, sądząc, że lepiej będzie poprowadzić Ivana w cichy róg, gdzie będziemy mogli porozmawiać. Szedł za mną, nic nie mówiąc, mimo że podejrzewałam, że rozumiał, dlaczego chciałam być z nim sam na sam.
E: I na dodatek, musiałam przyznać, że był zaskakująco spokojny przy tych wszystkich przewijających się wokół nas ludziach.
I: Tak, wszystko jest w porządku. Myślałem o naszej rozmowie.
I: Odkąd przybyłem do rezydencji, nie byłem w stanie się bawić na przyjęciach... tak jak kiedyś. I przez te lata moja pewność siebie wcale się nie poprawiła.
I: Ale tej nocy... Postanowiłem zejść na dół. Tylko by wszystko sprawdzić.
I: Naprawdę nie jestem pewny dlaczego tym razem się nie bałem... albo dlaczego wierzyłem, że wszystko będzie w porządku. Po prostu kierowałem się przeczuciem.
E: Jego twarz była spokojna i wydawała się bardziej otwarta. To było jakby wielki ciężar został zrzucony z jego ramion. [już to mówiłaś xD] Wyprostował się i był w stanie patrzeć mi prosto w oczy.
I: Czuję się dobrze. Oczywiście nie chcę kusić losu i próbować mieszać się z innymi gośćmi... ale mimo to, naprawdę się cieszę tym imprezowym klimatem.
E: Spojrzał na mnie, jakby chciał mi coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili z tego zrezygnował. Uniosłam swojego drinka i wzięłam łyka, by nie wyglądać niezręcznie.
E: Miałam tyle okropnych wspomnień z naszych pierwszych spotkań. Po takim trudnym początku, dziwnie było z nim tak rozmawiać. Nie wiedziałam, jak się zachowywać.
E: Ale jeśli mieliśmy razem utknąć w tej rezydencji na jakiś czas, to czy było warto chować urazę?
E: (Po prostu zapomnijmy o tym. Przyszłam się tutaj wyluzować i trochę zabawić, a nie się stresować Ivanem.)
- tu mamy wybór w jaki sposób do niego zagadać -
E: Więc lubisz tego rodzaju przyjęcia?
E: Spojrzał na mnie z chytrym uśmiechem. Uniosłam brew. Byłam zaintrygowana.
E: Czy coś powiedziałam nie tak?
I: Nie, po prostu byłem na wielu imprezach, wiesz. Przynajmniej kiedy byłem jeszcze człowiekiem.
E: Wzbudził moje zaciekawienie. Trudno mi było go sobie wyobrazić jako imprezowicza.
E: Naprawdę?
I: Byłem młody, gdy zostałem przemieniony, ale miałem wtedy życie. Nie byłem taki jak Ethan czy Beliath, ale uwielbiałem wychodzić na imprezy z moimi przyjaciółmi.
E: Powiedział to swobodnie, ale mogłam wyczuć, jak bolesne było dla niego pamiętanie tamtych czasów. Zawsze starał się jak tylko mógł unikać rozmów o swoim "poprzednim życiu". I widziałam już, jaki robił się wściekły, gdy ktoś o nim wspomniał...
E: Prawdopodobnie powinnam zmienić temat.
E: Ale zanim zdążyłam o czymś pomyśleć, oboje zauważyliśmy, że ktoś szedł przez tłum w naszym kierunku. Niemal natychmiast poczułam ścisk w żołądku.
E: To był Ethan.
I: Czego on teraz chce?
E: Teraz w głosie Ivana było napięcie i przysunął się bliżej miejsca, gdzie stałam. Poczułam, jak moje palce mocniej się zacisnęły na szklance.
E: Chwilę później Ethan wyłonił się z tłumu z drwiącą miną.
E: Po jego minie mogłam powiedzieć, że zrobi się nieprzyjemnie.
Et: Więc Aaron jednak mówił prawdę! Faktycznie wyczołgałeś się ze swojej dziury, żeby nas zaszczycić swoją obecnością! Czy śledzisz każdy ruch swojego Kielicha? Czy się obawiasz, że się zorientuje, jakim jesteś przegrywem, gdy zobaczy prawdziwe wampiry w akcji?
E: Ściskałam tak mocno szklankę, że moje knykcie zaczęły się robić białe. Ivan prychnął z pogardą.
I: Jeśli mówisz o sobie, to nie mam się czego obawiać. Ona wie lepiej.
Et: Proszę, proszę, wygląda na to, że zaczynasz naprawdę ją lubić...
E: Popatrzył na mnie z drwiącym uśmieszkiem.
Et: Więc, chyba zaczynasz się przyzwyczajać do tej kuli u nogi?
E: Ethan otoczył ręką moje ramiona i przyciągnął mnie do siebie zanim zdążyłam zareagować. Ścisnął mnie jak w imadle. Zamarłam w bezruchu, sparaliżowana strachem.
E: Ivan niemal natychmiast się wyprostował. W jego oczach zapłonął ogień. Ethan ciągle się uśmiechał, gdy nachylił się do mnie, muskając moich włosów bokiem nosa. Powąchał moją szyię i wymamrotał coś przy mojej skórze.
Et: Mogę ci pokazać, jak dobrze się zabawić, jeśli wiesz co mam na myśli. Z tą tępą pałą nie będziesz miała żadnej frajdy.
E: Zadrżałam z obrzydzenia, gdy pogładził mój policzek wierzchem dłoni, a potem przesunął nią po mojej szyi aż do obojczyka...
E: Puść mnie natychmiast, ty gnoju!
Et: Nie zgrywaj niedostępnej. Wy, kobiety, jesteście wszystkie takie same. Wiem, że tego chcesz i jak raz się tobą zajmę po swojemu, to zobaczysz, co... [w jednej linijce chyba nie dało się zmieścić więcej klasycznie dupkowych tekstów]
E: Zanim zdążył skończyć, nagle krzyknął z bólu. Ivan złapał go za nadgarstek drugiej ręki, zanim jego dłoń dosięgnęła mojej piersi.
E: Twarz Ethana wykrzywiła się w nienawistnym grymasie.
Et: Cofnij się, albo tego pożałujesz. Jeśli dasz mi się tylko z nią zabawić, to może nie rozwalę ci głowy o ścianę.
I: Ona nie potrzebuje mojego pozwolenia. I możesz przestać mówić o niej jak o kawałku mięsa. Puść ją. Teraz.
Et: Albo co? Wybacz, ale nie powstrzymasz mnie, jeśli będę chciał coś tu załatwić z twoją laleczką.
E: Poczułam, jak żołądek zaczął mi się zaciskać ze strachu. O czym on mówił? [he he]
E: Wtedy mnie to uderzyło jak tona cegieł. Mówił o naszej rozmowe z pozostałymi i o tym, jak go zdyskredytowałam go przed nimi... I oczywiście nie zamierzał tego odpuścić. [więc to jednak nie chodzi o segz? D:][wychodzi na to, że jedyną zboczoną osobą w tej scenie jestem ja xD]
E: Ivan nadal nie miał pojęcia, o czym Ethan mówił.
I: Musisz śnić, jeśli sądzisz, że pozwolę ci ją pobić w pokoju pełnym świadków. [ale na osobności to już spoko, czy niby jak mam to rozumieć? xD] I jestem pewny, że pozostali się ze mną zgodzą. [wnioskując po informacjach z następnego odcinka, to oni zdecydowanie są za tym, że bicie bez świadków jest już spoko XD no ale nie uprzedzajmy faktów]
Et: Z drugiej strony pozostali mogą być zainteresowani dowiedzeniem się, że ten mały wąż skłamał, by ukryć coś dla ciebie.
I: Co?!
Et: Ale chyba możemy to uznać za białe kłamstwo, widząc, że zapomniała ukryć to okropne ugryzienie, jakie jej zrobiłeś. [jprdl to w końcu to widać czy nie widać?]
[zw, chwila przerwy na załamanie nerwowe, że nawet w kwestii wyglądu rany ta gra nie potrafi być konsekwentna, a to jest przecież rzecz, którą łatwo wyłapać już przy jednym przeczytaniu; czy scenariusz tej gry w ogóle przechodzi jakąkolwiek korektę?!]
[ok, już jestem, jprdl][dzięki Devis <3]
E: Teraz Ivan zaczął się czerwienić, co tylko jeszcze bardziej mnie rozzłościło. Ethan jeszcze raz przedstawiał swoją wersję sytuacji. Dręczył nas i wydawał się przy tym dobrze bawić.
- tu mamy wybór, co zrobić -
E: Nie słuchaj go, Ivan!
E: On tylko próbuje sprawić, żebyś poczuł się winny! To on powiedział innym o tym, jak mnie ugryzłeś, ale cię broniłam. Nie jestem pewna, co on ma przeciwko tobie, ale to nie zadziałało tak, jak na to liczył!
Et: Czemu nie siedzisz cicho, ty głupia idiotko?
E: Wtedy mocno mnie spoliczkował. [ta linijka tutaj jest trochę dłuższa, to taki sztucznie wydłużony opis, więc sobie darowałam]
E: Moje oczy zapełniły się łzami, ale zanim zdążyłam unieść dłoń do policzka, poczułam, że zostałam mocno popchnięta na bok.
E: Rozwścieczony Ivan rzucił się na Ethana. Teraz go trzymał za klapy [płaszcza] i przyciskał do ściany.
E: Muzyka była tak głośna i światła w pokoju były tak przyćmione, że goście nawet nie zauważyli, co się dzieje. [pamiętacie tę informację, że światła w Salonie nie zostały przyciemnione? kek] Wszyscy nadal tańczyli.
I: Teraz stąd pójdziesz. Natychmiast. [w podskokach]
E: Ethan wykrzywił usta w uśmiechu.
Et: Nie martw się, zostawię was samych. Zastanawiam się, jak inni zareagują, gdy się dowiedzą...
E: Ivan i ja zauważyliśmy, że Ethan patrzył na coś przez pokój. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Aarona, patrzącego na nas swoimi złotobrązowymi oczami. [byłoby dziwnie, gdyby na nich patrzył nieswoimi niebieskimi oczami, czy coś...] Trudno było powiedzieć, co sobie myślał, ale wydawał się nieco zaniepokojony i zmartwiony.
E: Ivan rozluźnił chwyt i Ethan ześlizgnął się z powrotem na podłogę. Mój policzek ciągle piekł z bólu po uderzeniu i instynktownie zrobiłam krok do tyłu, gdy Ethan mnie mijał.
E: Przełknęłam ślinę, gdy zobaczyłam jego drapieżny uśmiech, ale Ivan stał między nami i sprawił, że Ethan w końcu się wycofał.
E: Chwilę po tym zniknął, zostawiając mnie ponownie samą z Ivanem [i tłumem ludzi]
E: Ivan...
E: Nie wiedziałam, gdzie zacząć. Pomyślałam, że najlepiej postawić na prostotę.
E: Dziękuję.
E: Ivan zwrócił ku mnie twarz. Nadal był wyraźnie wkurzony, ale jego złość była skierowana na Ethana, nie na mnie.
I: Jeśli możez, to spróbuj nie zostawać sam na sam z Ethanem. Teraz to jest zbyt ryzykowne.
E: Myślisz, że jest aż tak źle? Tak naprawdę nie może mnie skrzywdzić, prawda? Pozostali...
I: Próbuje ich przekonać, by mnie wyrzucić i wygląda na to, że próbuje cię użyć, by potwierdzić swój punkt widzenia. Nieważne, co powiedziałaś pozostałym. Na końcu to i tak moja wina.
E: Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie spodziewałam się, że powie coś takiego.
E: Ale musisz przyznać, że ja również muszę wziąć na siebie część odpowiedzialności za to, co...
I: Jedynym powodem, przez który z nimi w ogóle rozmawiałaś to taki, że straciłem kontrolę i cię skrzydziłem. I na domiar złego, zaatakowałem go.
E: Ivan był spokojny i opanowany gdy to mówił. Był dla siebie bardzo surowy, gdy rozpatrywał sytuację. Znowu poczułam na sobie jego pomarańczowe oczy, przyglądające mi się jeszcze dokładniej niż wcześniej.
I: Bardzo przepraszam, że tak zwróciłem przeciwko tobie Ethana... Byłoby lepiej pozostać z nim w dobrych stosunkach, ale obawiam się, że jest już na to za późno.
E: Ivan!
E: Nagła potrzeba w moim głosie wydawała się go szokować. Wyprostowałam się i popatrzyłam mu prosto w oczy.
E: Nie obchodzi mnie to, czy Ethan mnie nienawidzi. Był wredny dla mnie od samego początku.
E: Po prostu nie chcę by myślał, że może cię traktować w taki sposób! Więc chce zniszczyć nasze życie? Niech próbuje! Nic takiego się nie wydarzy!
E: Uświadomiłam sobie, że powiedziałam "nasze życie". [szczerze, to skapnęłam się dopiero po tej linijce i musiałam się cofnąć, by to poprawić XD]
E: Po obu stronach nastąpiła chwila wahania po tym, jak Ivan i ja próbowaliśmy wymyślić, co powiedzieć po moim wybuchu. Poczułam jak czerwienią mi się policzki.
E: Ivan uniósł dłoń i położył ją na moim płonącym policzku. Miło było poczuć chłód jego dotyku.
I: Lubisz tańczyć?
E: Zanim się zorientowałam, powiedziałam tak.
E: Ivan wziął mnie za rękę i poprowadził przez tłum. Wszyscy tańczyli, niektóre pary się obejmowały. [a co z jej szklanką z drinkiem, której obecność była wcześniej tak podkreślana? nadal ją trzyma? XD]
E: Mogłam poczuć w kościach pulsowanie basów. Ivan zaprowadził mnie w róg pokoju, gdzie było mniej osób i oświetlenie nie było takie ostre. [ahahahaha, patrząc co się w tym odcinku dzieje z raną Eloise i oświetleniem, to naprawdę zaczynam wierzyć, że po napisaniu, nikt tego scenariusza nie czyta drugi raz XD]
E: Piosenka się skończyła i zaczęła się następna. Zaczęłam słyszeć mocny jazzowo-rockowy rytm i gdy słuchałam tekstu, to ciągle słyszałam frazę "diabeł, którego znasz". [ciekawe, czy to chodziło o piosenkę]
E: Nikt z nas nic nie powiedział.
E: Ivan mnie okręcił eleganckim skrętem nadgarstka i pozwoliłam sobie się kołysać do muzyki, improwizując taneczne ruchy do pulsującego rytmu.
E: Byłam zaskoczona tym, jak gładko i naturalnie Ivan się poruszał na parkiecie. Nadążał za zmianami muzyki, nigdy nie gubiąc rytmu, a jego prowadzenie było subtelne i delikatne.
E: Od czasu do czasu mogłam zobaczyć jego twarz, gdy wszedł z zasięg światła. Ale jego pomarańczowe oczy nie przestawały błyszczeć, nawet w ciemności. [tak sobie wyobrażam te jego świecące oczy XD]
E: W piosence nastąpił niski punkt [nie wiem, jak to lepiej przetłumaczyć, więc daję dosłownie :v], gdy muzyka zaczęła zwalniać tuż przed punktem kulminacyjnym. Nasze palce się zetknęły i zaczęliśmy nawzajem się okrążać. Wpatrywaliśmy się w siebie.
E: Moja skóra była gorąca pod jego dłonią, która pozostała chłodna i pewna.
E: Zakończenie piosenki wzięło mnie z zaskoczenia. To było jak ogłuszający ryk, który mogłam poczuć głęboko w piersi. I ostatnie akordy były jak uwolnienie od frustracji, którą czułam odkąd przyszłam do rezydencji.
E: Ivan wydawał się kompletnie pochłonięty muzyką. Wtedy nagle się uśmiechnął i otoczył ręką moją talię. Zaczął mnie prowadzić przez pokój tak szybko, że ledwie za nim nadążałam. Uczepiona jego ramienia zaczęłam się śmiać.
E: Zarys pomieszczenia zaczął się rozmywać, a nasze ruchy były takie szybkie, że w każdej chwili ryzykowaliśmy zderzeniem z kimś innym... ale żadne z nas się tym nie przejmowało. [chyba tańczą teraz jakiegoś hardkorowego walca]
E: Ivan przyciągnął mnie do siebie, a potem odepchnął, by zaraz znowu przyciągnąć. [to chyba najlepszy opis ich relacji w tej grze xD] Odepchnęłam się, drocząc się z nim, gdy wślizgiwałam się i wyślizgiwałam z jego ramion. To było jak zabawa w kotka i myszkę, ale oboje myliśmy kotami.
E: Muzyka nagle się zatrzymała i wpadliśmy sobie w ramiona, łapiąc powietrze. Zaśmialiśmy się, gdy próbowaliśmy się uspokoić.
I: Poczekaj chwilę. Powolutku, bo upadniesz...
E: Opierałam się o ścianę, otaczając rękami jego szyję. Uniosłam głowę, by spojrzeć w jego oczy.
[ILUSTRACJA] [ładna, ale zgadza się na niej tylko patrzenie sobie w oczy XD]
E: Byłam kompletnie za nim ukryta i jego ciało zasłaniało całe przyciemnione światło w salonie. [................] W trakcie tańca, nie wiedząc, dokąd zmierzaliśmy, dotarliśmy do rogu.
E: I teraz nikt nie zwracał uwagi na to, co robiliśmy w ciemnościach.
E: Widziałam, jak oczy Ivana błyszczały jasno w ciemności jak dwa płomienie. [przypominam obrazek poglądowy]
E: Zaczęłam normalnie oddychać, w synchronizacji z Ivanem. Czułam jego pierś przy mojej, ilekroć się unosiła i opadała. Ostrożnie ułożył dłonie moich biodrach, ledwie dotykając materiału mojej sukienki. W porównaniu go jego mocnego chwytu, gdy tańczyliśmy, ten gest był zaskakująco delikatny.
E: Przebiegłam palcami po jego skórze aż do dekoltu jego koszulki. Ivan pozostawał w kompletnym bezruchu. Jego oddech był spokojny i regularny, lekko przyspieszając, ilekroć go dotykałam [czyli cały czas?]. Ciągle na mnie patrzył.
E: Pozwalał mi siebie dotykać.
E: Cofnęłam głowę, odsłaniając przy tym szyję. Byłam całkowicie bezbronna.
E: Wyraz twarzy Ivana zmienił się natychmiastowo. Nawet kolor jego oczu zmienił odcień. Zaczął ciężko oddychać i poczułam jak jego dłonie zacisnęły się mocniej na mojej sukience, gdy mnie do siebie przyciągnął.
E: Przymknęłam oczy, gdy poczułam jego oddech na szyi. Najpierw musnął ustami moje włosy. Potem policzek. Potem linię szczęki.
E: Aż wreszcie powoli przeniósł usta na moją szyję. Czułam czubki jego kłów przebijające moją delikatną skórę i łagodnie wbijające się głębiej ku moim pulsującym żyłom. Mogłam poczuć, jaki Ivan jest głodny, jak bardzo mnie chciał, jak bardzo mnie potrzebował...
I: Ja... Nie!
E: Nagle zostałam oślepiona blaskiem światła i Ivan zniknął z mojego pola widzenia.
E: Bez tchu, desperacko próbowałam go dosięgnąć, ale na próżno. Zanim zniknął w tłumie, ostatnie co widziałam, to przerażone spojrzenie na jego twarzy.
E: Ivan, poczekaj!
E: Jestem idiotką!
E: Zaczęłam panikować i pobiegłam między gośćmi w poszukiwaniu Ivana. Nigdzie nie dało się go znaleźć.
E: Muszę go znaleźć, zanim znowu się wymknie spod kontroli. To była moja wina.
- w poszukiwaniach wyszliśmy do holu -
E: Ivan!
E: Przeklinałam siebie za swoje zachowanie. Co ja sobie myślałam? Jak mogłam dać się tak ponieść?
E: Co jest ze mną nie tak?!
E: (Po tych wszystkich postępach, jakie zrobiliśmy na przyjęciu, musiałam wszystko zepsuć! Dlaczego?!)
E: W głębi siebie znałam odpowiedź. I zadręczałam się tą świadomością.
E: Ten dreszczyk, jaki czułam ilekroć mnie gryzł, niezależny od bólu... Chciałam znowu go poczuć i celowo stworzyłam okazję, by go kusiło.
E: Ta myśl mnie przeraziła. [a mnie raczej zaskoczyła, bo wcześniej nic nie sugerowało, że Eloise ma jakieś masochistyczne zapędy]
E: (Dlaczego to zrobiłam? Dlaczego pchnęłam go do ugryzienia mnie przy tych wszystkich ludziach? I... I...)
E: Przypomniałam sobie, jak przechylił ku mnie twarz, jak jego oczy zalśniły. Pamiętałam, jak jego ciało wydawało się blokować całe światło w pomieszczeniu, dopóki nie zniknęliśmy oboje w naszym małym świecie otoczonym ciemnościami.
E: Pamiętałam, że jego oczy były jak dwa płomienie w ciemności. [właściwie to dziwne by było, gdybyś zdążyła to zapomnieć, przecież to było chwilę temu]
E: Ivan!
E: Nikt nie mógł mnie usłyszeć przez muzykę i wiedziałam, że krzyczenie do ochrypnięcia nic mi nie da. Liczyłam, że znajdę Ivana w holu, ale wyglądało na to, że już poszedł do swojego pokoju.
E: Odwróciłam się w stronę schodów i zaczęłam iść do góry.
E: Myśli kotłowały mi się w głowie, gdy się zastanawiałam, co powiedzieć Ivanowi. Musiałam go znaleźć.
E: Ale okropny krzyk zatrzymał mnie w pół kroku.
E: Muzyka się urwała i pomieszczenie pogrążyło się w ciszy.
E: Muzyka już nie rozbrzmiała ponownie. Wszyscy patrzyli w stronę Salonu. Ale krzyk wydawał się pochodzić skądś indziej.
E: Z Saloniku, żeby być dokładnym.
E: (Co się stało? Czy to mógł być..?)
E: Pamiętałam oszalałe oczy Ivana. Okropna wątpliwość zaczęła w moim umyśle wypływać na powierzchnię.
E: Bezzwłocznie podeszłam do drzwi i ruszyłam w kierunku Saloniku.
E: Wpadłam do pokoju i niemal uderzyłam w wielkiego mężczyznę stojącego przy wejściu. Nagle poczułam, że Aaron otoczył mnie ramionami, by mnie zatrzymać.
A: Eloise, nie powinno cię tu być!
E: W pomieszczeniu panował totalny chaos. Mogłam zobaczyć jak Vladimir i Beliath próbowali rozproszyć gości, gdy zaczęło się pojawiać coraz więcej osób, by zobaczyć, co się dzieje.
E: Aaronie, co się stało?!
A: Cholera, spróbowałbym ci to wytłumaczyć, ale jest tutaj zbyt wielki chaos! Wyjdź teraz i wróć do swojego pokoju. Zamknij drzwi i nie otwieraj ich dla nikogo!
E: Ale dlaczego? Co...
E: Tłum się rozproszył, pojawiła się w nim luka i krzyknęłam, gdy zobaczyłam, co się stało. Aaron przysłonił moje usta dłonią.
E: Pokryte krwią martwe ciało leżało przy ścianie. Na dywanie była wielka plama, a mokry ślad prowadził do nieożywionej góry mięsa. [ahaha, wybaczcie, że przetłumaczyłam tak dosłownie, ale widać w tej linijce, że ktoś koniecznie chciał uniknąć powtórzenia wyrażenia "martwe ciało" więc walnął takiego potworka XD postanowiłam to upamiętnić xD]
E: To było ciało młodej dziewczyny, której długie włosy były teraz pokryte smugami czerwieni. Jej sukienka była rozerwana na strzępy.
E: Była martwa.
E: Jej szyja była krwawą miazgą.
A: Gdzie jest Ivan? Nie byłaś z nim wcześniej? Musimy go znaleźć zanim zwęszy zapach krwi i wyczuje panikę w tym pokoju.
E: Zimny dreszcz przeszedł w dół moich pleców. Wszystko stawało się teraz jasne.
E: Tak naprawdę nie miałam żadnego dowodu, że Ivan wyszedł przez korytarz. Salon miał drzwi prowadzące do innych pokoi.
E: W tym do Saloniku.
[ZAKOŃCZ ODCINEK]


Przetłumaczone Rozdziały

Prolog
Prolog
Aaron
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IX
Beliath
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X
Ethan
Ścieżka czeka na swoją premierę
Ivan
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X
Raphael
Rozdział IRozdział IIRozdział III
Vladimir
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X



Polecamy przy czytaniu skorzystać z opcji Reader View.