Hej!
Tłumaczenie powstaje na podstawie nagrania z discorda ML. EDIT: Skończone! UWAGA: Rozwijana lista z tłumaczeniami na górze strony tymczasowo nie jest aktualizowana, ale spokojnie, wszystkie linki znajdziecie na dole każdego wpisu z tłumaczeniem, po kliknięciu na rubrykę "Rozdziały". Przepraszam za utrudnienia! <3
Standardowo parę uwag na początek: 1. to nie jest solucja, 2. tłumaczenie jest kompletnie amatorskie, także mogą się w nim trafić drobne błędy, czy jakiś niefortunny dobór słów 3. zastrzegam sobie prawo lekkiej modyfikacji zdania, jeśli uznam, że napisane inaczej wyraża to samo co oryginał, ale lepiej brzmi po polsku.

Mała legenda:[]
- informacje, gdzie jesteśmy, co się dzieje na ekranie -
[moje uwagi do tłumaczenia, ewentualnie śmieszki]
Jak nie będę pewna, jaka forma tłumaczenia jest najbardziej akuratna, drugą umieszczę obok po /.


- jesteśmy w Miasteczku -
E: Co się ze mną dzieje?
E: Musiałam zadać sobie to pytanie z tysiąc razy od czasu, gdy Beliath mnie ugryzł i przemienił w swój Kielich. Zadawałam je sobie raz po raz, mając obsesyjną potrzebę zracjonalizowania sobie mojej sytuacji i usunięcia z niej nadnaturalnych aspektów, przed stopniowym zaakceptowaniem rzeczywistości. Zaakceptowaniem z czym się wiązała. [to dopiero druga linijka i ja już mam jej dość]
E: Zadawałam sobie to pytanie także dzisiaj, ale nabrało ono zupełnie innego wydźwięku.
E: Co takiego się ze mną działo, na litość boską, że zaczęłam wyczekiwać ugryzień Beliatha? Że tak się zachowałam zeszłej nocy?
E: Oczywiście miałam parę odpowiedzi. To był ten rodzaj odpowiedzi, których wypowiedzenia na głos się unika, ale się o nich wie w głębi serca. Odpowiedzi, które szeptały o tym, z jakim trudem przez całe życie przychodziło mi nawiązanie mocnych przyjaźni, znalezienie wsparcia i pomocy... [mam wrażenie, że niektóre przemyślenia Eloise czasem wpadają do linijek tylko dlatego, bo ze wszystkich miejsc gdzie nie pasowały, akurat w nich nie pasowały najmniej]
E: Beliath był wygadanym typem, który uważał mnie za swoją własność, ale... zaczynałam się do niego przywiązywać.
E: I to pytanie znowu do mnie wracało i płonęło w moim mózgu...
E: Co się ze mną dzieje?
E: I mogłabym to roztrząsać szczególnie dziś wieczorem, w ciemnym zakątku Miasteczka, starając się nie wychylać, by nie zostać zauważoną.
E: (Pora spojrzeć na pozytywną/jasną stronę tej sytuacji - czuję się tak żałośnie, że jeśli nie pogodzę się z moim uczuciem względem Beliatha po tym, co dzisiaj zamierzam sprawdzić/odkryć, to najprawdopodobniej rozprawię się z nim przez wstyd.)
E: (Na litość boską, to jest moje miasto, nie powinnam się w nim chować jak jakiś były więzień. A to wszystko przez niego.)
E: (I przez moją głupotę.)
E: Moje policzki zapłonęły, gdy wróciłam myślami do naszego ostatniego wieczoru. Nie przespałam się z Beliathem... ale byłam niebezpiecznie blisko krawędzi i miałam ochotę się z niej zrzucić.
E: I miałam problem z ustaleniem, co było tego prawdziwym powodem. Ja... czy ugryzienie przez Beliatha?
E: (Coś jest z tymi ugryzieniami. Nigdy nie lubiłam bólu/ranienia się, więc dlaczego miałabym teraz to polubić? Jak ja mogę je lubić? [w sensie ugryzienia] Wyczekiwać ich?
E: (Zaczynałam wykształcać sobie syndrom sztokholmski, czy co? Muszę przestać. Nie mogę stać się taka, jak te dziewczyny z wiadomości, które przywiązywały się do swoich porywaczy. Nie jestem taka.)
E: (I dlatego właśnie śledziłam go... By się na niego oburzyć i wyrzucić z mojej głowy... Ugh... nie spodziewałam się, że rok, w którym miałam pójść na swoje, będzie tak wyglądał.)
E: Mój najnowszy błyskotliwy pomysł polegał na śledzeniu Beliatha podczas jednej z jego nocnych eskapad, żeby sobie przypomnieć, że nie jest dobrym gościem, ba, nie jest nawet miły. Istniała spora szansa, że próbowałby mnie zmiękczyć, by móc dostać coś więcej jak same ugryzienia, gdybym tylko całkiem zignorowała jego reputację i to, co inni mi tłumaczyli...
E: To Vladimir dał mi nową informację, gdy dzień po mojej kolacji z Beliathem, wreszcie oddałam mu jego książki...
- tak jakby wracamy do przeszłości i rozmowy z Vladimirem w bibliotece -
V: Myśląc, że spotkam cię zeszłej nocy, wybrałem dla ciebie parę książek. Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku.
E: (O rany... jak ja mam na to odpowiedzieć, biorąc pod uwagę, co się wydarzyło? Ugh!)
- tu jest wybór, ile chcemy zdradzić o minionej nocy -
E: (Cóż, biorąc pod uwagę napięcie między Beliathem i Vladimirem, nie ma sensu wyznawać wszystkiego, co się wydarzyło... ale przynajmniej mogę przyznać, że coś się stało.)
E: Tak, wszystko w porządku... Zamierzałam przyjść do Biblioteki, ale przeszkodził mi w tym Beliath.
V: Nie powinno mnie to dziwić...
E: (Reakcja Vladimira naprawdę mnie nie zdziwiła... Zdążyłam zauważyć, że nie zawsze cenił Beliatha i to ze wzajemnością.)
V: Mam nadzieję, że nie zmusił cię do znoszenia jego towarzystwa. Beliath potrafi być niezwykle natrętny, gdy coś mu przyjdzie do głowy i ma problem z pohamowaniem się... Zazwyczaj mi to nie przeszkadza, ale ty jesteś Kielichem. Jego Kielichem...
V: Jeśli cię nie szanuje, to obawiam się, do czego to może doprowadzić.
E: Wiesz, myślę, że się domyślił, że ze mną sprawy będą znacznie bardziej skomplikowane.
V: Więc pewnie już próbował cię uwieść. Nie wiem, czy na to odpowiedziałaś i tak właściwie to nie moja sprawa, ale myślę, że moim obowiązkiem jest cię ostrzec przed charakterem Beliatha.
E: W jednej chwili zacisnęłam szczęki. Zanim przejdziemy dalej, musiałam zadać pytanie, które właśnie przecięło mój umysł jak kometa nocne niebo. [drugie zdanie to moja luźna interpretacja bo dosłowna metafora Eloise wydała mi się trochę trafiona jak kulą w płot... ofc, mogłam też pani połetki nie zrozumieć]
E: Co to znaczy? Wiem, że Beliath jest niezłym uwodzicielem, ale naprawdę... do tego stopnia?
V: Jak się domyślam, musisz być już tego świadoma, ale nazwijmy rzecz po imieniu: Beliath jest znanym kobieciarzem. Jest tylko jeden powód jego wypadów, który zawsze łączy się z krótką spódniczką i ładnym uśmiechem.
E: Poczułam ścisk/ciężar w trzewiach... ale zacisnęłam zęby, żeby tego nie okazać.
E: Och... Więc to dlatego tak często wychodzi...
V: Wszyscy musimy bardziej lub mniej regularnie wychodzić, by zdobyć pożywienie. W szczególnych sytuacjach, tak jak w przypadku Ivana, Aaron może przyjść z pomocą.
V: Co do Beliatha, i czasem Ethana... ich styl jest inny.
E: Styl pijanego otępienia? [uwaga tu będzie hermetyczny żart: to brzmi jak styl walki pijanego mistrza z D&D xD]
E: (Tylko pomyśleć, że ten cholerny hipokryta mówił o szczególnym smaku mojej krwi po upojeniu winem... Nic dziwnego, że to lubi, jeśli jest przyzwyczajony do upijania swoich ofiar.) [czy upijanie swoich ofiar, żeby ich krew miała procenty, może być przejawem alkoholizmu?]
V: Nie do tego stopnia. Beliath nie jest typem gościa, który traci samokontrolę. Ma imponującą kontrolę, gdy chodzi o jego własne ograniczenia.
E: (Ta, ale ograniczenia innych ludzi, huh...)
E: Po spędzonym wspólnie wieczorze ta rozmowa była jak cios w twarz. Oczywiście, że zwróciłam uwagę na temperament Don Juana u Beliatha i na jego regularne wyjścia. Ale z łatwowierności i braku uwagi, albo czego tam jeszcze... Nie połączyłam tych dwóch faktów.
E: Nagle zrozumiałam, że byłam niewątpliwie daleka od bycia jedynym źródłem pożywienia dla Beliatha. Najprawdopodobniej spędzał noce poza rezydencją w lepszym towarzystwie...
E: (Więc czym była poprzednia noc? Wypadkiem? Szczerym zacieśnieniem relacji? Pomyśleć, że...)
E: (Nie mogę w to uwierzyć...)
V: Eloise? Czy wszystko w porządku? Wyglądasz na wstrząśniętą. Chyba nie robiłaś sobie zbyt wielkich nadziei względem Beliatha? Wiem, że jest między wami więź, ale...
- tu mamy wybór jak chcemy ująć to, co nam chodzi po głowie -
E: Cóż... miałam nadzieję, że przynajmniej zaczynamy lepiej się rozumieć nawzajem. Że sprawy między nami się polepszają. Ale zastanawiam się, czy był szczery...
V: Och,... Niestety nie potrafię ci na to odpowiedzieć. Beliath i ja czasem potrafimy być blisko...
E: (No to jest zaskakujące. Nie było tego widać od kiedy przybyłam do rezydencji.)
V: ... ale już zrezygnowałem z prób zrozumienia jego gierek z kobietami.
E: Z tego powodu on wychodzi częściej niż pozostali z was, czyż nie? Czy wy nie macie podobnego zapotrzebowania na krew?
V: To zależy. Zazwyczaj mówi się, że im wampir jest starszy, tym mniej potrzebuje karmić się krwią, w przeciwieństwie do młodych wampirów, które potrzebują mnóstwa krwi, by przetrwać.
E: (Najprawdopodobnie to właśnie wyjaśnia, dlaczego oni wspominali o nieproporcjonalnym głodzie krwi u Ivana...) [dobrze, że to powiedziałaś, bez tej linijki prawdopodobnie bym tego nie załapała][takie puste linijki wkurzają mnie najbardziej]
V: Ale ogółem, wszyscy polujemy mniej więcej podobnie, z wyjątkiem Beliatha, który faktycznie jest bardziej "chciwy". Ma kilka... szczególnych cech charakteru, ale nie do mnie należy opowiedzenie ci o nich.
- zaciemnia się obraz -
E: Po tym zmieniliśmy temat z powrotem na książki, ale nie potrafiłam wyrzucić z głowy tego, o czym się dowiedziałam.
- jesteśmy z powrotem w Miasteczku -
E: Albo to uczucie zazdrości się we mnie rozgościło. I sprawiło, że jeszcze bardziej się wściekłam za to, co właśnie odkryłam. Tym bardziej się wściekłam... od kiedy byłam świadoma uczucia zranienia. [ja wiem, że tok myśli w głowie jest średnio składny, ale Eloise już z tym przesadza]
E: (Po prostu świetnie, zgrywałam twardą i powtarzałam sobie, żeby się ogarnąć, a ostatecznie i tak poddałam się jego zalotom jak totalny ptasi móżdżek, gdy tylko zrobił się trochę miły.)
E: (Musiał mnie zmanipulować i bez walki wpadłam prosto w jego pułapkę.)
E: (Przynajmniej nie zrobiłam czegoś szczególnego, by go zadowolić... moja duma nie została całkowicie pogrzebana...)
E: (Zaczyna się robić późno, kiedy on zamierza się wreszcie ruszyć?)
E: Noc na szczęście była łagodna, ale nie czułam się komfortowo. Szczególnie po mojej ostatniej wyprawie do Miasteczka, mimo że dobrze znałam tę okolicę.
E: Gdziekolwiek poszłam, stopniowo obecność Beliatha ogarniała każdą część mojego istnienia, jak ciężki łańcuch, do którego nie miałam klucza. Na razie nie.
E: (Och, wreszcie się ruszył! Szybko, zanim zgubię jego trop!)
E: Jak tylko dotarłam do Miasteczka, to szybko znalazłam Beliatha. Siedział w kawiarni przy deptaku, w której wyraźnie był stałym gościem. Najwyraźniej już zaczął łowy, bo zobaczyłam, że opuszcza to miejsce w towarzystwie dwóch młodych kobiet. Wyglądały... oszałamiająco.
E: Już ich nie cierpiałam. [hahahaha, to prawdopodobnie najlepszy tekst Eloise ever xD]
E: (Skup się na chwilę, już wystarczy. Rusz się i podążaj za nim!)
- pojawia się tło ulicy przed Moondance -
E: (Zatrzymali się nieco dalej, o tam... Jest tam tłoczno... i widać wielki neonowy napis.)
E: "Moondance".
E: [tutaj jest opis, na którego tłumaczeniu poległam, ale z grubsza to jest kontynuacja poprzedniej linijki i że tak właśnie mówił napis, wyróżniający się na tle ulicy]. Głośna muzyka sprawiała, że wszystko w okolicy lekko wibrowało w rytmie basów, słyszanych przez regularnie otwierające i zamykające się drzwi. [sąsiedzi na pewno są za-chwy-ce-ni]
E: Już nie musiałam ukrywać swojej obecności. Prawdopodobnie jako stałemu bywalcowi, Beliathowi zajęło tylko chwilę dotarcie do ochroniarza/bramkarza, porozmawianie z nim... i przejście przez drzwi, w towarzystwie uwieszonych mu na ramionach dwóch kobiet.
E: (Czy on wszedł, tak po prostu...?)
E: (Nigdy nie byłam w takim miejscu, ba, jeszcze miesiąc temu byłam na to za młoda. Mogłam pomyśleć o tym wcześniej.)
E: Moje niezdecydowanie mnie irytowało. Może to głupie, ale nie czułam się zbyt komfortowo z myślą, że miałabym wejść do klubu. Zawsze mi się to kojarzyło z łamaniem zasad i teraz, kiedy już miałam prawo by tam wejść, to nie mogłam się zdecydować, jak się do tego zabrać.
E: Wcześniej oślepiona wściekłością ruszyłam za Beliathem bez zastanowienia. Musiałam teraz wyglądać głupio.
???: Co za niespodzianka, myszka opuściła klatkę, żeby podążyć za kotami? [Eloise jeszcze tego nie wie, ale to Ethan]
E: Pojawiły się ręce, które otoczyły moją talię. Odskoczyłam z krzykiem, odpychając mojego napastnika.
E: Ethan?!
Et: We własnej osobie. Wybacz, ale z naszej dwójki to ja powinienem być bardziej zdziwiony tym, że cię tu widzę... Co u diabła tu robisz? Nie powinnaś być w rezydencji?
E: (Prawda, on i Beliath bywają w tych samych miejscach, zapomniałam o tym.)
- tu mamy wybór czy się przyznać, dlaczego tu jesteśmy albo nie -
E: (Nieważne, co się stanie i tak mam przerąbane. Na pewno się domyślił, dlaczego tu jestem.)
E: Ponieważ Beliath tam jest, w rezydencji?
Et: Och, tak właśnie myślałem. Więc bingo, nie możesz tak bez Beliatha, więc chciałaś iść za nim gdziekolwiek? Klasyka.
E: Nie, w ogóle! Zresztą, to moja sprawa, chciałam sprawdzić, gdzie idzie...
Et: Jeśli nie masz nic przeciwko, to czy mogę zadać ci pytanie?
E: I tak je zadasz. To o co chodzi?
Et: Haha, prawda. Czy w swoim świetnym planie, mądralo, uwzględniłaś jak się dostaniesz bez zaproszenia do klubu z selekcją i czy pomyślałaś o odpowiednich ubraniach, by przejść przez bramkarza?
E: Zaczerwieniłam się. Moje ubranie w ogóle nie pasowało do ubrań wszystkich stojących tutaj w okolicy. Zaraz jednak ponownie rozważyłam sprawę. Dlaczego Ethan miał być lepszy ode mnie, skoro sam nie zmienił ubrań? [no nie wiem, może to dlatego, że jest już stałym bywalcem i jakby chciał, to pewnie mógłby nawet wejść w stroju Borata?]
E: A w takim razie co z tobą?
Et: Od wieków mam już uprzywilejowany wstęp do tego klubu. No i zacznijmy od tego, że wiem, jak używać moich mocy.
E: Więc obiektywnie, skoro ja nie mam żadnych [mocy], to nie mam szans na dostanie się do środka?
Et: Kto powiedział, że nie masz? Jesteś Kielichem. Bez stawania się wampirem otrzymałaś kilka drobnych, użytecznych cech... ale najpierw musisz przestać być taka ograniczona i uparta odnośnie swojego stanu.
E: Co?!
E: Zanim zdążyłam zapytać o więcej, Ethan nagle pociągnął w kierunku tłumu. Otoczył ręką moje ramiona i poprowadził bez ostrzeżenia.
Et: Chodź, skoro jestem miły i czuję, że będzie z tego kupa śmiechu, to idziesz dzisiaj ze mną. Chcę zobaczyć, jaka jesteś odważna.
E: Ale...
Et: Masz jakiś inny wybór? Może wolisz tu stać i marznąć aż Beliath wyjdzie? Jeśli w ogóle wyjdzie... Często zostajemy tu na całą noc.
E: (Mam ochotę go zabić, ale ma rację. Nie mam wyboru.)
Et: A poza tym, z tymi ubraniami...
E: Tak, tak, załapałam. Chcesz przedstawienia, więc zamierzam ci je dać, to naprawdę subtelne. Więc, idziemy?
Et: Hej, jeśli będziesz miała taki cięty język przez cały wieczór, to może nawet pomyślę, że twoje istnienie jest cokolwiek warte.
Et: Więc, teraz się uśmiechnij i wyglądaj na podekscytowaną byciem ze mną, dobrze?
E: Tak jak te laski, które Beliath zaprowadził do klubu?
Et: Uch, czyżbyś mogła być zazdrosna? Mam nadzieję, że na niego wpadniemy, to sobie wezmę drinka i coś do jedzenia, by się lepiej przy tym bawić!
E: (Świr.)
E: Spięłam się, gdy Ethan bez skrępowania zaczął się prześlizgiwać przez tłum i odpychać ludzi w kolejce, którzy posyłali nam paskudne spojrzenia i wyzywali nas. Skurczyłam się w sobie, co nie umknęło Ethanowi.
Et: Boisz się?
- tu mamy wybór, co powiedzieć -
E: Czy musisz się tak przebijać, jak pług śnieżny w dniu otwarciu stoku?
Et: Och, a czego się spodziewałaś, lubię pokazywać zwykłym śmiertelnikom, że nie mają szans ze mną wygrać.
E: (Tak właściwie to przy Ethanie Beliath mógł sprawiać wrażenie dobrego gościa. Nic dziwnego, że się dobrze dogadują.)
Et: Hej, Gaston!
E: (Gaston? Czy ten bramkarz naprawdę nazywa się Gaston?) [mógłby się nazywać i Grzmich*j, nic ci do tego, lol]
E: Na szczęście dla mnie, budowa tak zwanego bramkarza zdławiła moją chęć zaśmiania się z tego staromodnego imienia. Z tego powodu przypominał mi pewnego bardzo znanego Gastona... [jakby ktoś nie załapał, to prawdopodobnie chodzi o tego z Pięknej i Bestii]
G: Ach, to ty, Ethan. Masz już nową laskę? Nie wiem jak ty i Beliath dajecie radę nieustannie podrywać nowe, musieliście już przejść przez całą żeńską populację Miasteczka.
Et: Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo to jest prawdziwe.
E: (Tak subtelnie, dystyngowanie i elegancko... najwidoczniej przepakowany testosteronem humor zawsze działał.)
G: Ta jednak nie wygląda na zadowoloną. Jesteś pewien, że dzisiaj to dostaniesz? [w sensie, Gaston chyba się martwi, czy kolega na pewno dzisiaj zamoczy]
Et: Jest po prostu nieśmiała. Widzisz, nigdy tutaj nie była... a tym bardziej z takim facetem jak ja, przez co jest taka czerwona i zakłopotana! [ew. końcówka może też oznaczać, że Ethan ją tak rozgrzeje, nie jestem pewna xD]
E: I wraz z tą gustowną uwagą, Ethan dał mi głośnego klapsa w tyłek, po którym nastąpił władczyk śmiech. [tak się zastanawiam, jak może brzmieć władczy śmiech... to coś w stylu "mwahaha" czy raczej "huehuehue"?]
E: (Co do?!)
- tu mamy wybór, jak chcemy na to zareagować -
E: (Czy naprawdę ma mnie za biednego, przerażonego półgłówka?)
E: Z wielkim, wyćwiczonym uśmiechem, wymierzyłam w tyłek Ethana mocnego klapsa, sprawiając, że się odwrócił, mając oczy szeroko otwarte ze zdziwienia.
E: A więc? Nie jesteś przyzwyczajony do tego, mój drogi? W takich ciasnych dżinsach, obstawiam że nie tylko kobiety ci je dają.
Et: Co do... Hej, nie myśl sobie, ja się nie bawię w takie rzeczy!
G: Hej, odwołuję to, co powiedziałem, Ethan. Znalazłeś laskę pełną energii. Chodźcie, możecie wejść. Bawimy się tu dobrze, ale to w środku naprawdę zaczyna się zabawa. Bawcie się dobrze.
E: Wreszcie gość zbudowany jak czołg wpuścił nas do środka, wypuszczając na zewnątrz krzyczącą i potykającą się grupkę, otoczoną tak mocnym zapachem alkoholu, że mogłabym przysiąc, że widziałam go w formie aureoli.
Et: Mała, zobaczysz teraz inną stronę nocnego życia... i to jest o wiele lepsze od tego, co się dzieje w rezydencji!
- wchodzimy do Moondance -
E: (Wow. To jest... wow.)
E: Nie wiedziałam, w którą stronę się odwrócić. Czułam się, jakby na raz zostały przytłoczone wszystkie moje zmysły. Muzyka przenikała przez moje kości, buczała w całym moim ciele i czaszce niczym w gigantycznym pudle rezonansowym.
E: Moje oczy przyzwyczaiły się do nasyconych, fluorescencyjnych świateł, które tworzyły niesamowitą atmosferę. Nosem wyczuwałam zbyt wiele oparów alkoholu, by móc je rozróżnić, ale były tak intensywne, że niemal czułam je na języku.
E: To było... nie do opisania.
Et: Nieźle, co? Co powiesz, mała? Było warto się trochę wysilić...
- tu jest wybór -
E: Nic nie było warte obmacania mojego tyłka przez ciebie, ale przyznaję, że jest tu dość niesamowicie!
Et: Och, idealnie. Wychodzi na to, że ty i Beliath macie ze sobą trochę wspólnego.
E: (Za każdym razem, gdy mówi o mnie, wspomina również o Beliacie...) [Aarona z piątego odcinka Włodka i tak raczej nie przebije XD]
E: (I tak przy okazji... to gdzie on jest?)
- tu mamy wybór, jak bardzo chcemy otwarcie się zachowywać przy Ethanie w kwestii Beliatha -
E: (W każdym razie Ethan na pewno się zorientował, dlaczego tu przyszłam, więc nie ma co zgrywać niewiniątka.)
E: (Gdzie on może być?)
E: (Pije w loży? Albo tańczy na parkiecie, flirtuje z tamtymi dziewczynami?)
E: Hmm... jak tylko sobie przypomniałam ich twarze, to zalała mnie fala wściekłości.
Et: Czy wyciągasz tak szyję w poszukiwaniu królowej nocy? Wyluzuj, prędzej czy później na niego trafimy, bo ten klub nie jest znowu aż tak wielki. Zamiast tego lepiej chodźmy się napić, pierwszy drink na mój koszt.
E: W porządku, prowadź... ale nic mocnego, ok?
Et: Taki jest plan. Nie zamierzam cię upijać, bo to mogłoby się skończyć na tym, że musiałbym w damskiej toalecie przytrzymać ci włosy na czas wymiotowania.
Et: Podstawowa zasada: jeśli masz słabą głowę do alkoholu, to nie przesadzaj z nim.
E: Brzmisz całkiem rozsądnie, gdy tak mówisz...
Et: Po latach walenia wódy, kochanie, nazywają mnie dumnym Generałem Kolejek. Posadź tutaj swój tyłek, to będziesz miała lepszy widok, by szukać twojego wampira.
E: Mimo to zacisnęłam zęby, gdy siadałam. Ten wieczór układał się o wiele lepiej niż się spodziewałam i cieszyłam się tym, że nie byłam sama, ale nie mogłam zapomnieć, co mnie zmotywowało do przyjścia tutaj... i nie byłam z tego dumna. [z motywu, a nie z niezapominania]
E: Bez przekonania przypatrywałam się tłumowi, nie spiesząc się już z zobaczeniem tego, po co tu przyszłam.... i to mnie przerażało tak bardzo, że czułam się chora. [ale nie jestem pewna, która część zdania tak naprawdę ją przeraża xD]
Et: Proszę bardzo, dwa drinki, by uczcić twój pierwszy szalony wieczór. Za ciebie, mała!
E: Potrzebowałam jednego drinka albo dwóch, żeby nabrać odwagi do poszukiwania Beliatha. Po wzniesieniu toastu z Ethanem, dyskretnie powąchałam drinka, po czym ostrożnie zamoczyłam w nim usta.
E: Wraz z goryczką typową dla alkoholu, czułam przyjemne owocowe nuty. [to ma być drink czy owocowe piwo?] Natychmiast przełknęłam jeden łyk, a potem przed odstawieniem szklanki na stół wzięłam jeszcze jeden, gdy Ethan spojrzał na mnie kpiąco.
Et: Mówiłem ci, żebyś mi zaufała, czyż nie? Amatorka!
E: Prawda, nigdy nie próbowałam czegoś takiego jak to! Co w tym jest?
Et: Liczi, marakuja, mango i trochę wódki. Nie ma co zaczynać na ostro, co nie?
E: Obserwowałam Ethana. Miałam go za nonszalanckiego, agresywnego drania. Zobaczenie go w innym świetle... zachowującego się tak normalnie, było dość zaskakujące.
- tu mamy wybór, w jaki sposób chcemy wyrazić swoje zdziwienie -
E: To zabawne, ale nie myślałam, że możesz być taki. W rezydencji rozmawiałeś ze mną inaczej. Myślałam... że nie możesz mnie znieść.
Et: Masz rację. Nie mogłem cię znieść, kiedy przybyłaś. Gdyby to zależało tylko ode mnie, to byłbym za tym, żeby cię wykopać i dać ci umrzeć.
E: (Ok... Nie spodziewałam się aż tak bezpośredniej odpowiedzi...)
Et: Nie rób takiej miny, bo to nie chodzi o ciebie. Zachowywałbym się tak samo w stosunku do każdej innej osoby. Jesteś już tutaj miesiąc, Ivan też się zaczął do ciebie przyzwyczajać, a ty dołączyłaś do stałego wyposażenia rezydencji... [Ethan serio tu używa słowa, które oznacza "stałe wyposażenie" XD chodzi oczywiście o to, że Eloise po prostu się zadomowiła] Widzisz? Jakoś sobie radzimy.
E: Czy to oznacza, że już mnie nie nienawidzisz?
Et: Jeśli chcesz tak na to patrzeć, w porządku. To jednak nie oznacza, że będę dla ciebie miły w rezydencji, łapiesz? Nie nazywam się Raphael i nie jestem twoim przyjacielem. Ale nie zamierzam cię trzymać w zamknięciu.
E: Cóż za zaszczyt, to prawie jak deklaracja przyjaźni. To nawet zasługuje na jeszcze jednego drinka.
Et: Kim ja jestem, by zatrzymywać młodą kobietę na drodze ku pijaństwu? W porządku, kupię ci następnego, ale potem bądź ostrożna. Nie krępowanie się niczym jest fajne, ale lepiej nie skończyć z głową w muszli klozetowej. Najpierw skończ pierwszego.
E: Nie mogłam się powstrzymać przed uśmiechnięciem się po tej nieco ojcowskiej uwadze. Może i Ethan po powrocie do rezydencji będzie znowu nieprzyjemny, ale jego imprezowa wersja była całkiem miła. Czy tak samo było z Beliathem?
E: (Hmm... na ten moment wolę jednak myśleć o czymś innym... Równie dobrze możemy poznać się trochę lepiej, bo nadal potrzebowałam trochę czasu.) [w sensie, by się przygotować na konfrontację z Beliathem]
E: Tak przy okazji, Ethan, totalnie nic o tobie nie wiem... Nie masz nic przeciwko, by coś o sobie opowiedzieć?
Et: Wow, kiedy jest się facetem, to jest właśnie to, co należy powiedzieć, jeśli chce się u kogoś zapunktować, wiesz o tym? Nic nie działa lepiej niż pozwolenie, by ktoś mógł mówić osobie. Poważnie, czy to ze mną chciałabyś flirtować?
E: Co, nie! Jestem po prostu ciekawa. I wiesz, że zgrywanie tajemniczego to stara technika, która jest dość niefajna?
Et: Nieprawda, to świetnie działa. Ale w każdym razie możesz zgadywać.
E: Nie wiem... po twoich jasnych włosach zgaduję, że musisz pochodzić z północy. [sorry, Północy]
Et: Och, niezły strzał, ale pudło. Moje włosy rozjaśniły się z zupełnie innego powodu. I uprzedzając, to nie dlatego, że jestem starym piernikiem. Jestem zaraz po Ivanie pod względem wieku w rezydencji i tak mi pasuje. [ale nie jestem pewna, czy mu pasuje ten kolor włosów, czy to, że jest drugi najmłodszy w rezydencji XD]
E: Och, naprawdę?
- tu mamy wybór, czy chcemy zapytać o Beliatha czy Ivana -
E: ... a czy zawsze dobrze się dogadywałeś z Beliathem?
Et: Na początku nie za bardzo. Byłem gorszy nawet od Ivana. Byłem tak krnąbrny, że to Beliath, nie wiedzieć czemu, zajął się "wychowywaniem" mnie. Jemu jako jedynemu udało się uporać z moją... specyfiką. Aaron był nieskuteczny, zbyt brutalny. A ja wariowałem.
E: (Cóż... to mi przypomina o innych jego aspektach... w zależności od sytuacji jest taki różny. Tak jakby stawiał ścianę, by trzymać wszystkich na dystans.) [yyy... tu chyba ma na myśli Beliatha; jeżu, jak ja nie cierpię tego, jak niedbale jest prowadzona narracja]
E: (W tym wszystkim, który z Beliathów jest tym "prawdziwym"? Co sprawia, że tak się zachowuje? Ethan pewnie wie...)
E: Ethan... skoro już mowa o Beliacie...
Et: Cóż, spójrz tam! Tam, na parkiecie, nieopodal loży.
E: Odwróciłam się tak nagle, że nieco alkoholu wylało się z mojej szklanki i poleciało na Ethana, który jęknął w proteście, ale ledwie go słyszałam.
E: Beliath tańczył w rytm muzyki, która właśnie się zaczęła, z przepiękną kobietą, nachyloną w jego stronę. [dobrze, że Eloise sprecyzowała, że tańczą do aktualnie granej muzyki, bo bez tego pomyślałabym, że jednak tańczą w innym rytmie] Jego jasna koszula i ciemne włosy wyróżniały się z tłumu i zauważyłam, że patrzyło na nich wielu tańczących w pobliżu.
Et: Ugh, uważaj, Vlad będzie narzekał, jak wrócimy cuchnąc jak gorzelnia!
E: Przepraszam...
Et: Cóż, w każdym razie znaleźliśmy go. Jednak będziesz musiała łokciami sobie utorować drogę, jeśli chcesz do niego dotrzeć, czy z nim zatańczyć. Zawsze jest ten kłopot, gdy przychodzimy tu potańczyć.
E: Dlaczego? Wiem, że powinien być czarujący, ale nie aż tak, by doszło do zamieszek.
Et: To nie tak. Wampiry mają "pasywną" umiejętność przyciągania ludzkiej uwagi. Jesteśmy stworzeni do tego, by oczarowywać i przyciągać ludzi, bo są źródłem naszej żywotności i potęgi.
Et: To ma też złe strony... poświęcamy sporo czasu usuwaniu wspomnień o nas u dziewczyn, które spotkaliśmy.
E: Czy to... jedna z waszych najważniejszych mocy?
Et: Tak i jest całkiem praktyczna, inaczej wyobraź sobie, jaki byłby bałagan, gdybyśmy musieli wymazywać nasze ślady za każdym razem, gdy kogoś ugryziemy. [yyy... mam wrażenie, że się pogubiłam, bo czy dopiero co nie przyznał, że właśnie to robią i poświęcają temu czas? xD przeczytałam tych parę linijek kilkukronie, próbując to różnie interpretować i za każdym razem wychodziło mi to, co napisałam; dopuszczam jednak możliwość, że coś źle zrozumiałam, także tłumaczenie niepewne]
E: I dlaczego to zawsze są kobiety? Po co je w ogóle podrywać? Zawsze możesz kogoś podstawić pod ścianą i się nakarmić.
Et: Tak robią inni. Beliath i ja jesteśmy z innej gliny. Dla nas nie ma przyjemności bez wcześniejszego podniecenia. I powinnaś się do tego przyzwyczaić u Beliatha, mała. Udało mu się cię podejść, co? [w sensie poderwać] Jesteś urocza, więc nie jestem zdziwiony, ale nigdy nie będzie dla ciebie na wyłączość.
- tu mamy do wyboru w jaki sposób chcemy się na niego oburzyć -
E: Z tego co pamiętam, to nie pytałam cię o zdanie.
Et: Och czyżbym trafił w czuły punkt trochę zbyt mocno? Przepraszam, jeśli cię to denerwuje, ale taka jest prawda. Jeśli będziesz myślała, że jesteś kimś, kim nie jesteś, to będziesz cierpieć. Dla Beliatha jesteś jedynie trochę uleszonym człowiekiem i tak to już będzie.
Et: Jeśli Beliath niczego nie poczuł do żadnej z tych dziewczyn, które poznał w Miasteczku i okolicach przez ostanie osiemnaście lat, to dlaczego miałoby być inaczej w twoim przypadku? [wow, Rafcio nie żartował z tym, że Beliatha poznały wszystkie kobiety w promieniu pięćdziesięciu mil XD][jakby się tak zastanowić, to Beliath już rwał dwa pokolenia okolicznych kobiet XD]
E: Niestety, miałam przed oczami rażący dowód na to, co Ethan mówił, nawet jeśli uznawałam jego słowa za wyjątkowo dosadne i brutalne. Nie mogłam już oderwać wzroku od parkietu.
E: Najnowszy podbój Beliatha promieniał. [licznik Geigera aż trzeszczy] Czarująco i niczym kocica idealnie odpowiadała na kołyszące się przy niej ciało wampira, na jego dłonie spoczywające na jej talii i na jego drapieżny uśmiech.
E: W jego zachowaniu nie było ani śladu irytacji czy pogardy. Wykorzystywał wszystkie swoje atuty.
E: Nie miałam wątpliwości, co między nimi się wydarzy jako następne.
E: Byłam zdziwiona, gdy Ethan postawił przede mną następnego drinka z zaskakującym uśmiechem na ustach. Z uśmiechem, który wydawał się... współczujący.
Et: Cóż, powiedziałem, że nie więcej jak dwa drinki, ale biorąc pod uwagę twój wyraz twarzy, zasługujesz na następny. [albo mnie coś ominęło, albo Eloise jeszcze nawet nie wypiła pierwszego]
E: I czym sobie zasłużyłam na taką nagłą troskę? Byciem "ograniczonym" człowiekiem?
Et: Może i moje serce bije dzięki krwi innych, ale to nie sprawia, że jest niewrażliwe. Musiałbym być cholernym draniem, żeby nie rozumieć, jak to jest być... zawiedzionym, kiedy się miało na coś nadzieję.
- tu jest wybór jak zareagować na słowa Ethana -
E: Czy mówisz tak, bo tobie też to się przytrafiło?
Et: Prawdopodobnie tak jak wszystkim biednym śmiertelnikom na świecie. Ale tak czy siak, nawet jeśli od tamtego czasu stałem się prawdziwym dupkiem, to nigdy nie udało mi się o tym zapomnieć.
E: Wątpię, by Beliath kiedykolwiek tego doświadczył.
Et: Więc weź łyka, a poczujesz się lepiej. I przestań się tym zadręczać, bo tylko będziesz bardziej cierpieć.
E: Próbowałam pójść za jego radą, biorąc spory łyk owocowego drinka, ale mój wzrok ciągle wracał na parkiet, tak jakby był przywiązany do obecności Beliatha, wyróżniającej się jak latarnia morska w ciemności. Nie obchodziło mnie, czy to była wina jego wampirycznej aury, naszej więzi czy bałaganu w moich uczuciach... ale nie potrafiłam z tym walczyć.
E: Nagle zakrztusiłam się mocno i niemal spadłam z krzesła. Mój żołądek zdawał się zmienić w ziejącą dziurę. [już to pisałam, ale okropnie mnie drażni ta fiksacja bohaterki na flakach]
E: Dłonie kobiety przeczesywały gęste włosy Beliatha, jej ciało przywarło do niego i całowała go namiętnie. To było tak, jakby na raz zgasło światło i wyłączyła się muzyka, i moje pole widzenia ograniczyło się jedynie do tej przytulonej pary i emanującego z niej cieszenia się chwilą.
E: Zacisnęłam dłoń na mojej szklance. Dłoń Ethana przykryła moją, odciągając mnie tym od widowiska na parkiecie. Szumiało mi w uszach.
Et: Nie powinnaś tego trzymać tak mocno, jesteś Kielichem, więc jesteś teraz silniejsza. Byłaby szkoda, gdybyś zmiażdżyła tę szklankę i rozlałaby się wszędzie krew. I... powinnaś przestać na nich patrzeć.
E: Ale pomimo tego, co powiedział Ethan, gotowałam się w środku. Musiałam coś zrobić. Cokolwiek. Nie mogłam już dłużej wysiedzieć na tym krześle.
- tu jest wybór, jak ma zachować się Eloise i ku mojej radości, na filmiku padł najfajniejszy wybór XD -
E: Ethan, zatańcz ze mną.
Et: Hę? Mówisz poważnie?
E: Na chwilę ogarnęła mnie panika. Odezwałam się bez zastanowienia i zaraz po tym naszło mnie poczucie zrobienia wielkiego błędu, przez co zamarłam.
E: Ale w końcu moja determinacja zdobyła przewagę. Beliath szukał wrażeń gdzieś indziej? W porządku. Nie musiałam się już więcej nim przejmować. I miałam ochotę zrobić to samo co on.
E: Bardzo poważnie. To pierwszy raz, gdy udało mi się dostać do klubu i miałabym całą noc przeżywać jednego niewiernego gościa? To byłoby zbyt żałosne, nie sądzisz?
Et: Ok, przyznaję, że to podejście mi się podoba. Ale będziesz musiała trzymać się mnie. Myślisz, że jesteś na to gotowa?
E: Możesz się zdziwić.
E: Nie obchodzi mnie, jaka będzie ta noc, po prostu tym razem to ja chcę dyktować warunki. Beliath nigdy więcej nie będzie mi układał życia.
Et: Chcę mieć miejsce w pierwszym rzędzie, żeby to zobaczyć. Moje pieniądze były warte przyprowadzenia cię tutaj, kochanie! [nie jestem pewna tłumaczenia drugiego zdania]
E: Więc, kwitniemy na tych stołkach przez całą noc, czy pokażesz mi, co potrafisz?
Et: Wiesz, że Beliath i ja lubimy sobie nawzajem podkradać dziewczyny? Więc, może i nie mogę cię ugryźć, czy się z tobą przespać, ale i tak będę dobrze się bawił! [nie jestem pewna co do tłumaczenia końcówki, kolokwialność wypowiedzi Ethana chyba mnie trochę przerasta]
E: Nie mogłam przestać się uśmiechać. Ethan wyglądał jak dziecko, które znalazło słoik pełen cukierków. Potrzebowałam się zabawić i oczyścić głowę. Bez wątpienia był osobą, której teraz potrzebowałam.
E: Więc, pokażesz mi?
Et: Dawaj, spodoba ci się!
E: Ethan złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę parkietu. W mgnieniu oka znaleźliśmy się wśród ciał poruszających się w rytmie potężnych basów.
Et: Czujesz to? Jak rezonuje w twoim ciele, brzuchu, kościach? [jezu, kolejny z fiksacją, dajcie już spokój tym żołądkom] Jak przechodzi przez twoje ubrania i wślizguje się pod twoją skórę? Zapomnij o wszystkim, Eloise. W takich chwilach nawet ja czuję się żywy. [zatłoczony parkiet to chyba niezbyt dobre miejsce na perorowanie]
- tu mamy wybór, co odpowiedzieć XD -
E: Myślisz, że mogę spróbować? Chcę tańczyć, ale nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w tym, więc...
Et: Przestań się zastanawiać, Eloise, opuść swoje bariery i zacznij żyć, choć raz!
E: Ethan wykrzyczał ostatnie słowa nawet głośniej niż brzmiała muzyka. [a wcześniej tak nie robił? to jak oni rozmawiali? XD]
E: Był zupełnie inny od Beliatha i jego kocich ruchów. Ethan była jak kula ognia, której energia i siła właśnie została uwolniona.
E: Jego obecność zabierała całą przestrzeń. Całe jego ciało się ruszało, kołysało i rozluźniało się, tak jakby każda z jego kończyn pracowała osobno. To było fascynujące... i imponujące. [po opisie wyobrażam to sobie mniej więcej tak]
E: (No dawaj... Twoja kolej. Rusz się. Żyj. Tańcz, na litość boską!)
E: I spróbowałam tego.
E: Czułam, że moje ruchy były niezręczne, niepewne i nieśmiałe. Bałam się, że ludzie będą mnie widzieć i oceniać.
E: Ale wtedy wreszcie to zrozumiałam. Tonęłam w anonimowym tłumie, w którym nikogo nie obchodziło to, co robiłam. Ethan przyciągał uwagę, podobnie jak Beliath. Nikt nie przejmował się mną. Mogłam robić wszystko, na co miałam ochotę. [... dlatego metodycznie zaczęłam wszystkim po kolei opróżniać kieszenie]
Et: Proszę bardzo, tak lepiej! Nie spiesz się, zaczynasz łapać...
E: Ethan położył dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie. Spięłam się, ale to było dość krzywdzące z mojej strony. Ethan po prostu mnie prowadził, wcale przy tym na mnie nie napierając. Nie było ani cienia uwodzenia w jego oczach. Po prostu dobrze się bawił i tyle.
E: I wreszcie, dałam się ponieść.
E: Zaczęłam się czuć komfortowo w tym wirze ogłuszającej, ciężkiej muzyki. Najprawdopodobniej byłam tu dość nietypowa, ale nie przejmowałam się tym.
E: Muzyka była dla mnie jak ciecz, która przepływała przez moje ciało i w moich żyłach jak adrenalina, która mnie przytłaczała gdy Beliath mnie gryzł. Z tym wyjątkiem, że teraz nie było bólu, tylko moje przesycone zmysły. I czułam się z tym niewiarygodnie dobrze.
E: Wreszcie zobaczyłam powód, przez który Beliath tak często znikał. Tyle że już nie musiałam dłużej tego znosić, tylko zaczęłam brać w tym udział. [nie umiem dokładnie wskazać, na czym polega problem, ale z jakiegoś powodu sposób formułowania myśli przez Eloise jest dla mnie tak abstrakcyjny i nienaturalny, że przekładanie jej myśli najpierw z angielskiego na polski, a później z polskiego na sensowny przewraca mi mózg na nice; u Beliatha bardziej to widać, przez co tłumaczenie idzie mi o wiele bardziej opornie]
Et: Wow, zdecydowanie wiesz, jak się ruszać! A twoje ładne, dziewczęce ubrania czynią twoje ruchy super seksownymi... [yyy... błagam, niech to nie oznacza, że na swojej ścieżce Ethan będzie zgrywał "tatusia" @_@] Szkoda, że jesteś Kielichem Beliatha!
- tu jest wybór, co Eloise ma na to odpowiedzieć; niestety nie można zapytać, dlaczego kręcą go dziewczęce ciuszki -
E: To znaczy, że cię pociągam?
Et: Hej, hej i to nawet nie tylko trochę, ale niestety wiem, że to jest skazane na porażkę. Ten wielki przygłup nie wie, co traci...
E: Wychodzi na to, że jesteś milszy niż sądziłam!
Et: A ty nie jesteś taka spięta i irytująca jak mi się wydawało. Widzisz, ta noc nie jest taka zła.
E: Roześmiałam się, jeszcze bardziej poruszając przy tym biodrami i zaczęłam tracić poczucie czasu. Od tego momentu całkiem się poddałam prowadzeniu Ethana. Czasem mnie łapał, by wykonać jakieś bardziej skomplikowane kroki i śmiałam się, gdy próbowałam za nim podążać, obrócić się czy popisać.
E: Minęły przynajmniej dobre trzy albo cztery piosenki, zanim czyjaś dłoń wylądowała na moim ramieniu, dokładnie w środku refrenu.
- pojawia się Beliath -
B: Co ty tutaj robisz?!
E: Beliath. [no nie mów]
- tu mamy wybór, jak zareagować, niestety nie ma wśród nich odpowiedzi "tańczę, nie widać?" i olania go -
E: Och, wpadłam na znajomego i pomyślałam, że miło by było skorzystać z okazji.
B: Oczywiście i wpadliście na siebie zupełnie przypadkiem, bez wątpienia.
B: Jak się tu dostałaś?
Et: Ze mną. Nie zamierzałem jej zostawić, by sama się kręciła po chodniku, jestem dżentelmenem.
B: I nie sądzisz, że podrywanie cudzego Kielicha jest niewłaściwe?
E: To dobrze, bo i tak mnie nie uwiódł, ale dzięki niemu mogłam porobić sporo rzeczy, które były o wiele przyjemniejsze niż to, co robiłam z tobą. Choć muszę się z tobą zgodzić, że to mogło nie być tak fajne jak twoje amory z tamtą blondynką w miniówce.
B: Mówisz o Naomie? Widziałaś nas?
E: Szczerze, Beliath, to przez te wszystkie spoglądające na ciebie kobiety i wszystkich facetów, którzy obcinali ją wzrokiem, byliście trudni do przegapienia. [ja tak tylko przypomnę, że ta cała dyskusja się toczy na parkiecie, gdzie muzyka jeszcze jakiś czas temu była ogłuszająca xD tak na logikę to powinni na zmianę krzyczeć sobie prosto do uszu xD]
B: To samo mogę powiedzieć o was, bo dokładnie tak samo was zauważyłem!
E: Och? W takim razie mam nadzieję, że ci się podobało. Jeśli nie masz nic przeciwko, to teraz już wrócę do rezydencji. Miałam świetną noc i chciałabym zachować z niej same miłe wspomnienia. Do zobaczenia później, Ethan?
Et: Uważaj na siebie w drodze powrotnej. Jest bezpiecznie, ale nigdy nie wiesz. [to już trochę nie po dżentelmieńsku, kochasiu xD]
B: Tak właściwie to nie sądzę, byśmy skończyli. [w sensie tę dyskusję]
E: Osobiście jednak uważam, że skończyliśmy. Baw się dobrze ze swoją blondynką, Beliath.
E: (No dawaj, wołaj za mną, to zobaczysz, jak to jest być zignorowanym.)
E: Ignorując nawoływania Beliatha, z wysoko uniesioną głową kluczyłam między grupkami ludzi, aż dotarłam do ściany, a potem krok po kroku zmierzałam do wyjścia z klubu. Tłum cały czas był tak samo ściśnięty i musiałam łokciami utorować sobie drogę, by dotrzeć do drzwi, ciągle pilnowanych przez mojego znajomego bramkarza.
G: Och, już wychodzisz? Bawiłaś się dobrze? Twój przyjaciel nie idzie z tobą?
- tu jest wybór, czy się dobrze bawiłyśmy, czy nie -
E: Szczerze mówiąc, to było fajniej niż się spodziewałam.
G: Dobrze to słyszeć, bo to nie zdarza się zbyt częso. Może jeszcze zobaczę twoją twarz i skoro już cię znam, to wpuszczę cię, nawet jeśli nie będzie Ethana w pobliżu.
E: To miłe z twojej strony. Ethan zostaje trochę dłużej, więc prawdopodobnie spotkasz go później. Mogę już iść?
G: Tak, jasne, możesz wyjść. I nie chcę cię straszyć, ale... myślę, że ktoś za tobą idzie. [w sumie to ciekawe, kogo Gaston miał na myśli, bo przecież Beliatha to chyba by rozpoznał, nie?]
E: Och, może sobie za mną iść do woli. Dobranoc.
- wychodzimy z klubu na ciemną uliczkę -
E: (Czy on naprawdę sądzi, że będę stała i posłusznie wysłuchiwała jego wymówek i stwierdzeń, że powinnam się do tego przyzwyczaić? Może sobie pomarzyć. Wracam do rezydencji.)
E: Szłam pośpiesznie ulicą, niecierpliwie chcąc jak najszybciej się wydostać z tej mrocznej alejki [co zabawne - wcześniej nie szła tą ulicą, a skoro wyszła drzwiami, które obstawiał Gaston, to powinna wrócić po swoich śladach XD]. Niemal dotarłam na jej koniec, gdy usłyszałam za sobą odgłos szybkich kroków.
B: Eloise, rany, to niedorzeczne! Wracaj tutaj!
E: (Cóż, i kto to przyszedł [pan maruda]... Odeszłam jeszcze trochę.)
E: Byłam szczególnie dumna z tego, że bez odwracania się przyspieszyłam kroku. Do wyjścia z alejki brakowało mi już kilku metrów.
E: Ale moje stopy nagle się zablokowały, a moje kolana się poddały bez ostrzeżenia. Zaskoczona wyciągnęłam ręce, by się złapać czegokolwiek albo chociaż zamortyzować mój upadek... i zostałam złapana przez Beliatha, którego ręce pewnie chwyciły moje ramiona i obróciły mnie do niego.
E: Zabawna mieszanka emocji mignęła przez jego twarz, gdy spojrzałam na niego, wściekła za to, że użył swoich cholernych mocy, by mnie powstrzymać przed odejściem.
E: No proszę cię, czy to jakiś żart? Nie jesteś nawet w stanie dogonić dziewczyny, która idzie, musiałeś mnie powstrzymać siłą, żeby mieć pewność, że nie odejdę od ciebie?
B: Ignorowałaś mnie i musiałem dać ci znać! Musimy pogadać!
- tu mamy szeroki wybór osobistych wycieczek w stronę Beliatha -
E: Ach tak? O czym? Przepraszam, ale nie mam ochoty z tobą rozmawiać, Beliath. Przekonałam się na własne oczy o tym, o czym chciałam i teraz jestem pewna, że już nie ma nic więcej do powiedzenia.
B: Więc po to tu przyszłaś? Poważnie? Żeby mnie szpiegować?
E: Och przestań, pół miasta widziało twój taniec godowy na parkiecie i mówisz, że cię szpiegowałam?
B: Nie pozwolę ci odejść, dopóki sobie nie wyjaśnimy wszystkiego!
E: Nie jesteś głupi, Beliath, wiesz dlaczego tu przyszłam. Powiedziano mi, że przystawiasz się do wszystkich dziewczyn w Miasteczku i jestem jedną z wielu, aczkolwiek jestem nieco bardziej egzotyczna przez to, że jestem Kielichem. I jak widać, to prawda.
B: "Powiedziano" ci? Kto ci to powiedział?
E: Już zapomniałeś o książkach Vladimira, przed których oddaniem mnie powstrzymałeś? Uwierz albo nie, ale kiedy się nie pojawiłam, to się zmartwił [w sensie Vladimir]. Niedługo po tym się domyślił, że to przez ciebie... Obawiał się, że skrzywdzisz mnie przez swoje nawyki.
B: Poszłaś się wypłakać Vladimirowi?! Nie widzisz, że twoje uczucia zupełnie go nie obchodzą? Jest zainteresowany tylko tym, żeby mi dowalić!
E: Jak możesz być takim egoistą! Czy jesteś choć odrobinę w stanie sobie wyobrazić, że ktoś może się interesować mną i to nie dlatego, że cię nie lubi?
B: Vladimir wykorzysta każdego, kto jest blisko mnie, by udowodnić to, że według niego jestem jedynie egoistycznym pasożytem, który powinien się zmienić dla dobra wszystkich.
E: Przestań, Beliath, wcale nie jesteśmy "blisko" i mam jednoznaczny dowód na to, że Vladimir miał rację. Na wszystkich poziomach.
B: Vladimir nie ma pojęcia, co się dzisiaj wydarzyło i ty też nie!
B: Nie mogę uwierzyć, że poszłaś się z nim spotkać! Może także myślisz, że sekretne śledzenie kogoś, na podstawie porady osoby, która go nienawidzi, by się przekonać z kim się spotyka i potem rzucić mu to w twarz, jest bardziej eleganckie? [o ile ogółem kibicuję każdemu poza Eloise, to tym razem sołły, Beliath, nie wybronisz się z całowania innej laski]
E: Nie odwracaj kota ogonem, to nie ty tu jesteś ofiarą. Poważnie, Beliath! Czy mam ci przypominać, co robiliśmy zeszłej nocy na kanapie? To jak mnie dotykałeś, trzymałeś... i jak mnie ugryzłeś?
B: O ile dobrze sobie przypominam, to nie narzekałaś!
E: Tak, a wiesz dlaczego? Bo uwierzyłam w twoją gadkę! Myślałam, że to coś więcej jak pogodzenie się! [dla tych co nie pamiętają: ich poprzednie spotkanie miało być pojednaniem po kłótniach] Byłam naprawdę głupia, co nie? Ilu jeszcze kobietom sprzedałeś te bzdury?
B: Czy to przez tę dziewczynę w klubie? To było nic, to było tylko...
E: To była dziewczyna, którą całowałeś i obmacywałeś. Nie jestem aż tak naiwna. Wiem bardzo dobrze, jak to się miało skończyć. Pomyśleć, że mogłeś mnie ugryć i dotykać po tym, jak ugryzłeś ją, spałeś z nią...
B: Poważnie, czy ja teraz wyglądam, jakbym z nią spał?! [skoro chodzisz w pidżamie, to się nie dziw, że sprawiasz wrażenie gotowego w każdej chwili by pójść do łóżka][gdyby nosił przy sobie jakiś plecak czy torbę, to spodziewałabym się w środku kapci, szlafmycy, ulubionego misia i szczoteczki do zębów]
- tu jest kolejny wybór jak chcemy mu pojechać -
E: Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego się teraz usprawiedliwiasz? W końcu nie możesz bardziej mieć gdzieś mojego zdania, czyż nie? Jestem po prostu jedną z wielu dziewczyn, które możesz uwieść i nie ma we mnie nic szczególnego.
B: I wnioskujesz to wszystko po tym, że widziałaś mnie z tamtą dziewczyną w klubie? Czy ominął mnie jakiś odcinek, w którym twoje zdolności Kielicha uczyniły cię medium?
E: Mam już dość twoich wymówek, Beliath. Obrzydza mnie to, co robisz. Nie jestem zabawką, którą możesz sobie wziąć ilekroć masz na to ochotę i w czasie wolnym zastąpić kimś innym, kto bardziej ci się podoba!
B: Rany, czy w ogóle zamierzasz mnie posłuchać, czy będziesz tylko budzić całe Miasteczko, wyjąc jak uwięzione zwierze?
E: Szczerze? Tak. I radzę ci nie używać twoich cholernych mocy, by mnie powstrzymać przed odejściem. Mam uczucia, sumienie, pragnienia i nie sprawisz, żebym je porzuciła ani mnie nie zmusisz, bym podążyła za twoimi!
B: Skoro już poruszyliśmy ten temat, to nie zauważyłaś, że zostawiłem cię samą i ustąpiłem wszystkim twoim przemiającym zachciankom?
E: Moim przemijającym zachciankom?!
- tu jest kolejny wybór -
E: Naprawdę sądzisz, że jesteś lepszy niż wszyscy inni, co? W twoich oczach jestem po prostu biednym człowiekiem, głośnym i histerycznym śmiertelnikiem, z którego musisz jak najlepiej skorzystać?
B: Rany, przestań tak dramatyzować!
E: Mam dla ciebie wiadomość: czujemy te same emocje. Może i jesteś wampirem z niesamowitymi mocami, don juanem, kobieciarzem, czy niewiadomo kim, ale biorąc pod uwagę emocje jesteśmy równi. [to się zdziwi w następnym odcinku :D]
B: Nie masz pojęcia, o czym mówisz.
E: Ależ wiem, i zapominasz, że nawet jeśli czujesz moje emocje, gdy mnie gryziesz, to ja zaczynam też czuć twoje.
E: Jeśli zamierzasz ugryźć swoją czarującą striptizerkę [coś mnie ominęło?], nie zapomnij mi potem powiedzieć, czy jej krew też miała wyrazisty smak tego absurdalnie drogiego szampana, którego jej kupiłeś.
B: To nie...
E: Uwolniłam się ostrym szarpnięciem, odpychając Beliatha o kilka kroków. Moje nogi wreszcie się odblokowały i nagle zrobiło mi się zimno. Otoczona ciepłem Beliatha zupełnie zapomniałam, że trzymał mnie przez całą dyskusję, bez puszczania mnie ani na chwilę, tak jakby się obawiał, że ucieknę.
E: (To idealny moment, by się ruszyć. Usłyszałam już dość.)
E: Do zobaczenia, Beliath.
B: Eloise!
E: Z łomoczącym sercem, wreszcie skręciłam za róg i nabrałam tempa. Wiedziałam, jaki Beliath był wytrwały. Czy zamierzał iść za mną? Znowu mnie zatrzymać? Podążać moimi śladami, dopóki go nie wysłucham?
E: Zresztą, co by mi powiedział? Że jest wampirem i ma swoje potrzeby, których nie mogę zaspokoić, że musi pić tyle krwi, ile tylko możliwe.? Nawet martwi faceci mają te same wymówki.
E: Ale nie słyszałam za sobą żadnych hałasów. W oddali ledwie słyszałam odgłos lekkich kroków i szmer rozmowy. Najprawdopodobniej to jakaś para, która była za rogiem. Ta okolica była pełna dyskretnych miejsc poza zasięgiem wzroku.
E: Ale kiedy tylko pomyślałam, że pozbyłam się Beliatha i zaczęłam się rozluźniać, nagle powietrze rozdarł krzyk, przez który zatrzymałam się w pół kroku.
E: (Co do...?!)
E: Zabrakło mi tchu, bo to był okrzyk czystej rozpaczy. Okrzyk przerażenia i cierpienia, który rozerwał mi bębęnki [spokojnie, Eloise lubi dramatyzować, ale nic jej nie jest] w momencie, gdy podobny wynurzył się z odmętów mojej pamięci. Lodowata fala sprawiła, że zrobiło mi się niedobrze.
E: To wtedy sobie uświadomiłam, że zamarłam na kilka sekund i że krzyk ustał. Aż do tego momentu nie mogłam się otrząsnąć.
E: Jakaś kobieta została zaatakowana!
E: (Co powinnam zrobić?! Musi być w niebezpieczeństwie! Muszę coś zrobić!) [jestem pod wrażeniem, że na każde zdanie przypadło tylko po jednym wykrzykniku]
E: (To pochodziło z... alejki, w której był Beliath! Musiał coś widzieć, mam nadzieję, że zareagował!)
E: Wahałam się tylko przez chwilę i pobiegłam z powrotem tak szybko, jak tylko mnie nogi poniosły. Na teraz muszę zapomnieć o różnicach między nami. Beliath może i jest prawdziwym draniem, ale nie wyobrażam sobie, by zignorował taki krzyk.
E: (Może będę mogła jej pomóc... Mam nadzieję, że wszystko z nią w porządku!)
E: Bez tchu wbiegłam w uliczkę, szukając miejsca napaści.
E: Nie musiałam daleko szukać.
E: Skąpana w świetle księżyca młoda kobieta leżała na zimnym betonie, z rozrzuconymi kończynami jakby ktoś nią brutalnie rzucił. W tej kałuży światła widziałam, że grunt wokół niej był usiany ciemnymi plamkami. Gwałtowny odruch wymiotny sprawił, że przycisnęłam dłoń do ust.
E: Jej gardło zamieniło się w krwawe strzępy, a jej śmiertelnie blada, piękna twarz wyglądała znajomo.
E: (Naomie. Ta dziewczyna z klubu...)
E: Narósł we mnie krzyk, gdy sylwetka, dotychczas skryta w cieniach, cofnęła się od ciała. [czyli ciało było dostatecznie oświetlone, żeby Eloise się dopatrzyła kropeczek wokół niego na betonie, ale niedostatecznie, żeby zauważyła kucającą obok sylwetkę?] Ale utknął mi w gardle [tzn. ten okrzyk], gdy rozpoznałam mężczyznę, który właśnie wstał.
E: Beliath?!
B: Ty... ja nie...
E: Czy ty... czy to ty ją zabiłeś?!
E: To smukłe, zwinne ciało, tak żywe, którego tak zazdrościłam, że szybko je znienawidziłam, już nigdy więcej nie zatańczy. Jej piękne usta już nigdy się nie uśmiechną, jej delikatne rzęsy już nigdy nie zatrzepoczą, by odsłonić te uderzająco piękne zielone oczy... [ilekroć natrafiam gdzieś w różnych tekstach na sytuację, że ktoś z łatwością zapamiętał kolor oczu jakiejś zupełnie obcej osoby, to się zastanawiam - czy tylko ja nie zwracam uwagi na takie rzeczy? XD Poważnie, jak zapamiętam czyjeś imię, to już jest cud, a co dopiero mówić o takich szczegółach jak kolor oczu xD Swoją drogą ciekawostka: w tym wariancie Eloise nie powinna wiedzieć, jaki kolor oczu ma Naomie, bo widziała ją tylko z daleka, a w takim świetle jak teraz nie sposób rozróżnić koloru :D]
E: Od teraz wiedziałam, że nie będę w stanie zapomnieć tej twarzy. [przejdzie jej najdalej w następnym odcinku]
E: Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj! Słyszałeś?! Nigdy więcej! [nadal po jednym wykrzykniku, cóż za nadzwyczajna kontrola nad emocjami!]
E: Czując mieszaninę obrzydzenia i przerażenia, obróciłam się na pięcie, by pobiec do rezydencji tak szybko, jak tylko mogłam. W ogóle nie słyszałam nawoływania Beliatha za mną, gdy biegłam, mając wyrytą w mózgu pokrytą krwią delikatną twarz kobiety.
E: Ale niedługo dołączy do niej inna twarz. W towarzystwie zapachu kwiatów, którego nie mogłam zapomnieć. [yyy... ktoś tutaj chyba bardzo chciał nawiązać do ilustracji z drugiego odcinka][swoją drogą zauważyłam na ilustracji, że Naomie wcale nie ma miniówki xD o niedogadaniu ilustratorów ze scenarzystami w Beemoovie można już książki pisać XD]
[ZAKOŃCZ ODCINEK]

Prolog | |
---|---|
Aaron | |
Beliath | |
Ethan | |
Ivan | |
Raphael | |
Vladimir |
Polecamy przy czytaniu skorzystać z opcji Reader View.