Moonlight Lovers Wiki
Moonlight Lovers Wiki

Hej!

Tłumaczenie powstaje na podstawie nagrania z discorda ML. UWAGA: Wszystkie linki z tłumaczeniem znajdziecie na dole każdego wpisu, po kliknięciu na rubrykę "Rozdziały" <3

Standardowo parę uwag na początek: 1. to nie jest solucja, 2. tłumaczenie jest kompletnie amatorskie, także mogą się w nim trafić drobne błędy, czy jakiś niefortunny dobór słów 3. zastrzegam sobie prawo lekkiej modyfikacji zdania, jeśli uznam, że napisane inaczej wyraża to samo co oryginał, ale lepiej brzmi po polsku.


Mała legenda:[]

- informacje, gdzie jesteśmy, co się dzieje na ekranie -
[moje uwagi do tłumaczenia, ewentualnie śmieszki]
Jak nie będę pewna, jaka forma tłumaczenia jest najbardziej akuratna, drugą umieszczę obok po /.




- jesteśmy w pokoju Beliatha -
E: To musi być sen.
E: Istota stojąca naprzeciwko nas mogła być jedynie wytworem mojej oszalałej wyobraźni. Żadne inne wyjaśnienie nie mogło tłumaczyć tego, co właśnie widziałam.
E: Posągowa kobieta stała na środku pokoju twarzą do nas i patrzyła mi prosto w oczy. Po tym zaczęła mierzyć mnie wzrokiem od stóp do głów, tak bezwstydnie i otwarcie, że sparaliżowało mnie to jeszcze bardziej.
E: Przyciągając mocniej do siebie pościel, usłyszałam, że Beliath coś ryknął, ale nie zwracałam na to uwagi, bo to nie zachowanie kobiety uderzyło mnie najbardziej.
E: Ponad spojrzeniem, którego intensywność była dziwnie znajoma, dwa smukłe rogi wystawały spomiędzy kaskady czarnych włosów, których pasma opadały wzdłuż idealnego ciała - stosunkowo nagiego ciała, pokrytego szkarłatnymi znamionami, tworzącymi wzory tak samo fascynujące jak niepokojące.
E: Po obu stronach jej idealnej sylwetki... para wspaniałych skrzydeł, giętkich jak skóra, wachlowała ją powoli. [końcówka to moja mała interpretacja, bo głównym znaczeniem użytego tutaj słowa jest "trzepotanie", a "powolne trzepotanie" trochę się gryzie w języku polskim]
- wreszcie możemy zobaczyć Leandrę i nawet jest podpisania imieniem -
L: Przepraszam, czy przeszkodziłam wam w czymś? Jeśli jeszcze nie skończyliście, to nie miałabym nic przeciwko, żeby do was...
B: Nawet o tym nie myśl! Cholera, wynoś się stąd! Co ty tu robisz?!
L: To sprzeczne polecenia, kochanie, bo jeśli wyjdę, to nie będę miała szansy przedstawić powodu mojej wizyty. [już ją lubię, bo dokładnie to samo pomyślałam linijkę wyżej i nawet się zastanawiałam nad skomentowaniem tego w podobny sposób XD][masz moją sympatię, nie spie***l tego xD]
B: Nie obchodzi mnie to i przestań się na mnie tak gapić!
L: Zawsze byłeś w tej kwestii taki świętoszkowaty. Jeśli to ci tak przeszkadza, to poradzę sobie sama, bo wiesz, w końcu jestem...
B: Powiedziałem "nie"!
E: Ta sprzeczka pomogła mi wrócić do rzeczywistości. Rzeczywistości, która uderzyła mnie jak kubeł zimnej wody wylany prosto na moją głowę. Przyciągnęłam pościel jeszcze bardziej do siebie, ukrywając każdy najmniejszy skrawek mojej nagiej skóry, jaki mógł być jeszcze widoczny [to powinna zaciągnąć ją na głowę]
E: To nie jest halucynacja? Ja wcale nie śnię?
E: Ta... ta "dziewczyna" była naprawdę prawdziwa?! [to pewnie zabrzmi wam zabawnie, ale w orygiale pada "really real", więc to celowy zabieg xD]
L: Zostawianie tuż pod moim nosem tak apetycznego dania jest okrutne, więc...
B: To ty tutaj pojawiłaś się bez zapowiedzi i to jeszcze ubrana nie bardziej niż zwykle. Rany, nie możesz czegoś na siebie narzucić?
L: Och, nie sądzisz, że to pasuje do nastroju?
E: Oczywiście, ta oszałamiająca dziewczyna o całkowicie nadprzyrodzonym wyglądzie znała Beliatha?
E: I jeśli rzeczywiście nadążałam za tą rozmową... to właśnie mówiła o mnie?
E: (Co tu się dzieje?!)
- tu mamy wybór co do skali dramy, jaką chcemy rozkręcić -
E: Stop! Poczekajcie chwilę! Co tu się dzieje?! Czy wy się znacie? I... i dlaczego...
E: Głos utknął mi w gardle, gdy spojrzenie tej kobiety znowu wylądowało na mnie. Zrozumiałam wreszcie, co nie dawało mi spokoju. Zieleń jej oczu była tak intensywna, że wydawała się... niemal nadprzyrodzona. [o jezu, jak ja nie cierpię tej kliszy - przed bohaterką stoi niemal goła kobieta ze skrzydłami, rogami i dziwnymi naroślami na kończynach, ale to jej oczy ją niepokoją, pfff]
E: Znaczy miałam na myśli jej wygląd. [o, poprawiła się, może jeszcze będą z niej ludzie] To kim była. Ale gdzie powinnam zacząć?
E: ... czy ta dziewczyna... jest wampirem?
L: Wampirem? Och, kochana, jestem kimś więcej. Skoro nic nie wiesz o moim istnieniu, to przynajmniej bądź świadoma, że jest cały świat różnych kryjących się przed tobą możliwości...
B: I mam nadzieję, że nigdy nie postawi w nim stopy! [eee... gdzie się podział ten Beliath, który obiecywał wprowadzenie Eloise w świat mroku? bez gaci już nie jest taki wygadany?][może się obawia, że Leandra okazałaby się lepsza w łóżku xD]
L: Beliath, kochanie, w przeszłości jak byliśmy razem, to zachowywałeś się wobec mnie bardziej przyjaźnie.
B: Przede wszystkim nigdy wcześniej nie wdzierałaś się w taki sposób w moją prywatność, każdy by pomyślał, że robisz to celowo.
E: Beliath...?
E: Narastający dyskomfort, który mną zawładnął, sprawił, że zaschło mi w ustach. Ciągle leżałam naga w łóżku obok Beliatha, po nocy... po niesamowitej nocy. [chyba nie jest aż tak przytłoczona, skoro pomyślała o tym, by doprecyzować, jaka była miniona noc XD]
E: Nocy, która zaczęła zmierzać w kierunku, którego nie rozumiałam i która zaczynała mnie szczerze przerażać.
E: Beliath, poważnie, kim ona jest? Dlaczego tu jest?
B: Ona wychodzi. Natychmiast.
E: Gdy Beliath odsunął kołdrę, by wstać z łóżka i narzucić na siebie spodnie i koszulę [jakby ktoś był ciekawy - to nie, od początku odcinka jego portret jest ubrany], wyczułam złośliwą aurę tej kobiety i jej oczy znowu skupiły się na mnie. Szybko oblizała usta i posłała mi wielki uśmiech. Skurczyłam się jeszcze bardziej, dokładnie w chwili, gdy Beliath złapał ją za ramię.
B: Zwiewaj stąd! Mówię ci to ostatni raz. Nie mam pojęcia, co u diabła tu robisz, ale porozmawiamy o tym później. I zabraniam ci zbliżać się do pozostałych. [w tym momencie naprawdę lubię Leandrę - fajnie obnaża, ile jest warte to całe wyuzdanie Beliatha i jego rzekoma swoboda - ot wystarczy przydybać go bez gaci i już piszczy jak mała dziewczynka XD]
L: Och, mówisz mi to za każdym razem... zawsze psujesz zabawę. Nie mogę tknąć tej małej łani, nie mogę zrobić kroku w stronę wielkiego wilka czy przystojnego arystokraty, to co dla mnie zostaje? Małe cherlaki i niewidomy? Litości. [zdobyła u mnie taki zapas sympatii, że nawet jej wybaczę to, jak brzydko się wypowiada o Rafciu xD]
B: Zawsze możesz wrócić tam, skąd przyszłaś, gdzie ktoś będzie mógł się przejąć tym, co tak chętnie pokazujesz, ale zostaw w spokoju moich przyjaciół, a już w szczególności ją.
E: Nagle w oczach dziewczyny pojawił się płomień, który nie wróżył dla mnie nic dobrego. Odwróciłam wzrok, gdy znowu popatrzyła na mnie.
L: Och... naprawdę...? Jest tutaj, w twoim łóżku, w twojej "prywatności"... Nikomu nie wolno jej dotykać... Rozumiem...
B: Jest moim Kielichem. Czy widzisz coś niewłaściwego w tym, jak sobie radzę z tą sytuacją?
E: Jego Kielichem? Co to ma w ogóle do rzeczy? [w s z y s t k o]
L: Naprawdę? No to jest całkiem interesujące. Więc wygląda na to, że jest twoim źródłem pożywienia na kilku poziomach [tak, dostarcza mu białka, węglowodanów, tłuszczy, mikro i makroelementów - niby jest tylko jedna, a odhacza całą piramidę żywienia <3]. I jeśli dzielicie odczucia i możecie z nimi robić, co chcecie... Och, kochany, to się zaczyna robić tak interesujące, że będziesz musiał mi o tym opowiedzieć coś więcej.
- tu mamy wybór czy chcemy rozkręcać dramę -
E: (Czy ona liczy na to, że nie wytrzymam i zrobię scenę? Może się łudzić dalej, nie sprawię jej tej przyjemności.)
L: To jej spojrzenie - jednocześnie rozwścieczone i intensywne... Zaczynam sądzić, że jest dość urocza, wiesz, jako dodatek to tego ładnego, drobnego ciała, które dostrzegam pod kołdrą.
B: To masz pecha, bo tylko tyle zobaczysz.
L: W porządku, pójdę sobie, nie musisz mnie wyrzucać, Beliath. Przyjdę się z tobą spotkać, gdy będziesz miał... więcej ciszy i spokoju.
B: Nie licz na to. To ja tutaj decyduję kiedy i gdzie. A tymczasem, przepadnij.
L: Och, dobrze wiesz, że żaden mężczyzna nigdy mi nie rozkazywał jak się zachowywać, nawet ty, i teraz to się nie zmieni. Zobaczymy się później, kochanie.
E: Zobaczyłam, jak ta kobieta się nachyla i składa na policzku Beliatha pocałunek. Pocałunek, który wydawał mi się trwać trochę zbyt długo, jak na zwykłe okazanie przyjaźni.
E: Nie mogłam oderwać wzroku od rogów, skrzydeł i znamion na jej ciele. [oczy Eloise próbujące ogarnąć gapienie się na kilka rzeczy naraz]
E: Kiedy się odsunęła i wreszcie otworzyła drzwi, by wyjść, natarczywie puściła mi oczko, trzymając ciągle dłoń na ramieniu Beliatha. [po opisie to mniej więcej tak sobie wyobrażam to puszczenie oczka]
L: Nie martw się, kochanie, my też się jeszcze spotkamy. Nie mogę się doczekać, aż znowu na siebie wpadniemy.
E: I z tym samym krystalicznie czystym śmiechem, którym wcześniej mnie obudziła i wzbudzała we mnie nieopisany niepokój, zatrzasnęła za sobą drzwi. [w tej linijce śmiech Leandry jest "tinkling" czyli tak z grubsza "dzwoniący/buczący", a że mi to nie brzmiało i Eloise przy okazji przywołuje moment obudzenia z zeszłego odcinka, to opisałam go tak jak wtedy XD]. Zostaliśmy sami w pokoju Beliatha.
E: Obawiałam się przytłaczającej ciszy, ale Beliath od razu odwrócił się do mnie. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu wyraz jego twarzy nie był tak zakłopotany czy spięty, jak się tego spodziewałam. Był bardzo ponury.
B: Przepraszam. Za to co się właśnie wydarzyło. I za to, co będę musiał ci zaraz powiedzieć.
E: To znaczy? Co się dzieje, Beliath?
B: Ta kobieta... Jeśli chodzi o nią, to będę musiał cię poprosić, żebyś mi zaufała, bo nie mogę ci zdradzić jej imienia albo tego, kim jest. W każdym razie nie teraz. [aha, czyli gracz wie, jak ta postać się nazywa, ale bohaterka nie? czyżby do pisania tego scenariusza zaprzęgli osobę odpowiedzialną za główny plot twist Eldaryi? XD]
- tu mamy wybór w jaki sposób chcemy się zbulwersować -
E: (Ale dlaczego?!)
E: Zesztywniała mi szczęka. Oczywiście chciałam wreszcie zaufać Beliathowi po tym, co sobie powiedzieliśmy i co się między nami wydarzyło.
E: Ale czy w takich okolicznościach?
E: Dlaczego, Beliath? Dlaczego nie możesz mi niczego powiedzieć, szczególnie po tym, czego właśnie doświadczyliśmy? To ty teraz okazujesz brak zaufania.
B: Ja... rany, wiem, że to ssie, że proszę cię o zbyt wiele. Że proszę cię o jeszcze więcej, kiedy musiałaś się już uporać ze zbyt wieloma sprawami.
B: Wolałbym, żeby nasza pobudka wyglądała zupełnie inaczej.
B: Po takiej nocy jak ta, po tym co mi powiedziałaś i co mi dałaś, wolałbym zadbać o ciebie tak, jak na to zasługujesz.
E: Beliath...
B: I zamierzam. Tak samo mam silny zamiar chronienia cię. A na razie to się wiąże ze zrobieniem tego, o co właśnie cię poprosiłem... nawet jeśli wydaje się ci się to wyjątkowo niesprawiedliwe.
E: Z pewnością trudno to zrozumieć...
B: Na razie nie mogę ci powiedzieć nic więcej. Bardzo, bardzo przepraszam.
E: "Przepraszam".
E: Słowo, które nie padało zbyt często z ust Beliatha.
E: Musi być coś ważnego w tej kobiecie... Coś, co niestety na razie nie zostanie mi wytłumaczone.
E: Nawet jeśli była przynajmniej jedna odpowiedź, to zdecydowanie liczyłam, że ją dostanę.
E: W porządku. Nie masz pojęcia, jakie to dla mnie trudne, ale nie będę nalegać. Tak czy inaczej nadal masz mi coś do wyjaśnienia.
B: Eloise...
E: Proszę, daj mi skończyć... Chodzi o to, kim ona jest [w sensie jakiego rodzaju istotą]. Przynajmniej to musisz mi wyjaśnić. Odkryłam istnienie wampirów i domyślałam się, że istnieją inne nadprzyrodzone rasy; to wszystko w porządku i eleganckie... ale ona? Ma rogi, skrzydła i znamiona na ciele!
B: Och... Więc wiesz, że nie jesteśmy jedynymi istotami, które żyją nocą. [tutaj zrobiłam trochę skrót myślowy, bo Beliath dowalił tekstem w stylu "nie jesteśmy jedynymi istotami, które dzielą się nawzajem nocą", co przepraszam, ale brzmi śmiesznie XD]
E: Tak i ona oczywiście jest jedną z nich, ale ona wygląda jak... coś więcej jak tylko wampir... Wygląda...
E: Diabolicznie.
E: To słowo przyszło mi do głowy w tej chwili i wreszcie zdjęło ten woal, jaki czułam, od kiedy ją zobaczyłam. [w sensie przestała czuć takie zamroczenie]
E: Wyglądała diabolicznie. I obawiałam się uświadomienia sobie, że to nie była tylko figura retoryczna.
B: Należy do innej rasy i jest niebezpieczna. Na razie tylko tyle mogę ci powiedzieć. [Beliath, mrugnij dwa razy, jeśli scenarzyści zabraniają ci to wyjaśnić "bo tak"]
- tu mamy wybór co powiedzieć -
E: Beliath... to nie tak, że jestem głupia, nawet jeśli nie jestem jeszcze przyzwyczajona do nadprzyrodzonych istot.
E: Rogi, czarne skrzydła, ogniste znamiona... z pewnością to brzmi jak istoty, o których wszyscy słyszeli.
B: Zdziwiłabyś się, jak nadprzyrodzone istoty potrafią w ogóle nie pasować do ich opisów z folkloru. Myślę, że wampiry w tej rezydencji są tego doskonałym przykładem.
E: Nadal to mi się nie podoba. W tej rezydencji jest już dość tajemnic.
B: Zgadzam się. Nie wspominając już o nieznanym wampirze, który się kręci w okolicy. Ale poradzimy sobie z tym. [on jeszcze nie wie, hah]
E: Beliath usiadł z powrotem na łóżku i ujął moją dłoń, by ją ścisnąć. Jego zielone oczy spotkały moje, gdy uniósł moją dłoń i rozwarł jej palce, by ucałować jej wnętrze. Ten gest był znacznie delikatniejszy od tego, do czego mnie przyzwyczaił.
B: Pewne rzeczy się zmienią. I prawdopodobnie na początku to będzie trochę skomplikowane... dla mnie to... bardzo niepokojące, ale będę musiał się do tego przyzwyczaić.
E: Właśnie to chce usłyszeć każda dziewczyna po spędzeniu pierwszej wspólnej nocy z mężczyzną.
E: Obawiałam się, że źle zrozumie moją odpowiedź, która raczej miała być droczeniem się niż krytyką. Ale ku mojej uldze, roześmiał się. Nie słyszałam tego od niego już od długiego czasu.
B: To szalone, czyż nie? Stulecia doświadczeń w uwodzeniu kobiet i gdy pojawiła się taka, o którą chciałbym odpowiednio zadbać, to nie wiem jak do niej mówić.
E: Więc naprawdę jesteś starym Don Juanem. Może powinieneś zaktualizować swoją strategię.
E: Znowu szczerze się zaśmiał i ten śmiech poruszył mnie do głębi, bo wiedziałam, że rzadko tak brzmiał, i był wolny od wywyższania się, które prezentował przed resztą świata. Przyciągnął mnie bliżej do siebie za nadgarstek, by mnie pocałować. Jego język przesunął się po moich ustach, zanim opadliśmy z powrotem na łóżko.
B: Muszę z tobą nad tym popracować. A tymczasem chciałbym jeszcze trochę się nacieszyć twoim towarzystwem, zanim wszyscy w rezydencji zaczną komentować to, co się tu wydarzyło tej nocy. [biorąc pod uwagę, jaki Rafcio ma czuły słuch, to sobie teraz wyobrażam, że po analizie zgrzytów sprężyn w łóżku Beliatha udziela Eloise porad w stylu "pupa wyżej", "pomysł był dobry, ale spróbuj tego samego ze złączonymi nogami", "a myślałaś kiedyś o wiązaniu?"]
E: Czy myślisz... czy myślisz, że oni...
B: Słyszeli? Przynajmniej sąsiedne pokoje... i sześciu facetów w jednym domu to idealna wylęgarnia plotek. Ale wszystko będzie w porządku. Nie pozwolę im na spekulacje co do rodzaju naszej relacji. Śpij spokojnie.
E: Ucałował moją skroń, gdy ułożyłam się koło niego i przykryłam nas kołdrą. Chwilę później już spał głęboko.
E: (To imponujące... Zastanawiam się, czy tak jest za każdym razem.)
E: (Też powinnam się przespać.)
E: Ale jeśli nawet atmosfera się rozluźniła i moje serce się uspokoiło po zobaczeniu, jakim uczuciem Beliath mnie teraz obdarzał, mój umysł nie potrafił spocząć.
E: Ciągle się zadręczałam tą kobietą, bez względu na to, co Beliath mi powiedział. Wahałam się, co powinnam teraz zrobić.
E: (Może powinnam spytać pozostałych. Najwyraźniej już ich poznała, biorąc pod uwagę, że Beliath zabronił jej ich uwodzić.)
E: (Ale czy nie zdradzę tym jego zaufania?)
E: (Świetnie... kolejny nieprawdopodobny dylemat: iść do przodu w całkowitej ciemności, czekając aż ona do mnie przyjdzie i dobierze mi się do tyłka, czy, jeszcze gorzej, spróbować wybadać grunt pod moimi nogami i narazić na szwank zaufanie, które próbuję zdobyć.)
E: (To nie ma końca.)
- tło robi się ciemne -
E: Mogę tylko liczyć, że rano coś mi się rozjaśni.
- tło się zmienia na ogród nocą, jest przeskok czasu -

E: Następnych kilka dni minęło tak spokojnie, że byłam zaskoczona. Moi współlokatorzy wydawali się nie zauważyć wizyty diabolicznie wyglądającej kobiety.
E: Nawiasem mówiąc, nikt albo prawie nikt nie skomentował tej nocy, którą spędziłam z Beliathem, a tym bardziej nowej natury naszej relacji.
E: Nie miałam pojęcia, co Beliath im powiedział, ani nie wiedziałam, czy ta powszechna obojętność mnie cieszy czy martwi. Czy ominął mnie jakiś powód, który tłumaczyłby ich milczenie? [a może to po prostu nikogo nie obchodzi? xD]
E: Ethan właściwie posłał mi porozumiewawcze mrugnięcie i pogratulował rozwiązania problemu z Beliathem. [w sumie to ja nie wiem, jakiej spodziewała się reakcji od chłopaków? oklasków? że wpadną do pokoju i komisyjnie sprawdzą, czy zakrwawiła prześcieradło, żeby potwierdzić jej rozdziewiczenie? a może napisu widocznego z okna jej pokoju "jesteśmy z ciebie dumni"?]
E: Chyba że to po prostu sprawa polowania na wampira-mordercę tak wszystkich zajęła, w tym mnie. Cztery dni później rozmawiałam o tym z Ethanem i Aaronem, gdy przebywaliśmy [dosłownie: cieszyliśmy się pobytem] w ogrodzie w promieniach księżyca. Moi towarzysze nadal byli wściekli.
Et: Trzy dni błądzenia po lesie bez znalezienia ani jednej wskazówki! Czy on lata, czy co? Jak udało mu się zniknąć po takim morderstwie, jakiego dokonał? [Ethan dosłownie nazywa to "rzezią/ubojem", ale rzeź w polszczyźnie raczej się kojarzy z większą liczbą ofiar, a ubój mi nie brzmiał w tym zdaniu, więc padło na "morderstwo", sorki xD]
A: Prawda. Fakt, że nigdzie nie było krwi jest zaskakujący. Trop powinien być łatwy do wyśledzenia, a on nagle się kończy tuż za granicą Miasteczka. [tak mi trochę żal Aarona, bo jest ciągle przedstawiany jako najlepszy tropiciel ever, a ciągle nie dadzą mu się wykazać xD]
- tu jest wybór, co powiedzieć -
E: I nie macie pojęcia, kto mógłby to zrobić? Spotkałeś się już kiedyś z czymś takim?
A: Tak, spotkałem się z urwaniem tropu, ale zwykle przez dezorientację, bo było albo tak wiele krwi, albo tak wiele ofiar. Ale wręcz przeciwnie to nie. [w sensie, że przy jednej ofiarze nie]
Et: W każdym razie to nie wygląda dobrze. By zgubić Aarona i mnie, trzeba być albo pierwszorzędnym tropicielem, albo doświadczonym obieżyświatem. Jesteśmy naprawdę dobrze obeznani z terenem. Ten ktoś jest naprawdę niezły.
E: Lepszy niż sześciu wampirów razem w jednym miejscu?
A: Może nie, ale starożytne wampiry są szczególnymi istotami. Są bardzo potężne.
E: Spotkałeś kiedyś takiego?
A: Oczywiście. Kiedy straciłem swoje człowieczeństwo, było ich więcej niż teraz. Starożytne wampiry zazwyczaj walczyły bezlitośnie o dominację nad innymi. Teraz większość z nich jest martwa.
Et: I zostali już tylko starzy wariaci i wojownicy dość potężni, by się wywinąć z każdej kabały. Tak czy inaczej, jeszcze nie wyszliśmy na prostą. [w sensie: nadal jesteśmy zagrożeni]
E: Trzymałam filiżankę herbaty i obracałam ją w dłoniach, siedząc na ławce. Tworzone były więzi, zadawane były pytania. [to prawdopodobnie jedna z tych uwag, których przez poetyckość nie rozumiem]
E: (Czy może się wydarzyć taki zbieg okoliczności? Morderstwo, i ledwie kilka dni później... ta dziewczyna...) [żebyście nie zmarnowały czasu na zastanawianie się, czy dotychczas było na ścieżce Beliatha jakieś morderstwo poza tym jednym: Eloise chodzi o pojawienie się Leandry]
E: (Albo może popadam w paranoję? Albo nawet w zazdrość?)
A: W porządku, Eloise? Patrzysz się w tę filiżankę, jakbyś chciała się w niej utopić.
Et: To powiedziawszy, zrozumielibyśmy, że jesteś tą laską, która myśli, że gorąca woda z trawą jest smaczna. Mogę się wysilić, żeby się upić, ale z tym czymś to w ogóle nie ma zabawy. [Ethan chyba nigdy nie słyszał o herbacie z prądem][dopuszczam możliwość, że nie zrozumiałam, co Ethan miał na myśli, bo ta uwaga jest trochę wzięta z powietrza]
E: Hmmm... Tylko tak po prostu...
- tu jest wybór czy zasugerować, że mordercą jest kobieta, czy skupić się na starożytnych wampirach -
E: Myślałam o tym, co powiedzieliście o starożytnych wampirach. Biorąc pod uwagę ich doświadczenie, powinni być w stanie się kontrolować, prawda? Ale w tym przypadku to zaczyna przypominać rzeź.
A: Wszystko zależy od ich prawdziwych intencji... Może próbuje nas sprowokować.
A: W każdym razie, zrobimy to co do nas należy, to znaczy, pojmiemy wampira, który jest za to odpowiedzialny i po konsultacjach podejmiemy decyzję [w sensie: co z nim zrobić dalej]
Et: Och, coś jak wtedy, gdy Eloise wyleciała przez okno na drugim piętrze z powodu rozentuzjazmowania Ivana, którego także uratowaliśmy po wspólnych "konsultacjach"? To dobrze wróży.
- tu mamy wybór czy chcemy spiąć zad o to co powiedział Ethan xD -
E: Zamierzam zignorować jaki jesteś nietaktowny, gdy chodzi o mnie, Ethan, ale dlaczego jesteś taki mściwy wobec Ivana?
Et: Ponieważ nie jesteś pierwszą osoba, której tu nie chciałem. Przybyliśmy uratować Ivana, bo Vladimir nalegał. Według niego musimy "zrozumieć", że my też chcielibyśmy, by ktoś nas tak potraktował. Ale dlaczego? Nikt nie dał mi szansy, więc nie widzę dlaczego miałbym dawać tę szansę komukolwiek innemu.
A: Na razie to nikt nic nie wspominał o ratowaniu tego wampira. Jest nikła szansa, że jest młody, a my nie chcemy drapieżnika. Poza tym, najpierw musimy go złapać...
???: I widząc, panowie, jak bardzo jesteście nieuważni, to prawdopodobnie jeszcze trochę zajmie. [Eloise jeszcze nie wie, ale ja już wiem, że to Rafcio i autentycznie parsknęłam głośno na tę uwagę xD złoto]
E: Odwróciliśmy się jednocześnie i coś w rodzaju wycia wymsknęło się z gardła Aarona. Na ułamek sekundy nawet myślałam, że widzę, jak jego złote tęczówki zrobiły się czarne. Mrugnęłam, ale chwilę później wszystko wróciło do normy. [to ja teraz]
E: Głos należał do nikogo innego jak Raphaela, który nas obserwował, uśmiechając się spokojnie, z dłonią jak zwykle spoczywającą na głowicy jego rapiera.
Et: Cholera, Raph, jesteś takim utrapieniem z tymi twoimi nawykami szybkiego niewidomego gościa [co? xD], mogłeś przynajmniej się zapowiedzieć!
R: To utrzyma was w stanie gotowości. Bycie niespodzianką, kiedy tylko tego chcę, jest moim przywilejem ślepego. [ślepota w tej grze działa zupełnie inaczej, niż gdziekolwiek indziej xD i mam teraz uwierzyć, że Rafcio w ogóle jest w stanie jest potknąć o rabatkę, o czym wspomina na ścieżce Włodka? No bez jaj XD]
E: Dobry, Raphael [kusiła mnie wersja bez przecinka, ale Eloise się wita xD]
R: Dobry, Eloise. Na podstawie tego, co usłyszałem, byliście w trakcie narady wojennej.
A: Wiem już, że nie popierasz brutalnych działań, Raphaelu, ale myślę, że nie możesz winić Ethana za to, że rozważa taką możliwość.
R: Zawsze możemy porozmawiać o tym później. Nie przyszedłem tu w tej sprawie, przynajmniej na razie. Eloise? Przepraszam, że zabieram cię od twoich kolegów, ale Beliath cię szukał. Byłem prawie pewny, że słyszałem, że idziesz do ogrodu.
E: Och? A czy wiesz, o co może mu chodzić?
Et: Może chce jeszcze raz, by jego głód został nasycony? [ahahaha, ok, prawie się poplułam, bo to niemal słowo w słowo, co Beliath powiedział Eloise idąc z nią do łóżka xD]
E: Coś w szelmowskim tonie Ethana sprawiło, że spojrzałam na niego i uniosłam brwi. Sądząc po jego wymownym uśmieszku, jego mało subtelny komentarz z pewnością odnosił się nie tylko do mojej roli jako Kielicha.
A: Ethan.
Et: Co? To on skomlał o tym, że nie może się już karmić inną krwią jak jej. Po stuleciach nieprzerwanej uczty, nie moge się doczekać by zobaczyć, czy rzeczywiście zamierza wytrwać przy tym i zmniejszyć swoje spożycie.
E: (Bardzo chcę mu powiedzieć, by zachował swoje myśli dla siebie, ale jeśli zacznę grać w tę jego grę, to się nigdy nie skończy.) [chciałaś jakiejś reakcji otoczenia na to, że sypiasz z Beliathem, to masz, o co ci chodzi, kobieto xD][ona chyba naprawdę spodziewała się oklasków]
Et: Masz jakieś przemyślenia na ten temat, Eloise?
E: Możesz zadać mu to pytanie prosto w twarz. Ostatnio jak sprawdzałam, to nie ja karmiłam się krwią.
Et: W takim tempie, w jakim wszystko się dzieje, możesz dojść nawet do tego.
E: Słucham?
R: Eloise, Beliath ciągle czeka. Pójdziesz ze mną?
E: Naleganie Raphaela wzbudziło moją ciekawość. Ethan tylko się uśmiechnął drwiąco, więc lepiej mi było odejść, by zobaczyć, czego Beliath ode mnie chciał i po drodze zapytać Raphaela o to, co Ethan miał na myśli.
E: Dobrze... już idę.
A: Cześć, Eloise. Jeśli nadal będziesz zainteresowana szermierką, to nie bój się spytać. [no dobra, ale dlaczego on się teraz rumieni?]
E: Dzięki, Aaronie. Cześć!
E: Po pomachaniu na pożegnanie zignorowałam Ethana, wzięłam swoją filiżankę i ruszyłam za Raphaelem w drogę powrotną z ogrodu.
R: Szermierką? Czy zapytałaś Aarona, by cię nauczył, jak władać mieczem?
- tu mamy wybór -
E: Chciałam tylko się dowiedzieć, czy to możliwe. Ale pomyślałam, że to mogłoby być przydatne.
R: Rozumiem. Prawda, nadal nie rozwinęłaś swoich umiejętności Kielicha i nie wiadomo, kiedy one wreszcie się pojawią. Pytanie brzmi, czy dwuręczny miecz pasowałby do ciebie. Mogę cię nieco nauczyć władania rapierem, jakbyś chciała.
E: Dzięki, Raphaelu, to faktycznie mogłoby do mnie lepiej pasować... Dopóki... jak to powiedziałeś? Dopóki nie rozwinę swoich umiejętności?
E: Zorientowałam się, że Raphael nie nabrał się na mój swobodny ton. Odkąd zaczęłam zadawać sobie pytania o moje coraz wyraźniejsze powiązania ze światem wampirów, nie przestawałam się zastanawiać nad tym, jak rola Kielicha już wpłynęła na moje życie.
R: Musiałaś już zrozumieć, że oddawanie swojej krwi wampirowi będzie miało konsekwencje.
E: Nie chodzi tylko o to. Komentarz Ethana nie był taki niewinny. Co on chciał zasugerować? Że skończy się na tym, że ja również będę karmiła się krwią?
R: Jest... taka możliwość, ale to zależy tylko od ciebie. Im bardziej Kielich akceptuje swoją więź i się angażuje, tym staje się bliższy wampirowi. Ale nigdy nie będzie nim, dlatego uważa się, że popadanie w skrajności jest bardziej niebezpieczne niż cokolwiek innego. W efekcie końcowym Kielich będzie cierpiał.
E: Zacisnęłam zęby. Niedawno zaczęłam brać pod uwagę tę możliwość. Nie byłam już taka naiwna jak wcześniej. Część drogi, którą zmierzałam przy Beliacie, była pogrążona w mroku i zrozumiałam, że prędzej czy później takie pytanie musiało się pojawić. [pierwsza połowa tego zdania to moja luźna interpretacja, bo Eloise dosłownie tu mówi, że "ta ścieżka ma swój udział w ciemności", co brzmi co najmniej dziwnie po polsku xD]
E: To znaczy, zakładasz, że mogłabym chcieć zostać wampirem?
R: Picie krwi niekoniecznie musi się wiązać z byciem wapirem. To wampir decyduje o przemianie. I na dodatek, skoro jesteś Kielichem, to ten proces jest bardziej złożony.
E: (Ta sprawa robi się coraz bardziej i bardziej skomplikowana...)
- tu mamy wybór zapytać tak ogółem, czy konkretnie o intencje Beliatha -
E: (Stanie się wampirem... a raczej, przemienienie mnie w niego... Czy to już Beliathowi przeszło przez myśl?)
E: Czy myślisz, że Beliath już o tym pomyślał, gdy przemienił mnie w Kielicha?
R: Wątpię, bo to by się wiązało ze zbyt wielką odpowiedzialnością. Zwykliśmy mówić, że wampir, który odpowiada za przemianę, odpowiada również za nowego wampira... ale w rzeczywistości to rzadko wychodzi dobrze.
E: Och... czy tak było w przypadku Ivana?
R: Z pewnością. Transformacja często to jest spowodowana zemstą lub agresją. [tłumaczenie niepewne, tutaj tylko się domyślam, że właśnie to Rafcio chciał powiedzieć] Innym częstym przypadkiem jest przemiana ukochanej osoby przez partnera lub członka rodziny.
R: Ale jeśli chodzi o picie krwi, to można powiedzieć, że to znak fuzyjnej relacji między wampirem i jego Kielichem. Nie powiem ci szczegółów, bo nie wiem o tym zbyt wiele, ale najwyraźniej to znak bardzo silnej więzi.
E: Nie byłam pewna, czy chciałam kontynuować tę rozmowę, bo stawała się powoli zbyt osobista. Nie chodzi o to, że nie ufam Raphaelowi na tyle, by o tym rozmawiać... ale moja własna opinia na ten temat jeszcze się nie wyklarowała.
E: Na szczęście nasz powrót do rezydencji dał mi wymówkę do zmienienia tematu.
R: Zostawię cię tutaj i wrócę do Aarona i Ethana, żeby dokończyć rozmowę. Do zobaczenia, Eloise.
E: Jasne, do zobaczenia później....
E: Stałam przez chwilę na progu, myśląc o tym, co mnie ostatnio męczyło. Co mnie czeka w przyszłości jako Kielich Beliatha, skoro teraz nasza relacja stawała się intymniejsza i głębsza?
E: Osobiście, na co ja liczyłam? Czy chciałam pozostać człowiekiem... czy któregoś dnia stać się taka jak on?
E: (To nie była dokładnie taka ścieżka kariery, jaką sobie planowałam.)
E: (Och, kogo to teraz obchodzi. Pora sprawdzić, czego chce Beliath.)
- przenosimy się go holu -
E: (Wow, co to za bałagan?)
E: Gdy opuszczałam rezydencję godzinę temu, to wszystko wyglądało normalnie, a teraz nagle przy wejściu piętrzyły się pudła, a pomiędzy nimi stał Beliath z długopisem i notatnikiem w ręku.
E: Wyglądał na tak skupionego, że przez chwilę wyobraziłam go sobie w okularach. Niewielki intelektualny akcent pasowałaby do jego postawy.
E: (Przygotowujemy się na oblężenie, czy co?)
E: (Nawet nie usłyszał mojego przyjścia. Albo jest naprawdę skupiony, albo ja również zaczynam się poruszać bardzo cicho.)
E: Czy nie mogłabym chociaż raz wykorzystać tej przewagi?
- tu mamy wybór czy zrobić Beliathowi żart, czy nie -
E: Hej, powiedz mi, od kiedy rezydencja robi za hangar towarowy? To wszystko jest dla nas?
E: Beliath był tak zaskoczony, że długopis wypadł mu z ręki i po upadku na ziemię podtoczył się do moich stóp. Przydepnęłam go butem, uśmiechając się ze skrzyżowanymi ramionami, gdy Beliath patrzył na mnie zaskoczony. Niemniej jednak jego twarz w końcu rozjaśnił uśmiech.
B: Jak długo już tu jesteś? Nawet nie usłyszałem, jak przyszłaś.
E: Dość długo by zobaczyć, że jesteś całkiem przystojny, gdy jesteś taki poważny...
B: Nie przyzwyczajaj się do tego, to nie zdarza się często. Zamiast tego, chodź tutaj.
E: Ledwie tylko do niego podeszłam, Beliath otoczył moją talię ręką i przyciągnął do siebie. Dłonią odchylił moją szyję do tyłu, tuż przed tym jak jego usta znalazły się na moich. Od razu się rozluźniłam, zaskoczona ale uszczęśliwiona tym spontanicznym okazaniem uczucia.
B: No, teraz lepiej. Domyślam się, że Raphael przekazał moją wiadomość?
E: Tak, przekazał. Skąd wiedziałeś, że jestem z pozostałymi?
B: Nie byłem pewien, ale wydawało mi się, że słyszałem jak Ethan narzekał na ciebie po drodze do wyjścia do ogrodu, jak przynosiłem tutaj to wszystko.
E: Te pudła? Skąd one są? Dlaczego przyniosłeś je wszystkie z powrotem?
B: Dlatego właśnie chciałem z tobą porozmawiać. Przyszłej nocy zamierzam wyprawić przyjęcie.
E: Przyjęcie?
E: No to jest coś, czego się nie spodziewałam.
B: Tak po prawdzie to nie będzie takie pierwsze. Odkąd się tu wprowadziliśmy, od czasu do czasu organizujemy takie przyjęcia. To wnosi tutaj trochę życia, pozwala Ivanowi, Raphaelowi i Vladimirowi zobaczyć ludzi i... przepraszam, że o tym wspominam, ale jest to dla nas dobry sposób na łatwe nakarmienie się.
- tu mamy wybór czy chcemy się ucieszyć, czy piętrzyć problemy -
E: Um... w porządku, to brzmi naprawdę nieźle, ale czy to jest najlepszy moment na takie coś, gdy ten wampir ciągle jest na wolności a Miasteczko jest zaalarmowane?
B: Tak właściwie to dokładnie to jest powodem [na wyprawienie przyjęcia]. Rozumiem, że masz wątpliwości, ale pozwól, że ci to wyjaśnię.
B: Dokładnie przez tego mordercę lepiej jest nam trzymać głowy nisko i powstrzymać tego wampira, o którym tyle się teraz mówi, przed śledzeniem nas. Najbardziej wrażliwi z nas nie mogą już za bardzo wychodzić na polowanie, dopóki nie rozwiążemy tego problemu.
E: Więc tak z grubsza to "jedzenie" ma przyjść prosto do was?
B: Przepraszam, jeśli to określenie cię razi, ale tak, z grubsza tak właśnie jest. Oprócz tego miło spędzimy czas, by pozwolić naszym umysłom odpocząć.
E: Rozumiem... ale jak zamierzacie zaprosić ludzi? I co jest w tych pudłach? I...
E: Brzydziłam się tym pytaniem. Ale musiało zostać zadane.
E: Jak zamierzacie... ich gryźć tak, żeby się nie zorientowali?
B: Och... więc po kolei: Ethan i ja znamy pół miasta. Więc łatwo nam rozesłać w okolicy zaproszenia. Rezydencja znajduje się w pewnej odległości [od Miasteczka], ale z dobrymi wskazówkami ludzie łatwo do niej trafią. Wtedy wszyscy goście będą mogli się bawić i upić... zanim wykorzystamy nasze uroki, by wysłać ich z powrotem do domu bez pamięci o jakimkolwiek przyjęciu. [ech, tyle czekania, a ja nadal nie otrzymałam swojej opowiedzi na pytanie, jak sprawiają, że ludzie przy tym zupełnie się nie przejmują, że mają na ciele dość podejrzanie wyglądającą ranę]
E: Hipnoza? To prawda, że jeden z wampirów z rezydencji mi o tym wspomniał, jeśli pamięć mnie nie myli, żałując przy tym, że Ivan mnie zaatakował zanim udało im się tak po prostu odesłać mnie do domu. [kurczę, nawet jakby to wyszło, to Eloise wracałaby do tej rezydencji jak bummerang XD wtedy pewnie już dla świętego spokoju daliby jej tu mieszkać]
E: Ale czy to działa na tyle osób na raz? To znaczy, zakładam, że liczycie na zaproszenie wielu ludzi, biorąc pod uwagę, ile zamówiliście alkoholu. [umiejętności Eloise powiększyły się o promienie rentegowskie w oczach, skoro Beliath ciągle nie wyjaśnił co jest w pudłach, a niekoniecznie we wszystkich musi być alkohol]
B: Alkohol bardzo pomaga. Jednak zamówiłem mniej niż zwykle, skoro ciągle istnieje ryzyko przyciągnięcia zainteresowania wampira-mordercy i poza tym, wolałbym uniknąć konieczności radzenia sobie nie tylko z grupą pijanych ludzi ale też wściekłym drapieżnikiem. [nieważne jak bardzo Beliath będzie przekonywał, że wszystko jest przemyślane, itd. i tak mu nie wierzę xD]
E: Wspomnienie o mordercy nagle stłamsiło mój entuzjazm. Zaczęłam sobie siebie wyobrażać na przyjęciu, które choć wydawało mi się trochę nie na miejscu, to zaczęło mi się podobać. [żeby uspokoić obawy o pojawieniu się mordercy na przyjęciu, zaczęła myśleć o bawieniu się na przyjęciu, co to za logika?]
E: Choć raz będę mogła zobaczyć trochę ludzi i się pobawić, w otoczeniu które dobrze znałam i bez ukrywania się za kimś, tylko wręcz przeciwnie - ktoś będzie u mojego boku. Istniały zdecydowanie bardziej nieprzyjemne perspektywy.
E: Ale z drugiej strony... bliskie zagrożenie ze strony tego mordercy przypomniało mi, że wystawianie się w taki sposób mogło być niebezpieczne.
E: I poza tym... Pojawienie się razem z Beliathem publicznie mogło spowodować, że pozostali zareagują bardziej negatywnie, niż mogę to sobie wyobrazić. [co? ale dlaczego? skąd ten pomysł?] Nie rozmawiałam jeszcze o tym z nikim. Co jeśli tego nie zaaprobują? Czy ściągnę tym na siebie kłopoty? [podczas czytania tych rozkmin przez chwilę czułam się tak, ale potem sobie przypomniałam, jakie mnie napadały dzikie wątpliwości, gdy miałam osiemnaście lat i mi przeszło XD]
B: W skrócie to będzie wspaniałe przyjęcie i pewna odmiana od tej makabrycznej atmosfery. Co o tym sądzisz, kochanie?
E: No więc...
- tu mamy wybór -
E: (W każdym razie jest już za późno i Beliath o wiele lepiej ode mnie wie, co robi. Jest daleki od zachowywania się lekkomyślnie, czyli wręcz przeciwnie do tego, co o nim do niedawna myślałam... Mogę mu zaufać. I myśleć o przyjęciu ze spokojną głową.)
E: Więc, mogłabym powiedzieć, że będziesz miał ręce pełne roboty, bo będziesz musiał zatańczyć z chronicznie nieskoordynowaną osobą.
B: Jestem pewny, że się nie doceniasz. Zaznałem całkiem pozytywnej namiastki twojego zmysłu koordynacji... [to ostatnie zdanie to moja luźna interpretacja]
E: Nagle się zarumieniłam, nie wiedząc czy powinnam się zaśmiać, czy nie. Wtedy Beliath wybuchł śmiechem i mocniej mnie uścisnął w swoich ramionach.
B: To komplement. Będzie fajnie, obiecuję. Nie mogę się doczekać, by zobaczyć, jak to wyjdzie...
E: Ale naprawdę się nie obawiasz, że wampir-morderca zaatakuje w trakcie przyjęcia?
B: Żeby to zrobić, to musiałby najpierw przechytrzyć czujność Aarona i Ethana, którzy będą na zmianę patrolować rezydencję. A co do tych, którzy zostaną w środku, to oni również będą zachowywać czujność. Przechytrzyć jednego wampira - to możliwe... ale sześciu nie ma szans. [to jest ten moment, w którym my wszyscy, którzy wiemy, jak to się skończy, możemy się zaśmiać xD]
E: A czy ty też liczysz na wzięcie udziału w ucztowaniu?
B: To zależy... jeśli założysz coś, co będzie odsłaniało twoją szyję... To istnieje szansa, że nie będę już potrafił być odpowiedzialny za cokolwiek.
E: Gdy rozmawialiśmy, czułam jak Beliath przesunął swoją twarz w dół mojej szyi, całował ją i drażnił koniuszkami zębów. Jego gorący oddech owiał moją bladą skórę, powodując u mnie dreszcz. Wyobrażałam sobie nas następnego dnia [chyba nocy?], przytulonych, jego twarz tak samo przy mojej szyi i jego ciało coraz mocniej napierające na moje...
E: I nagle... Nie mogłam się już doczekać.
E: Hej... Wiesz... Chcę ci wierzyć. Chcę spróbować i zapomnieć o tych wszystkich okropnych rzeczach... i tylko cieszyć się tobą... i zaakceptować cię. Takim jakim jesteś.
B: Mimo wszystko nie zamierzam cię zmuszać do obecności, gdy zacznie się posiłek. Tak czy siak, to prawdopodobnie będzie dość niepozorne, bo zwykle izolujemy się, by ugryźć człowieka.
E: A co z nami? Czy my też będziemy się izolować?
B: My możemy zrobić coś lepszego... to będzie wielki finał naszego wieczoru.
B: W każdym razie, nawet jeśli to [przyjęcie] jest tylko z czysto praktycznych powodów, to obiecuję ci, że będziemy mieli udany wieczór.
E: Uśmiechnęłam się. Pomimo dręczącego przeczucia, które nie pozwalało mi zapomnieć o możliwości wpadnięcia na mordercę, podobała mi się perspektywa relaksującej nocy i entuzjazm Beliatha rozgrzał moje serce.
E: Ale gdy odwzajemnił mój uśmiech, zrozumiałam, że coś było nie tak.
E: Nie potrafiłam powiedzieć co dokładnie... ale coś brzmiało nie tak w głosie Beliatha. Trzymał mnie tak mocno/ciasno przy swoim ciele, że mogłam wyczuć, że był... spięty.
E: Nawet więcej jak spięty. Nerwowy.
E: (Co się z nim dzieje? Czy jest jakiś problem?)
- tu mamy wybór w jaki sposób chcemy go spytać, czy coś jest nie tak -
E: Beliath? Czy wszystko jest w porządku? Mam wrażenie, że jesteś... zaniepokojony.
B: Słucham?
E: Brzmiał na bardziej zaskoczonego niż się spodziewałam. Wyczułam, że spiął się jeszcze bardziej. Powoli i delikatnie przesunęłam dłońmi po jego plecach, by go uspokoić.
E: Nie, to nic, to po prostu... to po prostu przeczucie. Ale jeśli mówisz, że wszystko jest w porządku... [to prawdopodobnie nic nie jest w porządku xD]
B: ... Wszystko gra. Nie ma żadnego problemu. Jestem tylko trochę zmęczony i tyle. Nie zwracaj na to uwagi... ale to słodkie, że się martwisz.
E: (Nadal mam wrażenie, że coś go męczy... Muszę być ostrożna. Lepiej jak wrócę na bardziej neutralny grunt.)
E: Beliath... Nadal jest pewien kłopotliwy szczegół.
B: Cóż to jest? Nie mów mi, że nie umiesz tańczyć. Będzie mi bardzo miło cię tego nauczyć, jeśli potrzebujesz.
E: W porządku, zapamiętam to, ale nie o to chodziło. Mam swoją walizkę, ale nie mam żadnego wieczorowego stroju w niej. Albo czegoś trochę elegantszego. I... czy nie będę przez to pasować do wszystkich... jak kwiatek do kożucha?
E: Wróciło do mnie wspomnienie z klubu. Już wtedy czułam się całkowicie nie na miejscu. Nie chcę znowu tego doświadczać.
E: Ale miałam nadzieję, że to przyjęcie pomoże mi zapomnieć o pewnych rzeczach z tamtej nocy, którą spędziłam na śledzeniu Beliatha.
B: Postawię sprawę jasno. Możesz przyjść ubrana w worek na śmieci i nawet wtedy bym pomyślał, że wyglądasz perfekcyjnie. Ale jeśli się tym martwisz, to coś znajdę dla ciebie, nie denerwuj się.
- tu mamy wybór, jak bardzo chcemy się zdziwić komplementem o worku na śmieci xD -
E: Zanim zmartwię się tym, myślę że najpierw podziękuję ci za ten nieoczekiwany komplement.
B: Czy to takie zaskakujące, że uważam cię za atrakcyjną? To, że jestem flirciarzem, nie oznacza, że zmieniłem się w maszynę. Ciągnęło mnie do ciebie już od samego początku. I nie ma zamiaru przestać.
B: Wygląd liczy się dla mnie tylko gdy chcę się zabawić. Ale twój wygląd nie jest jedyną rzeczą, jaka mi się w tobie podoba. To twoja osobowość i determinacja dobrze na tobie wyglądają. Tak długo jak przyjdziesz razem z nimi, to oczy wszystkich będą skierowane na ciebie.
E: Krótki pocałunek na moich włosach towarzyszył jego słowom tak samo zaborczym jak i czułym. Krok po kroczku poznawałam inną stronę Beliatha... Mogłam tylko mieć nadzieję, że na tym przyjęciu pokaże mi jej trochę więcej.
B: Znajdę dla ciebie strój, dobrze? Nie martw się, będziesz wyglądać oszałamiająco.
E: Dobrze... dziękuję.
B: Trochę mi zajmie opróżnienie tego wszystkiego i przygotowanie z pozostałymi [chłopakami] rezydencji. Jeśli chcesz mi pomóc, to możesz dołączyć do Vladimira i pomóc mu przenieść te dość kruche rzeczy.
E: Obawiasz się, że goście przeszukają/splądrują ten dom?
B: Powiedzmy, że ilość alkoholu, jaką zamierzam w nich wlać jest całkiem znaczna. Wolałbym uniknąć spędzenia trzech dni na sprzątaniu i patrzenia jak rezydencja się wali. [wiem, dziwnie brzmi to zdanie, ale tak właśnie Beliath powiedział, nie zmyślam xD]
E: To rozsądne rozumowanie. A co z pozostałymi?
B: Och, nie martw się. Wiem, o co ich prosić, oni już zaczynają się do tego przyzwyczajać. Jeśli chcemy mieć wszystko gotowe na jutro, to i tak nam przygotowania zajmą całą noc. Ale wiesz co? [w sumie to nie wiem, co im szkodzi przesunąć tę imprezę na jakikolwiek inny wieczór?]
E: Beliath palcami przeczesał moje włosy i przez chwilę się nimi bawił, po czym pogładził moją szyję.
B: Najlepsza jest wiedza, że jak już wszystko będzie gotowe, to wezmę prysznic, a potem będę z tobą spał. Jeśli masz na to ochotę... to możemy się poświęcić trochę bardziej prywatnemu tańcowi niż ten, którego chciałbym cię nauczyć jutro...
E: Dłońmi złapałam koszulę Beliatha, gdy złożył kolejny pocałunek na moich wargach, i tym razem rozchyliłam je z zapałem [w sensie, wargi xD], by powitać jego ciepłe usta [w domyśle: język]. Poczułam jak nasze ciała wtuliły się w siebie naturalnie, ogrzewając mój brzuch i wyobrażałam sobie, jak mogły się razem w nocy kołysać w jednym rytmie.
E: Spodziewałam się, że Beliath raczej będzie zachowywał dystans, nie chcąc by nasz związek był powszechnie znany... Miło było widzieć, że jest inaczej.
B: Cóż... To nie tak, że chciałbym się pożegnać, ale gdybym siebie posłuchał, to mógłbym tak tkwić godzinami. Nawet parę pomysłów już przyszło mi do głowy... W każdym razie jeśli jesteś zmęczona, to idź spać przede mną, dobrze?
E: Dobrze... ale...
B: Możesz przyjść do mojego pokoju, jeśli chcesz, ale jeśli wolisz swój, to mi też to pasuje. Zobaczymy się później.
E: Jego wypowiedź zakończyła się ostatnim pocałunkiem. Trwał trochę dłużej, jakby miał nam dać przedsmak tego, co zamierzaliśmy robić później. Gdy odsunęłam się od niego, trudno mi było powstrzymać uśmiech. [no dobra, ale po co miałaby powstrzymywać uśmiech? xD wstydzi się, czy co? albo scenarzystom płacą od słów i potrzebowali coś tu napisać, żeby dostać te 0,5 euro więcej?]
E: Tak... do później...
- robi się ciemny ekran -
E: (Więc, Vladimirze... mam wrażenie, że przez całą noc będę miała problem ze skupieniem się.) [na szczęście oszczędzono nam przestawiania mebli z Vladimirem]
- jesteśmy w pokoju Eloise nocą -
E: Rzadko spałam tak dobrze jak ostatniej nocy. Po obudzeniu się na krótko przed zmierzchem, patrzyłam się na sufit, czekając na Beliatha. Z dłońmi na karku pomachałam stopami w powietrzu, myśląc o tym, co się wydarzyło...
E: Zasypianie wtuloną w szersze i silniejsze plecy niż moje, dość wielkie, żebym mogła się pod nimi schować, dawało mi niesamowite poczucie spełnienia. Przewracanie się na stronę i czucie jak to samo ciało odwracało się razem ze mną, by mnie objąć i przyciągnąć blisko siebie... to było uspokajające. [po samym opisie, to pomyślałabym, że spała z Aaronem XD]
E: Beliath tak mnie przykrył swoim ciałem i obecnością, jakby chciał się do mnie przyspawać. [cóż, spawanie jest mało romantyczne, ale to już lepsze jak fiksacja na flakach] Uczucia, jakie we mnie wywoływał były tak silne, że kompletnie w nich tonęłam. Może to była zła reakcja, może będę pluła sobie za to w brodę...
E: Ale to, czego doświadczałam było tak dobre, że nie mogłam pozwolić, by moje wątpliwości przygasiły to, co czułam.
E: (Zastanawiam się, jak to będzie tej nocy. Biorąc pod uwagę, ile Beliath kupił alkoholu, zakładałam że będzie tłoczno.)
E: (Jestem ciekawa jak pozostali się zachowają w takiej sytuacji. Co do Ethana to już miałam namiastkę... ale w przypadku pozostałych będę miała niespodziankę.)
E: Kiedy usłyszałam kilka krótkich puknięć do drzwi, wyczułam zapach. Od razu wyczułam obecność Beliatha. I znowu zastanawiałam się, czy to miało coś wspólnego z tymi mocami, które miały się u mnie rozwinąć. [oby, bo jeśli Beliath się tak wypachnił, że czuć go aż zza drzwi, to będzie mocno upierdliwe dla wszystkich :v]
E: Co chcesz? [wtf, co tak ozięble? O_o]
B: Eloise, to ja. Mogę wejść? Nie pytam, czy jesteś ubrana... jeśli nie jesteś, to mnie jeszcze bardziej ucieszy.
E: Wybuchłam śmiechem, gdy podeszłam otworzyć drzwi. Beliath wszedł do środka, trzymając w rękach wielką torbę.
B: Dzięki bogu, że nadchodzi zima i noce robią się dłuższe, to nam daje więcej czasu, by się przygotować.
E: "Nam"? Nie jesteś jeszcze gotowy?
B: Lubię robić się na bóstwo, gdy chcę wyglądać dobrze. I pomyślałem, że będzie więcej zabawy, jak zajmiemy się tym razem. Ale zamiast tego spójrz tutaj i powiedz mi, co o tym myślisz.
E: Beliath podał torbę, a ja ją wzięłam. Nie była bardzo ciężka, ale wyglądała na pełną. Zaciekawiona ostrożnie wyciągnęłam jej zawartość na łóżko.
E: Mieszanina kosmetyków do makijażu, pędzli, kremu do ciała, butelki oleju o bursztynowym kolorze i akcesoriów do włosów... ze stłumionym szelestem wysunęła się kaskada czarnego materiału...
B: Mam nadzieję, że ci się spodoba. W każdym razie nie mam wątpliwości, że będziesz w tym wyglądała oszałamiająco. [no tak późno jej to dałeś, że w zasadzie to już nieważne, czy  ta kiecka się jej spodoba czy nie, bo i tak nie ma innego wyboru xD]
- tu mamy wybór, jak zareagować -
E: Więc przyznajesz, że świadomie wybrałeś sukienkę, w której będę wyglądać seksownie? Chodzi ci coś konkretnego po głowie, mój panie? [to na końcu to miała być taka forma grzecznościowa]
B: Może chodzić, ale żeby się o tym przekonać, musisz najpierw ją założyć, moja pani.
B: No dalej, nie każ mi dłużej czekać. Chcę cię w niej zobaczyć.
E: No to zobaczmy, jak ona wygląda...
E: Zamaszystym ruchem rozwinęłam sukienkę i wreszcie mogłam podziwiać jej piękno całkowicie, czując miękkość materiału prześlizgującego się pod moimi palcami.
E: Od razu mi się spodobała. Krój był prosty, ale doskonały w jakości: z dopasowaną talią i rozkloszowaną spódnicą, która wyglądała na kończącą się tuż nad kolanem i prawdopodobnie będzie wspaniale wirowała wokół moich nóg.
E: Choć przód wyglądał na raczej rozsądnie wycięty jak w kimono, to jak ją odwróciłam, odkryłam efektowne wycięcie na plecach. Rękawy również były rozkloszowane i kończyły się tuż nad łokciami.
E: Całkowicie czarna. Na pewno była elegancka, zwiewna i bardzo seksowna.
E: Jest boska! Poczekaj, przymierzę ją...
E: Gdy ściągałam moją koszulę nocną, ukłucie skromności sprawiło, że złapałam jej materiał tuż przed tym jak upadła na podłogę i na chwilę zamarłam w bezruchu, nie wiedząc, co zrobić. Ale zaraz śmiech Beliatha przerwał ten nieco niekomfortowy moment i wziął koszulę z moich dłoni, po czym pozwolił jej opaść wzdłuż moich nóg.
B: Poczekaj, pomogę ci. I nie, to nie jest wymówka, żeby na ciebie popatrzeć.
E: Zaśmiałam się, wreszcie przesuwając ręce, by pozwolić mu udrapować na mnie sukienkę, jak na rzymskim posągu.
E: Przymknęłam oczy, ciesząc się pieszczotą lekkiego materiału i dłoni Beliatha.
E: Przesiąknęłam jego zapachem i słuchałam jego oddechu, gdy jego palce układały sukienkę, wygładzały fałdy na mojej talii, piersi i wzdłuż ramion.
E: Kiedy skończył, jego palce powoli wspięły się po moim kręgosłupie aż do karku. Jego dłoń wsunęła się za mnie. Drugą ręką przesunął po mojej szyi, by odsunąć moje włosy, a potem przyłożył usta do mojej skóry. Wydałam z siebie ciche westchnięcie, cieszą się tym krótkim, delikatnym kontaktem. [mam straszny problem z tą zażyłością między Eloise i Beliathem, bo kompletnie nie kupuję tej eksplozji namiętności i przywiązania; większość takich scen tutaj tłumaczę z taką miną]
E: Otworzyłam oczy, gdy poczułam coś chłodnego na szyi.
E: Co robisz?
B: Jak wyglądałaby piękna kobieta bez biżuterii? [niech zgadnę - jak piękna kobieta bez biżuterii? co wygrałam?] Z tak wyciętym tyłem potrzebowałaś naszyjnika na plecy. Wygląda bardzo ładnie i będzie mnie hipnotyzował przez całą noc.
E: Z uśmiechem na ustach zwróciłam się twarzą do niego. Przesunęłam palcami po nowym prezencie. Wydawało mi się, że to miało trochę większe znaczenie niż to, co Beliath chciał przyznać.
E: Dziękuję...
B: Proszę. W każdym razie to wygląda na tobie niesamowicie, tak jak to sobie wyobrażałem. Czy tym razem czujesz się gotowa na przyjęcie? [a może jeszcze jakiś prysznic, czy coś? XD]
E: Właściwie to niemal czuję się winna, bo jestem... podekscytowana. Wiem, że nie powinnam po takiej tragedii, jaka się wydarzyła, ale... [mówiłam, że szybko zapomni obraz dziewczyny z rozoranym gardłem? XD]
B: Nie. Masz rację. Wierz mi, wywołałem i byłem częścią tylu dram w moim życiu, że wiem, że powstrzymanie się od życia dalej daje tylko więcej mocy temu, kto jest za to odpowiedzielny. Oczywiście nie mówię ci, żebyś była nieczuła... ale zadbaj o siebie. Baw się. Żyj.
E: Hmm... To tak udaje się wam przeżyć, gdy zostajecie przemienieni? ... przez radzenie sobie... z pójściem dalej?
E: Rozmowa poszła w bardziej dramatycznym kierunku, niż się spodziewałam, ale nie wyglądało, by to jakoś zakłopotało Beliatha. Wręcz przeciwnie, zaczął się do mnie uśmiechać z aprobatą.
B: Z pewnością. To mechanizm społeczny, którego uczymy się prędzej czy później, ale w przypadku wampirów staje się istotny. To właśnie to nam pomaga zostawić za sobą swój niepokój... i zacząć żyć.
- tu mamy wybór, co powiedzieć -
E: Jak dla mnie, to jestem tylko Kielichem... Domyślam się, że nie mogę porównywać swojego doświadczenia z waszym... [pewnie się zdziwicie, ale z wyborów jakie się tu ma, Eloise jednak pamięta, że Beliath już się urodził wampirem]
B: Wiesz, nie ma żadnej hierarchii w cierpieniu. Jest ci trudno i ja to rozumiem. Nie będę cię osądzał w tej kwestii, więc ty też sama się nie osądzaj. Radź sobie z tym w swoim tempie. W końcu to się stanie [w sensie, że sobie z tym poradzi], nawet jeśli wydaje ci się to teraz niemożliwe.
E: W każdym razie zapomnienie na jedną noc o wiszącym nad nami zagrożeniu zrobi mi dobrze. Wszyscy tego potrzebujemy... i... cieszę się, że mogę tego doświadczyć z tobą.
B: A ja się cieszę, że mogę zobaczyć jak się otwierasz i rozkwitasz. Wiem, że jestem częściowo odpowiedzialny za twój trudny start tutaj. Więc jeszcze milej mi widzieć, że cieszysz się tym samym co ja.
E: Cóż, więc zostaje mi już tylko ułożyć włosy i się umalować. [serio? a prysznic? XD]
B: To nie bądź zła za to, że będę używał twojej toaletki, bo też muszę się przygotować.

- tu mamy wybór jak to skomentować -
E: Cóż, wątpię by moja opinia była przydatna, biorąc pod uwagę twoje doświadczenie... ale jeśli chcesz, żebym ci pomogła albo wstydliwie cię komplementowała...
B: Hej, hej. To byłoby sprawiedliwe, ale nie martw się, jestem weteranem. Ale jeśli chcesz opowiedzieć mi znowu jak bardzo podoba ci się moje atletyczne ciało i jak bardzo jestem w twoim typie... to nie krępuj się.
E: Słyszałeś to?!
B: W pościeli zawsze zamieniam się w słuch. I w każdym razie to, że jesteś taka ekspresywna, to dla mnie czysta rozkosz.
E: No dobra, lepiej skończmy już na tym albo się spóźnimy!
E: Ale kiedy zebrałam wszystkie kosmetyki na toaletce i zaczęłam się szykować, to nie mogłam się powstrzymać przed podniesieniem buteleczki, zaciekawiona bursztynowym płynem jaki zawierała.
E: A to jest do czego?
B: Olejek do masażu. Zaplanowałem parę przyjemności na zakończenie nocy...
E: Musiałam przygryźć wargę, żeby Beliath nie zauważył w moim odbiciu, że się uśmiecham...
E: Byłam w błędzie, że się tak wystrzegałam tego przyjęcia. Bardzo dobrze się zaczynało.
- wychodzimy na korytarz -
E: Przez pewną sytuację z balsamem do ciała, przygotowanie się zajęło nam trochę dłużej niż planowaliśmy, ale Beliath uspokoił mnie, że Vladimir przejął rolę gospodarza. Biorąc pod uwagę hałasy, jakie się niosły z parteru, musiał się zebrać spory tłum.

E: Beliath, nieskazitelny w jednym ze swoich tak charakterystycznych białych strojów, już sprawiał wrażenie będącego w swoim żywiole.
B: Gotowa by tam iść, kochanie?
E: Za tobą, mój panie!
- schodzimy na dół do holu -
E: (O rany.)
E: Hałas, który słyszałam z góry był bardziej niż usprawiedliwiony.
E: Pomieszczenie było całkowicie zapchane; przyjęcie już trwało w najlepsze, w rytmie krążących alkoholowych drinków i muzyki ożywiającej rezydencję. To był pierwszy raz, gdy słyszałam tu jakąś muzykę. To wspaniałe otoczenie połączone z tym nowoczesnym akcentem wywoływało we mnie dziwne wrażenie.
B: Nieźle, co? DJ z Moondance regularnie wysyła nam playlisty, które tworzy. [nie wiedzieć czemu od razu przyszło mi do głowy, że ten ich DJ nazywa się Stachursky] Chodź, napijmy się. Chcę sprawdzić u Vladimira, czy wszystko poszło gładko albo przynajmniej dać mu szansę do woli ponarzekać.
E: Wsunęłam dłoń w dłoń Beliatha, gdy przebijaliśmy się przez tłum. Czułam się trochę zdenerwowana. To był pierwszy raz, gdy pokazywaliśmy się publicznie tak otwarcie i miałam wrażenie, że wszyscy na nas patrzyli.
B: O, tutaj jest. Hej, Vlad!
- pojawia się przed nami uśmiechnięty Włodek -
E: (Cóż, to zabawne, bo myślałam, że będzie wyglądał na kompletnie zagubionego, ale wygląda na to, że świetnie sobie radzi jako gospodarz...) [*przewraca oczami*]
V: I oto jesteś, w końcu. Ale domyślam się, że nie powinienem być zdziwiony.
B: Hej, zorganizowałem to przyjęcie, w wyniku czego stałem się najfajniejszym facetem i tym, który udaje trudnego do zdobycia. [yyy, ale to tak apropo czego, bo oślepiona tą jego białą klatą chyba zgubiłam wątek] Poza tym, czy wszystko jest w porządku?
V: Na razie nie ma czego krytykować. Jest wszystkiego po trochu, znajome twarze i ludzie o których się tylko słyszało. Piją, tańczą i flirtują. Więc na razie można powiedzieć, że to sukces. Eloise, jeśli mogę, to ta sukienka naprawdę ci pasuje.
E: Dziękuję!
E: Lekkie drgnięcie Beliatha sprawiło, że spojrzałam w jego kierunku. To było wręcz niewidzialne, ale czułam to, pomimo jego perfekcyjnie udawanego uśmiechu...
E: Przejaw zazdrości?
B: Może rozgrzejmy się z jedyną dziewczyną, do jakiej udało ci się dzisiaj zbliżyć, Vlad? [zdanie niepewne, bo nie jestem pewna, co dokładnie Beliath tu miał na myśli]
V: Pochodzę z czasów, gdy uwodzenie było sztuką, której nigdy byś nie opanował, mój przyjacielu. W każdym razie, jeśli cię to interesuje, to Aaron właśnie zwolnił Ethana. Już spędza czas z dziewczynami.
B: A co z Ivanem i Raphaelem?
V: Raphael wybrał atmosferę panującą w Saloniku i myślę, że widziałem, jak Ivan do niego dołączał.
B: Nie zapomnij mieć na niego oko. Jest z nim lepiej, ale...
V: Tak, też wiem, jak to jest. Wszyscy musimy mieć na niego oko, ale Raphael będzie wiedział, jak sobie poradzić.
B: Więc na ten moment wszystko jest dobrze. Zrelaksuj się i baw się dobrze, Vlad, nie bądź taki spięty, bo to szybko się nudzi. Eloise, przynieść ci drinka?
V: Chciałbym najpierw z nią porozmawiać. Możesz zostawić nas samych?
E: Spojrzałam zaskoczona na Vladimira i nie byłam w tym jedyna. Beliath wydawał się znowu zdenerwowany i poczułam lekki nacisk z tyłu. Spontanicznie położył dłoń na moich plecach i czułam jak między palcami miętosił materiał sukienki. [chyba już zapomniano, że Eloise ma głęboko wycięte plecy w sukience] Uśmiech pojawił się na jego ustach.
B: Jasne. Zobaczymy się później, Eloise. Jeśli będziesz mnie szukać, to będę zastępować Vladimira jako gospodarza. Nasi goście prawdopodobnie wyjdą na górę.
E: Ledwie otworzyłam usta, by odpowiedzieć, ale Beliath od razu mi przerwał, nagradzając mnie natarczywym pocałunkiem, którego nie potrafiłam nie odwzajemnić. Gdy otworzyłam z powrotem oczy, już odchodził. Co do Vladimira, to potrząsał głową.
V: Przepraszam, myślę, że go zdenerwowałem, ale wolałem porozmawiać z tobą bez jego towarzystwa. I jeśli mogę... to nie jest zbyt dyskretny.
- tu mamy wybór czy chcemy spiąć zad o to odesłanie Beliatha czy nie -
E: Nie ma problemu, złapię go później. Jeśli chcesz ze mną porozmawiać na osobości, to musi być ważne.
V: W każdym razie dla mnie takie jest. I myślę, że dla ciebie również. Muszę z tobą porozmawiać o kierunku, jaki przybiera twoja relacja z Beliathem.
E: Słucham?!
E: Myślałam, że brak reakcji na zmianę w mojej relacji z Beliathem była dziwna. W taki czy inny sposób powietrze koniecznie musiało zostać oczyszczone.
V: Posłuchaj, to że tego nie komentowaliśmy, nie oznacza, że nie rozmawialiśmy o tym między sobą. Wszyscy cię lubimy, więc nie mam żadnej przyjemności z tego, co mam do powiedzenia, ale... na litość boską, czy ty tak na poważnie? Ty... nie wiem, jak to powiedzieć. Czy ty i Beliath jesteście parą?
E: (Myślę, że coś innego miał na koniuszku języka. Ethan prawdopodobnie powiedziałby bardziej dosadnie.)
- tu mamy wybór między "tak" a "być może" -
E: Czy to nie oczywiste? Tak, Beliath i ja jesteśmy ze sobą od niedawna, tak jak to zauważyliście. I mam nadzieję, że nie porównujesz mnie z typowymi blondynkami, z którymi wcześniej bywał.
V: Właściwie to na tym polega problem. Beliath tak naprawdę nigdy nie "był" z żadną dziewczyną. To znaczy, spotykał się z kilkoma, ale nigdy na dłużej się nie związał, bo to było zbyt ryzykowne i kierowała nim jedynie chęć łatwego pożywienia się.
E: Przepraszam, ale szczerze mówiąc jako jego Kielich, nie ma z tym problemu. Powód przez który się do siebie zbliżyliśmy to nasza sprawa, ale mogę ci powiedzieć, że to jest szczere.
V: Wasz związek się zacieśnił po tym jak cię zaszantażował do zostania jego jedynym źródłem pożywienia... [DZIĘKUJĘ, W KOŃCU KTOŚ TO POWIEDZIAŁ NA GŁOS]
E: To znaczy?
V: Proszę, nie wrabiaj nas w rolę złych gości, którzy chcą sabotować wasz romans. [w sumie to jestem ciekawa, czy Rafcio też się zalicza do tej grupy niezadowolonych, skoro tak właściwie to on pchnął Eloise w ramiona Beliatha XD]
V: Wszyscy wiemy jaki jest Beliath, pomimo jego zalet. Wybacz, że jestem taki bezpośredni, ale muszę to powiedzieć: on jest niezdolny do bycia z kobietą.
E: Och, ponieważ wiesz już wszystko, co można wiedzieć na ten temat? Czy próbowałeś na nim swojego uroku i cię odtrącił? [ale by się zdziwiła, jakby powiedział "nie, to on przystawiał się do mnie" xD]
V: W każdym razie widzę, że szybko się na tobie odcisnął. [w sensie, że ma na nią wpływ] Ale nie możesz być tak naiwna. Dobrze wiesz, że to ma sporą szansę skończyć się źle, czyż nie?
- tu mamy wybór jak zareagować -
E: Vladimirze, nie jestem tak próżna by myśleć, że jestem wyjątkowa albo że uda mi się go zmienić. Po prostu wiem, że coś się między nami wydarzyło, coś silnego, co doprowadziło nas do bycia razem. I nam obojgu to się podoba.
V: I to wszystko, czego chcesz? Co się stanie, gdy to "coś" zniknie i Beliath odwróci się od ciebie?
E: A kto powiedział, że to się stanie?!
V: Bo Beliath taki jest! Znudzi się, sprawi, że będziesz cierpiała, wróci do spotykania się z innymi kobietami i odwróci się do ciebie plecami. Możesz to przerwać, zanim zrobi się naprawdę źle!
V: Przede wszystkim jesteś jego Kielichem,nieważne co się stanie, nigdy nie będziesz mogła się go pozbyć. Czy chcesz być przywiązana do mężczyzny, który będzie cię wykorzystywał?
E: Tak czy inaczej to tylko moja sprawa. Fakt, że się o mnie martwisz jest poruszający, ale nie zamierzam zostawić Beliatha na podstawie twoich przypuszczeń.
V: Mimo to musisz przyznać, że jest czym się martwić.
E: Oczywiście, nie jestem głupia! Ale wiem, co widziałam u Beliatha. Co mi powiedział... co się wydarzyło...
E: Naprawdę miałam nadzieję, że się nie zarumieniłam.
E: Na razie chcę mu zaufać. Może jestem w błędzie, ale tak to już jest.
V: Rozumiem. Nie mogę cię powstrzymać przed zrobieniem tak, albo podstawić ci pod nos więcej dowodów.
V: I w tym wypadku domyślam się, że nie przeszkadza ci to, że Beliath tam tańczy z piękną, młodą dziewczyną?
E: Odwróciłam się szybko, w kierunku, który Vladimir wskazał laską.
E: Od razu zobaczyłam, o czym mówił.
E: Kolejna piosenka ze skocznym rytmem właśnie się zaczęła i pośród tłumu jedna para wyraźnie się wyróżniała od pozostałych.
E: Przystojny ciemnowłosy mężczyzna ubrany całkowicie na biało [ciekawe, kto to może być][tak jakby nie dało się od razu napisać, że to Beliath] wirował wokół kobiety o oliwkowej skórze, ubranej ciasno dopasowaną niebieską sukienkę, która podkreślała jej długie nogi i ciemne, falowane włosy.
E: Była tak zmysłowa i czarująca, że nawet ja chciałabym ciągle patrzeć na jej taniec... Gdyby nie była przyklejona do mężczyzny, który całował mnie pięć minut wcześniej.
V: Ale może macie jakąś umowę?
E: Małostkowość, która zupełnie nie pasowała do Vladimira, zdecydowanie mnie wkurzyła.
E: Nie rozumiałam, w jaką grę grał Beliath, ale w tej chwili nie miałam ani ochoty, ani cierpliwości, by pójść do niego i otrzymać wyjaśnienie.
E: (Co to za gra? Czy przez Vladimira próbuje wywołać we mnie zazdrość? Albo za bardzo tkwi w swoich przyzwyczajeniach, by zrozumieć, że nie zaprasza się do tańca innej dziewczyny tuż pod nosem swojej partnerki? Albo...)
E: (Nie, nie chcę wierzyć, że Vladimir ma rację. Nie tak szybko i nie w taki sposób. To byłoby absurdalne.)
E: Ale dowód był przede mną i stąd gdzie stałam, mogłam wyraźnie podziwiać entuzjazm, z którym partnerka Beliatha ocierała się o jego plecy i biodra, bez odrywania od niego wzroku. Pomimo jego wielkiego uwodzicielskiego uśmiechu, miałam problem ze stwierdzeniem, czy on jej odpowiadał [na te zaloty] czy nie.
V: Przepraszam, to było małostkowe. Nie wiem, czy powinienem ci powiedzieć, że przepraszam... ale przyznaj, że z jego strony to nie jest zbyt eleganckie.
E: (Chyba śni, jeśli mu się wydaje, że będę czekała jak grzeczna dziewczynka na jego powrót. Ciekawe, jakby zareagował, gdyby mnie również zobaczył na parkiecie...)
- tu mamy wybór, czy chcemy eskalacji konfliktu i zaprosić do tańca Włodka, czy potańczyć samej. -
E: (Szczególnie jak zobaczy, że tańczę sama, nie potrzebując nikogo, by się dobrze bawić. Ani jego, ani zwracana na siebie uwagi jak jego dziewczyny.)
E: (Minęły już dni, gdy bardzo potrzebowałam kogoś. To, że z nim jestem, nie oznacza, że bardzo go potrzebuję.)
E: Przepraszam, Vladimirze, ale naprawdę chciałabym potańczyć i podoba mi się ta muzyka. Może porozmawiamy później?
V: Słucham?! Masz na myśli, że zamierzasz iść... Pomyślałem... może chcesz, bym poszedł z tobą?
E: Widząc niemal wystraszone spojrzenie Vladimira, przypadkowo się zaśmiałam. Żeby nie zranić jego uczuć, usmiechnęłam się do niego i przyjacielsko pogładziłam jego ramię, kiwając głową.
E: Nie, dziękuję, Vladimirze. To nie tak, że kwestionuję twoje umiejętności... ale chcę potańczyś sama. Rozumiesz?
V: Och... cóż... domyślam się, że powinienem po prostu powiedzieć "baw się dobrze"? I... przepraszam, że jestem raczej przeciętnym potencjalnym partnerem do takiego rodzaju tańca.
E: Nie przepraszaj. Zapewniam, że nie potrzebuję nikogo do tańca.
E: Przez ryzyko, że przegapię całą piosenkę, nie chciałam już kontynuować tej rozmowy. Pomachałam do Vladimira, wzięłam głęboki oddech, aby powstrzymać mój grożący wybuchem gniew... i wślizgnęłam się w tłum, ale mimo wszystko... byłam trochę zaniepokojona.
E: Działałam instynktowanie, ale czy naprawdę byłam w stanie poradzić sobie sama? Nie byłam zbyt dobrym tancerzem. Moje doświadczenie organiczało się do Moondance i małych imprez w sierocińcu. Innymi słowy... to niezbyt wiele.
E: Ale moje wątpliwości zaczęły znikać, gdy wreszcie się skupiłam na tym, by spróbować.
E: Ponieważ, ku mojemu zdumieniu...
E: To było tak, jakby ruchy przychodziły same... [pewnie się zaraz okaże, że taniec to też supermoc Kielicha]
E: (Właściwie to myślę... że to mi się podoba.)
E: To nie tak, że naprawdę w to wierzyłam. Wykorzystałam ten instynkt na parkiecie, sama ze swoim gniewem, który przemieniał się w energię, moje wątpliwości zaczęły się zmieniać w pewniki, a moje wahania... stawały się moją siłą.
E: Coś się we mnie zmieniło. Byłam bardziej świadoma siebie. Mojego ciała. Moich ruchów. Sposobu, jak układałam ręce. Nogi. Biodra. Moje całe ciało... [czy ona tańczy do "Mam tę moc" z Krainy Lodu, czy innej w tym typie solówki księżniczki Disneya, że tak nagle się przemieniła?]
E: Czułam się piękna w tej sukience, czułam się pożądana. I świetnie się bawiłam w rytmie tej żywej piosenki, która sprawiła, że się ruszałam, że pokazywałam wszystkim, że przerażona dziewczyna, która przybyła do tej rezydencji wiele tygodni temu, zniknęła. [a może to jednak piosenka z Mulan?][swoją drogą chciałabym teraz, żeby na chwilę zmieniła się perspektywa i ktoś inny by opowiedział, jak ten cudowny wg Eloise taniec, wygląda w rzeczywistości xD, czuję, że to byłby idealny materiał na mema w stylu "expectations vs. reality"]
E: I nie oszukiwałam się. Ponieważ jeśli byłam w stanie utopić moje strachy i czuć się tak dobrze, tak energetycznie, taka silna w tej chwili... To zawdzięczam to mężczyźnie, który mnie taką zobaczył. Mężczyźnie, który pokazał mi to wszystko, czego sama nie widziałam. [już mi nawet nie chce się szukać gifów na przewracanie oczami]
- pojawia się jakiś nieznany cień -
???: Hej, kochanie, czy chciałabyś dokończyć tę piosenkę razem ze mną? Jeśli masz na to ochotę, to mogę cię też poprosić o następną... [tzn. piosenkę]
E: Odwróciłam się, ale ledwo zerknęłam na mężczyznę, który do mnie podszedł. Jego głos był przyjazny i uśmiechnęłam się do niego grzecznie.
E: Ale odwróciłam wzrok, by się zanurzyć w zakończeniu piosenki. Melodia narastała [tzn. crescendo] i chciałam to zakończyć z pluskiem. [serio, nie mam pojęcia, co Eloise miała na myśli z tym pluskiem; sprawdziłam w słowniku oryginalnie użyte tu słowo, tzn."splash", ale nie ma ono żadnego znaczenia, które by tu pasowało; pomyślałam potem, że to może idiom, ale też nie! być może tu nawalił francuski tłumacz] To bardzo niegrzeczne "kochanie" przypomniało mi o kimś innym. Jedynym, którego chciałam usłyszeć...
E: (O rany... Beliath... obyś miał naprawdę dobre wytłumaczenie...)
E: (Ponieważ czy tego chcę czy nie... naprawdę się w tobie zakochałam.) [ta druga część zdania to moja luźna interpretacja, bo Eloise dosłownie mówi "bo zaszedłeś mi za skórę", ale w polskim to ma raczej negatywny wydźwięk, a znalazłam w angielskim przykłady użycia tej frazy jako wyrażenie uczucia/miłości, więc zdecydowałam się tak to przetłumaczyć]
- ni stąd ni zowąd na ekranie wyskakuje Beliath -
B: Eloise!
E: Muzyka zanikła w zamieszaniu, jakie powstało przez podekscytowane rozmowy wszystkich czekających na następną piosenkę, która mogła się zacząć w każdej chwili. Zatrzymałam się, by się odwrócić i zobaczyłam Beliatha idącego przez środek tłumu. Miał srogi wyraz twarzy.
E: Powitałam go z wielkim uśmiechem, po czym wycofałam się szybko z tłumu, machając do mojego chwilowego tanecznego partnera, bym mogła pobyć z nim trochę na osobności [w sensie z Beliathem chce pobyć na osobności, nie z tym gościem z parkietu xD]
E: Ale nawet nie miałam czasu, by poczekać na odpowiedź [chyba odmachanie tego gościa? Oo], bo Beliath złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę.
E: Mój plan się udał. [a kiedy go wymyśliłaś, lol?]
E: Wydawał się niesamowicie zdenerwowany.
B: Możesz mi powiedzieć, o co tu chodziło?
- ILUSTRACJA -
E: Energicznie pociągnęłam moją rękę. Ta scena przypomniała mi tę z Moondance. Ale tego wieczoru nasza relacja nie była już taka sama. Moja złość była inna.
E: I przede wszystkim czekałam, aż Beliath się wytłumaczy.
E: To szczęśliwy zbieg okoliczności, bo zamierzałam zadać ci to samo pytanie odnośnie twojej partnerki do tańca. Ponieważ poważnie, Beliath, staram się nie wściec i nie powiedzieć sobie, że jesteś po prostu prymitywnym dupkiem, ale przychodzi mi to z trudem.
B: Że jestem... słuchaj, chciałem cię ostrzec, ale Vladimir pokrzyżował mi plany, więc to się trochę skomplikowało! [rozumiem, że jak się robiłeś na bóstwo w jej pokoju, to nie było czasu, by ją uprzedzić, że będziesz świrował na przyjęciu? rany, co było tak zajmujące? jaja sobie depilował pęsetą, czy co?]
E: Och, proszę cię, żartujesz sobie? Teraz to będzie moja wina, że poderwałeś pierwszą lepszą ciasną sukienkę, jaka się nasunęła? Myślisz, że jakbyś mnie ostrzegł, to mógłbyś się tu zachowywać jak przy szwedzkim stole?
B: To nie jest miejsce, by o tym rozmawiać, nie masz nic przeciwko, żeby pójść za mną, proszę? I proszę, zachowuj się, jakby wszystko było w porządku.
E: Zamierzałam mu odburknąć, ale nagle poczułam się zaalarmowana. Przemieniona przez instynkt, obróciłam się, by spojrzeć na tłum.
E: Żołądek podszedł mi do gardła.
E: To było krótkie, mogłam tego nawet nie zauważyć.
E: Ale w cieniu rogu pokoju, mignęły mi płaszcz Ethana, jego białe włosy, szeroki uśmiech kobieciarza... i posągowa kobieta ze skórzanymi skrzydłami, smukłymi rogami, zajęta odpowiadaniem mu [w sensie Ethanowi], zarzucając włosami i kołysząc biodrami.
E: Nie zauważyła mnie, ale moje moce Kielicha wydawały się ją sklasyfikować jako permanentne zagrożenie, na które musiałam ciągle uważać.
B: Zanim spytasz, to tak, to jest związane z nią. Nie masz nic przeciwko, by teraz pójść?
- tu mamy wybór, czy chcemy już tutaj się oburzyć, czy poczekać z tym, aż gdzieś pójdą -
E: ... dobrze. Obecnie im dalej będę od tej dziewczyny, tym lepiej będzie mi się oddychało. Gdzie chcesz iść?
B: Salonik nie jest taki zatłoczony, tam będzie najłatwiej.
E: A może pójdziemy na górę? Będzie bardziej dyskretnie...
B: Nie chcę jej tracić z oczu albo być za daleko, jeśli coś się wydarzy. Chodź, wytłumaczę ci... albo raczej, wyjaśnimy sobie wszystko nawzajem.
E: (Mam nadzieję, że to przyjęcie skończy się lepiej, niż się zaczęło...)
- przenosimy się do Saloniku, tzn. salki z kominkiem -
E: To tyle, jeśli chodzi o "nie taki zatłoczony"...
B: Lepsze to niż nic. Większość osób tutaj jest po to by odpocząć, więc nie będą na nas zwracać uwagi. [um, mam problem z drugim zdaniem, bo tam gdzie dałam "odpocząć", Beliath używa slangowego określenia na uprawianie seksu xD i generalnie jestem w stanie uwierzyć, że na takim dużym przyjęciu ludzie chowają się po kątach na seksy, ale to nijak nie pasuje do dalszych linijek :v, także prawdę powiedziawszy, nie mam pojęcia, co tu miał na myśli Beliath xD][jeśli jednak chodziło o seks, to mam nadzieję, że się zabezpieczają, żeby potem któraś laska nie wyszła na głupa, twierdząc, że się jej przydarzyło niepokalane poczęcie]
E: Widziałam Raphaela siedzącego w fotelu, prowadzącego rozmowę z wyglądającą nieśmiało dziewczyną, która spijała wszystko, co mówił. Może [Raphael] spędzi dzisiaj miły wieczór. Nie widziałam nigdzie w pobliżu Ivana... [pytanie do osób, które już widziały netflixowego Wiedźmina - kojarzycie taką scenę, gdy Yennefer siedzi pośrodku wielkiej orgii? jeśli Beliath naprawdę miał na myśli, że do Saloniku ludzie przychodzili na seks, to właśnie wyobrażam sobie tę scenę z Wiedźmina, ale z Rafciem na miejscu Yennefer i co najlepsze - pasuje mi tam! xD]
B: Chodź, usiądźmy, tu jest ciszej.
E: Może przestać być [ciszej] w ciągu pięciu minut, w zależności od tego, co mi powiesz.
B: Jesteś zdenerwowana, załapałem. Teraz usiądź.
E: Usiadłam dość niechętnie. Obawiałam się tego, co usłyszę.
B: Zanim wyłożę karty na stół, chciałbym wiedzieć, co cię napadło. Dlaczego to zrobiłaś? By mnie ukarać? Co sobie myślałaś?
E: Nie, to nie było po to, by cię ukarać, ale wierz mi, że mogłam to zrobić. Ale wiesz co? Niekoniecznie cię potrzebuję, by dobrze się bawić i spędzić miło czas.
B: Bo zauważyłaś, że ja się dobrze bawiłem z tamtą dziewczyną, czyż nie?
E: Czy zamierzasz twierdzić, że było inaczej? Próby ułagodzenia mnie gadką są bezcelowe, bo ona owijała się wokół ciebie jak anakonda, była wygłodniała i ty się jej podobałeś.
B: I z pewnością dała mi to do zrozumienia. Ale w skrócie, rzuciłaś się w ten tłum sama, żeby... wysłać mi wiadomość? Bo muszę wyjaśnić jedną kwestię. Nie byłaś taka samotna, gdy cię znalazłem.
E: Czy to moja wina, że jakiś gość chciał mnie poderwać? Sama kogoś takiego nie szukałam. Ale teraz wiemy, że są też inni mężczyźni, którzy uważają, że jestem atrakcyjna.
B: Masz na myśli, że chcesz być atrakcyjna dla innych mężczyzn?
- tu mamy wybór jak zareagować -
E: Nie wiem, czy przemawia przez ciebie twoja zazdrość, czy twoje ego... albo może twoje uczucie do mnie, ale odpowiedź oczywiście brzmi "nie".
E: Szczerze, Beliath! Czy ty myślisz, że tacy goście mogą się z tobą równać?
B: Ja... Posłuchaj. Nie lubię tego mówić... Zachowaj to dla siebie, ale po raz pierwszy się zastanawiałem...
B: Rany, nie chcę cię stracić, tym bardziej dla takigo faceta jak tamten! [och, czyli jednak przemawia przez niego męskie ego xD]
B: Przynajmniej od razu wyjaśnię tę sprawę: nie zacząłem tańczyć z tamtą dziewczyną, by ją sobie ciebie zastąpić, albo by ją poderwać!
E: Więc co u diabła z nią robiłeś?
E: Poczułam ulgę [dosłownie: rozkwitła we mnie ulga]. Nie byłam jeszcze do końca uspokojona... ale chciałam wierzyć w Beliatha i w jego szczerość w tej sprawie.
E: Beliath rozejrzał się po pokoju, ale przedtem spojrzał w stronę drzwi. Jego twarz była beznamiętna. Zamierzałam go spytać, czego szukał, ale znowu skierował na mnie wzrok i ściszył głos, a jego wyraz twarzy stał się ponury.
B: Bo nawet jeśli chciałbym się z tobą pokazać publicznie, to jeśli za bardzo cię wyeksponuję, to wystawię cię na ryzyko. Wielkie ryzyko.
E: Słowa wróciły do mojej głowy. Zielone oczy i czarujący uśmiech na pięknej twarzy pojawił się tuż przed moimi oczami.
E: Beliath... czy to chodzi o tą kobietę? [w sensie Leandrę] Czy to to? Powiedziałeś mi, że to ma z nią coś wspólnego.
B: Tak, to przez nią. Jest tutaj, by mnie obserwować albo coś w tym stylu. Nie mogę ci o tym zbyt wiele powiedzieć... i pomyślałem, że tak będzie mniej konsekwencji, ale...
E: Ale co?! Najpierw pojawia się w twoim pokoju, jest niesamowicie przyjacielska, i teraz mi mówisz, że jestem...
B: W niebezpieczeństwie. Ponieważ każda kobieta, z którą mógłbym spotykać się dłużej, mogłaby skończyć na celowniku Leandry.
E: Leandra. [kto wie, może właśnie dla tej linijki Beliath na początku odcinka nie zdradził tego imienia? aż mi wstyd, że się czepiam, jaka ta gra jest nieprzemyślana, bo to jawny dowód, że jest przemyślana aż za bardzo!]
E: Odtąd ta istota miała imię, imię, które się wymsknęło Beliathowi. Zobaczyłam, że ugryzł się w język, jakby ze złości, że wygadał tak ważną informację.
E: Więc jej imię to Leandra... [tak w zasadzie, to czy ta informacja ma wpływ na coś więcej jak komfort psychiczny Eloise? serio, czego Beliath się boi, co niby Eloise mogłaby zrobić z tym imieniem? przecież i bez jego znajomości mogłaby spróbować o nią wypytać chłopaków, a oni i tak niczego by jej nie wyjaśnili, bo nie i już xD]
- tu mamy wybór z której strony poruszyć ten temat -
E: Ale dlaczego ona jest... niebezpieczna? Co mogłaby mi zrobić? ... Poczekaj, czy ona chce cię skrzywdzić?
B: Nie! Nie, mi nic nie zrobi. I... nie martw się o mnie. To ciebie Leandra ma na oku; muszę cię trzymać z dala od niej.
B: Jeśli Leandra odkryje naturę moich uczuć do ciebie, to obawiam się, że spróbuje cię złapać albo zniszczyć cię, by zabrać cię ode mnie. I wierz mi, że jest naprawdę niezła w tym rodzaju gier. Lepsza niż ja.
E: Słyszenie, że Beliath przyznawał się do bycia pokonanym, było tak ogłuszające, że po raz pierwszy zaczęłam się bać. Jeśli nawet on uważał ją za bardziej utalentowaną...
E: Więc ta dziewczyna...
B: Była po to, by ją zmylić [w sensie Leandrę]. Chcę, żeby Leandra myślała, że tobą manipuluję, tak jak już myślą pozostali. To pierwszy raz, gdy zła opinia innych o mnie okazuje się całkiem przydatna.
E: Pomimo swobodnego tonu, usłyszałam w jego głosie pewną cierpkość. Nie to, że dbał o opinie innych, ale wydawało mi się, że w tej szczególnej kwestii... Był zirytowany, że wszyscy myśleli, że to co nas łączyło było jedynie efektem jego złej woli.
B: Wiem, że to brzmi jak parszywa wymówka. Nie zmuszę cię, żebyś mi uwierzyła. Nie podam ci tony daremnych szczegółów, żeby zmniejszyć to, co zrobiłem.
B: Nie chciałem cię zranić... przepraszam.
E: Beliath... oczywiście, że sobie wyobrażałam nie wiadomo co, czego się spodziewałeś? Zresztą ty też [wyobraziłeś sobie nie wiadomo co], gdy zobaczyłeś, że tańczę.
B: To prawda. I kiedy zobaczyłem cię z innym mężczyzną... Miałem ochotę wziąć krzesło i rozbić je mu na głowie. [to chyba miało być romantyczne, a wyszło co najwyżej niezdrowo]
E: Spojrzałam na niego zaskoczona. Nawet jeśli jego głos pozostawał spokojny, to w jego tonie zdecydowanie słyszałam wściekłą zazdrość. Zaciśnięta w pięść dłoń Beliatha, jego spięte ciało, srogi wyraz twarzy... dostarczyły mi informacji, na które liczyłam.
E: Tak, zależało mu na mnie. [POWAŻNIE?! ze wszystkich wniosków, do jakich mogłaś dojść przez to wyznanie, doszłaś właśnie do tego?! jprdl, będę musiała to potem rozchodzić]
E: Dostatecznie, by być zazdrosnym. Dostatecznie, by również cierpieć po zobaczeniu mnie z kimś innym blisko. Co do jego zachowania... miałam swoją odpowiedź.
E: I strach, który we mnie zaszczepiła Leandra powiedział mi, że jego odpowiedź [Beliatha] była szczera.
E: Więc... dla Leandry... Czy to znaczy, że taka sytuacja może się znowu wydarzyć? Że będziesz musiał szukać kogoś innego, że będziemy musieli się zachowywać, jakby wszystko było w porządku?
B: Musimy być ostrożni. Ochrzaniłem pozostałych, więc będą dyskretni i nie będą za dużo komentować tej sytuacji. Ona ma oczy i uszy wszędzie. Spróbuję nakłonić ją do odejścia. A tymczasem...
E: Będziemy się ukrywać jak złodzieje.
E: Nie było szans, żebym tym razem powstrzymała moje rozgoryczenie. To przyjęcie było dalekie od tego, na co liczyłam.
E: Beliath uniósł dłoń do mojej twarzy. Potrząsnął głową, a jego mina była poważna.
B: To nie zmienia tego, co do ciebie czuję. Eloise... to nie będzie trwało wiecznie [w sensie, ta obecność Leandry, nie ich związek XD]. Nie mam żadnej przyjemności z tej sytuacji. Wręcz przeciwnie coraz bardziej cieszę się możliwością łączenia z tobą sił i stawania razem przeciwko światu. Więc... bądź cierpliwa. Przyrzekam, że naprawię to i cię ochronię.
E: Dłoń Beliatha łagodnie pociągnęła mnie w jego stronę, zapraszając do dołączenia do niego, jeśli tylko miałam na to ochotę.
E: Nie opierałam się długo. Wiele pytań o tę diaboliczną kobietę pozostawało bez odpowiedzi... ale co do reszty... to wiedziałam na czym stoję.
E: Przeniosłam się z mojego krzesła na kolana Beliatha. Od razu objął mnie ramionami i przytulił mocno. Skuliłam się przy nim, skrzyżowałam ręce na jego klatce piersiowej [? Oo] i przytuliłam do niej twarz, otoczona jego obecnością.
E: Jego długie włosy opadły na moją twarz, gdy gładził moje, a na końcu złożył długi, natarczywy pocałunek na czubku mojej głowy.
E: Atmosfera w Saloniku nie miała nic wspólnego z rozelektryzowaniem z Salonu/holu. Muzyka tutaj była delikatna, cicha... Widziałam jak Raphael tańczył ze swoją partnerką. Nawet Ivan, którego nie dostrzegałam wcześniej, wydawał się tańczyć z młodą dziewczyną. Było... spokojnie. [to pomieszczenie nie jest aż tak duże, żeby przegapić Ivana, a potem nie mieć pewności, co robi ze swoją partnerką, no bez jaj xD]
E: Nie miałam potrzeby rozmawiania, czułam się dobrze w ramionach Beliatha pomimo nowego zagrożenia, które wyłoniło się nad nami, nade mną. Ale tej nocy przyszłam, by się cieszyć mężczyzną, przy którym czułam się komfortowo. I cieszyłam się tym momentem w pełni.
E: Dopóki okrzyk bólu i rozpaczy nie przebił naszej bańki bezpieczeństwa. Okrzyk, który zmroził mi krew w żyłach.
E: Ale... ?!
B: Nie może być! Zostań tutaj!
E: Odwróciłam szyję, by zobaczyć, co się dzieje, gdy Beliath zeskoczył ze swojego siedzenia. [przypominam, że Eloise siedziała mu na kolanach XD] Zamieszanie nasilało się: pozostali też próbowali się dowiedzieć, skąd pochodził ten krzyk. Nie potrafiąc czekać, ruszyłam za Beliathem, martwiąc się o niego... i tego kogoś, kto wydał z siebie ten okrzyk.
B: Cholera... co za bałagan! Wiedziałem, że nie powinniśmy ci pozwalać przyjść, to było dla ciebie za wcześnie!
- pojawia się Raphael -
R: Na szczęście nie miał czasu, by dokonać większych obrażeń... ale ona potrzebuje opieki... [i ciekawa jestem, skąd on to wie jako niewidomy]
E: W odległym kącie pokoju znalazłam Raphaela i Beliatha pochylających się nad bezwładnym ciałem. I nagle zrozumiałam, co się wydarzyło. [jprdl, jakbym nie widziała teraz tła tego pomieszczenia, to bym pomyślała, że ma co najmniej hektar powierzchni, skoro z jednego kąta nie można zobaczyć, co się dzieje w drugim bez podchodzenia bardzo blisko]
E: Ivan ześlizgnął się po przeciwległej ścianie na podłogę. Zgarbił się i ukrył twarz między nogami, które otaczał ramionami. Ścisnęło mnie w żołądku.
E: Sądząc po tym, jak drżały mu ramiona, zakładałam, że desperacko próbował się uspokoić... albo że płakał.
E: (Mój boże...)
- na ekranie pojawiają się Ivan, Rafcio i Beliath, i mamy wybór jak zareagować -
E: (Ivan... coś ty znowu zrobił...?)
E: Ivan? Ivan, to ja... Eloise... [tak, podchodzenie do niego teraz to bardzo dobry pomysł]
I: Odejdź! Proszę... zanim ciebie też znowu zranię! Tak jak zrobiłem to jej... Ja... nie chciałem... była miła... pocałowała mnie... jak mogłem...
E: Po raz pierwszy to rozgryzłam. Intymność, wspólnota, zmysłowość chwili... Czasem, gdy dzieliłam się tym z Beliathem... to uczucia były tak silne, że chciałabym zareagować gwałtownie, by je wyrazić. Podczas gdy dla Ivana...
E: Ivan... Nie jest poważnie ranna, wszystko będzie dobrze... Powinieneś pójść...
B: Co za bałagan, rany... Raphael, zabierz tę dziewczynę do kuchni i zrób co musisz, żeby zapomniała o tym, a potem przyjdź tutaj, by zabrać Ivana. Ja się zajmę resztą. [znowu jak bummerang wraca pytanie - jak do licha chcą zmusić człowieka, by ignorował, że ma jakąś dziwną ranę na ciele?]
R: Dobrze. Wrócę szybko. Jeśli będą jakieś kłopoty, to pomogę.
B: Dzięki. Pospiesz się.
E: Kucając przy Ivanie, słuchałam jedynie jednym uchem, co się działo, próbując uspokoić jego niepokój bez powodowania większych szkód. Ale po kilku sekundach coś dziwnego mnie skłoniło, by spojrzeć do góry.
E: W pomieszczeniu już nic nie hałasowało. Ludzie zaczęli cichnąć, a zamieszanie się uspokajać. Co się działo?
E: Beliath? Co do...
E: Ale odkryłam, dlaczego Beliath mi nie odpowiadał.
E: Z rozłożonymi ramionami, rozczapierzonymi palcami i beznamiętnym wyrazem twarzy, jego rysy zamarły w wyrazie intensywnego skupienia. Wkrótce zauważyłam, że na jego twarzy zaczął perlić się pot, a jego usta wykrzywiły się w uśmiechu.
E: W końcu nie było słychać już żadnego hałasu. Były już tylko nieobecne, odległe spojrzenia [u gości]. Gdy Beliath się odezwał, jego głos był ochrypły i napięty od wysiłku.
B: Panie i panowie, jeśli bylibyście tak mili, to pójdźcie do Salonu, gdzie znajdziecie odpowiednie odświeżenie i mnóstwo rozrywki. Zapomnicie o wszystkim wraz z istnieniem tego pokoju... i o tym smutnym wydarzeniu. Pozwolę wam odejść w swoją stronę.
- pojawia się Raphael -
R: Jak idzie, Eloise? Co z nim?
E: Wzdrygnęłam się. Raphael wrócił, gdy pokój stopniowo się opróżniał.
E: Nie wygląda, by był w dobrej kondycji... czy nadal jest niebezpieczny?
R: Może być. Zabiorę go, by go uspokoić, a młoda kobieta jeszcze przez jakiś czas będzie nieprzytomna. Zostawię cię, byś zajęła się Beliathem, bo właśnie dokonał niesamowitego wyczynu. Do zobaczenia później.
E: Zahipnotyzował cały tłum... Tak, to z pewnością był niesamowity wyczyn. [mam problem, bo w sumie to nie rozumiem, czy zauroczył tylko obecnych w Saloniku, gdzie podobno miało być mniej osób, czy wszystkich obecnych w rezydencji xD]
E: Gdy wstałam, rozejrzałam się za Beliathem i znalazłam go niedaleko ode mnie, w pustym pokoju. [a teraz dodatkowo jestem zdziwiona, że nie stał cały czas koło Eloise, bo nic nie wskazywało na to, by odszedł XD] I to co zobaczyłam, nagle sprawiło, że zabolało mnie serce.
E: Przed oczami miałam innego Beliatha. Teraz, gdy kryzys już został zażegnany, wydawał się przytłoczony tym typem zmęczenia, którego sama doświadczałam, gdy zbyt długo próbowałam ogarnąć zbyt wiele rzeczy naraz.
E: Na wpół roztrzęsiona, widziałam, jak położył dłoń na swojej spoconej twarzy, jakby próbował wydobrzeć po tak wielkim wysiłku jakiego dokonał. Jego oddech był niepewny, a jego ramiona opadnięte. Był daleki od swojej postawy zdobywcy.
E: Ale wiedziałam, że przy kimś innym, niezależnie od sytuacji, Beliath niczego by nie okazał. A teraz właśnie okazał to przede mną.
E: Beliath...
E: Wyciągnęłam do niego rękę. Potrzebowałam go dotknąć, pocieszyć. Dać mu znać, że jestem tutaj. [nie czaję, dlaczego się uparł, żeby zrobić to wszystko sam xD]
E: Ale nie miałam na to czasu.
E: Pośród nowo-nastałej ciszy w Saloniku, coś nagle sprawiło, że nieświadomie zamarliśmy. To było niejasne, rozproszone. Jak echo fali uderzeniowej, która nadchodziła, narastała w oddali...
E: I wtedy cisza została przerwana.
E: Okropny wrzask przeciął powietrze jak chusteczkę, która została gwałtownie rozdarta.
E: Co do...?!
E: Beliath złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku Salonu, gdzie panika wydawała się rozprzestrzeniać.
E: Spojrzałam na Beliatha i nagle się wystraszyłam.
E: Beliath, co się dzieje?!
B: Mam nadzieję, że się mylę... ale myślę, że jest kolejna ofiara.
E: Z dłonią na klamce Beliath zatrzymał się na chwilę i szybko się odwrócił do mnie. Zamarłam. W jego zielonych oczach błysnęła emocja, której nigdy wcześniej nie okazywał i głos zamarł mi w gardle. [końcówka to moja luźna interpretacja, bo Eloise mówi, że ją ta emocja zadławiła xD]
E: Nieograniczone zmartwienie, połączone z równie silną determinacją.
B: Eloise... cokolwiek znajdziemy za tymi drzwiami... nie oddalaj się ode mnie. Nie podejmuj nierozsądnego ryzyka. Proszę, gdyby tego wieczoru miała być jeszcze jedna ofiara... To odmawiam, żebyś to była ty.
E: Palcami pogładził mój policzek i złapałam je, głodna jego dotyku. Szybko stanęłam na palcach, by przycisnąć swoje usta do jego, rozchylić jego wargi, przypieczętować bez słów obietnicę, o którą prosił. Nie musiałam nic mówić, nasza mowa ciała wystarczała. [ech]
E: Mowa ciała, która mówiła to, czego słowa nie mogły wyrazić dostatecznie głośno. [jezu, już idźcie sprawdzić, co się dzieje, ileż można]
E: Kiedy Beliath się cofnął, moje obawy się uspokoiły. Została jedynie zawziętość.
B: Chodź... sprawdźmy co się stało. I zostań blisko mnie. [boże, jaka ta linijka była bezużyteczna, już przez chwilę się bałam, że Eloise znowu go pocałuje, żeby i tym razem bez słów przypieczętować obietnicę!]
- zrobiło się czarne tło -
E: Kolejna ofiara.
- pojawia się tło holu -
E: To właśnie odkryliśmy pośród krzyków rozhisteryzowanego tłumu, który Vladimir i Ethan próbowali kontrolować.
E: Widziałam niewiele: ślad krwi na podłodze, który prowadził do kąta, w którym wcześniej widziałam Ethana i "przyjaciółkę" Beliatha... Leandrę.
E: Od razu zostałam przygnieciona do Beliatha, który wziął mnie w ramiona, byśmy mogli szybko przejść na drugi koniec pomieszczenia. Wypuścił mnie dopiero jak wrócił Raphael po odprowadzeniu Ivana do jego pokoju.
E: Niewiele zrozumiałam w panującym chaosie. Wampiry wspólnym wysiłkiem próbowały wykorzystać tę samą moc hipnozy, którą wykorzystał wcześniej Beliath, by uspokoić wszystko po tym, jak Ivan zranił młodą kobietę. I po niekończących się minutach walki...
E: Wszystko się uspokoiło. Nagle uspokojeni goście, jeden po drugim opuszczali rezydencję. Prowadzili ich Ethan i Beliath, aż zniknęli w nocy, zostawiając nas z ostatnim gościem. [no to tyle jeśli chodzi o obietnicę nieoddalania się od Beliatha? szybko poszło]
- pojawia się Włodek -
V: Eloise... przepraszam, że cię o to proszę... ale czy masz coś przeciwko, by podejść i zobaczyć? Żebyśmy wiedzieli... czy to był ten sam sposób działania [dosłownie: modus operandi][w sumie to co im szkodziło poczekać z tym na Beliatha? xD tak bardzo im zależy na powiększeniu u Eloise Galerii Makabrycznych Widoków, O Których Zapomni W Następnym Odcinku? xD]
E: Pomimo mojego drżenia i nagłej potrzeby, by Beliath był obok mnie, podeszłam bliżej, by zobaczyć tę biedną kobietę, która tym razem została zamordowana.
E: Moja krew zamieniła się w lód.
E: Pomimo ciemności, natychmiast zobaczyłam, że została zabita w ten sam sposób, co ofiara w alejce, jej gardło zostało praktycznie rozdarte. Poza tym jej ładna twarz była nienaruszona, podobnie jak reszta ciała. [przez to jak Eloise się skupia na pięknie martwych ciał zaczynam ją podejrzewać o nekrofilię; w sumie to czy sypianie z wampirem nie jest pewną jej formą?]
E: Ciało ubrane w piękną niebieską sukienkę, która podkreślała jej oliwkową skórę i ciemne włosy. [zapomniałaś o długich nogach]
E: Odpowiedziałam, zdezorientowana jak we mgle, nawet nie słysząc swoich własnych słów.
V: W porządku... zajmiemy się resztą. W rezydencji nadal może być niebezpiecznie i nie wiemy, co się stało z Aaronem. Zostań z Raphaelem, dopóki pozostali nie wrócą, dobrze? Pójdę sprawdzić górę.
E: Nie byłam w stanie się odsunąć, bo moje oczy przylgnęły do nowej ofiary, którą widziałam tak bardzo żywą ledwie godzinę wcześniej...
E: To trwało dopóki Beliath i Ethan nie przynieśli z powrotem nieprzytomnego Aarona. Zostałam wysłana na górę, która została uznana przez Vladimira za bezpieczną. Wymknęłam się, nie potrzebując, by ktoś mnie o to prosił dwa razy. Było za dużo krwi na raz... i za dużo strachu.
E: Nie byłam dość odważna, by czekać w moim pokoju. Usiadłam w rogu korytarza, naprzeciwko drzwi. Wolałam się tutaj ułożyć, słuchając odgłosów rozmów z dołu.
E: (Aaron... rany... Mam nadzieję, że nie...) [biedny Aaron, nie dość, że nie może się wykazać jako tropiciel, to jako wojownik też jest dupa; jego kariera najemnika to chyba się skończyła na pierwszej walce :v]
E: (I ta dziewczyna... To właśnie z nią... Beliath tańczył...)
E: (Czy to zbieg okoliczności? Czy to się jakoś łączy? Dlaczego celami są podboje Beliatha?)
E: (Co ze mną... czy ja...)
E: Moje myśli zostały przerwane przez odgłos kroków zmierzających w górę schodów. Mimo że wiedziałam, że niczym nie ryzykowałam, przykucnęłam, wykorzystując ciemność, by zniknąć. Stąd, gdzie byłam, prawie nic nie widziałam, ale słyszałam wyraźnie. Sylwetka rysowała się na ścianie jak w teatrzyku cieni.
???: Beliath? Czy to ty?
E: Moje wewnętrzne alarmy zaczęły trąbić naraz, a mój żołądek zmienił się w płynny ołów.
- pojawia się Beliath -
B: Leandra... myślałem, że już poszłaś.
L: Po takiej nocy jak ta, raczej nie chciałam opuszczać lokalu bez zobaczenia, jak to się skończy. Co z wielkim wilkiem?
B: Możesz go nazywać po imieniu.
B: Nie jest za dobrze. Nie odzyskał przytomności, ale według Raphaela, nie jest już w niebezpieczeństwie. Nieźle oberwał.
E: Oddychało mi się trochę łatwiej, co było żałosne, biorąc pod uwagę, jak obecność Leandry mnie paraliżowała. Czego chciała? Czy czekała na Beliatha?
L: Czy już skończyłeś? Czy odesłałeś wszystkie owce z powrotem do zagrody?
B: Nawet jak na ciebie, ta uwaga jest trochę zbyt cyniczna, Leandro. W przeciwieństwie do mitu, nasz gatunek nie zabija więcej niż wampiry, wiesz to tak samo dobrze jak ja.
L: Widocznie zawsze są jakieś wyjątki. Musiałeś się domyślić, że to się stanie.
B: Żartujesz sobie? Nieważne, kto to zrobił, jemu albo jej udało się sklepać Aarona, dostać się do rezydencji bez zwrócenia mojej albo Raphaela uwagi i zabić gościa, po czym wymknąć się przez nikogo niezauważonym. To wydaje się prawie niemożliwe, nawet dla wampira.
E: Z mojego miejsca mogłąm zobaczyć jak skrzydła diabolicznej Leandry unosiły się i opadały spokojnie w rytmie jej oddechu. Ale gdy tylko wyczułam napięcie Beliatha, to coś zwróciło moją uwagę.
E: Leandra również się broniła.
E: Czy to moje tak głośno zapowiadane "moce" dały mi tyle empatii? To było tak, jakbym mogła czytać emocje innych... i Leandra wydawała się poruszona uwagą Beliatha.
B: I nawet ty, nic nie zauważyłaś, ani nie poczułaś? Mimo że zwykle jesteś potężniejsza od nas.
L: Biorąc pod uwagę twoje dziedzictwo, kochany, powinieneś być potężniejszy nawet ode mnie. Słyszałam, jak Asmodee mówiła o tym tyle razy, że można w tym zatonąć. [tak się nawzajem klepią po pleckach, że są tacy potężni, a nie wiedzą, że ktoś ich podsłuchuje z kąta XD]
B: Asmodee? Co ona ma z tym wspólnego? Nie zamierzam się z nią widzieć w najbliższym czasie. [najlepsze w tej odpowiedzi jest to, że Leandra wspomniała o Asmodee zupełnie przypadkowo]
E: ("Asmodee"? Kolejna kobieta?)
L: Zapomnij, co powiedziałam. To było głupie. Po prostu chciałam wiedzieć, czy wszystko jest w porządku. Miałam wrażenie, że się przywiązałeś do tej swojej małej łani... Jeśli to ona zostałaby zaatakowana, to zastanawiam się, co byś ty...
B: Skończ to. Zaczynam tracić cierpliwość. Tej nocy pod moim dachem wydarzyło się morderstwo i z całą pewnością zamierzam złapać winowajcę... ale gdybym miał się jeszcze zastanawiać, co u diabła tu robisz, to by było już za dużo. Więc przynajmniej w tej kwestii mnie oświeć.
B: Dlaczego tu jesteś, Leandro?
L: Słucham?
B: Proszę, nie jesteś głupia, dobrze wiesz, że nie oszukałaś mnie. Przez całe stulecia prawie mnie nie odwiedzałaś, a jednak twoja ostatnia wizyta miała miejsce zaledwie dwa lata temu. Coś przede mną ukrywasz.
L: Bo nie mogę po prostu chcieć cię zobaczyć?
B: Wiesz, że to nie ma z tym nic wspólnego. Nasza relacja jest i zawsze była dla mnie bardzo ważna. Gdyby nie było cię przy mnie, to pewne rzeczy byłyby... znacznie trudniejsze do przejścia.
L: Co w takim razie powinnam powiedzieć o sobie? Czy sobie zdajesz sprawę, co zrobiłeś? Sprawiłeś, pojawiły się u mnie uczucia. I jeszcze to wygląda jak przegrana sprawa... [żebyście nie musiały się zastanawiać, prawdopodobnie rozmawiają tu o Aaronie, do którego Leandra jest wyraźnie przywiązana]
B: I naprawdę się z tego cieszę... ale to miejsce nie jest stworzone dla ciebie, Leandro [dla was wampirów w sumie też nie, a jakoś tu mieszkacie]. W każdym razie, od długiego czasu nie było, jeśli chcesz zachować ten wygląd. Dlaczego tu przybyłaś? Czy masz kłopoty?
L: Nie bardzo. To o ciebie się martwię.
B: O mnie? Mam się doskonale. Od twojej ostatniej wizyty właściwie nic się nie zmieniło i myślałem, że to co zaraportowałaś, usatysfakcjonowało Asmodee.
L: Właściwie nic się nie zmieniło? Przemieniłeś człowieka w Kielich, nawet dla wampirów to dość skrajne [zachowanie].
B: Wiedziałaś o tym?!
L: Oczywiście, że wiedziałam, zawsze mam na ciebie oko. Mimo to nie spodziewałam się, że znajdę ją w twoim łóżku. [to wyznanie Leandry prawdopodobnie byłoby bardziej zaskakujące, gdyby nie to, że na początku tego odcinka Beliath sam jej mówi o tym, że Eloise jest jego Kielichem XD]
E: Jeszcze bardziej rozpłaszczyłam się na ścianie, wszystkie moje zmysły były wyczulone. Coś w Leandrze wydawało się coraz bardziej nieprzyjemne. Jej obsesja co do mnie, jej nonszalancja co do morderstw, jej natarczywość co do Beliatha i jego związków...
E: Znowu pomyślam o Naomi... tej biednej dziewczynie, która zginęła tamtej nocy w Moondance... po spędzeniu czasu z Beliathem.
E: Tak jak ta druga dziewczyna dzisiaj.
L: Posłuchaj, przyszłam, bo jestem zaniepokojona. Robisz wszystko, żeby mnie zbić z tropu jeśli chodzi o to, co jest między tobą a tą dziewczyną, ale to źle. Prawdopodobnie tego pożałujesz.
B: Już ci powiedziałem, Leandro: nie ryzykuj wmieszania się w to. Nie obchodzi mnie, co myślisz o mnie, albo naszym związku [w sensie z Eloise]. Jeśli nalegasz, to zrobię wszystko, co będę musiał, by cię trzymać z daleka od Eloise. [no to tyle jeśli chodzi o ukrywanie natury jego związku z Eloise przed Leandrą; szybko poszło]
L: Możesz próbować wszystkiego Beliath, ale na darmo. Czy to ci się podoba czy nie, nie zamierzam od razu odejść. Nie skończyłam jeszcze z tą twoją małą, słodką ślicznotką.
B: Zrób jej cokolwiek i gwarantuję ci, że zasmakujesz tej mocy, której wydajesz się tak obawiać. [o rany, jeśli Beliath jest taki przepotężny, to tym bardziej siara, że się tak beznadziejnie ubiera; to już wolę gacie na rajtuzach u Supermana]
L: Więc teraz, przynajmniej mi się tak wydaje, wyjaśniłeś pewne swoje uczucia, kochany... Posłuchaj uważnie. Radzę ci szybko zakończyć ten związek z nią... albo to nie ty poniesiesz tego konsekwencje... Tylko ona.
E: Gdy zobaczyłam, jak Beliath w powietrzu zacisnął swoje pięści, aż wybrzuszyły się żyły, jasna poświata prześlizgnęła się w dół nóg Leandry, podkreślając te dziwne smugi, które wydawały się teraz jeszcze bardziej rozjaśnić.
E: Krwistoczerwona poświata, ciemniejsza niż kiedykolwiek.
[ZAKOŃCZ ODCINEK]

[obożejakietobyłodługiehelenamamzawał]




Przetłumaczone Rozdziały

Prolog
Prolog
Aaron
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IX
Beliath
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X
Ethan
Ścieżka czeka na swoją premierę
Ivan
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X
Raphael
Rozdział IRozdział IIRozdział III
Vladimir
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X



Polecamy przy czytaniu skorzystać z opcji Reader View.