Moonlight Lovers Wiki
Moonlight Lovers Wiki

Hej!

To tłumaczenie powstaje na podstawie nagrania z discorda ML. EDIT: Skończone! Byłabym też wdzięczna za uwagi, czy wolicie jak dodaję większe partie tekstu, ale rzadziej, czy mniejsze ale częściej, z góry dzięki <3.

UWAGA: Wszystkie linki znajdziecie też na dole każdego wpisu z tłumaczeniem, po kliknięciu na rubrykę "Rozdziały". <3

Standardowo parę uwag na początek: 1. to nie jest solucja, 2. tłumaczenie jest kompletnie amatorskie, także mogą się w nim trafić drobne błędy, czy jakiś niefortunny dobór słów 3. zastrzegam sobie prawo lekkiej modyfikacji zdania, jeśli uznam, że napisane inaczej wyraża to samo co oryginał, ale lepiej brzmi po polsku.


Mała legenda:[]

- informacje, gdzie jesteśmy, co się dzieje na ekranie -
[moje uwagi do tłumaczenia, ewentualnie śmieszki]
Jak nie będę pewna, jaka forma tłumaczenia jest najbardziej akuratna, drugą umieszczę obok po /.

- widzimy czarny ekran -
E: Biegłam przez las. Moje kolana i dłonie krwawiły, i nie miałam butów. Miałam niejasne poczucie, że byłam w niebezpieczeństwie, że coś mnie śledzi... ale co?
E: Byłam pewna jedynie tego, że jeśli to coś mnie złapie, to nie będę miała najmniejszej szansy na przeżycie. Ani trochę. [to w końcu masz niejasne poczucie zagrożenia, czy bardzo realne i prawie namacalne? Bo to pierwsze sugeruje coś podobnego do dyskomfortu psychicznego po obejrzeniu horroru, a to drugie do zupełnie realnego uciekania przed psychopatycznym mordercą xD]
E: Potknęłam się o coś i krzyknęłam, gdy uderzyłam w ziemię i się przeturlałam kawałek. Byłam przerażona i próbowałam wstać, by biec dalej. Jeśli zostanę tutaj, to będzie mój koniec. [próbuję sobie przypomnieć, czy na ścieżce Włodka jest jakiś odcinek, w którym nie pojawia się motyw, że Eloise się o coś przewraca]
E: Straciłam resztki nadziei, gdy usłyszałam za sobą okrutny śmiech. "On" tu był. [ach, czyli jednak wie, że to coś, to jednak ktoś]
E: Uniosłam ręce w żałosnej próbie obrony. Skulona przy ziemi, poczułam nagle, że muszę zacząć krzyczeć.
E: (Co do...)
- pojawia się pokój Eloise nocą, za oknem trwa burza -
E: (Musiałam krzyczeć przez sen... to mnie obudziło.)
E: (Nadal czułam ucisk w piersi. To wszystko wyglądało tak realistycznie. Tak blisko...)
E: (Nigdy nie miałam tego typu koszmarów. Zaczynałam się już czuć komfortowo w rezydencji, więc co mnie tak przerażało?)
E: (Czy to dlatego, że w rezydencji są wampiry? Nadal mam wrażenie, że zostanę...) [w tym momencie musiałam przystanąć i zrobić rachunek sumienia, czy ja aby na pewno dobry odcinek tłumaczę, ale spokojnie, wszystko gra!]
E: (Co? Co to? Co się dzieje?)
- pojawia się ciemna sylwetka Neila, czyli tego wąpierza z lasu, którego imienia oficjalnie jeszcze nie znamy -
E: Kim jesteś? I czego chcesz?
E: (Nie mogę zobaczyć jego twarzy! I zbliża się!)
E: (I... o nie, znowu ten okrutny śmiech!)
E: Puszczaj mnie! Odejdź ode mnie!
???: Eloise?
E: (Czemu się czuję, jakbym nie mogła się ruszyć?! Dlaczego jestem sparaliżowana?!)
???: Eloise!
E: Nie! Nie! NIE!
???: ELOISE! [tutaj by się przydała plansza "Incepcja"]
- jesteśmy w pokoju Vladimira -
V: Na litość boską, myślałem, że nigdy nie uda mi się cię obudzić... [i Włodek to mówi z typową dla siebie, troskliwą miną]
E: (Co? Ale co się stało?)
E: Co... co ja robię w twoim pokoju? [dobrze, że na końcu zeszłego odcinka nie było seksów, bo po takim tekście pewnie Włodkowi zrobiłoby się przykro XD]
V: Uparłaś się, żeby czuwać przy mnie w ciągu dnia i zasnęłaś na tym krześle. Nie pamiętasz? [jak romantycznie xD]
E: (Och... tak, zaczynam sobie przypominać...)
E: (Chciałam zostać też dlatego, bo bałam się wracać samej do mojego pokoju.) [jak romantycznie XD]
E: Czy to twój głos słyszałam wcześniej?
V: Nie mam pojęcia, ale krzyczałaś i rzucałaś się we śnie. Złapałem cię tuż przed upadkiem na podłogę i próbowałem cię obudzić. Więc to mógł być mój głos.
- tu mamy wybór czy podziękować, czy się zawstydzić -
E: To było okropne. Moje koszmary zwykle nie bywają takie wyraziste... Gdybyś mnie nie obudził, to nie wiem, co mogłoby się wydarzyć. Więc... Dziękuję, naprawdę. [a niby co miałoby się wydarzyć? umarłaby? w końcu? xD]
V: To nic takiego, naprawdę. Dość dobrze znam ten rodzaj snu. Mimo że wampiry śpią dość mocno [w takim pozytywnym sensie, że mają zdrowy, smaczny sen], to otrzymałem swoją solidną porcję koszmarów.
E: (Jego koszmary muszą być naprawdę dla niego trudne, skoro aż o nich wspomniał. Może powinnam porozmawiać o moim albo spróbować skłonić go do porozmawiania o swoich. Mam nadzieję, że nie zamknie się przede mną tak, jak już to robił wcześniej.)
- tu mamy wybór w którym kierunku pchnąć tę rozmowę -
E: Chcesz o tym pogadać?
V: Co mógłbym ci powiedzieć? Że miewam sny, z których budzę się udręczony i zlany potem? Sny, w których czuję się uwięziony, przeklęty, bezradny? Wątpię, byś była zainteresowana słuchaniem czegoś takiego. [reakcja "ależ nie, nie, naprawdę mnie to interesuje, tylko poczekaj, pójdę po popcorn" za 3... 2... 1...]
E: Nigdy bym w to nie uwierzyła, bo widzisz... Kiedy czuwałam nad tobą, to wyglądałeś na pogrążonego w głębokim śnie... Byłeś taki wyciszony i spokojny.
E: (Hola, brzmię jak jakiś stalker. To już dostatecznie podejrzane, gdy faceci obserwują dziewczyny podczas snu, a ja nie jestem ani trochę lepsza.)
V: To dlatego, że byłaś tutaj ze mną. [aww, zarumienił się]
E: (I znowu się zarumieniłam. Cholera, dlaczego nie mogę się kontrolować? Mam 18 lat. Powinnam zebrać się do kupy i zacząć zachowywać jak dorosły) [bo dorosłym wcale nie zdarza się rumienić...]
E: Nigdy bym tego nie podejrzewała...
V: Cóż, byłaś tutaj ze mną, młoda damo, i napiłem się twojej krwi. [to miało brzmieć tak, jakby Włodek dokończył myśl z poprzedniego zdania] Zawsze jest nam łatwiej spać, gdy jesteśmy... najedzeni.
E: (Mogłabym się zdenerwować, gdyby nie powiedział tego w taki sposób i nie był przy tym taki nieporadny. To jasne, że próbuje się wycofać. Nawet nie patrzył mi w oczy...) [no i co najlepszego zrobiłaś? zaraz znowu się w sobie zamknie]
E: (Ale czy to znaczy... że to co się wydarzyło ostatniej nocy, również dla niego coś znaczyło?)
E: (Teraz to wszystko do mnie wracało... Sądząc po tym, jak uciekał wzrokiem, on chyba też teraz o tym myślał.)
E: (Ja... Pocałowałam Vladimira. I... i, cholera, podobało mi się to. Raczej to o tym wolałabym śnić. O jego ustach, dłoniach... ugryzieniu...)
E: (Hm. Jeśli będę dalej o tym myśleć, to chyba mi odbije.)
E: Młoda damo? Uch... wracamy do traktowania się nawzajem jak nieznajomi?
E: (Musiałam o to zapytać, nawet jeśli to miało sprawić, że się poczuję jak idiotka. Jak zareaguje, jeśli zacznę mówić o tym, co się wydarzyło zeszłej nocy?)
V: Traktować się nawzajem jak... Och. Podejrzewam, że to kwestia siły przyzwyczajenia.
E: (Sądząc po jego nerwowym śmiechu, musi się teraz czuć tak samo jak ja. Miło jest wiedzieć, że tym razem jesteśmy na równi.)
E: Tak, dla mnie też. Wierz mi, panie... To znaczy, Vladimirze. [pewnie wypadłoby to dużo naturalniej, gdyby Eloise kiedykolwiek zwracała się do Vladimira per "pan" xD]
E: Haha, tak właściwie to ja też nie mam łatwo.
E: (Uśmiechnał się. Wydawał się mniej spięty i już nie próbuje się wykręcić z tej sytuacji. To musi być dobry znak.)
E: Vladimir... Powinniśmy porozmawiać, prawda?
V: Hm... Tak, powinniśmy.
E: (Co powinnam zrobić? Przejąć prowadzenie, czy dać mu zacząć?)
- tu mamy wybór -
E: (Zaczyna się bronić i wydaje się zupełnie zagubiony, ilekroć go proszę, by się otworzył i opowiedział o swoich uczuciach. Myślę, że będzie lepiej, jak to ja zacznę.)
E: (Bo to ja zaczęłam ten temat... nawet jeśli to on mnie pierwszy pocałował...)
E: (Gdy tylko o tym pomyślałam, poczułam motylki w brzuchu.)
E: Słuchaj... Chcę ci powiedzieć, że... nie spodziewałam się, że to się stanie. Ani trochę.
V: Ach. W porządku. Powinienem się tego domyślić...
E: Poczekaj. Daj mi skończyć, proszę!
E: (Tak właściwie to znowu zaczynam się czuć mu bliska, gdy myślę o naszym pocałunku. Było mi przy tym tak dobrze i czułam się z nim taka połączona. Muszę pamiętać to uczucie i pozwolić mu się prowadzić. Nie chcę sprawić, by Vladimir żałował tego, co się stało.)
- tu mamy wybór, co chcemy powiedzieć -
E: To nie oznacza, że to mi się nie podobało. Hm... Tak właściwie... to jest wręcz przeciwnie.
V: Podejrzewałem to, ale zawsze milej to usłyszeć.
E: (Ok, nie mogłam się powstrzymać przed uśmiechnięciem się. Spodziewałam się, że obrzuci mnie groźnym spojrzeniem, więc dobrze było usłyszeć, jak odzywa się w żartobliwym tonie.)
V: I... Skłamałbym, gdybym ci powiedział, że nie czułem się z tym tak samo.
E: (To taka ulga, że nie próbował mnie odepchnąć albo zaprzeczyć temu, co się stało!) [nie żeby coś, ale trochę wyżej próbował to zrobić xD nieudolnie, ale jednak]
E: Nie wiem, co ci powiedzieć... cóż, tak, trochę. Wiem jedynie, że... czuję coś do ciebie. To był też powód, przez który byłam taka zła na ciebie. Chciałam tylko lepiej cię zrozumieć i żebyś ty lepiej zrozumiał mnie. Żebyśmy mogli być... bliżej.
V: Myślę, że wreszcie zaczynam to rozumieć. Nie jestem dumny z siebie za to, że byłem taki... hm... ograniczony. Ale nie jestem już pewny, co powinienem myśleć. Oprócz tego, że ty, młoda damo... to znaczy, Eloise... ty doprowadzasz mnie do szaleństwa, w każdy możliwy sposób. Nie czułem się tak od... cóż, tak właściwie to od bardzo długiego czasu.
E: I czy to coś dobrego?
E: (Zaśmiał się łagodnie. To miłe zobaczyć go takim po tym, jak zeszłej nocy cierpiał...) [podtrzymuję teorię, że mocno uderzył się w głowę]
V: Tak, to coś dobrego. Myślę, że to jest coś, czego potrzebowałem. Nie mam najmniejszego pojęcia, czy coś z tego będzie albo jak to się skończy, ale w tej chwili nie mam ochoty się nad tym zastanawiać. Może po prostu... popłyńmy z prądem i zobaczymy, dokąd nas to doprowadzi.
E: ... Tak. Podoba mi się ten pomysł.
E: (Jest nieco zagadkowy, ale to przecież dopiero początek. Nie chcę na niego naciskać. Przynajmniej wiem już, że... czuje coś do mnie.)
E: (Cholera, w środku tryskałam radością jak jedna z dziewczyn Beliatha) [ech, to "tryskanie radością" to taka moja luźna interpretacja, bo użyto tu słowa, które oznacza po prostu tryskanie, np. krwi z rany, a w slangu stanowi inną nazwę squirta... także wzięłam coś pośrodku, kek]
E: (I on naprawdę się uśmiecha!)
E: Nie śmiej się ze mnie! Nie mogę nic poradzić na to, że zmieniam się w głupka, gdy jestem przy tobie. To musi być wina twojego wampirzego uroku.
V: Och tak, bez wątpienia. Mój wampirzy urok. Zdecydowanie. [to prawdopodobnie najlepsza linijka Włodka ever, haha, naprawdę się zaśmiałam xD]
E: (To takie miłe zobaczyć, jak się uśmiecha.)
E: Więc... Strzelam, że od teraz już nie musimy być wobec siebie tacy oficjalni?
V: Tak, myślę że możemy kontynuować tę poufałość i... zobaczymy, co z tego wyjdzie.
E: (Z drugiej strony nie wiem, czy to oznacza, że mogę go znowu pocałować. Nawet jeśli myśl o tym sprawia, że zaczynam się trochę denerwować...)
E: (Nie mogę mu powiedzieć, że nigdy wcześniej z nikim się nie całowałam. To by było zbyt niezręczne. I obawiam się, że będzie mnie oceniał na podstawie mojego braku doświadczenia.) [hah, no to super start związku][ciocia Mevala radzi: serio, nie róbcie takich rzeczy, komunikacja w związku to podstawa, a jeśli ktoś was wyśmieje za takie coś, to w 90% przypadków szkoda czasu na taką osobę xD]
E: (Ale jeśli mam od teraz pozwolenie, by się do niego zbliżyć... to już jest coś dobrego.)
V: Wyglądasz, jakby coś ci chodziło po głowie. Czy wszystko jest w porządku?
E: Tak, tak, wszystko jest w porządku! Po prostu pozwoliłam sobie trochę odpłynąć myślami.
E: (Wygląda, jakby się o mnie martwił. I to takie miłe wiedzieć, że się troszczy.) [teraz tak siedzę i poprawiam tekst w całości i dopiero widzę, ile razy Eloise powtarza "to miłe x, że..."; chyba idzie na rekord powtarzanych fraz]
E: (Tak samo jak bardzo kocham jego ciemne oczy, tak trudno jest mi teraz zignorować siniaki wokół nich i blizny na jego twarzy.) [jakby ktoś był ciekawy, to nie, Vladimir od początku odcinka ma już swoją gładką i czystą twarz]
E: Co z twoimi ranami, Vladimirze? Jak się czujesz?
E: (Nie mogłam się powstrzymać przed delikatnym dotknięciem jego twarzy tam, gdzie miał siniaki. Teraz, gdy już wszystko sobie wyjaśniliśmy, miałam więcej odwagi do takich gestów.)
E: (Oby mnie nie odtrącił!) [ooo rany, ta dziewczyna naprawdę ma mentalność podnóżka]
V: Ponieważ rany zadał mi inny wampir, to dłużej się goją. W naszych kłach mamy coś w rodzaju jadu, która pozwala nam znieczulać nasze ofiary, ale gdy używamy jej przeciwko innym wampirom, to daje ona odwrotny efekt. [no dobra, a jak to się ma do siniaków i ran ciętych? to one stanowiły większość obrażeń, kek][aktualizacja po 7 odcinku Beliatha: trucizna całościowo zatruwa wampirzy organizm i spowalnia gojenie wszystkich ran]
E: Naprawdę? Więc to dlatego...
E: (Och nie, nie mogę tego powiedzieć na głos.)
V: To dlatego co?
E: (Ugh, powinnam wiedzieć, że to go zaciekawi! Co powinnam powiedzieć?) [w sumie to ja też nie pogardziłabym jakimś wyjaśnieniem, co sobie pomyślała postać, którą gram, lol]
- tu jest wybór -
E: Chciałam powiedzieć, że gdy mnie gryziesz, nawet gdy to boli... to zawsze w końcu robi się... miło.
V: Naprawdę? Może w takim razie powinienem cię gryźć częściej, jeśli tego właśnie chcesz... [eee... to był tak drewniany flirt, że aż wióry lecą, ała]
E: (Moje serce podskoczyło odrobinę. A jego lekki uśmiech tylko pogarsza sprawę...) [w sensie, że ją rozbraja]
E: Cóż, powiedzmy, że teraz lepiej wszystko rozumiem. W każdym razie, czy zamierzasz zostać w łóżku na dłużej?
V: Tak, ale niezbyt długo. Dzień albo dwa, może trzy [ewentualne tydzień, a kto wie, może nawet i dwa], by dać czas ranom się zagoić. Aczkolwiek przyznaję, że to może się wydawać strasznie długo.
- tu mamy wybór -
E: Mogę dotrzymać ci towarzystwa, jeśli chcesz!
E: (Argh, powinnam najpierw pomyśleć, zanim otworzyłam usta. Albo przynajmniej powinnam być odrobinę bardziej subtelna.)
E: (Na szczęście, sądząc po jego wyrazie twarzy, wygląda na to, że zachowałam się odpowiednio.)
V: Obawiam się, że może ci się trochę nudzić, ale doceniam twoją propozycję. Naprawdę.
V: Wiesz, to że dopiero wracam do pełni zdrowia, nie oznacza, że nie mogę kontynuować swoich badań... ale możesz mi pomóc, przynosząc mi wszystko, czego potrzebuję.
E: (Wolałabym usłyszeć "och tak, z przyjemnością! To byłoby świetnie!". Mimo to, cieszę się, że pozwala mi sobie pomóc.)
E: Nie ma problemu. Byłeś już kiedyś przykuty do łóżka na tak długo?
V: Przynajmniej nie w ostatnim czasie. Ta walka była... szczególnie brutalna.
E: (Przez to wszystko, o czym rozmawialiśmy, całkiem zapomniałam, jak ten atak w ogóle się zaczął!)
E: (To straszne, jaka jestem rozkojarzona przez Vladimira.) [naaah, szok też robi swoje]
E: Vladimir... Mój koszmar był o tym wampirze. Czy myślisz... że chciał mnie zabić? [ależ nie, skądże znowu, po prostu chciał z tobą się pobawić w bdsm, ale zapomniał ci o tym powiedzieć]
E: (Nie mogłam zapomnieć tej dziewczyny na poboczu drogi...)
V: Z tego co widziałem, to wygląda na to, że zabija swoje ofiary po nakarmieniu się nimi... Martwiłem się o ciebie.
E: Ale skąd wiedziałeś, że on zamierzał mnie zaatakować? I gdzie ja byłam, gdy to się stało?
V: Niedługo przed końcem nocy, wszyscy nagle wyczuliśmy w powietrzu zapach krwi. Jesteśmy jak rekiny; potrafimy wyczuć ludzką krew ze znacznej odległości. Tej nocy na zewnątrz byli tylko Beliath i Aaron, a oni nigdy nie polują w pobliżu rezydencji, bo nie chcą niepokoić Ivana. [to wiele tłumaczy, dlaczego wynieśli się na odludzie; okresy wszystkich sąsiadek w okolicy mogłyby ich wszystkich doprowadzić do szału]
E: (I pomyśleć, że zaczynam się przyzwyczajać do słownictwa, które używa i do koncepcji, że "polują" na innych ludzi.)
V: Zmysły Raphaela są bardziej rozwinięte jak nasze i wyczuł wtedy coś dziwnie znajomego. Coś, co już czuł wcześniej. Stało się jasne, że morderca powrócił.
V: Raphael nie może iść do Lasu. Ivan by zwariował, a Ethan w tym momencie był... niedostępny. Więc pośpieszyłem się i opuściłem rezydencję. Powiedziałem im, żeby nie czekali na mnie i poszli spać tak jak zawsze przed wschodem słońca. I że spotkam się z Aaronem i Beliathem na ich drodze powrotnej do rezydencji.
E: Ale nie było ich nigdzie w pobliżu...
V: Dokładnie. Beliath został w Miasteczku, tak jak to czasem robi, a Aaron wybył całkiem daleko na polowanie. Wiem, że ma parę spraw, o które musi zadbać w tych dniach i ufam mu.
E: Więc jeśli nie byłoby cię tam... morderca by mnie zabił.
E: (Zrobiło mi się niedobrze. Wątpię by ten dzisiejszy koszmar był ostatnim.)
V: Bez wątpienia. [cokolwiek by powiedzieć o Włodku, lubię jego bezpośredniość :D]
E: Ale myślałam, że wampiry nie piją krwi cudzych Kielichów?
V: Normalnie tego nie robią. To ścisłe tabu. Ale myślę, że już zauważyłaś, że ten szczególny wampir niespecjalnie się przejmuje zasadami.
E: Więc naprawdę miałam szczęście, że przybyłeś w tamtym momencie...
V: Poczułem twoją obecność jak tylko opuściłem rezydencję. I zaraz potem wyczułem twój strach. Natychmiast zrozumiałem, co się dzieje.
E: (Odciął się, jakby chciał powiedzieć coś innego.) [nie jestem do końca pewna tego zdania, dlatego brzmi dziwnie]
- tu mamy wybór jak zareagować -
E: (Te rewelacje zszokowały mnie.)
V: Ciągle myślałem o tym, że gdybyśmy się wcześniej nie pokłócili, gdybym tak, jak to powiedziałaś, trochę się wysilił, to może jakoś to wszystko by się ułożyło. Wtedy byś nie opuściła rezydencji. I nie byłabyś... w śmiertelnym zagrożeniu. Myśl o tym sprawiła, że zrobiło mi się niedobrze.
E: (Nie wygląda dobrze, gdy o tym opowiada. Nie spodziewałam się tego, ale wyglądało na to, że zadręczał się tym.)
E: Vladimir, to prawda, że zostałabym w domu, gdybyśmy się nie pokłócili... ale to jest coś, czego nie mogliśmy przewidzieć. Pamiętasz, jak znaleźliśmy krew w ogrodzie? Mogłam zostać zaatakowana gdziekolwiek na naszych terenach.
V: Być może. Ale przez moją egoistyczną i upartą naturę naraziłem cię na niebezpieczeństwo, i to jest fakt. Wiesz, nie jestem taki. Nie jestem typem mężczyzny, który naraża innych na niebezpieczeństwo. Nigdy więcej nie chcę cię wystawiać na takie ryzyko.
E: Zaufaj mi, nie patrzę na to w ten sposób. Nie mogę przestać myśleć o tamtej biednej dziewczynie... Czy on zaciągnął ją tak daleko w Las?
V: Nie jestem pewny, dlaczego podszedł tak blisko do rezydencji. Może to było tak, że tutaj nie miałby żadnych świadków, a może zrobił to, by nas sprowokować. W każdym razie muszę o tym porozmawiać z pozostałymi. A tymczasem, proszę, żebyś nie opuszczała rezydencji... bez towarzystwa.
E: (Ok, mam wrażenie, że chce bym w ogóle nie opuszczała rezydencji... Podjął wysiłek poprawienia się, by nie brzmieć tak apodyktycznie. Nie zamierzam przeciągać struny.)
E: Po tym, co się wydarzyło, naprawdę nie mam ochoty na kolejne przygody. I poza tym, teraz wolałabym być przy tobie, żeby się upewnić, że wydobrzejesz.
V: Nie zrozum mnie źle, ale nie spodziewałem się, że przyjmiesz rolę pielęgniarki z takim entuzjazmem.
E: To zależy od pacjenta. Chciałbyś, żebym poprosiła pozostałych o wpadnięcie i zobaczenie się z tobą?
V: Nie ma sensu szukać ich wszystkich. Znajdź jednego, a on powie pozostałym. W każdym razie dzięki.
E: Ok. Wpadnę później, do zobaczenia.
V: ... wiesz, cieszę się, że znalazłem cię na czas. [no raczej, bo inaczej już byś nie żył XD][ale doceniam!]
E: (Poruszyło mnie zobaczenie go, gdy jest taki zakłopotany.)
E: Uśmiech wślizgnął się na moje usta i Vladimir nieśmiało go odwzajemnił. Nigdy nie spodziewałam się spotkać mężczyzny, który czułby się bardziej niekomfortowo z wyrażaniem swoich uczuć.
E: Vladimir zawsze demonstrował swój mocny charakter i to, że był urodzonym przywódcą, którego rozkazy były respektowane przez wszystkich. Ale cieszyłam się tą jego nową stroną. Stroną, którą tylko ja znałam.
E: Bez zastanowienia pochyliłam się i dałam mu szybkiego całusa w usta. Potrzebowałam wiedzieć z całą pewnością, gdzie z nim stałam... [w sensie na ile może sobie pozwolić]
E: Gdy się pochyliłam, to na początku był zaskoczony. Ale nawet jeśli to był tylko krótki pocałunek, to mogłam poczuć, jak go odwzajemnia, nawet jeśli to trwało tylko sekundę. W tej samej chwili, pogładził dłonią moje ramię.
- wychodzimy z pokoju -
E: Z lekkim sercem, pośpieszyłam się i wyszłam z pokoju, zanim mógł zobaczyć wielki uśmiech, jaki pojawił się na mojej twarzy.
E: Nasze krótkie spotkanie dało mi sporo do myślenia. I Vladimir ciągle był z złym stanie. Mam nadzieję, że pozostali się przy nim postarają. [nie jestem pewna ostatniego zdania]
E: Muszę zobaczyć, kto jest w pobliżu. Oprócz Ivana i Ethana, oczywiście. Zostaje mi Raphael, Aaron i Beliath.
E: (Aaron i Beliath prawdopodobnie nadal są na zewnątrz, więc najprościej byłoby odnaleźć Raphaela. Minęło już trochę czasu od kiedy ostatnio go widziałam. Spróbuję go znaleźć.)
- idąc w dół korytarzami wpadamy na Beliatha -
E: (Hej, cóż za spotkanie!)
E: Hej, Beliath.
B: Na litość boską, szukałem cię wszędzie! Pukałem do twoich drzwi i nigdy nie odpowiedziałaś! Gdzie byłaś? [aww, to nawet słodkie xD być może jak przestał myśleć penisem ew. żołądkiem, to ogarnął, że trochę głupio zrobił, pozwalając Eloise wracać samej XD]
E: Uch... Byłam z Vladimirem. Właśnie dlatego cię szukałam. Został poważnie ranny zeszłej nocy. Było...
B: Kolejne morderstwo, wiem! Dosłownie potknąłem się o to ciało, gdy wracałem do rezydencji i znalazłem ślady twojej krwi oraz Vladimira. Myslałem, że...
E: (Martwił się o mnie?)
E: Również zostałam zaatakowana, ale wszystko ze mną w porządku, ot parę zadrapań... Vladimir przyszedł na czas.
B: Jestem takim idiotą. Powinienem cię odpowiedzić do domu. To już drugi raz, gdy naraziłem cię na niebezpieczeństwo.
E: Drugi raz? Nie miałeś przecież nic wspólnego z tym, co się wydarzyło na przyjęciu...
B: Nawet jeśli, to i tak powinienem być ostrożniejszy. Vladimir często mi o tym przypomina. I ten jeden raz miał rację. Także jego wystawiłem na niebezpieczeństwo, skoro musiał walczyć z tym mordercą, by cię uratować. To powinienem być ja. [spokooojnie, jeszcze zdążysz obskoczyć wpi***ol na swojej ścieżce]
E: Nie, oczywiście, że nie!
B: Tak, i tak byłoby lepiej. To ja byłbym ranny, nie on. [ciekawe, iloma linijkami jeszcze będzie się biczował]
E: (Beliath sprawia wrażenie, że stawia swoje własne życie niżej niż Vladimira.)
E: (Spodziewałabym się takiego zachowania po Ivanie, ale nie u Beliatha...)
E: Wszystko z nim w porządku, Beliath. On...
B: Gdzie jest? W swoim pokoju?
E: Tak i...
E: (Nawet nie zdążyłam dokończyć zdania, zanim Beliath ruszył w stronę schodów.)
E: (A ja myślałam, że nie za bardzo lubi Vladimira... Ta rezydencja jest pełna niespodzianek.)
E: (Cóż, mogę go odhaczyć na mojej liście. I dobrze wiedzieć, że bezpiecznie wrócił do rezydencji. Pora pójść i poszukać Raphaela.)
- znajdujemy Rafcia w bibliotece -
E: (Uf, jest tutaj.)
E: Szukałam cię, Raphaelu!
R: Przypuszczam, że to ma coś wspólnego z nocnym morderstwem i tym, że się opiekujesz Vladimirem?
E: Prawda, byłeś przy tym, jak Vladimir wychodził, żeby mnie poszukać...
R: Tak. Nigdy w życiu tak się nie martwiłem o przyjaciela ani nie czułem się taki bezsilny... Czułem twoją krew. Czy zostałaś poważnie ranna?
E: Wszystko w porządku, to było tylko kilka zadrapań. Obrażenia Vladimira były o wiele gorsze, ale jest już z nim lepiej.
R: Wyczułem, że jesteś z nim i nie chciałem wam przeszkadzać. Miałem rację? [tej linijce brakuje tylko tego, by Rafcio zrobił minę w stylu ||> ][doceńcie, że uwzględniłam opaskę XD]
- tu mamy wybór, czy chcemy się pochwalić, co się wyprawiało w pokoju Włodka czy nie -
E: Tak myślę... To znaczy, my... zbliżyliśmy się do siebie. Dzięki za danie nam przestrzeni.
R: Zatem cieszę się waszym szczęściem. Jeśli "zbliżenie się" oznaczało wspólne spędzenie intymnej chwili, to musiało to zrobić dobrze Vladimirowi. [bez lennyface'ów mi tutaj, to stwierdzenie Rafcia jest całkowicie niewinne! xD] Może nie chciałby tego przyznać, ale potrzebuje kogoś, kto by się nim zaopiekował.
E: Czy to nie jest coś, co wy wszyscy już robicie? [w sumie Beliath w tej swojej piżamce mógłby równie dobrze udawać pielęgniarkę]
R: Myślałem o czymś jeszcze bardziej... intymnym. [okej, tu już można lennyface'ować do woli XD]
E: (Czasem zapominam, że Raphael jest bardziej wyrafinowany od pozostałych. Beliath z pewnością rzuciłby sugestywną uwagą, a Aaron nic by z tego nie zrozumiał.)
E: Może... Na tę chwilę poprosił mnie, bym cię znalazła i zebrała wszystkich. Myślę, że chce wam powiedzieć, co się stało i przedstawić plan działania.
R: W rzeczy samej, sytuacja jest bardzo niepokojąca. Myślę, że morderca robi się coraz bardziej śmiały. Musiał znaleźć swoją ofiarę w Miasteczku i przyprowadzić aż tutaj... co oznacza, że nie obawia się pójść gdziekolwiek.
E: Ale nie może znowu się dostać do rezydencji, prawda?
R: Zrobił to raz podczas przyjęcia, ale wątpię, by spróbował tego jeszcze raz teraz, gdy wszyscy jesteśmy bardziej czujni. Mamy przewagę liczebną, co prawdopodobnie jest powodem, dlaczego trzyma dystans.
E: (Nie jest to zbyt uspokajające...)
E: Powiedz mi... co zamierzacie teraz zrobić?
R: Zbierzemy się i ułożymy razem jakiś plan. Jest nas więcej, więc z technicznego punktu widzenia mamy przewagę. Ale prawdziwe pytanie brzmi tak: czy powinniśmy ścigać tego wampira, czy po prostu zrobić wszystko, żeby chronić siebie? [najlepszą obroną jest atak, dziękuję, zamykam temat]
- tu jest wybór, jak chcemy odpowiedzieć na to pytanie -
E: A ty co myślisz?
R: Często jestem najbardziej umiarkowanym i zrównoważonym członkiem grupy. Normalnie zaproponowałbym nie wychylanie się i nie szukanie kłopotów. Ale już nie jestem niczego pewny.
R: Jak zauważyłaś, wampiry trzymają się ścisłego zbioru zasad, ale nie należymy do żadnych klanów, ani nie jesteśmy kierowani przez żadnych oficjalnych liderów. Robimy co w naszej mocy by przetrwać i jeśli mamy dość szczęścia, by znaleźć społeczność, w której możemy żyć, to w niej zostajemy.
R: Nieczęsto się zdarza, że... zabijamy kogoś ze swoich. Aaron mógłby wiedzieć o tym więcej niż ja. Ale z drugiej strony wydaje się oczywiste, że ten wampir stanowi dla nas bezpośrednie zagrożenie i że poluje na naszym terenie...
E: Ale macie nad nim przewagę liczebną! [boli mnie, że to właśnie z Rafciem musimy tupać w miejscu i powtarzać te same frazy, żeby liczba wydanego PA się zgadzała]
R: Co oznacza, że ten wampir musi być szczególnie potężny. Vladimir nieźle oberwał, czyż nie?
- tu mamy wybór, co powiedzieć -
E: To prawda... ale czyż on nie jest nieprzyzwyczajony do walki? Czy ktoś taki jak Aaron nie mógłby pokonać tego mordercy?
R: Aaron prawdopodobnie jest naszym najsilniejszym wojownikiem [ma najlepszy dps i władował najwięcej punktów w STR XD] Ale to niekoniecznie oznacza, że wygrałby. Nie zapominaj, że niedawno został zraniony.
E: (Ma rację. Na szczęście mamy przewagę liczebną!) [podziwiam optymizm, ja już pewnie uderzałabym w tony "wszyscy zginiemy!" xD]
E: W każdym razie będziecie to omawiać dzisiejszej nocy, czyż nie? [nie, bo Vladimir tak naprawdę zwołuje dzisiaj chłopaków na grę w kalambury i nawet sobie nie wyobrażasz, jak Rafcio wymiata! ... jprdl, mogliby się trochę bardziej przyłożyć do tego marnowania linijek]
R: Tak, i to nie będzie pierwsza taka decyzja, jaką podejmiemy jako grupa. Mija już prawie dwadzieścia lat od czasu, gdy się wprowadziliśmy do rezydencji i już musieliśmy się zmierzyć z pewną liczbą kryzysów. I zawsze udawało się nam je przetrwać.
E: (Dwadzieścia lat? Hej... urodziłam się w tej rezydencji i mam 18 lat...) [niedługo się jeszcze okaże, że Włodek asystował przy porodzie Eloise XD]
E: Przy okazji, czy może wiesz przypadkiem, ile lat dokładnie mieszkacie w tej rezydencji?
R: Różnie, w zależności od osoby, ale Vladimir był pierwszy. Wprowadził się tutaj osiemnaście lat temu. Ivan jest najnowszym domownikiem i pojawił się tutaj około rok temu.
E: (Co?!)
- tu mamy wybór, czy chcemy Rafcia pociągnąć za język czy nie -
E: (Vladimir wprowadził się do rezydencji zaraz po tym, jak ją opuściłam? Nie jestem pewna, czy powinnam uważać, że to trochę dziwne... Może po prostu czekał, aż to miejsce będzie puste.)
E: (Mogę poprosić Raphaela, by podał więcej szczegółów, ale wolałabym to usłyszeć od Vladimira, gdy nadejdzie właściwy czas.)
E: (Może to nic, ale nie mogę przestać się zastanawiać.)
E: W porządku, Vladimir prawdopodobnie na nas czeka. Chcesz, żebym ci pomogła zebrać pozostałych? Już zdążyłam wpaść na Beliatha...
R: W takim razie nie martw się. Jestem pewny, że już o tym powiedział wszystkim w rezydencji. Kiedy Beliath się czymś martwi, to nie jest w stanie utrzymać tego w tajemnicy. Powinniśmy iść do nich dołączyć, bo prawdopodobnie już wszyscy są na górze.
E: Nadal jestem zaskoczona tym, jak Beliath się przejął stanem Vladimira.
R: Beliath bardziej dba o innych niż o swoje. Ma też bardzo silne poczucie wspólnoty. Nie jest łatwo dołączyć do jego "kręgu", ale gdy już w nim jesteś, to zrobi dla ciebie wszystko. Wiem, nie widać tego po nim.
E: (Ciekawe, czy uważa mnie już za część swojego "kręgu".)
E: Idziemy?
R: Prowadź.
- idziemy na górę i zatrzymujemy się przed pokojem Włodka -
E: (Nie wpadliśmy na nikogo po drodze, nawet w salonie. Może Raphael miał rację.)
E: (Ach, tutaj jesteś!)
- pojawia się przed nami zmartwiony Beliath -
E: Znalazłam Raphaela, Beliath!
B: Widzę. Już tylko jego brakowało. Słyszałeś wieści, Raph?
R: Mniej więcej. I wiem, że teraz stan Vladimira jest stabilny, nawet jeśli ma za sobą okrutną walkę.
B: "Okrutną" to spore niedomówienie. Naprawdę nieźle oberwał. Aczkolwiek wygląda na to, że nasza pielęgniareczka czyni cuda.
E: (Grrr...)
- tu jest wybór czy przemilczeć tę uwagę, czy to skomentować -
E: Co to ma niby znaczyć, Beliath? Jesteś zazdrosny, że to nie ty się nim opiekowałeś? Z tymi twoimi białymi ubraniami, pasowałbyś na pielęgniarkę.
R: Hehe, ma rację.
B: Ej, biały do mnie pasuje: to kolor wyrafinowania i elegancji! [cóż, właściwości koloru nie przenoszą się na noszącego, bo w końcu biały to też kolor dziewictwa XD] Ale rozumiem, że niekulturalni ludzie mogą tego nie załapać.
B: Wielki szef chce powiedzieć nam o paru rzeczach, więc może lepiej skończmy tę pogawędkę i przejdźmy do rzeczy.
E: (Nareszcie.)
B: Vladimir powiedział mi, że nie musisz uczestniczyć w naszym spotkaniu, jeśli nie chcesz, Eloise.
E: (Co? Co to ma niby znaczyć?)
E: (Czy to znaczy, że nie chce mnie widzieć? Albo niewygodnie mu z tym, że człowiek miałby uczestniczyć w naradzie wampirów?)
E: (To prawda, że niekoniecznie tu należę. Ale czy mu przeszkadza to, że przyszłam? Po prostu założyłam, że zajmę miejsce pomiędzy innymi i nawet dwa razy się nad tym nie zastanawiałam.)
E: (Czy mogłam się pomylić?)
E: (Co powinnam zrobić?)
- tu mamy wybór czy zostać czy zrezygnować -
E: (Może po prostu wszystko nadinterpretuję?)
E: (Nie powiedział, że nie chce mnie widzieć. Powiedział tylko, że nie mam obowiązku uczestniczyć w spotkaniu.)
E: (Chcę wiedzieć, o czym będą rozmawiać. Jestem też częścią tej grupy i od początku jestem wplątana w tę całą sprawę. Nie chcę niczego przegapić.)
E: Chcę pójść z wami. I nie sądzę, by było teraz coś ważniejszego od podjęcia decyzji, co zrobić z mordercą na wolności.
R: W takim razie...
B: Szczerze mówiąc, lepiej by było, żebyś się nie wychylała. Nie przeszkadzałaby nam twoja obecność, ale chcemy to wszystko załatwić po swojemu. Więc jeśli zamierzasz się dzielić z nami swoimi uwagami, to zastanów się dobrze, zanim się odezwiesz.
E: (Wow, to brzmi obiecująco! Mam nadzieję, że robię dobrze, biorąc udział w tym spotkaniu. Może po prostu powinnam zapytać o to wprost, czy im to przeszkadza?)
- tu mamy wybór, co zrobić -
E: Beliath, bądź ze mną szczery: Będzie wam to przeszkadzało, jeśli do was dołączę?
B: Niespecjalnie, ale postawmy sprawę jasno: mamy swoje sposoby załatwiania pewnych spraw i to mało prawdopodobne, by twoja opinia miała jakieś znaczenie. Oczywiście to nic osobistego.
E: Rozumiem.
E: (Przynajmniej nie każą mi czekać na zewnątrz.)
E: Tak właściwie, to takie spotkanie pewnie trochę potrwa? [a co, spieszysz się na serial?]
R: To zależy od tego jak skuteczni jesteśmy i jak szybko się dogadamy. Na ogół nasze spotkania zajmują tylko część nocy.
B: Mam nadzieję, że nie pożałujesz swojej decyzji. Dalej, musimy już iść.
E: (Wygląda na to, że to będzie długa noc...)
- wchodzimy do pokoju Vladimira i faktycznie wszyscy już tu są; ciekawostka: w scenie na początku odcinka Vladimir był już normalnie w swoim pełnym ubraniu, a teraz jest w samej koszuli i spod niej widać bandaż; dunno, być może uznał, że jak nie będzie widać, jaki jest poszkodowany, to nikt go nie weźmie na poważnie xD -
E: (Minęło już trochę od czasu, gdy widziałam ich wszystkich razem w jednym miejscu. Na szczęście to duży pokój.)
E: (Chciałabym być obok Vladimira, ale czy to nie byłoby trochę zbyt oczywiste?)
- tu mamy wybór jak się zachować -
E: (Prawdopodobnie przeszkadzałabym mu, albo wprowadziła w zakłopotanie, gdybym tak zrobiła. Nic mi się nie stanie, jeśli zachowam dystans.)
E: (Zresztą musiałabym sobie utorować łokciami drogę przez tłum. Nie chcę zwracać na siebie uwagi już na początku.) [to w końcu w pokoju jest ciasno, czy to jednak duży pokój? -,-]
B: Nie chcesz zobaczyć, jak się ma twój pacjent, Eloise?
E: (Na litość boską, niczego nie przeoczy.)
E: Mój pacjent nie jest taki kruchy jak myślisz, Beliath. Myślę, że przeżyje bez sprawdzania jego bandaży co kilka minut.
E: (Vladimir uśmiechnął się do mnie. Sprawiał wrażenie, że rozbawiła go moja mała riposta.)
E: (Założył czystą koszulę, by zakryć swoje rany. Nawet jeśli nie był w stanie zapiąć wszystkich guzików, to nie wyglądał już tak szokująco.)
V: W porządku. Wszyscy słyszeliście o morderstwie z poprzedniej nocy. Czy ktoś się zajął ciałem?
E: (To była kolejna młoda dziewczyna... Zastanawiam się, czy ma jakąś obsesję) [albo jest po prostu hetero, który lubi młodsze xD]
- tu mamy wybór, czy chcemy się wtrącić -
E: (Może Vladimir albo ktoś inny zamierza o tym powiedzieć. Jeśli nie, to ja to powiem.) [w sensie o tym, że morderca gustuje w młodych dziewczynach.)
V: Beliath, mówiłeś mi, że zająłeś się ciałem, prawda? [co? to po co było to wcześniejsze pytanie w tłum? Oo]
B: Zaczyna się to stawać nieprzyjemną rutyną, ale tak, znalazłem tę kobietę i udało mi się przenieść jej ciało bliżej Miasteczka.
B: Chciałbym skorzystać z okazji by wspomnieć, że ofiarami mordercy były tylko młode kobiety po dwudziestce. Nie jestem pewny, czy to dlatego, że są łatwymi celami, czy gustuje w tym typie krwi.
V: Jutro będzie o tym pełno na pierwszych stronach gazet, więc chciałbym, żeby wszyscy zostali w rezydencji przez kilka następnych dni, chyba że wydarzy się jakaś awaryjna sytuacja. Jeśli zaczniecie się czuć słabi, posilcie się krwią zwierząt. Lepsze to niż nic.
Et: Łatwo ci powiedzieć, bo masz swój cudowny mały Kielich! Nie zgodziłbyś się nią podzielić z nami, czyż nie Vladimirze? Wiesz, jej krew pachnie smakowicie.
E: (Co?!)
- tu mamy wybór jak zareagować -
E: Och, i myślisz, że dałabym się tak łatwo? [odzywka w sumie spoko, gdyby nie to, że Eloise rzeczywiście daje się tak łatwo XD]
Et: No i? Co by się wtedy niby stało? Nie masz szans przeciwko nikomu z nas. Wiesz, twoje umiejętności Kielicha są niczym w porównaniu do naszych.
Et: I teraz jest nawet lepiej, bo masz ślady na szyi, którymi możemy podążyć. Co tam jedno ugryzienie więcej...
E: (Ten facet mnie obrzydza!)
V: Ethan, jeśli jeszcze raz wspomnisz o ugryzieniu Eloise, to będziesz żałować, że jednak nie siedziałeś cicho. Jeśli którykolwiek z was ją chocby tknie, to natychmiast zostanie wyrzucony z rezydencji. Czy wyrażam się jasno?
E: (Po tej krótkiej przemowie Vladimira zapadła cisza.)
E: (Nikt się nie odważył mu sprzeciwić. I Ethan dostał to, na co zasłużył!)
V: Zapomnijmy już o tym niefortunnym wybuchu i wróćmy do tematu właściwego. Mamy przed sobą poważne zagrożenie, zarówno pośrednie jak i bezpośrednie. Ten wampir swoim zachowaniem naraża nas na niebezpieczeństwo.
V: I poza tym, kto wie, czy nie skończy się na tym, że zwróci się przeciwko nam? Wszyscy byliśmy w pobliżu, gdy zaatakował Eloise i wygląda na to, że to go nie powstrzymało. Gdybym się tam nie pojawił, to Eloise z całą pewnością by zginęła.
E: (...) [tak, naprawdę dali taką linijkę XD]
V: Najpierw chcę usłyszeć wasze opinie, a potem zdecydujemy. Aaron?
A: Myślę, że powinniśmy być bardzo ostrożni. Ten wampir był bardzo lekkomyślny i wydaje się nie przejmować konsekwencjami swojego postępowania. Jeśli przeprowadzilibyśmy pełny atak, to mógłby z łatwością poinformować ludzkie władze o naszej obecności tutaj. Wtedy cała nadzieja by przepadła. [eee... a czy taki atak z pełną mocą nie miałby właśnie na celu unieszkodliwić go zanim zrobi cokolwiek?][chociaż znając tutejsze wampiry to tak w sumie na miejscu Aarona chyba też założyłabym z góry, że wszyscy nawalą XD]
A: W tej chwili ma przewagę. Sugeruję, byśmy poczekali z robieniem czegokolwiek aż lepiej poznamy naszego przeciwnika.
E: (To całkiem rozsądne podejście...)
V: Bardzo dobrze. Ethan?
E: (Nie cierpię jego uśmiechu i tego wyrazu twarzy u niego.)
Et: Myślę, że Aaron jest mięczakiem. Dlaczego mielibyśmy czekać dłużej? Ten gość już zabił trzy kobiety. Jego czwarta ofiara ledwie uszła z życiem i na pewno na tym nie skończy. Co dalej? Zaprosimy go, żeby zamieszkał tu z nami? Myślę, że on chce przejąć nasze terytorium. Nie możemy siedzieć z założonymi rękami i pozwolić na to.
A: Ale jeśli będziemy zbyt agresywni, to możemy wystawić Eloise na niebezpieczeństwo! Jest bardziej bezbronna niż my.
Et: No i? Czy to byłoby takie złe? Nie wiem, czym by to się różniło od wysłania krowy do rzeźni. Wszyscy lubimy steki, czyż nie?
- tu mamy wybór jak zareagować -
E: Jesteś chory!
Et: Aw, jest taka słodka. A co ty myślisz? Jeśli mieliby wybierać między naszą dwójką, to niby, kogo by wybrali? Oczywiście, jesteś osobistym bankiem krwi Vladimira, ale ja tu mieszkam już od dwudziestu lat. [yyy... to Ethan nie wprowadził się jakoś później? XD]
E: Ja...
R: Ethan, przekraczasz granicę! ["przeginasz" lepiej by pasowało, ale nie wyobrażam sobie, by takie kolokwialne słowo mogło paść z ust tak dystyngowanego i wyrafinowanego mężczyzny <3][tak, tylko czekałam, aż będę mogła wystawić Rafciowi laurkę XD]
A: Zatrzymaj swoje paskudne uwagi dla siebie. I tak na wypadek jakbyś zapomniał, to nie wypowiadasz się tutaj za wszystkich. [czemu mam wrażenie, że tylko ja z tego towarzystwa pamiętam, że śmierć Eloise oznacza śmierć Vladimira? xD]
V: Jeszcze raz przekroczysz granicę, Ethan, i wylatujesz. Rozumiesz?
Et: Domyślam się, że musisz zadowolić tłum, huh?
E: (Miło jest słyszeć, jak mnie bronią...)
V: Raphael, czy mogę cię prosić o twoją opinię o tym wszystkim? [R: Tak, wywalmy Eloise... a nie, czekaj, pytałeś o wampira?]
R: Zgadzam się z Aaronem. Wolałbym raczej uniknąć bezpośredniego konfliktu. Ale zawsze możemy ponownie to rozważyć, jeśli sytuacja się pogorszy.
E: (Ethan chciał się wtrącić, ale się rozmyślił.)
V: W porządku. A ty, Ivan?
I: Nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie... Nie mogę opuścić rezydencji, by wam pomóc. Zaakceptuję każdą waszą decyzję i postaram się z całych sił was w niej wspierać. [kto wie, może w następnych odcinkach będziemy mogły zobaczyć Ivana z pomponikami, bo nie wiem, jakiego innego rodzaju wsparcia mógłby udzielić XD]
E: (Brzmiał na smutnego i bezradnego. Jest przerażony i wygląda na zdenerwowanego tym, że jest ciężarem dla wszystkich.)
V: Nie mam wątpliwości, że będziesz w stanie nam pomóc, Ivanie. Jesteś bardziej wartościowy, niż ci się wydaje. W każdym razie wezmę pod uwagę twoją opinię.
V: I na końcu, co o tym myślisz, Beliath?
B: Jestem rozdarty. Aaron ma rację, ale rozumiem punkt widzenia Ethana i zgadzam się z nim. Jak bardzo może się jeszcze pogorszyć ta sytuacja? Czy zamierzamy czekać, aż w naszych rękach znajdzie się dziesięć ciał i będzie za nami podążała policja gotowa do podjęcia działań?
B: Ile minie czasu zanim policja postanowi zbadać plotki o opuszczonej rezydencji w Lesie? I zanim się zorientują, że właściciela tego miejsca nie było w okolicy od wieków? [ma tu na myśli Eloise]
E: (Całkiem o tym zapommniałam. Nigdy nawet nie brałam pod uwagę tego, że moja obecność tutaj może wywołać jakieś podejrzenia!)
B: Myślę, że sytuacja już teraz jest dostatecznie niebezpieczna. Musimy coś zrobić. Nie wiem co, ale z całą pewnością nie możemy tak siedzieć i nic nie robić.
E: (Jeśli dobrze liczę, to mamy remis. Dwa głosy za, dwa głosy przeciw i jeden się wstrzymał.)
E: (Więc to Vladimir podejmie ostateczną decyzję?)
V: Dziękuję wszystkim. Teraz moja kolej.
V: Mój pogląd na to jest prosty. Nie zamierzam nikogo narażać na niebezpieczeństwo, więc na ten moment nie zgadzam się na żaden bezpośredni atak.
B: Poważnie?!
V: To moja opinia. I zgadzam się z Aaronem. Powinniśmy się nie wychylać, dopóki nie dowiemy się, jak sobie poradzić z naszym przeciwnikiem. [a nie wystarczy stara dobra dekapitacja?]
Et: I oczekujesz, że tak po prostu przyjmiemy twój plan? Po tym jak zostałeś pobity i twój cenny Kielich został zaatakowany? Przemawia przez ciebie twoje ego, Vladimir! Podejmujesz tę decyzję przez to, co się jej stało! [tzn. Eloise]
E: (Co?!)
- tu mamy wybór jak zareagować -
E: (Nie chcę wylądować na środku pola bitwy, ale Ethan posunął się za daleko ze swoimi oskarżeniami!)
E: (Stanę obok Vladimira, by okazać mu moje wsparcie. Na pewno zamierza coś powiedzieć.)
V: Wystarczy!
V: (Pierwszy raz podczas tego spotkania podniósł głos...)
V: Przemówiła większość i nie chcę więcej słyszeć żadnych sprzeciwów. Zawsze możemy wrócić do tej dyskusji, gdy sytuacja się rozwinie. To wszystko, co mam do powiedzenia. Teraz, proszę, chciałbym mieć trochę ciszy i spokoju.
E: (Czy chce, żebym ja też wyszła? Miałam nadzieję, że zostanę i porozmawiam z nim...)
V: (Chyba czytał mi w myślach, bo dał mi znak, bym wyszła z pozostałymi. Ale uśmiechał się. Dam mu trochę czasu w samotności. ) [ten znak wyjścia z innymi wyobrażam sobie mniej więcej tak xD]
Et: Żałosne.
A: Chodź, Eloise. Odrobina ciszy i spokoju zrobi nam wszystkim dobrze. Będziemy już szli.


- wychodzimy na korytarz, przystajemy tam z Aaronem -
E: Całkiem ożywiona dyskusja, co?
A: Ani trochę bardziej ożywiona niż zwykle. Jeszcze nigdy nie musieliśmy się mierzyć z mordercą, więc jesteśmy nieco pod presją, ale to nie pierwszy raz, gdy przytrafia się nam taka awaryjna sytuacja.
E: I skończyło się to dobrze?
A: Ciągle tutaj jesteśmy, nie?
E: Masz rację...
A: Tak właściwie, to mam do ciebie pytanie.
E: Tak?
E: (Oby nie zamierzał mnie zapytać o Vladimira. Miałam wrażenie, że wszyscy się na nas patrzyli podczas spotkania.)
A: Zauważyłem, że ty i Beliath rozmawiacie ze sobą mniej oficjalnie. Właśnie sobie uświadomiłem, że to trochę głupie, żebyśmy my rozmawiali ze sobą tak oficjalnie, co nie? [zastanawiam się, na czym ta oficjalność ma polegać, bo Eloise rozmawia ze wszystkimi po prostu normalnie?][WAŻNY EDIT: jak się okazuje, w języku francuskim istnieje forma grzecznościowa, która prawdopodobnie zginęła w tłumaczeniu gry na angielski, bo przełożona bezpośrednio i bez uwzględnienia angielskiego zwyczaju językowego brzmi tak samo jak forma potoczna/koleżeńska, przez co nie idzie rozróżnić, kiedy Eloise używa oficjalnej formy, a kiedy rozmawia swobodnie :v dzięki Relashia za zwrócenie uwagi! <3]
- tu mamy wybór jak na to odpowiedzieć -
E: Nie powiedziałabym, że to jest głupie, ale to trochę dziwne.
E: To znaczy, jesteś znacznie starszy ode mnie, ale wyglądamy, jakbyśmy byli w podobnym wieku.
A: Właśnie sam tak pomyślałem. Przez to, że wszystko w tej rezydencji jest takie oficjalne, to wcześniej w ogóle nie przyszło mi to do głowy. Ale tak właściwie, młoda damo... znaczy się, Eloise... Uważam cię bardziej za moją przyjaciółkę. Nie ma powodu, żebyśmy się traktowali jak nieznajomi.
E: (Hej, zaczynam naprawdę się czuć, jakbym stanowiła część grupy!)
E: Jeśli chodzi o mnie, to nie ma problemu, Aaronie. To będzie bardziej naturalne, jeśli będziemy ze sobą rozmawiać mniej formalnie!
A: Idealnie! Naprawdę się cieszę. I mam nadzieję, że nie zamartwiasz się za bardzo tym, co mówiliśmy podczas narady...
E: Mam powód, by się martwić, ale myślę, że wszystko będzie dobrze tak długo, jak wszyscy będziecie czuwać nad rezydencją. Ale nie mam specjalnie ochoty wychodzić, dopóki wszystko się nie uspokoi.
A: W porządku. Musisz mi teraz wybaczyć, ale chciałbym porozmawiać z Ethanem o jego zachowaniu.
E: (Może to dobry moment, by zapytać, dlaczego Ethan tak mnie nienawidzi?)
- tu mamy wybór, czy chcemy to zrobić -
E: Słuchaj, może tylko mi się tak wydaje, ale mam wrażenie, że Ethan ma ze mną jakiś problem...
A: To znaczy? [nie mogę się zdecydować, czy uczynienie nastarszego wampira w rezydencji tym najmniej rozgarniętym mnie bawi, czy jednak żenuje]
E: Wszyscy zauważyli, czyż nie? Przez większość czasu w ogóle go nie obchodzę i zachowuje się agresywnie wobec Vladimira ilekroć pada moje imię...
A: Masz na myśli, że Ethan cię nie lubi, tak? [ok, jednak żenuje]
E: Cóż... tak. I nawet nie próbuje tego ukrywać. Chciałabym zrozumieć dlaczego... Co takiego zrobiłam, że tak bardzo mnie nie cierpi?
A: Po prostu... Ethan ma kilka... swoich dziwactw. To jego sprawa i nie chcę go obgadywać za plecami, ale ogółem jest bardzo humorzastą osobą i ma agresywną naturę. Nie cierpi obcych i zmian w jego codziennych zwyczajach.
E: I niby ja jestem tą zmianą w jego codziennych zwyczajach, że się tak zachowuje?
A: Twoje przybycie wiąże się z dość ważną zmianą tutaj. Może jest też trochę zirytowany tym, że w okolicy kręci się Kielich, bo wiem, że sporo się nad tym rozwodzi. Pogarsza sprawę także to, że nigdy nie dogadywał się dobrze z Vladimirem...
E: I Vladimir pozwolił mu tu zostać?
A: Vladimir akceptuje wszystkich, którzy chcą tu mieszkać i stara się by nas tu jak najlepiej ugościć. Ethan potrzebuje być między innymi, żeby się uczyć kontroli nad sobą. Dobrze się dogaduje ze mną i Raphaelem. Więc tak, Vladimir toleruje humory Ethana i jego złośliwości.
E: I nie mogę nic zrobić, żeby poprawić tę sytuację?
A: Jeśli się nie wysili, by cię zaakceptować, to nie ma sensu. Może któregoś dnia się uspokoi, ale na pewno nie w najbliższym czasie.
E: W porządku... Dzięki, Aaronie.
A: Nie ma za co. Idę złapać Ethana. Dobrej nocy.
E: (Dobrze mi zrobi odrobina spokoju. Pójdę do mojego pokoju, by odpocząć, a potem zobaczę się z Vladimirem, żeby mógł się napić krwi.)
E: (Nie jestem pewna, czy już całkiem się "przyzwyczaiłam" do tego codzinnego bycia gryzioną, ale jest już to znacznie mniej niekomfortowe niż było wcześniej.)
- idziemy do swojego pokoju -
E: (Miło będzie spać w swoim własnym łóżku. Jestem cała obolała.)
E: (Naprawdę mam nadzieję, że nie będzie już więcej morderstw... Dopiero co zaczęłam lepiej się dogadywać z Vladimirem, a sprawy zaczęły się wymykać spod kontroli.)
E: (A tak poza tym, to wygląda na to, że inni naprawdę zaczynają mnie akceptować. Czuję się przez to bardziej jak w... domu.)
E: (Nawet jeśli mam dość dziwnych współlokatorów!)
E: (Oby to uczucie trwało.)
- ekran się zaciemnił -
E: Przez kilka dni wszyscy byli niespokojni i czujni, ale nie było żadnych postępów. Ku mojej wielkiej uldze Vladimir niemal całkowicie wyzdrowiał. Najgorsze z jego ran jeszcze się nie zagoiły, ale w końcu nie musiałam się nim już dłużej zajmować.
E: Niemal zatęskniłam za nie byciem potrzebną w ten sposób. Ale czuję się lepiej z tym, staliśmy się sobie bliżsi...
E: Ugryzienia Vladimira teraz trwały dłużej i były bardziej czułe niż wcześniej. To już nie bolało. To uczucie połączyło się ze swego rodzaju niecierpliwością.
E: Mały zastrzyk adrenaliny przed ugryzieniem, dreszcz bólu, a potem stopniowe odprężenie, w miarę jak jad w moich żyłach zaczynał działać.... i często Vladimir układał na mnie ręce, jakby chciał przytrzymać moje ciało.
E: Rzadko byłam na nogach w ciągu dnia, i z każdą mijającą nocą czułam się odrobinę bardziej komfortowo w rezydencji. [uwielbiam, jak Eloise łączy w jednym zdaniu rzeczy, które nie mają ze sobą widocznego związku xD trochę jak w tym kawale, co Jasiu pyta tatę, która jest godzina, a ten wyciąga termometr i mówi, że jutro jest poniedziałek]
- pojawia się znowu nasz pokój nocą -
E: (Beliath otrzymał od Vladimira zielone światło, by pójść do Miasteczka. To zrobi nam wszystkim dobrze, bo Beliath robi się naprawdę irytujący, gdy nie może wyjść na imprezę. Po tygodniu już zaczął wariować.)
E: (Ale to oznacza, że mogę spędzić trochę czasu w Salonie! Ethan i Aaron również wyszli na noc. Ivan zachowuje się tak jak zwykle i myślę, że Raphael ćwiczy fechtunek.) [gdyby nie to, że już znam ścieżkę Beliatha, to solidnie bym się tu zdziwiła przy Rafciu, szczególnie że wg opisu dla Eloise to zupełnie normalne, że ślepy fechtuje xD]
E: (Nie poświęcam sobie zbyt wiele czasu na siebie. Zamierzam wziąć książkę z Biblioteki i trochę się zrelaksować. Zwykłam sporo czytać w sierocińcu i tęsknię już za tym...) [ogółem jestem ukontentowana, że wreszcie jakoś uwzględniono w opisie upływ czasu, ale z drugiej strony jestem bardzo ciekawa, co takiego Eloise robiła przez cały tydzień, że nie znalazła czasu na czytanie książki; żeby tam jeszcze mieli internet, to bym zrozumiała, ale tak? xD]
- przenosimy się do Biblioteki -
E: (Idealnie, nikogo tu nie ma. Ostatnio szukałam książek z czasów Vladimira, żebym mogła go lepiej zrozumieć. Mam ochotę poczytać któregoś z autorów z tego okresu.
E: (Wydawało mi się, że widziałam kilka powieści Jane Austen na jednej z półek... Uwielbiałam ją czytać w sierocińcu. Byłoby miło wrócić myślami do tamtych czasów.
E: (O, jest! Duma i Uprzedzenie. To idealna historia w mojej obecnej sytuacji.) [no nie wiem, Duma i Uprzedzenie przynajmniej jest dobrze napisana]
E: (Dobra, pora iść do saloniku i otulić się w kocyk przed kominkiem!)
- przechodzimy przez hol -
E: (I pomyśleć, że w sierocińcu zawsze się trochę denerwowałam w nocy, a teraz...)
- przenosimy się do Salonu -
E: (Wszystko wydaje się takie ciche i spokojne. Z drugiej strony dzień jest wypełniony hałasem, ludźmi i zamieszaniem.)
- docieramy do saloniku, więc możliwe, że Eloise wreszcie skończy filozować]
E: Wiedząc, że rezydencja była pusta, jeszcze bardziej się cieszyłam ciszą i spokojem. Owinęłam się przytulnym kocem i usiadłam na podłodze, opierając się plecami o sofę. [bo siedzenie na sofie jest zbyt mainstreamowe]
E: Zabytkowe futrzaste dywany ogrzewały podłogę przed kominkiem. [dla tych co nie pamiętają: nie, przed kominkiem nie ma żadnych futrzastych dywanów, ba, nie ma ich w ogóle w tym pmieszczeniu XD]. Były już stare i zużyte, ale nadal niesamowicie miękkie i cudownie było zanurzyć w nich stopy.
E: Od mojej małej przygody w Miasteczku i ataku po drodze do rezydencji, zaczęło się robić chłodniej na zewnątrz. Ta zmiana pory roku była też przypomnieniem o upływającym czasie... Trzy miesiące. Nawet nie zauważyłam, kiedy minęły te trzy miesiące.
E: Nie za wiele myślałam o mojej przyszłości... i coraz mniej i mniej przejmowałam się moim kłopotliwym położeniem.
E: (Może później przyjdzie Vladimir. Mam wrażenie, że ostatnio podąża za mną częściej niż zwykle.) [Eloise mówi wprost, że ją "śledzi", ale to trochę trąci stalkerstwem, a tu chodzi o to, że po prostu częściej szuka jej towarzystwa]
E: (Ale nie zamierzam na to narzekać. Zawsze czułam się trochę głupio, gdy musiałam go szukać.)
E: (Zastanawiam się, czy czytał Austen gdy był młodszy. Na początku nie była zbyt popularna, ale jej teksty szybko zwróciły uwagę.)
E: (W każdym razie ta powieść zaczęła dla mnie nabierać zupełnie nowego znaczenia... Elizabeth była pełna uprzedzeń wobec pana Darcy'ego i ja czułam się podobnie wobec Vladimira. A on jest dokładnie tak samo dumny.)
E: (Szkoda, że w życiu zakończenia nie są takie jak w książkach...)
- nagle wyskakuje na ekranie Vladimir -
E: Ach, hej Vladimir!
V: Zastanawiałem się, czy będziesz tutaj. Nie widziałem cię już jakiś czas. Dlaczego siedzisz na podłodze? Sofa jest bardzo wygodna. [bo już była ilustracja z gryzieniem na kanapie u Beliatha, także srry, została wam podłoga]
E: Tak jest zabawniej. I tak mogę ogrzać stopy. [zapewne przesunięcie dywanu nawet nie przeszło jej przez myśl xD]
V: Jak z tyloma kocami wokół ciebie możesz potrzebować jeszcze bardziej się ogrzać?
- tu mamy wybór co odpowiedzieć -
E: Najgorsze jest to, że nawet z tymi kocami i ciepłem z kominka, nadal się trzęsę. Może potrzebuję trochę pomocy, by wreszcie się ogrzać?
E: (Tylko żartowałam, ale on się uśmiechnął...)
V: Może odrobina ludzkiego ciepła mogłaby pomóc? Znaczy się, jeśli mogę tak rzec, że "ludzkiego"...
E: Vladimir podszedł do mnie bliżej i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, zdjął swój płaszcz i rzucił go na sofę wraz z jego laską. Usiadł koło mnie.
E: Spodziewałam się typowej dla niego rezerwy, więc zaskoczył mnie tak swobodnym i zrelaksowanym zachowaniem... Ale uwielbiałam tę zmianę w nim.
V: Co czytasz?
E: (Weź się w garść i przestań się na niego gapić!)
E: Zauważyłam, że masz sporo powieści Jane Austen, więc...
V: Ach, jesteś ciekawa jej książek? Jest świetną pisarką. Mam nadzieję, że jej słownictwo nie jest dla ciebie zbyt trudne... Jeśli potrzebujesz jakiejś pomocy... [nawet nie jesteście w stanie sobie wyobrazić, jak głośnego teraz zrobiłam facepalma]
E: Uch... jest w porządku. Już to kiedyś czytałam. To klasyka!
V: Naprawdę? Przeczytałaś całość? [...]
E: (Żartuje sobie ze mnie?)
- tu mamy wybór co odpowiedzieć -
E: Tak. Przeczytałam całość.
E: Nie rozumiem, co w tym takiego zaskakującego. Czytałam sporo klasyki w szkole średniej i niektóre tytuły bardziej mi się podobały od innych.
V: Ach... Po prostu dzieci, które dorastały w sierocińcu zwykle są trochę... cóż...
E: Vladimir, czy sobie zdajesz sprawę, że trochę się zmieniło od czasów opisywanych przez Dickensa? Obecnie kiedy traci się rodziców, to się trafia pod całkiem niezłą opiekę państwa. Nie wysyłają cię do pracy w kopalni.
V: Czytałaś także Dickensa? Nie, poczekaj. Wybacz, nie chciałem być niegrzeczny. Masz rację. Czasem zapominam, że w pewnych kwestiach... czasy się zmieniły. [wiemy, że Vladimir i Eloise spędzali trochę czasu poza ekranem na rozmowach i zastanawiam się, o czym oni rozmawiali, skoro dopiero teraz wypłynął ten temat...]
E: Nie przejmuj się tym... domyślam się, że młodość w twoich czasach wyglądała inaczej.
V: Tak było... ale w moim przypadku jest coś jeszcze... Cóż, powiedzmy, że moje nastoletnie lata wyglądały zupełnie inaczej.
E: Jestem pewna, że nie mogły być dziwniejsze od mierzenia się z nastoletnim buntem/niepokojem w sierocińcu, gdzie się mieszkało w pokoju z dwiema innymi dziewczynami.
V: To może cię zaskoczyć.
- tu mamy wybór co odpowiedzieć -
E: Zdecydowanie jestem ciekawa, ale myślałam, że nie chcesz rozmawiać ze mną o pewnych sprawach.
E: Nie chcę cię do niczego zmuszać.
V: Jeszcze nie tak dawno zdenerwowałbym się na ciebie za poruszenie tego tematu... ale trochę się zmieniło. [ech, mam wrażenie, że w tym odcinku czasownik "zmieniać" jest odmieniany przez wszystkie osoby, liczby, czasy, tryby i strony, ale mogę się czepiać]
E: Wiesz, dla mnie w porządku, jeśli nie chcesz o tym rozmawiać. Oczywiście chcę wiedzieć o tobie więcej, ale nie chcę sprawiać, że się czujesz niekomfortowo.
V: Właśnie dokładnie dlatego już mi nie przeszkadza dzielenie się tym z tobą. A także... Myślę, że to jest coś, co powinnaś wiedzieć. Pozostali już słyszeli moją historię, ale do pewnego stopnia próbowałem... ukryć to przed tobą.
E: Jaką historię? O czym ty mówisz?
E: Zmarszczyłam brwi, nic z tego nie rozumiejąc. Już od dawna wiem, że Vladimir zalicza się do dość powściągliwych osób. Nigdy nawet sobie nie wyobrażałam, że mógłby zaufać mi na tyle, by powierzyć mi swój... sekret. [mentalność podnóżka jak nic]
E: Zamknęłam książkę i położyłam ją na moich kolanach, unosząc głowę przy tym, bym mogła lepiej widzieć Vladimira.
V: W tym samym momencie zwrócił swoją twarz do mnie i położył dłoń na mojej dłoni.
E: Ten gest, który był taki prosty i naturalny, natychmiast mnie uspokoił. Intensywność spojrzenia ciemnych oczu Vladimira tak jak zawsze od razu mną zawładnęła...
V: Być może zauważyłaś... ale nie wychodzę zbyt często.
E: Tak jak Raphael i Ivan, czyż nie? Zawsze nosisz staroświeckie ubrania. Myslałam, że to dlatego, że nie lubisz opuszczać rezydencji.
V: Można tak powiedzieć. Ale ubieram się w ten sposób, bo nigdy nie opuszczam rezydencji, a nie na odwrót. [skąd w ogóle pomysł u Eloise, że jedno z drugim ma cokolwiek wspólnego? XD]
E: Nie wiedziałam, że taką trudność ci sprawia wyjście na zewnątrz.... ale kochasz swój ogród i jest taki piękny. Musi wymagać sporo pracy... a ty jesteś jedynym, który się nim zajmuje, czyż nie?
V: Rzadko. Mogę to robić około raz w miesiącu, gdy jest bardzo ciemno w nocy. Przez resztę czasu układam plan pracy, który później wykonują pozostali...
E: Naprawdę?!
V: Mniej więcej taki jest warunek, jeśli chcą tu zostać. Pozwalam im na wszystko, na co tylko mają ochotę, tak długo jak trzymają się zasad... i jak długo pomagają opiekować się ogrodem. Nie mógłbym znieść widoku jak niszczeje.
E: Ale... jeśli on tyle dla ciebie znaczy... to dlaczego nie zrobisz tego osobiście? To jest przecież zaraz obok rezydencji...
V: Ponieważ... ponieważ nie mogę.
E: Głos załamał się Vladimirowi przy końcu zdania i odwrócił ode mnie twarz. Niemal wyszeptał swoje wyznanie i byłam zszokowana głębią uczuć, jaką zawierało. Była z nim złość, oburzenie... gorycz.
E: Smutek. [musieli, po prostu musieli to przerzucić do następnej linijki xD]
E: Uścisnęłam jego dłoń ze współczuciem, czekając aż będzie kontynuował i starając się być dla niego... i nie chcąc mu pozwolić się osunąć w to ciemne miejsce, w którym już go widywałam wcześniej wielokrotnie.
E: Po kilku sekundach Vladimir się uspokoił i uniósł głowę, by ponownie na mnie spojrzeć.
V: Od kiedy się urodziłem cierpiałem na pewną chorobę. Mam alergię na słońce. Nigdy nie mogłem wyjść na zewnątrz.
E: (Ale jak...)
E: Masz na myśli że ty nigdy... ale czy ty nie byłeś...
V: Nie, nie byłem wtedy jeszcze wampirem. Ale gdy zostałem przemieniony... Odkryłem, że jestem także uczulony na światło księżyca. I tak straciłem resztki wolności jakie miałem.
E: Zabrakło mi słów. Gdy przetwarzałam tę informację, milion myśli przebiegło przez moją głowę. Ale gdzie zacząć? Jak Vladimir przetrwał aż do teraz? Co spowodowało tę chorobę? I... czy było na to jakieś lekarstwo? [ależ jest, nazywa się Krem Przeciwsłoneczny z Filtrem 50+]
E: Być może Vladimir zauważył, że nagle zamilkłam, bo podsunął się i pogładził moje ramię. Wydawało się, że przez ten gest nam obojgu zrobiło się lepiej.
E: Więc księżyc jest dla ciebie tak samo zabójczy jak słońce? Dobrze zrozumiałam?
V: To prawda...
E: Ale... jak twoja choroba mogła się zmienić w taki sposób?
V: Też chciabym to wiedzieć. Szczerze, to zadaję sobie to pytanie od dwóch stuleci. Zajęło mi trochę odkrycie tego, gdy jeszcze mieszkałem w domu, bo przez jakiś czas nawet nie wychodziłem. Przemiana była dla mnie niezwykle trudna... i kiedy wreszcie wyszedłem, to była noc, gdy księżyc był na niebie.
V: Tamtej nocy niemal straciłem życie. I od wtedy nic się nie zmieniło [w sensie w kwestii jego alergii]
- tu mamy wybór co powiedzieć -
E Czy to dlatego wprowadziłeś się do rezydencji? By mieć "bezpieczne" miejsce do życia? Nie udało ci się znaleźć domu nigdzie indziej?
V: Można tak powiedzieć. To nie jest powód, przez który w ogóle tu przybyłem, ale to jest powód, przez który zdecydowałem się tu zostać. Gdy zacząłem wędrować po wsiach, to znajdowanie miejsc do życia było dość łatwe, ale to się stawało coraz trudniejsze w miarę upływania czasu.
E: Domyślam się, że nie mogłeś zostać z rodziną...
V: Nie, ale to też nie była ich wina. Nigdy mnie nie odrzucili... To ja odwróciłem się do nich plecami.
E: Naprawdę? I nie próbowali cię zatrzymać?
E: (Spiął się... To zawsze był wrażliwy temat.) [w sensie jego rodzina]
V: To była... wspólna decyzja. Stało się jasne dla wszystkich, że już mi się nie polepszy. Nie było lekarstwa na moją starą chorobę i nie było też żadnego na tę "nową", jeśli można tak powiedzieć.
E: Nadal poproszenie cię o odejście było okrutną decyzją! To nie była twoja wina! [mina Vladimira musiała w tym momencie wyglądać mniej więcej tak]
V: Nie poprosili mnie o odejście. Odszedłem z własnej woli.
E: (Poważnie?)
E: Ale...
E: Miałam do niego mnóstwo pytań. Chciałam wiedzieć więcej, by zrozumieć, by w pełni pojąć, co się wydarzyło. Ale zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać, Vladimir położył palec na moich ustach.
E: Przez chwilę byłam obrażona, ale zrobił to tak spokojnie i patrzył przy tym na mnie tak łagodnie, że szybko mu wybaczyłam.
V: Proszę... nie dzisiaj. Powiem ci wszystko, co będziesz chciała, ale powrót do tych wspomnień jest dla mnie trudny. I myślę, że powiedziałem dość jak na jedną noc.
E: Może pomyślał, że nie byłam przekonana, bo uśmiechnął się do mnie i zaśmiał się cicho. [nie mam pojęcia dlaczego, ale zawsze gdy czytam o śmiejącym się Vladimirze, to w głowie mi brzmi śmiech Freezera z Dragon Balla... ohohohoho]
V: To zabawne... jeszcze nie tak dawno obraziła by mnie twoja ciekawość. A teraz, tak właściwie to dla mnie źródło pociechy. Porozmawiamy o tym innym razem. Teraz jestem nieco rozproszony.
V: Przez pewien błędny ognik, który przewraca moje życie do góry nogami... I którego już nie czuję potrzeby kontrolować. [o rany, w jego wypadku to prawie jak oświadczyny]
E: Jego palec wytyczył linię w dół od moich ust aż do mojego barku, a potem dalej po ramieniu. Otworzyłam usta, ale zaraz je zamknęłam. Moje słowa wydawały się teraz puste i bezsensowne. Czułam się onieśmielona.
E: Niemal bezradna. Jednak Vladimir ujął moją brodę i uniósł moją twarz do jego. Poczułam falę gorąca, gdy spojrzałam w jego ciemne oczy... i zobaczyłam, jak na mnie patrzył.
V: To było jak ogień, który chciałem, by płonął coraz jaśniej i jaśniej...
E: Instynktownie zamknęłam oczy, gdy Vladimir otoczył rękami moją talię i nachylił się do mnie. I kiedy poczułam, jak opadam do tyłu, zdecydowanie zbliżył usta do moich i sprawił, że rozchyliłam wargi.
E: Poczułam miękkie futro dywanu ocierające się o mój kark, gdy koc zsunął się z moich ramion. Moje włosy uformowały aureolę wokół mojej twarzy, gdy Vladimir przygwoździł mnie do podłogi całym swoim ciężarem.
E: Wsunęłam dłonie w jego długie blond włosy i poczułam, że wstążka się poluzowała, ale nie przejmowałam się tym.
E: Kochałam to, jak jego włosy mnie pieściły, te niewielkie dreszcze, których dostawałam, gdy delikatne pasma muskały moją skórę. Położyłam dłoń z tyłu jego głowy i przyciągnęłam go do siebie. Chciałam, byśmy byli bliżej. Chciałam, by nasze ciała stały się jednością.
E: Przygryzłam dolną wargę, gdy jego kły przebiły moją skórę na szyi. Zapach krwi uderzył moje nozdrza jak mocne perfumy.
E: Poczułam intensywniejszy dreszcz, gdy Vladimir wbił paznokcie w moje biodra, by mnie przytrzymać, biorąc przy tym kolejny chciwy łyk.
E: W moich ustach pojawił się rdzawy posmak i uświadomiłam sobie, że moja warga zaczęła krwawić tam, gdzie ją ugryzłam.
E: Próbowałam zlizać tę rubinową kroplę, ale Vladimir mnie uprzedził. Odsunął się od mojej szyi po delikatnym podmuchaniu na ranę i zatrzymał się, by skubnąć moje ucho. Jego usta były mokre od mojej krwi, gdy w końcu mnie pocałował, barwiąc moje usta głęboką czerwienią.
[ILUSTRACJA][ciekawostka: znowu się scenarzysta nie dogadał z ilustratorem, bo raz że Vladimir ma na ilustracji płaszcz, a nie powinien, dwa że wstążka jest na miejscu, a powinna być poluzowana, trzy że nigdzie nie ma koca, ale to pewnie dlatego, że z kocem na ilustrację pewnie by się nie załapała pierś Eloise, a cztery - brakuje też Dumy i Uprzedzenia! XD]
- ekran się zaciemnia -
E: Delektowałam się jej smakiem, gdy leżeliśmy splecieni na futrzanym dywanie przed kominkiem, z cieniami tańczącymi dookoła nas. W oddali wydawało mi się, że słyszałam huk gromu... perfekcyjne echo tego, co właśnie czułam w tym momencie.
E: (Och... czuję się taka wycieńczona...)
- jesteśmy w pokoju Eloise nocą, za oknem szaleje burza -
E: (Ach, to burza musiała mnie obudzić. I proszę, zasłony nadal są zwinięte. Zeszłej nocy po moim spotkaniu z Vladimirem poszłam prosto do łóżka i nawet nie pomyślałam, by je rozłożyć.)
E: (Tak mocno pada i wieje taki silny wiatr, że niemal czuję jak wibrują okna. Mam nadzieję, że rezydencja wytrzyma taką pogodę!)
E: (Chciałabym, żeby Vladimir był tutaj... Niemal zaproponowałam mu spanie w moim pokoju... ale... myślę, że jest na to za wcześnie.)
E: (Ale prawdopodobnie się domyślił, o czym myślałam, po tym jak się wahałam, gdy mnie odprowadzał do mojego pokoju. Pocałował mnie przed życzeniem dobrej nocy.)
E: (Innym razem... Może...)
E: (Co do...?)
E: (Czy... czy ja śnię?)
E: Czy jest tu kto?
E: Nadal tkwiłam w półśnie, przysłonięta kocem i byłam tak zajęta myśleniem o Vladimirze, że nie byłam pewna tego, co widziałam. Ale nagle poczułam ogarniający mnie strach. Całkowicie otworzyłam oczy.
E: Pokój wyglądał na pusty...
E: (Poświęcam zbyt wiele czasu myśleniu o Vladimirze... powinnam iść dalej spać.)
E: Odwróciłam się i ponownie zamknęłam oczy, próbując się rozluźnić.
E: Nagle naszło mnie bardzo złe przeczucie.
E: Otworzyłam oczy.
E: Kiedy mój pokój został rozświetlony błyskawicą, krzyknęłam tak głośno, że aż zabolało mnie gardło. Przez ten krótki moment mogłam zobaczyć sylwetkę mężczyzny, który zaatakował mnie w Lesie.
E: Ledwie udało mi się ruszyć, zostałam pchnięta z powrotem na łóżko przez jakąś niewidzialną siłę. W tym samym momencie dłoń przysłoniła moje usta. Dusząc się, próbowałam się uwolnić, a moje krzyki były zdławione.
E: Cień mężczyzny pochylił się nade mną, ale usłyszałam odgłosy pośpiesznych kroków po całej rezydencji. Usłyszałam nawoływania moich współlokatorów. Burza musiała ich obudzić... bądź zrobił to mój krzyk.
E: Kiedy już miałam się udusić, poczułam że dłonie mnie puszczają i cień zniknął. Miałam łzy w oczach i łapczywie łapałam powietrze. Gdy próbowałam usiąść na łóżku, moje drzwi otworzyły się z głośnym hukiem.
V: Eloise?! Co się stało?! Wszystko w porządku?
E: Ciągle trzymałam się za szyję i oddychałam tak ciężko, że nawet nie mogłam odpowiedzieć. Vladimir pośpiesznie usiadł koło mnie. Jeden po drugim pozostali wchodzili do mojej sypialni oświetlanej światłem błyskawic. Rezydencja drżała przy każdym uderzeniu gromu.
R: Och nie, Vlad! Czy wszystko z nią w porządku?
I: Widzieliśmy sylwetkę mężczyzny. Aaron i Beliath próbowali go gonić, ale zniknął!
Et: Wrócił, cholera! Był tuż pod naszymi nosami! Powinienem się tego spodziewać! Próbował nas sprowokować, albo się poczęstować smakołykiem!
V: Zamknij się, Ethan!
E: Wszyscy zwrócili się w kierunku Vladimira, który gładził moje plecy, by mnie uspokoić. Ciągle się trzęsłam. Ale gdy srogi głos Vladimira wypełnił pokój między grzmotami, wszyscy zamarli, czekając na to, co powie dalej.
V: Nie wiem, kto to jest. Ale tym razem zaatakował nas wszystkich. W naszym domu. Zapomnijcie o planie. To oznacza wojnę.
[ZAKOŃCZ ODCINEK]




Przetłumaczone Rozdziały

Prolog
Prolog
Aaron
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IX
Beliath
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X
Ethan
Ścieżka czeka na swoją premierę
Ivan
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X
Raphael
Rozdział IRozdział IIRozdział III
Vladimir
Rozdział IRozdział IIRozdział IIIRozdział IVRozdział VRozdział VIRozdział VIIRozdział VIIIRozdział IXRozdział X



Polecamy przy czytaniu skorzystać z opcji Reader View.