Hej!
Tłumaczenie powstaje na podstawie nagrania z discorda ML. Skończone!
Standardowo parę uwag na początek: 1. to nie jest solucja, 2. tłumaczenie jest kompletnie amatorskie, także mogą się w nim trafić drobne błędy, czy jakiś niefortunny dobór słów 3. zastrzegam sobie prawo lekkiej modyfikacji zdania, jeśli uznam, że napisane inaczej wyraża to samo co oryginał, ale lepiej brzmi po polsku.

Mała legenda:[]
- informacje, gdzie jesteśmy, co się dzieje na ekranie -
[moje uwagi do tłumaczenia, ewentualnie śmieszki]
Jak nie będę pewna, jaka forma tłumaczenia jest najbardziej akuratna, drugą umieszczę obok po /.


- jesteśmy w pokoju Aarona -
E: W milczeniu panującym w pokoju, bębnienie moich stóp o podłogę wydawało się ogłuszające, ale nie mogłam przestać.
E: Musiałam w taki czy inny sposób uwolnić napięcie i po tym jak prawie rozdarłam sukienkę bawiąc się nią za bardzo, nie miałam wiele do stracenia, jeśli zniszczę podeszwy moich butów.
E: Aaron został tak poważnie ranny podczas spotkania z zabójcą, że musiał zostać w łóżku. Zdecydowaliśmy na zmianę czuwać przy jego łóżku, gdy się kurował.
E: To był pierwszy raz, gdy widziałam jego pokój i przebywanie w pokoju mężczyzny innego niż Beliath wywoływało u mnie lekki dyskomfort, nawet jeśli nie robiłam niczego złego.
E: (Co on ci zrobił, Aaronie, że doprowadził cię do takiego stanu...)
E: Widzenie go takim wywoływało u mnie mdłości. Konfrontacja musiała być naprawdę brutalna, bo Raphael i Vladimir nie oszczędzali na bandażach. [a może to po prostu Rafcio się zapędził, w końcu przecież nie widział, ile już nakręcił warstw bandaża XD]
E: Nawet jeśli Aaron zdrowiał szybko, tak jak wszystkie wampiry, to jak mi powiedziano, został również ugryziony.
E: W efekcie dowiedziałam się, że najpotężniejsze wampiry są w stanie zatruwać inne wampiry przez gryzienie ich... i to spowodowało, że ciało Aarona potrzebowało więcej czasu, by się wyleczyć.
E: (Czuję się bezużyteczna. Nawet nie mogę mu zrobić czegoś do picia czy jedzenia. Nie mogę mu również zaproponować mojej krwi...)
E: Siedząc na łóżku, zniechęcona pozwoliłam mojej głowie wisieć pomiędzy moimi skrzyżowanymi ramionami. W rzeczywistości również "czuwałam" nad rezydencją w ciągu dnia, by uspokoić swoje sumienie, i byłam przez to kompletnie wyczerpana. Beliath wydawał się coś podejrzewać, ale nic o tym przy mnie nie wspomniał.
E: Poza tym zdecydowanie chciałabym usłyszeć coś więcej o Leandrze. Bardziej niż cokolwiek innego, budziła we mnie dyskomfort.
E: Leandra... ulokowała się gdzieś w rezydencji, ale kto wie gdzie. Nie odważyłam się zapuścić zbyt daleko [w poszukiwaniach jej], z obawy, że wpadnę na nią, gdy nie będzie żadnego z chłopaków w pobliżu. Po rozmowie, którą podsłuchałam...
E: Westchnęłam głośno.
E: Czy ten bałagan się kiedyś skończy?
- na ekranie się pojawia poraniony i obandażowany Aaron... o jakie to jest biedne bubuuuuu :< -
A: W oparciu o moje doświadczenia, to powiedziałbym, że nie.
E: Nagle spojrzałam w górę, a moje policzki zrobiły się czerwone. Aaron dopiero co się obudził. Nie wyglądał zbyt dobrze. Miał szarawą cerę i ciemne kręgi pod oczami. Siniaki i rany nadal odznaczały się na jego twarzy, mimo że zaczęły już blednąć.
E: Przepraszam Aaronie... gadałam do siebie. Jak się dzisiaj czujesz?
A: Jakby mnie uderzył pociąg towarowy. Ale przynajmniej już się nie czuję, jakby ten pociąg mnie wlókł ze sobą po torach. Myślę, że to znacząca poprawa.
E: Byłam naprawdę pod wrażeniem stoicyzmu Aarona. Być może żartował, żeby mnie uspokoić. W każdym razie, zadziałało.
A: To ty dzisiaj mnie pilnujesz?
E: Tylko jeszcze przez godzinę. Po tym będzie kolej Ethana.
A: Więc muszę się przygotować na długą noc słuchania narzekań. Uwielbia mi przypominać, że mógłby teraz spędzać czas w lepszym towarzystwie, gdyby nie musiał robić za pielęgniarkę.
E: Niechcący zrobiłam minę [powiedzmy, że chodzi o skrzywienie się albo zmarszczenie brwi]. Przypomniałam sobie, jak Ethan flirtował z Leandrą.
A: Hej, coś jest nie tak, Eloise? Myślałem, że między tobą a Ethanem jest już lepiej.
- tu mamy wybór, czy zrobić unik, czy zasugerować coś o problemie z pewną osobą z przyjęcia -
E: Nie, wszystko dobrze. To nie przez niego zrobiłam tę minę. Czasem słuchanie jego narzekań na to, że się tobą opiekuje, musi być przykre, skoro potrzebujesz jego pomocy. Jest twoim przyjacielem...
A: Och, nie jestem zły na Ethana, że się zachowuje jak kapryśna diva. To tylko pozory. Cóż, w pewnym sensie. Często się tak zachowuje... włącznie z chwilami, gdy chce poderwać dziewczyny.
E: Poderwać dziewczyny?
A: Mówi, że niepoddawanie się od razu i zgrywanie trudnego do zdobycia doprowadza dziewczyny do szaleństwa. Nie wiedziałbym, czy to prawda. Zazwyczaj używam odwrotnej metody.
A: No więc, czemu taka mina?
E: Nie odpuścisz, co?
A: Umieram tu z nudów, czekając aż moje wampirze ciało się wyleczy. Czy naprawdę sądzisz, że mogę coś takiego odpuścić?
E: Najwyraźniej nie... Słuchaj, może to nic ważnego, to po prostu...
E: (Och, co jest dobrego w owijaniu w bawełnę? I na dodatek, przecież musi ją znać...)
E: Cóż, słyszałeś może kiedyś o dziewczynie o imieniu... Leandra?
A: Gość Beliatha? Raczej o niej nie zapomnę. Nie bywa tu zbyt często, ale zwykle kończy się na tym, że "przypadkowo" używa naszej łazienki zamiast swojej. Zwykle zatrzymywała się w twoim pokoju, gdy przybywała.
E: Przeszedł mnie chłód grozy. Nagle pilnie zapragnęłam zdezynfekować swoją pościel. [dopiero teraz? xD]
A: Cóż, z pewnością jest atrakcyjną kobietą. Ale mam złe przeczucia ilekroć jest w pobliżu i ufam swojej intuicji. Nawet jeśli czasem trudno się jej oprzeć. Raz nawet...
E: Stop, nie chcę wiedzieć!
A: Więc, jaki jest problem z nią i Ethanem? Jeśli chcesz mi powiedzieć, że zdecydowała się zatrzymać tutaj dla niego, to zamierzam się z nim o to trochę podrażnić. Od lat próbuje...
E: Aaron! Pozwalacie tej kobiecie się tu pojawiać i chodzić sobie gdzie chce, nie mówiąc nic? Ona nadal... to znaczy... jeśli jej nie ufasz, to z pewnością jest ku temu jakiś powód, nie?
A: Wiedząc to, co wiem o jej rodzaju, głupotą byłoby jej ufać. Ale tak długo jak Beliath pozwala jej tu przychodzić, to osobiście nie mam nic do powiedzenia. Nie narażałby nas niebezpieczeństwo, gdyby była dla nas zagrożeniem...
- tu mamy wybór zapytać o "rodzaj" Leandry albo o jej bliskość z Beliathem -
E: Beliath raz wspomniał o jej "rodzaju", ale nie chciał powiedzieć nic więcej.
E: Czy mógłbyś mi wyjaśnić, kim ona jest? Nie jestem głupia. Z tymi jej skrzydłami i rogami, zdecydowanie wiem, że należy do innej rasy istot. Ale jakiej?
A: Cóż, nie bądź zła, ale jeśli ci tego jeszcze nie powiedział, to ja tego nie zrobię. Gdybym to zrobił, to by tu przyszedł i połamałby mi nogi. [to nie brzmi zbyt uspokajająco... xD] Może się obawia twojej reakcji.
E: Co masz na myśli z tą moją reakcją? Po tym wszystkim, co tu widziałam od przybycia, obawia się, że odkrycie czegoś więcej o waszym świecie albo o niej mnie zdenerwuje?
A: W tym konkretnym przypadku jest bezpośrednio zainteresowany. Nawet nam nie powiedział o niej zbyt wiele, a jednak bywa tutaj mniej więcej co sześć albo siedem lat. Ale tym razem przyznaję, że minęły tylko dwa lata...
E: Więc zdecydowanie jest w tym coś podejrzanego, czyż nie? Co ona tu robi? I dlaczego Beliath jej nie wyrzucił? Nie wydawał się szczęśliwy na jej widok.
A: Gdyby to było takie proste, to zrobiłby to. Na razie prawdopodobnie woli mieć ją na oku, zamiast ją odsyłać tam skąd przyszła.
A: Ale dlaczego tak się tym martwisz? Do ciebie też się przystawiała? Albo martwisz się o Beliatha?
E: (Czy próba zabicia mnie liczy się jako przystawianie się? Ugh...)
- tu mamy wybór co chcemy odpowiedzieć [wybieramy między opcjami podanymi wyżej przez Aarona] -
E: Nie wiem... Jej znajomość z Beliathem jest trochę dziwna. Wydaje się, że nie może jej znieść i zawsze próbuje odrzucić jej zaloty. Nie pozwala jej się do mnie zbliżyć. I się z nią nie patyczkuje...
E: A jednak wyglądają na naprawdę ze sobą zżytych i ona zawsze się wydaje dobrze bawić. Nie sądzisz, że to dziwne?
A: W ich przypadku nie bardzo, ale Beliath w końcu ci wytłumaczy dlaczego. On zawsze jest dla niej surowy. To jedyny sposób, by sobie z nią poradzić. W przeciwnym wypadku wymyka się spod kontroli.
A: Ale taka już jest. Nie masz czym się martwić. Nigdy nie zrobiła żadnemu z nas krzywdy, więc dlaczego miałaby skrzywdzić ciebie?
E: To nie wszystko. Tamtej nocy, na przyjęciu... a nawet wcześniej... ona...
E: Przygryzłam wargę. To było jak chodzenie po polu minowym. Jak mogłam mu powiedzieć, co podsłuchałam, bez ryzykowania, że Leandra albo Beliath się o tym dowiedzą? Gdybym wyjaśniła wszystko Aaronowi, to oczywiście by to zbadał i ujawnił, skąd się wywodzą moje podejrzenia.
E: Musiałam być ostrożna.
E: Aaronie... nie sądzisz, że... Leandra mogłaby być powiązana... z tym całym problemem?
A: Co? Masz na myśli z morderstwami? Ale jak mogłaby być w to zamieszana? Ona nie karmi się krwią tak jak my... cóż, no niezupełnie. Ale bez względu na to, dlaczego po tylu latach miałaby nagle zacząć popełniać zbrodnie? Dlaczego miałaby wystawiać Beliatha na niebezpieczeństwo?
E: Zacisnęłam zęby. Nie podobało mi się, gdy inni powiązywali ją z Beliathem.
E: A dlaczego by nie? W końcu morderstwa zaczęły się w tym samym czasie, co się pojawiła. I jej ofiary są powiązane z Beliathem.
A: W pewnym stopniu o tobie możemy powiedzieć praktycznie to samo. [Aaron teraz xD o rany, jak tak dalej będzie wszędzie gasił Eloise, to do jego ścieżki skończą mi się gify z upuszczaniem mikrofonu XD]
A: Morderstwa zaczęły się w tym samym czasie, co zaczęły się rozwijać twoje moce. To ty zgłosiłaś pierwsze morderstwo. Jesteś Kielichem Beliatha. Oboje jesteście dla siebie kimś więcej niż przyjaciółmi albo [przynajmniej] tak się wydaje. I wszystkie ofiary były dziewczynami, które poderwał twój wampir.
E: Oszołomiona uniosłam wzrok. Czy Aaron mówił poważnie?
E: Daj spokój, żartujesz, prawda? Tak naprawdę wcale nie sądzisz, że mogę mieć z tym cokolwiek wspólnego?
A: Eloise, jestem pewny, że nie masz nic wspólnego z tymi morderstwami. Przede wszystkim, jesteś tak agresywna jak mała foczka a przynajmniej taka byłaś do niedawna. [awww xD] Koncepcja, że mogłabyś zabić twoją rywalkę...
E: No to co?!
A: Chodzi mi tylko o to, że twoje argumenty za tym, by powiązać Leandrę z morderstwami nie są zbyt przekonujące. Pewnie, ma swoistą pokręconą i drapieżną stronę, która sprawia, że się wydaje nieco szalona. I że może wywoływać ciarki tym, jakie ma wygłodniałe spojrzenie. Ale nie jest morderczynią.
E: Jak możesz być tego taki pewien? Mnie osobiście przeraża.
A: W porządku, załapałem, ale właściwie dlaczego? Nikt przy niej nie czuje się komfortowo, wiesz. Nikt oprócz Ethana, ale tych dwóch wariatów akurat dobrze się rozumie. Ale ty?
E: (Nie ma mowy... Jak mogę mu powiedzieć bez podejmowania większego ryzyka?)
A: Chyba że masz jakieś inne dowody podpierające twoją teorię? Jeśli o to chodzi, to powiedz mi, porozmawiamy o tym. Bo do tej pory nigdy nie widziałem, by Leandra zachowywała się niebezpiecznie albo agresywnie.
E: Ponownie skamieniałam przez wątpliwości. Co miałam zrobić? Wyznać wszystko i ostrzec pozostałych, a potem ryzykować, że krwiożercza wariatka [ewidentnie nie słuchała tego, co powiedział jej Aaron XD] będzie mi deptać po piętach? Albo zachować wszystko dla siebie i powiedzieć Beliathowi, który może mnie wyrzucić, jak się o tym dowie? [wyrzucić skąd? z twojego własnego domu? tak sobie właśnie pomyślałam, że jeśli śmierć Eloise oznacza śmierć wampira, to chyba nie ma sytuacji, których by nie rozwiązał na korzyść Eloise nóż na własnym gardle XD]
E: (Wreszcie zaczynamy się dobrze dogadywać. Czy warto to narażać przez nią?)
E: (Ale biorąc pod uwagę, co usłyszałam na końcu przyjęcia, to jeśli niczego nie zrobię, to nie będę lepsza od bohaterki filmu klasy B, która zostaje zabita na początku filmu, bo jest za głupia, by zauważyć ostrzeżenia i się zorientować, że jest w niebezpieczeństwie) [pomyślała bohaterka gry klasy B, która zginęła na początku historii, bo była za głupia, by zauważyć ostrzeżenia i się zorientować, że jest w niebezpieczeństwie XD]
- tu mamy wybór, co zrobić -
E: (Jestem na to za mądra. To Beliath od dawna ukrywa informacje. Mógł o tym ze mną porozmawiać wcześniej. I na pewno wie, że nie zamierzam czekać i zdać się na kolej rzeczy.)
E: Tak, właściwie to jest coś jeszcze. Coś, o czym jeszcze z nikim nie rozmawiałam, a już szczególnie z Beliathem.
A: Dlaczego? Nie mów mi, że się go obawiasz. Jeśli to o to chodzi, to wasza relacja jest naprawdę pokręcona... [i bez tego jest]
E: Nie o to chodzi! To coś, co się wydarzyło... po tym jak zostałeś zaatakowany. Podsłuchałam rozmowę między Leandrą i Beliathem. Nie zorientowali się, że przy tym byłam.
A: I? Nie przyznała się do tego, że mnie pobiła, a potem zabiła tamtą dziewczynę, czyż nie? Kiedy przewróciła mnie na plecy, zupełnie się tego nie spodziewałem. Jest o wiele potężniejsza niż myślałem.
E: Czy mógłbyś się skupić na parę minut? Jeśli dalej tak będziesz [się zachowywał], to w końcu zacznę wierzyć, że to ty jesteś w niej zabujany, a nie Ethan. To poważna sprawa.
A: W porządku, przepraszam. Nie sądziłem, że to było na poważnie. Co usłyszałaś?
- tu mamy wybór co powiedzieć -
E: Beliath poradził jej, żeby się do mnie nie zbliżała, jeśli nie chce, by ją skrzywdził, a ona upierała się przy zostaniu w rezydencji.
E: Czy myślisz, że to rozsądne zachowanie, jeśli naprawdę jest tak niegroźna jak wszyscy sądzą? [na razie rozmawiałaś o niej tylko z Aaronem, także może tak nie rozciągaj jego opinii na wszystkich]
A: W porządku, tym razem przyznaję, że to podejrzane. Nigdy nie słyszałem, by Beliath groził jej czymkolwiek poważniejszym od wyrzucenia. Ale czy to było naprawdę tak groźne?
E: Gdyby tak nie było, to nie zamartwiałabym się tym od dwóch dni.
E: Aaronie, naprawdę się martwię. Ona mnie przeraża. Chodzi sobie tutaj, kiedy tylko ma na to ochotę i Beliath jej nie kontroluje. Co zrobimy, jeśli na końcu się okaże naprawdę niebezpieczna dla mnie, czy dla kogoś innego?
A: Dobrze, w porządku, porozmawiam o tym z Ethanem, gdy przyjdzie się ze mną zobaczyć. Na razie lepiej się wstrzymać z rozprzestrzenianiem tej informacji. Potem zdecydujemy, co robimy dalej, dobrze? A tymczasem bądź w pogotowiu.
E: Dzięki... i nie mów nic o tym Beliathowi. Nie podobają mi się te jego sekrety i szeptanie z nią, ale w końcu wyrzuci to z siebie. A przynajmniej mam taką nadzieję.
A: Również mam na to nadzieję, to będziemy mieli lepsze pojęcie o tym, co się dzieje.
A: Ale jestem pewny, że ona nie ma nic wspólnego z tymi morderstwami.
E: Nie byłabym taka kategoryczna...
A: Wiesz, jej "podpis" bardzo się różni. [umieszczenie podpisu w cudzysłowie to mój pomysł, by zaznaczyć, że nie chodzi o podpis jako taki, tylko o coś charakterystycznego, co się gdzieś po sobie zostawia] Gdyby zostawiłaby go na ofierze, to nie ma szans, żebym to przegapił.
E: Ale jak udało się jej wejść niezauważoną na przyjęcie, wyglądając tak, jak wygląda?
A: Leandra potrafi wykrzywiać rzeczywistość tak jak chce, by ukryć swoje pojawienie się przed ludźmi. To rzadko na nas działa przez nasze wampirze moce i moce Kielicha.
E: (Więc potrafi kamuflować się w rzeczywistości, co?)
E: To mi znowu przypomniało o rozmowie, którą podsłuchałam jakiś czas temu.
A: Wydaje mi się, że słyszę idącego Ethana. Możesz już iść. Zamierzam z nim porozmawiać o wszystkim i może po tym przyjść porozmawiać z tobą. Bądź pewna, że będę dyskretny. [Aaron jest tak prostolinijny, że trochę bym się obawiała jego umiejętności zachowania dyskrecji xD]
E: Dzięki... Ze swojej strony spróbuję się dowiedzieć czegoś więcej.
A: Bądź ostrożna. Nie wiemy, co z tego wyjdzie i ten szalony wampir nadal jest na wolności. Nie ma sensu przyciągać więcej problemów.
E: Z ręką na sercu! [w sensie że przyrzeka na przyciągać więcej problemów xD]
E: (Cóż, postaram się.) [dobrze, że przynajmniej jest świadoma, jak jej obietnica może mało znaczyć xD]
E: (Muszę porozmawiać z Beliathem. Musi być w swoim pokoju.)
- wychodzimy na korytarz i spotykamy Ethana -
E: (Och, skoro już o Ethanie mowa, to oto i on.)
E: Cześć Ethan, jak tam?
Et: Wspaniale. Najpierw musiałem pilnować Ivana, potem brać udział w spotkaniu z Vladimirem, a teraz muszę czuwać przy Aaronie. Czy ktokolwiek w tym miejscu może przeżyć beze mnie?
E: Zmarszczyłam brwi. Jakie spotkanie?
E: O jakim spotkaniu mówisz?
Et: Och, cholera, mieliśmy o nim z tobą nie rozmawiać... Cóż, w każdym razie już się skończyło. Było po to by zdecydować, co robimy z tym szalonym wampirem. Po prostu zapytaj Beliatha, który wspaniałomyślnie zgłosił się na ochotnika, by go wyśledzić.
E: Co?!
Et: Taa, i na dodatek planuje zabrać ze sobą Leandrę, mimo że ja chciałem z nią współpracować. To dość podłe mieszać w planie podrywu kumpla, gdy samemu nie jest się zainteresowanym! [czyli mieli jej nie mówić o tym spotkaniu, ale skoro już powiedział, to opowiedział jej już wszystko, heh xD]
E: (Och, proszę, to wygląda coraz gorzej!) [co? przecież właśnie wyraźnie powiedział, że Beliath nie jest zainteresowany Leandrą, to chyba dobrze? XD]
E: Na razie, Ethan. Muszę coś wyjaśnić.
Et: Och. W porządku. Jeśli będziecie się kłócić, to moglibyście mówić głośniej? W ten sposób nie będę musiał nadwyrężać szyi, gdy będę podsłuchiwał pod waszymi drzwiami.
E: Jasne, możesz na to liczyć.
E: (Nie mogło być już lepiej, Beliath... Co teraz przede mną ukrywasz?)
- wchodzimy do pokoju Beliatha -
E: Beliath! Musimy...
- zastajemy w środku uśmiechniętą Leandrę i niezadowolonego Beliatha xD -
E: Zaniemówiłam, gdy zobaczyłam, co się dzieje. Leandra wylegiwała się spokojnie na łóżku Beliatha, jak gruby, natrętny kot, podczas gdy Beliath stał nieopodal. [przez to porównanie do grubego kota ewidentnie przemawia babska złośliwość xD] Uśmiech, jaki mi posłała, natychmiast mi się skojarzył z kotem cieszącym się zabawą [tutaj dokładnie pada słowo określające przerwę między lekcjami, tzn. "czas na zabawę", polska "przerwa" nie oddaje tego w pełni xD]
E: (Powinnam się domyślić.)
L: Jaka pyszna niespodzianka. Właśnie rozmawialiśmy o tobie!
- tu mamy wybór czy być wobec Leandry uszczypliwą, czy przemilczeć zaczepkę -
E: (Zapomnij o przyciągnięciu mojej uwagi i zdenerwowaniu mnie twoim prowokacyjnym zachowaniem...)
E: Beliath, czy mógłbyś mi wytłumaczyć, co się dzieje? O co chodzi z tym spotkaniem z Vladimirem? I co do niej, to co ona tu znowu robi?
L: Czy nikt ci nie powiedział, że to niegrzeczne traktować innych jak meble, mała łanio?
E: I jeśli jeszcze raz mnie nazwie "małą łanią", to niech lepiej się przygotuje na cios/policzek, który ją pośle na orbitę. [oj, Eloise, żeby groźba zadziałała, to musi być realna...]
B: Wystarczy, uspokój się i weź głęboki wdech! Dlaczego jesteś taka spięta? To, że jest w moim pokoju, nie oznacza od razu, że...
E: To nie jest problem. Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że odtworzyłeś z nią Drużynę A, by razem wyśledzić tego degenerata, który zabija twoje dziewczyny? [tak z ciekawości zapytam: ile osób tutaj bez zaglądania do googli kojarzy Drużynę A? XD]
E: Kiedy wszyscy planowaliście mi o tym powiedzieć?? [zawsze się zastanawiałam, jak brzmią w wypowiedzi dwa znaki zapytania]
E: Podobała mi się mina jaką zrobił Beliath, prawie tak samo jak drażniący uśmiech, który posłała mu Leandra. Teraz była jego kolej.
B: Vladimir nas poprosił, żeby ci o tym nie mówić. Ja nie...
E: Wcześniej też mnie o tym nie poinformowałeś. [w sensie przed spotkaniem, zanim Vladimir zakazał]. Czy to dlatego dwa razy z rzędu miałam zajmować się Aaronem? By trzymać mnie z dala od waszego spotkania? To żałosne.
B: Mieliśmy dobre powody, by cię nie uwzględniać. Chodziło o polowanie na wampira. Nie możemy cię narażać na niebezpieczeństwo.
E: Prawda, lepiej nic mi nie powiedzieć i potem mnie zaskoczyć, gdy się pojawisz w Salonie z krwiożerczym maniakiem depczącym ci po piętach. Świetny pomysł, naprawdę.
B: Czy moglibyśmy się nie kłócić przy niej?
- tu mamy wybór w jaki sposób chcemy się odgryźć Beliathowi -
E: Może liczyłeś na to, że nie zauważę, że zniknąłeś i spędziłeś z nią całą noc?
E: A może planowałeś w tym czasie wysłać mnie do opieki nad Aaronem?
B: Wymyśliłbym coś. Nie mamy wyboru, musimy złapać tego szaleńca!
E: W jakim momencie zamierzałeś mi o tym powiedzieć? To znaczy, o ile w ogóle zamierzałeś mi o tym powiedzieć?
B: Tak, ale domyśliłem się, że to ci się nie spodoba!
E: Żartujesz? Czy nie wystarczy, że podąża za tobą wszędzie? Teraz na dodatek musisz ją jeszcze ciągnąć za sobą?
B: Leandra dysponuje silnymi mocami i wie, jak się bronić. Czego byś chciała? Żebym cię narażał na niebezpieczeństwo?
E: A czy mydlenie mi oczu miało pomóc?
B: Nie potrafisz się bronić! To dlatego Vladimir cię nie zaprosił. Musimy zorganizować polowanie!
E: Dzięki moim mocom potrafię rozpoznać każdego z was. Wyczuwam was natychmiastowo. Nie sądzisz, że taki radar byłby użyteczny w poszukiwaniu go [mordercy], jeśli nie możecie go znaleźć ani zwęszyć?
B: Co?! [też jestem zdziwiona, że Eloise jest świadoma posiadania takiej supermocy xD]
E: Nie zamierzałam wyciągać tej karty tak prędko, a już szczególnie przy Leandrze, ale to był właściwy moment.
E: Zauważyłam to jakiś czas temu. To wydawało się dziwne, że mogłam tak łatwo wyczuć obecność każdego z was, podczas gdy wy czasem nawet nie słyszycie się nawzajem, tak jak w przypadku Raphaela... ale w końcu się domyśliłam, dlaczego tak jest. [no chyba że akurat tak nie jest - przypominam, że ty też dałaś się podejść Raphaelowi xD]
B: Czyżby... rosły twoje moce Kielicha?
L: To wszystko robi się coraz bardziej interesujące. Czy to nie ty mi mówiłeś, że ona jest nieszkodliwa?
E: To prawda. Moje zmysły, mój refleks i możliwości percepcji również się poprawiły. Pozostali nie mogą wyczuć mojej obecności, nawet gdy idę tuż za nimi. Innymi słowy...
B: Nadal nie myślisz chyba że...
E: Jeśli pójdziesz z nią na polowanie, to idę z wami. Troje jest lepszych jak dwoje i jeśli zostanę użyta jako przynęta, to znajdziemy go szybciej. O ile nie przywiążesz mnie w moim pokoju, to nie zatrzymasz mnie przed pójściem.
E: Serce mi łomotało. Byłam znacznie mniej pewna siebie niż to dawałam po sobie poznać. Ale nawet jeśli się bałam... to byłam zdeterminowana.
E: Nie chodziło tylko o wyjaśnienie, o co chodziło z Leandrą i Beliathem. Również coraz bardziej czułam się częścią ich świata i rezydencji. Gdyby miało przyjść do bitwy, to nie było szans, żebym nie brała w niej udziału. [będzie idealną żywą tarczą <3]
L: Och, bycie związaną cię kręci? Bo można z tym naprawdę dobrze się bawić...
E: Daj spokój, czy ty się kiedykolwiek zamkniesz?!
L: Nigdy, kochanie. Może Beliath ci to wytłumaczy, gdy już przestanie drżeć na myśl, jak zareagujesz.
B: Leandra, zamknij się!
E: Westchnęłam głośno. W każdym razie nie w tym tkwił problem. Prędzej czy później się dowiem [kim jest Leandra]. Najważniejsze dla mnie było, by im towarzyszyć... i żebyśmy mogli wszystko wyjaśnić poza ścianami rezydencji, gdzie nikt nie będzie nas słyszał.
E: Oboje jesteście bardzo silni i moje moce rosną. Rezydencja będzie niedaleko, podobnie jak pozostali [chłopacy]. Jeśli zobaczymy wampira, to zawrócimy i będziecie mogli wykonać wasz plan, a ja poszukam bezpiecznego miejsca, by się ukryć.
B: To nie wchodzi w grę. Nie chcę cię wystawiać na niebezpieczeństwo!
E: Zostawianie mnie samej w rezydencji wcale nie będzie lepsze, Beliath! Jeśli naprawdę chcesz, żebym była bezpieczna, to powinnam być ciągle z kimś, więc równie dobrze to możesz być ty. I pozostałych to będzie kosztowało mniej czasu i cierpliwości!
L: Osobiście jestem za.
E: Beliath i ja synchronicznie odwróciliśmy się w stronę Leandry.
E: Nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam.
B: Czy mogłabyś powtórzyć?
L: Co? Jesteś zaskoczony?
- tu mamy wybór jak zareagować -
E: Mamy prawo być zaskoczeni, nie sądzisz? Mówisz na poważnie, czy to kolejny żart?
L: Ani trochę, złotko. Jeśli poznasz mnie lepiej, to nawet zobaczysz, że potrafię być miła i rozsądna.
E: Trochę w to wątpię.
B: Nieważne, nie w tym tkwi problem! Jak to może być dobry pomysł?
L: Twoja kochaniutka ma rację. Zresztą, cokolwiek zrobisz, ona będzie próbowała nas śledzić.
L: Jest tak samo w niebezpieczeństwie, jeśli zostanie sama w rezydencji, a tak to może się nam przydać. To od niej zależy, jak za nami pójdzie. To nie będzie mój problem.
L: Ale zostawienie jej tutaj spowoduje więcej problemów niż zabranie jej z nami.
E: Byłam jeszcze bardziej oszołomiona. Czy Leandra naprawdę brała moją stronę? Popierała moje argumenty?
E: To się wydawało zbyt piękne, by było prawdziwe. Musi mieć jakiś swój ukryty motyw. Ale jaki? Jeśli nagle zmienię zdanie, to wyjdę na rozkapryszone dziecko [teraz już nie chcę tam iść], a jeśli zrobię tak jak ona chce, to będzie mogła tkać swoją sieć tak, jak się jej podoba.
E: Zobaczyłam minę Beliatha. Wydawał się niepewny, jak zareagować.
L: Poza tym, nawet nie wiemy czy ten wasz krwiożerczy morderca zamierza się pojawić. Więc, szczerze, równie dobrze możemy załatwić to teraz i pójść we troje ma mały spacer w blasku księżyca, co?
E: Gdy zobaczyłam jej zapraszający uśmiech, znowu rozbrzmiały we mnie syreny alarmowe.
E: Nie było wątpliwości. Leandra liczyła na coś podczas naszego grupowego wyjścia. [ty też na coś przy tym liczysz, więc o co chodzi? masz jakiś monopol na ukryte motywy, czy co? xD]
B: Wy dwie mnie wykańczacie! Eloise, zrób jak uważasz. Ja po prostu chcę, żebyś była bezpieczna.
B: Jeśli jesteś absolutnie nakręcona na pójście za nami, to nie zatrzymam cię. To spowodowałoby więcej szkód niż cokolwiek innego. Ale nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
E: Już znasz moją odpowiedź, Beliath.
E: Zobaczyłam jak twarz Leandry się rozjaśniła, podczas gdy Beliatha się zasępiła. To wygląda obiecująco...
E: Kiedy zamierzacie wyruszyć?
B: ... jutrzejszej nocy. Kolejność czuwania przy Aaronie zostanie przeorganizowana.
E: Bingo! Naprawdę zamierzał zamknąć mnie w rezydencji jak kurę domową. [i ten rzekomy mistrz gierek i intryg tak głupio się wygadał? echh, co za zawód...]
E: Dobrze, możemy jutro się zebrać w holu. Beliath, jeśli chcesz ze mną porozmawiać, to będę w swoim pokoju.
E: (Oby wyczuł ten sarkazm w moim głosie.)
E: Odwróciłam się i wyszłam bez dodawania nic więcej, w połowie drogi żałując swojej decyzji, ale wiedziałam, że musiałam podjąć to ryzyko. Nie mogłam biernie czekać, aż Leandra zaatakuje... [... dlatego stworzę jej okazję do ataku; miejmy to już za sobą XD]
- ekran się zaciemnia - [liczyłam, że pod drzwiami wpadniemy na Ethana, ale nie :< xD]
E: A tymczasem muszę wymienić pościel.
- pojawia się tło holu i jest już następny wieczór, czyli najwidoczniej Beliath jednak wyczuł sarkazm -
E: (Jestem tak spokojna, jak byłam przed wizytą u dentysty, gdy miał mi wyrwać ósemkę.)
E: (Co mi strzeliło do głowy? Leandra najprawdopodobniej zamierza mnie dźgnąć gdzieś za paprotkami i zostawić moje ciało w środku lasu.) [ja pie!@#$#$!@$##$^& @#$@#$@^&#$%#@&@#$%$^%$!@$%^ już, ulało mi się; zaczynam naprawdę mieć dość, że nikt w tej cholernej grze nie pamięta, że śmierć Kielicha oznacza śmierć wampira; na litość boską, Beliath o tym mówi raptem dwa odcinki temu!][nie wspominając już o tym, że Eloise wykazuje się tutaj naprawdę małą wiarą w swojego faceta, skoro uważa, że Leandra ją zabije tuż pod jego nosem, kek]
E: Mimo że próbowałam bagatelizować tę sytuację humorystycznymi uwagami, to nie mogłam przestać myśleć, że moja teoria była słuszna.
E: Tak trzymaj. Byłam silną i śmiałą kobietą, prawda? Musiałam ponownie rozważyć swoje stanowisko.
E: (Nie miałam nawet czasu, by zobaczyć się z Aaronem czy Ethanem by się dowiedzieć, co sobie nawzajem powiedzieli. [jestem bardzo ciekawa, co w jej nudnym życiu było takie zajmujące, zmiana pościeli? a co ona, robiła ją od podstaw? zebrała bawełnę, uprzędła ją, a potem utkała, a następnie wykroiła i uszyła? innego wyjaśnienia nie widzę] Pozostaje liczyć, że jeśli powrót zajmie nam zbyt długo, to [pozostali] się na tyle tym zainteresują, że przyjdą sprawdzić, co się z nami dzieje.)
- pojawia się Leandra -
L: Dobry wieczór, moja droga...
E: Nie mogłam się powstrzymać przed zrobieniem miny [podobnie jak u Aarona, chodzi o jakieś skrzywienie się, czy coś]. Oczywiście Leandra pojawiła się przed Beliathem.
- tu mamy wybór jak się wobec niej zachować -
E: (Jeśli naprawdę zamierza mnie sprzątnąć, to mogę spróbować to odwlekać tak długo, jak tylko się da.)
E: Dobry wieczór, madam/proszę pani. Nie ma z tobą Beliatha?
L: Och, teraz się odzywasz? [w sensie do niej] Beliath może mi za to podziękować, gdy do nas dołączy. Myślałam, że będzie z tobą.
L: I przy okazji, mówmy sobie po imieniu. Nie ma sensu być tak oficjalnym, kochanie.
E: Proszę pani... to znaczy, Leandro... to, że nie chcę być nazywana "małą łanią" nie oznacza, że musisz mi wymyślić inny pseudonim.
L: No to kiepsko dla ciebie. Czy ci się to podoba czy nie, dostaniesz jakiś.
E: Czy twoim hobby jest bycie taką wstrętną?
L: Tylko z głupimi gąskami, które próbują się zbliżyć do Beliatha.
E: Wzdrygnęłam się. Nawet jeśli twarz Leandry nadal była rozświetlona ładnym uśmiechem, to jej ton był zjadliwy.
E: (W porządku... groźba jest jasna. Przechodzi prosto do ataku jak tylko go nie ma w pobliżu.)
E: Myślę, że już ci powiedział, co o tym myśli.
L: Czy myślisz, że tak po prostu zaakceptuje to, że tak żarliwie cię bronił, gdy dopiero co wymięliście razem prześcieradła i ciągle u niego byłaś? Wasz związek nic nie znaczy. Im prędzej się skończy tym lepiej. [naprawdę ją lubię xD]
- tu mamy wybór jak chcemy się jej odgryźć -
E: Och i liczysz na to, że mnie zdenerwujesz zachowywaniem się jak nieznośna wiedźma? Wiesz, przeżyłam już gorsze rzeczy. Ktoś taki jak ty nie odpędzi mnie od Beliatha.
L: Jeśli to wyzwanie, to byłabym bardzo podekscytowana przyjęciem go. Być może odkryjesz, moja droga, że mam nieoczekiwane zasoby.
E: Niezależnie od tego, co sobie myślisz, to ja i Beliath decydujemy.
L: Czasem wchodzą też w grę nieco potężniejsze siły... Wkrótce się przekonasz.
E: Otworzyłam usta, by ostro odpowiedzieć, ale nie zdążyłam. Odgłos kroków na schodach sprawił, że obie się odwróciłyśmy w tym samym momencie i pojawił się Beliath. Chciałabym rzucić mu się w ramiona i pocałować, żeby Leandra się zamknęła, ale jego ponury wyraz twarzy mnie powstrzymał przed tym.
E: Po takiej kłótni jak ta wczorasza, nawet ugryzienie mogłoby nie wystarczyć, by nas pogodzić... i byłam tak oziębła, że Beliath nawet nie przyszedł, by się ze mną zobaczyć. [o to ci przecież chodziło, nie? xD kobiety......]
B: Dobry wieczór, kochanie!
B: Nie zaczynaj.
E: Posłałam Leandrze kpiący uśmieszek.
E: Dobry wieczór, ko...
B: Ty również [nie zaczynaj]. Im szybciej to załatwimy, tym prędzej przestanę chcieć was obie zamknąć na strychu na tydzień. Pośpieszmy się.
E: Moje policzki zapłonęły. Przypadło mi chodzenie za Beliathem [w sensie ustawienie się za nim podczas marszu] i ruszyliśmy w stronę Lasu. Ignorowanie sardonicznego podśmiewania się, które słyszałam za sobą, kosztowało mnie sporo samokontroli.
- idziemy do lasu, tło z jeziorkiem -
E: (Świetnie, zawsze jest tu tak przytulnie.)
L: No więc? Nie wyglądasz, byś się czuła tu komfortowo, kochanie. Czy nie podoba ci się Las?
- tu mamy wybór czy chcemy się jej odgryźć czy skłamać -
E: Nie, dlaczego? Mieszkam już tu trochę i nie widzę powodu, żebym miała się tu ciągle czuć niekomfortowo. To mój dom.
L: I dzielisz go z krwiożerczym czubkiem, który wydaje się go bardzo lubić. Najwidoczniej to, co ci się przytrafiło przez Ivana było zasłużone...
L: Z tak kiepskim instynktem przetrwania, to w końcu mogłabyś się przekręcić w mgnieniu oka. [naprawdę ją lubię XD]
E: Słucham?!
B: Czy wy dwie możecie już skończyć? [ani trochę mi go nie szkoda XD]
E: Beliath odwrócił się do nas i wyglądał na zirytowanego. Szedł kilka kroków przed nami od kiedy wyszliśmy z rezydencji. Przyspieszał ilekroć któraś z nas próbowała go dogonić, skazując nas obie na zostanie razem.
B: Ta sytuacja jest dostatecznie irytująca i bez konieczności znoszenia waszych niedorzecznych sprzeczek.
E: Przygryzłam wargę. Nie cierpiałam tej sytuacji i napięcia między nami. To wszystko przez to, co nad nami wisiało... groźby Leandry, te wszystkie niewypowiedziane rzeczy o ich znajomości...
E: Byliśmy już całkiem daleko od rezydencji. Mogliśmy teraz o tym porozmawiać.
E: Nie sądzisz, że to byłby dobry moment, żeby to zakończyć?
B: Co masz na myśli?
L: L: No właśnie, co masz na myśli? Bo jeśli chodzi o mnie, to mam nieskończone zasoby.
B: Leandro, przestań pogarszać sprawę.
E: Beliath, jeśli się zastanawiałeś, dlaczego chciałam iść z wami i dlaczego jestem taka spięta, to dlatego, że ciągle z uporem maniaka odmawiasz wyjaśnień, kim ona jest i po co tu jest. Gdybyś był na moim miejscu, to myślę, że byłbyś tak samo zdenerwowany.
B: Ja... Mimo to mam dobre powody, by być tajemniczym.
E: A ja zwariuję! Dlaczego to taki problem? Z tym wszystkim, co nas łączy, nadal mi nie ufasz?
B: To nie ma nic wspólnego z zaufaniem! Chcę się chronić!
E: Chronić mnie! Skończyło się na tym, że porozmawiałam z innymi zamiast z tobą, bo przy niej w pobliżu nie czuję się ani trochę bezpiecznie!
B: Co?!
L: Och, zaczyna się robić ekscytująco. [*przystaje obok i częstuje Leandrę swoim popcornem*]
E: Wolałabym postąpić inaczej, ale po tym co usłyszałam w nocy po morderstwie, to nie miałam już wyboru.
B: O czym ty mówisz? Po morderstwie byłaś bezpieczna w swoim pokoju. Co ty...
L: Och, musiała nas szpiegować, Beliath. To by tłumaczyło jej zachowanie wobec mnie.
E: Fala złości ścisnęła mi brzuch. Czy ona naprawdę miała aż taki tupet, by odwrócić kota ogonem i przedstawiać się jako ofiarę?
E: To było przed drzwiami mojego pokoju. W ogóle was nie szpiegowałam. Ale to wyszło na dobre, biorąc pod uwagę, co usłyszałam z twoich ust, Leandro. Więc nie próbuj odwracać kota ogonem. To wy nie byliście szczerzy!
L: Uch, zaczyna się złościć.
B: Powiedziałem, przestań! Eloise... rany...
B: Znowu westchnął i potarł dłonią twarz. Był skrępowany.
B: Co usłyszałaś? I komu powiedziałaś? Konsekwencje tego mogą być absolutnie katastrofalne!
E: Jestem tego świadoma, podobnie jak jestem świadoma tego, że im dalej sprawy zachodzą, tym bardziej mi się wydaje, że narażasz całą rezydencję na naprawdę spore ryzyko. Już dłużej nie mogę tego ignorować.
B: Tak to może wyglądać z twojej perspektywy, ale to jest dalekie od bycia tak dramatycznym, jak ci się wydaje!
B: Rany, jeśli dobrze zrozumiałem, to poszłaś i wygadałaś się o tym, co usłyszałaś? Bez porozmawiania o tym najpierw ze mną?
E: Żebyś mógł mi wcisnąć tę samą ściemę, co teraz? Żebyś mógł utrzymać w sekrecie to, co ona powiedziała? Jej groźby i twoje? Ty jej nie ufasz!
L: I powiedziała to osoba, która wygadała wszystko pozostałym, bo nam nie ufa. To naprawdę urocze.
B: Gdybyś umiała choć na trochę się zamknąć, zamiast czerpać frajdę ze stwierdzania oczywistości, to nie znaleźlibyśmy się tutaj. Więc przestań narzekać.
- tu mamy wybór -
E: Beliath, co jest między wami?
E: To oczywiste, że nie jesteś zachwycony jej obecnością. A jednak pozwalasz jej uciekać/wymigać się od wszystkiego?!
B: Może mam dobry powód, by się nie bać tego, co do mnie mówi, bo wiem, co się kryje za jej słowami? [to może wreszcie się tym podzielisz, jprdl, ile jeszcze będzie tego dreptania w miejscu?]
E: Ach tak, to jest naprawdę uspokajające... Obiecując, że ta bomba nie wybuchnie, bo wiesz, co robisz, jesteś zbyt ogólnikowy. To sprawia, że naprawdę mam ochotę zostawić to wszystko tobie. [i chyba o to mu chodzi, nie? xD]
E: Przepraszam, ale coraz trudniej jest mi tobie zaufać. Nie wyglądasz, by to miało na ciebie jakiś wpływ i nie wydajesz się zaniepokojony, mimo że sytuacja nie może być już poważniejsza i nie tylko ty jesteś w nią wmieszany.
B: Więc nie tylko uważasz, że jestem lekkomyślnym idiotą, ale też poszłaś powiedzieć innym o swoich podejrzeniach? I czy mogłabyś mi powiedzieć, od kogo mam się czegoś spodziewać, gdy wrócimy do rezydencji? [to zdanie jest trochę niepewne, tak mi się wydaje, że o to chodzi Beliathowi] Jeśli powiedziałaś Vladimirowi...
E: Nie bądź niemiły/obraźliwy. Boję się, ale nie zrobiłabym ci czegoś takiego. Rozmawiałam z Aaronem, gdy się nim opiekowałam... Ufam mu, że się tym zajmie, jeśli to będzie konieczne.
B: Aaron? Masz na myśli lokalnego watażkę, który najpierw atakuje, a potem zadaje pytania? To jemu powiedziałaś o tym, że wpuściłem do rezydencji konia trojańskiego?
E: To ty to tak przedstawiasz, nie ja. Powiedziałam mu dokładnie to, co słyszałam. Nie jestem lekkomyślna, ale wspomniałam o tym, że się boję.
B: Jeśli w korytarzu nie będzie pułapki mającej złapać mnie i Leandrę, gdy wrócimy, to będzie cud.
E: Nie masz pojęcia, i mimo to, to ty doprowadziłeś do tej sytuacji przez ciągłe odstawianie wszystkich na bok, zaczynając ode mnie, choć wszyscy jesteśmy zaniepokojeni. Nie sądzę, byś był lekkomyślny, Beliath. Ale może... jesteś po prostu przytłoczony przez nią.
B: Rany... gdybyś tylko wiedziała... [och, gdyby tylko był pod ręką ktoś zorientowany w temacie i mógł jej to wytłumaczyć... a nie, czekaj...]
E: I wybacz, ale gdybyś nie był taki tajemniczy, to nie zadawałabym sobie tych wszystkich pytań i nie chciałabym nikomu o tym powiedzieć w tajemnicy. Teraz jesteśmy sami. Nikt się nie dowie tego, co mi powiesz.
E: Więc, zostanie tak jak jest, czy wreszcie to z siebie wykrztusisz? [pierwsza połowa zdania to moja luźna interpretacja]
E: Zamilkłam, by złapać oddech. Nie sądziłam, by moja tyrada odniosła jakiś efekt... ale wreszcie wyrzucenie tego z siebie zrobiło mi dobrze.
E: Zobaczyłam jak Leandra i Beliath wymienili spojrzenia. Beliath niewątpliwie wyglądał na bardziej zdenerwowanego... Nie wiedziałam, czy to był dobry czy zły znak.
L: Nie jest taka głupia jak dziewczyny, z którymi zwykle się spotykasz. Nie mogłeś zamienić w Kielicha którejś z tych swoich panienek bez osobowości? Mielibyśmy mniej problemów. Na wszystkich poziomach.
B: W porządku, wystarczy! Gdybym wiedział, gdzie to nas doprowadzi... [no kto by się spodziewał, że odpowiadanie na wszystkie pytania "nie, bo nie" nie wystarczy, by satysfakcjonująco zamknąć temat...]
L: Ale jest już za późno. Powiedz prawdę, Beliath. To mi też oszczędzi trochę czasu i energii.
- tu mamy wybór, jak zareagować -
E: (Teraz, gdy już powiedziałam wszystko, co miałam do powiedzenia... Reszta jest w jego rękach.)
B: Jeśli dobrze zrozumiałem, to nie mogę uciekać od tej rozmowy w nieskończoność. Nie pomyślałbym, że to temat, który powinienem z tobą omówić... w każdym razie nie tak wcześnie.
B: Nie będziesz mogła powiedzieć, że cię nie chroniłem albo cię nie ostrzegłem przed konsekwencjami. Zrobiłem co w mojej mocy, by trzymać cię z daleka od tego. Ale skoro nalegasz...
E: Beliath westchnął ciężko. Przygryzłam wargę, czekając, aż będzie kontynuował.
B: Landra jest moją siostrą. Przyrodnią, żeby być dokładnym. Mamy tę samą matkę... i choć mój ojciec rzeczywiście był wampirem... to nasza matka... jest sukkubem. [i co, bolało?]
E: Przełknęłam głośno. Nagle mój wzrok zaczął skakać między nimi, gdy mój mózg w pośpiechu zaczął wyliczać: te same zielone oczy, sposób poruszania się, te grube ciemne włosy, blada skóra...
E: Bezgraniczny apetyt na przygodę, uwodzenie...
E: Niezwykłe piękno i charyzma.
E: Teraz gdy poznałam prawdę, to wszystkie części układanki złożyły się razem i ukazały cały obraz. Od samego początku miałam wątpliwości. [no to chyba musiałaś zapomnieć o nich pomyśleć, bo wcześniej nic takiego się nie pojawiło xD] I bez względu na zaskoczenie nowymi informacjami... usłyszenie jednocześnie, że moje wątpliwości się potwierdziły, zrzuciło z moich ramion ciężar.
E: Mimo że, głupio... nie połączyłam tego z potencjalną rodzinną więzią... i koncepcją, że jakakolwiek była natura Leandry... mogła być też częścią natury Beliatha.
E: Czy ty jesteś... demonem?
B: ... nie do końca. To nie jest takie proste. Jestem w połowie inkubem, więc mam cechy matki, ale nie są tak wyraźne jak na przykład u Leandry.
L: Jeśli o to chodzi, to nie wiesz, co tracisz.
B: Na litość boską, Leandro, zatrzymaj swoje komentarze na później. Dość długo mi zajęło zaakceptowanie tego. Nie pogarszaj sprawy!
E: Więc twój... ojciec jest wampirem...
B: Tak, ale dorastałem z matką i Leandrą. To dlatego czujesz, że jesteśmy zżyci ze sobą, dlatego jej ufam, nawet jeśli mnie irytuje... Jest moją siostrą i znam ją na wylot.
L: Och, kochanie, proszę, wystarczy tych komplementów. Poza braterską miłością, mógłbyś mnie nauczyć, co to znaczy być zawstydzonym.
B: To niemożliwe.
E: Mając sucho w ustach, zostawiłam kłócące się rodzeństwo. Byłam zdenerwowana. Nie było mi trudno przyznać, że pochodzenie Leandry było demoniczne, biorąc pod uwagę jej wygląd... ale Beliath...
E: (Co do Beliatha... To do jakiego stopnia jego demoniczna część [dosłownie chodzi o część inkuba, ale "inkubiczna część" brzmi śmiesznie xD] wpłynęła na jego osobowość i jego reakcje na mnie? [bardziej bym się zastanawiała, jak wielki wpływ miała na to więź Kielicha :v]
- tu mamy wybór, co powiedzieć -
E: Ale... więc z pewnością odróżniasz się od innych wampirów, co nie? [co za głupie pytanie, Rafcio już jej przecież powiedział, że Beliath JEST inny niż pozostałe wampiry, ba, nawet podał solidne argumenty xD czy tylko ja tutaj słucham Rafcia? xD]
E: I skoro najpierw żyłeś z matką i Leandrą... czy to nie było dla ciebie skomplikowane? [w sensie przyzwyczajenie się do życia wśród wampirów]
B: ... Tak. W pewnym sensie byłem inny od nich. Przynajmniej na początku. Nie mówiłem tym samym językiem [to moja luźna interpretacja tego, co tu mówi Beliath], nie miałem tych samych pragnień i reakcji. Byłem bardziej inkubem niż wampirem... ale z czasem się to zmieniło.
E: Do jakiego stopnia?
B: Wysokiego. Zasadniczo, jeśli chodzi o moje odczucia.
B: Leandra... i moja matka... zawsze chciały, żebym żył jako pół-inkub tak bardzo, jak to tylko możliwe. Żebym żył tak jak one: hedonistycznie, bez powiązań, tylko czysta przyjemność i uwodzenie.
L: Czyli życie, które prowadziłeś wyjątkowo dobrze przez cały ten czas, nawet po wyprowadzeniu się z domu. [naprawdę, ale naprawdę ją lubię, dokładnie na to samo chciałam zwrócić uwagę po przeczytaniu powyższej wypowiedzi Beliatha XD]
B: Z pewnością. Moja natura prowadziła mnie w tym kierunku. Ale istnieje we mnie jeszcze inna część, która daje mi pragnienia i uczucia, których sukkuby i inkuby nie mają w ogóle lub prawie wcale.
E: Beliath zwrócił na mnie wzrok i popatrzyl mi prosto w oczy. Spojrzenie, jakie mi rzucił, było tak pewne jak jego głos... i zdradzał jego emocje.
B: Wampiry mają ludzkie korzenie. Najprawdopodobniej pierwsi z nich zostali stworzeni przez demony albo inne rasy... ale w przeważającej części pochodzimy od ludzi. Mamy emocje i uczucia tak jak ludzie, którymi byliśmy.
L: Twój ojciec nie był aż tak delikatny...
B: Nie mam pojęcia i nigdy się nie dowiem.
B: Tak jak ja, dobrze wiedziałaś, Leandro, że któregoś dnia mogę coś poczuć do kobiety, człowieka czy wampira.
L: I wiedziałeś, że wtedy się pojawię, by cię zawrócić na właściwą drogę.
B: I to jest coś, o czym sam myślałem, że bym chciał... ale...
L: Ale namieszała ci w głowie.
E: Wzdrygnęłam się. Nagle jej głos stał się bardziej szorstki. Zanim mogłam to skomentować, Leandra odwróciła się do mnie.
L: Nie wiem, czy to twoja więź Kielicha sprawiła, że w Beliacie tak się rozwinęły uczucia, ale to musi się skończyć. I nie zamierzam odejść, dopóki ten problem nie zostanie rozwiązany.
E: (No i wreszcie się zaczęło... otwarte groźby. Dobrze, zobaczysz, że nie zamierzam pozwolić, by było po twojemu.)
E: I myślisz, że masz coś do powiedzenia? Co ci tak przeskadza? Mi i Beliathowi jest dobrze razem. Czasem to skomplikowane... ale to też nasza sprawa, nie twoja!
L: To nie taki powinien być Beliath. Jego pobyt z tymi wampirami jest jedynie kaprysem. Jego przeznaczeniem jest powrót między nas. Myślisz, że będzie tam miejsce dla takiej małej głupiej gąski jak ty?
B: Leandra, zamknij się.
E: Głos Beliatha wybrzmiał w nocy jak odgłos wystrzału. Obie odwróciłyśmy się do niego. Oziębłość zabarwiona złością zastąpiła zirytowanie, które prezentował na początku tej rozmowy.
B: Już ci wszystko powiedziałem, gdy pierwszy raz zobaczyłaś Eloise. Mój punkt widzenia nie zmienił się od wtedy. Mogę tolerować twoje wybryki, to że jesteś zdenerwowana i te twoje puste groźby. Ale jeśli zaczniesz na poważnie... to ja również zacznę.
L: Ale Beliath...
B: Ale Beliath co? Nie jesteś na moim miejscu. Gdy się wyprowadziłem, byłem w konflikcie ze swoją wampirzą stroną. Myślałem, że chciałem być częścią twojego świata, gdzie dorastałem i pozbyć się tej wampirzej strony na zawsze. Ale byłem w błędzie.
L: W błędzie? Nigdy nie zdarzyło ci się przyznać do błędu, przez całe życie!
B: To nieprawda. Ale próbowałem żyć z innymi z mojego gatunku. Z mojej innej strony. I uświadomiłem sobie, że nie muszę z tym walczyć. Że mogę pogodzić moje obie natury.
L: Zakochując się w żałosnym człowieku? To chcesz powiedzieć? Nie możesz mówić poważnie! Nie mogę ci na to pozwolić! [ta kłótnia jest już taka długa, że chyba zaraz będę musiała pójść dorobić popcorn]
B: A jeśli nie, to co?! Niezależnie od mocy, jaką myślisz, że masz nade mną, Leandro, powiem ci coś: to nie zmieni tego, co czuję do Eloise. Prawdopodobnie jestem bardziej zaskoczony niż ktokolwiek inny. Ale taka jest prawda!
L: Nie pozwolę ci schrzanić swojego życia i pochodzenia dla jakiegoś egzotycznego doświadczenia podyktowanego twoją stroną, która powinna zniknąć!
E: Nie było mowy, by się w to wtrącać. Ich wybuchające bez przerwy wściekłe krzyki i panujące napęcie sprawiły, że oniemiałam.
E: Nigdy nie widziałam tak wściekłego Beliatha. Jego wściekłość wydawała się rosnąć z każdą chwilą i Leandra odpowiadała mu ze złością, która wyglądała dziwnie i strasznie ludzko.
E: Straciła samokontrolę. Ryczała, wyła i sprawiała, że powietrze wokół niej skwierczało. Obawiałam się, że jej złość obróci się przeciwko mnie.
E: Ale ta kłótnia musiała zostać przerwana. Poczułam, że zbliżalo się coś groźnego, coś czego wolałabym nie widzieć, jak wybucha. To było niebezpieczne. Rozprzestrzeniające się. I nieuchronne.
E: Beliath, Leandra! Przestańcie, nie robimy żadnego postępu z...
E: W tym momencie czerwony filtr opadł na moje oczy. [cokolwiek to znaczy][może odpaliło się jej widzenie na podczerwień, kek]
E: Bezwiednie kierując się intuicją, nagle się odwróciłam i spojrzałam prosto w ciemność pomiędzy gałęziami drzew.
E: Para złotych oczu patrzyła się na nas... a potem zniknęła w cieniach. Ich odbicie trwało jedynie sekundę.
E: Ale wiedziałam.
E: Beliath, on jest tutaj!
E: Mój głos wymknął się spod kontroli. To było jak zjazd z samego szczytu kolejki górskiej. Przerażenie i adrenalina, poczucie nieuchronnego zagrożenia i bycia w trakcie swobodnego spadania. Wszystko pojawiło się u mnie naraz i odebrało mi dech w piersiach.
E: Musieliśmy uciekać. Szybko!
B: Co?! Gdzie?
L: Więc dzieciak ma teraz halucynacje?
E: Złamały się za nami gałęzie. Coś się poruszało przez las. Szybko. Za szybko.
L: Co to?!
B: Zabierajmy się stąd! Z powrotem do rezydencji!
- tu mamy wybór jak zareagować -
E: Co?! To przyciągnie go do pozostałych! Aaron jest ranny, a Ivan... [tak, bo na pewno ten typ nie wie o rezydencji w środku lasu, w której mieszkają wampiry i nigdy tam nie był, kek]
B: Kogo to obchodzi? Nie możemy tutaj walczyć. Zostaniemy zarżnięci i nikt nie przyjdzie nam pomóc! Uciekaj!
E: Nie zdążyłam zrobić nawet najdrobniejszego ruchu, zanim straciłam grunt pod nogami. Wiatr rozwiał moje włosy, gałęzie chłostały moją twarz i wyrwał mi się okrzyk, gdy poczułam że moja skóra została poraniona.
E: Beliath wziął mnie w ramiona i teraz biegł przez Las. Czułam, że nasz prześladowca siedział nam na ogonie. Mogłam wyczuć jego powolny, chrapliwy oddech, który był idealnie spokojny, nawet gdy nas ścigał. Uświadomienie sobie tego wywołało u mnie ciarki.
E: To nie był szalony pościg drapieżnika, próbującego złapać swoją ofiarę. To było tak, jakby drapieżnik wiedział, że nieuchronnie wygra tę grę. Bez wysiłku.
E: Leandra biegła koło nas, lekko i zwiewnie, ale tak jak Beliath, kosztowało ją sporo wysiłku pozostanie w biegu i unikanie przeszkód na naszej drodze.
L: Cholera, też go czujesz, Beliath?! Z taką aurą nie może być płotką. Pisałam się na załatwienie szalonego wampira, a nie wdanie się w walkę ze Starszym! [jeśli on ma taką charakterystyczną aurę, to dlaczego nie skapnęli się w czwartym odcinku pod Moondance, czy w zeszłym odcinku podczas przyjęcia w rezydencji?]
B: Myślisz, że gdybym wiedział, to przyszlibyśmy tutaj we trójkę?! Będziemy musieli...
E: Wszyscy krzyknęliśmy w tej samej chwili, gdy poczuliśmy okropne uderzenie, które trafiło nas w głowy.
B: Podczas upadku ramiona Beliatha otoczyły mnie mocniej. Jego dłoń wcisnęła moją głowę w jego pierś, zmuszając mnie do zgarbienia się.
[ILUSTRACJA][wow, nawet pasuje do opisu, choć to wygląda jak upadek z jakiejś skarpy, a nie turlanie się przez las]
E: Połączone w jedno, nasze ciała przeturlały się przez las, brutalnie się rozbijając o pnie i kamienie, dopóki z ostatnim krzykiem, szalony pęd Beliatha się nie zakończył złowieszczym łupnięciem [tzn. odgłosem jakby się coś złamało].
E: Natychmiast podniosłam głowę. Zgarbiony nade mną Beliath próbował podnieść się na rękach, by wstać. W miejscu, gdzie uderzył w głaz, na którym się zatrzymaliśmy, na jego koszuli pojawiła się ciemna plama.
E: Dotknęłam jej i chwilę później moja dłoń była mokra i czerwona od krwi.
E: Beliath, jesteś ranny!
B: To nieważne! Idź, sprowadź pozostałych!
E: Pojawiła się ręka, która złapała Beliatha za kołnierz.
E: Jego twarz natychmiast zniknęła z mojego pola widzenia i nade mną znowu pojawił się Las. Wampir podniósł Beliatha z ziemi i rzucił nim daleko.
E: Usiadłam, wołając za Beliathem. Wyczułam ciemną sylwetkę pędzącą w stronę jego rozciągniętego ciała i ryk bólu wyrwał się z gardła mojego wampira.
E: Mój krzyk był tak głośny jak jego.
E: (Czekaj, co do...?!)
E: Zasłoniłam usta, by się powstrzymać od krzyku, ale to nie wystarczyło. Ból był nieznośny i przebiegał przeze mnie. To było jakby gorąca trucizna niszczyła moją krew i ściany moich żył.
E: Ból Beliatha!
E: Beliath! BELIATH!
L: Chyba sobie żartujesz! Ze wszystkich możliwych okazji musieliście zacząć akurat teraz! Nie byłoby lepiej zachować to zmysłowe połączenie na moment, gdy będziecie w łóżku?! Wstawaj! [rany, nawet nie muszę nic komentować, bo Leandra robi to za mnie XD]
E: Zostałam nagle postawiona na moich rozchwianych nogach. Ból nieco osłabł. Słyszałam odgłosy uderzeń. Beliath walczył zaciekle i tymczasowo odrzucił wampira na bok, gdzie mogłam przelotnie zobaczyć jego sylwetkę pośród drzewami, jak się przygotowywał do atatku.
E: Co do Beliatha, to był pokryty śladami ugryzień i krwią.
E: Musimy mu pomóc!
L: I jak zamierzasz to zrobić, jeśli pozwolisz, że spytam? Bo jeśli masz w rękawie jakąś dodatkową moc poza superwspółczuciem, to pora ją wyciągnąć, kochanie.
E: Już miałam odpowiedzieć, ale zwinęłam się przez nową falę bólu i złapałam głowę między dłonie. Leandra zmusiła mnie, bym stanęła prosto, zwracając moją twarz ku niej.
E: Wydałam z siebie sapnięcie, gdy zobaczyłam jej twarz. Jej piękne rysy nagle stały się demoniczne. Po raz pierwszy odkrywałam jej prawdziwą naturę. [jakby ktoś pytał to nie, jej portret nie zmienił się ani trochę]
L: Osobiście mogę mu pomóc. Zamierzam wyciągnąć mojego brata z tego bajzlu. Jeśli się zgodzisz nie wtrącać, to zrobisz mi cholernie wielką przyługę. [Leandrze się przypomniało, że może pomóc bratu dopiero gdy zgarnął już solidny wpiernicz, typowe rodzeństwo XD]
- tu mamy wybór w jaki sposób chcemy z Leandrą dyskutować, zamiast dać jej pójść pomóc Beliathowi XD -
E: Sama powiedziałaś, że wasza dwójka go nie pokona, i myślisz, że możesz zrobić sama?! Potrzebujesz pomocy, by go przegonić!
L: Oprócz bycia przynętą, jesteś bezwartościowa! Zabijesz nas, jeśli będziesz robić, jak ci się podoba. [brakuje mi w tle stęknięć zgarniającego kolejne ciosy Beliatha, to byłby idealny podkład pod kłótnię, kto mu pomoże XD]
L: Gdyby nie musiał cię nieść, by cię ochronić, to bieglibyśmy wystarczająco szybko i nie byłby teraz umierający! [Beliath w tle: czy ktoś... mógłby mi... ugh... pomóc?]
E: A gdybym go [wampira] nie wykryła, to zabiłby ciebie i Beliatha zanim w ogóle zauważylibyście, że nadchodzi!
L: Jakie to ma znaczenie, skoro teraz go obdziera ze skóry żywcem! [no tak, w innym przypadku miałby po prostu szybką, litościwą śmierć xD] Powiem ci ostatni raz: znikaj stąd, wracaj do rezydencji, znajdź pomoc i przyprowadź ją tak szybko, jak tylko się da! Nie mamy czasu do stracenia!
E: Bez czekania na odpowiedź, Leandra gwałtownym ruchem rozwinęła skrzydła, odwróciła się ode mnie i skoczyła w przód, by staranować wampira, z którym Beliath ciągle walczył.
E: Od tego momentu wszystko stało się całkowicie chaotyczne. Uderzenia padały między rykami i krzykami wściekłości lub bólu. Trzy sylwetki zlały się w jedną i nie potrafiłam określić, kto wygrywał - wampir, Beliath czy Leandra. [chcesz trochę popcornu, czy wreszcie ruszysz tyłek do rezydencji?]
E: Jedna rzecz pozostała faktem.
E: Kałuża krwi rozlanej na ziemi stawała się coraz większa. [Na podstawie obserwacji rosnącej średnicy kałuży i liczby ran na ciele, oblicz, ile krwi jeszcze zostało Beliathowi w krwioobiegu. W obliczeniach uwzględnij zaschniętą krew na ubraniu.]
E: (Nie mogę tak stać z założonymi rękami. Jeśli nie zainterweniuję, to wykończy ich oboje!) [to ja teraz]
E: (Ale co mogę zrobić?! [nie wiem, na przykład pójść po pomoc?] Jeśli zrobię choćby jeden błąd, wszystko może dramatycznie się zmienić!)
E: Czy powinnam pobiec po pomoc do rezydencji? Ale co jeśli wrócę tu za późno? [to przynajmniej znajdziecie jeszcze ciała, żeby wyprawić Beliathowi i Leandrze ładny pogrzeb]
E: Albo czy powinnam wszystko zaryzykować i rzucić się z nimi w bój, polegając na tym, że moje moce Kielicha, refleks i intuicja wystarczą, by się z tego wydostać i dać im przewagę, której potrzebowali?
E: Albo... jak zasugerowała Leandra pod wpływem kaprysu... użyć się jako przynęty i zrobić dywersję?
- no i tu jest wielki wybór -
E: (Jeśli ucieknę, to czy kiedykolwiek sobie wybaczę?! Nie mogę ich tutaj tak po prostu zostawić! Ja...) [... umrę z nimi <3]
E: Krzyknęłam, gdy przez moje pole widzenia przeleciała sylwetka, która rozbiła się o ziemię i przeturlała między drzewami. Podniosła się i wróciła do walki, spocona i wściekła, a jej ciało było pokryte siniakami.
E: Widok zranionej Leandry był dla mnie prawdziwym elektrowstrząsem.
E: (Nie... Jeśli nawet Leandra walczy aż do tego stopnia, to ja nic tam nie zdziałam... ale pozostali mogą ich ocalić!) [... ][no dobra, podejrzewam, że właściwym wyborem od początku jest bieg do rezydencji i osoba grająca po prostu źle wybrała, ale śmiesznie wyszło xD]
E: (Nie będę uciekać. Użyję jedynej szansy, by ich uratować. Z moim radarem mogę znaleźć pozostałych szybciej, niż ktokolwiek inny, nie marnując już czasu.)
E: (Biegnij!)
E: Miałam wrażenie, że część mnie się oderwała, gdy odwróciłam się od walki. [w sensie, że zostawiła część siebie za sobą]
E: Skoczyłam i zaczęłam biec przez Las tak szybko, jak tylko mogłam. Odgłosy walki cichły za mną.
E: Stopniowo było słychać już tylko odgłosy moich stóp uderzających o ziemię, miażdżonych liści i szelestu listowia w nocy. Ale nie pojawił się z powrotem szmer nocnych zwierząt i owadów.
E: (One też to czują... Zagrożenie musi ciągle być blisko...)
E: Ku mojej uldze, nieźle się trzymałam. Nie byłam świadoma, że byłam taka wytrzymała. Powietrze bez wysiłku wślizgiwało się i wyślizgiwało się z moich płuc, a moje nogi nie czuły wyczerpania. Byłam lekka i szybka.
E: I na razie zniknął ból, który dzieliłam z Beliathem...
E: (Oby to znaczyło, że nadal żyje... Oby...)
E: Słabe mrowienie w moich uszach. Miękkie odgłosy prześlizgały się przez las.
E: (Czy to jeden z wampirów z rezydencji? Czy...)
E: Nagle się poślizgnęłam i ostry ból uderzył mnie w bok. Krzyknęłam, ale nic się nie wydostało z mojego gardła. W następnej sekundzie leżałam na ziemi, zwinięta w kłębek. Brud, liście i patyki poprzyczepiały się do mojej sukienki i włosów.
E: Kiedy się zatrzymałam, oszołomiona natychmiast spróbowałam wstać.
E: Muszę stąd uciekać!
E: (Rany, jak mu się udało... Co z Beliathem?! I Leandrą?!)
- przed nami pojawia się cień Neila, czyli tego złodupiastego wampira -
N: Dobry wieczór, panienko.
E: Cios, który mnie trafił w dół pleców, odebrał mi oddech. Wylądowałam płasko na brzuchu, ale natychmiast podniosłam się z powrotem. Ręka złapała mnie za szyję, ścisnęła gardło i uniosła mnie lekko.
E: Byłam uwięziona.
N: Niezły wyścig... Jeśli twoi przyjaciele wytrzymaliby dłużej, to mogłoby się udać.
E: Wampir zepchnął mnie z drogi. Z łomotem wylądowałam na plecach.
E: Krzyczałam i walczyłam z całą mocą, bijąc i kopiąc, używając wszystkiego, co mogłam, by zrzucić z siebie to ciało, które trzymało mnie przy ziemi.
E: Białe palce, twarde niczym marmur wbiły się w moje ramiona, miażdżąc mnie coraz mocniej, najwidoczniej nic sobie nie robiąc z moich ciosów.
E: Puść mnie!! Odejdź, puść!
E: Nagle coś ciepłego i wilgotnego mnie oślepiło. Krzyczałam i potrząsałam głową, nie mogąc otworzyć oczu. Zapach uniósł się do moich nozdrzy, gdy długa strużka ściekła mi po policzku.
E: Krew.
N: Ptaszek schwytany w siatkę łowcy, ćwierkał delikatniej, niż kiedykolwiek... [ciekawostka: Neil, tutaj cytuje "Filary ziemi" Folletta, niestety nie dysponuję oryginalnym polskim tłumaczeniem, także jesteście skazane na moje łamane tłumaczonko, sołły :<]
E: Głos był melodyjny. Jego słodycz zmroziła mnie do szpiku kości. Próbowałam otworzyć oczy. Mój policzek był przygnieciony do ziemi.
E: Ręka puściła moje lewe ramię i złapała mnie za gardło. Paznokcie wbiły mi się w skórę, bardzo blisko tchawicy, która zawibrowała, gdy zawyłam.
N: Jakby słodkie nuty wydobywające się z jego gardła, mogły go uwolnić z siatki...
E: Dusiłam się. Mój wzrok się zamazywał. Coraz mniej powietrza trafiało do moich płuc.
E: Prosto w moje gardło zaczęły się wbijać kły.
N: O zmroku łowca wziął swoją ofiarę. I ptaszek już nigdy nie odzyskał wolności. [mam uwierzyć, że Neil jest w stanie mówić tak wyraźnie z kłami wbitymi w ciało?][a może znowu między linijkami się zmieniła osoba pisząca scenę i ta pierwsza zapomniała wspomnieć, że Neil już się wgryzł?]
E: Czułam, że mdleję. Paznokcie wampira już rozcięły moje gardło. Krew płynęła po moim ciele.
N: Wolałbym, żeby sprawy potoczyły się inaczej, panienko. To marnotrawstwo, że tak kończysz, po tym jak ocaliłem cię tamtej nocy. Ale przeznaczeniem ptaków i ludzi jest śmierć... [to prawdopodobnie bardzo ważna informacja - sugeruje, że to dzięki Neilowi Eloise nie podzieliła losu rodziców]
N: I to czas, byś spłaciła długi swoich rodziców. I kiedy z tym skończę... To nadejdzie pora, by się zająć twoimi przyjaciółmi.
- na ekranie pojawia się Beliath -
B: ELOISE!
- ekran się zaciemnia -
E: To było jak błysk.
E: W ciągu sekundy coś gorącego przeszło przez moją głowę jak pocisk, wchodząc przez szyję i wychodząc przez czoło.
E: Mój wzrok zalał się czerwienią i całe moje ciało wygięło się gwałtownie. Moja głowa uderzyła w ziemię, powodując pulsujący ból. Przeraźliwe syknięcie wypełniło moje uszy, zniekształcając dźwięki... i krzyki, jakie słyszałam.
E: Otworzyłam szeroko oczy i syczenie ustało. Uświadomiłam sobie, że krzyki pochodziły z mojego własnego gardła.
E: I wampira.
- pojawia się zakrwawiona Leandra -
E: Czy to cię uspokoiło, ty draniu? A może chcesz więcej? Chodź, mój drogi, jeszcze z tobą nie skończyłam.
E: Zlana potem, z rozdzierająco bolącą głową, uniosłam się na łokciach. Czerwone strużki ciągle zamazywały mi wzrok. Leandra zerwała się na nogi. Jej rozmazana sylwetka wydawała się obsypywać ciosami inne ciało na ziemi. Wampir ryczał, osłaniając głowę rękami i nie mogąc wstać.
L: Wracaj skąd przyszedłeś i giń!
E: Leandro! Beliath!
E: Ostatnia z sylwetek była ciągle nieprzytomna i leżała na ziemi w bezruchu. I uświadomiłam sobie, kto to był.
E: Leandra się odwróciła z rozłożonymi skrzyłami. Gdy zrozumiała, o kim mówiłam, zamarłam przez przeraźliwe wycie. Pobiegła do ciała Beliatha, gdy ja boleśnie się czołgałam w jego kierunku.
E: Wreszcie po paru minutach, mój wzrok i słuch wrócił do normy. Ustało dzwonienie w mojej głowie.
E: I gdy rozejrzałam się po Lesie... uświadomiłam sobie, że wampir zniknął.
L: Chodź tutaj, Eloise! Musimy go stąd zabrać!
E: To był pierwszy raz, gdy Leandra wypowiedziała moje imię. Zaskoczenie tym wystarczyło, bym się rozbudziła i rzuciła do pomocy.
E: Nie mogłam się teraz rozpraszać jego ranami. Musieliśmy wrócić i to szybko.
- idziemy w stronę rezydencji, tło się zmienia na leśną ścieżkę nocą -
E: Powoli i w ciszy szłyśmy w kierunku rezydencji.
E: Żadna z nas nie odważyła się sprawdzić stanu Beliatha zbyt dokładnie... ale do moich uszu dobiegał odgłos jego oddechu, mówiący mi, że jeszcze żył.
L: To co zrobiłaś... w Lesie...
E: Tak...?
E: Próbowałam uciec, tak jak chciałaś, ale nie sądziłam, że mnie złapie... Myślałam, że będzie walczył z wami do końca.
L: Taa, też tak myślałam. Ale o dziwo, całkowicie zmienił swoją taktykę, gdy się zorientował, że uciekasz. Znokautował mnie, ale zamiast wykończyć Beliatha, rzucił się, by cię złapać.
- tu mamy wybór, co powiedzieć -
E: To dziwne, biorąc pod uwagę, że z nas byłam najmniejszym zagrożeniem. Nie warto było was porzucać bez unieszkodliwienia, żeby ruszyć za mną...
L: Każdy wykończyłby wilki, zanim pobiegłby za łanią. Ale on wydawał się konkretnie tobą zainteresowany.
E: Mną? Ale we mnie nie ma nic takiego, by...
E: Przypomniałam sobie jego słowa.
E: Moi rodzice...
L: Co?
E: Nie... nie jestem jeszcze pewna, ale mogę mieć wskazówkę, choć to takie dziwne...
L: Wstrzymaj się z tym na razie. I jeśli nie masz nic przeciwko, to najpierw się zajmijmy moim bratem.
E: Oczywiście. Dla mnie też Beliath jest priorytetem. A gdy już wyzdrowieje... to znajdziemy tego gościa, który mu to zrobił.
E: Chciałam brzmieć pewnie, ale wyczułam, że to nie wyszło. [to moja luźna interpretacja wypowiedzi Eloise] Ale to nieważne. Musiałyśmy iść dalej.
L: Musimy również pogadać o twojej małej umiejętności telekinezy.
E: Słucham?
L: Kochanie, wampir miał cię w swoich szponach i zamierzał wypić całą twoją krew, a ty nim miotnęłaś. Zapewniam cię, że użyłaś jednej z telekinetycznych mocy i musimy o tym później porozmawiać.
E: Ja... ja nie... Zrobiłam to?
L: Tak, zrobiłaś. I raczej mu się to nie spodobało. Może ostatecznie okażesz się przydatna. [właściwie to ja jestem ciekawa, jak Eloise mówi z rozoranym gardłem xD]
E: Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc się nie odezwałam. Byłam zbyt wyczerpana i zmartwiona, by myśleć o tym, co się dopiero co wydarzyło... będę miała później mnóstwo czasu, by się nad tym zastanawiać.
E: Myślałam, że milczenie będzie już trwało aż dotrzemy do rezydencji... ale się myliłam.
L: Prawie dałam ci tam umrzeć.
E: Ty... co?
E: Odwróciłam do niej głowę. Leandra ciągle szła, patrząc przed siebie. Jej twarz wróciła do normalnego wyglądu, ale nie wyrażała żadnych emocji.
L: Kiedy go biłam, w pewnym momencie zauważyłam, że odwrócił się do ciebie. Jeśli choćbym na sekundę straciła koncentrację, to rzuciłby się na ciebie i rozpłatałby ci gardło.
E: I wtedy wszystkie jego problemy byłyby rozwiązane. [pytanie brzmi, czy tu chodzi o Neila, czy tłumacz przez pomyłkę wpisał "his" zamiast "her" i tak naprawdę chodziło tu o Leandrę; stawiam jednak na pomyłkę tłumacza, bo na logikę i z kontekstu pasuje tu tylko Leandra, bo przecież nie wiadomo o co chodzi Neilowi i zakładanie, że śmierć Eloise cokolwiek by mu pomogła, to spore nadużycie :v]
E: ... ale tego nie zrobiłaś.
L: Nie, nie zrobiłam.
E: Cisza. Jeszcze nie byłam pewna, co oznaczało jej wyznanie.
E: Ale wyglądało na to, że między nami zaczęło się rozwijać coś na kształt szacunku. [jestem bardzo ciekawa, czym sobie Eloise zasłużyła na ten szacunek]
E: Obecnie musiałyśmy odłożyć na bok różnice między nami, nawet jeśli nie rozwiązałyśmy naszych problemów. Wyglądało na to, że Leandra miała poważne powody, by chcieć mnie odsunąć od Beliatha. Powody, których nie rozumiałam.
E: Faktem było również, że jej "natura" czyniła ją nieobliczalną i potencjalnie niebezpieczną.
E: Ale przynajmniej miałyśmy ze sobą coś wspólnego, coś co było ponad tym wszystkim.
E: Nasza miłość do Beliatha i nasze pragnienie chronienia go.
[ZAKOŃCZ ODCINEK]

Prolog | |
---|---|
Aaron | |
Beliath | |
Ethan | |
Ivan | |
Raphael | |
Vladimir |
Polecamy przy czytaniu skorzystać z opcji Reader View.