Hej!
Tłumaczenie powstało na podstawie nagrania z discorda ML. Skończone! <3
Standardowo parę uwag na początek: 1. to nie jest solucja, 2. tłumaczenie jest kompletnie amatorskie, także mogą się w nim trafić drobne błędy, czy jakiś niefortunny dobór słów 3. zastrzegam sobie prawo lekkiej modyfikacji zdania, jeśli uznam, że napisane inaczej wyraża to samo co oryginał, ale lepiej brzmi po polsku.

Mała legenda:[]
- informacje, gdzie jesteśmy, co się dzieje na ekranie -
[moje uwagi do tłumaczenia, ewentualnie śmieszki]
Jak nie będę pewna, jaka forma tłumaczenia jest najbardziej akuratna, drugą umieszczę obok po /.


- jesteśmy w pokoju Eloise -
E: To czekanie mnie wykańczało.
E: Zamartwiałam się o Beliatha. Myślałam o nim w każdej sekundzie, zastanawiając się, czy przeżyje, czy jednak w każdej chwili może umrzeć, beze mnie. [w sensie, gdy jej przy nim nie będzie]
E: Desperacko koncentrowałam się na swoich zmysłach, próbując poczuć jego ból w taki sam sposób, jak udało się zrobić podczas walki w Lesie.
E: Bo jeśli coś poczuję, to znaczy, że ciągle żyje... [a co, operują go na żywca, czy jak?]
- pojawia się na ekranie poraniona Leandra -
L: Puść to prześcieradło. Podrzesz je na strzępy, a to nie sprawi, że Beliathowi szybciej się polepszy. Ale jeśli teraz przestaniesz, to przynajmniej nie będę miała pokusy związania ci rąk tymi strzępami.
E: Uniosłam wzrok. Usiadłam na łóżku, gdy tylko weszłam do pokoju i od tamtego czasu nie przestawałam skręcać w dłoniach prześcieradła.
E: Leandra przyszła tu za mną i była tak cicho, że nawet zapomniałam o jej obecności.
E: (Została...)
- tu mamy wybór, jak bardzo opryskliwie chcemy się odezwać -
E: A nie chcesz rzucić kolejnej błyskotliwej uwagi o tym, jak bardzo chciałabyś to zrobić?
L: Cóż, wygląda na to, że zaczynasz lepiej mnie poznawać.
L: I tak, mogłabym. Ale nawet ja wiem, jak zachować trochę przyzwoitości, gdy sytuacja tego wymaga.
E: Och? Więc kiedy był ostatni raz, gdy tego wymagała?
L: ... Punkt dla ciebie, kochanie.
E: Przepraszam, właściwie to zapomniałam, że tu jesteś.
L: Domyśliłam się tego, biorąc pod uwagę, jak gapiłaś się w przestrzeń i zgrzytałaś zębami. Twoja sukienka jest poplamiona krwią. Nawet nie zmieniłaś ubrania.
E: Zaskoczona spojrzałam w dół. To prawda. Ciągle czułam ten słaby zapach rdzy i brudu, którą nasiąknęła moja sukienka, ale kompletnie zapomniałam, co było jego źródłem...
L: Powinnaś założyć inną, żebyś dobrze wyglądała, gdy Beliath cię zobaczy.
E: Nawet nie wiemy, w jakim on jest stanie, Leandro! Jak możesz teraz myśleć o moich ubraniach?! [możliwe, że jej też przeszkadza ten zapach twojej sukienki XD]
E: Wbrew mojej woli, głos mi utknął w gardle. Wygląd był teraz zdecydowanie najmniejszym moim problemem.
E: Ale ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, Leandra tylko wzruszyła ramionami.
L: Nie mam takiej samej relacji ze śmiercią tak jak ty. I zwykłam uważać, że czekanie na złe wieści sprawia, że one w końcu przychodzą. Więc postaraj się i ściągnij te stare szmaty.
E: Czy mi się wydaje, czy jesteś przesądna? [znacie jakiś przesąd z brudnym ubraniem i złymi wiadomościami? bo ja nie]
E: Niemniej jednak posłuchałam jej i poszukałam innej sukienki w szafie. Teraz gdy sobie uświadomiłam w jakim stanie były moje ubrania, to chciałam już tylko jednego: ściągnąć je. Na plecach ciągle czułam spojrzenie Leandry.
L: No i? Żyję pośród twojego gatunku. Muszę próbować i przyzwyczajać się do waszych małych dziwactw, jeśli chcę się dopasować. [to oby lepiej nie próbowała narkotyków i alkoholu]
E: A czy nie miałaś przypadkiem wykrzywiać rzeczywistości w taki sposób, by inni zapominali jak wyglądasz?
L: Wygląd to jedno, a zachowanie to drugie. Nawet moje wspaniałe umiejętności mają swoje granice. A poza tym, nie mogę powiedzieć, byśmy rozwijali zamiłowanie do waszych dziwactw, ale przyzwyczajamy się do nich.
E: Pogrążona w myślach, po ubraniu się obserwowałam Leandrę. Pomimo jej ironicznych uwag, była mniej agresywna niż przedtem. I teraz coś jeszcze mnie intrygowało... [a przyszło ci do głowy, że jest na to po prostu zbyt zmęczona? jestem w stanie ją zrozumieć, bo też mam czasem dość tych twoich bzdur i komentarze dopisuję dopiero przy poprawkach XD]
E: Leandro, nie zrozum mnie źle, ale... jak na kogoś, kto rzekomo jest demonem... nie wiem, nie sądziłam, że będziesz taka.
L: Co? Myślałaś, że jesteśmy jak niebiańskie ciała, jednocześnie mroczne i ogniste, kąpiące się w krwi dziewic i porywające mężczyzn w nocy? To były dobre czasy, ale niestety to już nie w naszym stylu.
E: Nie... Nie wiem, czy to tylko maska, ale wydajesz się dość... ludzka.
E: Kroczyłam ostrożnie. [to taka metafora ostrożnego dobierania słów] Na razie Leandra już mnie nie przerażała, ale nie wiedziałam, czy porównanie jej do człowieka nie będzie dla niej obelgą. [ale i tak jej to powiedziałaś, bo instynkt samozachowawczy to coś, co mają inni xD]
E: Patrzyła na mnie przez parę sekund, aż w końcu się odwróciła i spojrzała przez okno. Rozluźniłam się trochę.
L: To przez Beliatha. Wydobył ze mnie kilka cech, które normalnie nie są spotykane u demonów.
E: Więc to prawda, że nie jesteś hybrydą...
L: Tak. Jestem dzieckiem dwóch demonów i nie ma nic w mojej krwi, co mogłoby sprawić, że chciałabym coś zmienić. Gdy urodził się Beliath, to nadal byłam bardzo młoda jak na sukkuba, ale według twoich standardów to już byłam stara. Miałam czas, by się nacieszyć moim statusem wśród ludzi.
- tu mamy wybór, co powiedzieć -
E: Więc w zasadzie nie miałaś powodu, by się zmieniać... [przecież już powiedziała, że Beliath był powodem; jesus, czy tylko ja tu czytam, co bohaterowie do siebie mówią?]
L: Z pewnością. I sukkuby nie mają instynktu macierzyńskiego. Moja matka była tego najlepszym dowodem, mimo że w ogóle mnie to nie obchodziło. I wtedy skończyłam z tym dzieciakiem kręcącym się w pobliżu... dzieciakiem, który widział i czuł rzeczy, których nigdy sobie nie wyobrażałam. Rzeczy, z którymi musiałam sobie po kolei poradzić.
E: Co masz na myśli? Byłaś blisko z Beliathem? O to chodzi?
L: To jest bardziej skomplikowane. Nasza matka już mnie urodziła i wychowała, ale Beliath był hybrydą, która wymagała od niej więcej wysiłku. A ona nie wydawała się chcieć wysilić.
L: I... prawie z powodu nieporozumienia, musiałam nadrobić jej niedociągnięcia.
E: (Zaczynam rozumieć, dlaczego wydawali się tak dobrze się rozumieć nawzajem...)
E: Tak właściwie to ty go wychowałaś?
L: Nie posuwałabym się tak daleko [ze stwierdzeniami]. Można powiedzieć, że dzieciak sam się wychował.
L: Jego wampiryczna strona od razu stwarzała problemy. Prawie zawsze była silniejsza niż jego demoniczna strona. Zrobił wszystko, co mógł, by spełnić oczekiwania naszej matki. Ja zajęłam się resztą.
- tu mamy wybór, co powiedzieć -
E: Ale... wspominasz tylko o sobie i twojej matce.
E: Dlaczego jego ojciec-wampir nic nie zrobił, by mu pomóc poradzić sobie z tą częścią siebie?
L: Nie miał na to szansy. Nigdy nie był blisko.
L: Sukkuby nie łączą się z mężczyznami ich własnego rodzaju. Jesteśmy bardzo matriarchalne.
L: Ale on [Beliath] wydawał się tęsknić za tego rodzaju połączeniem... i w pewnym sensie, nie wiem jak... przypominał mi mnie samą.
E: Więc... domyślam się, że możesz powiedzieć, że... pomogliście sobie nawzajem?
L: Nie popadaj w melodramat. Nie potrzebowałam pomocy. Ale opiekowanie się tym dzieckiem i słuchanie go otworzyło przede mną nowe horyzonty.
E: Ale i tak wzięłaś go pod swoje skrzydło. I martwisz się o niego.
L: W każdym razie dostatecznie, by przejść kawał drogi do tego okropnego miejsca i sprawdzić, czy nie niszczy sobie życia.
L: Wciąż nie jestem przekonana, że tak nie jest... ale powiedzmy, że na razie daję mu kredyt zaufania.
E: Domyślałam się, że to dla niej dużo znaczy. Uśmiech wreszcie pojawił się na jej ustach. Wiedziałam, że nie obchodziłyby jej moje podziękowania... ale właśnie wtedy, dzięki niej, poczułam się lepiej.
L: Poza tym, są teraz poważniejsze sprawy, którymi trzeba się zająć.
E: Tak, gdy tak sobie uświadomić, jaki potężny jest ten wampir...
L: Ten wampir, tak. I również...
E: Czekałam, aż dokończy zdanie, kontynuując przebieranie się i odświeżanie. Ale żadne słowa nie padły.
E: Zaintrygowana milczeniem Leandry, odwróciłam się do niej. Ku mojemu zaskoczeniu, ciągle patrzyła przez okno i wydawała się... spięta.
E: Leandra? Czy coś jest nie tak? Nie dokończyłaś zdania.
L: Zapomnij o tym, to nic. Nie martw się tym... Tak czy siak, gdyby to ci się przytrafiło... to byłoby już za późno. [to ją uspokoiła XD]
E: To znaczy? O czym... albo o kim... mówisz?
E: Wzdrygnęła się. Miałam rację.
L: Mówię ci, zapomnij o tym!
E: Dziwne było to, że powiedziała to tak gwałtownie. Niemal brzmiała, jakby była... przestraszona.
E: Leandra...
E: Instynktownie nagle odwróciłam głowę w stronę drzwi, czując się rozproszona. Nadal były zamknięte i nikt nie zapukał, ale miałam przeczucie, że ktoś tam był.
L: Co? Wyczułaś coś? Wiesz, ta twoja moc jest nieco niepokojąca. Przypominasz mi kota, który patrzy w przestrzeń bez żadnego widocznego powodu.
E: Właśnie wtedy ktoś zapukał do drzwi. Przeszłam obok Leandry, która przewróciła oczami, i zbliżyłam się, by je otworzyć. Ponownie moim sercem zawładnął strach i całkiem zapomniałam o mojej rozmowie z sukkubem.
E: Przy drzwiach stał Aaron. Poczułam, jak skręciło mnie w żołądku, gdy zobaczyłam, że jego przedramiona były pokryte krwią.
- pojawia się przed nami zakrwawiony Aaron, ale o dziwo ręce ma dość czyste, to koszulkę ma uwaloną xD -
A: Wyliże się z tego. Chciałem przyjść i powiedzieć wam o tym od razu.
E: Aaronie... twoje ręce...
A: Och... Tak, przepraszam, asystowałem Ethanowi przy operacji. Musieliśmy... trochę się przy tym ubrudzić.
L: Oszczędź nam szczegółów. Zamartwiała się przez ostatnią godzinę.
L: Przyrzekasz, że Beliath wyzdrowieje? To nie jest eufemizm jak "miejmy nadzieję na najlepsze i przygotujmy się na najgorsze"?
A: Może nie jestem zbyt mądry, ale wiem, o czym mówię. Beliath będzie przez jakiś czas wyglądał źle i potrzebuje trochę odpoczynku, ale wyjdzie z tego. Myślę, że to jego demoniczna strona zneutralizowała wampirzy jad, co prawdopodobnie uratowało mu życie.
E: Ściskałam klamkę, by się podeprzeć, bo prawie mdlałam z ulgi. Czułam się wiotka i wyczerpana, ale byłam o wiele mniej zmartwiona niż wcześniej. Beliath sporo przeszedł, ale przynajmniej mogłam być pewna jednej rzeczy: wyzdrowieje.
A: Obudził się. Któraś z was może pójść się z nim zobaczyć, podczas gdy druga zostanie i wyjaśni, co się wydarzyło.
A: Musimy działać szybko. Ten wampir mnie sprał i trzymał waszą trójkę w szachu [druga część zdania niepewna], więc musimy tak szybko jak to możliwe obmyślić nową strategię.
E: Niecierpliwa zobaczenia Beliatha, od razu ruszyłam w stronę korytarza... i prawie zderzyłam się z Leandrą, która zrobiła to samo, w tej samej chwili.
E: Obie zaskoczone zrobiłyśmy krok do tyłu... i wtedy napięcie nagle gwałtownie wzrosło.
L: Wasze sprawy do przedyskutowania to nie mój problem. Beliath jest moim bratem. Chcę go zobaczyć i się upewnić, że wszystko z nim dobrze.
E: Nawet jeśli to nie jest twój problem, to wiesz więcej ode mnie o tym, co się stało. I poza tym, jestem jego Kielichem i... jego partnerką.
E: Obie uratowałyśmy mu życie, ale nadal potrzebuje opieki i moja krew może mu pomóc.
L: I twój język prawdopodobnie też mu pomoże.
E: Czekaj, ja...
A: Dobra, przestańcie! Beliath jest już dostatecznie poobijany. Nie potrzebuje wysłuchiwać waszych kłótni. Pośpieszcie się i zdecydujcie. Eloise, Leandra ma rację. Ona nie będzie wybierała stron w tej bitwie. To ciebie potrzebuję i wolałbym z tobą to omówić. Beliath nigdzie nie ucieknie.
E: (Oczywiście, biorąc pod uwagę stan w jakim jest...)
- tu mamy wybór, kto pójdzie się zobaczyć z Beliathem pierwszy - [ciekawostka: jeśli Eloise pójdzie jako pierwsza, to po powrocie zastanie całujących się na jej łóżku Leandrę i Aarona, więc bardzo sobie wzięli do serca to, że nie będą gadać o morderczym wampirze xD]
E: (Mam wrażenie, że jeśli Leandra pójdzie pierwsza go zobaczyć, to będzie przyznaniem jej racji... ale jeśli wymuszę, by było po mojemu, to mogą pomyśleć, że jestem samolubna.)
E: (Chcę zobaczyć Beliatha, potrzebuję tego... ale prawdopodobnie najpilniejsze jest teraz obronienie się przed tym wampirem... i choć raz ktoś mnie prosi o opinię.) [nie, nie prosi cię o opinię, tylko o relację z wydarzeń, nie pochlebiaj sobie XD]
E: (Teraz jest czas, by postawić innych ponad to, co ja chciałam. Muszę dorosnąć. Sytuacja tego wymaga... tak jak i mój przyszły związek z Beliathem.)
E: W porządku... idź pierwsza. Porozmawiam z Aaronem. Po prostu przyjdź do nas, gdy skończysz.
L: Naprawdę? Nie będziesz dyszeć, sapać i domagać się pójścia przodem? Czyżbyś się uderzyła w głowę podczas walki? [nie, a jak już to raczej przy porodzie]
E: Nie przesadzaj. Desperacko chcę zobaczyć Beliatha, porozmawiać z nim, zaopiekować się nim i upewnić, że wszystko z nim dobrze. Ale również potrzebuję chronić go przed tym, kto mu to zrobił.
A: Dzięki, Eloise. I poza tym musimy też porozmawiać o paru rzeczach.
E: To było jakbym weszła pod zimny prysznić. Oczywiście! O tym, co mu powiedziałam o Leandrze!
A: Leandra, Beliath jest w swoim pokoju. Eloise, możemy pójść do mojego, by o tym porozmawiać, tam będzie ciszej.
L: A co ze mną, kiedy mnie zaprosisz do swojego pokoju, piękny wilku?
A: Porozmawiamy o tym ponownie, gdy zmieni się mój gust co do modliszek. Więc zmykaj, idź zobaczyć swojego brata.
L: W porządku, idę. [wyobrażam sobie, że Leandra teraz sobie pomyślała "może jednak nie trzeba było tak się upierać przy pójściu przodem?" xD]
A: Chodźmy, Eloise.
E: Prowadź, będę tuż za tobą.
E: (Będzie lepiej szybko to załatwić...)
- wychodzimy na korytarz -
E: (Teraz jest spokojnie... zupełnie nie jak wcześniej, gdy tutaj przyszliśmy...) [no ciekawe dlaczego; nic tak nie ożywia atmosfery jak trup/prawie trup]
E: (Miejmy nadzieję, że możemy szybko się uporać z tą sytuacją. To się staje nie do zniesienia... i zbyt niebezpieczne.)
- wchodzimy do pokoju Aarona -
E: (Nie mogę powiedzieć, bym miała jakieś bardzo miłe wspomnienia z tego pokoju.)
E: (... i liczę, że Leandra nie będzie przy Beliacie robiła żadnych dwuznacznych uwag o tym, że jestem w pokoju Aarona.)
E: (Hej, czy to Ethan?)
- pojawia się przed nami Ethan w zakrwawionym ubraniu -
Et: Cześć, bohaterko tej nocy.
E: Czy to miała być ironia? Dlaczego tu jesteś?
Et: Hej, udało ci się przyprowadzić z powrotem Beliatha i zmusić do odwrotu tego psychola, który naklepał Aaronowi. Ten jeden raz przyznam, że nie jesteś tak bezużyteczna, jak myślałem. [kurczę, już zdążyłam zapomnieć, że Eloise w końcówce poprzedniego odcinka zrobiła coś więcej niż kłócenie się z Leandrą, kto pomoże Beliathowi XD][gdyby ktoś nie pamiętał tak jak ja, to Eloise odrzuciła mordercę czymś w rodzaju ataku telekinezą]
E: Czarujące. Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Et: Aaron mi powiedział o twoich wątpliwościach dotyczących naszego lubieżnego gościa. Więc to jest jednocześnie narada wojenna i szansa na wyjaśnienie sytuacji. Wygląda na to, że teraz już się kumplujecie. Mogłabyś nas oświecić?
E: Hmm...
A: Ale poważnie, musimy koniecznie wyjaśnić sytuację i zdecydować o naszym kolejnym kroku. I wygląda na to, że stałaś się do tego kluczowym elementem.
- tu mamy wybór, jak chcemy przedstawić nasz udział w tej całej sytuacji - [nie, niestety nie można się pochwalić sprzeczką z Leandrą, gdy Beliath zgarniał oklep xD]
E: Byłam tym zaskoczona bardziej niż ktokolwiek inny... Przeszłam ze stanu, w którym nie miałam żadnych szczególnych mocy, do stanu, w którym mogłam czuć ból Beliatha i wpłynąć na jego napastnika.
A: Adrenalina, strach i determinacja, by chronić kogoś, są często potężnymi wyzwalaczami [mocy]. Zakładam, że to dlatego twój talent ujawnił się tak nagle.
E: Próbowałam jeszcze raz użyć tej mocy, ale nie zadziałało...
A: Dopiero co się objawiła i to w stresującej sytuacji. Musisz się nauczyć ją kontrolować.
Et: I to szybko, jeśli mamy w tym samym czasie się uporać z krwiożerczym wampirem i wściekłą nimfomanką. [Ethan nawet nie wie, jak tutaj jest blisko prawdy co do kształtu finału tej ścieżki XD]
A: Nie bądź taki surowy/nieokrzesany, tylko dlatego że odrzuciła twoje bezwstydne/bezczelne próby podrywu.
Et: Łatwo ci powiedzieć. Ciągle do ciebie przychodzi, mimo że nie jesteś zainteresowany! Szczerze, jaki masz problem?
E: Co do Leandry... To myślę, że ta sprawa trochę się rozjaśniła.
E: Dokładnie opowiedziałam o tym, co się wydarzyło przed walką, ukrywając tylko te najbardziej osobiste szczegóły dotyczące Beliatha, skupiając się na problemie, który mnie najbardziej martwił.
A: Więc ty jesteś powodem jej przybycia...
E: Tak, i mój związek z Beliathem. Wciąż byłam pewna, że chodzi o coś jeszcze... ale według Beliatha ona mnie nie skrzywdzi, mimo że nie akceptuje naszego związku.
Et: Sukkuby to zmienne istoty. Czy jest naprawdę pewny co do niej?
E: Mogła pozwolić tamtemu wampirowi mnie załatwić, a ona jednak stanęła po mojej stronie, żebyśmy mogli wszyscy uciec stamtąd żywi. [a może po prostu sobie przekalkulowała, że sama nie da rady przytargać Beliatha do rezydencji? xD A MOŻE PO PROSTU JAKO JEDYNA PAMIĘTA, ŻE TWOJA ŚMIERĆ OZNACZA RÓWNIEŻ ŚMIERĆ JEJ BRATA?!]
A: Więc może będzie potencjalnym sojusznikiem w tej walce.
E: Nie wiem... ona wydaje się zainteresowana tylko życiem Beliatha. Nic innego się dla niej nie liczy. I poza tym...
E: Pamiętałam jej spojrzenie i sposób, w jaki postawiła mnie do pionu. Ale to nie wynikało z pogardy czy zabawy, jak to zwykle u niej bywało.
E: Tylko chciała uniknąć tematu.
E: Ona wydaje się... obawiać czegoś innego. Czegoś gorszego niż ten wampir.
Et: Poważnie? Nie sądzisz, że trochę tu przesadzasz? Nie wiem, co mogłoby być gorsze od Starszego, który chce nas załatwić.
E: Naprawdę nie mam pojęcia, nie bardziej niż ty, ale właśnie takie mam przeczucie.
E: I z moimi obecnymi talentami, moje przerzucia często są trafne.
A: Więc mamy kolejne zagrożenie do pokonania i nawet nie wiemy, co to może być.
E: Co możemy zrobić?
A: Muszę porozmawiać o tym z Raphaelem i Vladimirem. Na razie zamkniemy rezydencję. Po tej nocy, gdy wszyscy się nakarmią, nikt już nie wejdzie ani nie wyjdzie. I przygotujemy nasz kontratak.
- tu mamy wybór, co powiedzieć -
E: Ale czy teraz, gdy widzieliśmy jaki on jest potężny, myślisz, że mamy jakąś szansę? Czy konfrontacja z nim nie jest samobójstwem?
A: Niezależnie czy coś zrobimy czy nie, on będzie próbował nas dorwać. Więc równie dobrze możemy walczyć, a nie tylko czekać aż rzeźniczy nóż poderżnie nam gardła.
A: W każdym razie... stałaś się ważną częścią w naszej grupie. Nie ma już co do tego żadnych wątpliwości.
E: Moje moce są ciągle ograniczone...
A: To nie jedyne, co się liczy. Okazałaś determinację i poświęcenie. Przedkładasz naszą grupę nad siebie. Zdaję sobie sprawę, jak trudne było dla ciebie pozwolenie Leandrze, by jako pierwsza zobaczyła Beliatha i niesprawdzenie na własne oczy, jak się ma.
E: ... Są pilniejsze sprawy, którymi trzeba się zająć.
A: To prawda, ale nadal jestem świadomy, ile to dla ciebie znaczy. Cieszę się, że jesteś z nami, Eloise. Jesteś solidnym, ważnym członkiem drużyny. Możemy na ciebie liczyć... i to jest bezcenne.
E: Wyrwał mi się nerwowy śmiech. Nie byłam przygotowana na tego typu komplement. Nawet Ethan się nie sprzeczał z punktem widzenia Aarona.
A: Myślę, że na razie jesteśmy bezpieczni, ale będziemy musieli działać szybko i skutecznie. Dzięki za wyjaśnienia, teraz lepiej rozumiem sytuację.
E: Jeśli będziesz mnie potrzebował, to wiesz, że możesz poprosić mnie o pomoc.
A: Prawda... ale teraz musisz zobaczyć się z Beliathem. Potrzebuje ciebie tak jak nas... nie, właściwie to ciebie potrzebuje bardziej.
Et: Gdy byłem zajęty zszywaniem go, to w pewnym momencie wypowiedział twoje imię. Nie było to tak skutecznie jak morfina, ale myślenie o tobie wydawało się go uspokajać. [czyli jednak naprawdę składali go do kupy na żywca XD]
E: Dzięki Ethan za zajęcie się nim...
Et: Cóż, nie zamierzałem mu pozwolić się przekręcić. Czasem potrafię być dupkiem, ale nie do tego stopnia.
E: Czekaj... czy naprawdę jesteś lekarzem?
Et: Możemy o tym pogadać innym razem. Teraz jestem pokryty krwią twojego faceta i śmierdzę jak gnijące zwłoki. Prysznic, trochę krwi i spadam do łóżka.
E: Och, racja, przepraszam. Zamierzam zobaczyć Beliatha. I prawdopodobnie wyrzucić Leandrę.
A: A po tym sama trochę odpocznij. Będziesz potrzebowała wszystkich swoich sił w nadchodzącej walce. Do zobaczenia później.
E: Wreszcie zobaczę Beliatha!
E: Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Czując się trochę lepiej, odwróciłam się, zamierzając już wyjść... ale wtedy tuż przede mną otworzyły się drzwi i ukazała się w nich Leandra.
L: Kochanie, jest już cały twój. Mam nadzieję, że nie byłaś zbyt niegrzeczna, gdy czekałaś z naszym przystojnym wilkiem i... och, Ethan, ty też tu jesteś?
Et: Cześć, Leandra! [entuzjazm z jakim Ethan to mówi mnie po prostu rozczula XD nie wiedzieć czemu skojarzył mi się z tym XD]
A: Nie bądź taki uradowany, Ethan. Myślałem, że zamierzasz iść pod prysznic...
Et: To niekoniecznie aktywność tylko dla jednej osoby. [haha, ok, to mu wyszło XD][a zarazem rozumiem, dlaczego Leandra nie jest zainteresowana XD]
E: (Nie chcę wiedzieć nic więcej. Muszę szybko stąd wyjść!)
- przenosimy się do pokoju Beliatha -
E: Gdy tylko przeszłam przez drzwi, to zapach krwi i potu mnie zadławił, zmuszając do zatrzymania się na tyle długo, by się do niego przyzwyczaić. Mój węch stawał się coraz ostrzejszy z każdym dniem...
E: Beliath leżał na łóżku. Miał woskową cerę i jego pierś była owinięta szerokim bandażem. Ale przynajmniej był tutaj. Z otwartymi oczami. Źywy.
E: Beliath!
E: Nie mogłam już się dłużej powstrzymywać. Rzuciłam się na niego, otaczając ramionami jego szyję i przyciskając go do siebie [to chyba trochę trudne do wykonania na osobie, która leży?]. Jednak jego jęk bólu ostudził mój zapał i odsunęłam się szybko, a moja twarz zaczerwieniła się jak burak... byłam taką idiotką!
E: Zrobiłam ci krzywdę?! Przepraszam! Nie mogłam się powstrzymać przed...
E: Beliath złapał mnie za kark i przyciągnął moją twarz do siebie. Gwałtownie odwzajemniłam jego pocałunek, a moja pierś zapłonęła od fali intensywnego, niemal bolesnego ciepła. Po tym jak byłam blisko stracenia go, całowanie go miało smak bezcennego zwycięstwa.
B: Zrób to ponownie, tak często jak będziesz chciała... Powstrzymaj się od całowania mnie tylko kiedy naprawdę będę jedną nogą w grobie.
E: Jego głos był ochrypły i mówienie wydawało się wymagać od niego intensywnego wysiłku. Zauważywszy szklankę wody, od razu ją podniosłam i wręczyłam ją Beliathowi, a potem podtrzymywałam, gdy z niej pił.
B: Dzięki... Połknąłem tyle ziemi i brudu, że czuję się jakbym miał cały Las w ustach.
E: Walka była brutalna...
B: Tak. I ocaliłaś mi życie.
- tu mamy wybór, jak chcemy się zawstydzić -
E: Nie aż tak bardzo... Głównie przetrwaliśmy dzięki Leandrze. Ja jej po prostu pomogłam...
B: ... i odegrałaś decydującą rolę. Twoja skromność jest zachwycająca, szczególnie że przypisujesz mojej siostrze wszystkie zasługi, ale ty naprawdę przyszłaś nam z pomocą.
E: Ale czy wyzdrowiejesz? Aaron powiedział, że tak, ale...
B: Tak, będzie ze mną dobrze. Wampiry szybko się regenerują, a ja mam również krew demona, co jeszcze bardziej to przyspiesza.
E: Więc szczęście było po naszej stronie...
B: I dwie wybitne wojowniczki. [Eloise teraz]
E: Uśmiechnęłam się nieco zawstydzona. Beliath zaczął gładzić dłonią mój policzek.
B: Mocno go pobiliśmy. Będziemy w stanie go wyśledzić i unieszkodliwić. Stracił krew, więc będziemy mogli podążyć jego śladem.
E: Co masz na myśli, że "będziemy mogli"? Mam nadzieję, że nie liczysz na dołączenie do polowania?
B: Eloise...
E: Czy naprawdę chcesz tym razem dać się zabić? Nie jesteś w stanie uczestniczyć w polowaniu!
B: Jeszcze nie, ale spójrz, Aaron jest już na nogach. Ja wkrótce też będę na chodzie.
E: Zobaczymy... może Leandra cię zastąpić, skoro jest taka silna?
B: Nie zrobi tego. Jest sukkubem i jej zadaniem nie jest mieszanie się w sprawy nasze albo ludzi. Broniła się, ale nie będzie polować na tego wampira razem z nami.
- tu mamy wybór w jaki sposób chcemy się oburzyć -
E: Poważnie? Czy tam skąd pochodzi tak surowo tego zabraniają? Nawet nie spróbuje?
B: Nie, i namawianie jej do tego jest bezcelowe.
E: Pomyślałam tak samo, biorąc pod uwagę, jak cię uwielbia... ale naprawdę odczujemy jej brak. Mogłaby przynajmniej nam pomóc w rezydencji.
B: Na to też nie możemy liczyć, bo myślę, że niedługo odejdzie.
E: Co?!
B: Przyszła tu z konkretnego powodu i uświadomiła sobie, że próba rozdzielenia nas nie ma sensu. Myślę, że nawet zdobyłaś jej szacunek. Ale nasza walka nie jest jej obowiązkiem.
E: Masz na myśli, że mogłaby gdzieś mnie zabić, tylko po to by się mnie pozbyć, ale chronienie cię przed całkiem oszalałym wampirem nie należy do jej priorytetów?
B: Z całym prawdopodobieństwem raczej bym z nim nie sypiał i nie związałbym się z nim, więc z pewnością to się dla niej nie liczy. [oh, nie byłabym tego taka pewna, bo ML jednak skupia babski fandom, a takie lubują się w szipowaniu każdego z każdym xD w najgorszym przypadku Beliath mógłby z Neilem nawet zaciążyć XD]
E: Rany... Ona naprawdę jest zbyt dziwna... i to wcale nie ułatwia nam sprawy...
B: Pewnie myśli to samo o tobie. I wolałbym, żeby odeszła. Nie jesteśmy sentymentalni, nie jesteśmy ludźmi. Wiem, jak przetrwać bez niej i ona wie jak przetrwać beze mnie.
E: Ale...
B: I mam teraz ciebie.
E: Przeszło mi przez myśl kilka możliwych reakcji.
E: Nagle poczułam się nieśmiała i moją jedyną reakcją był głupiutki uśmiech. Beliath uśmiechnął się szeroko. Nie wyglądał już na tak chorego.
B: Daj spokój, to wszystkim wyjdzie na dobre. Życie z demonem może być dość wyczerpujące.
E: Pozostali radzą sobie z tobą całkiem dobrze.
B: I oddaję sprawiedliwość reputacji demonów, że są bardzo egoistyczne. Nie zawsze innym jest łatwo sobie ze mną poradzić.
E: Jakby się tak zastanowić, to czy zawsze wiedzieli, że jesteś w połowie demonem?
B: Aaron zorientował się o tym jako pierwszy.
E: Och... To dlatego, że jest najstarszym z was?
B: Tak i dlatego, że sam również nie jest tylko wampirem.
E: Na chwilę otworzyłam szeroko oczy. Więc Aaron też nie jest stuprocentowym wampirem? Więc w takim razie... jakiej rasy mógłby być? [wiedziałam, po prostu wiedziałam, że się zdziwi]
- tu mamy wybór, czy chcemy zgadywać, czy nie -
E: (Może też mógłby być pół demonem albo sukkubem?)
E: (To mogłoby tłumaczyć, dlaczego wszyscy uważają go za tak silnego...)
E: Czy on też jest częściowo demonem? To dlatego cię rozpoznał?
B: To mogłoby być to, ale nie. On ma w sobie więcej... zwierzęcej strony niż ja.
B: Był na tyle lojalny, że nie zdradził ci, kim jestem, i zrobię to samo dla niego. Ale możesz go o to zapytać wprost. On tego nie ukrywa.
E: W porządku... i gdy Aaron się zorientował...
B: To od razu powiedziałem też innym. To była prawdziwa lekcja [pokory]. Prawdę powiedziawszy nie sądziłem, że zostanę zdemaskowany. Zawsze uważałem się za lepszego od wampirów, bardziej za sukkuba niż wampira... to był prawdziwy cios w policzek. Zostałem zmuszony do ujawnienia mojej prawdziwej natury.
E: I pozostali nic ci nie powiedzieli?
B: Vladimir się zdenerwował, że to przed nim ukryłem, sądząc, że się nie zorientuje. W końcu zostałem zaakceptowany, ale po czymś w rodzaju okresu próbnego... i do teraz czasem mam wrażenie, że znowu to się dzieje [w sensie wraca okres próbny].
E: Uśmiechnęłam się lekko. To tłumaczyło tajemnicę stojącą za animozjami między Vladimirem i Beliathem. Każdy z nich chciał mieć przewagę nad tym drugim.
B: I wtedy... Odkryłem o wiele więcej niż to, po co tu przyszedłem. Moim celem było mieć przytulną kryjówkę, zero odpowiedzialności i mnóstwo dziewczyn do wyrwania, żebym mógł do woli nasycić swoje pragnienie krwi i seksu.
E: Oprócz tego...
- tu mamy wybór co powiedzieć -
E: Z czasem oddzielenie od twoich demonicznych pobratymców i odmawianie przyznania się do bycia częściowo wampirem, poskutkowało tym, że izolowałeś się od obu społeczności.
B: To... bardzo bliskie temu, co naprawdę się wydarzyło. Jesteś niezwykle spostrzegawcza jak na człowieka w twoim wieku... [albo to super umiejętności Kielicha... albo po prostu to wywnioskowała z rozmowy z zeszłego odcinka, gdy o tym rozmawaliście?]
E: Chyba tak... Zrobiłam błąd w sierocińcu, gdy się dowiedziałam, że odziedziczę wspaniałą rezydencję...
E: Nie chciałam się już uważać za "sierotę". Myślałam, że byłam inna. A tymczasem jeszcze nie miałam rezydencji, i nadal nie miałam rodziny.
E: To mnie naprawdę odizolowało... i zaczęłam się zmieniać, gdy zrozumiałam swój błąd.
B: To mniej więcej to samo, co przytrafiło się i mnie.
B: Szczerze, to nie byłem przyzwyczajony do rozterek duchowych i to był kolejny cios w twarz. Właściwie to nawet opierałem się zmianom.
E: Ale się zmieniłeś...
B: Tak... Odkryłem, ile znaczy dzielenie się i przyjaźń z Ethanem i Aaronem... Przez Ivana nauczyłem się pomagać innym... Raphael nauczył mnie jak odnaleźć siebie, a nawet snobistyczbny Vladimir pokierował mnie do stania się z czasem lepszą osobą. I wtedy...
E: Dłoń Beliatha zacisnęła się na moim nadgarstku i nagle pociągnął mnie do przodu. Straciwszy balans, upadłam na łóżko obok niego, ale szybko usiadłam z powrotem, obawiając się, że go zranię.
E: Ale położył dłoń u dołu moich pleców i trzymał pewnie przy sobie, żeby mógł popatrzeć mi prosto w oczy.
B: ... wtedy była zazdrość, niepewność, rozterki... przywiązanie, strach przed utratą kogoś i chęć chronienia kogoś... gdy zakochałem się w tobie.
E: Przymknęłam oczy, gdy jego usta zaczęły szukać moich; rozchyliłam wargi, pozwalając by jego pokryły je całkowicie [tak dla odmiany postanowiłam dosłownie przetłumaczyć to, co jest w opisie, bo gdybym chciała, żeby to brzmiało normalnie, to musiałabym to napisać od nowa XD]. Poczułam jak jego kły lekko wbiły się w moje ciało, kropla krwi skapnęła na mój język i wypełniła moje usta mocnym smakiem. [czy tylko ja się zastanawiam, gdzie on ją ugryzł i jak oni się całują, że kropla krwi skapnęła Eloise na język? w podniebienie? O_o]
E: Objęłam ramionami jego szyję, a on otoczył rękami moją talię.
E: Poczułam jak jego palce podciągają moją sukienkę, by odsłonić moje uda, a potem jego dłonie przesunęły się po nich od dołu do góry.
E: Pogładziłam jego nagie boki, sunąc wokół krawędzi jego ran, wbijając się w jego skórę, gdy jego palce dotarły do wrażliwego miejsca. [jak mogła śledzić krawędzie zabandażowanych ran? ktoś tu zapomniał, że Beliath jest opatrzony?]
E: Najwyraźniej już zaczął pamiętać, co mnie podniecało. [bo to tak trudno spamiętać, że kobiety mają strefę erogenną między nogami... to by miało sens, gdyby podniecał ją dotyk w jakimś mniej oczywistym miejscu, np. lizanie łokcia, albo szczypanie pięty]
- tu mamy wybór, jak się zastanowić, czy pokiereszowany Beliath da radę się seksić XD -
E: (Nawet w takim stanie może tego próbować? Zdecydowanie jest pół-inkubem...)
E: Hej, to jest oszukiwanie, skoro nie mogę się odwdzięczyć tym samym... Z tymi twoimi bandażami obawiam się, że cię zranię!
B: Odpręż się. Jeśli o to chodzi, to nie mogę się doczekać, aż zobaczę, co chciałabyś, żebym ci zrobił.
E: Co najmniej kilka rzeczy, ale w twoim obecnym stanie będę musiała użyć wyobraźni, by nadrobić pewne... ograniczenia.
B: W porządku, kochanie, może zgarnęłaś punkt w kwestii moich obecnych ograniczeń... ale dotychczas poznałaś jedynie namiastkę moich umiejętności. [po tym, jak ta niezapomniana pierwsza noc trwała maks piętnaście minut, to już nie umiem traktować poważnie wypowiedzi Beliatha o jego umiejętnościach i możliwościach XD]
E: Wyrwał mi się krótki okrzyk, gdy nagle obrócił mnie na łóżku. Wylądowałam na plecach, a dłoń Beliatha trzymała moje udo, gdy się uniósł nade mną na czworakach. Miał na twarzy drapieżny uśmiech.
B: A poza tym... odrobina krwi też by mi dobrze zrobiła.
E: W następnej chwili twarz Beliatha zniknęła z mojego pola widzenia... i wyrwał mi się krótki okrzyk, gdy nagły dreszcz przebiegł mnie wzdłuż kręgosłupa.
E: Czucie kłów Beliatha wbijających się w moje ciało i lęk przed bólem zmieszany z przyjemnością były już dla mnie dobrze znane. To ugryzienie. Podobało mi się i spodziewałam się go. Nauczyłam się to znosić, a nawet się tym rozkoszować przez zamienianie strachu w ekscytację i przez kontrolę bólu.
E: Ale nigdy nie czułam się jak teraz. Beliath wgryzł się w delikatną, wrażliwą skórę po wewnętrznej stronie mojego uda. [nawet nie wiecie, jak ja się tu zdziwiłam, że on się wgryzł jej w udo, a nie szyję XD][jaki Beliath musiał odwalić tu wygibas, by Eloise całkiem straciła z oczu jego twarz podczas gryzienia w wewnętrzną stronę uda? Cycki jej zasłoniły widok, czy co?]
E: W tym samym momencie uświadomiłam sobie, że tak mocno przygryzłam wargę, próbując kontrolować odczucia, że byłam blisko przegryzienia jej.
B: Rozluźnij się, kochanie. Gwarantuję ci, że wkrótce nie będziesz już myśleć o niczym.
E: Po tym zanurzyłam palce we włosach Beliatha, a moje ciało wyginało się pod jego kłami i językiem.
- ekran się zaciemnia -
E: Nie wiedziałam czy krzyczałam, czy dyszałam, ale nie obchodziło mnie to tak długo, dopóki nie przerywał.
- pojawia się z powrotem tło pokoju Beliatha -
E: Gdy otworzyłam z powrotem oczy, czułam się oszołomiona, jakbym drzemała przez kilka godzin.
B: Widzisz, mówiłem ci, że wiem, co robię.
E: Uniosłam wzrok. Beliath ułożył się wygodnie przy mnie i zabawiał się kreśleniem kółek wokół mojego pępka, i wzdłuż moich nóg.
E: Zasnęłam?
B: Nie, tylko drzemałaś. Myślę, że odkryłem, jak cię zrelaksować. Nie dziękuj.
E: W odpowiedzi na jego drażnienie się, wymierzyłam lekki cios w jego kolano, który ze śmiechem uniknął. Uśmiechnęłam się i odsunęłam na bok, by wstać i nieco poprawić swoje ubranie, by wyglądało bardziej wyjściowo.
E: To ty powinieneś się przespać, szczególnie po tym jak wykorzystałeś większość swoich sił.
B: Właściwie to wyssałem twoją życiową energię. To był cel tej całej operacji. Znasz już moją prawdziwą naturę. Nie mogę tego już przed tobą ukrywać.
E: Moje drugie uderzenie było mocniejsze. Znowu nie trafiłam, ale mimo że nadal się śmiał, to miałam satysfakcję, że w końcu wrócił do łóżka. [a czy w tej scenie w ogóle z niego wyszedł, że musiał wrócić? XD]
E: Tak lepiej. Posłuchaj, chciałabym zostać, ale dam ci trochę odpocząć... Poza tym zamierzam porozmawiać trochę z Leandrą, skoro ma odejść.
B: Dobrze, o ile wrócisz później. Leandra musi być na dole.
B: Bądź ostrożna, by nie zepsuć wszystkiego, jak ją zobaczysz. Może próbować cię zaskoczyć.
E: Hej, poradzę sobie! Czasem dalej jesteś bucem, wiesz?
E: Pochyliłam się z uśmiechem, by go pocałować ostatni raz. Po tym wyszłam i cicho zamknęłam za sobą drzwi, by dać mu trochę odpocząć.
- schodzimy na dół do holu -
E: (To dziwne. Bardzo chciałam, by Leandra zniknęła, a teraz gdy wiem, że chce odejść, to czułam się z tym dziwnie...)
E: (Czy będę za nią tęsknić?)
L: Czyżbyś, moja mała łanio, się zgubiła? Nie zostałaś, by zająć się pościelą Beliatha, żeby poczuł się lepiej? [to pewnie powinno brzmieć bardziej dwuznacznie, ale ułożenie tego jakoś lepiej po polsku mi nie wychodzi, sorki]
E: (Właściwie, to chyba nie.)
E: Zabawne, że to mówisz, biorąc pod uwagę teksty Ethana, gdy zostawiłam waszą dwójkę. Ma nadzieję, że będzie mógł ci pokazać swoją pościel.
L: Niestety nie ma na to szansy. Na szczęście dla mnie mój romans z wielkim wilkiem wreszcie zrobił postęp.
E: (Mówiła o Aaronie w taki sposób już kilka razy...)
E: Liczysz na uwiedzenie Aarona? I dlaczego tak go nazywasz?
L: Po prostu zapytaj go o to. Przynajmniej wiem, dlaczego jest taki dobry w opieraniu mi się. Żaden wampir i żaden człowiek nigdy nie opierał mi się tak długo. [a może to po prostu kwestia tego, że wpadasz tutaj raz na siedem czy tam osiem lat? Aaron tak mało kuma w tych sprawach, że nie zdziwiłabym się, gdyby w tak długiej przerwie zdążył zapomnieć o jakimkolwiek zainteresowaniu nią xD]
E: A jednak nadal nalegasz? Zamierzasz zostać, aż go dostaniesz?
L: Niezła próba, kochanie. Zakładam, że chcesz wiedzieć, czy zostanę, by wam wszystkim pomóc. Mimo że jestem blisko mojego celu, Aaron nie stanowi dostatecznej motywacji.
E: (Nie może być! Czy ona naprawdę zamierza nas zostawić na lodzie?!) [a co to za bulwers, przecież już Beliath cię uprzedził XD]
E: Dlaczego chcesz odejść teraz, Leandro? Wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie, zarówno Beliath jak i Aaron, nie wspominając o pozostałych wampirach!
L: Widzę, że nie wspominasz o sobie. To dobry odruch. Ale ryzykując rozczarowaniem cię, nie jestem w żaden sposób zmotywowana, by uczestniczyć w nie swojej walce.
- tu mamy wybór, czy chcemy ją wziąć pod włos czy nie -
E: Oczywiście, że to jest twoja walka!
E: Nie możesz tak powiedzieć po walce z tamtym wampirem. Teraz też jesteś w to wmieszana!
L: Właściwie to nie mam ani ochoty, ani obowiązku, by tu zostać. Raz zaryzykowałam. Tyle mi wystarczy.
L: Nie przemęczaj się już próbami przekonania mnie. Beliath już wie, że nie zostanę. On jedyny rozumie, czym jestem i powody stojące za moimi działaniami. Nie obchodzi mnie twoja opinia, ani to, co pomyślą pozostałe wampiry.
E: Ale po tym, co zrobiłyśmy razem to pomyślałam, że... [Eloise teraz]
L: Och, kochanie, to absolutnie urocze, ale jedyna rzecz, w której chciałabym wziąć z tobą udział, to mecz wrestlerski, który byłby tak samo fizyczny, ale znacznie bardziej przyjemny. [to coś jakby zaproponowała jej wspólną walkę w kisielu xD]
E: Nie próbuj zmieniać tematu. Prowokacje już nie działają i myślę, że ty też to wiesz.
L: To nadal zabawne.
L: Słuchaj, Eloise, ostatecznie jest w tobie coś, co lubię.
L: Umożliwiłaś uratowanie mojego brata i byłaś miła na tyle, by pozwolić mi zobaczyć się z Beliathem jako pierwszej. Ale między nami nie ma nic więcej. [więc nie będzie psiapsiółkowania, wspólnych zakupków, babskich wieczorów z winkiem i łzawym serialem? nie przybiegniesz z kubełkiem lodów ilekroć Eloise pokłóci się z Beliathem? :<<<][xD]
E: Nawet nie dla Beliatha?
L: Dla nikogo. I Beliath jest już dużym chłopcem. Nie powinnaś go lekceważyć. Od dawna nie walczył, ale szybko się do tego na powrót przyzwyczai.
E: Więc już podjęłaś decyzję? Odchodzisz? [jesus, ile jeszcze razy ją o to spytasz? ja rozumiem, że trzeba jakoś nabijać te linijki, by zwiększyć koszt odcinka, ale mogli trochę bardziej się wysilić]
L: Tak, gdy słońce wstanie, to już mnie nie będzie. Już pożegnałam Beliatha... i tego, którym jestem zainteresowana.
E: Zakładam, że nie chodzi o Ethana. [nie no, poważnie? ta jej kielichowa przenikliwość naprawdę mnie zaskakuje!] Będzie miał złamane serce. [co to w ogóle za tekst? Eloise oczekuje, Leandra pójdzie z nim do łóżka z litości, czy co? xD]
L: Będzie miał kilka więcej bezsennych nocy.
E: Nie chcesz nawet poczekać, aż zagoją się twoje rany?
L: Moje rany? To nieistotne ranki, gdy jest się przyzwyczajonym do walki przeciwko innym sukkubom, kochanie. [po walce sukkubów spodziewałabym się raczej zadrapań od paznokci i fruwających włosów XD]. Mam nadzieję, że nigdy nie zobaczysz, jak zabijam się nawzajem z innym sukkubem, ale wtedy zrozumiałabyś prawdziwe znaczenie słowa "konflikt". [nawet po tym zapewnieniu wyobrażam to sobie mniej więcej tak xD]
E: A co jeśli wpadniesz na tego wampira mordercę...
L: Hej, posłuchaj mnie.
E: Seksownie zakołysawszy biodrami, co było integralną częścią jej mowy ciała, Leandra stanęła naprzeciwko mnie. Jej delikatne palce pogładziły mój policzek, poprawiając mi włosy.
L: Robię tak, jak mi się podoba i zdecydowałam, że spędziłam tu już dość czasu. Dlaczego? Ponieważ przybyłam tu, by cię stąd wykopać, ale ostatecznie zaczęłam czuć do ciebie swego rodzaju przywiązanie i szacunek... na razie.
E: D... dzięki?
L: Nie przyzwyczajaj się do tego. Jeśli kiedyś stwierdzę, że to się zmieniło, jeśli najdą mnie wątpliwości albo zawiedziesz Beliatha... to bądź spokojna, wrócę i cię znajdę. Ale tymczasem... mogę wrócić do domu ze spokojną głową.
E: Nagle palcami uniosła moją brodę. Na początku mnie gładziła, ale potem jej paznokcie zamieniły się w szpony.
L: Nie zawiedź mnie. Jeśli Beliath nie będzie żył, gdy wrócę, a ty tak... to nie będzie miejsca na Ziemi i w niebie, które by cię uchroniło przed moim gniewem.
E: Leandra zabrała palce i moja broda zapiekła. [powiedzmy, że zabrała rękę takim posuwistym ruchem] Gdy uniosłam tam dłoń, poczułam wilgoć od krwi. Leandra uśmiechnęła się do mnie.
L: Mała pamiątka. Pomyślisz o mnie od czasu do czasu. Powiedz innym, że się żegnam... i do zobaczenia, moja piękna łanio.
E: Gdy mówiła, zorientowałam się, że się cofała krok po kroku w stronę cieni i jej sylwetka zdawała się zamazywać. Stawała się coraz mniej wyraźnia, mieszała się z ciemnością... a gdy skończyła mówić, zamrugałam, jakby zostało złamane zaklęcie.
E: Spojrzałam w miejsce, gdzie stała jeszcze chwilę temu... Zniknęła.
E: (Więc... odeszła...)
E: Byłam zmieszana. Czułam kombinację ulgi i porażki. Straciliśmy cennego sprzymierzeńca i nie miałam czasu, by z nią porozmawiać o zagrożeniu, które wydawało się ją przerażać.
E: Teraz mogliśmy polegać tylko na sobie.
E: Czułam się wyczerpana.
E: (Beliath tego się domyślił... Dobrze zna swoją siostrę.)
E: (Miałam już dość emocji na dzisiaj, chciałam już tylko się z nim zobaczyć, spać z nim i się upewnić, że ma się dobrze.)
E: (Resztę zobaczy się jutro.)
- wracamy do pokoju Beliatha -
E: (Czy Beliath zasnął?)
E: (Podeszłam ostrożnie na palcach, skupiając się na masie leżącej w jego pościeli. Byłam tak skoncentrowana, że niemal krzyknęłam, gdy czyjeś ramiona otoczyły mnie od tyłu bez ostrzeżenia.)
B: Zajęło ci to trochę. W tym tempie to myślałem, że zamierzasz spędzić cały dzień z Leandrą.
E: Skrzywiłam się i Beliath wybuchł śmiechem. [szkoda, że ze strachu nie odpaliła przypadkiem tego swojego telekinetycznego uderzenia; wtedy to ja bym się tu śmiała xD]
B: Wiesz, żartowałem. Jak poszło twoje spotkanie z Leandrą?
E: Proszę bardzo, rób sobie żarty. Nie oszczędziła mnie. I miałeś rację...
E: Podsumowałam naszą rozmowę, po której jego siostra odeszła, i moje ubolewanie na jej brak. Beliath tylko wzruszył ramionami i potrząsnął głową.
B: Tego się spodziewałem. Lepiej, żeby odeszła. Nie jest stworzona, by zostać z nami na długo. I poradzimy sobie bez niej.
E: Gdy myślę o tym, co się przytrafiło tobie i Aaronowi, to czasem naprawdę mam wątpliwości...
B: Dostaliśmy lanie, ale to już się nie powtórzy. Mocno pobiliśmy tego wampira. Pozostało nam już wykorzystać naszą przewagę i wygrać walkę.
E: Pomimo uspokajających słów Beliatha, jego ramion otaczających mnie pewnie i pocałunku złożonego na moich włosach, nie umiałam czuć się całkowicie przekonana.
B: Hej, wszystko w porządku? Jesteś okropnie cicha...
- tu mamy wybór, co powiedzieć -
E: Nie chcę kwestionować twojej siły albo mojego zaufania do ciebie...
E: Ale czasem... czuję, że może być beznadziejnie.
B: To dlatego, że dopiero co wyszłaś ze skomplikowanej walki, w której prawie zginęliśmy. Potrzebujesz trochę odpoczynku, by odgonić czarne myśli.
B: Dlatego usiądź. Nikt nawet nie pomyślał o zajęciu się twoimi zadrapaniami i siniakami. Ja się nimi zajmę.
E: Całkiem zapomniałam o moich zwykłych siniakach. Nawet wyglądały mi, jakby już zaczęły się goić. [oj daj się chłopakowi wykazać]
E: Bez mrugnięcia okiem, usiadłam na łóżku, a Beliath wziął apteczkę, którą zostawił Ethan.
B: Na szczęście nie zostałaś poważnie ranna. W przeciwnym razie nawet z połamanymi nogami, osobiście rozerwałbym na strzępy tego wampira. [ale po co z tym czekać aż Eloise zostanie poważnie ranna? aaa, rozumiem, kolejna czcza przechwałka]
- ekran robi się ciemny -
E: Uśmiechając się, zamknęłam oczy i pozwoliłam Beliathowi zdezynfekować moje rany.
E: Wiesz... gdy myślałam, że możesz umrzeć... to miałam wrażenie, że moje życie też się zatrzyma.
- znowu widzimy pokój Beliatha -
E: Dłonie Beliatha były zajęte pracą, pokrywając moje siniaki maścią. Otworzyłam ponownie oczy. Jego twarz była tuż przy mojej i jego intensywnie zielone oczy patrzyły na mnie.
E: To znaczy... Beliath, nie możesz umrzeć, słyszysz? Nie możesz. Bo jeśli kiedyś znikniesz... noc stanie się znacznie ciemniejsza. [to zrozumiałe, tego białe wdzianko ładnie oświetla nawet najciemniejsze kąty] I nie wiem... czy potrafiłabym przez nią podróżować bez ciebie.
E: Mój głos załamał się na końcu, ale to nie było ważne. Niepokój otaczał moje serce jak wąż, odkąd myślałam, że stracę Beliatha. I potrzebowałam mu o tym powiedzieć.
E: Ponownie objął mnie ramionami i wtuliłam się w jego pierś i bandaże. Ukryłam tam twarz, ramionami ściskając go [w talii] by poczuć masywność jego piersi, napięcie mięśni.
E: To było mocne ciało. Być może posiniaczone i poranione ciało... ale zdecydowanie żywe.
B: Pięć stuleci wędrówek i wojen mnie nie pokonało, i teraz, gdy znalazłem to, czego szukałem, nawet o tym nie wiedząc, to się nie zmieni.
E: Beliath...
B: I poza tym, muszę wypracować nowe zachowanie wobec kobiet, skoro jestem teraz zajęty. [tłumaczenie niepewne, kierowane kontekstem, bo użyte tutaj słowa w wersji angielskiej nie pasują do reszty wypowiedzi xD] Wiele z moich dotychczasowych trików jest już nieaktualnych. Będę musiał nauczyć się wzbudzać w kobietach tęsknotę, zanim dam im odkryć, że mam już kogoś. To je jeszcze bardziej doprowadzi do szaleństwa.
E: To było tak nikczemne, że mimowolnie wybuchłam śmiechem. Beliath był taki sam jak zawsze: arogancki, dwuznaczny, gorszący. Ale już nie był sam w tym równaniu.
E: Byliśmy w nim we dwójkę. [no po prostu musieli to przerzucić do następnej linijki]
B: Chodź do łóżka, kochanie, oboje nie jesteśmy w dobrej formie. Poza tym Aaron i Vlad wyciągną nas z łóżka przed zmrokiem, by ułożyć plan bitwy w czternastu krokach, możesz być tego pewna. Więc - do spania.
E: Nie popisuj się jutro, jeśli będziesz się czuł słabo. Przywiążę cię do tego łóżka, jeśli będzie taka potrzeba.
B: Niezależnie czy to zrobisz, czy nie, zachowaj rzeczy do tego [w sensie do wiązania]. Mam parę pomysłów, jak to wykorzystać w innym czasie...
E: Po zdjęciu sukienki weszłam do łóżka, nie bez któregoś z rzędu drażniącego szturchnięcia [w sensie szturchnęła Beliatha], które wywołało w nim śmiech. Ostatecznie wtuliłam się w niego, przykryta jego ciałem. Po troszeczku wątpliwości i lęki opuściły moje ciało, jak trucizna wysączająca się z rany.
- ekran się zaciemnia -
E: Gdy naszedł mnie sen, wiedziałam, że przynajmniej tej nocy nie będą mnie ścigać koszmary.
E: (Rany... nadal jestem senna...)
E: I to nie bez powodu: bo gdy moje oczy otworzyły się niemal wbrew mnie, to zauważyłam słabe światło, którego nie powinno być tam w nocy.
E: Obudziłam się w ciągu dnia.
E: (To nie może być prawda... biorąc pod uwagę światło, to musiał już się zbliżać koniec dnia... już nie uda mi się z powrotem zasnąć.)
E: Spróbowałam zamknąć oczy i dać się ukołysać spokojnemu oddechowi Beliatha, by poczuć to przyjemne odrętwienie, jakie zawsze przychodzi wraz z sennością.
E: Ale to nie zadziałało. W moim umyśle trwało zamieszanie.
E: (Cholera... założę się, że to stres mnie obudził!)
E: Nie wyglądało mi na to, bym miała koszmary, ale biorąc pod uwagę spięcie moich mięśni i lekko wilgotną skórę, mogłam się mylić. [albo po prostu było ci bardzo gorąco od spania w przytuleniu xD] I wtedy, gdy otworzyłam oczy, przyszło mi do głowy jedno pytanie: gdzie był wampir? [tu chyba chodzi o Neila]
E: (Głupie strachajło... Teraz równie dobrze mogę wstać. Nie zamierzam tu leżeć i przez następne godziny gapić się na sufit.)
E: Z żalem odsunęłam się od Beliatha. Pierwszych kilka nocy myślałam, że to on mnie ogrzewał, ale potem się zorientowałam, że to moje ciało czyniło jego takim ciepłym i pocieszającym. Podobał mi się pomysł, że ciepło mojego ciała mogło go rozluźniać i koić w trakcie snu.
E: (Czuję się oszołomiona... Potrzebuję kąpieli i książki, żeby się od tego oderwać... zanim nadejdzie burza.) [mam nadzieję, że nie postanowi tego połączyć, bo jako bibliotekarz aż mam dreszcze na myśl o czytaniu książki w wannie - pamiętajcie, jak już naprawdę musicie tak zniszczyć książkę, to tylko swoją :v]
E: Tej nocy Aaron i Vladimir mieli zaprezentować nam początkowy plan walki. Tak bardzo się bałam, że Beliath będzie chciał wziąć w tym udział, że to zbliżające się spotkanie naprawdę mnie przerażało.
E: Potrzebowałam się zrelaksować i uspokoić, by się przygotować na dyskusję z nim, jeśli to konieczne, i by nalegać na pozwolenie mi, na użycie moich mocy.
E: (Kąpiel na początek nie będzie taka zła.)
E: (W końcu prawdziwy spokój umysłu również przychodzi, gdy na kilka godzin się jest daleko od chłopaków...)
E: Zarzuciłam na siebie szlafrok i odwróciłam się, by na chwilę popatrzyć na Beliatha jak śpi. Zalała mnie fala przyjemnego ciepła. Jego twarz już nie była taka kredowa, siniaki i rany zaczęły znikać, tak jak obiecał. Kilka dni odpoczynku i się z tego wyliże.
E: Zanim wymsknęłam się do łazienki, ucałowałam go lekko w usta.
E: (Śpij... to ty potrzebujesz najwięcej odpoczynku przed zbliżającą się walką.)
- wychodzimy na korytarz przed pokojem Eloise -
E: (Cóż, biorąc pod uwagę światło, myślę, że mam przed sobą godzinę ciszy i spokoju. Bez chłopaków, bez Leandry próbującej rozerwać moją sukienkcję, bez...)
E: Zatrzymałam się na środku korytarza.
E: Lodowata fala wsączyła się do mojego żołądka, zmrażając mnie w pół kroku.
E: Pomimo dziennego światła wpadającego przez okna, korytarz wydawał się dziwnie ciemny. Tak jakby coś wsysało to światło, co nie miało sensu.
E: A jednak...
E: (Mam... mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje...)
E: (Jeszcze jest jasno w ciągu dnia, przez co to nie ma sensu. Nic nie może się tutaj wydarzyć w ciągu dnia. Co jest ze mną nie tak?)
E: Mogłabym zrzucić winę na paranoję, zmęczenie albo stres. W końcu to nie tak, że miniona noc nie dała mi dobrych powodów by mieć paranoję.
E: Ale moja intuicja, ta cenna intuicja, której teraz słuchałam, podpowiadała mi, że to coś więcej niż to [w sensie niż paranoja].
E: Coś było nie tak. Coś, co w ogóle mi się nie podobało.
E: (Aaron powiedział jasno, że rezydencja jest zamknięta, ale wyczuwałam, że coś tu było. Nie mogę tu zostać, muszę wrócić do Beliatha!)
E: Z rosnącą paniką, obróciłam się na pięcie, by się wrócić, mimo że prawie już dotarłam do łazienki.
- ekran się zaciemnił -
E: (Co do...?!)
E: (Co się dzieje? Dlaczego nic nie widzę? Co to jest?!)
E: Odgłos powolnego, spokojnego oddychania dotarł do moich uszu. Moje przerażenie wzrosło dziesięciokrotnie: miałam okropne, natarczywe pragnienie rzucenia się na ziemię, by się gdzieś odczołgać i schować. Bałam się, bałam się tego, co się działo i czego nie mogłam zobaczyć.
E: Niesamowicie przyjemne, odurzające perfumy wypełniły powietrze.
E: Tak trujące, jak wspaniała mięsożerna roślina, która chciałaby mnie przyciągnąć, by ścisnąć w swoich liściach.
E: Kto tam jest?! Czego chcesz?
E: Pokaż się! Leandra, Leandra, jeśli to ty...
???: Leandra? Och, mylisz się, słodkie maleństwo... Nie gram w tej samej lidze.
- ponownie widzimy korytarz i przed nami stoi Asmodee -
E: (To... co to...)
E: Nie mogłam oderwać oczu od tej kobiety.
E: Wszystko. Chciałam patrzeć na wszystko u niej. Chciałabym spędzić całe życie na kontemplowaniu jej. To było tak, jakby mój mózg się wyłączył, a moje ciało się rozluźniło.
E: Nie miałam już dłużej powodu by się w ogóle czymkolwiek martwić, skoro ona tu była.
???: Cześć, kochanie. Czy się przestraszyłam? Nie masz powodu, by się mnie bać... Jestem tu dla twojego dobra.
- tu mamy wybór, co odpowiedzieć -
E: Kim jesteś?! Co tu robisz? Skąd wiesz, kim jestem? [a co ci zasugerowało, że ona wie, kim jesteś?]
E: (Czekaj, co...)
E: Usłyszałam moje słowa odbijające się echem w mojej głowie. Ale moje usta się nie otworzyły.
E: To było jakbym została sparaliżowana. Zamknięta we wnętrzu siebie.
E: Kobieta podeszła i ujęła moją twarz w dłonie. Jej palce były zimne, a jej chwyt tak mocny, że nagle miałam wrażenie, że moja głowa utknęła w imadle.
???: Nie martw się... to nie potrwa długo.
E: Poczułam, jak jej kciuki się przesunęły ku mojemu gardłu, a jej usta lekko się otworzyły. Spomiędzy jej warg wystawały kły. Jej piękno zmieniło się w coś potwornego. [jakby ktoś był ciekawy, to nie, jej wygląd się nie zmienił]
E: Zaklęcie zostało złamane.
E: Nie dotykaj mnie!
E: Ogłuszające uderzenie przecięło powietrze. Odruchowo obroniłam się, unosząc ręce, ale gdy je opuściłam, uświadomiłam, że udało mi się coś zrobić.
E: Jak pod wpływem fali uderzeniowej, ta kobieta teraz stała kilka metrów dalej. Unosiła się lekko nad ziemią, a jej skrzyła poruszały się, by ją ustabilizować. Musiałam ją odepchnąć [tą swoją mocą].
E: W milczeniu patrzyła się na mnie, a jej skrzydła unosiły się i opadały powoli.
E: (Sukkub? Następny?)
E: (Wyglądała na starszą od Leandry. [ale nie mów jej tego, bo się pewnie wkurzy] Może ma siostrę? [tego też lepiej jej nie mów] I próbowała... mnie zabić?)
E: Kim jesteś? Czego chcesz ode mnie?
???: Zachowujesz spokój w takiej sytuacji... Nie wszyscy ludzie mają tyle samokontroli, co ty. I udało ci się przełamać moje zaklęcie. Takiej siły już dawno nie widziałam.
E: Odpowiedz na moje pytania!
E: (Graj na zwłokę... Słońce już prawie zaszło... Czy mogłabym obudzić pozostałych?)
E: (A co jeśli nie mogę i muszę ich chronić? Ona jest niebezpieczna. Okropnie niebezpieczna. Czułam to w całym moim ciele.)
???: Dlaczego miałabym się kłopotać odpowiedziami? Nie będziesz już ich potrzebować.
E: Delikatnie zmieniła pozycję, w pewien sposób się kuląc. Widziałam to już, gdy Leandra przygotowywała się, by w ataku użyć siły jej skrzydeł.
E: Nie ma szans na uniknięcie walki!
- tu mamy wybór jak chcemy zareagować -
E: (Jeśli pójdę poszukać pomocy, to najprawdopodobniej będzie miała czas, by mnie skrzywdzić i zaprowadzę ją do jednego z chłopaków.) [bo tak trudno ich tu znaleźć...]
E: (Nie. Odkąd udało mi się zmusić tamtego cholernego wampira, by uciekł, zamierzam tu zostać i walczyć!)
E: Jak na kogoś, kto właśnie wszedł do rezydencji pełnej wampirów, to wyglądasz na okropnie pewną siebie.
???: Za dnia są dalecy od zrobienia na mnie wrażenia, kochanie. A jeśli jesteś ich jedynym stróżem, to jest jeszcze zabawniejsze.
E: Nie masz pojęcia kim jestem. I nie udało ci się mnie zmanipulować.
???: Czy to takie zaskakujące u Kielicha wampira, który ma w sobie krew sukkubów?
- tu mamy wybór jak zareagować -
E: (Z całą pewnością ma na myśli Beliatha... W taki czy inny sposób musiała go znać.)
E: (Leandra rzeczywiście wspominała innego sukkuba...)
E: Czy należysz do rodziny Beliatha? Dlaczego się wkradasz w ciągu dnia, jeśli go znasz?
???: Jesteś typem, który nie owija w bawełnę, co? Mądra obserwacja, kochanie, ale możesz go o to zapytać prosto w twarz.
E: Jest w tobie coś podejrzanego. Jeśli wiesz, że jestem Kielichem Beliatha i go znasz, to wiesz, że jestem z nim blisko. Co ukrywasz?
???: Czy możesz po prostu być cicho i robić, co ci mówię? Nie przyszłam tu na pogawędkę.
E: A ja ci nie pozwolę się zbliżyć do żadnego z mieszkańców tej rezydencji.
???: Cóż, człowieczku, jak możesz mnie zatrzymać. Przełamywanie moich zaklęć to nie to samo co pokonanie mnie.
E: A ty nadal nie wyrównałaś ze mną wyniku. Może się obawiasz odkrycia zakresu moich mocy? Tych, które Beliath mi dał?
As [ooo, nagle się pojawiło imię Asmodee zamiast "???" xD]: Wiesz co? Jest tylko jeden sposób, by się przekonać.
E: Wyczułam jej atak, zanim go zobaczyłam. Prawdopodobnie to mnie uratowało.
E: Rzuciłam się w bok, niemal spadając ze schodów i tylko omijając demonicę, która przeszła za mnie. Niemniej jednak rwący ból rozdarł moje ramiona i sprawił, że krzyknęłam. Jej paznokcie, a teraz szpony, wbiły się głęboko w moją skórę.
??? [teraz znowu jest nieznajomą XD]: Myślisz, że masz dobry refleks, co? Ale jak długo możesz mnie unikać?
E: Skoczyłam jeszcze raz, w samą porę i zaczął się makabryczny balet: wirowałam w tym wąskim korytarzu, nie planując moich ruchów, byłam tylko w stanie polegać na moich mocach, które poruszały moim ciałem i utrzymywały dystans od ataków demonicy.
E: (Nie mogę tego kontynuować w nieskończoność! Ale jak mogłam ją przegonić? Gdybym tylko mogła powtórzyć tamto działanie z wcześniej [w sensie to odepchnięcie telekinezą]... ale jak...?)
E: Moje ramię okropnie bolało. To było tylko jedno cięcie, ale rozerwała całe moje ramię i traciłam krew. [haha, wcześniej Eloise mówiła, że Asmodee zraniła oba ramiona... najwidoczniej podczas pisania scenarzyści stwierdzili, że obie ręce to za dużo dramatyzmu, ale nie było komu się wrócić i poprawić wcześniejszą linijkę]
E: (Gdyby ten jeden raz Ivan mógłby to wyczuć i się obudzić...)
???: Zaczynasz się robić nudna. Nie mam już czasu do stracenia.
E: Zwinnie i pewnie skoczyłam jeszcze raz, by się od niej odsunąć.
E: Dwa demony pojawiły się przede mną.
E: (Co?!)
???: Tutaj, ptaszyno.
E: Raz w lewo. Raz w prawo.
E: Para zielonych oczu patrzyła prosto w moje, podczas gdy krew wypływała z głębokiej rany na moim ramieniu, prosto do nadgarstka...
E: I ledwie czułam ból, bo nie mogłam się już poruszać.
???: To był najwyższy czas, by cię zatrzymać, zanim twoje wstrętne moce wzmocnią się za bardzo. Ale zapewniłaś mi rozrywkę, więc spróbuję załatwić to szybko.
- na ekranie wyskakuje ubrany Beliath, ała, moje oczy -
B: Eloise!
E: I nagle zaklęcie zostało przełamane.
E: Panika i strach zalały mnie jak woda uciekająca z zawalonej tamy. Rzuciłam się do tyłu tak daleko, jak to tylko możliwe, gdy sylwetka Beliatha wyłoniła się w korytarzu. Założył na siebie koszulę i nieokreślony wyraz przemknął przez jego twarz.
E: Coś jakby mieszanka złości... i szacunku.
E: Demonica odwróciła się i na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
???: Mój chłopcze, mój kochany... Jakie to smutne, że nie możesz się obudzić przed zapadnięciem nocy. To zdecydowanie najgorsza wada, jaką odziedziczyłeś po ojcu. Czekałam na ciebie od wielu godzin.
B: M... matko, co u robisz? Ty... ty nigdy...
E: Jego matka.
E: To dlatego wydawała się taka podobna do Leandry. To dlatego tak łatwo mnie obezwładniła i pokonała.
E: Matka Beliatha, tysiącletni sukkub z mocami, które ledwie mogłam sobie wyobrazić, przybyła do rezydencji. [no pięknie się zaprezentowałaś teściowej, nie ma co]
E: Po rzuceniu swojemu synowi pogardliwego spojrzenia, odwróciła się do mnie. Cofnęłam się i w mojej nierozwadze nagle straciłam równowagę. Poślizgnęłam się i upadłam na podłogę, boleśnie uderzając głową w ścianę.
???: Dlaczego znowu próbujesz uciec, słodkie maleństwo? Nie masz dokąd iść. Już za późno, by odejść.
E: Jej palce ostre jak szpony złapały moją brodę. Czułam jak jej paznokcie się o nią otarły, a potem wbiły w moją skórę, gdy przechyliła moją głowę do przodu. Jej język wysunął się spomiędzy warg jak mały wąż, tuż przy moich ustach. Przesunęła twarz na bok i zaczęła szeptać mi do ucha.
???: Jest już za późno... za późno dla ciebie... za późno dla niego. Możesz uciekać, jeśli chcesz... ale to tylko uczyni polowanie jeszcze bardziej ekscytującym. Więc spróbuj ocalić się, ocalić go... Lubię widzieć, z jaką siłą ludzie potrafią walczyć.
E: Brutalny krzyk wyrwał się z mojego gardła i oczy zalały mi łzy. Okropny ból przedarł się przez mój brzuch, jakby ktoś próbował wyciągnąć moje trzewia. Szpony orały moje wnętrze. Usłyszałam darcie materiału i poczułam lepką wilgoć krwi zalewającej moje ubrania i skórę.
???: Kurczowo trzymaj się życia, bo nie potrwa długo.
B: Asmodee, puść ją!
E: Upadłam na podłogę, zgięta i z poranionymi rękami złożonymi na rozdartym brzuchu. Łzy zamazywały mi widok, ale mogłam dostrzec Beliatha, który złapał swoją matkę za ramię i odciągnął ode mnie, po czym pchnął w dół korytarza.
E: Zrobił to z taką siłą, że teraz [Asmodee] unosiła się w kilka metrów od nas. Beliath stał pomiędzy nami. Emanowała z niego okropna wściekłość. Podobnie jak głęboka nieufność, jak u zwierzęcia gotowego do walki z bardziej imponującym przeciwnikiem.
As [wreszcie jej imię już chyba nie będzie znikało]: Nie martw się, kochany synu. Wrócę, by się z tobą zobaczyć... później.
B: Nie wiem, czego chcesz, ale nie wracaj! To nie jest moja zabawka i twoją też nie jest! Nigdy więcej jej nie dotykaj, nigdy więcej jej nie krzywdź!
As: Widocznie myślisz, że ją kochasz. To pomyłka. Jesteś z mojej krwi. Moja krew nigdy nie rozwinęłaby słabości tak żałosnej jak... miłość.
B: To dlatego przyszłaś?! I przysłałaś Leandrę?
As: Leandra... Później się zajmę twoją siostrą. Odpocznij, kochanie. Wiem, że jesteś ranny. Będziesz potrzebował całej swojej siły.
E: Coś jakby zgrzytnęło i wszystko zaczęło wracać do życia.
E: Zapadła noc, ale wszystko wydawało się jasne, lekkie i przestronne. Nawet mój ból zgasł. Spojrzałam w dół na mój brzuch.
E: Wszystko było z nim w porządku.
E: Ale to nie... Co się stało?! To było jakby rozpłatała mi brzuch! To tak bardzo bolało, to było...
B: Zmanipulowała cię.
E: Uniosłam wzrok. Beliath przyklęknął przy mnie, a jego twarz była bez wyrazu.
B: Wkrada się do umysłów, wykrzywia rzeczywistość. Bez dotykania cię może sprawić, że krzykniesz z bólu. Ona... lubi się bawić ze swoimi ofiarami, zanim je zabije.
E: Wydawało mi się, że to zauważyłam. Rozmawiała ze mną przez chwilę przed atakiem.
B: Prawdopodobnie po to, by cię ocenić. Rany, twoje ramiona... Muszę cię zbadać! [o, znowu jest mowa o ramionach... chyba jednak znowu scenarzyści się zmieniali przy pisaniu xD]
- tu mamy wybór jak bardzo chcemy być spokojne -
E: Beliath, co jest prawdziwe? Czy ona naprawdę zmasakrowała moje ramiona, czy to jest jak z moim brzuchem? Nie potrafię już tego odróżnić!
B: Rany na twoich ramionach są prawdziwe. To okrutne, tak jak lubi. Cios w brzuch miał na celu sprawienie byś pomyślała, że ona cię dobiła i zostawia, byś umarła w kałuży własnej krwi.
B: To paskudne rany. To będzie wymagało czegoś więcej niż tylko bandaży! Musimy natychmiast się nimi zająć.
E: W porządku, Ethan zostawił wszystko w twoim pokoju...
B: Nie, mój pokój cuchnie krwią i śmiercią. [jakoś wcześniej tamtejszy zapach ci nie przeszkadzał w igraszkach i spaniu :v] Wolałbym raczej pójść do twojego [by zasmrodzić tym samym drugi pokój, no brawo]. Czuję się tam komfortowo i z pewnością znajdziemy to, czego potrzeba do zajęcia się ranami. Chodź, nie możemy marnować czasu. [chyba jednak wolałabym, żeby poszedł po Ethana xD]
E: Adrenalina zaczęła zanikać i ból wzmagał się z każdą chwilą. Pozwoliłam Beliathowi mnie zanieść prosto do mojego pokoju.
- przenosimy się do pokoju Eloise -
B: Połóż się, a ja wezmę to, czego potrzebujemy. Jeśli spróbujesz wstać, to ja cię zabiję.
E: (Gdy tylko jest zestresowany, to wraca do swoich starych zwyczajów.)
B: Widzisz, Aaron naprawdę zostawił tu apteczkę... Dam z siebie wszystko, dobrze? [po takim wstępie tym bardziej bym się upierała, by poszedł po Ethana XD]
E: Moje ramiona niemal całe były czerwone od krwi. Teraz się zorientowałam, że rany były idealnie symetryczne i wymierzone tak, by otworzyć moje żyły.
E: Gdyby walka trwała dłużej...
- tu mamy wybór, o czym chcemy pogadać z Beliathem i jak bardzo przy tym brzmieć oskarżająco -
E: Beliath, jak bardzo to jest poważne? Czy to... czy to się zagoi? [w parę godzin ci się zagoiły rany po upadku z drugiego piętra, a ty się zastanawiasz, czy to się zagoi?!]
B: Tak, zagoi się. Z małą pomocą, ale się zagoi. Może nie będziesz miała blizn. Przynajmniej mam na to nadzieję...
E: (Ta koncepcja zdawała się go martwić...)
B: Jeśli będziesz miała blizny, to będzie moja wina. [a jakże, tak zwykle bywa, jak za szycie się bierze ktoś bez umiejętności xD] Rany, jak mogłem się tego nie spodziewać!
B: Wiedziała, co robi. Cięła je dostatecznie, byś się nie wykrwawiła zbyt szybko, ale im bardziej byś walczyła, tym szybciej by to się działo. Czekaj...
E: Beliath pochylił się nade mną, umieszczając usta na moim ramieniu. Poczułam jak ostrożnie ssał moją krew, delikatnie obchodząc się z moją zmaltretowaną skórą, a potem przeniósł się do drugiego ramienia. [Beliath to nie pora na śniadanie, lol] Rozluźniłam się nieco. Już bolało mnie mniej, a krwawienie stopniowo zwalniało. [niby jak to miało pomóc? XD][dobra, dobra, wiem, magia]
B: Nie mogę tego całkowicie zatrzymać, ale tyle wystarczy. Musimy je oczyścić i zabandażować... i potrzebujesz zastąpić czymś krew, którą straciłaś.
E: Masz na myśli transfuzję? Może zostać wykonana?
B: Nieco inny rodzaj transfuzji. Tym razem role będą odwrócone.
E: Chcesz... żebym wypiła twoją krew?
B: Rozumiem, że to może cię obrzydzać... wiem, to jest coś typowego dla wampirów. Ale potrzebujesz jej trochę. Dasz radę? [jestem bardzo ciekawa, jak ma jej pomóc na utratę krwi wlanie jej do żołądka xD][dobra, dobra, wiem, magia]
E: Typowe dla wampirów...
E: Czy ja właściwie jeszcze się czuję człowiekiem?
E: Tak, nie martw się... nie zamierzam zacząć być teraz świętoszkiem.
E: Niemniej jednak mój żołądek ścisnął się, gdy zobaczyłam jak Beliath przystawił kły do swojego nadgarstka i z chrzęstem przeciął skórę. Wypłynął długi strumyk i spłynął po jego alabastrowej skórze.
B: Jeśli to cię obrzydza... nie nalegam.
E: Delikatnym ruchem Beliath zahaczył kciuk pod moją brodą, by unieść moją głowę i obdarować długim pocałunkiem. [a krew sobie ciurka...][zarówno Beliatha jak i Eloise]
E: Zamknęłam oczy i popłynęłam z prądem tych och-tak-znajomych [naprawdę tak jest napisane w grze, nie zmyślam] odczuć, którymi nigdy się nie znudzę.
E: Nasze usta bawiły się przez chwilę i nasze języki drażniły się nawzajem, a nakładanie się intymnych odczuć sprawiło, że zadrżałam z rozkoszy. Wtedy dobrze znany zapach dotarł do moich nozdrzy. mocny, metaliczny zapach krwi.
E: Ponownie otworzyłam oczy. Twarzą w twarz z Beliathem, patrzyłam w jego zielone oczy. Bardzo blisko moich ust jego nadgarstek czekał, aż zrobię to, co już wielokrotnie widziałam, jak robił.
B: Jeśli nie chcesz...
E: Przerwałam jego wypowiedź, przykładając wargi do jego nadgastka. Krew popłynęła do moich ust, mocząc mój język, kapiąc na moje wargi. Ssałam przez dłuższą chwilę. Dziwnie lecząca wilgoć spłynęła w dół do mojego gardła, podczas gdy dłoń Beliatha gładziła moją talię i dół pleców.
E: Przytuliłam się do niego, otoczona jego ramieniem, gdy piłam jego krew i nowa fala energii napłynęła do moich żył, które rozniosły ją po całym ciele.
E: To było... znacznie lepsze niż sobie wyobrażałam.
[ILUSTRACJA] [prawie dałam się nabrać, że ilu się zgadza z opisem, ale nie! Eloise powinna mieć na sobie szlafrok, ha! XD]
B: Tak, właśnie tak... Nie wbijaj zębów, inaczej zatrzymasz napływ krwi. Po prostu ściśnij ustami, wiesz, jak wtedy gdy... właśnie tak...
E: W moich żyłach, w moim ciele, w moich nerkach był ogień. [aż sprawdziłam, czy to naprawdę chodzi o nerki, bo ich wyszczególnienie tutaj brzmiało mi śmiesznie XD]. Z każdą minutą czułam się coraz lepiej. Chciałam położyć go na łóżku, gryźć jego gardło i szyję, wbić palce w jego boki. Włożyć je między moje uda [ale nie wiem dokładnie co - swoje palce, czy jego palce, albo coś innego? XD Eloise nie jest zbyt szczegółowa], trzymać go i przygnieść. [w tym momencie zaczynam się zastanawiać, ile z demonicznej strony Beliatha wpłynęło na Eloise]
E: Dłoń Beliatha przeczesała moje włosy i odsunęła moją twarz od jego nadgarstka. Ponownie otworzyłam oczy, oszołomiona, prawie półprzytomna. Głód w moim żołądku ciągle ryczał.
B: Na razie tyle ci wystarczy mała dzikusko... ale mam wrażenie, że jeszcze to powtórzymy.
E: Gdy pogładził moje włosy, wytarłam usta wierzchem dłoni, nie bez wylizania krwi, którą tam znalazłam. Beliath uśmiechnął się jeszcze bardziej. Dłonią bawił się materiałem mojego szlafroka na moim udzie.
B: Wiem, że to nie jest dobry moment, ale rany, nawet nie chcesz wiedzieć, co mi teraz chodzi po głowie.
- tu mamy wybór, jak odpowiedzieć -
E: (Prawdę mówiąc, to chciałabym wiedzieć, ale tak, to nie jest dobry moment...)
E: Zakładam, że chcesz porozmawiać o tamtej kobiecie...
B: Tak. Mimo że myślałem, że nigdy nie będę musiał.
B: Musimy porozmawiać o tym, co się właśnie wydarzyło.
E: W mgnieniu oka wróciłam do rzeczywistości. Całkiem pozwoliłam sobie zapomnieć, przez co dopiero co przeszłam... ale oczywiście, sytuacja nie mogła być taka prosta.
E: Przełknęłam z trudem ślinę, bo moje gardło nagle zrobiło się suche.
E: Ta kobieta...
E: Beliath... to była twoja matka, tak? Co się stało? Dlaczego tu przyszła?
B: Chciałbym móc ci na to odpowiedzieć, ale prawdę mówiąc, nie mam pojęcia. Nie przychodziła się ze mną zobaczyć odkąd opuściłem dom. Leandra zawsze była jej posłańcem.
E: Może to się wiąże z jej ostatnią wizytą?
B: Prawdopodobnie. I to, jaka była wobec ciebie brutalna, pozostawia niewiele wątpliwości co do jej intencji.
E: Nie wiem, czy zamierzasz mi powiedzieć, że zrobiłam dobrze...
E: Ale gdy zobaczyłam ją tutaj i odmówiła wyjaśnienia, po co tu przyszła... to nie mogłam się powstrzymać od konfrontacji z nią. [tak sobie właśnie przypomniałam, że kogoś tu mieli bandażować? xD]
B: Mówisz poważnie? Zbeształaś moją matkę?
E: Jeśli nauczyłam się od Leandry jednej rzeczy, to tej, że sukkuby są potężne i niebezpieczne. Nie chciałam, by się zbliżyła do ciebie.
B: A pomyślałaś o tym, że zbliży się do ciebie?
E: Mina, jaką zrobiłam, musiała mówić za siebie.
E: Oczywiście, że się obawiałam, ale to był dla mnie jedyny możliwy wybór. Chciałam grać na czas i czekać na zmierzch. Musiałam to zrobić, nawet jeśli to oznaczało wystawienie się na niebezpieczeństwo.
B: Prawie dałaś się zabić.
E: Wiem. Ale jestem świadoma moich umiejętności i granic. Mogę trochę wytrzymać, nawet w bólu. I gdybym miała to powtórzyć... to zrobiłabym to jeszcze raz.
E: Obawiałam się, że zirytuję/zdenerwuję Beliatha tym, że podjęłam bezsensownie niebezpieczną decyzję.
E: Ale po kilku sekundach ciszy, zostałam objęta mocnym uściskiem i przyciśnięta do jego piersi.
B: Ty mała dzikusko. Doprowadzasz mnie do szaleństwa, w każdym możliwym tego słowa znaczeniu. Skonfrontować się z sukkubem tej rangi... a niech to! [to Beliath nie wie, że jak chce się mieć zrobione coś, czego nie da się zrobić, to wystarczy dać to komuś, kto nie wie, że się nie da? XD]
E: Więc, nie sądzisz, że to byłby dobry moment, żebyś powiedział mi coś więcej?
B: Oczywiście, że jest. Przynajmniej żebyś nie wystawiała się ponownie na takie niebezpieczeństwo. To nie jest odwaga, to lekkomyślność. [sorki, ale właśnie sobie uświadomiłam, że przez cały odcinek nie widziałam Rafcia </3]
E: I czy to ci przeszkadza? Bo wiesz, to się nie zmieni. [no dobra, to jednak nie jest lekkomyślność tylko głupota]
E: Usta Beliatha rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
B: Nie jestem tak pruderyjny jak Vladimir [sądzę, że wszyscy już zdążyliśmy to zauważyć, ale co to ma do rzeczy?] Życie na całego - popieram to całym sercem. Nie zmieniaj niczego. Ale nadal wolałbym, żebyś wiedziała, w co się pakujesz. [to może się pospiesz i to wreszcie wytłumacz, bo zostało półtora minuty odcinka]
B: Jest sporo do powiedzenia o niej i o mojej rasie. Trzymałem te informacje dla siebie od długiego czasu. Teraz jest czas, by o tym porozmawiać.
E: Więc znajdźmy pozostałych. Musimy im powiedzieć, że są w niebezpieczeństwie! [ta ważna rozmowa już się nie odbędzie w tym odcinku, prawda? D: ]
B: Mamy trochę czasu przed sobą, skoro odeszła. Musimy porozmawiać z innymi tak szybko jak to możliwe, ale nie dopóki nie prześpisz się parę godzin. [...][okeeeej, oni oboje są siebie warci XD][nie czaję, po co wcześniej był nakręcany ten dramatyzm, że Eloise musi pogadać z Aaronem już teraz, na-ten-tych-miast, skoro teraz mają równie ważne informacje, ale drzemka ma wyższy priorytet XD]
E: Ale dopiero co...
B: ... niemal zostałaś posiekana na kawałki przez tysiącletniego sukkuba. Więc zaczniesz od tego, że dasz mi ręce i pozwolisz się mi nimi zająć [dopiero teraz?! XD], a tymczasem ty się prześpisz, żebyś mogła wydobrzeć.
E: Chciałam zaprotestować, ale Beliath zasłonił dłonią moje usta.
B: Posłuchaj mnie tym razem. Uważaj na siebie. Odzyskaj trochę sił. Po tym porozmawiamy z pozostałymi. I wyjaśnię, co o niej wiem.
E: Nieco ponuro, ale jednak skinęłam głową, wyciągając przed siebie ręce. Beliath z aprobatą zajął się ostrożnie zdezynfekowaniem ich i opatrzeniem, po czym dobrze i mocno je owinął bandażami.
E: Lekkie oszołomienie wywołało u mnie zawroty głowy. Może ostatecznie miał rację.
E: Skończyło się na tym, że zwinięta w kłębek przy jego boku, przysnęłam, odtwarzając w głowie na okrągło minioną walkę.
E: Czekało nas coś więcej niż polowanie. To była cholerna wojna...
[ZAKOŃCZ ODCINEK]

Prolog | |
---|---|
Aaron | |
Beliath | |
Ethan | |
Ivan | |
Raphael | |
Vladimir |
Polecamy przy czytaniu skorzystać z opcji Reader View.