Hej!
Tłumaczenie powstało na podstawie nagrania z discorda MLV. EDIT: Skończone!
Standardowo parę uwag na początek: 1. to nie jest solucja, 2. tłumaczenie jest kompletnie amatorskie, także mogą się w nim trafić drobne błędy, czy jakiś niefortunny dobór słów 3. zastrzegam sobie prawo lekkiej modyfikacji zdania, jeśli uznam, że napisane inaczej wyraża to samo co oryginał, ale lepiej brzmi po polsku.

Mała legenda:[]
- informacje, gdzie jesteśmy, co się dzieje na ekranie -
[moje uwagi do tłumaczenia, ewentualnie śmieszki]
Jak nie będę pewna, jaka forma tłumaczenia jest najbardziej akuratna, drugą umieszczę obok po /.


- jesteśmy w pokoju Eloise nocą -
E: Odpoczynek. Tylko tego pragnęliśmy z Beliathem po ostatnich kilku nocach. Oboje niebezpiecznie blisko otarliśmy się o śmierć. [o, pierwsza linijka i już mam komentarz xD ocieranie się o śmierć już zawsze będzie mi się kojarzyło z tą sceną z Pratchetta XD]
E: O tym właśnie sobie myślałam, leżąc sennie w jego ramionach.
E: Ale oczywiście w tej rezydencji nic nie mogło być takie proste...
E: Nagłe, głośne walenie do moich drzwi sprawiło, że otworzyłam oczy. Był środek nocy.
E: To natychmiast obudziło Beliatha, który niemal zrzucił mnie z łóżka, gdy gwałtownie usiadł.
B: Co to u diabła za hałas?!
- tu mamy wybór w jaki sposób chcemy się zachować -
E: Nieważne, kto tam jest, ta sprawa nie może być ważniejsza od regeneracji, po tym jak oboje utraciliśmy po sześć litrów krwi...
B: Ludzkie ciało przeciętnie ma pięć, Karzełku.
B: Właściwie to się z tobą zgadzam, ale po takiej próbie staranowania drzwi, ktokolwiek jest po drugiej stronie, nie zamierza zbyt prędko odejść.
E: Uderzanie się wzmogło i gałka od drzwi zaczęła się obracać bezskutecznie. Rosnące rozdrażnienie Beliatha zrównało się z moim.
B: Daj spokój, już wystarczy?! Vlad, jeśli to ty, to przysięgam, że tym razem będziesz w swoim ogrodzie wąchał kwiatki od spodu!
L: Taa, jasne, możesz ze mną próbować czego tylko chcesz, idioto! Otwórz te cholerne drzwi!
B: Leandra?!
E: Beliath podbiegł do drzwi i przekręcił klucz w zamku. Przed położeniem się do łóżka po tym, jak zajęliśmy się sobą nawzajem i się odświeżyliśmy, zamknął drzwi, żebyśmy zostali sami i żebym mogła się uspokoić.
E: Leandra stała w drzwiach.
B: Co do diabła tu robisz? Myślałem, że odeszłaś! I co w ciebie wstąpiło, żeby tak sponiewierać te drzwi?
L: A czy był jakiś inny sposób, żebym dostała się do środka? Gdybym się zmaterializowała w tym pokoju, to pokiereszowałbyś mi twarz. Mogłabym wyważyć te drzwi, ale domyśliłam się, że twoja mała łania byłaby na mnie za to zła.
E: No raczej. Cześć, Leandra.
L: Chyba sobie żartujesz. Co ona ci zrobiła?
E: Chwilę później sześćdziesiąt kilo sukkuba przygniotło moją pościel [a dokładniej 58kg, ale pozwoliłam sobie zaokrąglić, Leandro nie bij xD w sumie ciekawe skąd Eloise to wie z taką dokładnością]. Leandra zaczęła pobieżnie oglądać moje ramiona. Skrzywiłam się.
E: Leandra, to nadal boli!
L: Cóż, co za niespodzianka! Ona kocha krew, więc to żadne zaskoczenie, że ostatecznie zaczęła sypiać z wampirem.
B: Myślisz, że to dobry moment na tego typu szczegóły? [nawet demony nie chcą słuchać o życiu seksualnym swoich matek xD]
L: Nie zaczynaj się teraz zachowywać tak pruderyjnie. Skoro przybyła osobiście, to na pewno wiesz, że problemy muszą być tak wielkie, że nawet angielska mgła nie mogłaby ich przykryć.
- tu mamy wybór między ucieszeniem się, że wróciła, a gradobiciem pytań, co tu robi -
E: Wiesz, słuchaj, mogłabyś przyjść w lepszym momencie... ale cieszę się, że wrociłaś.
L: Nie ciesz się tak szybko. Wróciłam, bo sytuacja jest naprawdę niebezpieczna.
E: Więc wiesz, że twoja matka przyszła z niezapowiedzianą wizytą. [nie, nie ma pojęcia, te wszystkie wcześniejsze uwagi odnoszące się do ich matki były kompletnie przypadkowe, podobnie jak to, że zaczęła cię oglądać]
L: I w tej chwili, pewnie wyładowywuje swój stres na pierwszym lepszym gościu, na którego trafi. Beliath, udało ci się ją utrzymać pod kontrolą?
B: Do pewnego stopnia. Odeszła tylko dlatego, bo tego chciała.
L: I wróci, kiedy tylko będzie miała na to ochotę. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
B: Tak samo jak ty. Ale nie rozumiem, co tobą kierowało, żeby wrócić.
E: Pamiętałam, jaka Leandra była zdenerwowana podczas naszego ostatniego spotkania. I pamiętałam to, co wtedy powiedziała... Tylko poważne zagrożenie mogłoby usprawiedliwić jej obecność.
E: Śmiertelne zagrożenie.
E: Myślisz, że wasza matka oznacza krzywdę dla nas? To dlatego wróciłaś?
L: Obudź się, kochanie. Moja matka jest starożytnym sukkubem. Nie zna żadnych granic i wykonuje ruch tylko jeśli jest tego warty.
E: Nie mogła po prostu być na polowaniu? W końcu sypiacie z ludźmi.
E: Przez miny, jakie zrobiło rodzeństwo, przewróciłam oczami.
E: Dobra, załapałam, że to nie może być takie proste! [nie dość, że palnęła głupotę, to teraz ma focha xD][no chyba że to miał być Element Komiczny? XD]
L: Zdecydowanie nie. Nasza matka już od dawna nie jest na poziomie, na którym sypia z ludźmi. Jest bardziej chciwa. Tak chciwa, że... cholera, Beliath...
E: Atmosfera od razu się zmieniła. Coś w głosie Leadry sprawiło, że oboje z Beliathem się spięliśmy.
E: Ujęłam jego dłoń i ścisnęłam ją mocno, wyczuwając zbliżającą się katastrofę. Kolejną.
B: Nie przyszłaś tu tylko dlatego, że się obawiasz, że [Asmodee] zabawia się z kimś z rezydencji, prawda?
L: Nie, chociaż byłaby w stanie spróbować ukraść Aarona tuż spod mojego nosa, ale tu chodzi o coś poważniejszego.
- tu mamy wybór -
E: Mimo to nie pojawiła się tu dla mnie? [tłumaczenie niepewne] Myślę, że próbowała... mnie zabić, gdy walczyłyśmy. Biorąc pod uwagę moje rany...
L: Chciała cię zneutralizować, to na pewno. Jednakże nie przybyła tu dla ciebie.
L: Ostatecznie, dzięki bogu, że trafiła na ciebie. To kupiło nam trochę czasu.
E: Nie ma o czym mówić, bycie posiekanym na kawałeczki to zawsze dla mnie przyjemność...
L: Jeśli chcesz zostać w świecie wampirów, to nie będzie twój pierwszy ani ostatni raz. Ale to nie jest mój problem. Mój problem jest taki, Beliath, że to po ciebie ona tu przyszła.
E: Po tym obwieszczeniu zapadła niezręczna cisza. Jakimś cudem, gdy tylko Beliath mi powiedział o swojej matce, w mojej głowie pojawił się strach.
E: Strach, że ona któregoś dnia powróci. I że najprawdopodobniej będzie bardziej agresywna niż Leandra...
B: Co masz na myśli, że po mnie? Jestem w świecie ludzi od czterech stuleci i teraz postanowiła się ze mną zobaczyć? Żeby zabić dziewczynę, z którą jestem? [może mu ktoś za mnie przypomnieć reguły więzi z Kielichem? ja już nie mam siły :v]
L: Gdyby to o to chodziło, to dałabym tobie się tym zająć. Ale mówię ci, ona nie poluje na twój Kielich. Ona poluje na ciebie.
B: Ale dlaczego?? [liczba znaków zapytania zgodna z oryginałem]
L: Beliath... czy nigdy się nie zastanawiałeś, co się stało z twoim ojcem?
E: Nacisk palców Beliatha na moje był tak mocny, że czułam się, jakby miał mi zaraz zmiażdżyć dłoń.
B: Oczywiście, że się zastanawiałem. Z pewnością niezbyt często, ale się zastanawiałem. Myślałem, że on po prostu... odszedł.
L: To typowe dla wampirów, ale nie w tym przypadku. Nieprzypadkowo przespała się z wampirem. I nasza matka jest sukkubem, Beliath. Co twoim zdaniem zrobiła, gdy już spełnił swój obowiązek i ją zaspokoił?
E: Zaczęłam się obawiać odpowiedzi na to pytanie, gdy kawałki układanki zaczęły trafiać na swoje miejsca. Moja wiedza o sukkubach była ograniczona, delikatnie mówiąc, ale jednej rzeczy byłam pewna.
E: Nie obciążają się mężczyznami. [tzn. nie wiążą się z nimi]
B: Nie... nie mam pojęcia... Nigdy nie wpadłem na żadnego mężczyznę, nawet na twojego ojca, gdy byłem z tobą i z nią... i mnie zaakceptowałyście, więc...
L: Byłeś zaakceptowany jak krowa hodowana na farmie. Właśnie to odkryłam. Nie pozwoliła twojemu ojcu odejść, Beliath. Ona go zabiła. I robiąc to, zaabsorbowała wszystko to, czym był, by się stać potężniejszą.
E: Byłam zaskoczona, gdy Beliath nagle wstał. Chwilę później wazon stojący na mojej toaletce rozbił się na ścianie po drugiej stronie pokoju. Leandra ledwie miała czas, by zrobić przed nim unik.
B: Kłamiesz! Wszyscy jesteście kłamcami, obrzydliwymi kłamcami! To spaczony plan, służący tylko temu, by wrócić i dokończyć to, co zaczęłaś z Eloise! [nie byłoby tej dramy, gdyby pamiętał, że zabicie Eloise jest ostatnią rzeczą, jakiej Leandra i Asmodee by chciały :v]
L: Beliath!
B: Zamknij się! To przez Asmodee jestem, kim jestem. To moja matka. Urodziła mnie, wychowała mnie i pokierowała mną, żebym mógł się stać tym, kim miałem się stać!
E: Nigdy nie widziałam tak wkurzonego Beliatha. Ignorując próby Leandry, by przyciągnąć jego uwagę, kompletnie zdesperowany krążył po moim pokoju.
B: To bzdury! Jak ona mogłaby...
L: Co, Beliath? Jak ona mogłaby co? Być sukkubem? Wykorzystywać mężczyzn? Czerpać korzyści z sytuacji, by zdobyć więcej mocy?
- tu można wybrać uspokojenie Beliatha, wzięcie jego strony lub zgodzenie się z Leandrą.
E: Hej, może i jest sukkubem, ale ciągle jest jego matką! Zależy wam na Beliacie, prawda?
E: Czy twoja matka nie poczuła choć odrobiny sympatii do ojca Beliatha?
L: Słuchaj, to słodkie, że wspierasz swojego chłopaka, ale przestańcie oboje rozumować jak ludzie.
L: Ona. Jest. Sukkubem. Żadnych uczuć. Tylko przyjemność i potęga.
B: Leandra, jeśli to co mówisz, to prawda, i jeśli zabiła go po tym, jak zostałem poczęty, to dlaczego mnie urodziła, skoro miałem być tylko ciężarem? Jaki był sens wychowywania dziecka mężczyzny, którego wyssała do cna?
E: Leandra długo nie odpowiadała. Zbyt długo.
B: Leandra...
L: Rany, Beliath... myślisz, że chcę ci to powiedzieć?
B: Powiedz mi! Jeśli możesz choć raz być w życiu szczera, to powiedz mi!
L: Przybyła, by zgotować ci taki sam los, jak twojemu ojcu.
E: Żadna z nas nie miała czasu, by zrobić cokolwiek. Beliath przeszedł przez pokój i niemal w tej samej chwili drzwi trzasnęły tak bardzo, że huk zatrząsł meblami w pokoju.
E: Beliath!
L: Daj mu spokój... Potrzebuje kilku minut.
E: Odwróciłam się do Leandry. Opierając się o ścianę, patrzyła w przestrzeń, w ten sam sposób jak w chwilach, gdy widziałam ją zdenerwowaną czy zaniepokojoną.
E: Leandra, czy to prawda? Ona... rany, jego matka przyszła, żeby go zabić?
L: Jesteś zszokowana? Beliath z pewnością nie chciał dostrzec faktów, podobnie jak ja... ale nigdy nie miał na to szansy. [tłumaczenie niepewne]
E: Co masz na myśli?
L: Jest mieszańcem! A my sukkubami. Jedyni mężczyźni, z którymi przebywamy, to nasze męskie odpowiedniki. Podobnie jest z Beliathem. Nie robił tego wszystkiego z dziewczynami tylko z dobroci.
E: Oszczędź mi szczegółów.
L: To nie czas na bycie pruderyjnym. Gromadził moc z każdym romansem. Za każdym razem, gdy spał z jakąś dziewczyną, stawał się silniejszy. [Asmodee] pozwalała mu na to, żeby stał się niesamowitym źródłem mocy.
L: Zatrzymała go jako mężczyznę, by któregoś dnia został poświęcony. Nie ma żadnych uczuć ani dla niego, ani dla nikogo z jej potomstwa.
E: Ale tobie udało się rozwinąć uczucia!
L: Tak i wierz mi, zgotowałaby mi ten sam los, gdyby wiedziała, że ostrzegłam brata. Stajemy się wobec siebie paskudni. Nie mamy honoru, ani granic... dopóki w grę nie wejdą uczucia.
E: Otarłam twarz dłońmi, mając problemy z oddychaniem. Więc to było to zagrożenie, którego Leandra się obawiała. To nie chodziło o wampira. Wampir... ciągle mogliśmy sobie z nim poradzić.
E: Ale żeński demon na polowaniu... Kto może nam z tym pomóc?
E: ... co możemy zrobić?
L: Jeszcze nie mam pomysłu. Cóż, no dobra, mam pewien pomysł, ale muszę o tym porozmawiać z Beliathem. Musimy sprawdzić, czy pozostali mogą nam pomóc, ale nie wiem, czy on im o tym powie.
E: Czy to nie narazi ich na niebezpieczeństwo?
L: Oczywiście, że narazi, ale myślisz, że mamy jakiś wybór? Beliath i ja możemy razem być potężni, ale przeciwko Asmodee? Nie sądzę.
E: Beliath i Leandra...
E: Beliath i Leandra... i może... ja?
E: (Może we trójkę moglibyśmy... może...) [to ja teraz]
L: W każdym razie twoi przyjaciele zbiorą się dzisiaj razem. Jeśli potrzebujemy zdecydować o planie z nimi czy bez nich, to będzie ten moment. Zrób swoje, Eloise. Sprawdź, co najlepszego możemy zrobić, żeby ocalić swoją skórę.
E: To wszystko?
L: Byłam posłańcem złych wieści. Nie posłucha mnie. Mimo to, jeśli zajdzie taka potrzeba... to możesz sprawić, by zmienił zdanie, niezależnie od tego, jaką podjął decyzję. Więc znajdź go. Musi być w swoim pokoju.
E: (Kto wie, w jakim stanie go zastanę...)
E: Dobrze... a tymczasem, zostań tutaj. Potem nawzajem się wdrożymy, dobra? [tłumaczenie ostatniego zdania jest niepewne, chyba chodzi o to, że potem zdadzą sobie relację z rozmów]
L: Mi to pasuje. Nie bądź dla niego zbyt łagodna, kochanie. To bolesne i będzie miał trudności z przyjęciem tego... ale by przetrwać walkę z Asmodee, żeby wszyscy przetrwali, musi się zahartować, i to szybko.
E: (I prawdopodobnie łatwiej to powiedzieć, niż zrobić.)
- idziemy do pokoju Beliatha -
E: Beliath? Mogę wejść?
E: (Nikt nie odpowiada... Czy on tam w ogóle jest?)
E: (Ach...)
E: Prawie nie zauważyłam Beliatha, który siedział na podłodze za drzwiami. Patrząc na wprost, nie zwracał na mnie uwagi.
- tu mamy wybór, jak chcemy do niego zagadać -
E: (Wiem, że w jego stanie gadanie nie ba sensu. Jest taki zamknięty w sobie...)
E: W milczeniu podeszłam i usiadłam ze skrzyżowanymi nogami przy ścianie obok niego. Tak jak się spodziewałam, po kilku chwilach, uniósł wzrok i mnie zauważył.
B: Jesteś tutaj?
E: (Uroczy.)
E: Byłam zaniepokojona. Beliath nie wydawał się zbyt zainteresowany swoim ojcem i nie mógł być taki naiwny, gdy chodziło o sukkuby. Czegoś mi brakowało...
E: Beliath, wiedz, że niezależnie od tego, czego chce twoja matka, to będziemy przy tobie, Leandra i ja, żeby ci pomóc ją powstrzymać.
E: Znowu cisza.
E: Rany, Beliath, chcę ci pomóc. Chcę cię wspierać, ale jeśli nie będziesz do mnie mówił, to nic nie mogę zrobić! Osobiście mi powiedziałeś, że byłeś wśród sukkubów przez bardzo długi czas, więc musiałeś wiedzieć, jaka jest twoja matka.
B: Zaczynasz mi działać na nerwy! Myślisz, że lubię się przyznawać, jakim byłem głupkiem, że chowałem głowę w piasek?
E: Z początku podskoczyłam. Beliath wstał i chodził po pokoju szybkim, nierównym krokiem.
B: Nigdy szczególnie nie lubiłem swojej matki. Wolałem Leandrę. Ale moja matka... reprezentuje potęgę. Rozumiesz? Siłę, piękno i moc. Jest tam, skąd przybyłem i jest tym czego chciałem... czym miałem być.
E: Ale się zmieniłeś, czyż nie?
B: Nie mogę zmienić tego kim jestem w głębi duszy. Lubię siłę. Lubię być pożądany i podziwiany. Lubię oczarowywać ludzi. I to... legło w gruzach!
E: Kolejne kółko, tam i z powrotem. Patrzyłam, jak jego włosy podskakiwały na plecach w rytmie kroków i zauważyłam, jak bardzo były podobne do tych jego matki. [może lepiej mu tego teraz nie mów]
B: Myślałem, że byłem lepszy od niej, lepszy od wszystkich. Lepszy od mojego ojca, nieważne kim był. A wiesz, jak jest w rzeczywistości? Jestem po prostu bydłem na rzeź! Wrzuciła mnie między ludzi, żeby móc zrobić zapas mocy i mnie poświęcić!
E: Słucham?! [eee... nie rozumiem jej reakcji, skoro już mówiła o tym Leandra; zagapiła się na włosy i zgubiła wątek, czy co?]
B: Do tego nawiązywała Leandra. Znam ten rytuał. To podstawa tego, jak sukkuby ewoluują, by stać się jeszcze potężniesze. I byłem dość głupi, by tego nie zauważyć!
- tu mamy wybór, na którym wątku tej sprawy chcemy się skupić -
E: I nie ma jakiegoś sposobu, by tego uniknąć, by jakoś ją powstrzymać przed zorganizowaniem tego?
B: Jedynym sposobem, by to zrobić, byłoby zabicie jej i najwidoczniej nawet sześć wampirów razem nie przeraża jej dostatecznie, by ją powstrzymać przed przyjściem po mnie!
E: Beliath... czy jesteś zły za to, że jesteś w połowie wampirem? Czy uważałeś to za słabość, gdy porównywałeś się do swojej matki? Gdyby sprawy miały się inaczej, to myślisz, że nie chciałaby cię teraz poświęcić i że zaakceptowałaby cię tak, jak Leandrę? [teraz to chyba ja zdążyłam zgubić wątek xD skąd ta zmiana tematu? xD]
E: Musiałam to z siebie wyrzucić tak trochę przypadkowo, licząc, że nie strzelałam zbyt daleko od celu. [a, okej, to przepraszam]
E: Widząc, jak nagle Beliath się odwrócił, trafiłam celniej niż mogłabym podejrzewać.
B: Nienawidzę słabości. Jeśli chce mnie poświęcić, to znaczy, że myśli, że jestem dość silny, by być dla niej użytecznym, ale nie dość, by ją pokonać. [i sądząc po tym, jak ci Neil naklepał, to ma rację, lol]
E: I to cię tak wkurza...
B: Całe moje życie poświęciłem stawaniu się silniejszym, byciu czymś więcej niż połową czegoś. Ostatecznie nie jestem ani trochę lepszy od tego, który mnie począł.
E: Gdy zaczął kolejne okrążenie, zablokowałam mu drogę, stając przed nim pewnie. Udało mi się go zatrzymać i spojrzeć mu prosto w oczy.
E: Więc wiesz co musisz zrobić? Walczyć. Wykorzystać to wszystko, z czego jesteś zrobiony, wszystko co masz, czego twoja matka nie ma, by odesłać ją z powrotem tam, skąd przyszła.
B: Jasne, a po wszystkim wyprawimy przyjęcie z tortem i zaprosimy wszystkich przyjaciół, by to uczcić?
E: Możesz zgrywać upartego głupca i schować głowę w piasek, ale wiesz tak dobrze jak ja, że jeśli pozwolisz sobą pomiatać, to będzie koniec. Rany, Beliath, stać cię na więcej.
B: I jakbyś chciała ją pokonać? Gdybym wiedział, jak to zrobić, to nie ryczałbym jak osioł, szukając rozwiązania!
- tu mamy wybór czy Beliath ma się sam domyślić, czy mu powiedzieć -
E: (W porządku, teraz jest najlepszy moment. Nie wiem, jak bardzo się będzie opierał przed tym pomysłem, ale nie może tego zrobić sam.)
E: Nie powinieneś tego robić sam. Powinieneś poprosić o pomoc osoby, z którymi się zaprzyjaźniłeś przez tyle lat tutaj.
B: Co?
E: Beliath, podstawową różnicą między tobą, a twoją matką jest to, że jesteś w stanie tworzyć więzi. Z Leandrą, z innymi wampirami, ze mną... podczas gdy twoja matka jest sama. [zeszły odcinek jakoś nie wskazywał, by jej to przeszkadzało]
B: Oczywiście, ona nie potrzebuje tworzyć więzi.
E: To nie jest kwestia potrzeby! To siła, siła, którą masz do dyspozycji i którą musisz teraz użyć. Teraz będziesz musiał podjąć walkę, która cię uratuje albo... albo zabije. Nikt z nas nie pozwoli ci dać się zabić. [z tego, co opisuje Eloise można by pomyśleć, że chodzi o zbieranie ekipy na miarę Avengersów]
E: Wstrzymałam oddech. Beliath wyglądał na zakłopotanego moim uzasadnieniem. Zakłopotany... ale nie zaprzeczał.
E: Leandra wróciła dla ciebie. Prawie się wykrwawiłam, grając na zwłokę i chroniąc cię. Gdy myślałam, że jesteś mordercą, to pozostali cię bronili. Nie jesteś sam i nie powinieneś walczyć sam.
B: Nie... nie wiem. Nigdy nie wierzyłem w moc przyjaźni i tego typu bzdety... Nie jesteśmy w filmie z lat osiemdziesiątych.
E: Dlaczego? Bo jest zbyt kliszowa? Wiesz co? Klisze działają, bo jest w nich ziarno prawdy. Może my ludzie wiemy jedną albo dwie rzeczy o tym, czego sukkuby nie rozumieją.
B: Mimo wszystko, wplątywanie w to innych osób oznacza narażanie ich na śmiertelne niebezpieczeństwo.
E: Myślę, że już jest za późno. W każdym razie Leandra i ja jesteśmy już to wplątane. Co do pozostałych to tylko kwestia czasu.
E: Pozwól im bronić się i ciebie. Właśnie tak sobie z tym poradzimy. Z twoją matką... z wampirem, który ciągle grasuje gdzieś w okolicy... i ze wszystkim, co może się nam przytrafić w przyszłości.
E: Beliath spojrzał na mnie intensywniej, gdy wypowiedziałam ostatnie słowo. "Przyszłość". Wierzyłam w przyszłość. I on też musiał w nią uwierzyć.
E: Pomyśl o tym. Możemy o tym porozmawiać z pozostałymi. Ale myślę, że siła tkwi w liczebności. I że powinniśmy walczyć i wygrać tę bitwę razem.
E: Co do tego, to biorąc pod uwagę czas, to myślę, że muszą już na nas czekać... Lepiej chodźmy do Saloniku, by zobaczyć, co kombinują.
E: Nie powinnam zostawiać Beliatha zamyślonego w kącie, bo mógłby się znowu zamknąć w sobie. Na szczęście moje manewry się opłaciły. Po chwili wahania kiwnął głową i wyciągnął do mnie rękę. Odzyskał swoją siłę.
B: Dobrze. Zobaczymy, co powiedzą. Nadal nie wiemy, o co chodzi z tym wampirem, a z moją matką w tym równaniu sporo rzeczy może się zmienić. Więc... chodźmy.
- idziemy do Salonu -
Et: Hej, zobaczcie kto przyszedł na czas. Tylko po to powinienem się z tobą założyć, Vlad.
V: Myślę, że możemy to przypisać wpływowi Eloise.
B: Wasza dwójka nigdy nie da temu spokoju. Znajdźcie sobie inny pokój. To nam wszystkim da trochę spokoju.
E: Dobry wieczór wszystkim.
R: Jak oboje się czujecie?
E: Wymieniłam z Beliathem spojrzenia. Nie było sensu udawać, że wszystko jest w porządku...
V: Co się stało? Gdy posyłacie sobie takie wymownie spojrzenia, to obawiam się najgorszego. Co zrobiliście?
B: Dzięki za zaufanie, Vlad. Wiem, że zebraliśmy się tutaj, by porozmawiać o wampirze, ale przed tym musimy porozmawiać o czymś poważniejszym.
Et: Żartujesz sobie? Czymś poważniejszym niż psychol na wolności, którego mamy wytropić?
B: Tak. Chodzi o moją matkę.
E: Beliath przemówił z taką brutalnością, że wszystko zostało przytłumione. I po postawach pozostałych wampirów, miałam lepsze pojęcie o tym, że nie wiedzieli, jak przyjąć te wieści. [właśnie dorosły facet nastraszył innych dorosłych facetów swoją matką - nikt w takiej sytuacji nie wiedziałby, jak zareagować XD]
A: Twoja... matka? Nie rozmawiamy o Leandrze, prawda? [ahahahahah xD]
E: Nie mogłam się powstrzymać przed uśmiechnięciem się, gdy usłyszałam przerażenie w głosie Aarona i zobaczyłam grymas na twarzy Beliatha.
B: Nie, nie Leandra, ty stary zboczeńcu. Mówię o mojej matce, Asmodee. Przyszła tutaj kilka godzin temu. [ahahaha, okej, to wyszło naprawdę zabawnie, propsuję XD]
V: Hę? I czego chciała? Czy ona jest tym zagrożeniem, które uważasz za niebezpieczniejsze niż nasz niekontrolowany Starszy [wampir]?
B: Przełknij swoje lekceważenie na kilka minut i daj mi wyjaśnić.
E: Beliath podsumował, co mi się przydarzyło i wyjaśnił obecność bandaży na moich rękach. [na które nikt nie zwrócił uwagi, ale ok XD] Im więcej wyjaśniał, tym bardziej twarze pozostałych stawały się beznamiętne i rósł nasz poziom stresu.
E: Ale Beliath na razie pominął rozmowę z Leandrą.
V: Świetnie. Po prostu świetnie.
B: Vladimir...
V: Cicho, Beliath. Biorąc pod uwagę, co nam powiedziałeś... sytuacja stanie się niemożliwa. Zdajesz sobie z tego sprawę? Nie możemy walczyć przeciwko dwóm tak silnym nadprzyrodzonym istotom w jednym momencie!
B: Więc co? Wolałbyś, żebym siedział cicho i czekał, aż załawi kogoś z nas we śnie? [aha, czyli liczymy na pomoc kolegów, tworząc fałszywe poczucie, że Asmodee zagraża wszystkim, fajny z ciebie kolega Beliath, taki nie za uczciwy][moim zdaniem tu aż się prosiła odpowiedź w stylu "mimo moich próśb, matka się nie zgodziła przełożyć tego na za tydzień XD]
V: Albo najwyraźniej tylko ciebie! [hahah, dajesz Włodek, nie daj się omamić xD]
E: Po stwierdzeniu Vladimira zapadła lodowata cisza. Ukryte znaczenie [jego wypowiedzi] było jasne i niesamowicie intensywne. [ups, trzeba było się skonsultować z chłopakami, zanim nagadałaś Beliathowi o tym, jak go będą chronić xD]
V: Ugh... Słuchaj, Beliath. Nie miałem na myśli, że byłoby lepiej, gdyby cię skrzywdziła...
B: Oczywiście, że nie miałeś. To moja wina, że jest tutaj, więc powinienem się poświęcić dla grupy i dać się jej zabić, skoro to wszystko, na co zasługuję. Czy to miałeś na myśli?
- tu mamy wybór, w jaki sposób chcemy się wtrącić -
E: (Chyba sobie żartują, czy oni nigdy nie przestaną?)
E: (Czy w którymś momencie sobie przypomną, że mieliśmy przygotować plan walki?)
A: Dajcie mi znać, gdy skończycie sobie skakać do gardeł. Może wtedy będziemy mogli przejść do rzeczy.
E: Wreszcie Beliath i Vladimir się zgodzili przestać na siebie krzyczeć, żebyśmy mogli kontynuować rozmowę.
A: No dobra. Tak w skrócie, to utknęliśmy między dwoma poważnymi zagrożeniami, tak samo niebezpiecznymi. Naszym priorytetem jest zdecydować, z którym przeciwnikiem będziemy walczyć jako pierwszym i czy w tym samym czasie powinniśmy się bronić przed tym drugim, czy próbować grać na czas.
R: I brakuje nam trochę informacji... Znamy wampiry, ale mało wiemy o sukkubach.
A: Prawda. Zanim zdecydujemy, musimy znać naszego przeciwnika. Beliath, wiem, że jesteś raczej tajemniczy w kwestii twojego... pochodzenia. Ale nie masz wyboru, musisz nam powiedzieć coś więcej.
E: Również czekałam na te wyjaśnienia. Beliath wydawał się temu niechętny, ale nie było innego wyboru.
B: W porządku. Wszyscy tu wiecie, że jestem mieszańcem, poczętym przez sukkuba i wampira. Znacie również moją siostrę Leandrę, która jest czystej krwi. [w tle powinno być teraz słychać jak Aaron odetchnął z ulgą, chyba nawet nie byłabym zła za taką dodatkową linijkę XD]
Et: Ktoś z nas zna ją lepiej niż inni... [i rozumiem, że masz ból tyłka, że tą osobą nie jesteś ty? XD]
A: Zamknij się.
B: Jesteśmy diaboliczni. Nasze moce, potrzeby i nasza natura nie są takie same jak wampirów. Sukkuby nie powstają z ludzi... one są całkowicie nadprzyrodzonymi istotami.
R: I ludzie bali się ich nawet dłużej, niż się boją wampirów...
B: Dokładnie. Sukkuby i wampiry zawsze były blisko ze sobą związane. Jesteśmy połączeni nocą, krwią, śmiercią i ciemnością. I ludzie się nas obawiają. Ale nasze moce i cele bardzo się różnią.
A: Za moich czasów baliśmy się sukkubów i inkubów bardziej niż teraz. Według ludzi, wasza diaboliczna natura uczyniła was niezniszczalnymi, z wyjątkiem w obliczu kościoła. Podczas gdy wampiry mogą zostać zabite.
B: To mniej więcej prawda. Pokonanie demona jest znacznie trudniejsze.
E: Och, naprawdę? Dlaczego?
B: Zasadniczo wampiry są ziemskimi istotami, a demony, włączając w to sukkuby, pochodzą z innej "krainy". Nie z piekła, jak to wierzą bigoci z duchowieństwa, ale z innego świata.
A: A mimo to zgarnąłeś solidne lanie [od Neila]. Nie moglibyśmy zrobić tego samego twojej matce?
B: Moja matka nie jest zwykłym demonem. Stała się wysokiej rangi sukkubem... przede wszystkim przez zabijanie wszystkich swoich partnerów.
E: Pamiętałam naszą rozmowę z Leandrą... Bardzo chciałam złapać Beliatha za rękę, ale nie chciałam przyciągnąć uwagi pozostałych.
V: To dość podobne do trybu działania najbardziej agresywnych wampirów.
B: Oprócz jednej różnicy: wampiry po prostu się karmią. Sukkuby wysysają energię i moce ze swoich partnerów. Mogą się nawet zabijać nawzajem... więc jeśli któryś przetrwa kilka stuleci... to szybko dociera na szczyt łańcucha pokarmowego.
A: Nie miałem wiele do czynienia z sukkubami, ale z tego co słyszałem, to ich pragnienie zdobycia mocy nie ma żadnych granic.
V: Więc dlatego tu jest? Zamierza wykorzystać to, że ma na wyciągnięcie ręki pięcioro wampirów i Kielich, by zdobyć więcej mocy?
E: Przygryzłam wargę. Wiedziałam, że to nie o to chodziło. Ale co powie Beliath?
E: Czy zamierzał przyznać przed wszystkimi, że jego matka przybyła, żeby się go pozbyć? Czy uwzględni moją opinię?
B: Właściwie... to nie jest powód, dlaczego ona tu jest. Ona o was nie dba. Chce mnie i ewentualnie Eloise, jeśli będzie miała ku temu okazję.
E: (Więc to wyjaśni? Zamierza być szczery i ich w to zaangażować?)
E: Poczułam się lżejsza. Wiedziałam, że to było trudne dla Beliatha, ale byłam pewna, że to słuszny wybór.
A: Co masz na myśli? Czy ona jest twoją matką, czy nie? Dlaczego chce twojej śmierci?
B: Jest sukkubem, Aaronie. Nie ma uczuć ani instynktu macierzyńskiego. Nie jest człowiekiem. Rozmnaża się, by zdobyć moc. I... urodziła mnie z tego samego powodu.
V: Prawie mógłbym uronić łzę.
E: Popatrzyłam złowrogo na Vladimira, oburzona jego całkowitym brakiem współczucia. Może nienawidził Beliatha, ale mimo to...!
B: Nie jestem tak sentymentalny jak ty, kochanie, i bardziej niż ktokolwiek, wiem, jaka jest moja matka. Nie będzie miała litości i niczego nie będzie się bała, by osiągnąć swój cel. Chce mnie martwego. Nie odejdzie, dopóki żyję.
E: Pozostali w milczeniu wymienili spojrzenia. Niemniej jednak to oświadczenie wydawało się ich poruszyć... ale czy się zdecydują [pomóc]?
R: Nie możemy pozwolić, by to się stało.
A: Beliath, jesteś jednym z nas i ty oraz Eloise jesteście w niebezpieczeństwie. Musisz wiedzieć, że nie zamierzamy pozwolić jej, by cię zarżnęła albo by odeszła po tym, co już zrobiła Eloise.
B: Rozmawiamy tu o pokonaniu tysiącletniego sukkuba...
Et: I co, zamierzasz sam sobie z nią poradzić? Wszyscy jesteśmy teraz zaniepokojeni. Nie myśl, że pozwolimy ci dać się zaszlachtować bez kiwnięcia palcem.
E: Spojrzałam na Ethana zaskoczona. Wiedziałam, że był blisko z Beliathem, ale nie do takiego stopnia by się zaangażował, biorąc pod uwagę, jaki zwykle był samolubny i egoistyczny.
- tu mamy wybór, co powiedzieć na oświadczenie Ethana -
E: Hej... Wiedziałam, że uważacie się za zgraną grupę [najlepiej to widać w prologu], ale to pierwszy raz, gdy naprawdę to widzę w akcji.
E: Widziałam, jak się uśmiechają. Chociaż mówiłam ogólnie, to wydawało się, że wszyscy się ze mną po cichu zgadzają.
B: Ma rację. Dzięki. Naprawdę.
B: Spróbuję podjąć tę walkę sam, skoro przede wszystkim jest moja, ale jeśli kilku z nas mogłoby z nią walczyć... to miałbym większe szanse na wygraną.
R: Możesz na nas liczyć. Na wszystkich z nas.
A: Nawet na Vladimira.
E: (Biorąc pod uwagę jego minę, to był połowicznie zadowolony, ale wiedziałam, że był gotowy na to przystać.)
A: W każdym razie, jeśli ona wróci, to mam ci coś do dania, Beliath.
E: Aaron odwrócił się i po wyjściu na chwilę z pokoju, wrócił z krótką, skórzaną pochwą, która była już tak zużyta, że niemal nie dało się odczytać tego, co zostało na niej wytłoczone. Wyglądała na naprawdę starą.
A: Jeśli kiedykolwiek naprawdę będziesz musiał ją pokonać, to twoja siła może nie wystarczyć. Ale to powinno ci trochę pomóc. [no dobra, ale dlaczego Aaron się przy tym rumieni, jakby to nie była broń, tylko pierścionek zaręczynowy? XD]
E: Z gestem pełnym pewności siebie, który zdradzał, że miał w tym spore doświadczenie, Aaron wyciągnął miecz z pochwy.
E: To był piękny sztylet. Dziwnie, ciemne ostrze wydawało się bardziej pochłaniać światło niż je odbijać. Było też udekorowane grawerunkiem, prawdopodobnie złotym i jego blask ledwie przygasł. Wyglądał jakby składał się w zdania [ten grawerunek], ale nie rozpoznawałam ani alfabetu, ani języka.
E: Rękojeść również była ciemna i udekorowana jakimś rodzajem kamienia, którego nigdy wcześniej nie widziałam.
B: Sztylet? Nie jestem pewny, czy to...
A: To sztylet ofiarny. Dostałem go dawno temu w trakcie czarnej mszy. Został użyty do zabicia jednej ze sług Baphometa. Musisz go znać.
B: Co?! Mówisz poważnie?
A: Całkowicie. Widzisz ostrze?
E: Przechylił je, żebyśmy mogli je lepiej zobaczyć.
A: To stal zmieszana z tantalitem. To rodzaj kamienia, który jest używany przeciwko wampirom energetycznym, które wysysają energię ze swoich ofiar w podobny sposób jak demony.
A: To stop metalu, który jest zabójczy dla demonów.
E: Czy to ten kamień, który jest na końcu rękojeści?
A: Dokładnie. To może być spora przewaga.
E: Bez czekania na zgodę Beliatha, Aaron wsunął sztylet z powrotem do pochwy, po czym nie przedłużając, podał mu go do ręki i zacisnął na nim jego palce.
A: Przynajmniej trochę ci pomogłem.
B: ... Dzięki, Aaron. Jestem świadom wartości twojego daru. ["A: Daru? To ma do mnie wrócić po wszystkim, lol" xD]
E: No dobrze, więc wiemy, jak ją zabić, ale jak to zrobimy, żeby ona pierwsza nie wyrównała z nami rachunków?
B: Prawdopodobnie nie pojawi się już tej nocy. Odeszła, ponieważ uznała, że to nie jest właściwy moment. Uwielbia robić teatralne wejście...
Et: Taa, ale jeśli się mylisz i się pojawi za godzinę, to co zrobimy? [prawdopodobnie to ] Podobnie jak Eloise skończymy z pociętymi ramionami i surowi jak ceviche? [ceviche to takie danie z surowej ryby]
E: Do tego to musisz być dostatecznie odważny albo przynajmniej przestać się gapić na jej parę solidnych zderzaków. [ta zgryźliwość Eloise jest tutaj tak totalnie przypadkowa, że aż sów mi brak xD]
A: Właściwie, to prawdopodobnie jest sposób, by ją powstrzymać przed przybyciem.
E: Jednocześnie się odwróciliśmy do Aarona, który rzucił uwagą, która mogła być punktem zwrotnym.
Et: Co?!
V: Naprawdę? Jeśli tak, to powinno rozwiązać jeden z naszych problemów i pozwoli nam najpierw się skupić na Starszym.
A: Poczekajcie. Znam sposób... ale ma on skutki uboczne.
R: Co masz przez to na myśli?
B: I jakim cudem tyle wiesz?
A: Uspokójcie się. Żyłem w czasach ciemnoty i zacofania, gdy próbowaliśmy różnych rzeczy, by się bronić przed demonami. Przez stulecia poznałem przynajmniej jedną metodę, której skuteczność została potwierdzona.
- tu mamy wybór między entuzjazmem a powściągliwością -
E: Jesteś tego pewny? Średniowieczne metody nie są szczególnie wiarygodne... [czego nie rozumiesz w zdaniu "skuteczność została potwierdzona"?]
B: Dziękuję. Jeśli mówimy o czymś w rodzaju domowego sposobu...
A: Mógłbyś najpierw mnie wysłuchać, Beliath, zanim zaczniesz się sprzeciwiać?
A: W egzorcyzmach i odpędzaniu demonów bardzo skuteczna i silna jest rytualna sól. Musi zostać przygotowana w określony sposób, w zależności od sytuacji, ale gdy zostanie powieszona w oknach i drzwiach, to całkowicie powstrzymuje złe duchy przed wejściem.
E: Sól...
E: Tak jak wielu ludzi, przez krótki czas interesowałam się magią i czarami, nawet doszłam do nauczenia się kilku formuł czy rytuałów... i tak, pamiętałam, że bardzo często wspominano o soli.
E: Więc naprawdę była tak efektywną bronią?
R: Rytualna sól... z pewnością tam, skąd pochodzę, była dość powszechna. Było z nią związanych całkiem sporo przesądów.
Et: Poważnie? Sól na drzwiach jak na szynce naprawdę działa?
A: Nie taka stołowa sól. Mówimy o rytualnej soli: wyprodukowanej w określony sposób z konkretnymi ziołami i formułami. I wtedy tak, jest naładowana energią, która odstrasza demoniczne istoty.
E: Beliath, myślisz, że to może zadziałać?
B: Nie... nie mam pojęcia. Nigdy tego wcześniej nie widziałem. [spróbować zawsze można, ewentualnie Asmodee rozczulona tym naiwnym rozwiązaniem padnie ze śmiechu xD]
A: Wszystko jasne, jesteś za młody. Nie robiłem tego często, ale nauczyłem się tego dawno temu i nadal wiem jak.
Et: Więc na co czekamy? Czy potrzebujemy przynieść ci wszystko? [nawet miło popatrzeć na rozentuzjazmowanego Ethana]
E: Wszystkich poniosło i zaczęli bombardować Aarona pytaniami, żebyśmy mogli szybko znaleźć to, czego potrzebuje, by odgonić Asmodee. Ale mina, jaką zrobił niezbyt mnie uspokajała.
E: Musiało chodzić o coś jeszcze. [pewnie sobie przypomniał, że w tym domu może być problem ze znalezieniem soli, a co dopiero czegoś bardziej wyrafinowanego]
A: Dajcie mi skończyć. Powiedziałem wam, że to nie jest takie proste. Jeśli kiedykolwiek z tego skorzystamy... to może zadziałać w obie strony.
Et: Co? To jest dla nas niebezpieczne?
A: Nie jest. Jeśli wyłożymy sól... to nie będą miały tu wstępu żadne demoniczne istoty, co oznacza, że jeśli Leandra będzie potrzebowała tu przyjść... to nie będzie w stanie. No i z demoniczną stroną Beliatha... Myślę, że to będzie oznaczało, że nie będzie mógł wyjść.
E: Mój żołądek nagle zamienił się w supeł.
E: Pozostałe wampiry tego nie wiedziały, ale Beliath i ja wiedzieliśmy, że Leandra stając po naszej stronie przeciwko Asmodee, sama mogła się narazić na niebezpieczeństwo. [a nie masz takiego dziwnego wrażenia, że Aaron też się tego domyśla? xD]
E: Powstrzymywanie jej przed wejściem, czy Beliatha przed wyjściem, by podjąć akcję, może się okazać bardzo niebezpieczne.
B: To nie wchodzi w grę. Mam się zająć Asmodee a nie siedzieć tutaj i kręcić młynki kciukami!
V: Jeśli skorzystamy z tej metody, to nie będziesz musiał się tym przejmować, skoro będziemy mogli się skupić na wampirze, który może nas zaatakować, kiedy tylko będzie tego chciał.
B: Ale...
V: I jest to nawet bardziej prawdopodobne, odkąd wychodzi na to, że w jakiś sposób może być powiązany z rodzicami Eloise. [ciekawe, czy już w tym momencie Vladimir trybi, że to Neil xD]
E: Co?! [co, co? xD chyba już zdążyła zapomnieć, że podczas walki Neil wspominał o spłacie długu rodziców]
E: Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami, oszołomiona tym stwierdzeniem.
R: W badaniach twoich rodziców, które znaleźliśmy, zdawali się badać wampiry. Nie mam pojęcia, skąd wiedzieli o naszym istnieniu... ale to dość spory zbieg okoliczności, czyż nie? [ok, Vladimir już wie, że to Neil XD]
A: Musi tu być jakieś powiązanie. Masz jakiś pomysł, Eloise?
E: Nie... Oczywiście liczyłam, że dowiem się czegoś więcej o moich rodzicach, ale skoro nie ma tutaj prawie żadnego śladu po ich obecności, po tym, co się stało... i po wszystkim innym, to przestałam to badać.
Et: Rodzinna miłość jest piękna.
E: Wal się. Nigdy ich nie znałam. Chciałabym móc ci powiedzieć, że myślałam o nich dzień i noc, ale dorosłam bez nich. Wiem, że byli moimi rodzicami i chciałabym się dowiedzieć o nich coś więcej, ale tak się złożyło, że miałam inne sprawy na głowie. Przepraszam, jeśli to nie jest dla ciebie dość romantyczne.
V: W każdym razie według relacji Leandry, on jest skupiony tylko na Eloise, czyż nie? To bardzo możliwe i myślę, że to on jest naszym głównym przeciwnikiem. Będziemy w stanie się zająć matką Beliatha, gdy już zostanie zneutralizowane pierwsze zagrożenie.
E: Moje uszy zrobiły się tak gorące, że aż parzyły. Zaniemówiłam. Nigdy, nigdy bym się nie spodziewała, że...
E: Ledwie słyszałam resztę rozmowy, uniesione głosy i negocjacje. Podskoczyłam zaskoczona, gdy Vladimir podniósł głos, by ogłosić swoją decyzję.
V: W porządku, w drodze porozumienia zdecydowaliśmy, że Aaron zajmie się rezydencją i najpierw się skupimy na Starszym, który nam zagraża. Beliath będzie odpowiedzialny za trenowanie Eloise, która będzie najważniejszym elementem naszej walki czy się to nam podoba, czy nie. [ktoś mu powie, że jeden trening to za mało, by ją czegoś nauczyć, czy ja mam to zrobić?]
E: Co?
V: Bierzmy się do pracy, panowie.
E: W panującym zamieszaniu poczułam, że ktoś wziął mnie za rękę i odciągnął na bok. Beliath.
B: Nie tego chciałem... Musimy znaleźć inne rozwiązanie, ale on ma rację, potrzebujemy cię wytrenować. Prosiłaś o to, prawda? [Beliath tu używa słowa, które dosłownie znaczy "błagać/żebrać", ale imo to trochę uwłaczająca ludzkiej godności odzywka w takiej sytuacji :v] Czy nadal czujesz się na to na siłach?
E: Perspektywa nauczenia się wreszcie jak się bronić i prawdopodobnego wyćwiczenia moich umiejętności była dla mnie jak dopalacz. Nadal oniemiała kiwnęłam głową.
B: Dobrze. Zaczniemy jutro. Zamierzam pomyśleć, co możemy zrobić z Asmodee... i tymczasem cię przygotujemy.
E: Ale czy byłam na to gotowa?
E: Właściwie to nie miałam już czasu, by się zastanawiać... Teraz był czas, by przygotować mnie do walki.
- idziemy do ogrodu i dostajemy już tutaj od razu scenę z treningu i tak się zastanawiam czy po prostu zapomniano tutaj poświęcić linijkę na zaznaczenie upływu czasu, czy scenarzystka pomiędzy linijkami zdążyła zapomnieć, że trening miał być dopiero następnej nocy; ta gra jest tak beznadziejnie napisana, że obie możliwości są równie prawdopodobne, lol -
B: Spróbuj jeszcze raz! Musisz być agresywna. Po prostu przestań myśleć! Zaatakuj mnie!
E: Zajmujemy się tym już od godziny! Już nie mogę dłużej!
B: Nie obchodzi mnie to! Zaatakuj mnie, teraz! [czy tylko mnie bawi koncepcja wykańczającego treningu tuż przed walką, w której trzeba być w pełni sił? xD]
E: Przynajmniej ta pogardliwa postawa Beliatha czemuś służyła.
E: Byłam niewątpliwie zdeterminowana, by tak czy inaczej sprawić, żeby gryzł ziemię.
E: Z przyklejonymi do czoła od potu włosami przełknęłam głośno ślinę i n-ty raz spróbowałam się rzucić na Beliatha i go zaatakować.
E: Stał przede mną ze skrzyżowanymi rękami, kamienną twarzą i bez koszulki. Spróbowałam sięgnąć jego tętnicy szyjnej tak, jak mi to pokazał.
E: Chwilę potem się okazało, że spudłowałam o tak niewiele, że niemal mogłam poczuć, jak jego ciało ociera się o moje.
B: Przestań sobie wizualizować, gdzie jest twój cel i zacznij przewidywać, gdzie on będzie! Zacznij od początku!
- tu mamy wybór w jaki sposób chcemy odwarknąć Beliathowi -
E: Rany, nie mam tyle doświadczenia co ty! Mógłbyś to wprowadzać trochę bardziej stopniowo!
B: Czy myślisz, że twój oponent też będzie walczył stopniowo? Zgodziliśmy się, że nie mamy dużo czasu i powiedziałaś, że jesteś zmotywowana, więc się słuchaj!
E: Odkrywałam zupełnie nową stronę Beliatha. Nigdy nie wyobrażałabym go sobie takiego nieugiętego i srogiego jako trenera.
E: Pomimo wyczerpania, wiedziałam, że to było coś, czego potrzebowałam. Ale rany, to było trudne! [tłumaczenie ostatniego zdania niepewne]
B: Pamiętaj te ruchy, które ci pokazałem i miejsca, gdzie masz celować. Powiedziałaś mi, że nieco ćwiczyłaś sporty walki, czyż nie?
E: Tak, przez trzy lata po lekcjach z moim klubem sportowym ze szkoły średniej. Ale to było bardzo dawno temu. [to co ona miała trening raz na miesiąc, że po tylu latach niczego się nie nauczyła i nie zachowała żadnej pamięci mięśniowej?]
B: Spróbuj to pamiętać, w dodatku do tego, co ci pokazałem. Musimy cię też zmusić do zwiększenia ciśnienia, żeby sprawdzić, czy możesz wyzwolić swoje moce. A teraz, zaatakuj mnie!
E: Wzięłam głęboki wdech, próbując oczyścić umysł i odgonić zmęczenie w taki sposób, jaki mi pokazał Beliath.
E: Był przerażającym wojownikiem. Szybki, zwinny, przebiegły i bezwzględny. Nie obchodziło go, że będę cała w siniakach. I wiedziałam dlaczego.
E: Gdyby miał mnie zepchnąć z krawędzi, żebym przetrwała, to zrobiłby to.
E: (Dobra. Pokażę ci, jaka jestem odważna.)
E: Stałam przez chwilę w bezruchu, patrząc na Beliatha i czasem udając, że traciłam zainteresowanie. Nie chciałam, żeby odgadł, kiedy i gdzie zamierzałam go zaatakować.
E: I gdy wyczułam, że na chwilę zaczął tracić koncentrację... to nadszedł czas [na atak].
E: Sięgając do moich rezerw, podbiegłam do niego i wymierzałam w niego cios za ciosem, tak szybko jak tylko mogłam.
E: Uderzałam go pięściami, przedramionami, stopami i głową. Wykorzystałam wszystkie triki, jakie znałam i wszystkie ruchy, jakich mnie nauczył. Moje ciało zachowywało się jak dobrze naoliwiona maszyna.
E: Byłam teraz silniejsza i szybsza, niż byłam wcześniej, i walczenie z nim wydawało mi się naturalniejsze. Przekierowałam całą moją siłę i złość, by go pokonać.
B: No, tak lepiej! Tak trzymaj, nie przestawaj!
E: Pomimo moich wysiłków, Beliathowi ciągle udawało się unikać moich ataków. Był jak woda przepływająca mi między palcami. Wydawał się wcześniej odgadywać moje uderzenia, zawsze się odchylał i odsuwał poza mój zasięg. [*chwila przerwy, żebym przestała się śmiać*][uf, ok, chyba się trochę uspokoiłam... to unikanie ciosów przez Beliatha skojarzyło mi się z tą sceną XD]
E: Niemniej zauważyłam, że zaczął się błyszczeć od potu. Może i go nie sięgałam... ale męczyłam go.
E: W moim polu widzenia pojawił się cios. Szybko uniknęłam kontrataku i ostatecznie wylądowałam kilka metrów od niego.
E: Tym razem jego twarz rozjaśnił uśmiech.
B: No i proszę, to pierwszy raz, gdy zrobiłaś unik! Nie poddawaj się! Kontratakuj teraz, wykorzystaj swoją przewagę!
E: (Dobra, dobra, kolejny ruch!)
- tu mamy wybór, jaką taktykę chcemy przyjąć -
E: (Beliath najprawdopodobniej spodziewa się, że skorzystam z tych samych metod, co on i wykonam niespodziewany atak. Zaraz zobaczy.)
E: Rzuciłam się do przodu, prosto na niego i otrzymałam od niego reakcję, na jaką liczyłam: chociaż na krótką chwilę chciałam go złapać nieprzygotowanym do obrony.
E: Dość, żeby uderzyć moją prawą pięścią... i trafić prosto w jego niechroniony bok.
B: Idealnie! Teraz celuj w moje czułe punkty! Prześlizgnij się przez moją obronę!
E: (Ostatnia próba!)
E: Bicie serca dudniło mi w uszach. Moje ubrania przykleiły się do mojej spoconej skóry i dyszałam.
E: Wtedy adrenalina zdawała się otworzyć mi oczy, płuca i umysł. Nagle wszystko wydawało się płynąć. Coś świeżego i jasnego płynęło w moich żyłach i głowie. [jaka tam adrenalina, to na bank esencja marysuizmu]
E: Beliath rzucił się na mnie jak kot, gotowy do złapania mnie za gardło.
E: Spięłam rękę i dając z siebie wszystko, uderzyłam go w splot słoneczny tuż przed zderzeniem się, przebijając się przez jego obronę.
E: Wtedy wydarzyło się coś, jakby eksplozja. Fala uderzeniowa niemal mnie przewróciła i zobaczyłam, jak Beliath leci w tył, a potem się przeturlał przez kilka następnych metrów. [mówiłam, że to nie adrenalina, haha]
E: Przez chwilę panikowałam... ale potem zobaczyłam, jak wstaje, masując kark i uśmiechając się do mnie triumfująco.
B: Właśnie coś takiego nazywam efektywnym kontratakiem.
- tu mamy wybór jak chcemy zareagować na to wszystko -
E: Nawet nie musiałam próbować! Myślisz, że to oznacza, że jestem gotowa? Czy powinniśmy kontynuować?
B: Chciałem cię przycisnąć, aż użyjesz swoich mocy. I to już zostało osiągnięte. Nie ma sensu z tym przesadzać.
E: (Więc naprawdę mi się udało...)
E: Odpuściłam, z ulgą biorąc głęboki wdech, by się rozluźnić. Ponownie otworzyłam oczy, gdy Beliath pocałował mnie w usta. Ciągle miał ten triumfujący uśmiech i rozmyślał o mnie z satysfakcją.
B: Rany, robisz postępy z prędkością błyskawicy. Tylko pomyśl, jakie byłyby rezultaty, gdybyś trenowała regularnie z tymi mocami, które się rozwijają! [naprawdę musisz przypominać, że przez siedem odcinków totalnie zlewaliście ten aspekt Kielicha?]
E: Na moich ustach pojawił się uśmiech i w tym samym momencie w moim brzuchu pojawiło się przyjemne ciepło. Beliath przy mnie zachowywał się w różny sposób: wrogo, dokuczająco, agresywnie, był zagubiony, współwinny, opiekuńczy, zazdrosny, pewny siebie...
E: Ale nigdy nie widziałam go zadowolonym albo dumnym ze mnie. Właśnie teraz, czułam się, jakby nie widział mnie jako swój Kielich, czy jako człowieka, co często wpływało na nasz związek, choć tego nie chcieliśmy.
E: Byłam z nim równa. Byłam częścią jego świata.
B: I jeśli staniesz się wampirem... to wkrótce będziesz jednym z tych, kogo nasza rasa się obawia. [łowcą wampirów?]
E: Słucham?
E: Takiego komentarza się nie spodziewałam. [ja w sumie też nie, więc jest nas dwie]
B: Cóż... nie mówię ci, byś rozważyła zostanie wampirem. To nie jest łatwe i to jest najbardziej skomplikowana decyzja w życiu, ale wiem, że byłabyś niesamowita. [to ja tak tylko przypomnę, że stając się wampirem, przestaje być Kielichem, w związku z czym traci supermoce wyjątkowe dla Kielichów; Beliath powinien to wiedzieć, więc to co teraz mówi brzmi jak typowa gadka na podryw, która nie ma pokrycia w rzeczywistości XD]
- tu mamy wybór jak zareagować na ten pomysł -
E: Przygryzłam wargę. Powinnam być zaskoczona czy przerażona tym pomysłem... ale w rzeczywistości...
E: Właściwie to jest coś, o czym już myślałam... jakby to było być taka jak ty, jak wy wszyscy. Ale jako Kielich nie wiedziałam, że to możliwe.
B: Bycie Kielichem może być etapem przejściowym. Nic nie powstrzymuje mnie przed przemienieniem cię któregoś dnia... gdybyś tego chciała.
E: Beliath, a czy tego byś chciał? Żebym się stała... wampirem?
E: Wykręcałam sobie [nerwowo] palce, nie wiedząc jaką przyjąć postawę. Pochłonięta walką przeciwko naszym dwóm wrogom, to nie był temat, który jakoś szczególnie mnie wcześniej zajmował...
E: Ale gdy teraz został poruszony...
E: Beliath milczał przez kilka sekund. Ten temat nie wydawał się sprawiać mu kłopotu. Wydawał się szukać właściwych słów.
B: To skomplikowane. Ale głównie... nie podoba mi się pomysł, że jako śmiertelniczka któregoś dnia znikniesz. Jeśli o to chodzi, to jest jedyny sposób dla wampira, by zerwać więź z Kielichem bez umierania przy tym. Ale to... dla nas... nie chcę iść w tym kierunku. [w sensie, że nie chce tego robić dla zerwania więzi]
B: I do tego dochodzi fakt, że jesteś zależna ode mnie i jest między nami więź. To jest jak lina, która nie może zostać całkowicie odcięta.
E: I tak by nie było, gdybym... została przemieniona?
B: To nie tak. To nie byłaby więź na zawsze, która by cię przywiązywała do mnie i była wymuszona.
B: Początkowo chciałem wykorzystać przewagę nad osobą na mojej łasce, bez żadnych zobowiązań. Ale ostatecznie nie tego chcę. Lubię cię, bardzo. [nie do końca jestem pewna tego tłumaczenia, ogółem ta cała rozmowa jest taka trochę dziwna i nie wiem, czy mi coś umyka, czy to w samym tłumaczeniu z francuskiego na angielski coś poszło nie tak]
E: Spojrzał mi prosto w oczy. Spoważniał.
B: Ale pewnego dnia, gdybyś chciała stać się jedną z nas, to podobałoby mi się to. Niezależnie od tego, czy pozostaniesz człowiekiem czy nie, wiem, że staniesz się potężna i ognista, i że będę lubił ciebie taką, jaką jesteś. A jeśli staniesz się taka jak ja... to mogłoby trwać... bardzo długo. [w sensie ich związek]
E: Uścisnął moją dłoń, a potem mnie do siebie przyciągnął, żeby mógł mnie obdarzyć wygłodniałym pocałunkiem, jakby dla rozluźnienia napięcia po tym wyznaniu. Trzymałam się go mocno i odwzajemniałam jego pocałunek, wisząc na jego szyi.
E: Nasze objęcia stawały się coraz bardziej wyzwolone i ogniste, tak jak dzień po dniu rósł strach przed tym, co nastanie. [wyobraziłam sobie teraz, jak Włodek otwiera okno i wymachując laską krzyczy "jak chcecie się seksić, to wypad z ogródka, nie pozwolę, żebyście mi się pokładali na rabatkach!"]
B: Wracajmy. Aaron czeka, aż skończę cię trenować, żeby mógł zamknąć rezydencję.
E: Czy udało ci się ostrzec Leandrę?
E: Beliath wymknął się tuż po spotkaniu, by poszukać siostry i wrócił na czas, by wykorzystać resztę nocy na trenowanie mnie. [ok, czyli się wyjaśniło, że to jednak ta sama noc xD to po co ten tekst Beliatha o zaczęciu następnej nocy? xD pewnie błąd w tłumaczeniu]
B: Tak. Powiedziała mi, że to wszystko, co usłyszeliśmy od Aarona jest prawdą. To może nie powstrzymać Asmodee, biorąc pod uwagę, jaka jest potężna, ale to może ją trochę spowolnić. [czytając o tym spowolnieniu, wyobraziłam sobie teraz jak Asmodee próbuje drucikiem przepchniętym przez uszczelkę w oknie zrzucić woreczek z solą z klamki, żeby mogła wejść XD]
E: A co z nią? [w sensie Leandrą]
B: Powiedziała mi, żebym się nie martwił.
E: Skrzywił się.
B: Oczywiście, że będę się martwił, ale ona będzie miała się na baczności. Reszta jest już od nas niezależna.
E: Atmosfera zaczęła się ocieplać, zapowiadając dzień, który miał się zacząć za godzinę albo dwie. Beliath wsunął dłoń w moją i poprowadził mnie w kierunku rezydencji.
E: Myślisz, że jutrzejsza noc będzie ostatnią?
B: Nie mam pojęcia, ale nadal możemy dać z siebie wszystko, by to co zostało z tej nocy, było niezapomniane.
E: Ścisnęłam jego palce w moich.
E: Podobała mi się ta obietnica...
- przenosimy się na korytarz przed pokojem Eloise -
E: (Niedługo zacznie świtać. Będę musiała wstać w którymś momencie dnia, bo w przeciwnym razie nie będę miała spokoju ducha.)
E: Wiedziałam z wyprzedzeniem, że nie będę mogła zrobić zbyt wiele, jeśli wpadnę na Asmodee, ale inaczej nie będę w stanie odpocząć.
E: Automatycznie kierowałam się do pokoju Beliatha, ale mnie zatrzymał, łapiąc mnie za nadgarstek.
B: Wolałbym pójść do twojego [pokoju]. Spędziliśmy sporo czasu na moim terytorium. Chciałbym nacieszyć się twoim.
E: To było coś nowego. Beliath rzadko oddawał mi kontrolę. Proponowanie mojego pokoju było z jego strony pełne szacunku i pokory.
E: Ale podobało mi się to. To był jeden z dowodów, że nasz związek już nie bazował na sile... a na zaufaniu.
E: I biorąc pod uwagę obietnicę, jaką mi złożył, ta decyzja miała symboliczne znaczenie.
E: W porządku... w takim razie za mną.
- przechodzimy do pokoju Eloise -
E: Beliath się nie mylił. Nawet jeśli byłam przyzwyczajona do jego pokoju, to lepiej się czułam w swoim.
E: Ziewając, przeciągnęłam się, a moje ciało bolało przez zesztywniałe mięśnie. Beliath nie traktował mnie ulgowo i wiedziałam, że między dzisiaj a jutrem będę miała kilka siniaków... ale znikną, wyleczone przez moje nowe zdolności.
E: Głęboko zamyślona, pogładziłam jeden z siniaków na ramieniu.
B: Czy jest jakiś problem? [to pytanie w ich sytuacji brzmi komicznie]
E: Otoczył mnie rękami wokół barków i nosem przesunął moje włosy na bok, by pocałować moją szyję.
- tu mamy wybór, co nas martwi xD -
E: Nie, myślałam o wszystkim, co zrobiliśmy od samego początku i o tym, jak daleko teraz doszliśmy.
E: Czuję się... dobrze. Nieważne, co się stanie. Czuję się przygotowana i silna.
B: Dałem z siebie wszystko i udowodniłaś, że jesteś gotowa. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, do czego jesteś teraz zdolna.
E: Dłonie Beliatha zsunęły się z moich barków na ręce, a potem aż do nadgarstków, by je podnieść do swoich ust. Ucałował cienką skórę nad moimi żyłami, po czym pocałunkami przeniósł się z powrotem po mojej ręce do siniaka na ramieniu. Chłód jego ust łagodził ból.
E: Zanim cokolwiek powiesz, nie dbam o to. To tylko siniak, nic specjalnego. Jestem odporna i jestem gotowa to znieść.
E: Nastała pełna zaskoczenia cisza, a potem śmiech. Otoczył mnie całkowicie ramieniem i przytulił do siebie. Przytulona odwróciłam się do niego z uśmiechem na ustach.
B: Lubię to, kim się stałaś.
E: Kim? Nocnym stworzeniem, nieczułym na ból i z sercem ze stali? [to pewnie żart, ale przez ten dobór słów aż mnie coś zakłuło z zażenowania XD] Ciekawe, kto jest za to odpowiedzialny, hmm?
E: Jego śmiech był jak światło w ciemności. Niezbyt często opuszczał gardę i każdy przejaw jego zaufania był czystą rozkoszą.
E: Zwróciłam ku niemu swoją twarz. Jego usta były rozciągnięte w wielkim uśmiechu.
B: Miałaś na myśli serce ze stali i ognia. Myślałem, że jesteś taka zimna i przejrzysta, a jednak płomień w tobie rozpalił na nowo ogień we mnie.
E: Ujął moją dłoń i położył ją na swoim sercu, a potem na brzuchu.
B: Kochasz sercem, czujesz trzewiami. [przepraszam, że to tak brzmi, ale tak jest w oryginale XD wyobraźcie sobie, że to brzmi trochę bardziej romantycznie, ok? XD] Lubię to, że nauczyłem się, jak tracić przy tobie kontrolę. Czuję się bardziej żywy. I nie oddałbym tego za żadną cenę.
- tu mamy wybór, co odpowiedzieć -
E: Ty u mnie też przewróciłeś wszystko do góry nogami.
E: Wiem, jak to jest, gdy musisz samemu sobie z czymś poradzić, jak to być niezrozumianym czy odepchniętym na dalszy plan.
E: A z drugiej strony jak to jest ufać, całkowicie ulegać i pozwalać sobie opuścić gardę, bo uczucie jest tak silne...
E: Chciałam powiedzieć coś więcej, ale miałam problem ze znalezieniem właściwych słów, które nie wydawałyby się niedorzeczne. Tyle uczuć zderzało się we mnie...
E: Na szczęście, jak to często bywało, nie musiałam nic więcej mówić. Zrozumiałam to po sposobie, w jakim na mnie patrzył.
E: Cóż... Nie jestem tak dobra w dobrze słów jak ty, ale wiesz, że niektóre rzeczy odtąd już się nie zmienią. Szczególnie te najlepsze rzeczy.
B: Nigdy. Ale są inne rzeczy, które z całą pewnością się zmienią i jest też grupa rzeczy, które chciałbym z tobą wypróbować, gdybyś chciała.
E: Coś w jego niższym, spokojniejszym głosie, doprowadziło mnie do przekonania, że nie mówił o swojej osobowości.
E: Przypomniałam sobie niektóre z naszych gier, naszych udawanych walk i naszych zamian podczas ugryzień czy kochania się.
E: Może to był początek czegoś więcej, chociaż zawsze cieszyliśmy się wykorzystywaniem naszych walk o władzę i oczarowywaniem się nawzajem naszymi osobowościami, takimi silnymi, a jednocześnie tak uzupełniającymi się.
E: Nasze mocne strony napędzały naszą pasję. I nigdy nas to nie nudziło.
E: Gdy nachylił do mnie twarz, otoczyłam palcami jego kark, żeby przyciągnąć go do siebie bliżej, by zaakcentować nasz pocałunek, by jeszcze mocniej się do niego przytulić. [wybaczcie, ale trochę już tu rzeźbię, bo z oryginalnego tekstu wychodzą niekiedy dziwactwa]
E: Jednak ten czuły gest, który przyszedł mi tak naturalnie, nie był zwykłym pocałunkiem... on oznaczał zaakceptowanie bycie bezbronną. Utratę kontroli.
E: Nieświadomie moje palce z odnowioną energią wbiły się głębiej w bladą skórę Beliatha...
E: Na ustach poczułam jego uśmiech. [tzn. poczuła, że Beliath się uśmiechnął, całując się z nią]
B: Czy czujesz się zainspirowana?
E: Jego głos był cieplejszy i łagodniejszy. Jego ręce delikatnie gładziły dół moich pleców i wywoływały u mnie dreszcze.
E: Poczułam, że mój oddech zaczyna się zrównywać z jego, a nasze ciała, instynktownie napierały na siebie i szukały innych sposobów, by się zetknąć, ilekroć któreś z nas się poruszyło.
E: Może...
E: Jego palce z powrotem przeniosły się na moje nadgarstki, które drażnił delikatnymi, figlarnymi pieszczotami. Gdy jego dłonie zamknęły się na nich i nacisk stopniowo wzrósł... I uświadomiłam sobie, że wstrzymałam oddech, skupiając się na wrażeniach, jakie we mnie wywoływał.
E: Niecierpliwie czekałam na to, co się wydarzy dalej...
B: Obiecaliśmy sobie niezapomnianą noc, prawda...? [która znowu będzie trwała godzinę, kwik XD]
E: Jego usta przykryły moje z taką siłą, że moja głowa aż się cofnęła do bardziej beztroskiej pozycji. Wygłodniale odwzajemniłam ten pocałunek, odkrywając w sobie mieszankę walki i poddania się, ekscytacji i oczekiwania, zastanawiania się, czy następny ruch sprawi, że się poddam. [tak czytam ten opis i mam wrażenie, że Eloise za bardzo sobie wzięła do serca refren "Wollt Ihr das Bett in Flammen sehen?" Rammsteina... ewentualnie scenarzystka tej ścieżki]
E: I to było dobre, ponieważ podświadomie wiedziałam, że ta szczególna gra nie została na mnie wymuszona.
E: Beliath nie był tutaj, by dyktować reguły. Walczyliśmy razem, szukaliśmy sposobów, by sprowokować pragnienie drugiego, popychać to dalej i sprawić, by pożądanie osiągnęło punkt krytyczny.
E: Do moich uszu dobiegł szelest materiału, po którym nastąpiła pieszczota mojej sukienki ześlizgującej się po mojej skórze, która już była rozgrzana przez dłonie i usta Beliatha. [tak po wyczerpującym treningu bez kąpieli? fuuuuj]
E: Rozebranie go zajęło mi tylko kilka sekund [ten czas by mi imponował, gdyby to chodziło o wysupłanie Rafcia z tego jego kaftanu, czy tam Włodka spod wszystkich warstw materiału, ale co to za problem ściągnąć koszulę przez głowę i spuścić spodnie XD], niecierpliwie zsuwając jego ubrania, by móc cieszyć grą światła na liniach jego sprężystego, smukłego ciała.
E: Nasze pieszczoty stawały się coraz bardziej podekscytowane, nasze pocałunki bardziej wygłodniałe i niecierpliwe. Miażdżyłam swoje ciało o jego, brzuch do brzucha, skóra do skóry, pierś do piersi, w rytmie naszych urywanych oddechów.
E: Odchyliłam głowę do tyłu, biorąc głęboki wdech, gdy jego ciało przygniotło moje do łóżka, w pośpiechu rozsuwając mi nogi, by się do mnie przytulić i kompletnie mnie sobą przykryć.
E: Ponownie otworzyłam oczy, gdy jego twarz się oddaliła. Napotkałam jego zielone, magnetyzujące oczy, które lekko błyszczały na środku jego bladej twarzy otoczonej ciemnymi włosami.
E: Uśmiech pojawił się na jego ustach, gdy na mnie spojrzał. Jego wzrok wędrował po mojej twarzy, piersiach i brzuchu. To było tak, jakby rozbierał mnie jeszcze raz, tym razem wzrokiem, by móc się jeszcze bardziej rozkoszować tą chwilą.
E: W jego zaciśniętej pięści mogłam dostrzec moją sukienkę, jej blady materiał na narzucie na łóżku. [eee? i po co on ją ciągle trzyma? xD]
E: Wbrew sobie się uśmiechnęłam i moje serce zabiło mocniej. [jeeezu, dajcie już tę ilu i miejmy to za sobą -,-]
E: Czy czujesz się zainspirowany?
E: Krótki, ochrypły śmiech. Lekki nacisk jego kłów na mojej piersi, jego język podążający ich krzywizną.
B: Całkiem możliwe, moja szalona ukochana. Ale tej nocy jestem na twoim terytorium... i to do ciebie należy prowadzenie mnie. Jestem cały twój.
E: Moje dłonie popędziły, by pogładzić jego twarz i ciało. Moje palce śledziły linię jego ramion. Zauważyłam ledwo widoczną kroplę krwi na jego kłach i już poczułam ten znajomy, odurzający ból, który nauczyłam się kontrolować.
E: Mój wzrok się zatrzymał na sukience, a potem wrócił do Beliatha. Jego ciało naciskało na mnie.
- tu mamy wybór, czy chcemy być w tej scenie dominą czy uległą -
E: To co zasugerował Beliath wywołało u mnie dreszcz. To mnie kusiło.
E: Jego zaufanie i nasza więź dawała mi więcej pewności siebie niż kiedykolwiek.
E: To sprawiło, że nagle zechciałam spróbować. Pokazać mu. Przejąć kontrolę.
E: Uniosłam nogę wzdłuż jego biodra, by je pogłaskać. Przesunęłam moją kostkę wzdłuż jego nogi i spojrzałam na niego, by wyszeptać ciepłym, łagodnym głosem, takim jak jego:
E: Chcę cię Beliath... Chcę, żebyś był mój.
E: Na początku poczułam zaskoczenie [u Beliatha], połączone ze wzrostem pożądania. Następny pojawił się uśmiech. Bardziej promienny, niż mogłabym to sobie wyobrazić. A potem nagły, gorliwy, namiętny pocałunek. Wyzwalający. [przepraszam za psucie klimatu, jeśli jakikolwiek czujecie, ale są jeszcze trzy minuty do ilustracji, a ja już mam dość]
B: Miałem nadzieję, że to powiesz...
B: Ja też, kochanie. Zrób ze mną, co chcesz. Jestem cały twój. Na tę noc. I na wszystkie inne.
E: Fala ognia przedarła się przez całe moje ciało, od czubków palców u stóp po cebulki włosów. Zmotywowana jego siłą, nagle objęłam nogami jego biodra i po zamachnięciu się nogą, przewróciłam go na bok, a potem płasko na plecy. [ten zamach to chyba wzięła trzecią nogą]
E: Siedząc na nim okrakiem, spojrzałam na niego, ciesząc się jego ciałem na wyciągnięcie ręki. Na mojej łasce. Gdy uniósł wzrok, sugestywnym gestem zabrałam sukienkę, którą ciągle trzymał. [DLACZEGO ON CIĄGLE TRZYMAŁ TĘ SUKIENKĘ?! XD][chcę innego powodu niż "bo scenarzystka jej potrzebowała w dalszej części sceny" XD]
E: Chciałam rozpalić to pożądanie w jego oczach, zabawić się z nim, sprawić by czekał, kontrolować go.
E: Mogłabym po prostu związać jego nadgarstki z tyłu lub nad twarzą. Ale mimo że te perspektywy były ekscytujące, to wezgłowie łóżka podsunęło mi kolejną inspirację.
E: Złapałam za jeden z jego nadgarstków i nagle go pociągnęłam, by go przycisnąć do drewnianego słupka i szybko do niego przywiązać, zanim zdąży zareagować.
E: Nie mogłam oderwać od niego oczu, nagradzając go lubieżnym i autorytarnym uśmiechem, gdy tylko choć trochę się ruszył. Bez zastanowienia rozerwałam moją sukienkę i złapałam jego drugą rękę, żeby nie mógł się ruszyć.
E: Ciągle patrzyłam mu w oczy i nie mogłam się powstrzymać od droczenia się z nim, gdy dotykałam jego ciała, stopniowo pobudzając go do akcji.
E: Mogłam kontrolować moje pożądanie, moją przyjemność, ale nie tylko to. Mając go tak na swojej łasce... Byłam też odpowiedzialna za jego [przyjemność]. I ta intymność była upajająca.
E: Gdy żartobliwie próbował się uwolnić z mojego uścisku, wygięłam nad nim plecy jak kot. [ale jak ta pani po lewej czy po prawej? to ważne]
E: Myślisz o ucieczce w noc, mój przystojny więźniu? To już niemożliwe... ponieważ twoja noc... to ja.
E: Uśmiech Beliatha znowu był taki promienny, a jego ciało takie otwarte [na doświadczenia], że pocałowałam go w usta, nie będąc już w stanie się powstrzymać.
E: Ujęłam jego twarz w obie dłonie, chcąc jeszcze więcej, ilekroć się odsuwałam. Byłam coraz bardziej głodna jego dotyku.
E: Zatopiłam palce w jego mięśniach i badałam jego ciało zębami oraz językiem, delikatnie go gryząc i zapraszając, by robił mi to samo. Po tym wycofywałam się, drażniąc go.
E: Zachwycona tą grą, poddałam się jej... aż dotarłam do punktu, z którego nie ma odwrotu. Rzuciłam się na niego, dysząc i nie będąc już w stanie dłużej wytrzymać.
E: Chciałam go. Chciałam go, z głębi mojego ciała. Żeby mnie ugryzł, wziął, uczynił swoją.
E: Moje palce rozwiązały węzły i rzuciłam tym ubraniem przez pokój. [pfff, ale się narządziła]
E: Wydałam z siebie westchnienie przyjemności i zadowolenia, gdy kły Beliatha przebiły moją nagą pierś.
E: Przyciągnął mnie i przytulił tak namiętnie i czule, że myślałam, że się uduszę od gorąca i bezgranicznej przyjemności jego dotyku.
B: Rany, doprowadzasz mnie do szaleństwa. Kocham cię. Kocham cię, Eloise.
E: Kiedy wbił się we mnie, byłam tak odurzona krwią, adrenaliną i przyjemnością, że nic nie powstrzymywało moich krzyków. [pozostawiam Wam do interpretacji własnej, czym Beliath się wbił XD] Moje ciało się cieszyło każdym pchnięciem [no i zagadka się rozwiązała]. Fale niosły mnie i miażdżyły o klif jego ciała, zdmuchiwały mnie z niezrównają radością. [przyznaję, przy ostatniej części tego zdania po prostu wymiękłam, ale to po prostu kontynuacja metafory z tymi falami; jestem słabym człowiekiem]
E: Drapaliśmy się, gryźliśmy, uwieszaliśmy na sobie w burzy, walce, śmiechu i dzieląc się wszystkim, co nasze ciała miały do zaoferowania.
E: Krzyknęłam "kocham cię". To mi się wyrwało jak uderzenie pioruna. [na pewno pozostali są bardzo zadowoleni z tych odgłosów XD]
E: Płomień zaczął jaśniej błyszczeć i był jeszcze bardziej niezwykły, gdy Beliath jeszcze raz się na mnie rzucił. Podsycaliśmy ten ogień i wydawało się, że on nigdy się nie wypali.
E: To było prawie za dużo, niemal więcej, niż mogłam znieść. Nie wiedziałam, że w ogóle było możliwe żywić tak mocne uczucia czy tak bardzo kogoś kochać. I to uczyniło to doświadczenie jeszcze milszym.
[ILUSTRACJA] [WRESZCIE @_@][swoją drogą patrząc po ułożeniu ciał, to ja nie wiem, że Beliath tam Eloise wsadza, ale raczej nie członka :v]
E: Nie wiedziałam, ile trwała nasza noc [około godzinki XD], ale już w głębi ducha wiedziałam, że to wspomnienie nigdy nie zblaknie.
- tło się zmienia na dzienne -
E: Delikatne światło przesączające się przez zasłony, obudziło mnie przyjemniej, niż mogłabym się spodziewać.
E: Otworzyłam jedno oko, wbrew sobie będąc zaalarmowaną i nagle martwiąc się o Beliatha. Ta jasność... ale wtedy usłyszałam obok siebie jego powolny, głęboki oddech.
E: Uniosłam się na łokciu. Zwrócony w moją stronę Beliath był zatopiony w tym ciężkim, wampirycznym śnie, który wydawał się niemal niemożliwy do przerwania. Na szczęście światło nie było dostatecznie jasne, by mu przeszkadzać.
E: (Cisza przed burzą, taką prawdziwą...)
E: Pochyliłam się, by pocałować Beliatha w kąciku oka, dając mu dalej spać. Wspomnienie zeszłej nocy nadal mnie rozgrzewało, jak koc owinięty wokół moich ramion.
E: Cicho wyślizgnęłam się z łóżka i ostrożnie spojrzałam na zewnątrz, unosząc róg zasłony.
E: Słońce już było nisko nad horyzontem... i paliło mnie w oczy.
E: (Naprawdę mam teraz problemy ze wstawaniem w ciągu dnia... ale nie zostaliśmy zaatakowani. To już coś.) [ewentualnie już wszyscy nie żyją i Asmodee zostawiła sobie was na deser xD]
E: Jeden ciężar mniej na moim sercu. Środki zapobiegawcze Aarona zdawały się działać.
E: Nieopodal ubrań Beliatha leżących na podłodze, zobaczyłam również sztylet w pochwie, który nosił przy sobie. Po zawahaniu, podniosłam go. Równie dobrze mogłam być ostrożna, póki jestem sama [potem to już wszystko jedno], nawet jeśli moja intuicja mi podpowiadała, że wszystko było w porządku... na razie.
- przenosimy się na korytarz -
E: (Mam nadzieję, że nie będę musiała ich budzić, ale nigdy nie można być zbyt ostrożnym. Pójdę sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu.)
- przenosimy się do holu -
E: (Wszystko jest... takie spokojne.)
E: Takie miałam myśli, gdy naszło mnie rosnące przerażenie.
E: Było spokojnie, ale to nie był ten rodzaj kojącego spokoju...
E: To był ten rodzaj, który elektryzował powietrze przed piorunem... Mimo to nie dało się nigdzie wyczuć obecności Asmodee.
E: (Nie podoba mi się to... Chwila, co to jest?)
E: Nagle przyklęknęłam. Moją uwagę przykuło odbicie na powierzchni podłogi, zbyt błyszczące, zbyt jasne.
E: Moje palce zetknęły się plamą krwi bardzo blisko drzwi wejściowych.
E: (Co do... Skąd to się tu wzięło?)
E: Mój wzrok podążył za cienką strużką, która szła przez cały próg. Tylko zrównała się z ciężkim drewnem... złowieszcza czerwona linia, która ozdabiała kamień.
E: (To okropne! Co to jest?!)
E: Nie zważając na ryzyko, wyciągnęłam sztylet, przekręciłam klucz i złapałam drzwi obiema dłońmi, by otworzyć je szeroko. [czyli Eloise ma nie tylko trzecią nogę, ale też trzecią rękę? Oo]
E: Ciężki, ciepły wiatr chlasnął w moją twarz, a zbliżający się zmierzch oświetlił złotem i pomarańczem drogę prowadzącą do Lasu.
E: Wilgotne powietrze cuchnęło metalicznym zapachem krwi.
E: Kamienne płyty i podłoga były zabrudzone brązowawym szkarłatem plam, a spalona ziemia wydawała się chciwie wypijać ślady złowieszczego czynu, jaki musiał się tu dokonać.
E: Podeszłam bliżej i odwróciłam się, by spojrzeć na drzwi.
E: Na zaplamionym krwią drewnie wyróżniała się napis.
E: "Żegnaj, Leandro." [wow, rzeczywiście Asmodee lubi teatralne wstawki]
[ZAKOŃCZ ODCINEK]

Prolog | |
---|---|
Aaron | |
Beliath | |
Ethan | |
Ivan | |
Raphael | |
Vladimir |
Polecamy przy czytaniu skorzystać z opcji Reader View.