Hej!
Tłumaczenie powstało na podstawie nagrania z discorda ML. EDIT: Skończone!
Standardowo parę uwag na początek: 1. to nie jest solucja, 2. tłumaczenie jest kompletnie amatorskie, także mogą się w nim trafić drobne błędy, czy jakiś niefortunny dobór słów 3. zastrzegam sobie prawo lekkiej modyfikacji zdania, jeśli uznam, że napisane inaczej wyraża to samo co oryginał, ale lepiej brzmi po polsku.

Mała legenda:[]
- informacje, gdzie jesteśmy, co się dzieje na ekranie -
[moje uwagi do tłumaczenia, ewentualnie śmieszki]
Jak nie będę pewna, jaka forma tłumaczenia jest najbardziej akuratna, drugą umieszczę obok po /.


- jesteśmy w ogrodzie nocą -
E: To była chwila tylko dla nas, daleko od pozostałych i od perspektywy zbliżającej się wielkimi krokami obławy.
E: Przebywanie w ogrodzie było takim luksusem, że wkrótce zapomniałam o nieprzyjemnych wydarzeniach, jakie miały tu miejsce nie tak dawno. W tej chwili byłam zadowolona z tego, że mogłam się cieszyć jego pięknem i spokojem.
E: Nie wspominając już o tym, że był tu ze mną Vladimir.
E: Rozciągnięta na ławeczce, z głową położoną na kolanach Vladimira, bawiłam się materiałem jego płaszcza, gdy oboje patrzyliśmy na bezksiężycowe niebo. Rozmawialiśmy już od dłuższej chwili.
E: Od delikatnego drażnienia się i żartów, które tylko my rozumieliśmy, przeszliśmy do poważniejszej rozmowy.
E: Myślisz, że powinniśmy powiedzieć pozostałym...?
V: Nie wiem. Myślę, że może być trudno utrzymywać to w tajemnicy przed pozostałymi mieszkańcami rezydencji. [bo wszyscy mają głowy w dupach i jeszcze nic nie zauważyli :v]
E: To prawda. Ale...
E: (Mam mu tyle do powiedzenia, że nie wiem, od czego zacząć.)
- tu mamy wybór, od czego chcemy zacząć -
E: Nie wiem, czy chcę, żeby wszyscy o nas wiedzieli... Już teraz mamy delikatną [ew. trudną] sytuację i nie chcemy tego komplikować jeszcze bardziej. Poza tym to nie ich sprawa.
E: I nie chcę, żeby to wykorzystali przeciwko tobie.
V: Również jestem dyskretną osobą. Ale jeśli będą chcieli podważyć moje decyzje, to zrobią to, niezależnie od tego czy będziesz w to wmieszana, czy nie.
E: Ale właśnie o tym mówię. Podważali twój autorytet już wiele razy i niektórzy z nich przestali cię wspierać. I... nie podjęliśmy jednomyślnej decyzji na ostatnim spotkaniu.
E: Nie chcę by grupa była podzielona w momencie, gdy desperacko potrzebujemy trzymać się razem. [tak się zastanawiam, czy ona przypadkiem nie przecenia wartości swojego związku z Vladimirem dla pozostałych, bo w sumie co im w sprawie morderczego wampira po tym, z kim sypia Vladimir? xD]
E: (I na litość boską... Moje życie dopiero co stało się milion razy lepsze i nie chcę, żeby to pogłębiło podziały w grupie.) [och, ach, jestem wzruszona tym heroizmem Eloise w radzeniu sobie z wyimaginowanym problemem <3]
E: Nie mogłam się powstrzymać przed poobserwowaniem twarzy Vladimira przez kilka chwil. Ciągle myślałam o zeszłej nocy i ilekroć go widziałam, we wnętrzu czułam miłe, ale nieprzyjemne uczucie. [tak, ona naprawdę tak opisała to uczucie, nie zmyślam]
E: Próbując być dyskretną, przesunęłam się na ławce, by znaleźć bardziej komfortową pozycję. I oczywiście Vladimir to zauważył.
V: Jesteś pewna, że wszystko jest w porządku? Wiem, że powiedziałaś, że tak, ale...
E: Zaczęłam się uśmiechać. Jego troska o mnie przypominała mi o radości, jaką zeszłej nocy czułam w jego ramionach, na krótko wymazując nieprzyjemne szczegóły.
E: Wszystko jest w porządku, naprawdę. Nie było to ani trochę gorsze od pierwszych twoich ugryzień, gdy jeszcze to było dla mnie trudne.
E: (I mam nadzieję, że już niedługo to się stanie dla mnie naturalne i przyjemne...) [czy ja śnię, czy oni naprawdę rozmawiają o bólu rozdziewiczania? ale mi teraz scenarzystka tej gry zaimponowała poruszeniem tego tematu, wow]
E: (Gdy mnie ugryzł kilka chwil przed końcem, to było... cholera...) [w sensie takie dobre]
V: Hej. Uśmiechasz się.
E: Zadrżałam nieco. On również się uśmiechał. Jestem pewna, że odgadł o czym myślałam. I musiałam parokrotnie potrząsnąć głową, żebym mogła ponownie się skupić.
E: To nie ma związku z pytaniem. Udało się nam wymknąć tutaj bez bycia zauważonym przez nikogo [naprawdę w to wierzysz? xD], ale musimy zdecydować, jak będziemy się zachowywać, gdy wrócimy do rezydencji.
V: Masz rację. Szczególnie biorąc pod uwagę, z czym będziemy musieli się zmierzyć tej nocy.
E: (Jak mogłabym zapomnieć?) [ja tam wierzę, że dałabyś radę]
V: Ale powiedz mi, co o tym wszystkim sądzisz?
E: (Argh... To jest podchwytliwe pytanie, którego miałam nadzieję uniknąć.)
E: (Nie jestem pewna, co myśleć; to w końcu kryzysowa sytuacja. Chciałabym się pochwalić tym, co mnie łączy z Vladimirem... ale czy to naprawdę najlepszy moment? Jak mogliby na to zareagować? Czy to mogłoby powodować dalszy rozłam w grupie?) [czemu ta rozkmina brzmi, jakby tej wcześniejszej części rozmowy na ten temat w ogóle nie było? XD]
E: (Ale co, jeśli się dowiedzą i to wywoła dla wszystkich chaos?) [ona zdecydowanie przecenia znaczenie jej związku z Włodkiem dla pozostałych...]
- tu mamy wybór jak się do tego ustosunkować, niestety nie ma do wyboru trzeźwego olśnienia "ej, ale dlaczego pozostałych miałoby to w ogóle obejść?" -
E: (Kogo ja próbuję przekonać? Vladimir ma rację. Nawet jeśli to jest duża rezydencja, to mieszka nas tu siedmioro. Nie będziemy w stanie zbyt długo utrzymywać tego w sekrecie bez ciągłego unikania siebie nawzajem.)
E: (I nie mam ochoty się skradać i wstrzymywać oddechu ilekroć ktoś będzie przechodził.)
E: Cóż... Nadal wierzę, że to może spowodować nam kłopoty... ale myślę, że masz rację.
V: Naprawdę? [to zdziwienie Włodka, że Eloise się z nim w czymś zgadza, mnie rozbraja XD]
E: Nie rób takiej miny. Nie zawsze się z tobą nie zgadzam. Nieco się obawiam jak pozostali zareagują, ale myślę, że lepiej będzie im powiedzieć. [boższ, jaka to jest drama z dupy XD]
V: Zgadzam się. Nie jestem zachwycony powiedzeniem im, bo podejrzewam, że to będzie skomplikowane, ale to jest najprostsze rozwiązanie.
E: I... przynajmniej nie będziemy musieli się już ukrywać.
E: Obawiałam się, że Vladimir będzie przeciwko pomysłowi powiedzenia pozostałym o naszym związku, ale nie wydawał się tym przejmować. Właściwie to się uśmiechał. [on po prostu wie, że przesadzasz xD]
V: To trochę dziwne. Ale myślę, że to mi się podoba.
E: (Czuję się, jakbym się uśmiechała aż za bardzo. Ale cholera, tak dobrze było usłyszeć, jak to mówił!)
E: Nie byłam pewna, czy nasza decyzja zapobiegnie problemom w przyszłości, ale byłam zadowolona, że zgodziliśmy się co do planu. Razem.
E: Teraz gdy już uporaliśmy się z tym problemem, był czas, by zająć się następną skomplikowaną sprawą. Najchętniej skuliłabym się w ramionach Vladimira... ale to była sprawa życia i śmierci. Jeśli uda mi się go ochronić, to będziemy mieli mnóstwo czasu, by się cieszyć swoim towarzystwem.
E: Vladimirze... Nadal nie porozmawaliśmy o... twoim zaangażowaniu w obławę na mordercę.
E: Zanim zrzuciłam tę bombę, uniosłam się i usiadłam okrakiem na ławce, żeby stawić mu czoła. Nerwowo machałam nogami, czekając na jego reakcję. Obawiałam się tej chwili odkąd się obudziłam.
E: Vladimir popatrzył na mnie beznamiętnie.
V: Nie zamierzam pozwolić, by ktoś poszedł za mnie. Myślę, że to wiesz.
E: (Spodziewałam się tego, wiedząc, jaki potrafisz być honorowy. I jest w tym jeszcze coś, czego nie potrafię określić.)
E: (Zachowywał się tak dziwnie odkąd zaczęliśmy planować obławę i nadal nie wiedziałam, co robił w kuchni.)
E: A ja nie zamierzam odpuścić. Nie wiem, co cię napadło, ale nie pozwolę ci tak ryzykować swoim życiem.
- tu mamy wybór, w jaki sposób chcemy mu to wybić z głowy -
E: Jak mogę zapomnieć o twojej decyzji i konsekwencjach, jakie może to nieść dla twojego bezpieczeństwa?
V: Nie. I skłamałbym ci, jeśli bym powiedział, że nie byłem poruszony twoją troską i gotowością, by mnie chronić. Ale sam się tym zajmę.
E: I w trakcie możesz stracić życie.
V: Myślę, że to jest jasne. Musimy pozwolić reszcie grupy zdecydować za nas.
E: (Świetnie, kolejne głosowanie. I tym razem nikt nie będzie w stanie się zgodzić. Nie będą chcieli, by którekolwiek z nas brało udział w obławie. Będzie po prostu świetnie.)
V: Skoro o tym mowa, to naprawdę powinniśmy już wracać do rezydencji... Jesteśmy już tutaj dłużej jak godzinę. Nieważne co powiemy, będą podejrzliwi. [to brzmi tak, jakby wszyscy siedzieli w oknie z lornetkami i tylko Rafcio ciągle dopytywałby "pocałowali się już"? XD]
E: Chyba masz rację... Chodźmy.
E: Z żalem wstałam i zauważyłam, że Vladimir był równie niechętny do odejścia. Mimo że się kłóciliśmy, czułam się lepiej wiedząc, że potrzebował być blisko mnie. Nadeszła pora by wrócić.
E: Podniosłam lampę naftową, którą wzięłam, byśmy mieli odrobinę światła tej bezksiężycowej nocy. Wyglądała, jakby była starsza od Vladimira.
E: Gdy szliśmy, złoty blask ognia obejmował rośliny wokół nas. Byłam sama ze swoimi myślami i odgłosami stukania laski Vladimira oraz skrzypienia lampy.
E: Czy zajęłam się tym najlepiej, jak mogłam? Tak myślałam, ale czułam, że pewne rzeczy zostały niedopowiedziane. Rzeczy, które mogłyby być trudne do poradzenia sobie z nimi, sądząc po nastroju Vladimira.
E: (A poza tym... Kto wie, niektórzy z nas mogą nawet nie przeżyć ostateczniej rozgrywki z tym wampirem.)
E: Poczułam znajome ukłucie strachu w żołądku, przypominające węża, który czekał, by uderzyć. [nie jestem pewna, czy dobrze przetłumaczyłam tę wybitną metaforę]
E: Wtedy właśnie Vladimir wziął mnie za rękę i ścisnął ją. Trzymał ją mocno.
E: I to małe światło lampy zbladło w porównaniu do płomienia, który zaświecił w moim sercu. [aww... ]
- idziemy do holu -
E: Gdy dotarliśmy do holu, byłam zaskoczona panującym tu chaosem.
E: Znajdowało się tutaj składowisko zapasów, o których nawet nie miałam pojęcia, że są w rezydencji. I krew mi zamarzła w żyłach, gdy zobaczyłam, co przede mną leżało. Nie wiedziałam, że w domu są bronie... [bo Rafcio wcale nie chodzi z jedną przy pasie]
E: Co to jest?
E: Na dźwięk mojego głosu Beliath, Aaron i Ethan przestali robić to, czym byli zajęci i unieśli wzrok. Raphael słyszał nasze kroki i patrzył na nas ze schodów. [tak, jest tam napisane "patrzył"] Ivana nigdzie nie było.
B: Zacząłem się zastanawiać, czy wasza dwójka w ogóle się dzisiaj pokaże. [zaczynam podejrzewać, że ten chaos wynikł z tego, że chłopacy się skapnęli, że Włodek i Eloise już wracają, to pośpiesznie zrzucili na kupę wszystkie śmieci, jakie tylko wpadły im w ręce, by stworzyć pozory, że jednak nie podglądali XD]
Et: Czy odbyliście produktywny spacerek? Przynieśliście nam coś pożytecznego? [ok, zdecydowanie podglądali XD]
E: (To już zaczyna się robić nudne.)
- tu mamy wybór czy odgryźć się Ethanowi, czy przemilczeć -
E: (Nie zamierzam mu odpowiadać. To nie jest warte mojego czasu i energii.)
E: To może być głupie pytanie, ale co tu robią te wszystkie bronie?
E: Bo z tego co pamiętam, to nigdy nie widziałam, byście używali broni, nawet gdy wampir się włamał do rezydencji...
E: Leżała przed nami cała gama białej broni. Niektóre z nich wyglądały na antyki, inne były bardziej nowoczesne. Były tu miecze, noże myśliwskie... Zauważyłam sztylet, który zwykle nosił Raphael [? Oo] i była tu nawet długa włócznia, którą gdzieś już widziałam na którejś ze ścian. [to nigdy nie widziałaś tu broni, czy jednak widziałaś?] Ale żadnej broni palnej.
B: Hej, to że jesteśmy wampirami nie oznacza od razu, że jesteśmy machinami wojennymi. Przyda się trochę pomocy... szczególnie jak ktoś wie, jak sobie z tymi rzeczami radzić.
A: Nie ma co tu się denerwować kilkoma nożami, Beliath. Wiem, że nie lubisz brudzić sobie rąk i nie proszę, byś zabrał jeden z nich.
B: Wolę używać moich kłów i siły. Nie ufam tego typu... narzędziom.
A: Cóż, w odpowiedzi na twoje pytanie, Eloise, to żeby się zabrać do rzeczy, musimy pójść o krok dalej. Nie zabija się wampira przez...
V: "Zabija"?
E: (To nie jest to, co planowaliśmy zrobić!)
- tu mamy wybór czy chcemy osobiście przycisnąć Aarona, czy pozwolić to zrobić Włodkowi, żeby się poczuł jak przywódca -
E: (Nie mam takiego autorytetu jak niektórzy z pozostałych tutaj i to jest delikatny temat, więc lepiej dać Vladimirowi się tym zająć.)
V: Czy możesz mi wyjaśnić, co chciałeś przez to powiedzieć, Aaronie?
A: Wygląda na to, że nadal uważasz się tutaj za przywódcę. Nikt z nas w tym momencie się z tym nie zgadza, więc przestań do mnie mówić, jakbyś był moim przełożonym.
E: Chłodna odpowiedź Aarona była jak cios w twarz. Na szczęście nie musiałam się odzywać, tylko Vladimir się tym zajął.
V: Chcę prostej odpowiedzi, Aaronie. Zgodziliśmy się, że najlepszym rozwiązaniem będzie unieszkodliwić mordercę. I teraz mówisz o zabiciu go? [może po zastanowieniu się skapnął, że to wychodzi na to samo?]
A: Wystarczy, uspokój się! Wiem, na co się zgodziliśmy, ale musisz być ślepy albo głupi, żeby nie przygotowywać się do walki. Ciągle mówimy "spróbujemy", ale jeśli spróbuje zabić któregoś z nas, to go zniszczę bez wahania.
E: (Chyba zostaliśmy ostrzeżeni. Brzmi na naprawdę zdeterminowanego...)
E: (Teraz nie mogę przestać patrzeć na bronie. Ale... czy Aaron już...)
- tu mamy wybór czy zapytać bezpośrednio Aarona, czy zabił kiedyś wampira, czy rzucić to pytanie w tłum -
E: Czekajcie chwilę. Czy ktoś z was kiedykolwiek... zabił innego wampira?
E: (Och. W chwili gdy to powiedziałam, wszyscy się odwrócili, by spojrzeć na mnie. To musi być drażliwy temat.)
E: Atmosfera w powietrzu tak zgęstniała, że dałoby się ją ciąć nożem. Wyglądało na to, że nikt nie chciał usłyszeć odpowiedzi. Ale w końcu odezwał się Aaron.
A: Zostałem przemieniony w czasach, gdy to nie było tabu i było znacznie więcej wampirów. I na dodatek z różnych powodów byłem celem częściej niż inni. Więc tak, zabiłem kilku z mojego rodzaju.
E: (Vladimir nie był w stanie ukryć obrzydzenia. Nie mogłam sobie wyobrazić, by kogoś zabił...)
A: Widzę, że robi ci się niedobrze od słuchania tego, Vladimirze. Jestem pewny, że wampiry takie jak ty nie zabijają innych ze swojego rodzaju. I nie oczekuję, żebyś to teraz zrobił.
V: Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, o ile odniesiemy sukces.
E: Wtedy delikatny głos odezwał się z tyłu pokoju. Zwrócił naszą uwagę pośród tego całego zamieszania.
R: Jest jeszcze jedna rzecz, która nas martwi, Vladimirze...
E: (Argh.)
R: Czy nadal zamierzasz dołączyć do obławy?
E: W pokoju zapadła martwa cisza. Mimo że Vladimir miał założone rękawiczki, to mogłam zauważyć, że jego dłoń napięła się na rączce jego laski. Grupa była podzielona od kilku ostatnich dni. I nie wyglądało na to, by coś się miało w tej kwestii poprawić.
V: Cóż... szczerze mówiąc to rozmawiałem o tym z Eloise... i myślimy... że to wy powinniście podjąć ostateczną decyzję.
B: Poważnie? O tym, czy dołączycie do obławy czy nie? Naprawdę nie masz nic przeciwko temu?
V: Będziecie musieli zdecydować, czy weźmiecie mnie czy ją.
E: (Nie musiał brzmieć na aż tak zadowolonego z siebie.)
E: Nagle zrozumiałam. Vladimir liczył, że pozostali utkną przy podjęciu decyzji między dwoma niekorzystnymi możliwościami. I będą musieli głosować, kto najprawdopodobniej może najmniej nawalić.
E: I był przekonany, że wybiorą jego.
E: (Zabiję go.)
B: Mamy wybór między tobą i nią? Żartujesz sobie?
V: Jeśli naprawdę chcecie dojść do porozumienia, to jest jedyna alternatywa.
E: (Świetnie, teraz wszyscy patrzą na mnie, jakbym miała jakąś paskudną, zaraźliwą chorobę. Cóż za entuzjastyczna reakcja.)
A: Nie mamy zbyt wiele czasu na podjęcie decyzji, czyż nie?
E: Aaron był wyraźnie sfrustrowany, ale zaczęłam oddychać swobodniej. Temat będzie teraz przedyskutowany i istniała szansa, że wybiorą mnie.
E: Może wyjaśnię, dlaczego myślę, że...
A: Moment, poczekaj chwilę. Muszę ci przerwać. Potrzebujemy o tym porozmawiać. Ponieważ to, co sugerujecie jest niedorzeczne, nie wspominając już o ekstremalnym ryzyku, absolutnie nie wchodzi w grę, by którekolwiek z was do nas dołączyło. [początkowo myślałam, że Aaron tu mówi już o uczestnictwie w wyprawie, ale niestety chodzi tu na razie o uczestnictwo w samej rozmowe na ten temat][ale i tak mi teraz zaimponował xD <3]
E: (Co?!)
V: Co?
A: Po raz pierwszy, będziemy musieli to zrobić bez ciebie, Vladimirze. Nie chcę, by którekolwiek z was się denerwowało albo próbowało się odezwać, ilekroć powiemy coś, z czym się nie zgadzacie. Chociaż raz chcę, żeby dyskusja była szybka i sprawna. Vladimirze, możesz poczekać na nas w Bibliotece. Eloise, poproszę cię, żebyś poszła do kuchni. [że co? XD dlaczego akurat do kuchni, wtf XD]
E: Byłam tak wściekła, że czułam się, jakbym miała zaraz wybuchnąć. Chcą mnie odesłać do kuchni jak dziecko? [nie, jak kobietę xD to chyba miał byś taki Element Komiczny, który jak zwykle wyszedł nieśmieszny] Żeby dorośli mogli omówić sprawę? Sądząc po minie Vladimira, był tak samo wściekły jak ja. [brawo, znowu się w czymś zgadzacie!] Ale nie wyglądało na to, by Aaron zamierzał ustąpić.
A: Możesz się zgodzić albo nie. To zależy od ciebie.
E: Spojrzałam prosto na niego. Potem spojrzałam na Vladimira. Musiał zaakceptować tę decyzję. Sam to w końcu powiedział. Ale mieliśmy mało czasu i to była moja jedyna szansa.
E: W końcu się zgodziłam, ale dopiero po posłaniu wszystkim wściekłego spojrzenia. Mogłam teraz już tylko pójść do kuchni. [jezu, oni tak na poważnie z tą kuchnią? czemu Aaron nie mógł jej po prostu odesłać do jej pokoju? albo do biblioteki razem z Włodkiem? albo do saloniku? gdziekolwiek?][no dobra, już zatrybiłam, dlaczego Eloise ma iść do kuchni, ale zaprawdę powiadam Wam, to jest naprawdę z dupy pisarstwo xD]
E: (Ale zamierzałam trzymać głowę wysoko i trzasnąć drzwiami po drodze do wyjścia. Jeśli chcą mnie traktować jak nastolatkę, to równie dobrze mogę się tak zachowywać.)
- idziemy do kuchni -
E: (Trzasnęłam drzwiami tak mocno, że zaskrzypiały zawiasy. Mogłam usłyszeć, jak po drugiej stronie narzeka Beliath. Dobrze mu tak.) [to brzmi, jakby co najmniej rozwaliła mu nos tym trzaśnięciem]
E: (Cholera, nienawidzę tego, że mam tu czekać jak jakieś dziecko!)
E: (Czuję się, jakbym czekała pod salą egzaminacyjną w szkole i czekała na wyniki, by się dowiedzieć czy zaliczyłam!)
E: A na dodatek kuchnia była bardzo przygnębiająca. Wyglądała na pustą i porzuconą. Nawet nie przekroczyłam jej progu od... od...
E: (Kiedy ostatnio jadłam porządny posiłek?)
E: Nagle zrobiłam się nerwowa. Zaczęłam oglądać kuchnię i zauważyłam coś, co oderwało moje myśli od faktu, że już od jakiegoś czasu nie jadłam.
E: Drzwi do spiżarni.
E: Te cholerne drzwi.
E: (Prawie o nich zapomniałam...)
E: (Vladimir nic mi nie powie, a pozostali są zbyt zajęci decydowaniem o moim losie... Może mogłabym... to zbadać?)
E: Nie mogłam się powstrzymać przed przyjrzeniem się klamce. Ale nie byłam pewna, ile czasu będą potrzebowali pozostali... i nie byłam pewna, co znajdę za tymi drzwiami.
E: (Czy powinnam zaryzykować?)
- tu mamy wybór czy się cykamy, czy nie -
E: (A co jeśli przyjdą i mnie tutaj nie znajdą?)
E: (Nie wiem, co jest za tymi drzwiami i nie jestem pewna, czy będę w stanie wrócić na czas, jeśli zacznę to badać.)
E: (Poza tym, nie mam pojęcia, co będzie dalej... i Vladimir by mnie zabił.)
E: (Wiem, że muszę dotrzeć do sedna tej sprawy, ale nie sądzę, by był teraz najlepszy na to moment.)
E: Zamyśliłam się głęboko, zastanawiając się, co powinnam zrobić, gdy nagle drzwi od kuchni się otworzyły. Niemal wyskoczyłam z siebie. Moje serce biło kilometr na minutę i czułam się, jak przyłapany na gorącym uczynku włamywacz.
E: To był Raphael. Uśmiechnął się do mnie i delikatnie zamknął za sobą drzwi.
R: Pomyślałem, że przydałaby ci się odrobina towarzystwa. Czekanie tutaj samej pewnie nie jest zbyt przyjemne. [oj Rafciu, czemu jesteś taki kochany <3]
E: Zmusiłam się do uśmiechu. Wiedziałam, że mnie nie widział, ale czułam, że powinnam. Moje serce nadal biło tak głośno, że niemal słyszałam, jak odbijało się echem w pomieszczeniu. Przyjście Raphaela było miłą odskocznią. Może to był nawet łut szczęścia, że się pojawił. W każdym razie na chwilę przestałam myśleć o drzwiach.
E: To bardzo miłe z twojej strony, Raphaelu. Dziękuję. Pomóc ci znaleźć miejsce do siedzenia?
E: (Mój głos nie brzmiał zbyt naturalnie... Musiałam się wziąć w garść.)
R: W porządku, ale wydajesz się bardzo zdenerwowana. Jesteś aż tak zmartwiona naszą decyzją?
E: (Idealnie, porozmawiajmy o tym... Dopóki nie uda mi się uspokoić, nie chcę myśleć o tych drzwiach.)
- tu mamy wybór, co odpowiedzieć Raphaelowi -
E: Wkurza mnie, że muszę tutaj czekać, ale staram się tym nie denerwować. Już raz straciłam nad sobą panowanie i jeśli to się stanie znowu, to nie pomoże mojej sprawie.
R: Myślę, że to najlepszy sposób, by sobie z tym poradzić. Wiesz, nikt nie jest zadowolony z tej sytuacji.
W: Nadal myślę, że mogę jakoś pomóc. Sprawdziłam kalendarz księżycowy [ciekawe kiedy] i księżyc pojawi się później tej nocy. A to oznacza, że Vladimir będzie tak samo bezbronny jak ja
R: Ale jest silny i jest wampirem. Gdybyś poszła z nami szukać mordercy, to mógłby cię łatwo zaatakować. I nawet gdybyś chciała wrócić wcześniej, to ktoś musiałby cię odprowadzić do rezydencji.
R: Rozumiesz? Nawet jeśli twoje intencje są dobre... Twoja obecność z nami mogłaby przynieść więcej szkód niż pożytku. Chociaż jestem przekonany, że byłabyś pomocna. [Rafcio tu ciągle używa formy "my", ale to nie oznacza, że sam się wybiera na obławę]
E: (Widzę, jakie stanowisko ma w tej sprawie Raphael.)
E: A... co, jeśli miałabym broń?
R: Wiedziałabyś chociaż, jak jej używać?
- tu mamy wybór, co odpowiedzieć -
E: ... Zawsze brałam udział w bójkach na pięści, więc chyba nie.
R: Więc rozumiesz, o co mi chodzi. Nie sądzę, byś wiedziała, jak to jest kogoś dźgnąć.
R: A nawet jeśli, to nie jesteś dość silna.
E: (Zaczyna mi się kończyć amunicja... a skoro już o tym mowa...)
E: Jeśli mogę spytać... to co z bronią palną?
R: Większość z nas została przemieniona zanim ją wynaleziono. A młodsi członkowie naszej grupy nie mieli powodu, by jej używać. [oprócz Ethana, który ma na swój pistolet xD]
E: (Ach... to ma sens.)
E: A czy oni naprawdę potrzebują użyć tych wszystkich broni?
R: Gdybyśmy chcieli tylko pobić tego gościa, by go nastraszyć, to nasza naturalna obrona mogłaby wystarczyć. Nasze kły, siła i bardzo rozwinięte zmysły... Ale gdy przychodzi czas na walkę... to jesteśmy inni.
E: To znaczy?
E: (Zmarszczył brwi.)
R: Nie mogę ci tego opisać z własnych doświadczeń, bo wiem tylko tyle, ile słyszałem od innych. Zasadniczo, gdy wchodzimy w tryb walki... to stajemy się bardzo okropni. Jak te przerażające wampiry z legend.
E: Nie mogę sobie tego wyobrazić... Wszyscy wyglądacie tak... cywilizowanie? Nie wiem, czy to odpowiednie słowo. [ona chyba już zapomniała, jak wyglądał Włodek po walce z mordercą, kek]
R: Zawsze lubiłem tak uważać. W gorszych chwilach pomaga mi to poczuć się lepiej z samym sobą. [tak bym teraz wbiła , żeby pocieszyć Rafcia] Ale zrozum, że jeśli kiedykolwiek zobaczysz nas w prawdziwej walce... to będzie paskudne. I przerażające.
- tu mamy wybór co odpowiedzieć -
E: Po prostu mam nadzieję, że nikt nie zostanie ranny. I nawet jeśli to mało prawdopodobne, to liczę, że będziecie w stanie tak go pokonać, by nikt nie zginął.
R: Jedyne, co wiemy o tym wampirze to to, że wychodzi po krew. Może będziemy mogli mu przemówić do rozsądku.
E: (To wydaje się zbyt optymistyczne.)
R: W każdym razie myślę, że dojdzie do ostatecznej walki. Pomysł jest taki, by zaatakować tego wampira, używając naszych naturalnych mocy, bez uciekania się do broni.
R: A jeśli będzie taka konieczność... Aaron jest mistrzem miecza [teoretycznie Rafciowi może chodzić o "mistrza szermierki", ale biorąc pod uwagę, że Aaron preferuje szybką i brutalną walkę, to określenie mi do niego nie pasuje XD]. Ethan jest bezwzględny w walce nożem. Nawet zanim został przemieniony, miał... dar. A Beliath jest świetny w walce wręcz.
E: Więc zostajesz ty, Vladimir i Ivan.
E: Od czasu do czasu nie mogłam się powstrzymać przed spojrzeniem w stronę tamtych cholernych drzwi. Miałam kłopot ze skoncentrowaniem się na Raphaelu, mimo że odbywaliśmy poważną rozmowę. I nawet jeśli mnie nie widział, to mógł wyczuć, że jestem rozkojarzona.
R: Wydajesz się nieco rozkojarzona [poważnie, on naprawdę słyszy jej myśli XD]. Co przykuło twoją uwagę?
E: (Jest zawsze taki dobry odczytywaniu moich zachowań...)
E: Właściwie... Zastanawiałam się...
E: (Cholera, umieram z ciekawości. Jestem pewna, że coś jest z tymi drzwiami. Co może się za nimi znajdować? I dlaczego Vladimir był ostatnio taki agresywny?)
E: (Czy powinnam zapytać o to Raphaela? Jeśli nic o tym nie wie i się tym zainteresuje, to mogłoby tylko pogorszyć sytuację.)
- tu mamy wybór -
E: (Nie sądzę, by coś wiedział. Nigdy nie widziałam go w kuchni i jestem jedyną, która wydaje się tu spędzać czas.) [to drugie zdanie to taka bzdura, że omg]
E: (Prawdopodobnie powie innym... Powinnam o tym zapomnieć i skupić się na przepytaniu Vladimira.)
E: Ale gdy miałam już otworzyć usta, drzwi znowu się otworzyły z głośnym hukiem. Nagle zaschnęło mi w ustach. To był Vladimir i wyglądał na wściekłego.
E: Nie mogłam się powstrzymać przed poczuciem winy za to, że chciałam otworzyć te drzwi, mimo że jeszcze tego nie zrobiłam. [uwaga, następne zdanie to moja lekka interpretacja, bo wydaje mi się, że do angielskiej wersji wkradł się mały błąd] Vladimir popatrzył przez okno i wiedziałam, na co patrzył. Potem biały ze złości odwrócił się do mnie.
V: Podjęli decyzję.
E: (Wow. Wygląda na to, że to mnie...)
V: Nie zabiorą żadnego z nas.
E: Co?!
E: (Czy to jakiś żart?)
E: Chcę to usłyszeć od nich! Nie na to się zgadzaliśmy!
E: Rozwścieczona, zaczęłam iść w stronę drzwi do holu. Nie ma szans, żebym została w kuchni.
- wychodzimy do holu -
E: Co to znaczy, że nie zabieracie żadnego z nas?
B: Mówiłem wam, że nas zabije.
Et: Jeśli zaatakuje, to czy będziemy w stanie się obronić?
A: Wy dwaj, już wystarczy! Eloise, bardzo mi przykro, ale po przemyśleniu sprawy, najmądrzejszym rozwiązaniem jest, żebyście zostali tutaj i bronili rezydencji.
E: Ale miałeś wybrać jedno z nas! Nie trzymasz się planu! To nie jest...
A: ... sprawiedliwe? Przepraszam, ale to nie jest kwestia sprawiedliwości. To nie jest szkoła z internatem [? xD]. My mamy wyśledzić mordercę i będziemy przy tym ryzykować swoim życiem, więc zamierzam zabrać ze sobą tylko kompetentnych ludzi.
- tu mamy wybór, co powiedzieć -
E: A byłeś całkiem zadowolony, gdy pomogłam ci znaleźć trop tego wampira! I teraz chcesz mnie wykopać z drużyny?!
A: Twoje moce nie będą dla nas żadną pomocą w walce, bo już sam jestem w stanie określić, w którą stronę poszedł. Gdybyś poszła z nami, zginęłabyś w mgnieniu oka.
E: Nie masz prawa! Ty... [błagam, niech ktoś jej walnie]
A: Poważnie, zamknij się!
E: Okrzyk Aarona był jak cios w twarz. [dziękuję <3] Wystraszyło mnie to, jaki stał się agresywny. Postanowiłam siedzieć cicho.
A: Nie jesteś ani wampirem, ani zabójcą, ani nawet wojowniczką. A Vladimir nie może wyściubić nosa z rezydencji bez ryzykowania życiem. Oboje zostajecie. A jeśli zdecydujecie się wyjść, to będziecie zdani na siebie.
B: Ponadto, wszyscy się zgodziliśmy, że jeśli nie posłuchacie rozkazów i opuścicie rezydencję, to będziemy głosować nad decyzją, jak was ukarać.
V: Bez mojej aprobaty?!
B: Widzimy to tak, że mamy prawo wykluczyć kogoś z głosowania, jeśli narazi siebie albo kogoś innego z grupy na niebezpieczeństwo, gdy będzie działał w swoim osobistym interesie.
A: I w interesie nas wszystkich jest to, żebyście zostali tutaj z Raphaelem i Ivanem. Zamkniemy za sobą drzwi. Obława nie powinna trwać dłużej niż dwa dni.
B: Jeśli nie wrócimy po jednym dniu, musicie być jeszcze bardziej ostrożni, bo może planować atak na rezydencję.
A: A jeśli nie wrócimy po trzech dniach... Wyślijcie Ivana i Eloise, by nas poszukali w ciągu dnia. Chociaż w tym momencie może już z nas niewiele zostać, by nas znaleźć.
E: Palce moich dłoni zaczęły się robić zimne i czułam w nich mrowienie, gdy słuchałam planu Aarona. Już niedługo wyruszą i nikt nie wiedział, kiedy i czy w ogóle wrócą. Przez chwilę byłam tak zmartwiona, że zapomniałam o tym, jaka byłam wściekła.
E: I gdy trzy wampiry pakowały swoją broń, i zakładały płaszcze, dręczyła mnie myśl, że mogą nie wrócić żywi. Wiedziałam, że wszyscy byliśmy na siebie zdenerwowani, ale ciągle się zastanawiałam - czy powinnam coś powiedzieć?
- tu mamy wybór czy się odezwać, czy nie -
E: (Na litość boską, przełknij swoją głupią dumę! Oni mogą jutro zostać zabici! Zabici podczas ochrony ciebie, twojej rezydencji i wszystkich, którzy nazywają to miejsce domem!)
E: Aaron, Beliath, Ethan... Powodzenia.
E: Ulżyło mi, gdy zobaczyłam, jak unoszą ręce, by bez słów pomachać na pożegnanie. Mój żołądek nieco się rozluźnił. Po tym drzwi się zamknęły za nimi ze złowieszczym trzaskiem. Wszyscy myśleliśmy o tym samym.
V: Następnym razem, gdy przejdą przez te drzwi, nasze problemy się skończą, albo dopiero się zaczną.
E: Cóż za optymizm.
V: Wiem, że jesteś na mnie zła, ale jestem pewny, że myślisz o tym samym.
E: Spojrzałam na niego groźnie, przypominając sobie o jego chytrym manewrze podczas spotkania. Musiał też o tym myśleć, ale zanim zdążył coś odpowiedzieć, odwróciłam się do Raphaela.
E: Raphaelu, co mogę zrobić, żeby pomóc?
R: Na tę chwilę nic. Zamierzam się przejść z Ivanem wokół rezydencji, by się upewnić, że wszystkie możliwe wejścia są zabezpieczone. Może wasza dwójka potrzebuje trochę czasu na osobności... by porozmawiać.
- tu mamy wybór jak zareagować -
E: Dziękuję, Raphaelu, za twoją troskę, ale szczerze mówiąc, wolę być teraz sama. I jestem pewna, że Vladimir wie dlaczego.
E: Prawdopodobnie nie to Vladimir chciał usłyszeć. Ale nie przejmowałam się. Byłam tak zła, że nie mogłam mu nawet spojrzeć w twarz. Zamiast tego patrzyłam, jak Raphael opuszcza pomieszczenie. Ponownie odtworzyłam w głowie całą scenę. Po tym, co się wydarzyło, to tak miało być. [ostatnie zdanie tłumaczenie trochę niepewne]
E: Rób to, co musisz zrobić. Możesz o mnie zapomnieć na następnych kilka godzin.
E: Pomyślałam, że kuchnia będzie najlepszym miejscem, by tam ochłonąć. Przez większość czasu nikt tam nie wchodził. To znaczy, prawie nikt. I może te tajemnicze drzwi mnie zajmą, dopóki się nie uspokoję.
E: Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę drzwi... I wtedy poczułam mocny uścisk na ramieniu. To był Vladimir.
E: Co teraz? Myślałam, że wyraziłam się jasno: jeśli chcesz porozmawiać, to musisz poczekać, aż nie będę miała już pokusy złamania tej laski na twojej głowie.
V: Dokąd idziesz?
- tu mamy wybór w jaki sposób chcemy mu odwarknąć -
E: Nie sądzę, by to był twój interes. I na pewno nie muszę za każdym razem cię informować, dokąd się wybieram.
V: Mam nadzieję, że wiesz, że nie jestem na ciebie zły. [no i spoko, przecież wszystko się rozchodzi o to, że ona jest zła na ciebie XD]
E: Doskonale, więc możesz mi dać pójść, dokąd chcę, bez przyklejania się do mnie jak guma do buta.
V: Wygląda na to, że zamierzasz do kuchni.
E: No i? W każdym razie i tak nikt z niej nie korzysta.
E: Patrzyłam mu prosto w oczy, gdy to mówiłam. Chciałam zobaczyć, jak zareaguje.
E: Vladimir niemal natychmiast odwrócił wzrok.
E: Więc, jeśli mi wybaczysz, to...
V: Nie.
E: Słucham?
E: (Czy ja dobrze go usłyszałam?)
V: Nie pozwolę na to.
E: Poważnie? Nie potrzebuję twojej zgody. A poza tym, byłam tam dopiero co odesłana, by poczekać, podczas gdy oni podejmowali tę ich głupią decyzję. Więc nie widzę w czym problem.
V: Eloise... Proszę.
E: Co masz na myśli przez "proszę"? Jeśli masz problem z tym, że jestem zdenerwowana, cofnij się i daj mi sobie z tym poradzić samej! Nie jestem twoją niewolnicą!
V: Posłuchaj... Tam są rzeczy... których nie chciałbym, żebyś odkrywała samodzielnie.
E: Co? Co to ma znaczyć?
V: Chodźmy gdzieś indziej, by o tym porozmawiać.
- tu mamy wybór, co na to odpowiedzieć -
E: Nie wiem, czy to tylko wymówka, by ze mną porozmawiać...
E: Ale mam nadzieję, że nie. I mam nadzieję, że mogę ci zaufać, jeśli się zgodzę.
V: To nie ma nic wspólnego ze mną, czy z naszym związkiem. Przysięgam. Tu chodzi o... twoich rodziców.
E: Moich...
E: Poczułam się, jakbym dostała pięścią w brzuch. Co moi rodzice mieli do tego wszystkiego? I jak to się łączyło z drzwiami w kuchni?
E: Czy to ma coś wspólnego z...
- tu znowu mamy wybór -
E: (Cholera, naprawdę chcę o tym porozmawiać... Jestem przekonana, że to ma coś wspólnego z tym, co znajduje się za drzwiami. Nic więcej nie ma w kuchni.)
E: (Sądząc po jego reakcji, wygląda na to, że będzie się przy tym upierać. Poczekam, aż będziemy całkiem sami [już przecież jesteście?] i zapędzę go w róg, żebym mogła wreszcie otrzymać jakieś odpowiedzi.)
V: Chodźmy do Saloniku. Tam będzie ciszej. [bo hol jest taki hałaśliwy... komary pewnie strasznie głośno tam tupią]
E: Poczułam silną potrzebę pójścia gdzieś samej i ścisk w mojej piersi zaczął się pogarszać. To pierwszy raz, gdy Vladimir w ogóle wspomniał o moich rodzicach. Nie wiedziałam, czego się o nich dowiem.
E: (Ale... Cokolwiek ma mi do powiedzenia... Muszę się dowiedzieć. Jest jeszcze tyle rzeczy, których nie wiem. Może to pomoże mi zrozumieć pewne sprawy...)
E: (Ale dlaczego teraz? W środku takiego poważnego kryzysu? Na litość boską, o co tu chodzi?)
V: Eloise, idziesz?
E: T... tak. Będę tuż za tobą.
E: (Chodźmy... Wypytam go, jak już będziemy razem sami.) [...]
- przenosimy się do Saloniku -
E: W porządku. Teraz jesteśmy już tylko we dwoje. [.......] I ustalmy sobie jedną rzecz: lepiej, żebyś miał naprawdę dobry powód, by w taki sposób przywoływać temat moich rodziców. W każdym razie, skąd w ogóle ich znasz?
E: (To takie surrealistyczne... Moi przyjaciele mogą zginąć tej nocy... podczas obławy na mordercę... i teraz jeszcze muszę się zmierzyć z duchami moich rodziców.)
V: To... długa historia. [mamy czas?]
E: Więc się pośpiesz i przedstaw mi krótszą wersję. To ty zacząłeś ten temat.
V: Musisz wiedzieć, że to raczej delikatny temat, czyż nie?
E: Stałam przed nim, z rękami opartymi na biodrach. Zaczęłam szybko tracić cierpliwość. I to był tak delikatny temat, że nie mogłam już znieść tego, jak próbował owijać w bawełnę.
E: Dlaczego wspomniałeś o moich rodzicach? I dlaczego na miłość boską chcesz mnie powstrzymać przed wejściem do kuchni? Wygląda na opuszczoną i nie ma tam nic poza kurzem i pajęczynami!
V: Nie jesteś głupia. Wiesz tak samo dobrze jak ja, że jest tam coś jeszcze.
- tu mamy wybór, jak bardzo ostro chcemy odpowiedzieć Vladimirowi -
E: Mam już dość tego twojego zachowywania się tak tajemniczo.
E: Cokolwiek to jest, po prostu mi powiedz. Żebym wiedziała, w co się pakuję.
V: Nie zamierzam udawać, że niczego nie zauważyłaś. Wiesz, że chcę porozmawiać z tobą o... tych drzwiach.
E: Więc zeszłej nocy, gdy widziałam, jak opuszczasz kuchnię, to miało coś wspólnego z tymi drzwiami?
V: To nie ma znaczenia, dlaczego tam byłem. Po prostu nie chcę, żebyś się zbliżała do tego pokoju.
E: Zapytam ostatni raz: dlaczego? I jak moja rodzina wmieszała się w to wszystko?
V: W takim czasie jak teraz, prawdopodobnie chciałabyś zaspokoić swoją ciekawość, otwieraniem tych drzwi. Wiem, że tego chcesz. Ale nie musisz.
E: Vladimir, odpowiedz mi na pytanie!
V: Chciałbym móc! Ale to nie jest takie proste! [Vladimir tym kluczeniem, by nic nie powiedzieć, przypominiał mi pewną scenę :D]
E: Nie mam już czasu i energii na to, Vladimirze. Przepraszam.
E: Jeśli to jest tak skomplikowane, to może nie jest teraz najlepszy moment, by o tym rozmawiać. Wydajesz się nie wiedzieć, co powiedzieć. [nawet nie wiesz, jak blisko jesteś prawdy XD]
E: Byłam już wyczerpana. Odwróciłam się od Vladimira, zdeterminowana, by skończyć tę rozmowę, która wyraźnie zmierzała donikąd. Mogłabym mu wybaczyć wiele rzeczy. Ale nie zgadzałam się na to, by użył mojej rodziny jako pretekstu, by mnie tu zwabić.
E: To co Vladimir na to odpowiedział, było jak kula, która trafiła prosto w mój kręgosłup.
V: Na litość boską, twoi rodzice zginęli w tamtym pokoju!
E: Próbowałam otworzyć usta, by coś powiedzieć. Ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Mój język wydawał się przytwierdzony do podniebienia. I czułam się, jakby mój żołądek był wypełniony potłuczonym szkłem.
E: Co... zrobili?
V: ... Myślę, że będzie lepiej, jeśli usiądziemy, żeby to omówić. [taa, to trzeba na spokojnie usiąść i pomyśleć xD]
E: (Taa, porozmawiać o niedomówieniu roku...)
E: Usiadłam na najbliższej sofie i gapiłam się w ścianę naprzeciwko mnie. Czułam się jakbym doświadczała opuszczenia ciała. Nawet nie zauważyłam, że Vladimir usiadł koło mnie, dopóki nie poczułam jego ciężaru na poduszce obok mnie.
V: Gdzie zacząć... Musisz mieć... tak wiele pytań.
E: (Żartujesz sobie?!) [o co ten bulwers, nie masz pytań? Oo]
- tu mamy wybór, od jakiego pytania chcemy zacząć -
E: Wiedziałeś o tym, gdy przybyłeś do rezydencji? Jak się dowiedziałeś, co się stało? Jak dawno to było?
V: Eloise... To ja znalazłem twoich rodziców. Pojawiłem się w rezydencji... dokładnie w momencie, gdy to się wydarzyło.
E: Mój rozgorączkowany umysł był zajęty składaniem puzzli do kupy. Nadal miałam tyle pytań. Ale chciałam wiedzieć więcej. Gdy cisza w pokoju stała się nie do zniesienia, Vladimir znowu się odezwał.
V: Szukałem odizolowanego miejsca, by się w nim osiedlić. Gdy twoi rodzice tu mieszkali, ta rezydencja nadal była mało znana okolicznym mieszkańcom. [mam uwierzyć, że nikt z lokalsów się nie zainteresował budową w środku lasu? xD] Pomyślałem, że może była porzucona, więc postanowiłem spróbować szczęścia.
- tu mamy do wyboru kolejne pytanie -
E: Więc... poznałeś moich rodziców?
V: Chciałbym ich poznać... ale gdy tu dotarłem, to było już za późno.
V: Gdy się pojawiłem... nie było tu żywego ducha. Nadal byłem ostrożny, jednakże to dlatego, że to duży budynek i widziałem oznaki, że mieszają tu ludzie.
E: I co zrobiłeś?
V: Wykorzystałem moje zmysły, by sprawdzić, czy ktoś był w pobliżu. I mimo że rezydencja wyglądała na pustą, to wyczułem słabe oznaki życia. Ale wtedy zrozumiałem, że czuję zapach... krwi.
E: (O mój...)
V: Eloise... twoi rodzice byli już martwi, gdy tu trafiłem. I gdy znalazłem ich ciała, natychmiast zrozumiałem, co się stało. To było coś, co ludzcy policjanci nigdy by nie zrozumieli.
E: (Czekaj... czy to oznacza, że... że...)
V: Zostali zabici przez wampira.
E: Zrobiło mi się niedobrze. Miałam teraz jasny obraz tego, co było utrzymywanie w sekrecie przez tyle czasu. Myślałam o tym, jak skończyłam w rezydencji. I jak zostałam zaatakowana.
E: I zaczęłam rozumieć, jak historia mojej rodziny była blisko związana z... wampirami. [teraz to rozumiesz? poczekaj, teraz to tak naprawdę nic nie rozumiesz XD][ale śmiesznie się czyta ten dialog, znając wypadki z 10 odcinka!]
E: Zabił ich... wampir...
- tu mamy kolejne wybory -
E: Wampir? Czy go znałeś? Czy to był jeden z tych dzikich i samotnych wampirów?
V: Tak naprawdę, to obawiam się, że już wiesz, kto to zrobił.
E: Coś w głosie Vladimira wzbudziło moją ciekawość. Zachowywał się jak on [w sensie normalnie] i wydawał szczerze się o mnie martwić po tym, jak przekazał mi te okropne wieści. A jednak było coś dziwnego w tej całej sytuacji, coś, czego nie mogłam do końca zrozumieć.
E: Ale wtedy nagle przypomniała mi się twarz mordercy, co pozbawiło mnie wątpliwości, kim był.
E: Mężczyzna, który włamał się do mojego pokoju. Ten, którego teraz próbują wyśledzić. Morderca.
E: Znowu zrobiło mi się niedobrze. Kręciło mi się w głowie. Sprawa była o wiele bardziej skomplikowana, niż sobie kiedykolwiek wyobrażałam i to było za dużo, by to przetrawić na raz. Musiałam pozostać skupiona na własnym oddechu, bo w przeciwnym razie zaraz bym zwymiotowała.
E: Więc myślisz, że osoba, która to zrobiła... to ta sama osoba, która jest odpowiedzialna za inne ataki?
V: Tak, tak sądzę... Zeszłego dnia poszedłem do piwnicy... by poszukać wskazówek.
E: Jakiego rodzaju wskazówek?
V: Tam na dole... jest nadal sporo krwi. Ciężko się pozbyć czerwonych plam. Miałem nadzieję na znalezienie czegoś... zapachu, perfum, czegokolwiek.
E: (Krew... mojej matki i ojca... i może tego wampira też, jeśli moi rodzice próbowali się bronić.)
E: (Mam mdłości...)
V: Ale nie znalazłem żadnego jednoznacznego dowodu. Minęło osiemnaście lat... I jedyne co zostało... to ten straszny grobowiec.
E: To dlatego nie chciałeś, żebym tam schodziła?
V: To odrażający widok. Z twoimi nowymi mocami i zwiększoną wrażliwością... Nie wiem, jak krew twoich rodziców by na ciebie zadziałała.
V: Powinienem był porozmawiać z tobą o tym wcześniej. Odkrycie tego samodzielnie byłoby dla ciebie okropnym doświadczeniem. To byłby najbrutalniejszy sposób dowiedzenia się tego wszystkiego.
E: Nie... nie wiem, Vladimir. Czuję się nieco zagubiona. Czuję się, jakbym już niczego nie mogła być pewna.
E: Jednocześnie miałam ochotę krzyczeć, rozpłakać się i nie robić nic poza gapieniem się w przestrzeń. Ale wtedy na dłoniach poczułam znajomy ciężar; dotyk, który przywrócił mnie do rzeczywistości w chwili, gdy usta zaczęły mi drżeć. Vladimir ponownie był u mego boku.
E: Tak jak odtąd zawsze będzie.
V: Myślę, że na dzisiaj już wystarczy. Nie możemy już nic zrobić poza czekaniem... i teraz naprawdę potrzebujesz trochę ciszy i spokoju.
E: Ale... obława... pozostali [chłopacy]...
V: Gdy Raphael i Ivan skończą zamykanie rezydencji, przeniesiemy się do Salonu, by trzymać wartę. To da ci trochę czasu... by to wszystko przetrawić.
E: Potrzebowałabym na to całych dni, ale nie było na to czasu. Moim jedynym pocieszeniem było to, że w końcu się dowiedziałam, jak skończyłam w sierocińcu... [tyle że właściwie to nie xD Włodek tak naprawdę NIC nie wytłumaczył - ani jak trafiłaś do sierocińca, ani jakim cudem twoi rodzice zostali uznani za zmarłych, skoro nie wzywano policji i nie było dochodzenia, itd.] I teraz, bardziej niż kiedykolwiek, miałam powód do walki z tym potworem.
E: Vladimir... Posłuchaj... Dzięki, że mi powiedziałeś. Nadal nie wiem, co o tym wszystkim sądzić... ale mając teraz fakty, czuję się lepiej.
E: Ponownie poczułam coś zabawnego. To było dziwne, ponieważ nigdy wcześniej jego zakłopotany uśmiech mi nie przeszkadzał.
E: Potem zrozumiałam, że to uczucie wywoływała moja intuicja. Nie wiedziałam dlaczego, ale cichy alarm rozbrzmiał gdzieś z tyłu mojej głowy. I wydawało się, że to miało coś wspólnego z moimi nowymi mocami... [czyżby łączenie faktów też było supermocą Kielicha?][tłumaczenie wszystkiego mocami Kielicha to takie leniwe pisarstwo...]
V: Idziesz?
E: Nieważne,co intuicja mi podpowiadała, postanowiłam to na razie zignorować. Byłam kompletnie wyczerpana. Potrzebowałam jedynie trochę wsparcia i bycia z kimś, kto zapewni mi bezpieczeństwo.
E: Poszłam tuż za Vladimirem. Ręka w rękę wróciliśmy do Salonu. To będzie długa noc.
E: Rozmowa trwała w nieskończoność. Byłam tak zmęczona, że po prostu padłam [nieprzytomna] na sofę.
E: Jak przez mgłę pamiętałam Vladimira niosącego mnie do pokoju.
E: Vladimir delikatnie ułożył mnie w łóżku, bym mogła się przespać.
- tło się zmienia na nasz pokój za dnia -
E: Ale gdy wreszcie nastąpił świt, uświadomiłam sobie, że bardzo mało spałam, mimo że Vladimir został, by mnie pocieszać. Leżałam na moim łóżku przylgnięta do niego. Gdy "spał" jego ciało stopniowo zrobiło się chłodniejsze.
E: Może jedynym, co utrzymywało jego ciało ciepłym była moja krew... Ta myśl wreszcie mnie uspokoiła i pozwoliła mi przespać cały dzień.
- tło się zmienia na nocne -
E: Obudziłam się gwałtownie, gdy usłyszałam odgłos kroków. To był Raphael. Zapukał delikatnie zanim zajrzał do pokoju i wtedy nagle zamarłam. Przez to wszystko, co się działo ostatnio... kompletnie zapomniałam porozmawiać z nim o mnie i Vladimirze.
R: Eloise, chciałem ci tylko dać znać, że idę z Ivanem się przejść i upewnić, że żadne drzwi i okna nie zostały sforsowane. Sprawdzimy też, czy pozostali już może wrócili.
E: W porządku, brzmi nieźle. Dogonię was... niedługo.
E: (Uspokój się. Nie widzi Vladimira. Nie wie, że on tu jest ze mną. Wyluzuj...)
R: Zostawię tobie obudzenie Vladimira.
E: (O. Mój. Boże.) [ale jestem zdziwiona][nie no, poważnie, zupełnie się nie spodziewałam, że Rafcio to odkryje, przecież nic nigdy wcześniej nie wskazywało na to, że nawet jak na wampira ma ponadprzeciętnie wyczulone zmysły..........]
E: (Co powinnam zrobić?! Powinnam zaprzeczyć wszystkiemu? Nie wyglądał, by tego nie pochwalał, ale byliśmy w środku kryzysowej sytuacji!) [może po prostu ma to gdzieś? xD]
E: (Ale właściwie, czy ma sens zaprzeczanie temu, szczególnie że wiedział, że Vladimir jest tutaj?)
E: (Mogłabym mu powiedzieć, że nie chcieliśmy zostać sami... ale nie chciałam obrażać jego inteligencji. Jestem przekonana, że dobrze wie, co się dzieje.)
E: (No i w końcu... Postanowiliśmy z Vladimirem powiedzieć o tym wszystkim otwarcie.) [dobra, w sumie to nie powinnam z niej szydzić, bo skoro ma dopiero osiemnaście lat, to ma prawo jeszcze wierzyć, że jej związek kogokolwiek obchodzi xD]
R: Twoje milczenie jest niepokojące... Nie chciałem cię o nic oskarżać. Od jakiegoś czasu podejrzewałem, że waszą dwójkę łączy szczególny związek. [gdybym ja pisała ten scenariusz, to zamiast tej linijki Rafcio by powiedział "chciałbym teraz zobaczyć twoją minę" XD]
E: Ja... Raphaelu... Wiesz, planowaliśmy porozmawiać o tym z wami... ale nie przydarzył się właściwy na to moment.
R: Rozumiem. I wiesz, szczerze się cieszę waszym szczęściem. To odrobina pozytywnych wieści w tych stresujących czasach.
- tu mamy wybór co odpowiedzieć -
E: Nie... nie spodziewałam się, że to powiesz. Ale... dziękuję, Raphaelu. Nam obojgu przyda się teraz trochę poparcia. [ostatniego zdania nie jestem pewna]
R: Vladimir był zbyt długo nieszczęśliwy i samotny. [jak to, przecież miał was! xD] Szczerze wierzę, że możecie sobie nawzajem przynieść pociechę i cieszyć się wspólnym spędzaniem czasu.
E: Tak... Teraz mogę tylko liczyć, że pozostali będą równie wyrozumiali.
E: Nastąpiła krótka pauza, gdy nasze myśli skupiły się na pozostałych, którzy byli na zewnątrz... I poczułam nagłą potrzebę zapytania, czy miał jakieś wieści. [teraz tak siedzę i się zastanawiam - oni tak cały czas sobie gadają Vladimirowi nad głową? xD]
E: Czy pozostali się odezwali?
R: Nie, nie odkąd poszłaś spać. Żadnego sygnału, żadnej oznaki walki... Czekaliśmy do ostatniej chwili z pójściem do łóżka, ale nadal bez żadnych wieści.
E: Myślisz, że to dobry znak?
R: Nie mam pojęcia. Być może tak. Ale nie wrócili, co oznacza, że musieli spać na zewnątrz. Właściwie to jestem nieco zaskoczony.
E: Poczułam jak nagle ścisnęło mnie w żołądku. Wyglądało na to, że Raphael również próbował się uspokoić tym, że wszystko będzie w porządku. A moje nowe instynkty podpowiadały mi, by pozostać ostrożnym...
E: Ktoś idzie...
R: To znaczy?
E: (Czy ja... czy ja to właśnie powiedziałam?)
- tu mamy wybór co powiedzieć -
E: Muszę chyba jeszcze być nieprzytomna... Powiedziałam, że "ktoś idzie", ale nie wiem, co...
R: Wiem, co się dzieje. Już rozmawialiśmy od twoich mocach. [ahaha, już nawet Rafcio ma dość powtarzania wątków, więc go uciął, zanim Eloise zdążyła się rozkręcić xD] Nawet jeśli nie potrafisz całkowicie nad nimi panować, to nigdy nie wprowadzą cię w błąd. Musiałaś wyczuć niebezpieczeństwo.
[V: ZzzzzZZZZzzzzz....][niech też ma jakiś udział w tej rozmowie XD]
E: Ale nawet jeśli to prawda, to to co wyczuwam, może być niegroźne, prawda?
E: Ale wiedziałam, że to nie był przypadek. Byłam po prostu przerażona. Przerażona tym, co podpowiadała mi intuicja. Przerażona nieuchronnym zagrożeniem, którego zaczęłam być świadoma.
E: W chwili gdy Raphael i ja mieliśmy odwrócić głowy w stronę drzwi, Vladimir otworzył oczy. Nasza trójka znalazła się nagle w stanie pełnej gotowości. Nikt nic nie powiedział.
V: Raphael? Co to...? [eee, ale miał przecież nikt nic nie powiedzieć? xD]
R: Słyszałeś to?
V: Pomyślałem... pomyślałem, że poczułem...
E: Nagły grzmot [w tle za oknem pojawia się błyskawica] postawił nas wszystkich na nogi. Po nim nastąpił pochodzący z holu zgrzytający odgłos. Drzwi. Ktoś je otwierał!
R: Wstawaj, Vladimir! Wyczuwam znajomą obecność, ale jest też... coś innego! Eloise...
E: Nie zamierzam tu dłużej zostawać! Dalej, pospieszmy się! Jestem gotowa!
E: Zasnęłam w ubraniach, podobnie jak Vladimir. Wyskoczył z łóżka [Włodek] i nasza trójka wybiegła przez drzwi, w kierunku holu.
- schodzimy na dół -
R: Beliath? Ethan? Vladimir, czy to naprawdę oni? Czy widzisz Aarona? Czuję obecność trzech osób!
V: Nie wiem! Eloise, zostań za mną...
E: Vladimir nie był w stanie dokończyć, bo już zaczęłam krzyczeć. [i ty chciałaś iść na obławę... xD] W ciemności dało się usłyszeć okrutny śmiech.
E: W drzwiach stał mężczyzna, mający szeroki uśmiech na twarzy. Trzymał laskę i używał jej, by przygwoździć nią ciało do ziemi. [ja wiem, że tutaj próbowano ukryć, o czyje ciało chodzi, by podtrzymać zainteresowanie, ale strasznie nienaturalnie to wyszło; siadaj scenarzysto, wpisuję dwóję z suspensu]
E: Mężczyzna był szczupły i elegancki, z arystokratycznymi rysami i długimi, srebrnymi włosami. To było jakbym patrzyła na starszą wersję Vladimira... tyle że było coś groźnego w tym mężczyźnie, otaczała go aura żądzy krwi i przemocy.
E: Pozostali zawiedli i morderca stał na naszym progu.
[ILUSTRACJA ][już tyle razy widziałam tę ilu, a nadal nie mogę z tego futerka na płaszczu Włodka XD]
[ZAKOŃCZ ODCINEK]

Prolog | |
---|---|
Aaron | |
Beliath | |
Ethan | |
Ivan | |
Raphael | |
Vladimir |
Polecamy przy czytaniu skorzystać z opcji Reader View.