Moonlight Lovers Wiki
Advertisement
Moonlight Lovers Wiki

W kodzie gry znaleziono płaczącego i wygłodzonego Ethana. Wiadomo, że był w wojsku i że jest lekarzem. Połączyłam to i dopisałam sobie historię :D. Tekst jest pisany w momencie, gdy oboje już kochają, ale nie padła jeszcze żadna deklaracja. Tekst ma scenę o zabarwieniu 18+. Nie ma tam nic wielkiego, ale na wszelki wypadek jej tutaj nie dodaję. Scena znowu jest na tyle krótka, że nie dodaję jej do osobnego tekstu, dlatego od razu zapraszam na wattpada . Z całego serca, dziękuję dziewczynom z Moonlight bitches i zapraszam do czytania.

Kiedy w końcu wyrwałam się z objęć Ethana, ku jego wielkiemu niezadowoleniu, podeszłam do jego szafy i bezceremonialnie wzięłam jedną z jego koszulek i ubrałam.
— Możesz mi powiedzieć, co robisz? — zapytał, wciąż leżąc w łóżku i podpierając się na łokciu.
— Nie mam zamiaru paradować po rezydencji w samej bieliźnie, a ktoś, nie będę wytykać palcami, był wczoraj bardzo niecierpliwy, by zdjąć mi moją sukienkę i teraz do niczego się nie nadaje.
— Będę musiał sobie z tym kimś poważnie porozmawiać. Tylko ja mogę cię rozbierać — powiedział, wstając, podchodząc do mnie i obejmując od tyłu.
— Chcesz rozmawiać sam ze sobą? -—zapytałam, odwracając się do niego i obejmując za szyję.
— Ja? Kochanie, ja nie niszczę sukienek.
— Mhmmm tam leży dowód twojej zbrodni — powiedziałam, wskazując na moją porwaną sukienkę.
— Miałaś nie wytykać palcami — powiedział, całując mnie lekko w usta. — Ale wracając do tematu mojej koszulki na tobie, muszę ci przyznać, że bardzo niej seksownie wyglądasz. Mam dziś dobry humor, więc możesz w niej zostać. — powiedział — Ale tylko na te kilka godzin — dodał, całując mnie po szyi. — Potem mam zamiar odzyskać moją własność. — mruknął, wsuwając pod nią dłonie i pieszcząc mój brzuch. Zaśmiałam się cicho i zabrałam jego ręce spod mojej bluzki.
— Nie tak szybko, musisz odpokutować zniszczenie sukienki — powiedziałam i ponownie się zaśmiałam, widząc jego niezadowoloną minę.
— Najpierw mi uciekasz, a teraz nie pozwalasz się miziać, jesteś okropna — stwierdził. Parsknęłam śmiechem, cmoknęłam go w usta i powiedziałam.
— Idę wziąć prysznic. Widzimy się później. — wyszłam z jego pokoju i skierowałam się do swojego pokoju. Wzięłam czystą bieliznę i przez chwilę zastanawiałam się, czy ubrać coś innego, czy raczej zostać w jego koszulce. Ostatecznie zdecydowałam się na tę drugą opcję i poszłam do swojej łazienki, rozebrałam się i weszłam do wanny. Po krótkim i odświeżającym prysznicu ponownie wciągnęłam na siebie koszulkę Ethana i poszłam do jego pokoju. Siedział na swoim łóżku ze spuszczoną głową i nawet nie zareagował, kiedy usiadłam obok niego.
— Wszystko w porządku Ethan?
— Muszę ci coś powiedzieć. Nie mogę tak z tobą żyć, ze świadomością, że nie wiesz, z kim tak naprawdę masz do czynienia... — powiedział, a ja patrzyłam na niego kompletnie osłupiała.
— Wiesz już, że byłem lekarzem wojskowym, ale nie wiesz całej prawdy. Nie wiesz jakim potworem jestem. Widzisz, wojna sprawiła, że mieliśmy mało surowców... Nie byliśmy w stanie uratować wszystkich. Wybieraliśmy w rannych, segregowaliśmy ich pod względem potrzebnych materiałów... Tych najbardziej wymagających zabijaliśmy... I potem patrzyłem ich bliskim prosto w oczy, kłamiąc im jak z nut, że robiłem, co tylko mogłem, żeby ich uratować, kiedy w rzeczywistości posłałem im kulkę w łeb! — wrzasnął, łapiąc za wazon z kwiatami, który niedawno tam postawiłam i cisnął nim w ścianę, rozbijając go na milion kawałków. Patrzyłam z przerażeniem na Ethana. Nigdy nie widziałam go tak wściekłego.
— Nienawidziłem się. Nie potrafiłem na siebie patrzeć, brzydziłem się sobą! - wciąż krzyczał — Przebierałem w ludziach jak w jakimś bydle. Miałem ratować im życie, a nie ich zabijać.
— Ethan... To nie twoja wina. Nie możesz się obwiniać, za to, że chciałeś uratować jak najwięcej osób, kosztem innych. Przecież dzisiaj też się tak robi przy dużych wypadkach. Ocenia się stan zdrowia ofiar i segreguje ich według szans przeżycia. Nie jesteś potworem.
— Przestań mnie bronić! Przeze mnie nie żyje najważniejsza kobieta w moim życiu. Umarła, bo nie zdołałem jej obronić. Chciała pomóc innym, chciała bronić słabszych i oddała za to życie. Widziałem, jak przenoszą jej ciało, słyszałem, jak mój współpracownik oddaje do niej strzał... Wtedy cały mój świat runął jak domek z kart. Ktoś odebrał mi ukochaną w taki sam sposób, w jaki ja odbierałem bliskim innych. Niezła ironia losu, nie sądzisz? - zakpił.
— Ethan proszę cię, nie możesz winić się za coś, na co nie miałeś wpływu — powiedziałam, powstrzymując łzy. - To nie twoja wina. Błagam — podeszłam do niego i spróbowałam dotknąć jego policzka, ale nie pozwolił mi na to. — Musisz uwierzyć, że to nie twoja wina.
— Jesteś żałosna. Bronisz mnie, mimo tego, jakim jestem potworem. Naprawdę myślisz, że możesz być dla mnie kimś więcej niż tylko obiadem? Nigdy nie będziesz dla mnie nawet w połowie tak ważna, jak ona. Jesteś dla mnie nikim! — wrzasnął, przyciągnął mnie do siebie i brutalnie wbił we mnie kły. Krzyknęłam z bólu. Już dawno nie czułam się tak źle, kiedy mnie gryzł. Próbowałam mu się wyrwać, ale trzymał mnie za mocno. W końcu się ode mnie odsunął.
— Co w ciebie wstąpiło? — zapytałam, ponawiając próbę zbliżenia się do niego. Nie mogłam tak tego zostawić. Wiedziałam, a przynajmniej chciałam w to wierzyć, że nie mówi na poważnie, że znaczę dla niego coś więcej. Te wszystkie wspólne noce, pocałunki, czułe słówka... Ujęłam jego dłoń, na której wciąż nie było rękawiczki i spojrzałam mu w oczy.
— Naprawdę jesteś głupsza, niż się wydawało. Nie dociera do ciebie, że nic dla mnie nie znaczysz i tylko się tobą bawiłem? - wysyczał, wyrywając mi swoją dłoń.
— Rozumiem. Nie chcesz mnie teraz widzieć. Wychodzę, bo nie ma sensu rozmawiać z tobą, kiedy jesteś tak wściekły. Porozmawiamy, kiedy ochłoniesz. — powiedziałam i wyszłam z jego pokoju, starając się powstrzymywać łzy. Kiedy weszłam do swojego pokoju, dokładniej obejrzałam ranę, zostawioną przez Ethana. Naprawdę nie pamiętałam, kiedy ostatni raz jego ugryzienia były tak bolesne, oczyściłam ją, na tyle na ile byłam w stanie i zakleiłam plastrem. A potem, przemyłam twarz, zimną wodą, żeby pozbyć się przebarwień od łez. Musiałam w końcu przyznać to sama przed sobą, że Ethan znaczył dla mnie bardzo wiele. Zakochałam się w nim do szaleństwa. I sama myśl o tym, że mogłabym go stracić, sprawiała, że robiło mi się słabo. Nie chcąc więcej o tym myśleć, wyruszyłam na poszukiwanie, jedynej osoby, która mogła mi teraz pomóc. Musiałam odnaleźć Beliatha. Poszłam więc do jego pokoju, ale nie zastałam go tam. Drugim potencjalnym miejscem, w którym mógłby być wampir, był salon, skierowałam więc tam swoje kroki, modląc się, żeby nie poszedł dziś do Moondacne. Na szczęście znalazłam go, tam gdzie oczekiwałam. Kiedy usłyszał, że podchodzę, spojrzał na mnie i uśmiechnął się szelmowsko.
— No proszę, proszę. Czyż to nie jest koszulka Ethana? Widzę, że wasza relacja — urwał, kiedy spojrzał na moją twarz, na której wciąż były ślady łez — Co się stało? Coś nie tak z Ethanem?
— Opowiedział mi swoją historię swojej przeszłości.
— Rozumiem. Siadaj, zrobię ci herbatę i wszystko mi dokładnie opowiesz — powiedział, łapiąc mnie za nadgarstek, sadzając na kanapie, a potem poszedł do kuchni, by zaparzyć wspominany wcześniej napar. Po paru minutach siedzieliśmy w salonie, ja trzymałam parujący kubek i opowiedziałam mu, co się stało w pokoju Ethana.
— Jesteś jego najlepszym przyjacielem. Na pewno wiesz, jak mogę mu pomóc. Nie chcę go tracić.
— Wiesz, że znałem go jeszcze przed przemianą? Chyba nigdy wcześniej nie widziałem nikogo tak zakochanego, jak Ethan w tamtej dziewczynie — powiedział, a ja spuściłam wzrok — Chociaż, tak sobie myślę, że ostatnio spotkałem osobę nawet bardziej zakochaną niż on wtedy — dodał, a ja spojrzałam na niego zdezorientowana. Mówi o moim uczuciu do białowłosego? To aż tak oczywiste?
— Ethana, zakochanego w tobie. — powiedział, a mnie zamurowało.
— To... Ty... On mówił ci coś o mnie?
— Nie musiał Eloise. Znam go od bardzo dawna. Widzę, jak na ciebie patrzy. — powiedział, uśmiechając się ciepło. Zarumieniłam się na jego słowa.
— Po tym, co się dzisiaj wydarzyło, ciężko mi w to uwierzyć.
— Przecież go znasz. Wiesz, że potrafi być bardzo impulsywny.
— Wiem. — odpowiedziałam, uśmiechając się lekko.
— Jemu naprawdę bardzo na tobie zależy.
— Mi na nim też. Kocham go i naprawdę martwię się o niego. On jest błędnie przekonany, że jest potworem.
— To prawda, ale nic na to nie poradzimy.
Nie odpowiedziałam, patrząc na ścianę przede mną.
— Ej nie zamartwiaj się, będzie dobrze — powiedział, obejmując mnie za ramiona, lekko do siebie przyciągając i czochrając włosy. Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam.
— Dzięki Beliath. Jednak nie jesteś taki zły, jak mi się na początku wydawało.
— Zawsze do usług cukiereczku. Boli cię jeszcze? — zapytał, wskazując na moją ranę.
— Nie, przywykłam. Ethan na początku nie bardzo zwracał uwagę na mój komfort, kiedy mnie gryzł. - odpowiedziałam. Posiedzieliśmy jeszcze trochę razem, a Beliath starał się poprawić mi nastrój. W końcu zdecydowałam, że czas na rozmowę z Ethanem. Minęło już trochę czasu i miałam nadzieję, że złość mu przeszła. Mimo że minęło zaledwie kilka godzin, tęskniłam za nim. Podeszłam do drzwi jego pokoju i spróbowałam je otworzyć, ale były zamknięte. Zapukałam, ale odpowiedziała mi cisza.
— Ethan, otwórz, proszę. Musimy porozmawiać. — zawołałam, ale on uparcie milczał. — Ethan... Wiem, że tam jesteś. Chociaż się do mnie odezwij, proszę.
Ponownie odpowiedziała mi głucha cisza, ja również milczałam, czekając, aż się odezwie. W końcu się poddałam i powiedziałam.
— Rozumiem. Przyjdę później. — od tamtej pory każdego dnia przychodziłam i prosiłam go o rozmowę, ale nie odpowiadał. Miałam jednak pewność, że żyje i nic mu nie grozi. Beliath mnie uspokoił, mówiąc, że od razu bym to wyczuła. On również przychodził prosić, go o rozmowę, ale spotykał się z taką samą odpowiedzią. Czyli milczeniem. Z jednej strony chciałam dać mu czas na przemyślenie wszystkiego, ale z drugiej nie wychodził od 5 dni. Nic nie jadł przez ten czas i nie mogłam ukryć tego, że strasznie za nim tęskniłam W końcu po ciągłym milczeniu z jego strony, zmartwieni do granic możliwości postanowiliśmy, że Beliath wyważy drzwi do jego pokoju. Ethan Cholera jasna! Wciąż byłem na wściekły i nie wiedziałem, czy bardziej na siebie, za to, jak naskoczyłem na Eloise, mimo że była po mojej stronie, czy na nią, że nie potwierdziłam mojego przekonania o tym, że jestem potworem. Z nie okiełznaną furią, zrzuciłem swoje książki z regału. Dopiero widząc, jak Eloise ze łzami wychodzi z mojego pokoju, zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo nawaliłem. Wciąż coś czułem do mojej byłej dziewczyny i wiedziałem, że zawsze będzie dla mnie ważna, ale... Nie może się to równać z tym, co czuję do Eloise. Muszę ją przeprosić. Nie mogę ją stracić. Ja... Ja kocham ją. Kocham ponad wszystko, nie wyobrażam sobie, nie chcę nawet o tym myśleć, że miałbym się teraz budzić bez niej u mojego boku. Nie uznała mnie za potwora, mimo tego, co robiłem tym biednym ludziom i mam nadzieję, że po tym, co jej dziś powiedziałem i zrobiłem, nie znienawidzi mnie. Wziąłem głęboki oddech, żeby całkiem się uspokoić i wyszedłem z mojego pokoju i skierowałem się do jej, ale był pusty. Zszedłem więc do salonu, siedziała na kanapie, rozmawiając z Beliathem. Zatrzymałem się, słuchając ich rozmowy.
— Jest potworem — powiedziała, poczułem, jak coś ściska mnie za gardło. Więc jednak zawaliłem, tak bardzo, jak tylko mogłem.
— To prawda, ale nic na to nie poradzimy.- powiedział Beliath. Eloise mu nie odpowiedziała, patrząc przed siebie.
— Ej nie zamartwiaj się, będzie dobrze — powiedział, obejmując ją za ramiona, przyciągając do siebie i czochrając włosy. A uważałem go za przyjaciela...
— Dzięki Beliath. Jednak nie jesteś taki zły, jak mi się na początku wydawało. — powiedziała, uśmiechając się do niego szeroko.
— Zawsze do usług cukiereczku — powiedział, a ja zacisnąłem dłonie w pięści. Przesadzał.
— Boli cię jeszcze? — zapytał, wskazując na ranę po moim ugryzieniu.
— Nie, przywykłam — powiedziała, a ja nie mogłem więcej tego słuchać, rzuciłem się biegiem do mojego pokoju i kiedy w nim byłem zamknąłem drzwi na klucz. Nie potrzebowali mnie. Kto by chciał takiego potwora? Nawaliłem. Mogłem nie mówić Eloise o mojej przeszłości. Byłaby tu teraz ze mną, cholernie seksowna, w mojej koszulce... Poczułem, jak łzy zbierają mi się w oczach. Jednego dnia straciłem kobietę, którą kocham nad życie i najlepszego przyjaciela. Nie jestem nikomu potrzebny. Doczołgałem się do swojego łóżka i rzuciłem się na nie. Sam nie wiem, ile leżałem, wpatrując się w sufit, kiedy z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi.
— Ethan, otwórz, proszę. Musimy porozmawiać. — usłyszałem głos Elosie, jednak nie odzywałem się. Nie dałbym rady spojrzeć jej w oczy, po tym, co usłyszałem. Nie potrafiłbym powstrzymać swoich uczuć.
— Ethan... Wiem, że tam jesteś. Chociaż się do mnie odezwij, proszę.
Dalej milczałem, ona również nic nie mówiła, stojąc pod moimi drzwiami.
— Rozumiem. Przyjdę później. — oznajmiła i odeszła od drzwi. Kolejne dni i noce mijały. Eloise przychodziła codziennie, prosząc mnie o rozmowę, ale nie potrafiłem się na to zdobyć. Nie chciałem spojrzeć w jej oczy i ujrzeć tylko nienawiść. Nie po tym, co widziałem w nich za każdym razem, gdy się ze sobą droczyliśmy i a już tym bardziej nie po tym, co widziałem, gdy się kochaliśmy. Nie zniósłbym tego. Beliath również przychodził, prosząc mnie, żebym wyszedł i z nimi porozmawiał. Próbował wmówić mi, że Eloise wypłakuje sobie oczy, kiedy ja doskonale wiedziałem, że to kłamstwo. Sam nie wiem, jak długo tam siedziałem, ale nagle usłyszałem okropny trzask, a moje drzwi wyleciały z zawiasów. Podniosłem się do siadu i zobaczyłem, że w progu stał Beliath i Eloise. Ta druga od razu się na mnie rzuciła, mocno przytulając, pocałowała mnie w czoło i powiedziała.
— Nigdy więcej tak nie rób. Tak się o ciebie bałam! — podetknęła mi swój nadgarstek pod usta — Pij.
Poczułem, jak wzbiera we mnie wściekłość. Nie chciałem jej litości. Wolałem, żeby powiedziała mi prosto w oczy, że mnie nienawidzi. Nie chciałem jej tracić, ale jeszcze bardziej nie chciałem, żeby była przy mnie z litości. Chciałem, żeby szczerze jej na mnie zależało, chociaż zdawałem sobie sprawę z tego, że przy moim charakterze, to bardzo trudne. Eloise Kiedy Beliath wyważył drzwi do pokoju Ethana, poczułam, jak pęka mi serce. Był jeszcze bardziej blady niż normalnie, a pod oczami miał sińce. Nie zważając na nic, podbiegłam do niego, przytuliłam i pocałowałam w czoło.
— Nigdy więcej tak nie rób. Tak się o ciebie bałam! — zwołałam i podetknęłam mu swój nadgarstek pod usta — Pij.
— Bałaś się o mnie? Nie żartuj sobie ze mnie! — wrzasnął, odsuwając mój nadgarstek — Słyszałem twoją rozmowę z Beliathem. Widziałem was, jak się do siebie tuliliście, jak narzekałaś na mnie.
— Ja nigdy...
— U mnie w pokoju zarzekałaś się, że nie uważasz mnie za potwora, mówiłaś to nie moja wina, a przy Beliatcie całkiem zmieniłaś zdanie! A ty jej to potwierdziłeś i jeszcze się do niej przystawiałeś, mimo że wiedziałeś... Mimo że jest moim kielichem!
— Nigdy by nie nazwała cię potworem. Ethan... Musiałeś usłyszeć tylko część rozmowy! Powiedziałam wtedy, że błędnie uważasz, że jesteś potworem i to potwierdził Beliath. Ethan proszę — wzięłam jego twarz w dłonie, zmuszając, by na mnie spojrzał. Smutek, który z nich bił, był porażający. Miałam wrażenie, że patrzyłam na zupełnie innego faceta.
— Przytulił cię i nie zaprotestowałaś — powiedział, głosem pełnym zawodu i bólu.
— Stary, to było przyjacielskie objęcie. Nigdy nie startowałbym do żadnej dziewczyny, wiedząc, jak ważna jest dla ciebie.
Patrzył na nas kompletnie osłupiały, chyba właśnie docierało do niego, co tak właściwie się stało.
— Pij — powiedziałam, ponownie podstawiając mu nadgarstek pod nos. Tym razem go ujął, ale nie ugryzł.
— Powiedziałaś, że przywykłaś do tego, że moje ugryzienia bolą. Myślałem, że... Starałem się... — mówił, głaszcząc kciukiem moją skórę.
— Znowu nie usłyszałeś wszystkiego stary — wtrącił Beliath.
— Faktycznie, tak powiedziałam, ale potem dodałam, że na początku naszej relacji nie zwracałeś uwagi na mój komfort. Od dawna twoje ugryzienia nie bolały. — powiedziałam. — Ethan, proszę.
— Naprawdę nie zasługuję na to, co dla mnie robicie. Przepraszam. Ale kiedy usłyszałem waszą rozmowę i kiedy was razem zobaczyłem, myślałem, że mnie nie potrzebujecie.
— Nie mów tak Ethan! Potrzebuję cię! Kocham cię — powiedziałam, a po moich policzkach popłynęły łzy. Mój wampir spojrzał na mnie zaskoczony.
— Naprawdę? Po tym wszystkim, co ci mówiłem i co robiłem, ty nadal mnie chcesz?
— Uwielbiam twój humor. Już dawno przestałam się przejmować tym, co do mnie mówisz. Traktowałam to jako żarty. A ta ostatnia sytuacja... Wiem, że byłeś pod wpływem emocji i że nie miałeś tego na myśli. Proszę... Nie zostawiaj mnie. — powiedziałam, patrząc mu głęboko w oczy. Nagle Ethan pocałował mnie w usta, ale ja, mimo że bardzo tego nie chciałam, oderwałam się od niego.
— Ethan, proszę. Musisz napić się krwi — powiedziałam i tym razem uniósł do ust mój nadgarstek, który cały czas trzymał i ugryzł mnie. Po kilku chwilach oderwał się od niego.
— Pij więcej, jeśli potrzebujesz — powiedziałam, cały czas na niego patrząc.
— Na razie wystarczy. Nie chcę wypić za dużo, żeby ci nie zaszkodzić. — powiedział i przyciągnął mnie do siebie. — Dzięki za wyważenie mi drzwi stary — powiedział do Beliatha i uśmiechnął się w ten swój sposób. Odetchnęłam z ulgą, widząc to i wtuliłam twarz w jego tors, napawając się jego bliskością.
— Trzeba było nie zamykać się na 4 spusty. Martwiliśmy się o ciebie z Elosie.
— Wiem, przepraszam... Po prostu dopadły mnie demony przeszłości, potem wy i wasza rozmowa. Myślałem, że lepiej będzie wam beze mnie, ale najwidoczniej się myliłem — powiedział, a ja mocniej go ścisnęłam, przerażona perspektywą stracenia go.
— Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć stary. Postaram się jakoś w najbliższym czasie zorganizować naprawę twoich drzwi. Ale na razie będziesz musiał się chyba przenieść do Elosie.
— Dzięki. Za wszystko.
— Tak robią przyjaciele. Ja już was zostawię. Jakby co możecie wołać. — powiedział i wyszedł. Spojrzałam na Ethana, który lekko się uśmiechał.
— Naprawdę mnie przestraszyłeś. Nie rób tak więcej.
— Nie będę. Obiecuję — odpowiedział i pocałował mnie. Tym razem odwzajemniłam pocałunek, przyciągając go do siebie mocniej. Po dłuższej chwili, kiedy oderwał się ode mnie, powiedział.
— Idę wziąć prysznic i zaraz dołączę do ciebie w twoim pokoju.
— Dasz radę sam?
— Czyżbyś chciała mi towarzyszyć, kochanie? - zapytał, zawadiacko się uśmiechając.
— Pfff... wciąż jesteś osłabiony po takiej długiej głodówce — powiedziałam, patrząc w jego niesamowicie błękitne oczy. On tylko zaśmiał się lekko i powiedział.
— Akurat na umycie się mam wystarczająco siły, więc o ile nie chcesz mi towarzyszyć pod tym prysznicem bez ubrań, to możesz poczekać na mnie w swoim pokoju.
— Cieszę się, że wraca ci twój dawny humor. Poczekam u siebie.
— Szkoda, bo już zaczynałem mieć nadzieję. — dodał, wystawiając kły w uśmiechu.
— Kretyn. — powiedziałam, uśmiechając się.
— Kretynka. — odpowiedział i puścił mi oczko.
— Idź już pod ten prysznic i przestań pajacować.
— To twoja wina. Ciągle gadasz, zamiast grzecznie iść do siebie i na mnie poczekać. I nie kłóć się ze mną, bo doskonale wiesz, że mam rację — powiedział, podnosząc się, krótko mnie pocałował, podszedł do szafy, zabrał świeże ubrania i ponowie puścił mi oczko. — Widzimy się za chwilę, mała.
Kręcąc z niedowierzaniem głową, wyszłam z jego pokoju i poszłam do siebie. Ethan rzeczywiści szybko skończył prysznic i nim zdążyłam jakkolwiek odczuć jego brak, już stał w moich drzwiach ze wciąż mokrymi włosami. Bez słowa podszedł do mnie i położył na moim łóżku, samemu układając się tuż obok.
— Sam nie wierzę, że to mówię, ale przez ten czas, kiedy byłem zamknięty w swoim pokoju, tęskniłem za tobą. Mimo mojej woli, bardzo się do ciebie przywiązałem i lepiej pogódź się z tym, że nigdy się ode mnie nie uwolnisz, bo nieważne, jak bardzo będziesz mnie błagać, nie uwolnię cię od siebie.
— A kto powiedział, że chcę się od ciebie uwalniać? — zapytałam, wzięłam jego twarz w dłonie i namiętnie pocałowałam. — Powiedziałam już przecież, że cię kocham.
On tylko uśmiechnął się delikatnie i mocno do mnie przytulił.
— To dobrze, bo bez tego ciężko byłoby ci ze mną wytrzymać. — powiedział. — I ja też cię kocham. Najbardziej na świecie. Jesteś dla mnie wszystkim Elosie — dodał ledwo słyszalnym szeptem. Uśmiechnęłam się pod nosem i wtuliłam w jego tors. W końcu czułam, że znalazłam swoje miejsce na świecie i jest ono u boku Ethana.


Wybierając ubrania na dzisiaj, natrafiłam na koszulkę Ethana. Natychmiast przypomniała mi się jego uwaga, że mogę w niej zostać, ale później zamierza odzyskać swoją własność. Przygryzłam wargę, zastanawiając się, czy powinnam ją ubrać. Przez ostatnie kilka dni, kiedy Ethan odzyskiwał siły po głodówce, którą sobie zafundował, nie mieliśmy okazji na większe czułości niż pocałunki. Nie zastanawiając się już więcej, wciągnęłam ją na siebie i poszłam zobaczyć się z Ethanem. Weszłam do jego pokoju, który miał już nowe drzwi i natychmiast się do niego przytuliłam, namiętnie go całując.
— Co ty masz na sobie? — zapytał, lekko mnie odsuwając i lustrując wzrokiem. Kiedy w moim ubiorze rozpoznał swoją koszulkę, uśmiechnął się zadziornie i zapytał. — Przyszłaś mi oddać moją własność, hmmm?
— Przecież powiedziałeś, że mogę ją sobie wziąć.
— Nie. Powiedziałem, że możesz ją na chwilę zatrzymać, ale potem odbiorę swoją własność — odpowiedział, zupełnie jak przedtem wsuwając pod nią dłonie i pieszcząc mój brzuch. Zaczął ją podwijać, całując moją szyję.
— Wciąż nie odpokutowałeś mojej zniszczonej sukienki — powiedziałam, próbując się od niego odsunąć, ale nie pozwolił mi odejść od siebie nawet na milimetr.
— A jeśli pozwolę ci zatrzymać moją koszulkę na zawsze? — zapytał, patrząc mi w oczy. Jednocześnie ułożył dłonie na zapięciu mojego stanika, gotowy zdjąć go natychmiast po mojej odpowiedzi,
— Myślę, że mogę się na to zgodzić — powiedziałam, śmiejąc się lekko.
— Cudownie! — powiedział i zdjął ją ze mnie razem ze stanikiem. Potem szybko podniósł mnie i rzucił się ze mną w ramionach na łóżko. 

Advertisement